Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2012 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2012 (listopad / grudzień)

Listy

Pragnienie rodzące wydarzenie i inne...


PRAGNIENIE RODZĄCE WYDARZENIE

Jakiś czas temu oglądaliśmy z młodzieżą film polecony przez znajomych z Ruchu, zatytułowany The Human Experience (Ludzkie doświadczenie). Po filmie jedna z dziewczyn, Natalia, powiedziała, że chciałaby pokazać go swojej mamie. Podchwyciłem to pragnienie i zapytałem wszystkich, czy chcieliby zaprezentować go szerszemu gronu: rodzicom, znajomym ze szkoły, kolegom i koleżankom. I tak w prosty sposób zrodził się gest misyjny, w który zaangażowała się młodzież. Bardzo szybko zostały rozdzielone zadania do wykonania: Ala i Zosia przygotowały zaproszenia, Wojtek z Antkiem zajęli się poprawą jakości napisów w języku polskim (niestety film nie jest dostępny w Polsce), Lidka i Bartek przygotowali wprowadzenie do filmu (potem zresztą świetnie prowadzili też całe spotkanie). Reszta młodzieży podzieliła się pracami w dniu projekcji filmu – wprowadzali gości, wpuszczali na salę, dbali o czystość toalet, instalowali sprzęt itd. Na pokaz filmu młodzież mogła zaprosić każdego. Niestety nie mieli jeszcze odwagi zwrócić się z tą propozycją do rówieśników, więc większość na sali stanowiły osoby dorosłe i studenci. O wydarzeniu tym informował też wiernych ksiądz Józef Jończyk podczas ogłoszeń parafialnych. Sala była wypełniona. Zauważyłem, że krępowało to trochę młodzież, bo to oni czuli się tutaj gospodarzami. Po projekcji odbyła się krótka dyskusja, kilka osób podzieliło się swoimi refleksjami.

Najważniejsze dla mnie i dla młodzieży było to, że z pragnienia jednej osoby zrodziło się takie wydarzenie. Dzięki poruszeniu Natalii pokazaliśmy to piękno innym. Dawno nie widziałem tak zaangażowanej młodzieży. Przyjemnie było patrzeć na prowadzących spotkanie Lidkę i Bartka, gdy przed pokazem z przejęciem chodzili i powtarzali tekst wprowadzenia. I resztę młodzieży, która dawała siebie w każdym geście. Mnie samemu pomogło to przeżyć ten moment ze spokojem i pewnością. Szczególnie ważne było dla mnie to, że Natalia faktycznie przyszła z mamą, którą zagadnąłem prowokacyjnie: „Czy Pani wie, że jest Pani powodem tego, co tu się dzieje?”. Na co ona odpowiedziała mi z uśmiechem: „Tak, wiem”. Tak naprawdę powodem spotkania było wielkie pragnienie Natalii i kiedy byłem zaaferowany sprawami organizacyjnymi, to przywołanie do początku dawało mi wielką pewność, napełniało świadomością, że to nie my wymyśliliśmy sobie jakiś gest, ale że odpowiadamy na wezwanie Chrystusa. Po spotkaniu dostrzegam, że to wydarzenie wzmocniło nasze GS, młodzież bardzo poważnie potraktowała ten gest, a przede wszystkim – samych siebie.

I jeszcze kilka słów w nawiązaniu do spotkania wychowawców z Francesco w Spale. Powiedziałem mu wtedy, że odczuwam smutek, ponieważ chciałbym bardziej towarzyszyć młodzieży. Na co on odpowiedział mi mniej więcej tak: „Rób swoje i patrz na rzeczywistość”. Ostatnio po Szkole Wspólnoty Ola poprosiła mnie o pomoc w zadaniu z religii – miała napisać na temat: „W jaki sposób Bóg uzdalnia człowieka do służenia drugiemu człowiekowi”. Powiedziałem jej: „Zapraszam Cię na kolację, pogadamy o tym u nas”. To było piękne spotkanie. Ola napisała świadectwo z pokazu filmu. Opisała, co się tam działo, a na końcu zadała pytanie: w jaki sposób Bóg uzdolnił mnie do służenia zaproszonym na film gościom? I odpowiedziała, że dla niej najważniejsze było „przygotowanie tej projekcji z przyjaciółmi z Ruchu”. Że Bóg w tym geście dał jej wspólnotę, że Pan uzdalnia do służenia drugiemu poprzez towarzystwo innych. Sama kolacja była pięknym momentem, ponieważ poświęciliśmy sobie czas i uwagę. Ola opowiedziała, co u niej słychać, co sprawia jej radość, trud itd. To było to, czego pragnąłem. Gdy byłem w GS, podobnym zainteresowaniem zawsze darzył mnie ksiądz Andrzej Białek, czułem się wtedy przygarnięty. Na końcu Ola powiedziała, że było świetnie, więc zaprosiliśmy ją ponownie już z przyjaciółmi z Ruchu. I tak nam się wydaje z Basią, że w środy będziemy jeść kolacje z GS.

Jarek, Kraków



KROK W TYŁ I ZNÓW DOMINUJE ZDUMIENIE

Gdybym miała podsumować ten miesiąc, powiedziałabym, że najbardziej fascynujące było w nim spostrzeżenie, że za pośrednictwem wszystkich okoliczności – od znalezienia się na drugiej półkuli po rozpoczęcie nowej pracy – Tajemnica przygotowuje mnie do pokonania drogi. Tutaj, w Sandy, na południe od Salt Lake City, mieszkają Don i Kim, małżeństwo, które spotkało Ruch za pośrednictwem zaprzyjaźnionych z nimi rodziców księdza Jonaha Lyncha [zastępcy rektora seminarium św. Karola Boromeusza w Rzymie]. Prowadzą Szkołę Wspólnoty w parafii z dwiema innymi osobami, poznanymi dzięki ulotce, w której zapraszali do pracy nad książką księdza Giussaniego. Don i Kim gościli mnie u siebie oraz pomogli znaleźć mieszkanie. Niewiarygodne, że cała moja wdzięczność za ich gościnność i pomoc jest nieporównywalna z ich wdzięcznością za to, że tu jestem, a ja naprawdę nic nie zrobiłam. Pewnego razu podczas Szkoły Wspólnoty jeden z nowych przyjaciół rzępolił coś na gitarze. Przyszedł z kartką, na której zapisana była piosenka tygodnia (zazwyczaj jakaś pieśń śpiewana w parafialnym kościele). Kiedy to zobaczyłam, rzuciłam pomysł, by zaśpiewać jedną z piosenek ze śpiewnika CL. Na następną Szkołę Wspólnoty przygotował piosenkę… Country Roads! Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać, myśląc sobie: „Ale czy można śpiewać Country Roads na rozpoczęcie Szkoły Wspólnoty? Chyba lepiej w ogóle nic nie śpiewać”. Kiedy byłam tak całkowicie zdominowana przez zgorszenie, zrobiłam krok w tył, spojrzałam na nich i zdumiałam się, że tutaj, pośród całkowitej pustki, są cztery osoby, czytające książkę księdza Giussaniego. Wtedy zgorszenie widoczne na mojej twarzy zmieniło się w uśmiech. Im dłużej patrzyłam na nich, gdy śpiewali Country Roads, tym bardziej wzruszała mnie obecność Jezusa pośród nas. Jak powiedział mi jeden z moich przyjaciół: to jest dziewictwo – ten krok do tyłu, to oderwanie się od swojego wyobrażenia o tym, jakimi powinny być rzeczy, i zauważenie, że On jest. Naprawdę się zmieniłam, byłam wdzięczna za to, że tam byłam. Na Szkole Wspólnoty zaczęłam przejawiać inicjatywę, podczas gdy wcześniej – po trosze ze względu na język, po trosze ze względu na trudność zrozumienia sensu rozmowy – nie zabierałam głosu. Na tamtej Szkole Wspólnoty poczułam się tak bardzo zafascynowana przez Drugiego, który mi się ukazał, że poczułam się wolna, by wszystkim rzucić wyzwanie. Ile razy w towarzystwie moich przyjaciół z Włoch, „doskonałej” wspólnoty, przy „doskonałych” piosenkach, nigdy nie było przestrzeni na zdumienie Obecnością, na wzruszenie Jego obecnością.

Laura, Salt Lake City, Utah (USA)



„TRACCE” STAŁY SIĘ CODZIENNYM TOWARZYSZEM

Drogi księże Juliánie, trzy lata temu poproszono mnie o sprzedaż „Tracce” [włoski pierwowzór „Śladów” – przyp. red.]. Z czasem zajęcie to stało się rutyną, co więcej, wiele razy kupowałam je z „poczucia obowiązku”, czasem nie czytając ich nawet potem. Często, kiedy niektórzy przyjaciele traktowali to narzędzie poważnie, proponując podczas ogłoszeń jakieś teksty, przeszkadzało mi to, ponieważ wydawało mi się naruszaniem ludzkiej wolności. Potem przeczytałam tekst o Francesce, kobiecie chorej na raka. Zdumiałam się i byłam wdzięczna za to, co przeczytałam, ponieważ jest to świadectwo dla mojego życia. Zdumiona tym zaczęłam przekartkowywać „Tracce” i czytać niektóre teksty oraz listy. W ten sposób czasopismo stało się moim codziennym towarzyszem. Przedwczoraj przeczytałam artykuł o klasztorze klauzurowych sióstr benedyktynek. W pewnym momencie olśniło mnie to, co mówiła siostra przełożona: ich klauzura nie jest wyizolowaniem się od świata, ale życiem w służbie światu i właśnie dlatego chcą posiadać bieżące informacje o tym, co się wydarza, a ich ulubionymi narzędziami są „Tracce” i „L’Osservatore Romano”. Uderzyło mnie to, ponieważ nigdy nie patrzyłam na nasze czasopismo z perspektywy obiektywnego bogactwa, jakie przynosi światu, przede wszystkim ze względu na chrześcijańskie spojrzenie na to, co się wydarza, pokazujące to, co wielkie i piękne w codziennym życiu. Ta moja przemiana zdumiała mnie. Prawdziwe jest to, o czym mówimy na Szkole Wspólnoty: Chrystus wchodzi do mojego życia dyskretnie i działa tak długo, dopóki się nie zadziwię i nie zmienię w obliczu nieredukowalnej Tajemnicy. Pozostawia miejsce mojej wolności, bym Ją rozpoznała.

Virginia, Mediolan



PLAKAT BOŻONARODZENIOWY

DROGA OTWARTA PRZEZ MĘDRCÓW

Giuseppe Frangi

Dokonany w wolności, poruszający wybór kompozycji jest jednym z sekretów tego wielkiego dzieła Gaetano Previatiego, namalowanego w 1892 roku i przechowywanego w Pinakotece w Brerze w Mediolanie. Jest to obraz zorientowany poziomo, jego ognisko znajduje się na lewej połowie. Natomiast centrum i przestrzeń z prawej strony wypełniają obszerne płaszcze Mędrców oraz ich słudzy, którzy nieco z tyłu oczekują na złożenie darów. Artysta, wybierając taki układ, sugeruje dynamizm. Jest to dynamizm zdeterminowany przez atrakcyjność Dzieciątka, która rozpaliła serca Mędrców, przekonując ich do wyruszenia w długą drogę. Teraz stoją pochyleni na Dzieciątkiem, składając Mu poruszający pokłon. Nie widać na ich twarzach śladu zmęczenia, przepełnia je spokój, wypływający ze świadomości dotarcia do celu. Za ich plecami, w złotym blasku, przypominającym jaśniejący blask złota antycznych mozaik (zamiast małych kawałków są jednak dotknięcia pędzlem, charakterystyczne dla techniki dywizjonistycznej), otwiera się niecodzienna w tradycyjnej ikonografii adoracji Mędrców perspektywa. Domenico Tumiati pisał w 1901 roku: „Któż zmierzy ich szaty pełne orientalnego majestatu? Któż zliczy ich orszak, gubiący się pośród kohort wielbłądów i tłumów widocznych na horyzoncie?”. Za Mędrcami, w istocie, ciągnie się ogromna świta, mnóstwo ludzi podążających w oślepiającym świetle niewidocznego słońca, tłum znajdujący się ewidentnie w drodze ku tej samej mecie, zapalony tym samym pragnieniem. Toteż zrozumiałe jest, dlaczego Previati postanowił wydłużyć kompozycję obrazu: chciał w ten sposób przedstawić ideę, że droga Mędrców nie była wyłącznie ich drogą, ale że jest otwarta i dostępna dla wszystkich ludzi.

Gaetano Previati, Adoracja Trzech Króli




BY NIE UTRACIĆ SMAKU ŻYCIA

W dniach 16–18 listopada w Spale odbyło się spotkanie wychowawców młodzieży. Na spotkanie przybyli Włosi Francesco i Luciano z małżonkami. Spotkaliśmy się, aby w przyjaźni współdzielić naszą drogę, nasze przeznaczenie. Bóg w swej dobroci darował nam po raz kolejny coś wielkiego. Podczas podsumowania Francesco powiedział: „Po dwóch dniach odnajdujemy się w większej przyjaźni, zdolni do podjęcia walki, jaką jest życie”.

W ciągu tych dni wybrzmiały nasze problemy, pytania i doświadczenie pracy z młodzieżą. W tym wszystkim uderzyło mnie to, jak wielkie jest pragnienie Nieskończoności w człowieku, jak bardzo próbuje się ono przebić przez okoliczności życia, o których opowiadali wychowawcy. Jak pisał ksiądz Giussani, „człowiek jest pragnieniem Nieskończoności”. Pytanie Francesco, postawione pierwszego dnia każdemu z nas: „Jak się czujesz?”, pozwoliło zapytać samego siebie o to, kim jestem, i wyruszyć w tę fascynującą wędrówkę życia. Każdy, kto na poważnie potraktował to wezwanie, musiał stanąć szczerze wobec siebie samego pośród okoliczności codziennego życia. Jestem wdzięczny Francesco za zadanie tego pytania, ponieważ nieustannie zagraża nam patrzenie na siebie w sposób zredukowany. Przez te dni czułem, że niczego nie tracę, że nie tracę smaku życia. Ważne wydało mi się to, że sprawy młodzieży, owszem, były poruszane, ale najistotniejsze było nasze życie, ponieważ tylko osoba żyjąca Chrystusem jest pociągająca dla innych. Celem spotkania nie była wymiana myśli o pracy z młodzieżą. Spotkaliśmy się, aby nie utracić smaku życia. Podczas podsumowania Francesco przytoczył słowa księdza Giussaniego: „Gdzie jest życie? Życiem jesteś Ty. (…) Odzyskanie prawdy naszej metody, by na nowo zaczęło się w nas życie, pośród nas, tam gdzie jesteśmy, musi się zaczynać od punktu początkowego. Musimy wrócić do świadomości początku całego tego dynamizmu”. A jaki był początek? „Ruch narodził się z dostrzeżenia imponującej obecności, która wnosiła w życie prowokującą obietnicę, za którą można było iść. (…) Aby nasze życie mogło się przemienić”. I dalej: „Kto żyje tą metodą, staje się nowym stworzeniem. Okoliczności stają się okazją do życia. Człowiek odradza się. Co składa się na to odradzanie się? Przylgnięcie człowieka do wszystkich rzeczy, zyskanie zainteresowania wszystkimi i wszystkim ze względu na pewność, która leży u podstaw, w głębi wszystkiego. Jesteśmy powołani do zanoszenia światu tego zainteresowania życiem, powołani do dowartościowywania każdej najmniejszej rzeczy, którą spotykamy, ze względu na pewność co do komunii, która jest, pewność co do Boga, który jest”.

Nie byłoby tego gestu, gdyby nie osoby, które podarowały siebie i swój czas. Pragnę podziękować Agnieszce i Piotrowi za cały wysiłek, jaki włożyli w przygotowanie spotkania. Wasze „tak” pozwoliło nam się nawrócić, odkryć nowość, wzrosnąć przyjaźni. Jestem Wam ogromnie wdzięczny. Pragnę powtórzyć za księdzem Jurkiem: „W tym prostym i pięknym geście objawiła nam się Tajemnica, wracam do domu szczęśliwy”.

Jarek, Kraków




BLIŻEJ

Łatwiej jest ubrać kapcie

czy cały dywanem wysłać świat?

Lepiej pokochać siebie,

będąc świadomym swoich wad,

by potem je pokonać w sobie,

choćby zajęło wiele lat,

niż walcząc z bliźnim i wiatrakami,

mieć ciągle w stodole dynamit.

Bo bliższa ciału jest koszula,

która jak króla je otula,

niźli w ruletce ruskiej pula.


Co tu i teraz, co zaraz będzie,

za to jam bardziej odpowiedzialny

niż za, na przykład, w trzeciorzędzie

z And w Patagonii wiejący halny.

Wciągam powietrze nosem,

to z tym powietrzem prawie ożenek –

jestem związany już z jego losem,

nim tlen się zwiąże w węgla dwutlenek.


Piję uważnie ze szklanki wodę

– ona ważniejsza

niż w telewizji modelki młode

(choć ich walorów nikt nie umniejsza).

Bo zwykła woda jest tego znakiem,

gdy jej dyskretnym cieszę się smakiem,

że gdzieś biją wody żywej źródła;

muszą gdzieś one być, bez pudła.

Przychodzą one do ciebie – leniu,

zamiast być w niebie – na twym podniebieniu.


Więc może to się opłaca:

szczypta lenistwa się nada,

gdy jak spragniony-spełniony baca

doglądasz swego stada…


Gdy ktoś zapyta: „A krzyż?” –

Pewnie, co będzie trzeba, poniesie się tyż.

Lecz nie kryptoprodukt własnego ego

– zbaw nas i od takiego złego.

πterq




DZIEŃ INAUGURACJI ROKU: ZACZĄĆ ŻYĆ NA NOWO

Drogi księże Carrónie, wydaje mi się, że tego lata wróciłem do życia, jak gdybym wcześniej miał zamknięte oczy, a teraz przejrzał. Doświadczyłem radości i pewności, o których myślałem, że już je posiadam. Moja mama jest chora od 12 lat, przez cały ten czas opiekujemy się nią wraz z moim rodzeństwem. To, co robię, z jednej strony jest łatwe, ponieważ ją kocham, z drugiej natomiast jest trudne: oprócz widoku jej cierpienia okoliczność ta przeszkodziła mi w wielu rzeczach i zapewne wiele będzie jeszcze takich rzeczy, których nigdy nie będę mógł zrobić. W tych trudnych dla mojej rodziny latach zawsze towarzyszyli nam przyjaciele z Ruchu. Na początku choroby zawiesili mały obraz na ścianie w pokoju mamy, pod którym widnieje napis: „Wyobrażenie o tym, jak powinno wszystko wyglądać, unicestwia doświadczenie”. To zdanie było dla mnie wielkim towarzyszem w tych latach. Zawsze starałem się – często jednak mi to nie wychodziło – mieć na uwadze to, jak ważna jest świadomość tego, co mam, tego wszystkiego, co Pan daje mi co dnia. Z biegiem czasu przestałem się jednak starać. Jednym słowem: przyzwyczaiłem się do mojego życia. Podczas Dnia Inauguracji usłyszałem, że okoliczności są zasadniczym czynnikiem naszego powołania. Wtedy odniosłem wrażenie, że jesteśmy sami w tamtym pokoju, ja i ona. To było jak trzęsienie ziemi dla mojego życia. Zrozumiałem w zupełnie nowy sposób, że moja relacja z Bogiem wychodzi od tego, co przydarza mi się w ciągu mojego dnia, a nie z planu, bardziej lub mniej odległego od Jego planu wobec mnie. Muszę starać się teraz. Cóż za radość daje świadomość, że mogę teraz odpowiedzieć Bogu. Ponowne odkrycie tej świadomości nadało nowy smak okolicznościom i rozbudziło nowe zainteresowanie wszystkim. Rozpocząłem rok szczęśliwszy, bardziej zadowolony, bardziej jako protagonista własnego życia. Wciąż jeszcze popełniam błędy i upadam wiele razy, wiem jednak, że moje defekty oraz moje ograniczenia nie są w stanie oderwać mnie od relacji z Ojcem i że Bóg je szanuje oraz posługuje się nimi, bym został święty. Dziękuję za Twoje ojcostwo i towarzystwo, którego dotrzymuje mi Ruch. Cóż za łaska, że jesteście w moim życiu!

Luís



CZTERY LATA RAZEM Z „PROFESORKIEM”

Piszę, by opowiedzieć o historii pewnego spotkania. Spotkania sprzed czterech lat z profesorem Givannim Burgio. Giovanni jest wolontariuszem z Comunione e Liberazione, pracującym w więzieniu w Brucoli. Co tydzień prowadzi tam Szkołę Wspólnoty. Podczas mojego długiego pobytu w więzieniu, miałem okazję spotkać wiele osób, obejmujących cierpienie „drugiego”, dających samych siebie i podarowujących nadzieję skazańcom takim jak ja. Często czujemy się zagubieni, nie wiedząc, jak stawiać czoła niektórym problemom i jak zachować się w konkretnych sytuacjach. Wydaje mi się, że my wszyscy, skazani i wolni, potrzebujemy osób, które poprzez swoją postawę, stawianie czoła rzeczywistości, reagowanie na życiowe prowokacje, wprowadzą pewien ład pośród zamętu naszego życia. Kiedy stajemy wobec tych osób, zagubienie i zamęt zostają pokonane: te osoby zaczynają nam towarzyszyć, nawet jeśli są daleko, stają się „rzeczywistym towarzystwem”. Giovanni Burgio, którego my z sympatii nazywamy „profesorkiem”, jest naszym przyjacielem. Za jego pośrednictwem Chrystus stał się częścią naszego życia. Nauczył nas, że „życie w całości jest darem”: nieprzerwanie otrzymujemy i dajemy. Ta dynamika wymiany ubogaca i urzeczywistnia nasze życie. „Jesteśmy darem: obdarowujmy się”. Współdziałanie hojnej służby oraz miłości, w przekonaniu, że „spotkanie” nigdy nie może być oddzielone od służby braciom, ponieważ Bóg chce być „spotkany i kochany w braciach”. To miłość, przyjęcie drugiego otwiera serce na miłosierdzie Pana. Jezus okazuje wielką czułość wszystkim, którzy Go kochają i poszukają sercem oraz w prawdzie o samych sobie, bez obłudy, bez innych celów, a „On” pochyla się nad tą przyjmującą miłością, podarowując nam swoje przebaczenie. Dziękuję i życzę wszystkim czytelnikom, redakcji i współpracownikom „Tracce” wesołych Świąt oraz szczęśliwego Nowego Roku!

Francesco, więzienie w Brucoli (Syrakuzy)



MIESIĄC BEZ FRANCESKI

„DZIURA” WYPEŁNIONA JEGO OBECNOŚCIĄ

Drogi księże Juliánie, minął miesiąc od śmierci mojej przyjaciółki Franceski (zob. „Ślady” 5/2012). Jakże mało zrozumiałam z tego, co wydarzyło się w ciągu roku jej choroby. To praca na całe życie, czasu mi nie brakuje. Jedna myśl nasunęła mi się od razu, tuż po przebudzeniu, następnego dnia po jej śmierci: obecność, oto, czym jest obecność. Przeżyłam rok w jej obecności. Każdy dzień, każdą godzinę. Jej obecność zmieniła mnie: zmienił się sposób, w jaki prowadzę samochód oraz stoję w korkach na obwodnicy (teraz odmawiam Różaniec), organizowania popołudni spędzanych z dziećmi, mojego czasu wolnego, zmieniły się problemy poruszane podczas rozmów telefonicznych, porządek w mojej domowej biblioteczce (kolejność książek do przeczytania), moja postawa wobec wywiadówki w szkole (kiedy ona nie mogła na nią pójść). Obecność, która magnetyzowała moje serce przez rok, która trzymała mnie przyklejoną do teraźniejszości, do mojej chwili wobec jej chwili. Bez żadnego silenia się, żadnych starań z mojej strony, żadnej brawury; to ona się narzucała. Była. W istocie, cóż za dokuczliwa i natychmiastowa przykrość, kiedy zdarzyło mi się o niej zapomnieć, postępować, jakby jej nie było. Co jednak mamy na myśli, mówiąc o obecności Chrystusa? Co miałam na myśli jeszcze rok temu? Teraz wiem, dlaczego mówisz nam, że nie rozumiesz, jak możemy żyć bez Niego, nie słuchając, jak mówi w każdej chwili. Okazując sobie cierpliwość i czułość, proszę o Obecność Chrystusa, proszę wciąż o obecność mojej przyjaciółki. Nie chcę, by tę niemal fizyczną „dziurę”, którą odkryłam w sobie po jej śmierci, wypełniało coś innego niż obecność, na nowo, każdego dnia. Obecność Chrystusa oraz obecność Franci – teraz pojmuję, że są już nierozdzielne, co więcej, nigdy takie nie były.

Paola



SPROSTOWANIE

W ostatnim numerze „Śladów”, w artykule Zacznijmy znów od Chrystusa, wystąpił błąd: Sobór Nicejski I odbył się w roku 325, a nie w VIII wieku, jak można było przeczytać. Błąd ten wkradł się podczas opracowywania tekstu w Redakcji.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją