Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2005 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2005 (maj / czerwiec)

Listy

Podarunek ks. Giussaniego

i inne...


Drogi Księże Luigi Giussani, mam 9 lat, a piszę do Śladów, aby opowiedzieć o czymś bardzo pięknym, co mnie spotkało. Trzeciego dnia po twoim pogrzebie dostarczono dla mnie nerkę (od sześciu miesięcy byłem dializowany). Jestem pewny, że to dzięki Tobie, ponieważ prosiłem Cię o to podczas pogrzebu. Mogę teraz robić dużo więcej rzeczy niż przedtem i chcę Ci za to podziękować. Na religii otrzymaliśmy zadanie by napisać w jednym zdaniu postanowienia na Wielki Post. Ja ofiarowałem Jezusowi odwagę przechodzenia przez wszystkie trudności, zarówno obecne jak i te, przed którymi stanę w przyszłości. Napisałem tak, bo chcę być podobny do Ciebie.

Marco, Merate

 

Modlitwa do Jana Pawła II

Drogi Ojcze, zobaczywszy Twoje dzieła zrozumiałem od pierwszej chwili, że byłeś wielkim Papieżem, ponieważ wypowiadałeś zdania krótkie, ale bogate w znaczenie! Darzyłeś zaufaniem najmłodszych, dlatego stałeś się wielkim Ojcem! Proszę usłysz moją modlitwę i naucz mnie kochać Matkę Bożą i Jezusa właśnie tak, jak Ty ich kochałeś! Jestem pewny, że z Raju Ty i ks. Giussani będziecie czynić wielkie cuda.

Francesco, 9 lat, Mediolan

 

Jak piękny jest świat...

Papież był bardzo związany z Bogiem. Kochał Chrystusa bardziej niż mógłbym sobie wyobrazić. Był dla nas światłem, to znaczy rozjaśnił drogę i podnosił nas, gdy napotykaliśmy trudności. Był i pozostanie zawsze w moim sercu, ponieważ pokazał mi, że osoby i rzeczy są po to, by pamiętać.

Kiedy w wiadomościach telewizyjnych dziennikarze mówili, że stan jego zdrowia jest zły, zacząłem się modlić. Nie chciałem by umarł, nie chciałem by nas opuścił pozostawiając w ciemnościach. On był i jest prowadzącym nas Pasterzem. Pozostaje w Kościele pełnym światła, choć teraz odszedł do bram Raju. Na religii widziałem pocztówkę ze zdjęciem Papieża obejmującego Matkę Boża. Wspaniałe jest to, jak nasz Ojciec Święty kochał Maryję i wszystkich ludzi. Chciałbym go spotkać, zobaczyć jeszcze raz, ale przez wiele lat nie zdołam tego zrealizować, bo jestem dziesięcioletnim dzieckiem i mam nadzieję, że będę jeszcze długo żył. Myślę jednak, że może modlitwa będzie sposobem, aby odczuwać jego bliskość. Przez modlitwę mogę rzeczywiście zbliżać się do Ojca Świętego. Nigdy nie zapomnę zdania wypowiedzianego przez ks. Luigi Giussaniego, które przypomniałem sobie widząc twarz Papieża zapatrzonego na pokryte śniegiem góry: „Jak piękny jest świat i jak wielki jest Bóg”.

Chciałbym mieć siłę, aby powtórzyć głośno te słowa również wtedy, kiedy będę umierać. Dzięki Ojcu Świętemu Bóg przemienił niemal cały świat! Kiedy zmarły zostaje złożony do trumny jest bosy, jak to było w przypadku mojego dziadka, tymczasem Papież miał buty. Według mnie, dlatego, że również w Raju będzie musiał dużo chodzić. Żałuję, że zmarł, bo mógłby nawrócić jeszcze wiele osób. Na pewno będę patrzył na jego pogrzeb, gdyż muszę znaleźć sposób, aby mu podziękować i życzyć miłości oraz dużo szczęścia. Jestem przekonany, że Matka Boża mówi teraz do każdego z nas: „Nadszedł czas, abyście wy podtrzymywali Kościół. Jeszcze bardziej teraz, kiedy zmarły trzy jego kolumny: siostra Łucja, ks. Luigi Giussani i Papież”.

Nasz Ojciec Święty był też „smakoszem”. Lubił potrawy włoskie, turecki i te ze swojego rodzinnego kraju. Nie znałem wcześniej jego imienia: Karol Wojtyła. Odkryłem je trzy dni temu i uważam, że jest to piękne imię. Jedno wiem z pewnością: tego Papieża już mi brakuje i zawsze poniosę go ze sobą.

Luca, Riccione

 

Kogo szukacie?

Tym, co zdumiewało mnie w ostatnich dniach jesteśmy my, mlodzi. W sobotę, zanim Ojciec Święty umarł, na placu znajdowała się czuwająca z nim młodzież. Co jakiś czas rozlegał się krzyk "Jan Paweł II", jak n tor Vergata. Sercem byłem tam również ja, podobnie jak wielu młodych i nie tylko. Wśród ostatnich słów wypowiedzianych przez Papieża były i te: "Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie". To prawda, szukał nas, szukał nas poprzez Światowe Dni Młodzieży. Na Tor Vegata, jak i przy innych okazjach, my Papa-boys, byliśmy liczni, ponieważ wcześniej niż jego słowa, zdumiewał nas on sam. Podczas powrtotu z Tor Vergata, zapytany o to, co powiedział Papież z pewnością nie potrafiłbym odpowiedzieć, nie pamiętałem (prawdopodobnie również z powodu fizycznego zmęczenia), ale tym co mu utkwiło w pamięci był on sam. My, młodzi byliśmy tam nie dlatego, że wiedzieliśmy i wiemy wszystko o nim, o tym, co napisał, czy też o Kościele. Wystarczyło spojrzenie - ten rodzaj spojrzenia. Tak samo, jak się wydarzyło Piotrowi i innym aposotołom. W Echu Bergamo na pierwszej stronie znalazło się zdanie: "Pokolenie bez ojców rozpoznało ojca Papieża". To jest właśnie to! Obejmuje nas najpierw swoim spojrzeniem, a następnie słowami. Dotyka serca! Na pierwszej stronie Avvenire umieszczono tytuł: "Dlaczego jesteście tutaj?". Jest to pytanie postawione przez Jana Pawła II podczas czuwania na Tor Vergata w 2000 r.: "Dlaczego tu przybyliście?". To dla Chrystusa tu jesteście. (...) W rzeczywistości, kiedy marzycie o szczęściu, szukacie właśnie Jezusa. To On na was czeka, gdy nie zadowala was nic z tego, co znajdujecie. To On jest pięknem, które tak was pociąga. To On wzbudza w was pragnienie radykalnych wyborów, które nie pozwala wam iść na kompromisy. To On każe wam zrzucać maski, które zakłamują wasze życie. To On odczytuje w waszych sercach decyzje najbardziej autentyczne, które inni chcieliby zagłuszyć. To Jezus wzbudza w was pragnienie, byście uczynili ze swego życia coś wielkiego, byście szli za jakimś ideałem, nie dawali się pochłonąć przeciętności (...). Czy trudno jest wierzyć w roku dwutysięcznym? Tak! Jest trudno. Nie należy tego ukrywać".

Cristina, Crescezago

 

W ziemi PapieĹźa

Od 18 do 22 marca 2005 r. byliśmy w Olsztynie, polskim miasteczku oddalonym dziesięć kilometrów od Częstochowy, które gościło ks. Giussaniego, kiedy w 1983 r. po raz pierwszy przebywał w Polsce. Odbyły się tam Rekolekcje Wielkanocne CLU (CL universitari [studenci]). Uczestniczyło w nich około 60 osób, w tym ja i Giulio, z którym od prawie trzech lat odwiedzamy studentów CL w Polsce i gościmy ich podczas wakacji letnich i rekolekcji tutaj, we Włoszech. W sobotę 19 odbyło się nieoczekiwane, ale znaczące spotkanie z kard. krakowskim Stanisławem Nagym, 84-letnim teologiem, wielkim przyjacielem naszego nieodżałowanego Ojca Świętego Jana Pawła II. Dowiedzieliśmy się, że w tym samym ośrodku, równolegle z naszymi, odbywają się rekolekcje dla kapłanów miejscowej diecezji, w których uczestniczy ks. Biskup. Poprosiliśmy zatem o możliwość spotkania, by przekazać mu obrazek z ks. Giussanim i plakat wielkanocny. Tak spotkaliśmy się z nim, najpierw we trójkę lub czwórkę. Pytał zaraz o obecność ruchu w Polsce, a także o decyzje odnośnie prowadzenia CL po śmierci ks. Giussaniego. Przedstawiliśmy zatem podjęte postanowienia i opowiedzieliśmy o wielkim uczuciu, jake zawsze łączyło ks. Giussanego z Papieżem, o Carrónie oraz o tym, że dwa lata temu mieliśmy szczęście spotkać ks. Giussaniego. Jak przy tej okazji dziękowaliśmy mu za jego związek z Giancarlo, ks. Pino, ks. Fabio, ponieważ dzięki miłości jaką ich darzył nauczyli się patrzeć w taki sam sposób jak on. Ks. Giussani zaraz nam powiedział: ,,To jest właśnie to! W ten sposób ruch staje się historią”. Po tej krótkiej prywatnej rozmowie kardynał zapragnął spotkać się ze wszystkimi studentami CLU, którym powiedział: ,,Zawsze byłem sceptykiem odnośnie włączenia Polski do Europy, niemal pozbawionej wartości i tożsamości, zmierzającej do utraty chrześcijańskiej tradycji i zalewu relatywizmem kulturalnym. Wy otrzymaliście łaskę przynależności do ruchu, który rodząc się z charyzmatu ks. Giussaniego ocalił Włochy. Musicie pragnąć, aby poprzez was powiał w Polsce wiatr Ducha, tak jak wiał i wieje we Włoszech, ponieważ, jak powiedział Papież, ruchy są wiosną i nadzieją Kościoła”. Dodał jeszcze odchodząc: ,,Myślę, że śmierć tak wielkiego bohatera i wielkiego ojca jakim był ks. Giussani nie stanie się dla was przeszkodą, ale wręcz przeciwnie będzie zachętą do pójścia wgłąb charyzmatu, który was pociągnął”.

Teldo e Giulio, Mediolan

 

 

Dwa pogrzeby

Dzięki tajemniczemu zarządzeniu Opatrzności BoĹźej w ostatnim okresie uczestniczyliśmy w dwĂłch pogrzebach wielkich ludzi. W dniach 23-24 lutego braliśmy udział w poĹźegnaniu i pogrzebie ks. Luigi Giussaniego, a następnie w dniach 2-8 kwietnia Ĺźegnaliśmy i byliśmy świadkami pogrzebu Ojca Świętego. Przy okazji obu uroczystości wysłuchaliśmy orędzia kardynała J. Ratzingera. Oba wydarzenia, w ktĂłrych uczestniczyliśmy niemal rĂłwnocześnie, napełniły nas wielkim bĂłlem. Ĺťegnając naszego Ojca w wierze, z wielką nadzieją spoglądaliśmy w przyszłość, gdyĹź widzieliśmy zwycięstwo zmartwychwstałego Chrystusa. Znakiem tego zwycięstwa był Lud chrześcijański, tak licznie zgromadzony na uroczystościach Ĺźałobnych.                                                     

Milionowe rzesze wiernych, ktĂłre przybyły do Wiecznego Miasta z całego świata by poĹźegnać Jana Pawła II, były swego rodzaju trudnym do opisania cudem. TakĹźe ostatnie poĹźegnanie z ks. L. Giussanim stanowiło niejako znak zgromadzonego Kościoła. Katedrę i ogromny plac przed nią wypełniał po brzegi nieprzeliczony tłum Ludu BoĹźego. Wszyscy przez pięć godzin uczestniczyli w pogrzebie, pomimo chłodu i deszczu.                                                                             

W obu wydarzeniach uderzający był moment oczekiwania wiernych pred świątynią, by poĹźegnać, ciało zmarłego. Nadal widzę tłumy przed kościołem Sacro Cuore w Mediolanie, przywołuję w pamięci niesamowity klimat modlitwy i skupienia. Oczywiście nieporĂłwnywalnie większe były rzesze Ĺźegnające Ojca Świętego w Rzymie. Nigdy nie zapomnę nocy oczekiwania, aby oddać hołd ciału zmarłego PapieĹźa. Wielki tłum, zdążający do Bazyliki św. Piotra, był znakiem Ludu pielgrzymującego do Niebieskiego Jeruzalem. Symbolem tegoĹź pielgrzymowania była pięknie oświetlona bazylika i jej niebieska kopuła. Nic nie znaczył wysiłek w porĂłwnaniu do tego, co zostało nam dane. W bolesnym momencie Ĺźycia, przed pogrzebem ukochanego Jana Pawła II byliśmy szczęśliwi. Dlaczego? PoniewaĹź dokonał się cud. Podobnie jak kiedyś nad Jeziorem Galilejskim, Pan stanął nad brzegiem i dokonał cudownego połowu. To On nas zawołał sprawiając te wydarzenia. PosłuĹźył się smutkiem, ktĂłry wzbudził w sercach. Poem pokazał nam jedyną odpowiedĹş - Ĺťyjącego Zmartwychwstałego Pana, Obecnego w znaku Kościoła. W ten sposĂłb nasze serca niejako oĹźyły. KaĹźdy z nas usłyszał ponownie ,,PĂłjdĹş za Mną”. Idąc za Nim rozpoznaliśmy się na nowo, jako bracia i siostry w wierze. Obudziła się więź, jakiej dawno nie doświadczaliśmy. Pan to sprawił i cudem jest w naszych oczach. CzyĹź to samo nie wydarzyło się w tych dniach rĂłwnieĹź w Polsce? Wierzymy, Ĺźe juĹź tutaj objawiło się szczegĂłlne wstawiennictwo Jana Pawła II, ktĂłrego siłą na ziemi była miłość do Chrystusa. Po jego śmierci stała się ona jeszcze bardziej dostrzegalna.                                                                                 

Zdumiony jestem metodą jaką posługuje się Pan. Z wypowiedzianego Chrystusowi ,,tak” rodzi się Lud BoĹźy. Wszyscy pamiętamy słowa ks. L. Giussaniego wygłoszone na Placu św. Piotra w Rzymie, w 1998 r. ,,Widziałem jak kształtował się lud.” Mogę je dzisiaj powtĂłrzyć, gdyĹź niemal dosłownie opisują wydarzenia towarzyszące obu wspomnianym pogrzebom. Widziałem, jak kształtował się lud.” Mogę je dzisiaj powtĂłrzyć, gdyĹź niemal dosłownie opisują wydarzenia towarzyszące obu wspomnianym pogrzebom. Widziałem, jak kształtował się LUD Chrześcijański w Mediolanie, w Rzymie i Polsce.            

MoĹźemy powiedzieć, Ĺźe zrodziliśmy się na nowo w wierze dzięki spotkaniu z ks. L. Giussanim, dzięki Jego całkowitemu ,,tak” powiedzianemu Chrystusowi. Powiedzianemu do końca, zarĂłwno w cierpieniu jak i w chorobie. Zrodziliśmy się dzięki spotkaniom z Janem Pawłem II w czasie Jego licznych pielgrzymek. Budził nas z marazmu i krzepił nadzieją. Uczył iść za Chrystusem, we wszystkich okolicznościach Ĺźycia, tak aby Chrystus był centrum Ĺźycia i historii. Wiemy, Ĺźe to ks. Giussani nauczył nas słuchać PapieĹźa i traktować powaĹźnie Jego słowa.     

Doświadczyliśmy czegoś bardzo zdumiewającego po śmierci Ojca Świętego. Jego oddanie się do końca, TOTUS TUUS wypowiedzenie Bogu przez pośrednictwo Maryji, zaowocowało w sposĂłb wręcz niewyobraĹźalny. Jesteśmy świadkami cudu przemiany, jaki nas dotyka. Widzimy, jak Pan działa poprzez znaki. Stało się to przez Jana Pawła II, Jego ,,tak” - ,,Amen” wyznane do końca Panu. Przez Jego ,,Tak” - oddanie się bez reszty rozlało się Miłosierdzie BoĹźe dla świata. On stał się iskrą, ktĂłra na nowo rozpaliła nasze serca. ,,Tak” wypowiedziane Chrystusowi, staje się miejscem  Jego Ĺźywej Obecności oraz ĹşrĂłdłem nowej płodności w tym  świecie. CzyĹź Pan nie wzywa nas do tego samego? 

ks. Jerzy Krawczyk - odpowiedzialny za ruch CL w Polsce

 

 

Dziesięć minut modlitwy

Pracuję jako robotnik w dużej fabryce mebli. Dla uczczenia pogrzebu Papieża kierownictwo zakładu wydało zarządzenie zezwalające na zaledwie minutową przerwę w pracy. Ja poprosiłem o przepustkę od 10 do południa, aby uczestniczyć w transmisji nabożeństwa pogrzebowego, którą zorganizował Ruch na dużym ekranie w jednym z hoteli. W piątek rano, około 8.30 podszedł do mnie kolega z pracy i poprosił, abym mu pomógł poprowadzić krótki moment modlitwy wewnątrz fabryki, dla robotników, którzy chcieliby uczestniczyć. Zgodziłem się. O godz. 10, w momencie rozpoczęcia owej ,,minuty skupienia”, przyniósł dwie lampki, zdjęcie Papieża, Matki Teresy z Kalkuty i ks. Giussaniego, ustawił je na jednym ze stołów roboczych i poprosił mnie o poprowadzenie modlitwy. Nie zdołałem ukryć zakłopotania z jakim, wobec trzydziestu kolegów, wyrecytowałem Ojcze nasz i Wieczny odpoczynek, wzruszony podjętym gestem, tak prostym, a tym samym tak wypełnionym pasją i wiarą (trwało to dobrze ponad 10 minut!). Potem inicjator spotkania zwierzył mi się, że wiele lat temu poznała ks. Giussaniego, kiedy ten odprawił mszę w pewnej parafii w Bergamo. Po mszy rozmawiał z nim i tamto spotkanie przemieniło jego życie. Pozostałem poruszony opisanym wydarzeniem. Zrozumiałem lepiej słowa ks. Giussaniego: ,,Odpowiedź na pytanie czym jest chrześcijaństwo stanowi kawałek czasu i przestrzeni... wydarzenie, polegające na tym, że pewien człowiek powiedział: jestem Bogiem i będę przemierzał historię wewnątrz widzialnej rzeczywistości zjednoczoych między sobą osób”.

Marco, Pesaro

 

 

Czterech jak 40.000

24 lutego, Delft, Holandia. Oglądamy pogrzeb ks. Giussaniego w sali Jvb71. Znajduje się ona w ogromnym akademiku, gdzie kaĹźdy apartament mieści 16 (!) osĂłb. Wokół dwĂłch szalonych Włoszek, ktĂłre w słoneczne holenderskie popołudnie zamknęły się w domu, aby oglądać transmisje mszy, powoli zaczynają się gromadzić inni współmieszkańcy. Roland i Lotte: ,,Co się dzieje? Czy to Bazylika św. Piotra? Zmarł PapieĹź?”. Dla nich było rzeczą bardzo dziwną, Ĺźe taki tłum ludzi zebrał się w deszczu, a my z taką uwagą patrzymy na to, co się dzieje. Bert: ,,Co się stało?” nasza odpowiedĹş: ,,To pogrzeb pewnego księdza”. Bert: ,,Tak wiele osĂłb dla jednego księdza? W Holandii nigdy nie mogło by się wydarzyć coś podobnego...”. My: ,,Wydarzy się, bez obawy... To była osoba bardzo nam bliska, poniewaĹź jest załoĹźycielem pewnego katolickiego ruchu, do ktĂłrego naleĹźymy”. Bert: ,,Ach, pięknie... Ale co to jest ruch? I dlaczego do niego naleĹźycie?”. ,,Spotkałyśmy osoby Ĺźyjące w sposĂłb tak bardzo piękny, Ĺźe zapragnęłyśmy je naśladować. Potem odkryłyśmy, Ĺźe są one takie dzięki obecności Chrystusa w ich Ĺźyciu.” Po pewnym czasie zatrzymali się rĂłwnieĹź Bas, Roeland, Cheryl i z otwartymi ustami słuchali pieśni... ,,O, ale co tam robi Berlusconi? Ten ksiądz musiał być kimś waĹźnym”. Potem kamera ujęła Emmę i Carla: ,,To nasi przyjaciele!”, a na koniec ukazał się ks.  Pino: ,,On szczegĂłlnie jest naszym przyjacielem”. Ich reakcja: ,,Ksiądz?!!?!!”. ,,Tak, to znaczy, nie w sensie, Ĺźe co wieczĂłr wychodzimy razem na piwo, ale jest rzeczywiście naszym przyjacielem”. To, co mogło pozostać dla nas momentem niemal osobistym, stało się tego popołudnia punktem spotkania ze współlokatorami. Nazajutrz: ,,Bert, wiesz, Ĺźe wczoraj było tam 40.000 osĂłb?”. Jean Paul: ,,Gdzie?!”. Bert: ,,W Mediolanie na pogrzebie Giussaniego. Słyszałaś Eli, Ĺźe zapamiętałem jak się nazywał!”. Nie ma róşnicy, czy jest się w Mediolanie w 40.000, czy w Holandii w 5 (z Laurens i Mart, ktĂłre nie odrywają się nawet na moment). Intensywność i piękno Ĺźycia chrześcijańskiego są niemoĹźliwe zawsze i zdumiewają kaĹźdego.                                                                                                                                           

Maria e Elisa, Delf (Holandia)

 

Spojrzenie bez miary

W sobotę wieczorem, kiedy zmarł PapieĹź, byłam w Casteggio u przyjaciół, aby razem z młodzieżą z GS i CLU spędzić wieczĂłr. Jedliśmy pizzę śmiejąc się i Ĺźartując. Ktoś opowiadał o telefonie do ukochanej, inni snuli plany wakacyjne, jeszcze inni opowiadali zabawne Ĺźarty ze studenckiego środowiska. W sumie wszystko w celu wywołanie śmiechu. Była mniej więcej godzina 9.30, kiedy jak piorun z jasnego nieba, spadła na nas wiadomość: ,,Umarł PapieĹź!” (zabrzmiało to w moich uszach tak samo jak zdanie wypowiedziane przez mojego ojca rankiem 22 lutego: ,,Umarł, umarł Gius”). Natychmiast zapadła cisza, zniknął śmiech, tylko wymiana spojrzeń, jakaś łza. Absolutna cisza przez 10 minut. W uszach głos dziennikarza komentującego zajście, a w głowie rzeka myśli. Potem ktoś powiedział: ,,OdmĂłwmy róşaniec!”. ,,Dobrze, dzisiaj są tajemnice chwalebne” i rozpoczęła się modlitwa. Podczas mijających powoli Zdrowaś Mario przypomniałam sobie obrazek Giusa otrzymany po jego pogrzebie, gdzie zostało umieszczone przepiękne zdanie z liturgii ambrozjańskiej: ,,W prostocie mojego serca wszystko radośnie złoĹźyłem Ci w darze!”. Natychmiast przyszło mi na myśl spojrzenie PapieĹźa, ktĂłre, jak tamto Giusa, było bez miary, pełne obecności Chrystusa, wypełnione owym ,,Tak, ofiaruję radośnie, z prostotą, moje cierpienie i pozostanę tu, związany z miejscem, ktĂłre Ty Panie mi powierzyłeś i z krzyĹźem, jak Ty sam uczyniłeś!”. Spojrzenie obejmujące wszystkich, szczęśliwe widząc jak wiele osĂłb modli się za niego, pełne miłości, uczucia, miłosierdzia, przypominające to, jakim Chrystus patrzył z krzyĹźa. Jesteśmy tu, w małej kuchni domu w Casteggio, a jednak jest coś, co karze nam modlić się razem i nie popadać w smutek. Jak apostołowie, ktĂłrzy po śmierci Jezusa, kiedy minęło początkowe zagubienie, powiedzieli: ,,Kontynuujmy nasze zadanie, powtĂłrzmy nasze tak dla Chrystusa, naśladując go w bĂłlu i radości”, tak samo my, zjednoczeni w modlitwie ze wszystkimi chrześcijaninami, prowadzeni przez obecność Chrystusa, pamiętając PapieĹźa, ktĂłry swoim przykładem zaprasza nas, by ofiarować wszystko, rĂłwnieĹź w trudnościach. Skończył się Róşaniec i powrĂłcił śmiech, ale juĹź bez wcześniejszego rozproszenia. Był inny. Tamta cisza, wiadomość, wspĂłlna modlitwa, pamięć o PapieĹźu i Giussanim uczyniły nas bardziej świadomymi, Ĺźe Chrystus jest obecny, obecny w naszym towarzystwie, w oczach innych, w łowach przyjaciela, w świetle wypełniającym małą kuchnię. 

Sara, Pavia

 

 

Byłam na pogrzebie Jana Pawła II

W Rzymie byłam dwa razy na początku lat dziewięćdziesiątych. Ostatnio we Włoszech bywam często, ale nie planowałam wyjazdĂłw w tamtym kierunku. Wszystko potoczyło się jednak nagle i niespodziewanie. Choć wiemy, Ĺźe w naszą naturę wpisana jest śmierć, to jednak myśl o niej zawsze odsuwamy jak najdalej, gdyĹź lękamy się tego, co nieznane. Tak było i tym razem. Nikt z nas nie spodziewał się śmierci Jana Pawła II. Dziwne przeczucie targało mną juĹź w niedzielę wielkanocną. Po sumie w kościele gnałam, by włączyć telewizor i otrzymać błogosławieństwo PapieĹźa.  udzielił go z wielkim trudem. Przez myśl przechodziło mi pytanie czy to nie ostatni Jan Paweł II błogosławi. Potem telewizyjne i radiowe komunikaty o pogarszającym się stanie zdrowia, modlitewne gesty ludzi, spotkania w kościołach, na ulicach, trudne godziny soboty – 2 kwietnia 2005 r., aĹź do zapamiętanej przez wielu godziny 21.37. I zalicyzowany komunikat telewizyjny: ,,Jan Paweł II nie Ĺźyje”. Tak. Jan Paweł II umarł, ale przecieĹź dla nas chrześcijan nadal Ĺźyje. MoĹźe nawet stał się jeszcze bardziej obecny, bo przecieĹź zyskaliśmy orędownika w niebie. Nieustające rozmowy na ten temat z przyjaciółmi, sąsiadami i właściwie z kaĹźdym kogokolwiek się spotkało. W końcu telefon od przyjaciółki Teresy, a w nim słowa: ,,Chciałabym jechać na pogrzeb Jana Pawła II”. MĂłj początkowy sceptycyzm co do wyjazdu zmienił się w pewność, czy wręcz konieczność bycia w tych dniach tam – w Watykanie. W niedzielę dowiedziałam się, Ĺźe przyjaciele z naszego ruchu Komunia i Wyzwolenie organizują wyjazd. Wpisałam się na listę. Decyzję umoĹźliwiły mi dyrektorki szkół, w ktĂłrych pracuję. Jedna z dyrektorek – moja koleĹźanka, niegdyś związana z CL, dodatkowo dała mi pieniądze wiedząc, Ĺź jest to nagły i kosztowny wyjazd. Powiedziała, Ĺźe chociaĹź w ten sposĂłb chce mieć udział w tym, tak poruszającym nas wydarzeniu. Wtorek – 5 kwietnia – wyjazd z Bytomia. Pielgrzymką kierował ks. Jerzy Krawczyk (proboszcz Parafii TrĂłjcy Świętej, a zarazem odpowiedzialny CL w Polsce). Najpierw Msza Święta, a potem... ciągnące się godziny jazdy autokarem. Na granicach prawie nie sprawdzono dokumentĂłw. Środa. Dotarliśmy do Pensjonatu w Fuggi pod Rzymem, miejsca noclegĂłw (powiedzmy ,,noclegĂłw”). Po zakwaterowaniu, kąpieli i obiadokolacji wyruszyliśmy do Rzymu, aby jak najszybciej ustawić się w kolejce oczekujących przed Bazyliką Św. Piotra. Dotarliśmy w okolice Watykanu około 21.00. Kolejka stała od 16.00. Pilnując porządku policjanci widząc naszą polską grupę w bocznej ulicy starali się pomĂłc i włączyć nas w tę kolejkę. Przez moment zastanawialiśmy się czy śpiewać ,,Barkę” czy moĹźe ,,Czarną Madonnę”. Wybraliśmy ,,Czarną Madonnę”. Okazało się, Ĺźe to właśnie umoĹźliwiło nam przejście. A potem godziny czekania – na szczęście tylko dziewięć. Słyszałam, Ĺźe ludzie stali po szesnaście. W kolejce pełna kultura, nawet milczenie, powaga. Podawano nam za darmo wodę mineralną. Wreszcie dotarliśmy na Plac św. Piotra przed ogromne telebimy. Bazylika św. Piotra przypomniała w swym oświetleniu Niebieskie Jeruzalem – jak powiedziała stojąca obok mnie Marysia. Modlitewny tłum kojarzył mi się ze 144 tysiącami zbawionych z Apokalipsy św. Jana. Na telebimie pokazującym wnętrze Bazyliki, rozpoznałyśmy księdza Gianni z Brugherio pod Mediolanem. Jest to nasz znajomy z CL, niegdyś odpowiedzialnych za ruch w Polsce. Było czymś niesamowitym zobaczyć go w tym właśnie momencie modlitwy. Następnie dowiedziałyśmy się, Ĺźe z ostatnim poĹźegnaniem Jana Pawła II nawiedza Bazylikę Prezydent G. D. Bush. Czwartek, szĂłsta rano. Trochę udało mi się w nocy pospać na Placu. Kolejka robi się coraz węższa. Jesteśmy coraz bliĹźej. Wchodzimy. KaĹźdy przyjechał tu z róşnymi intencjami, ale rĂłwnieĹź po to, by podziękować Janowi Pawłowi II za Jego Pontyfikat. Modlitwa, cisza i pieśni z róşnych stron świata. NiektĂłrzy płakali. Byli i tacy, ktĂłrzy robili Ojcu Świętemu zdjęcia. Szczerze powiedziawszy, szkoda by mi było marnować tak cennych chwil przed tym wielkim świętym na robienie zdjęć. Czas trwania tam był dla mnie czasem modlitwy. Patrząc na ciało Jana Pawła II doszłam do wniosku, Ĺźe to biedne, kruche, przygarbione i wyniszczone chorobą ciało cierpiał nie tylko w ostatnim czasie, ale były to całe lata cierpienia, a właściwie całe Ĺźycie, bo przecieĹź będąc małym chłopcem stracił siostrę i matkę, a jako młodzieniec właściwie skazany był juĹź włącznie na siebie, gdyĹź stracił ojca i brata. Wychodziliśmy w takim samym skupieniu. Tylko rzut okiem na piękną Pietę Michała Anioła. Przed wyjazdem do Fiuggi nie obuło się bez małego zamieszania. Nasz młody przyjaciel Krzysiek stojąc w kolejce zachował się bardzo szarmancko, gdyĹź pomĂłgł nieść ciężki plecak dziewczynie z Wadowic w zamian dając Jej swĂłj lekki bagaĹź. Wadowiczanie mogli dłuĹźej pozostać w Bazylice, nas niestety przynaglano do pośpiechu, ze względu na wciąż napierające tłumy wiernych. Po wyjściu z Bazyliki Krzyś nie mĂłgł juĹź wejść na Plac św. Piotra, by oddać plecak. Jednak dzięki telefonom komĂłrkowym wszystko skończyło się szczęśliwie dla obu stron. Oddali sobie bagaĹźe w metrze. Udaliśmy się do naszego pensjonatu, by odespać noc. I znĂłw wieczĂłr. Zabraliśmy rzeczy niezbędne na kolejną noc oczekiwania przed pogrzebem Ojca Świętego. Coraz więcej biało-czerwonych flag. Szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy uczestniczyć w uroczystościach. Zatrzymaliśmy się na Placu Risorgimento w pobliĹźu Placu św. Piotra. Część osĂłb z naszej grupy udała się na Plac św. Piotra. Stali tam całą noc. Jednak w większości postanowiliśmy ustąpić lepsze miejsca tym, ktĂłrzy nie mieli szansy nawiedzenia ciała Jana Pawła II w Bazylice. Nasz plac szybko się zaludnił i obfitował w symbole polskości. Nocą spotkaliśmy przyjaciół z ruchu, ktĂłrzy przyjechali samochodami. Pierwszy raz we Włoszech bardziej przydawał mi się język polski niĹź włoski. Piątek - pogrzeb. Na Placu Risorgimento stała obok mnie Włoszka, ktĂłrą wcześniej spotkałam w kolejce do nawiedzenia ciała Jana Pawła II. Kiedy zaczęłam jej tłumaczyć transparenty z napisami ,,Od razu święty” (Santo subito), rĂłwnieĹź ona przyznała, Ĺźe zmarł święty człowiek. W czasie pogrzebu słuchaliśmy tłumaczenia z Radia Watykańskiego. Byliśmy razem. Wszyscy razem. Zjednoczył as po raz ostatni Jan Paweł II. Na telebimie zobaczyliśmy przewracające się kartki Ewangeliarza, jakby PapieĹź chciał jeszcze powiedzieć: ,,Tego słuchajcie, tego Was nauczyłem. Kończę. BądĹşcie temu wierni ktokolwiek po mnie nastąpi”. Jak widać ,,Duch wieje kędy chce”. A potem piękna, wręcz teologiczno-literacka homilia kardynała Josepha Ratzingera dająca ukojenie i coraz większą pewność co do świętości Jana Pawła II. Sobota - powrĂłt. Niedziela – przyjazd do Bytomia koło 9.00, a potem uczestnictwo we wspĂłlnej Mszy Św. Ks. Jurek dzielił się swoim świadectwem z parafianami. I my będziemy świadczyć to cośmy zobaczyli, co nasze oczy widziały. 

Irena, RacibĂłrz

 

Bez abstrakcji

Drogi księże CarrĂłn, nie wiem ile zrozumiałam z tegorocznych Rekolekcji Bractwa, zresztą bardzo pięknych i dramatycznych, niemniej jedna sprawa wydaje mi się bardzo jasna: jeśli sposobem odpowiedzi Chrystusa na moje pragnienie jest On sam, jego słodka Obecność nie moĹźe być czymś abstrakcyjnym. Podczas kiedy razem z Cesaną odpowiadaliście na pytania, rozglądałam się dookoła. Jeśli Jego słodką Obecnością jest ten lud, nie jest ona abstrakcyjna. I nie moĹźe być rĂłwnieĹź traktowana ogĂłlnikowo. Jeśli słodka obecność Chrystusa ma twarz moich najbliĹźszych, moich przyjaciół, kolegĂłw i dzieci spotykanych w szkole; jeśli ma twarz osĂłb, ktĂłrym co 15 dni zanosimy paczki z Ĺźywnością, młodzieĹźy gimnazjalnej i tej nieco starszej z GS, a następnie wszystkich danych mi ludzi, łącznie z Tobą, to oczywiste jest, Ĺźe mogę dać Ĺźycie dla dzieła Kogoś innego. Mogę, poniewaĹź to dzieło mam przed sobą kaĹźdego dnia, w kaĹźdej chwili. Jest tak, Ĺźe im bardziej oddaję Ĺźycie dla dzieła Kogoś Innego, tym bardziej staje się ono moje, i moje staje się rĂłwnieĹź dzieło. Swoim przypominaniem o tym, Ĺźe odczuwamy brak Chrystusa i swoim świadectwem czynisz nas bliĹźszymi Tajemnicy, do tego stopnia, Ĺźe staje się moĹźliwe konkretne oddanie się Jej. 

Antonella, Adria


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją