Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2013 (styczeń / luty)

Życie CL

U źródeł piosenki. Tam, gdzie rodzi się moje oblicze

Mariella Carlotti


Piosenka przywołana podczas Dnia Inauguracji Roku. I młoda dziewczyna, która napisała ją wiele lat temu. Dzisiaj Adriana Mascagni opowiada, jak powstał jej tekst: pewien słoneczny poranek, chwile smutku… „Jeśli dopuszczasz do głosu swoje pragnienie, dzień jest pełen nowości”.

 

 

„Nie ma nic bardziej oczywistego od tego, że nie dajemy sobie życia sami… A więc nie jesteś sam, nie jesteś sam. Zaczyna wyłaniać się przed nami obecność stanowiąca nas w taki sposób, że – jeśli ją uznajemy – możemy się odrodzić, darzyć się prawdziwym uczuciem, kochać samego siebie. W istocie, tylko wtedy gdy uznaję, że Ty jesteś, odradzam się. Zadajcie sobie pytanie, ile razy przeszliście już tę drogę, a ile razy tymczasem, kiedy docieramy do ciemności, miotamy się, usiłując na wiele sposobów uczepić się czegoś innego. Dlatego myślę sobie: kto dzisiaj mógłby ułożyć podobny tekst? Tę piosenkę napisała 17-letnia dziewczyna, wiele lat temu”. Tak mówił ksiądz Julián Carrón do młodzieży GS podczas Inauguracji Roku, 6 października. Chodzi o piosenkę Il mio volto, a młoda, 17-letnia dziewczyna, to Adriana Mascagni. Dlaczego taki nacisk został położony na tę właśnie piosenkę? – zadaliśmy sobie to pytanie we Florencji, wraz z młodzieżą GS. Dlatego postanowiliśmy zaprosić Adrianę i osobiście zapytać ją o doświadczenie stojące u początku tej piosenki.

W niedzielę 25 listopada stanęła przed nami kobieta, której propozycja Ruchu wiele lat temu zmieniła życie oraz świadomość siebie, tak jak zmienia je również dzisiaj.

Adriana opowiada. Pewnego dnia nowy nauczyciel religii wchodzi do klasy w Technikum im. Vittorii Colonny w Mediolanie. Ona ma 16 lat i jest spragniona prawdy. Katecheta, którym jest ksiądz Giussani, ma dziwny sposób proponowania wiary: „Mówił o rozumie, o wolności, różnił się od innych, ponieważ był prawdziwy, ja tymczasem nigdy nie spotkałam prawdziwej osoby. Nie było rozdźwięku między tym, kim był, a tym, co mówił”. Adriana uczęszcza na jego lekcje, trafia do GS. Propozycja jest jasna: każdy, wychodząc od swoich zainteresowań, wezwany jest do zweryfikowania w życiu tego, czy Chrystus jest prawdziwy, czy też nie. Tamta młoda dziewczyna kochała śpiew oraz teatr i te pasje stały się dla niej uprzywilejowanym sposobem tej weryfikacji. Adriana opowiada o etapach swojego życia, odwołując się do piosenek, które stały się naszymi piosenkami, do piosenek, których słowa mówią o odkryciach, o stojących u ich początku chwilach smutku, zdumienia, radości, cierpienia. Jest to piękno, które zawsze nam towarzyszyło i z którym zawsze instynktownie znajdowaliśmy odpowiedniość, piękno, które wyrosło z bardzo osobistego doświadczenia, tak bardzo rozumnego, że stało się ono także naszym doświadczeniem. Przepełniona niezwykłym skupieniem cisza, by nie stracić ani jednego słowa, towarzyszy opowieści o życiu, które pochwycił Chrystus.

 

Odkrycie. „Pamiętam tamten dzień, to był przepiękny, bezchmurny poranek, wiał lekki wiatr. Jadąc z przyjacielem na skuterze, poczułam, że rodzi się we mnie odkrycie: «O poranku, Panie, kiedy przejrzyste powietrze drży poruszane delikatnym wiatrem, moja amfora stoi pusta przy studni. / Wiem, że możesz uczynić mnie wielką… / Ktoś nadaje kierunek mojemu pragnieniu». Wszystkie moje pragnienia zbiegają się w tym jednym: «Żebym Cię ujrzała – to jest poranek». Dostrzeganie Boga jest jak nieustanne zaczynanie od nowa, nieustanne przeżywanie nowości. Poszliśmy do biblioteki do Palazzo Sormani, kolega zabrał się do nauki, a ja napisałam piosenkę”.

A potem jeszcze jedną: „Co niedzielę udawaliśmy się do Bassy, by spędzać tam czas z dziećmi, współdzieliliśmy sytuację tak bardzo różną od naszej. Chodziłam tam niezbyt chętnie. Pewnego razu to doświadczenie dokonało we mnie tak wielkiej rewolucji, że pomyślałam sobie: jest we mnie coś nieprawdziwego, coś, co pomimo tego, co robię, odsłania tylko moją nieadekwatność. Do tego stopnia, że nie czułam się szczera ani w tym, co robiłam dobrego, ani w tym, co robiłam złego, jak gdyby było coś głębszego, głębsze niedomaganie: grzech pierworodny. Zderzyłam się z prawdziwym grzechem: «Zło, które popełniam, nie jest moim złem, / jestem nędzniejsza niż myślałam». Taka jest ludzka kondycja: i co wtedy robić? Jest jedno rozwiązanie: «Pozwól mi spotkać tego, kto potrafi cierpieć, / kto potrafi dawać do końca, / kto jest szczery, kto jest rzeczywisty [w przeciwnym razie rzeczywistość nie jest już prawdziwa!], / kogoś, za kim będę mogła przynajmniej podążać». Ponieważ ludzka rzeczywistość z grzechem pierworodnym nie może nic innego, jak tylko podążać za Tym, który jest bez grzechu”.

 

„Kim jestem?” Adriana kontynuuje swoją opowieść: pewnego dnia, podczas spotkania odpowiedzialnych za GS z księdzem Giussanim, gdy „mówił on z właściwym sobie zapałem, z właściwą sobie żywiołowością, nadeszła dla mnie chwila spojrzenia w głąb siebie. Zadałam sobie pytanie: a ja kim jestem? I im usilniej starałam się uchwycić coś, co mnie definiuje, tym trudnej było mi to znaleźć, czułam, że tym bardziej zanurzam się w nicości. Powiedzieć «ja» znaczyło jakby powiedzieć «nic», dno bez końca. Przestraszyłam się. W tym przestrachu, niemal bezwiednie, znów zaczęłam słuchać księdza Giussaniego i jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znalazłam swoją konsystencję: jestem, tak właśnie: jestem! Chwilę wcześniej wydawało się, że już mnie nie ma: «Kiedy zauważam, że Ty jesteś, / niczym echo znów słyszę swój głos / i odradzam się jak czas przez wspomnienie. / Dlaczego drżysz, moje serce [bałam się!]? / Nie jesteś samo, / nie potrafisz kochać, a jesteś kochane, / nie potrafisz się tworzyć, a jesteś tworzone». To naprawdę przynosi pocieszenie i sprawia, że jeszcze bardziej pragniesz tego być: «Jak gwiazdy wysoko na niebie, / w Istnieniu pozwól mi wędrować, / pozwól wzrastać i zmieniać się jak światło, / które potęguje się i zmienia we dnie i w nocy». Wówczas człowiek się uspokaja, tak jak to było podczas wakacji GS w Madonnie di Campiglio, kiedy odmówiwszy dziesiątek Różańca, w milczeniu patrzyliśmy na różowiejące o zachodzie słońca Dolomity: «Czynisz moją duszę jak śnieg, który nabiera kolorów, / niczym Twoje delikatne szczyty, / w słońcu Twojej miłości»”.

Rozpoczyna się rozmowa z młodzieżą: młodzi próbują zrozumieć tajemnicę tego piękna. Marta zadaje najbardziej dramatyczne pytanie: „Fascynuje mnie to, co mówisz. Dla ciebie spotkanie z Ruchem było oczywistą nowością, która zmieniła wszystko. Ja w głębi serca jestem sceptyczna, że może przytrafić się to także mnie: urodziłam się w Ruchu, jak może on być doświadczeniem nowości?”. Odpowiedź rozkłada na łopatki: „Nowość polega na zaangażowaniu. To nieprawda, że «dzieci Ruchu» nie mają nic do odkrycia: nowość rodzi się z poważnego traktowania propozycji. Tak jest ze wszystkim! Dzień, który za twoim przyzwoleniem po prostu mija, nie zawiera w sobie nowości; pełen nowości jest dzień, w którym dopuszczasz do głosu pragnienie”.

Spotkanie kończy się piosenką Povera voce, śpiewaną z nową świadomością.

„Była wielka burza, jedna z tych wspaniałych, letnich burz, pełnych światła. Siedziałam w Cinquecento, czekając na przyjaciela. Światło, uginające się gałęzie drzew, spadające liście… I poruszająca się wycieraczka, która podsunęła mi pomysł na melodię. Kiedy wrócił mój przyjaciel, pojechaliśmy do siedziby Ruchu, gdzie spotkałam Marettę Campi. Powiedziałam jej: «Skomponowałam muzykę. Napiszmy do niej razem tekst». Robienie wszystkiego wspólnie było powodem do chluby! Na tym polega duch komunii, duch bezinteresownej i entuzjastycznej miłości, która oddana w ręce Boga, sprawia, że powstają niewyobrażalne rzeczy. I powstała Povera voce, która nieoczekiwanie stała się swojego rodzaju hymnem Ruchu, ponieważ od razu bardzo spodobała się księdzu Giussaniemu. Povera voce to piosenka o pewności. Nasz głos nie może ucichnąć, nasz głos śpiewa: dlaczego? Czego chcesz więcej? A więc trzeba śpiewać ją w inny sposób, z siłą. Trzeba też się zastanowić, uświadomić sobie znaczenie śpiewanych słów, jak gdyby wypływały z ciebie. To nie są słowa napisane przez kogoś innego, nie, to są wasze słowa!”.

Tak kończy się zebranie. Ale nie spotkanie.

 

„Również dla mnie”. Caterina pisze do mnie następnego dnia: „Chciałam ci podziękować za spotkanie z Adrianą: świadomość tego, z jakiego doświadczenia zrodziły się słowa jej piosenek, tak prawdziwe również dla mnie, pomaga mi być jeszcze większą bohaterką w moim życiu. Dlatego dzisiaj rano modliłam się: «Boże, wiem, że możesz uczynić mnie wielką». Mam nadzieję, że moje zdumienie i moja prośba będą trwały zawsze. Wciąż też nabieram coraz większej pewności co do tego, że nawet gdyby ogarnęły mnie «bezgraniczne ciemności», w takim towarzystwie nie sposób nie rozpoznać jego Obecności”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją