Ślady
>
Archiwum
>
2012
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2012 (listopad / grudzieĹ) DzieĹ Inaguracji Nieoczekiwany towarzysz. Dante i droga w gĹÄ b ciemnoĹci Luca Doninelli Pytanie zadane podczas SzkoĹy WspĂłlnoty. Fragment podjÄty z wiÄkszÄ uwagÄ . I oto przed zaprzyjaĹşnionym pisarzem otwarĹa siÄ pewna hipoteza, ktĂłra dotyczy nie tylko wersĂłw znanych wszystkim, ale takĹźe â w pierwszej kolejnoĹci â naszego Ĺźycia. Proponujemy wam jÄ bez roszczenia sobie prawa do uprawiania krytyki literackiej, ale jako zwyczajny wkĹad w wykonywanÄ wĹaĹnie pracÄâŚ
Podczas spotkania SzkoĹy WspĂłlnoty, poĹwiÄconej tegorocznemu Dniowi Inauguracji Roku, osoba prowadzÄ ca zapytaĹa obecnych, czy zrozumieli, dlaczego ksiÄ dz JuliĂĄn CarrĂłn zaproponowaĹ piosenkÄ Il mio volto Adriany Mascagni. Odpowiedzi byĹy jednak niepewne, w ten sposĂłb przeczytaliĹmy sĹowa ksiÄdza JuliĂĄna, ktĂłrymi on sam skomentowaĹ swĂłj wybĂłr: âIle razy, stajÄ c wobec ciemnoĹci, kaĹźdy z nas zdumiewa siÄ, Ĺźe zmierza drogÄ opisanÄ w piosence? Ile razy natomiast dochodzimy do ciemnoĹci i denerwujemy siÄ, poszukujÄ c jakiegoĹ potwierdzenia poza doĹwiadczeniem, aby siÄ czegoĹ uchwyciÄ? Dlatego mĂłwiÄ: kto dzisiaj byĹby w stanie skomponowaÄ takÄ piosenkÄ? WyobraĹşcie sobie natomiast, Ĺźe za kaĹźdym razem ktoĹ, kto znalazĹby siÄ w ciemnoĹciach, robiĹby to, o czym mĂłwi piosenka: patrzyĹ w gĹÄ b, nie zatrzymujÄ c siÄ na ograniczonym sposobie uĹźywania rozumu, dopĂłki nie rozpozna ÂŤTyÂť, ktĂłre znajduje siÄ w gĹÄbi ciemnoĹci, kaĹźdej ciemnoĹciâ. I oto w tym momencie pojawiĹa siÄ pewna intuicja. PojÄ Ĺem, Ĺźe ten krok, do ktĂłrego zaprasza nas Ruch, jest tym samym krokiem, do ktĂłrego zaprasza Dante swoich czytelnikĂłw. Wszyscy zgadzamy siÄ z tym, Ĺźe Boska Komedia jest jedynÄ w swoim rodzaju syntezÄ chrzeĹcijaĹstwa. Pomimo tego jednak moĹźe umknÄ Ä nam egzystencjalna odpowiednioĹÄ, tu i teraz, miÄdzy dramatycznym doĹwiadczeniem, ktĂłre otwiera ten poemat, a dramatycznÄ formÄ doĹwiadczenia proponowanego nam przez nasz Ruch, dzisiaj bardziej niĹź kiedykolwiek wczeĹniej. ChciaĹbym wiÄc zaczÄ Ä od przypomnienia, Ĺźe punktem wyjĹcia dla kaĹźdego dzieĹa sztuki (a sÄ dzÄ, Ĺźe rĂłwnieĹź kaĹźdego ludzkiego dzieĹa) jest zawsze szczegĂłlna okolicznoĹÄ, nierzadko intrygujÄ ca, ktĂłrÄ czÄsto liczne biografie ukazujÄ nam w nieco zbeletryzowany sposĂłb. DzieĹo Dantego zrewolucjonizowaĹo oczywiĹcie literaturÄ, a caĹy Ĺwiat (rĂłwnieĹź ten najbardziej zlaicyzowany) uznaje jego doniosĹoĹÄ. Jednak to nie dla zdobycia uznania Dante zaczÄ Ĺ pisaÄ swĂłj poemat. ByĹo coĹ bardziej zasadniczego. Krok wolnoĹci. Nie mam zamiaru stawiaÄ siÄ na miejscu egzegetĂłw Dantego. Dlatego odniosÄ siÄ do poziomu narracyjnego, do tego, co mĂłwi nam poeta o poczÄ tku swojej przygody. NiezaleĹźnie od tego, jaki sens przypisujemy pierwszemu wersowi poematu, âW Ĺźycia wÄdrĂłwce, na poĹowie czasuâ*, jedna rzecz jest pewna: chodzi o decydujÄ cy moment, punkt zwrotny. W Ĺźyciu nas wszystkich nastÄpuje podobny moment; i w tym wĹaĹnie momencie âw gĹÄbi ciemnego znalazĹem siÄ lasuâ (w. 3), lasu, w ktĂłrym rozum nie jest w stanie odnaleĹşÄ juĹź drogi, a sprawy stajÄ siÄ niezrozumiaĹe. Wielkie cierpienie, absurdalna sytuacja, speĹzĹy na niczym dobry plan, wielka przyjaźŠzniszczona z bĹahych powodĂłw⌠MotywĂłw moĹźe byÄ naprawdÄ bardzo duĹźo. Dante nie chce ich analizowaÄ, nie pyta o to, co siÄ nie udaĹo, gdzie siÄ pomyliĹ, mĂłwi tylko, Ĺźe straciĹ âz oczu szlak niemylnej drogiâ (w. 2). Kilka wersĂłw dalej poeta nie potrafi powiedzieÄ dokĹadnie, jak dostaĹ siÄ do tego lasu, âbo mnÄ owĹadĹa sennoĹÄ jakaĹ duĹźaâ (w. 11). MoĹźemy mĂłwiÄ o roztargnieniu, automatyzmie: czymĹ, co opróşniĹo jego ĹwiadomoĹÄ, kiedy zmierzaĹ jeszcze â przynajmniej pozornie â âprawÄ drogÄ â. Nie brakowaĹo prawej drogi, âniemylnej drogiâ. Droga byĹa, biegĹa tamtÄdy, piÄkna i dobra, pewna dla wszystkich ludzi prostego serca. Czego zabrakĹo? MoglibyĹmy powiedzieÄ: zabrakĹo âjaâ, zabrakĹo osoby. Oto, czym jest âciemny lasâ. JeĹli jednak nie ma mnie, wĂłwczas zrozumiaĹe jest, dlaczego Dante okreĹla go jako gorzki: âĹmierÄ chyba wiÄksze zna goryczeâ (w. 7), poniewaĹź brak âjaâ naprawdÄ jest czymĹ w rodzaju Ĺmierci, nawet jeĹli zmierzamy drogÄ , rozmawiamy, wychowujemy dzieci i odbieramy honory, zdobywajÄ c zasĹugi. W tym momencie zdarza siÄ jednak coĹ waĹźnego, nawet jeĹli poeta ukrywa to w zawiĹoĹciach swojego opowiadania. Jest to nieskoĹczenie maĹy, ale bardzo waĹźny krok wolnoĹci: Dante pozwala nocy przeminÄ Ä. MĂłgĹby wdrapaÄ siÄ na drzewo, nie robi tego jednak. W sercu, mimo Ĺźe znuĹźonym snem, pozostaje nikĹe oczekiwanie, odrobina nadziei. Wiara niemal znikĹa, pozostaje jednak nadzieja, maĹa i nieustÄpliwa, wĹaĹnie taka, jak opisuje jÄ PĂŠguy w swoim niezrĂłwnanym Przedsionku Tajemnicy Drugiej Cnoty. ByÄ moĹźe bez tej nadziei Dante nie mĂłgĹby uznaÄ tego tak trudnego momentu, prawie rozpaczliwego, za moment rĂłwnieĹź decydujÄ cy: âW Ĺźycia wÄdrĂłwce, na poĹowie czasuâ (w. 1). JeĹli rzeczywiĹcie mĂłwiÄ: âW Ĺźycia wÄdrĂłwce, na poĹowie czasuâ, jest to znak, Ĺźe pomimo zniszczonego âjaâ, coĹ pozostaje: moje pytanie, moja potrzeba, mĂłj krzyk. ZostaliĹmy zranieni, nie wszystko jednak jest stracone. Pytanie jednak nie jest odpowiedziÄ , pytanie nie ocala, a pozostawione samemu sobie prowadzi do niezrozumienia, jest ĹşrĂłdĹem iluzji: przede wszystkim iluzji, Ĺźe gdy wreszcie powraca ĹwiatĹo dnia, moĹźna poradziÄ sobie o wĹasnych siĹach. Jest wzgĂłrze do pokonania, niezbyt strome, moĹźna siÄ na nie wspiÄ Ä. BÄdÄ c na szczycie, Ĺatwiej bÄdzie siÄ zorientowaÄ. Dlatego zaczyna siÄ kalkulowaÄ, robiÄ obliczonka, liczyÄ tylko na siebie, udawaÄ, Ĺźe nie ma juĹź naszej strasznej rany. Zdumiewa bezlitosna niemal precyzja, z jakÄ Dante opisuje w tych nielicznych wersach Ĺźycie nas wszystkich. CzyĹź doprawdy wszyscy nie postÄpujemy w ten sposĂłb? Oto wiÄc rozpoczyna siÄ wspinaczka. Wystarczy jednak kilka krokĂłw, by iluzja siÄ rozwiaĹa: rana jest zbyt rozlegĹa, zbyt mocny wrĂłg. Bogactwo, rozwiÄ zĹoĹÄ, wĹadza nie sÄ przywarami same w sobie, ale ze wzglÄdu na stwarzanÄ iluzjÄ: iluzjÄ nadawania sensu naszemu Ĺźyciu poprzez natychmiastowÄ konsumpcjÄ, idiotycznÄ satysfakcjÄ, bez bĂłlu, bez ĹwiadomoĹci. Tej pozostaĹej na dnie worka odrobinie nadziei grozi zagubienie w Ĺźyciu, byÄ moĹźe nawet peĹnym waĹźnych dyskursĂłw, dobrych odczuÄ, sukcesu, powszechnego uznania, pierwszych miejsc w synagodze, nagrĂłd Nobla, caĹkowicie pustym jednak. To prawdziwe szczÄĹcie, Ĺźe wszelkie usiĹowania speĹzajÄ na niczym i Ĺźe poeta znĂłw stacza siÄ w dĂłĹ, do podnóşa wzgĂłrza. Gdyby upieraĹ siÄ przy wspinaczce, zostaĹby zniszczony, jako osobisty wspĂłlnik wĹasnej zagĹady. Odrobina realizmu. Do sukcesu Dantego przyczyniĹa siÄ odrobina realizmu. Po stwierdzeniu, Ĺźe nie sposĂłb zwyciÄĹźyÄ, trzeba sprĂłbowaÄ innej drogi. Jakiej jednak? Z jednej strony las, z drugiej wzgĂłrze rojÄ ce siÄ od dzikich zwierzÄ t. Czy czĹowiek jest wiÄc skazany na caĹkowitÄ klÄskÄ? Czy Ĺźycie jest oszustwem? Kiedy go jednak âtak na dóŠstopa wiedzie drĹźÄ caâ (w. 61), oto dostrzega jakÄ Ĺ poruszajÄ cÄ siÄ postaÄ. Jest ona tak sĹabo widoczna, Ĺźe poeta nie wie nawet, czy jest to postaÄ ludzka, czy tylko cieĹ. To jest pierwsze ty w caĹej tej historii, i nie jest to BĂłg, co wiÄcej: byÄ moĹźe nie jest to nawet czĹowiek, a jednak sĹowa, z ktĂłrymi zwraca siÄ do niej poeta, sÄ najpewniejsze, niezastÄ pione, najkonieczniejsze: âbĹagam twej litoĹciâ (w. 65). Kiedy wszystko runÄĹo, a poĹoĹźenie wydaje siÄ nie do zniesienia, pozostaje jeszcze owo ty. Wszyscy znamy dalszy ciÄ g historii. Przed Dantem staje Wergiliusz, mistrz, ktĂłremu Dante wyjaĹnia, dlaczego nie moĹźe wspiÄ Ä siÄ na ârozkosznÄ gĂłrÄâ (w. 82). Wergiliusz rozumie niebezpieczne poĹoĹźenie, w jakim znajduje siÄ jego uczeĹ, i zaprasza go do poszukania âdrogi innejâ (w. 97). Nie chodzi juĹź o ucieczkÄ przed trudnym poĹoĹźeniem, ale o gotowoĹÄ spojrzenia mu w twarz, aĹź po zejĹcie nawet do samych piekieĹ. W caĹej literaturze jest mnĂłstwo podróşy, poniewaĹź podróş jest metaforÄ ludzkiego Ĺźycia: dlatego moĹźna by powiedzieÄ, Ĺźe sama podróş jest w najwyĹźszym stopniu tematem literatury. SÄ podróşe cudowne, tragiczne czy teĹź zdumiewajÄ ce, zawsze jednak sÄ one dramatyczne, zawsze peĹne przygĂłd. W kaĹźdym razie BoskÄ KomediÄ znamionuje szczegĂłlny znak rozpoznawczy, czyniÄ cy opowiedzianÄ w niej podróş innÄ od wszystkich pozostaĹych. Nie dlatego, Ĺźe odbywa siÄ ona w tak zwanych zaĹwiatach, ani teĹź nie dlatego, Ĺźe jest to podróş inicjacyjna, ale ze wzglÄdu na jej niepowtarzalny realizm i chrzeĹcijaĹskoĹÄ. Zderzenie z twardÄ rzeczywistoĹciÄ , z jej oczywistym okrucieĹstwem, moĹźe byÄ nadzwyczajnÄ okazjÄ do spotkania Tego, kto jÄ stworzyĹ i stwarza. Wystarczy nasze âtakâ. Konieczne nie tylko na poczÄ tku, ale zawsze. Przypomina o tym Dantemu Wergiliusz: âPotem tych ujrzysz, ktĂłrych pĹomieĹ cieszy, / RozradowujÄ c nadziejÄ niepĹonÄ , / Ĺťe siÄ ich wniebowstÄ pienie przyĹpieszy. / A gdy zajĹÄ zechcesz aĹź tÄ jasnÄ stronÄ , / Godniejszej zdam ciÄ, niĹşli moja, pieczy / Na dalszÄ drogÄ, gdzie iĹÄ mi wzbronionoâ (w. 118â123). RĂłwnieĹź droga prowadzÄ ca do Raju w Ĺźadnym razie nie bÄdzie niczym mechanicznym. Trzeba bÄdzie pozostawiÄ drogiego Wergiliusza, to znaczy sztukÄ, poezjÄ, tak ukochane zmysĹowe postacie. Nie bÄdzie to, jednym sĹowem, Ĺźaden spacer. Ani dla Dantego, ani dla nas. * Cytaty z Boskiej Komedii pochodzÄ z: Dante Alighieri, Boska Komedia, tĹum. E. PorÄbowicz, tryb dostÄpu: www. http://boskakomedia.korona-pl.com. |