Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
styczeĹ / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2013 (styczeĹ / luty) Historie KambodĹźa. KamieĹ usuniÄty z mojego grobu Alessandra Stoppa ByĹa buddyjska intelektualistka CLAIRE LY, ktĂłra ocalaĹa z obozu pracy reĹźimu Pol Pota, opowiada o swoim nawrĂłceniu na katolicyzm. O wiÄzi z Bogiem, ktĂłry wtargnÄ Ĺ w ciszÄ wiÄzienia oraz o spotkaniu z czĹowieczeĹstwem Jezusa. âWiara nie jest skokiem w nicoĹÄ ani jakÄ Ĺ ideÄ . Jest drogÄ â.
âSpĂłjrz na mnie. ByĹam dzielna. Musisz mnie pochwaliÄâ. Wieczorem, w sĹabym Ĺwietle duĹźego pomieszczenia rozmawia zawsze tylko z Nim. Ze swoim wrogiem. NadaĹa mu nawet imiÄ: âBĂłg ludzi Zachoduâ. Nie istnieje, jest tylko mentalnym wytworem, na ktĂłrym trzeba siÄ skoncentrowaÄ. Jako powaĹźna buddyjska intelektualistka wybraĹa Go, by na Nim wyĹadowaÄ zĹoĹÄ i daÄ upust zaniepokojeniu. By nie umrzeÄ z bĂłlu. I by nie zdradziÄ spĂłjnoĹci drogi Ĺrodka, ktĂłra prowadzi do nirwany. âW buddyzmie nie moĹźna ĹźywiÄ negatywnych uczuÄ. Tylko Jemu mogĹam powiedzieÄ o tym, co przeĹźywaĹamâ. Ona, ofiara przemocy killing fields, obozĂłw pracy przymusowej, stworzonych przez reĹźim Pol Pota w celu urzeczywistnienia komunistycznej utopii. Jest rok 1977, Claire Ly przebywa w obozie pracy od dwĂłch lat. W kwietniu 1975 roku Czerwoni Khmerowie, rewolucyjni partyzanci, zastrzelili jej ojca i mÄĹźa. Ona sama wyruszyĹa w drogÄ ze swoim trzyletnim synem i nienarodzonÄ jeszcze cĂłrkÄ pod sercem. Wraz z tysiÄ cami innych kobiet, pochodzÄ cych z miasta podobnie jak ona, przyzwyczajonych do Ĺźycia w mieĹcie, a teraz zmuszonych do pracy na podmokĹych polach. Pobudka o godzinie 4.00, stajÄ gÄsiego, jedna za drugÄ , by nie mogĹy ze sobÄ rozmawiaÄ: caĹy dzieĹ pochylone nad ryĹźem i wodÄ , wieczorem na kursach politycznej reedukacji. Za niepoprawnÄ odpowiedĹş â uderzenie w kark. Wiele kobiet siÄ rozchorowuje. Claire nie. WĂłwczas rzuca wyzwanie owemu wyimaginowanemu Bogu: âWidziaĹeĹ? Jestem silnÄ kobietÄ : byĹam intelektualistkÄ , a teraz oto pracujÄ na roli. Jestem buddystkÄ , dlatego poczekam. DopĂłki nie usĹyszÄ pochwaĹy od Ciebieâ. A On? âA On nigdy mnie nie pochwaliĹ â wybucha dzisiaj dzieciÄcym Ĺmiechem, 45 lat później. â Wtedy, poĹrĂłd tamtej ciszy, dowiedziaĹam siÄ jednak, Ĺźe On jestâ.
âJestem!â WykĹada w Instytucie Nauk i Teologii Religii w Marsylii we Francji, gdzie mieszka od 1980 roku. Z ojczyzny wyjechaĹa, przeĹźywszy cztery lata reĹźimu oraz wiÄzienia, ktĂłre pozbawiĹy Ĺźycia dwa miliony KambodĹźan. Cztery lata masowych morderstw oraz zbiorowych mogiĹ, a dla niej cztery lata rozmowy z Bogiem, ktĂłry byĹ wcieleniem doskonaĹego winowajcy: âPoniewaĹź marksizm zrodziĹ siÄ na Zachodzie, a ja potrzebowaĹam czegoĹ bardzo wielkiego, na czym mogĹabym siÄ wyĹadowaÄ. Odbierano mi toĹźsamoĹÄâ. Odarta z miĹoĹci, ogoĹocona z tego, co byĹo, rĂłwnieĹź zewnÄtrznie â uniform, ogolona gĹowa â zmuszona do karmienia swoim mlekiem dzieci innych kobiet, poniewaĹź byĹy to âdzieci reĹźimuâ, i niewymawiania imion swoich wĹasnych: byli tylko syn i cĂłrka. Jednak w tym akcie szaleĹstwa, ktĂłry unicestwiaĹ wszelkie ludzkie rysy, ona nie przestawaĹa odczuwaÄ potrzeby: âChciaĹam krzyczeÄ: ja tu jestem!â. W tym wirze indoktrynacji i Ĺmierci roĹciĹa sobie prawo do Ĺźycia. Nie mogĹa zaakceptowaÄ logiki usprawiedliwiajÄ cej to, co siÄ wydarzaĹo, karmy, dla ktĂłrej zĹo jest zadoĹÄuczynieniem za grzechy popeĹnione we wczeĹniejszych Ĺźyciach: âNie mogĹam pojÄ Ä, Ĺźe ten, kogo kochaĹam, zostaĹ zamordowany za swoje grzechyâ. W ten sposĂłb zaczyna krzyczeÄ o tym wszystkim do âBoga ludzi Zachoduâ: âPrzez dwa lata obraĹźaĹam Go, nie przejmujÄ c siÄ Jego istnieniem. To jednak wytworzyĹo przestrzeĹ miÄdzy mnÄ a Nimâ. PrzestrzeĹ âkoniecznÄ â, mĂłwi, âtak róşnÄ od wchĹaniajÄ cej wszystko boskoĹciâ. Opowiada o tym, co rozpoczÄĹo siÄ wtedy w wielkiej tajemnicy miĹoĹci. âTak jest. W miĹoĹci zawsze dziÄkujesz za to, Ĺźe jesteĹ kochany, i dajesz drugiemu wĹadzÄ, by ciÄ zraniĹ. Ja pozwoliĹam Bogu takĹźe na to, by mnie krzywdziĹ, by nie odpowiadaĹ. W ogĂłle sobie tego nie uĹwiadamiaĹam, nagle jednak obydwoje staliĹmy siÄ wolniâ. Dopiero z czasem zrozumiaĹa, czym byĹa owa relacja i wolnoĹÄ. Zanim rozpÄtaĹo siÄ piekĹo, Claire mieszkaĹa w stolicy Phnom-Penh. âPo okresie nauczania filozofii w liceach stanÄĹam na czele jednego z departamentĂłw w Ministerstwie Edukacjiâ. Jest kobietÄ delikatnÄ . ZnalazĹa siÄ w centrum najokrutniejszej zawieruchy, nie pozostawiĹa ona na niej jednak Ĺźadnego Ĺladu. Nie przynaleĹźaĹa do niej. âIdeologia pogwaĹciĹa u podstaw buddyzm therawada i wyniszczyĹa duchowych mistrzĂłwâ. UksztaĹtowaĹa katĂłw i ofiary wywodzÄ cych siÄ z tego samego narodu, tej samej krwi, wyznajÄ cych tÄ samÄ religiÄ. Jej ziemia zostaĹa pozbawiona duszy. Ona natomiast postanowiĹa natychmiast wyjechaÄ z dwĂłjkÄ dzieci. PrzenikniÄta âgĹÄbokim pokojemâ, ktĂłry zawsze jej towarzyszyĹ. âWtedy jeszcze nie rozumiaĹam, Ĺźe nie byĹ to mĂłj pokĂłjâ.
Dwa powody. Wyrusza w drogÄ uchodĹşcĂłw w kierunku Tajlandii i stamtÄ d emigruje do Francji w roku 1980. JednÄ z pierwszych rzeczy, na ktĂłre siÄ natyka podczas swoich duchowych poszukiwaĹ, jest encyklika Jana PawĹa II Dives in Misericordia. âPrzeczytaĹam jÄ i jako filozof chciaĹam zweryfikowaÄ jej spĂłjnoĹÄ. W ten sposĂłb udaĹam siÄ do ksiÄdza, ktĂłry pomĂłgĹ mi tuĹź po przyjeĹşdzie, i poprosiĹam o egzemplarz Ewangelii. ZaczÄĹam czytaÄâ. Od razu zafascynowaĹa jÄ postaÄ Jezusa. âTamten czĹowiek cierpiaĹ, pĹakaĹ. ByĹ taki jak ja. ZnaĹ moje doĹwiadczenie. Budda jest czĹowiekiem, ale tak bardzo doskonaĹym, Ĺźe nie ma w nim niczego ludzkiegoâ. W kaĹźdym razie Jezus pozostawaĹ tylko mistrzem, a ona kobietÄ , ktĂłra Go sĹuchaĹa. âTo obcowanie z Nim, z Jego czĹowieczeĹstwem doprowadziĹo mnie do wiaryâ. Pewnego dnia, uczestniczÄ c we mszy Ĺw., wyraĹşnie usĹyszaĹa, Ĺźe Chrystus mĂłwiĹ do niej: âOd dawna idÄ juĹź z tobÄ , ale nie chciaĹaĹ Mnie rozpoznaÄâ. âWtedy zauwaĹźyĹam, Ĺźe gĹÄboki pokĂłj zostaĹ mi dany przez KogoĹ Innego. I postanowiĹam za Nim podÄ ĹźyÄâ. Chrzest przyjÄĹa 24 kwietnia 1983 roku, w wieku 37 lat. MĂłwi, Ĺźe chrzeĹcijaĹstwo uwiodĹo jÄ z dwĂłch powodĂłw. âTo jest BĂłg, ktĂłry wchodzi w moje Ĺźycieâ. NastÄpnie stoi na straĹźy wolnoĹci. âNa tym polega wielkoĹÄ mojego czĹowieczeĹstwa: mogÄ w sposĂłb wolny i rozumny odpowiedzieÄ na wezwanie Chrystusa. Jestem takĹźe wolna w tym, by nie peĹniÄ BoĹźej woli. Tak jak On jest wolny, by nie czyniÄ mojejâŚâ â Ĺmieje siÄ. O paradoksie tej relacji mĂłwi podekscytowana. To jest âzranienieâ, ktĂłre jej nie zĹamaĹo. Oraz ârozumna decyzjaâ, by zaakceptowaÄ szaleĹstwo: âPoniewaĹź Zmartwychwstanie jest szaleĹstwem. Bez niego jednak moja wiara jest próşna. To jest szaleĹstwo, ktĂłre zmusza mnie do uĹźywania caĹego mojego serca i rozumuâ. Jedna rzecz pomaga pewnoĹci: âMoje zranienieâ. MyĹli o tym wszystkim, co przeĹźyĹa, o scenach z filmu Pola Ĺmierci, ktĂłry pokazuje na komputerze. âZostaĹam zraniona przez miĹoĹÄâ. Nie mĂłwi o tym, o czym myĹlisz: âMoja wiara jest zranionÄ pewnoĹciÄ . Nie jest zamkniÄta, skoĹczona. Nie. Otwiera caĹy mĂłj byt na Boga, ktĂłry mnie poprzedza i ktĂłrego nie posiadamâ. ZauwaĹźa, Ĺźe po francusku mĂłwi siÄ tak samo jak po wĹosku: ho la fede [mam wiarÄ]. âTo nie jest dobro, ktĂłre posiadamy!â â Ĺmieje siÄ. Potem znĂłw powaĹźnieje: âTo jest kamieĹ usuniÄty z mojego grobuâ. MiĹoĹÄ, ktĂłra zjawiĹa siÄ po to, by siÄ ukazaÄ poĹrĂłd zĹoĹci, âw moim prawdziwym wiÄzieniuâ, i wstrzÄ snÄ Ä buddyjskÄ spĂłjnoĹciÄ , âponiewaĹź pozwala mi kochaÄ siebie takÄ , jakÄ jestem, tak niedoskonaĹÄ , tak kruchÄ w Ĺrodku. I pozwala mi kochaÄ Ĺwiat takim, jakim on jest, a nie takim, jakim chciaĹabym, by byĹâ. ZnalazĹa rĂłwnieĹź sĹowa, by wyraziÄ rozlegajÄ cy siÄ w niej krzyk, to roszczenie, by byÄ obecnÄ , gdy wszystko byĹo negowane: âÂŤJaÂť nie jest jakÄ Ĺ iluzjÄ . Ja naprawdÄ istniejÄ. Nie jestem jakÄ Ĺ czÄ steczkÄ caĹkowicie metafizycznÄ : jestem jedyna w swoim rodzaju, zapisana na zawsze w sercu mojego Boga. Dlatego jestem caĹoĹciÄ , nieredukowalnÄ do tego, co robiÄâ. Ponownie myĹli o toĹźsamoĹci, ktĂłra zostaĹa jej wydarta. Nie przywrĂłciĹ jej ani czas, ani miÄdzynarodowe trybunaĹy: âKaĹźdego dnia ĹźyjÄ w peĹni tylko wtedy, gdy pozostajÄ w relacji z Bogiem. Moja toĹźsamoĹÄ to stawanie siÄâ.
To nie Ĺźadna idea. Do KambodĹźy wrĂłciĹa po raz pierwszy w 2003 roku. âW kulturze uformowanej przez buddyzm pragnÄ zaĹwiadczyÄ o nadziei, ktĂłra mnie przepeĹniaâ. Uformowanej tak, jak byĹa uformowana ona. âNawrĂłcenie byĹo dla mnie radykalnÄ zmianÄ , nie skokiem w nicoĹÄ. To jest droga: od czĹowieczeĹstwa Chrystusa do Jego boskoĹci. Jako buddystka uwierzyĹam w tajemnicÄ Wcielenia caĹym swoim umysĹem. Nawet jeĹli nie jest to akt zwykĹej myĹli, rozumowanie. ZĹo â âto prawdziweâ â uĹciĹla â jest czymĹ, co wyzerowuje kaĹźdy intelektualny dyskurs: âA odpowiedĹş, wiara, to nie Ĺźadna idea, ale doĹwiadczanie w sobie siĹy, ktĂłra nie pochodzi ode mnieâ. MĂłwi zawsze o wierze jako o drodze. âTo nie jest ulewny deszcz, trwajÄ cy kilka godzin. To jest struĹźka wody, wnikajÄ ca w pÄkniÄcia mojej pustyni. PeĹnia nawet wewnÄ trz brakuâ. W buddyzmie szczÄĹcie jest chluĹniÄciem wody: rÄce starajÄ siÄ jÄ uchwyciÄ, ale ona przepĹywa przez palce i spadajÄ c na ziemiÄ, staje siÄ bĹotem. âTo prawda â mĂłwi Claire. â Nie pozwala siÄ uchwyciÄ. W chrzeĹcijaĹstwie tymczasem woda nigdy nie przestaje wytryskiwaÄ. A przygoda polega na tym, by nie zamykaÄ rÄ k. Trzeba je otwieraÄ. PodÄ Ĺźamy za Jezusem, ktĂłry wskazaĹ drogÄ i jest naszym towarzyszem walki w Ĺźyciu. PoniewaĹź Ĺźycie nie ma koĹca. A gorÄ ce serce wciÄ Ĺź wyrusza w niÄ na nowo. MoĹźe tylko wyruszaÄ w niÄ wciÄ Ĺź na nowo, zawszeâ.
POWRĂT Z PIEKĹA Urodzona w 1946 roku w Battambangu w pĂłĹnocno-zachodniej KambodĹźy Claire Ly (w jÄzyku khmerskim nazywaĹa siÄ Chhay Hun) opublikowaĹa w Polsce tylko jednÄ ksiÄ ĹźkÄ, PowrĂłt z piekĹa (Wydawnictwo eSPe 2006): âKsiÄ Ĺźka (âŚ) szokujÄ ca i niespotykana. Autorka opowiada o swej walce o przeĹźycie w obozie szaleĹcĂłw, ktĂłrzy postanowili wyeliminowaÄ wrogĂłw ludu. Opisuje drogÄ z piekĹa do wolnoĹci, z nienawiĹci zrodzonej w cierpieniu do prawdziwej miĹoĹci, z Dalekiego Wschodu do Zachodu, z buddyzmu do chrzeĹcijaĹstwaâ (fragment z noty na okĹadce) |