Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2013 (marzec / kwiecień)

Strona Pierwsza

„Ubi fides, ibi libertas”

Zapiski ze Spotkania Odpowiedzialnych ruchu Comunione e Liberazione we Włoszech. Pacengo di Lazise (Werona), 3 marca 2013 r.

ks. JuliĂĄn CarrĂłn


1. Prawdziwa postawa problemowa

Jakie pytanie stawiają nam wyniki wyborów i sytuacja, w której się znaleźliśmy? Odkładając na bok wszelkie możliwe analizy: co te dane mówią każdemu z nas i nam jako wspólnocie chrześcijańskiej?

Wydaje mi się, Ĺźe samo przyjrzenie się wynikom, do ktĂłrego nie potrzeba szalonej inteligencji, pozwala wyraĹşnie zobaczyć jakieś ogĂłlne rozczłonkowanie i zagubienie: z jednej strony zwycięskie ideologie, a z drugiej zagubienie tylu osĂłb. Jakie pytanie stawiają nam te dane? Co oznacza fakt, Ĺźe tak wiele osĂłb, w pędzie do przemiany, często niekonsekwentnym i w niepewnym kierunku, poszukuje czegoś innego i przez to głosuje tak a nie inaczej? Tylko jeśli dostrzeĹźemy powagę sytuacji, będziemy mogli ocenić wiarygodność propozycji i prĂłb rozwiązania problemĂłw. Czy wystarczy po prostu „załatwić coś” dla siebie? Zmienić hasło? Czy wystarczą nowe instrukcje obsługi? Innymi słowy, czy moralizm jest w stanie gruntownie zmienić sytuację? To pytanie pozostawiam otwarte. Nie stwierdzajmy zbyt łatwo, Ĺźe juĹź je zrozumieliśmy. Chciałbym, Ĺźebyśmy uwaĹźając na wszystkie znaki, mogli dalej pomagać sobie wzajemnie w zrozumieniu natury wyzwania, ktĂłre przed nami stoi.

Z czego wynika sytuacja, w ktĂłrej się znaleĹşliśmy? Ksiądz Giussani przychodzi nam z pomocą, pokazując, Ĺźe jest ona zakorzeniona w procesie, ktĂłry zaczął się dawno temu. Jeśli nie zrozumiemy, w czym tkwi ĹşrĂłdło tego dzisiejszego rozczłonkowania, będzie nam groziło znajdowanie rozwiązań, ktĂłre są częścią problemu, ktĂłre będą go pogłębiać zamiast stanowić rzeczywistą alternatywę. Dlatego pozwolę sobie przeczytać kilka fragmentĂłw wypowiedzi księdza Giussaniego, ktĂłre wydają mi się znaczące – jeśli ktoś ma lepszą interpretację, niech ją zaproponuje i zweryfikuje. Ksiądz Giussani utrzymuje, Ĺźe dla wszystkich oczywiste zagubienie, w ktĂłrym się pogrążamy, wynika z naszej postawy właściwej ludziom nowoĹźytnym, z faktu, Ĺźe nasze ludzkie podejście do Ĺźycia nie jest problemowe: „Postawa nas, ludzi współczesnych, wobec faktu religijnego, charakteryzuje się brakiem problematyczności. Zazwyczaj postawa ta nie jest naprawdę postawą problemową” (L. Giussani, Dlaczego Kościół, tłum. D. Chodyniecki, Pallottinum, Poznań 2004, s. 52). Teraz, po tym wszystkim, co wydarzyło się w tym roku, nasze pytanie się wyklarowało i dlatego moĹźemy dostrzec lepiej odpowiedĹş, jakiej udziela ksiądz Giussani. Choć ją znamy, to jakby dopiero teraz moĹźemy pojąć ją w całej jej powadze.

Co to znaczy, Ĺźe nie mamy prawdziwej postawy problemowej? To znaczy, Ĺźe my „juĹź wiemy”, Ĺźe nie ma w nas prawdziwej potrzeby zrozumienia, Ĺźe juĹź ograniczyliśmy naszą potrzebę, Ĺźe nie ma w nas koniecznej do zrozumienia ciekawości. Czasami, i tak było rĂłwnieĹź przed wyborami, gra kończy się jeszcze przed początkiem meczu: kaĹźdy juĹź ma swĂłj obraz, swoje wyjaśnienie wszystkiego, co się dzieje. Ksiądz Giussani mĂłwi: „Życie jest splotem zdarzeń i spotkań, ktĂłre prowokują świadomość, wywołując w niej róşnej miary problemy. Problem nie jest niczym innym, jak dynamicznym wyrazem reakcji na prowokujące spotkania” (tamĹźe). Wszystko mieści się w początku, w początkowym zderzeniu, w reakcji na to, co się wydarza, w oddĹşwięku, ktĂłry wywołuje w nas rzeczywistość, na samym początku kaĹźdej historii (a nie potem, kiedy teoretyzujemy): czy godzimy się na to, by w spotkaniu z okolicznościami powstało pytanie, problem, czy „juĹź wiemy”? Jeśli „juĹź wiemy”, to problem się nie pojawia. I w takim razie, dlaczego miałbym się angaĹźować, dlaczego miałbym coś robić? Ale najgorsze jest to, Ĺźe bez problematyczności, bez prawdziwej postawy problemowej, bez podjęcia wyzwań, jakie rzuca nam rzeczywistość, nie moĹźemy dostrzec znaczenia rzeczy i znaczenia Ĺźycia, poniewaĹź „znaczenie Ĺźycia – czy waĹźnych i odnoszących się do Ĺźycia spraw – moĹźe dostrzec jedynie ktoś, kto zajmuje się całościową problematyką Ĺźycia” (tamĹźe). Przymiotnik „całościową” jest fundamentalny. Jestem pewien, Ĺźe my wszyscy w taki czy inny sposĂłb się angaĹźujemy, bo inaczej by nas tu nie było, ale prawdziwym problemem jest całościowość, bo przecieĹź widać, Ĺźe nawet przy gorączkowym działaniu wnętrze naszego „ja” moĹźe być nieruchome, zablokowane od lat. Potem człowiek opowiada o konkretnych rzeczach, ktĂłre zrobił, i sądzi, Ĺźe w ten sposĂłb daje dowĂłd, Ĺźe się porusza. Ale gorączkowe działanie bardzo często moĹźe kryć za sobą fakt, Ĺźe człowiek wcale się nie porusza we własnym wnętrzu. Faryzeusze robili o wiele więcej rzeczy niĹź celnicy, ale nie poruszyli się we wnętrzu swojego „ja”. A człowiek, ktĂłry nie porusza się we własnym wnętrzu, nigdy nie odkryje znaczenia Ĺźycia: to cel do osiągnięcia tylko dla tego, kto pozwala się sprowokować i angaĹźuje się „w całościową problematykę samego Ĺźycia”. Od czego zaleĹźy, czy pojmiemy znaczenie Ĺźycia? Od zaangaĹźowania w całość Ĺźycia. Ksiądz Giussani tutaj lokalizuje ĹşrĂłdło naszych trudności.

Dzięki czemu moĹźemy stwierdzić, czy zachowaliśmy prawdziwą postawę problemową, czy stajemy wobec rzeczywistości, przyjmując wyzwanie, jakie nam ona rzuca? „Pojawienie się problemu zakłada […] narodziny zainteresowania, budzi umysłowe zaciekawienie, inaczej niĹź w przypadku zwątpienia [wątpliwości], ktĂłrego egzystencjalna dynamika zmierza do rozkładu aktywnego dynamizmu zainteresowania i powoduje, Ĺźe stopniowo przedmiot staje się nam obcy” (tamĹźe). Z jednej strony mamy więc zainteresowanie i ciekawość, z drugiej – obcość. Przedmiotem, ktĂłry staje się nam coraz bardziej obcy w wyniku braku problematyczności, moĹźe być środowisko naszego Ĺźycia, „tkanka wpływĂłw”, ktĂłrym podlegamy, „splot okoliczności”, w ktĂłrym tkwimy. Natomiast postawa problemowa to nasza gotowość do tego, „żeby dać się sprowokować przez problem” (tamĹźe, s. 53), by całe Ĺźycie mogło nas prowokować. W przeciwnym razie co w sobie obserwujemy? Podchodzenie do rzeczywistości „w sposĂłb tendencyjny i jednostronny”, co dzisiaj jest widoczne dla wszystkich: powoduje ono, Ĺźe „problem będzie ledwie widoczny, a podmiot ludzki z łatwością przyjmie wobec niego postawę ułomną” (tamĹźe). Wydaje się, Ĺźe ten opis naszej ułomności, niezdolności do poruszania się w dzisiejszej sytuacji tak, by nie zostać porwanym przez prąd, jest sformułowany właśnie dla nas.

Ksiądz Giussani dostrzega początek tej trudności w momencie, gdy rozpoczął się proces rozpadu mentalności organicznej, scalonej, zdolnej uchwycić związek pomiędzy Ĺźyciem a jego znaczeniem, a w związku z tym zdolnej zastanowić się naleĹźycie nad poszczegĂłlnymi krokami. „Początek takiego osłabienia organicznej mentalności […] ma swoje ĹşrĂłdło w stałej, [smutnej] moĹźliwości braku autentycznego zaangaĹźowania, braku zaangaĹźowania i zaciekawienia całością rzeczywistości” (tamĹźe, s. 54). W zeszłym tygodniu, kiedy miałem pierwszy wykład o Zmyśle religijnym na Uniwersytecie Katolickim, rzucił mi się w oczy cytat z Alexisa Carrela, przytoczony przez księdza Giussaniego na początku książki: „WśrĂłd rozmiękczającej wygody nowoczesnego Ĺźycia rozpadł się zespół reguł, ktĂłre nadawały Ĺźyciu kształt”. Dlaczego? PoniewaĹź „większość rzeczy, ktĂłre narzucał nam kosmiczny świat, przestała być konieczna, i wraz z nimi zniknął takĹźe twĂłrczy wysiłek osobowości” (por. A. Carrel, RĂŠflexions sur la conduite de la vie, Librairie Plon, Paris 1950, s. 6-7). Słowa Carrela interesują nas nie ze względu na to, Ĺźe chcielibyśmy powrotu do czynności narzucanych przez kosmiczny świat, ale dlatego, Ĺźe chcemy powtĂłrzyć, iĹź bez zaangaĹźowania w stawianie czoła Ĺźyciu we wszystkich problemach, jakie ze sobą niesie, nie pojawi się podmiot. Innymi słowy, jeśli osoba nie zaangaĹźuje się w całość Ĺźycia, nie ukaĹźe się jej osobowość i dlatego będzie jak liść na wietrze, co widzimy wokół, a często takĹźe pośrĂłd nas. Mamy więc do czynienia z trudnością w osądzaniu: „zniknęła granica pomiędzy dobrem a złem” (tamĹźe, s. 7), zauwaĹźa Carrel, człowiek jest zagubiony, nie potrafi osądzić i wszędzie panują podziały. Taki podpis moglibyśmy umieścić pod wynikami wyborĂłw: wszędzie panują podziały. Jest to znakiem zagubienia, podziału, rozczłonkowania, ktĂłre przeĹźywamy w naszym społeczeństwie. Ale – uwaga – jeśli miałoby to doprowadzić do wniosku, Ĺźe w takim razie naleĹźy powiedzieć ludziom, co mają robić, bo nie potrafią wydać własnego osądu, byłby to koniec, problem pogłębiłby się nieodwracalnie. Zamiast wciąż zachęcać ludzi, rzucać im wyzwanie do zaangaĹźowania się w całość rzeczywistości, Ĺźeby nie zwyciężyło lenistwo, Ĺźebyśmy nie zatrzymali się wewnętrznie, by ukazała się osobowość kaĹźdego, chcemy powiedzieć ludziom, co robić, skłaniając ich do większego lenistwa. Gratulacje! Czy sądzimy, Ĺźe w ten sposĂłb rozwiążemy problem? Tak naprawdę spowodujemy tylko większy brak zaufania co do właściwej kaĹźdemu zdolności do osądzania. A jeśli, w tym, jak wychowujemy, wprowadzimy taką nieufność, to wszystko skończone! Staniemy się wszyscy potencjalnymi ofiarami cudzej propagandy. Kto nie ufa zdolności do osądzania, ten pozwoli się pociągnąć pierwszemu lepszemu i skończy jako niewolnik opinii tego, kto krzyczy najgłośniej.

Ale znĂłw ksiądz Giussani nas zaskakuje. Wydawałoby się nam przecieĹź oczywiste, Ĺźe im bardziej fundamentalna, decydująca dla Ĺźycia jest kwestia, z jaką mamy się zmierzyć, tym trudniej jest osądzić. Nie, nie, nie. Jest odwrotnie. „Im bardziej jakaś wartość jest Ĺźyciowa i podstawowa w swoim znaczeniu [jakie są Ĺźyciowe, podstawowe wartości?] – przeznaczenie, uczucia, wspĂłlne Ĺźycie [a więc rĂłwnieĹź polityka] – tym bardziej natura obdarza kaĹźdego inteligencją potrzebną do jej poznania i osądzania” (L. Giussani, Zmysł religijny, tłum. K. Borowczyk, Pallottinum, Poznań 2000, s. 54-55). Czytając księdza Giussaniego, zawsze odkrywa się coś nowego: gdy pojawiają się nowe pytania, zaskakują nas rzeczy, ktĂłrych wcześniej nie dostrzegaliśmy. Wcale nie jest prawdą, Ĺźe im bardziej Ĺźyciowa jest jakaś sprawa, tym jesteśmy słabsi; nie, nie, nie: tym bardziej natura daje kaĹźdemu inteligencję do rozeznawania i osądzania. Dlatego, jak podkreśla ksiądz Giussani w trzecim rozdziale Zmysłu religijnego, „z przykładu Pasteura […] zdaje się jasno wynikać, Ĺźe istota problemu poznawczego nie polega na jakiejś szczegĂłlnej zdolności inteligencji”, ale na właściwej postawie, na odpowiednim nastawieniu (jak to zaraz potem zaznacza). Pytanie brzmi więc, czy my, mĂłwiąc w kategoriach wychowania, mamy zaufanie do tej zdolności danej nam przez naturę, czy wprowadzamy nieufność, tak jak robi to władza. Tutaj dotykamy newralgicznego punktu w kwestii wychowania: czy zaufać zdolności od osądu, ktĂłrą Tajemnica zaszczepiła w kaĹźdym z nas, byśmy mogli stawiać czoła najbardziej podstawowym i fundamentalnym problemom Ĺźycia, czy ją wciąż budzić i rzucać jej wyzwanie? Jądrem problemu jest budzenie w drugiej osobie właściwej postawy, właściwego nastawienia, ktĂłre pomoĹźe jej stawić czoła problemowi. Jaki jest pierwszy znak tego, Ĺźe kochamy drugą osobę? To, Ĺźe pobudzamy jej wolność, to znaczy przekazujemy jej tę ufność w samego siebie, w przeciwnym razie moĹźemy tylko opowiadać o potwierdzaniu drugiej osoby.

Pewność, że Tajemnica w każdym z nas zaszczepiła wolność i zdolność do osądu, pozwala zrozumieć dogłębnie, co Chrystus zrobił z człowiekiem.

 

2. Zadanie Chrystusa i Kościoła

Po co przyszedł Chrystus? Ksiądz Giussani pisze: „Jezus Chrystus nie przyszedł na świat, aby wyręczyć człowieka w jego pracy, w jego wolności lub aby wyeliminować Ĺźyciowe prĂłby – egzystencjalny warunek wolności. On przyszedł na świat, Ĺźeby przywołać człowieka do istoty rzeczy, ukazać mu rozwiązanie wszystkich problemĂłw, jego fundamentalną strukturę i realną sytuację” (L. Giussani, Chrześcijaństwo jako wyzwanie. U ĹşrĂłdeł chrześcijańskiego roszczenia, tłum. D. Chodyniecki, Pallottinum, Poznań 2002, s. 155). Przyjmując ciało, Chrystus zradykalizował metodę stosowaną przez Tajemnicę, by wciąż budzić „ja”, by wzbudzać tę postawę problematyczną i wzniecać na nowo zainteresowanie, ktĂłre moĹźe doprowadzić człowieka do zaangaĹźowania w całą rzeczywistość, tak Ĺźe będzie mĂłgł uchwycić znaczenie Ĺźycia. Nie przyszedł, by nas zastąpić, by zrobić z nas lalki, kukły, ale Ĺźeby stworzyć ludzi. „Jezus Chrystus przyszedł, aby ponownie wezwać człowieka do prawdziwej religijności, bez ktĂłrej kaĹźda pretensja do posiadania rozwiązania ludzkich problemĂłw jest kłamstwem. Problemy poznania sensu wszystkich rzeczy (prawda), właściwego posługiwania się rzeczami (praca), problemy pełnej świadomości (miłość), ludzkiego współżycia (społeczeństwo i polityka) nie posiadają właściwego fundamentu i dlatego powodują wciąż zwiększające się zamieszanie [tu właśnie jest ĹşrĂłdło zamieszania] w historii jednostki i ludzkości na taką miarę, na jaką w wysiłkach podejmowanych w celu ich rozwiązania nie opierają się one na religijności” (tamĹźe, s. 156), to znaczy na ile podchodzimy do nich, nie zdając sobie sprawy z naszej potrzeby, naszej pierwotnej zaleĹźności, to znaczy z tego, czym jesteśmy. „Zadaniem Jezusa nie jest rozwiązywanie róşnych problemĂłw [to by sprawiło, Ĺźe stalibyśmy się tylko większymi kukłami], ale przywoływanie człowieka do przyjęcia postawy, dzięki ktĂłrej w najwłaściwszy sposĂłb moĹźe on dążyć do ich rozwiązania. Do obowiązkĂłw jednostki naleĹźy podjęcie tego trudu, ktĂłry w Ĺźyciu polega właśnie na usiłowaniu znalezienia owego rozwiązania” (tamĹźe).

MoĹźemy w ten sposĂłb pomĂłc sobie rĂłwnieĹź w zrozumieniu prawdziwej relacji pomiędzy „ja” a â€žmy”, jednostką a wspĂłlnotą. To, co przed chwilą zostało przytoczone, jest bowiem głównym zadaniem Kościoła: „Gdyby Kościół wyznaczył sobie za cel [dawanie rozwiązań,] robienie wyłomu w ludzkich wysiłkach wzrastania, wyraĹźania siebie i poszukiwania sensu, czyniłby […] jak owi rodzice, ktĂłrzy się łudzą, Ĺźe rozwiążą problemy swoich dzieci, zastępując je w wysiłku zmierzającym do ich rozwiązania” (L. Giussani, Dlaczego Kościół, dz. cyt., s. 227). Jest pomiędzy nami pewien sposĂłb mĂłwienia „my”, pewien sposĂłb traktowania się nawzajem, prowadzenia wspĂłlnoty, analogiczny do takiej postawy rodzicĂłw wobec dzieci. Ksiądz Giussani ostrzega, Ĺźe jest to ułuda. „Byłoby to iluzją dla Kościoła, gdyĹź w ten sposĂłb sprzeniewierzyłby się swojemu zadaniu wychowawczemu” (tamĹźe). Zrozumienie zadania wychowawczego jest podstawowe, jeśli chcemy stworzyć podmiot, ktĂłry znajdując się w sytuacji społecznej, kulturalnej, politycznej, będzie umiał oprzeć się nurtowi wydarzeń. „Poza tym byłoby to, z jednej strony, dewaluacją istotnej historii właściwej fenomenowi chrześcijańskiemu, z drugiej zaś zuboĹźeniem ludzkiej drogi” (tamĹźe). MoĹźna rozumieć chrześcijaństwo w taki sposĂłb, Ĺźe prowadzi to do zuboĹźenia ludzkiej drogi. „Nie jest zatem bezpośrednim zadaniem Kościoła dostarczanie człowiekowi rozwiązań problemĂłw, jakie napotyka on na swojej Ĺźyciowej drodze. […] UwaĹźa on za swoje zadanie w historii [bo jest kontynuacją obecności Jezusa w historii] wychowywanie ludzkości do odkrywania i przeĹźywania zmysłu religijnego [to znaczy do świadomości potrzeby, do świadomości tego, czym jesteśmy], widzieliśmy rĂłwnieĹź, Ĺźe to pociąga za sobą przywołanie człowieka do właściwej postawy wobec rzeczywistości i pytań, jakie ona ze sobą niesie [jej problemĂłw, poniewaĹź taka postawa] stanowi optymalny, nieodzowny warunek znalezienia najbardziej adekwatnych odpowiedzi na te pytania” (tamĹźe, s. 228). Ksiądz Giussani podkreśla: „Cała gama ludzkich problemĂłw nie moĹźe być oderwana od wolności i kreatywności człowieka. To tak jakby Kościół chciał dać ludziom gotowe rozwiązanie [właśnie: powiedzieć, co mają robić], co doprowadziłoby do zaniedbania jego pierwotnego obowiązku wychowania i wręcz podwaĹźałoby wartość […] czasu” (tamĹźe).

Pokusa, by pytać o konkretne rozwiązanie problemĂłw nie jest nowa. Ksiądz Giussani przytacza przykład dwĂłch braci przychodzących do Jezusa: „Powiedz mojemu bratu, Ĺźeby podzielił się ze mną spadkiem”. To jest to samo, co pytanie: „MoĹźesz mi powiedzieć na kogo głosować? Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?”. A Jezus odpowiada: „Któş Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? UwaĹźajcie i strzeĹźcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], Ĺźycie jego nie jest zaleĹźne od jego mienia” (Łk 12,13-15). Ten epizod – komentuje ksiądz Giussani, „jakkolwiek przekazał nam to tylko Łukasz – podpowiada nam (…), Ĺźe nie musiało być czymś dziwnym to, iĹź ktoś zwracał się do Jezusa, by pomĂłgł mu rozstrzygnąć jakieś spory i nieporozumienia. Często zwracano się z takimi sprawami do kogoś, kogo uznawano za nauczyciela i mistrza. Do tego bowiem stopnia człowiek instynktownie myśli, Ĺźe oto znalazł ĹşrĂłdło rozwiązania swoich problemĂłw! [Niesamowite!] Jezus natomiast rozwiewa wszelką wątpliwość. Właśnie On, ktĂłry wielokrotnie objawiał się jako wiarygodny sędzia [nie cofał się przed osądem w wielu innych kwestiach], rzucając wyzwanie opinii społecznej […], w tym przypadku zdecydowanie stwierdza, Ĺźe nie On powinien rozstrzygać w przedstawionej Mu sprawie. Z pewnością Jego rozmĂłwca musiał się czuć zmieszany [jak wielu z nas w związku z tym, Ĺźe nie wskazaliśmy na kogo głosować, rozumiem to dobrze], Jezus zaś czyni to, co naleĹźy do Niego” (tamĹźe, s. 229). Dlatego Kościół, podobnie jak Jezus, nie dodaje nic więcej. To nie oznacza, Ĺźe Jezus, nie rozwiązując sporu, nic nie powiedział, nic nie zaproponował. Sądzicie, Ĺźe gdyby dał gotowe rozwiązanie, to zakończyliby spĂłr? Dopiero by go zaczęli! A pomyślcie, czy gdybyśmy wam wskazali, na kogo głosować, czy skończyłyby się wasze problemy? Prawdopodobnie, gdyby ktoś zwrĂłcił się do kierujących Ruchem o jasne wskazanie na czas wyborĂłw i otrzymałby je, to w przypadku, gdyby ta wskazĂłwka nie była zgodna z tym, co juĹź zamierzał i zadecydował w swoim sercu, natychmiast by powiedział: „No nie, tylko nie ta partia!”. Ale Jezus, odpowiadając w ten sposĂłb dwĂłm braciom, coś jednak proponuje, mĂłwiąc: jeśli chcecie rozwiązać problem, nie pytajcie Mnie o rozwiązanie, ale zapytajcie siebie, jakie podejście do takiego problemu jest odpowiednie; nie przywiązujcie się do tego, od czego nie zaleĹźy wasze Ĺźycie. Jezus mĂłwi więc, Ĺźe jeśli ich kryterium osądzania nie jest właściwie ustawione, jeśli nie mają odpowiedniej postawy, to nie będą mogli rozwiązać sporu, nie będą mogli dotrzeć do właściwego rozwiązania. „Chrystus, podobnie jak Kościół […], nie przyszedł rozwiązywać problemĂłw sprawiedliwości, ale umieścić w sercu człowieka Ăłw warunek, bez ktĂłrego spełnienia sprawiedliwość na tym świecie mogłaby mieć to samo ĹşrĂłdło, co niesprawiedliwość” (tamĹźe, s. 230). Bardzo często wydaje nam się, Ĺźe to za mało – widzieliśmy to teĹź ostatnio; wydaje nam się, Ĺźe to, co mĂłwi Jezus, to za mało, Ĺźe nie jest to dość konkretne, Ĺźeby zaspokoić naszą potrzebę (byśmy nie pomylili się tuĹź przed osiągnięciem celu). Ale ksiądz Giussani, ktĂłry zna nas tak, jakby sam nas urodził, zauwaĹźa: „Nie moĹźna […] powiedzieć, Ĺźe rola Chrystusa i Kościoła w odniesieniu do ludzkich problemĂłw jest nic nieznacząca [mają naprawdę coś do wniesienia, to jest głos dotykający samej istoty sprawy; jest to jednak] podstawa do prawdziwie ludzkiego […] rozwiązania” (tamĹźe). Po czym moĹźna poznać, Ĺźe rozwiązanie jest ludzkie? „NaleĹźy ponownie podkreślić, Ĺźe właśnie wolność jest istotnym przejawem prawdziwie ludzkiego rozwiązania danego problemu: wolność w jej najpełniejszym i najgłębszym znaczeniu, ta wolność, do ktĂłrej wzywa Chrystus i Kościół, wolność człowieka czujnego, o uwaĹźnym spojrzeniu i duchu otwartym wobec swojego ĹşrĂłdła i przeznaczenia” (tamĹźe, s. 231).

W tych słowach odnajdujemy pełną odpowiedĹş na pytanie o relację pomiędzy „ja” i „my”. Relacja między „ja” i „my” moĹźe prowadzić do wywyĹźszenia „ja”, do zwiększenia zdolności osądzania (jak w przypadku dwĂłch braci), ale moĹźe teĹź (jak u rodzicĂłw z przywołanego przykładu) zastępować „ja” i wtedy nie ukaĹźe się osobowość, nie narodzi się osoba zdolna osądzać. Relacja pomiędzy „ja” i „my” moĹźe się ustalać na wiele sposobĂłw. Dlatego jeśli nie pomoĹźemy sobie w zrozumieniu związku, prawdziwej relacji pomiędzy „ja” i „my”, znowu się sparzymy.

Pojawiają się kwestie decydujące dla naszej drogi, ktĂłre trzeba wyjaśnić, nie po to, Ĺźeby robić sobie wyrzuty. Kiedy ksiądz Giussani mĂłwił, Ĺźe to, co wydarzyło się na początku, pĂłjście za imponującą obecnością („Ruch narodził się z dostrzeĹźenia imponującej obecności, ktĂłra wnosiła w Ĺźycie prowokację obietnicy, za ktĂłrą moĹźna było iść”), stało się „organizacją”, dostrzegał coś, co poszło nie tak w naszym doświadczeniu. To nie oznaczało, Ĺźe wspĂłlnota powinna przestać istnieć, ale Ĺźe jest moĹźliwa jakaś forma wspĂłlnoty, ktĂłra nie jest odpowiednia dla osoby. Alternatywą dla wypaczonej wspĂłlnoty nie jest usuwanie wspĂłlnoty, Ĺźeby podkreślić osobę, ale odnalezienie racji dla takiej wspĂłlnoty, ktĂłra będzie odpowiadała potrzebom osoby. Potwierdzenie osoby nie jest sprzeciwianiem się wspĂłlnocie. Problem polega na tym, jaki obraz wspĂłlnoty mamy, myśląc o polityce, o zmierzeniu się z wyborami, o towarzyszeniu sobie, o Ĺźyciu we wspĂłlnocie, o Ĺźyciu w Bractwie, o Ĺźyciu w przyjaĹşni, o Ĺźyciu w relacjach rodzinnych: jaka jest natura wspĂłlnoty? Ktoś, kto przeciwstawia osobę wspĂłlnocie, myli się, poniewaĹź nikt nie chce wykreślić ze swojego doświadczenia wspĂłlnoty: problem polega na tym, by wyjaśnić, o jakiej wspĂłlnocie mĂłwimy. Więc przestańmy mĂłwić, Ĺźe przeciwstawia się osobę wspĂłlnocie, Ĺźeby tylko nie musieć się zmieniać. Nie tworzymy Ĺźadnych przeciwstawień. Przeciwstawia się, owszem, wspĂłlnotę inaczej pojmowanej wspĂłlnocie. Kiedy ksiądz Giussani mĂłwił, Ĺźe Ruch stał się organizacją, nie miał na myśli, Ĺźe w takim razie wspĂłlnota powinna stać się „płynna”, bezkształtna, ale prostował pewną istotną kwestię: mĂłwił, Ĺźe wspĂłlnota przestała być miejscem tworzącym osoby, Ĺźe nie odpowiada juĹź na potrzeby osoby. Organizacja nigdy nie odpowie na potrzeby osoby, nigdy. A jeśli wspĂłlnota nie jest odpowiednim miejscem dla osoby, to ta osoba straci zainteresowanie taką wspĂłlnotą i, chcąc nie chcąc, będzie sobie szukać miejsca gdzie indziej; abstrakcyjna obrona wspĂłlnoty nie wystarczy, poniewaĹź ludzi to nie będzie interesować, kryterium osądu kaĹźdy ma bowiem wewnątrz siebie.

W takim razie nie chodzi tylko o to, by umacniać jakąś wspólnotę, ale by zapytać się, jaka wspólnota, jaki rodzaj wspólnoty jest konieczny, by osoby mogły wzrastać, by była ona odpowiednia dla osoby, żeby osoba mogła się w niej wciąż na nowo budzić. Jeśli to przebudzenie znów się nie wydarzy, to wszyscy pogrążymy się w niepewności. Ale jeśli jakieś osoby się przebudzą, to w rzeczywistości ukaże się miejsce nadziei. Dlatego w naszym stanowisku przed wyborami przypomnieliśmy, jak ksiądz Giussani mówił, że „pierwszym poziomem tego, jak chrześcijańska wspólnota wpływa na politykę, jest samo jej istnienie” (L. Giussani, Il Movimento di Comunione e Liberazione. Conversazioni con Robi Ronza, Jaca Book, Milano 1987, s. 118). Ale uwaga na to, co jest tam powiedziane, ponieważ wszystko rozstrzyga się w przymiotnikach („żywa wspólnota chrześcijańska”): mogą pojawiać się miejsca, które są jak organizacje, w których osoba się psuje, albo też mogą się mnożyć i poszerzać chrześcijańskie wspólnoty „żywe i autentyczne”, które budzą osobę, są dla niej interesujące, przyciągają ją – i tak wspólnota chrześcijańska staje się jednym z ważnych czynników życia obywatelskiego. Co to za miejsca, te wspólnoty, w których osoby rozkwitają, które potrafią dostrzec pierwotne potrzeby człowieka i zaproponować na nie dobrą odpowiedź? Jeśli sobie w tym nie pomożemy, to ograniczymy się do zmiany haseł, ale tak naprawdę nic się nie zmieni. Chciałbym, żeby każdy z nas dostrzegł tę konieczność.

Musimy dojrzeć do pełnej świadomości tego, czym jesteśmy, byśmy mogli budować miejsca, w ktĂłrych osoby mogą wzrastać, Ĺźeby nie trwać w miejscach, ktĂłre są tylko „organizacjami”. Według mnie to o to toczy się gra, do tego właśnie przywołał nas ksiądz Giussani.

W 1969 roku Joseph Ratzinger mĂłwił: „Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, ktĂłry straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początkĂłw. Nie będzie juĹź więcej w stanie mieszkać w budynkach, ktĂłre zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych, utraci takĹźe większą część przywilejĂłw społecznych. Będzie to Kościół […], ktĂłry nie obstaje przy swoim mandacie politycznym, i z lewicą flirtuje rĂłwnie niewiele co z prawicą. […] [Bowiem] proces krystalizowania i oczyszczania będzie go rĂłwnieĹź kosztował wiele sił. Uczyni go ubogim, pozwoli stać się Kościołem maluczkich. […] Proces ten będzie długi i męczący […]. Ale po prĂłbie, jaką będzie to rozdzielanie się, z […] uproszczonego Kościoła popłynie wielka siła” (J. Ratzinger, Wiara i przyszłość, tłum. Piotr Waszczenko, PAX, Warszawa 1975, s. 77-78). To właśnie spotkało narĂłd Izraela: kiedy został ogołocony ze wszystkiego, ukazała się ta „reszta”, o ktĂłrej w ostatnich dniach mĂłwił Benedykt XVI, reszta Izraela. Wiele lat temu powiedział to rĂłwnieĹź ksiądz Giussani: „Tak naprawdę – nie mĂłwię tego tak sobie, nie mĂłwię tego, bo tak bym chciał, tylko tak jest naprawdę – jeśli pozostalibyśmy w dziesięć osĂłb zamiast całego Ruchu, ta wola prawdy Ruchu sprawiłaby, Ĺźe pozostalibyśmy boleśnie nietknięci, boleśnie pełni pokoju i boleśnie Ĺźywotni, tak Ĺźe zaczęlibyśmy od początku, zaczynalibyśmy wciąż na nowo”. Co chce powiedzieć ksiądz Giussani, uĹźywając tego ekstremalnego przykładu? Ĺťe „nasza postawa nie byłaby uwarunkowana – jak euforia i zniechęcenie, jak egzaltacja albo jak nuda, albo jak rozczarowanie – przez wynik naszych działań, przez społeczny rezultat naszych działań” (Rada Krajowa CL, Mediolan, 15-16 stycznia 1977 r.). Dlatego i my, w tym wszystkim, co przeĹźywamy, musimy jakby zacząć od nowa, w prostocie proponowania na nowo gestĂłw, miejsc, w ktĂłrych rodzą się nowe, odmienne osoby. To doprowadza nas do ostatniego punktu.

 

3. Wiara, ktĂłra odpowiada na potrzeby Ĺźycia

Nie wystarcza jakakolwiek wspólnota, jakiekolwiek miejsce, ponieważ możemy, zamiast Ruchem, stać się stowarzyszeniem, możemy wyruszyć w dalszą drogę, niczego się nie nauczywszy. To tutaj spotykają się wyzwanie Roku Wiary, Synod ze swoim wezwaniem do nawrócenia i decyzja Papieża o rezygnacji. Przyjaciele, jeśli nie zweryfikujemy właśnie w tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, czy wiara odpowiada na potrzeby życia, nasza wiara nie wytrzyma i nie będziemy mieli wystarczających powodów, by być chrześcijanami. Być może nie odejdziemy z Ruchu, ale nasze zainteresowanie skoncentruje się na czymś innym: Chrystus przestanie być w centrum naszych uczuć, nie będzie już tym, co jest nam najdroższe. Zawsze będziemy mieli przed oczami wyzwanie księdza Giussaniego: wiara ma być obecnym doświadczeniem, potwierdzanym przez doświadczenie – a na czym polega potwierdzenie? Na tym, że pomaga w odpowiedzi na potrzeby życia, od wychowania dzieci po politykę, od problemu choroby po problem pracy, od problemów najbardziej osobistych po problemy społeczne. Gdyby nie to, to nie byłaby ona w stanie przetrwać w świecie, gdzie wszystko, ale to wszystko, mówi coś innego.

Jeśli w naszym doświadczeniu wiary nie odkrywamy wciąż na nowo tego, jak pomocna jest w potrzebach Ĺźyciowych, a więc w tych, ktĂłre pojawiają się przed nami w pracy albo przed wyborami, to niepostrzeĹźenie popadamy w dualizm. To tutaj tkwi wyzwanie: czy Chrystus jest na tyle rzeczywisty, by mĂłc odpowiedzieć na nasze potrzeby? Czy jest tak rzeczywisty – o czym świadczy nam święty AmbroĹźy – Ĺźe pozwala człowiekowi rzucić wyzwanie cesarzowi, bo czyni go tak bardzo wolnym? Ĺťycie człowieka opiera się na satysfakcji, jak przypomina nam święty Tomasz: „To wydaje się Ĺźyciem kaĹźdego człowieka, w czym znajduje największą przyjemność, czym się najbardziej lubi zajmować” (św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, t. XXIII: Charyzmaty, tłum. P. Bełch, Londyn 1982, s. 132). W takim razie albo doświadczamy prawdziwej satysfakcji, poniewaĹź Chrystus nie jest abstrakcyjny, lecz rzeczywisty – czego świadectwo dał nam PapieĹź swoją decyzją – albo my, nie znajdując tej satysfakcji, będziemy jej szukać gdzie indziej, w okruchach władzy. Ale okruchy to za mało dla ducha. Jeśli Chrystus nie jest satysfakcjonującym nas doświadczeniem, to tak jak wszyscy będziemy zaleĹźeć od tego, jak się powiodą sprawy: wyniki wyborĂłw, własna kariera, własne projekty. Tylko traktując serio naszą potrzebę, będziemy mogli zrozumieć, czym tak naprawdę jest chrześcijańska propozycja, jak wielką obietnicą dla Ĺźycia jest obecność Chrystusa. W przeciwnym razie będziemy jak wszyscy: gdy sprawy toczą się dobrze, jesteśmy zadowoleni, a kiedy nam nie idzie, jesteśmy zawiedzeni. Nie jesteśmy wolni! PoniewaĹź wolność decyzji PapieĹźa opiera się na pełni, na tej pełni, ktĂłra rodzi się w relacji z obecnym Chrystusem. Kiedy brakuje świadomości tego, czym jesteśmy, kiedy nie uznajemy problemowości Ĺźycia, ktĂłra pozwala dostrzec tkwiące w nas pragnienie całości, nie moĹźemy nawet zdać sobie sprawy, kim jest Chrystus, jaka jest wartość Chrystusa dla nas. Ale wtedy zagroĹźona jest wiara: problem polega na tym, Ĺźe Chrystus nie jest w stanie pochwycić osoby, a jeśli jej nie pochwyci, stanie się ona jak liść na wietrze.

Dlatego trzeba przejść do wniosków – niech więc każdy spojrzy na siebie i powie: czy ja wychodzę z całego tego czasu, z ostatniego roku, który rzucał nam ciągłe wyzwania, z większą pewnością Chrystusa, czy nie? Bo jeśli nie, to niezależnie, czy jesteśmy zadowoleni, czy zniechęceni, straciliśmy czas. Działamy, gorączkowo angażując się w mnóstwo spraw, ale wiara może nas rozczarować: wiara staje się pusta, ponieważ nie widzimy w naszym doświadczeniu, że służy ona potrzebom życia. Nie możemy zacząć od nowa, zmieniając po prostu hasło czy strategię, ale wyłącznie nawracając się. Jeśli się nie nawrócimy, jeśli nie doświadczymy w rzeczywistości obecnego Chrystusa, wrócimy do naszego ograniczania się i do błędów, które już popełniliśmy.

Ubiegły rok to potężne wezwanie Boga do nawrĂłcenia i stąd do tego doświadczenia pełni i wolności, ktĂłra rodzi się z towarzystwa obecnego Chrystusa, bo tylko ono potrafi zakwestionować stereotyp, ktĂłry wielu ludzi wyrobiło juĹź sobie na nasz temat: Ĺźe jesteśmy grupą polityczną, poszukującą władzy. Jeśli doświadczymy takiego spełnienia, takiej ludzkiej odmienności, wtedy będziemy mogli odpowiedzieć na wyzwanie rzucane przez sytuację.

A że takie doświadczenie jest możliwe, pokazała nam Tajemnica w rozbrajającym geście Benedykta XVI, który pokazał nam radosną, pełną pewności twarz. Możemy mówić, co nam się podoba, ale za zamykającą się bramą Castel Gandolfo widzieliśmy tę radosną ludzką twarz. Jakiejż treści nabierają słyszane na nowo, w takim kontekście, słowa świętego Ambrożego: Ubi fides, ibi libertas [Gdzie wiara, tam wolność](Ep. 65,5). Wiara jest rozpoznaniem czegoś obecnego, tak bardzo rzeczywistego, że uzdalnia do wolności i radości. Takie jest znaczenie gestu Papieża.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją