Ślady
>
Archiwum
>
2012
>
wrzesieĹ / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer 5 / 2012 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Strona Pierwsza Ĺťycie jako powoĹanie Notatki z wystÄ pieĹ Davide Prosperiego i ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna podczas Dnia Inauguracji Roku dla dorosĹych oraz studentĂłw z ruchu Comunione e Liberazione. Mediolanum Forum, Assago (Mediolan), 29 wrzeĹnia 2012 r. ĹťYCIE JAKO POWOĹANIE Notatki z wystÄ pieĹ Davide Prosperiego i ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna podczas Dnia Inauguracji Roku dla dorosĹych oraz studentĂłw z ruchu Comunione e Liberazione Mediolanum Forum, Assago (Mediolan), 29 wrzeĹnia 2012 r.
KS. JULIĂN CARRĂN âGdy zaĹ przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do caĹej prawdyâ (J 16, 13a). To jest obietnica Jezusa, Duch ĹwiÄty doprowadzi nas do caĹej prawdy. Dlaczego tego potrzebujemy? PoniewaĹź prawdzie nieustannie zagraĹźa redukcja, to znaczy ideologia. My rĂłwnieĹź wystawieni jesteĹmy na to niebezpieczeĹstwo w sposobie patrzenia na rzeczywistoĹÄ oraz na nas samych, pojmowania siebie, pojmowania chrzeĹcijaĹskiego wydarzenia, przeĹźywania powoĹania. Nieredukowanie tych rzeczy oraz nieredukowanie samych siebie jest ĹaskÄ , o ktĂłrÄ musimy bĹagaÄ, ĹźebraÄ u Tego, ktĂłrego wskazaĹ nam Chrystus, u Ducha. Tylko On moĹźe nas doprowadziÄ do tej prawdziwej samoĹwiadomoĹci, ktĂłrej dzisiaj tak bardzo potrzebujemy do tego, by ĹźyÄ. Dlatego rozpoczynamy ten gest, ĹźebrzÄ c Go:
PrzybÄ dĹş, Duchu ĹwiÄty! Il mio volto DAVIDE PROSPERI Przede wszystkim pozdrawiam wszystkich obecnych tutaj w Assago oraz ĹÄ czÄ cych siÄ z nami we WĹoszech i za granicÄ . RĂłwnieĹź w tym roku postanowiliĹmy spotkaÄ siÄ razem na rozpoczÄciu roku pracy, i juĹź w tym znajduje siÄ nowoĹÄ, ktĂłra powtarza siÄ za kaĹźdym razem. NowoĹÄ dana przez ObecnoĹÄ, ktĂłrÄ utwierdzamy, spotykajÄ c siÄ, by znĂłw wspĂłlnie na nowo wyruszyÄ w drogÄ. A wiÄc ten moment nie jest po to, by przekazaÄ jakieĹ nowe myĹli, ale przede wszystkim po to, by sobie pomĂłc nie utraciÄ smaku wÄdrĂłwki. Rok temu, wĹaĹnie tutaj, w Assago, ksiÄ dz CarrĂłn przytoczyĹ zdanie ksiÄdza Giussaniego z 1995 roku: âPodstawÄ problemu stanowi konstytutywny czynnik tego, co jest, a najwaĹźniejszym sĹowem wskazujÄ cym zasadniczy czynnik tego, co jest, jest sĹowo ÂŤobecnoĹÄÂť, my jednak nie jesteĹmy przyzwyczajeni do patrzenia w taki sam sposĂłb jak na ObecnoĹÄ na obecny liĹÄ, obecny kwiat, obecnÄ osobÄ, nie mamy w zwyczaju wpatrywaÄ siÄ w obecne rzeczy jak w ObecnoĹÄâ (Mediolan, 1 lutego 1995 r.). Oto jesteĹmy dzisiaj tutaj, by pomĂłc sobie rozpoznawaÄ tÄ ObecnoĹÄ. A wiÄc zaczynamy od stwierdzenia, Ĺźe najbardziej znaczÄ cym faktem, jaki byĹo nam dane przeĹźyÄ w minionym roku, byĹo bez wÄ tpienia rozpoczÄcie procesu beatyfikacyjnego ksiÄdza Giussaniego. MĂłwiÄ najbardziej dla nas znaczÄ cym jako o szczegĂłlnej okazji do uĹwiadomienia sobie tego, co wydarzyĹo siÄ nam, gdy spotkaliĹmy dany mu charyzmat. JesteĹmy wezwani do uĹwiadomienia sobie, Ĺźe to, co zawĹadnÄĹo Ĺźyciem wielu, ktĂłrzy spotkali doĹwiadczenie Ruchu, nie jest nasze, ale jest dla caĹego KoĹcioĹa oraz dla Ĺwiata. Z tego punktu widzenia bardziej zrozumiaĹy w tym roku staĹ siÄ dla mnie zasadniczy aspekt zadania, jakie mamy do speĹnienia wobec charyzmatu. Nie chodzi o powtarzanie dyskursu ksiÄdza Giussaniego, treĹci jego przepowiadania; tak naprawdÄ to, co przeĹźyliĹmy, pokazuje, w jaki sposĂłb nasz wkĹad polega przede wszystkim na doĹwiadczeniu, ktĂłrym Ĺźyjemy, oraz na osÄ dzaniu tego, co siÄ wydarza, poniewaĹź osÄ d ten wystawiany jest nieustannie na prĂłbÄ, jest obnaĹźany w swojej prawdzie przez okolicznoĹci, ktĂłre BĂłg nam daje, abyĹmy nimi Ĺźyli. Jak przypominaĹ sam ksiÄ dz Giussani: âOkolicznoĹci, przez ktĂłre BĂłg kaĹźe nam przejĹÄ, sÄ zasadniczym, nie drugorzÄdnym, czynnikiem naszego powoĹania, misji, do ktĂłrej BĂłg nas wzywaâ (L. Giussani, Lâuomo e il suo destino. In cammino, Marietti, Genua 1999, s. 63). OdnoĹnie do tego ksiÄ dz CarrĂłn podczas Rekolekcji Bractwa podkreĹlaĹ: âPan, nieprzerwanie obecny w historii, zechciaĹ wzbudziÄ poĹrĂłd nas w XX wieku pewien charyzmat, bÄdÄ cy drogÄ do poznania Chrystusa. I sprawiĹ to w takim kontekĹcie kulturowym, w jakim przychodzi nam ĹźyÄ, poniewaĹź humus kulturowa, wprowadzona przez ludzi OĹwiecenia w Europie, determinuje w znacznym stopniu nasz sposĂłb przeĹźywania rzeczywistoĹci i Ĺźycie wiarÄ ([âŚ] redukujÄ c wiarÄ do sentymentu, dewocji lub etyki). Dlatego historia Ĺźycia ksiÄdza Giussaniego jest tak bardzo znaczÄ ca, poniewaĹź on przeĹźyĹ te same okolicznoĹci, co my, musiaĹ stawiaÄ czoĹa tym samym wyzwaniom i temu samemu ryzyku, musiaĹ przebyÄ osobiĹcie tÄ drogÄâ (J. CarrĂłn, âJuĹź nie ja ĹźyjÄ, lecz Ĺźyje we mnie Chrystusâ, Rekolekcje Bractwa CL, maj 2012, s. 20). Rozumiem, Ĺźe jest to pierwsze polecenie, jakie zostaje nam dane: zgodziÄ siÄ przejĹÄ tÄ samÄ drogÄ, traktujÄ c to polecenie na powaĹźnie do koĹca, bez ulg. W ten sposĂłb pewnoĹÄ na tej drodze daje nam nie tyle zrozumienie tego, co zostaĹo nam powiedziane (albo, co gorzej, myĹlenie, Ĺźe siÄ zrozumiaĹo). Tym, co czyni pewnym krok, jest raczej bycie zagarniÄtym, pochwyconym, przyciÄ gniÄtym przez doĹwiadczenie ogarniajÄ cej wszystko prawdy, takiej jak ta, ktĂłra zafascynowaĹa nas, kiedy spotkaliĹmy tego czĹowieka i to wszystko, co siÄ z niego zrodziĹo. Jak powiedziaĹ Benedykt XVI kilka tygodni temu do swoich uczniĂłw w homilii wygĹoszonej podczas mszy Ĺw. odprawianej w Castel Gandolfo, kaĹźdy z nas moĹźe zredukowaÄ wiarÄ, chrzeĹcijaĹstwo, do dyskursu, niczym jakÄ Ĺ prawdÄ, ktĂłrÄ w naszym mniemaniu posiadamy, i wĹaĹnie dlatego czasem jesteĹmy oskarĹźani o nietolerancjÄ. Tymczasem Ojciec ĹwiÄty mĂłwi: i wcale nie sÄ w bĹÄdzie ci, ktĂłrzy nam tak mĂłwiÄ , poniewaĹź ânikt nie moĹźe posiadaÄ prawdy, to prawda posiada nas, jest czymĹ ĹźyjÄ cym [doĹwiadczeniem]! Nie jesteĹmy jej posiadaczami, ale jesteĹmy przez niÄ pochwyceni. I tylko wtedy, gdy pozwolimy, by ona nas prowadziĹa i poruszaĹa, trwamy w niej, [âŚ] pielgrzymi prawdyâ (Benedykt XVI, Homilia wygĹoszona podczas mszy Ĺw. na zakoĹczenie spotkania z âuczniami Ratzingeraâ, Castel Gandolfo, 2 wrzeĹnia 2012 r.). PrzyglÄ dajÄ c siÄ z perspektywy czasu treĹciom propozycji z ubiegĹego roku (od Dnia Inauguracji Roku, poprzez caĹÄ pracÄ na Szkole WspĂłlnoty, po Rekolekcje Bractwa), zauwaĹźamy, Ĺźe caĹa wychowawcza trajektoria byĹa w pierwszej kolejnoĹci raczej osÄ dem naszego doĹwiadczenia niĹź wezwaniem do stanowiska, jakie trzeba zajÄ Ä w przyszĹoĹci. PrzeĹźyliĹmy wiele okolicznoĹci, ktĂłre wystawiĹy nas rĂłwnieĹź na prĂłbÄ, rzuciĹy nam wyzwanie odnoĹnie do pierwotnego stanowiska: albo utrzymuje siÄ wiÄĹş z pniem, ze ĹşrĂłdĹem tego, co nas pochwyciĹo, albo teĹź jasnym siÄ staĹo, Ĺźe w przeciwnym razie gĂłrÄ weĹşmie analiza, czĹowiek staje siÄ reaktywny; to jest nieodparta pokusa. PomyĹlmy na przykĹad o nastÄpstwie kryzysu gospodarczego. Wszyscy go odczuliĹmy, a iluĹź z nas zostaĹo nim boleĹnie dotkniÄtych, ponoszÄ c nieraz straszliwe straty. A jednak, wychodzÄ c wĹaĹnie od naszej historii, pokusiliĹmy siÄ o pierwotny osÄ d, wydajÄ c ulotkÄ âKryzys, wyzwanie dla przemianâ, i ten osÄ d byĹ â mĂłwiÄ to z zaskoczeniem â czynnikiem obecnoĹci oraz spotkania, niezakoĹczonego jeszcze, z wieloma ludĹşmi, ktĂłrzy chcÄ zaczÄ Ä ĹźyÄ na nowo. Jeszcze wczeĹniej jednak byĹ on trybikiem, ktĂłry wprawiĹ nas w ruch. W obliczu tego wszystkiego, co siÄ wydarza, powiedzieliĹmy, Ĺźe rzeczywistoĹÄ jest pozytywna, nie dlatego, Ĺźe jesteĹmy naiwni, ale poniewaĹź widzimy wielu, rĂłwnieĹź poĹrĂłd nas, ktĂłrzy dajÄ nam Ĺwiadectwo o tym, Ĺźe rzeczywistoĹÄ â z racji tego, Ĺźe jest, taka jaka jest â jest wielkÄ prowokacjÄ , okazjÄ do przemiany, do poprawy, poniewaĹź jest wiÄksza od nas, a wiÄc jest nadzieja. Dlatego, by byÄ realistami, nie moĹźemy oczekiwaÄ zredukowania tego, co jest, do naszej miary, do tego, co juĹź wiedzieliĹmy, do punktu, w ktĂłrym czuliĹmy siÄ pewni; by mĂłc wzrastaÄ, musimy zgodziÄ siÄ otworzyÄ. NastÄpnie zaostrzyĹa siÄ agresja medialna skierowana przeciwko caĹemu Ruchowi â widzieliĹmy to przede wszystkim na Ĺamach prasy â wywoĹana przede wszystkim przez debatÄ politycznÄ . I tutaj rĂłwnieĹź â pamiÄtamy to dobrze â list ksiÄdza CarrĂłna opublikowany 1 maja na Ĺamach âLa Repubblikiâ wprawiĹ wszystkich w zdumienie, tych w Ruchu i spoza niego, poniewaĹź prowokacja dotyczyĹa podstaw problemu. CzÄsto powtarzaliĹmy sobie w tym roku stwierdzenie ksiÄdza Giussaniego: âW istocie, kiedy okowy wrogiego spoĹeczeĹstwa zacieĹniajÄ siÄ wokóŠnas, aĹź po zagroĹźenie ĹźywotnoĹci naszego wyrazu i kiedy pewna kulturalna oraz spoĹeczna hegemonia usiĹuje wniknÄ Ä w serce, potÄgujÄ c nasze naturalne juĹź niepewnoĹci, wĂłwczas nadchodzi czas osobyâ (L. Giussani, Ă venuto il tempo della persona, pod red. L. Cioniego, âLitterae Communionis CLâ 1/1977, s. 11). W ogĂłlnej atmosferze podejrzliwoĹci, nienawiĹci, a takĹźe â powiedzmy to ĹmiaĹo â kĹamstwa, w ktĂłrej ĹźyliĹmy, ktĂłrÄ oddychaliĹmy, ten list, opublikowany wĹaĹnie na Ĺamach jednego z najbardziej odlegĹych ĹwiatopoglÄ dowo dziennikĂłw, utorowaĹ drogÄ nowemu spojrzeniu, nowej moĹźliwoĹci patrzenia na okolicznoĹci, ktĂłre sÄ nam dane dla budowania wiÄkszego dobra. Prawdziwy osÄ d nie zawsze jest bezpoĹredni, z pewnoĹciÄ jednak jest osÄ dem, ktĂłry porusza. Dlatego â mĂłwiĹ ksiÄ dz CarrĂłn w liĹcie â ânie moĹźemy odczytywaÄ tych faktĂłw inaczej, jak tylko jako gĹoĹne wezwanie do oczyszczenia, do nawrĂłcenia do Tego, ktĂłry nas zafascynowaĹ. To On, Jego obecnoĹÄ, Jego niestrudzone pukanie do drzwi naszego zapomnienia, naszego rozproszenia, budzi w nas jeszcze silniejsze pragnienie, by naleĹźeÄ do Niegoâ (J. CarrĂłn, CarrĂłn: da chi ha sbagliato unâumiliazione per Cl, âLa Repubblicaâ, 1 maja 2012 r.; tĹum.: J. CarrĂłn, Mamy przed sobÄ dĹugÄ drogÄ, âĹladyâ 3/2012, s. 1). Nie ma takiego osÄ du Ĺwiata, ktĂłry mĂłgĹby wziÄ Ä gĂłrÄ nad stwierdzeniem tego, do kogo naleĹźymy: jesteĹmy Jego. TuĹź przed BoĹźym Narodzeniem jedna z przyjaciĂłĹek opowiadaĹa mi o swojej cĂłrce (w wieku gimnazjalnym), ktĂłra pewnego dnia wrĂłciĹa do domu ze szkoĹy nieco zmieszana. OdbyĹa siÄ coroczna zabawa boĹźonarodzeniowa, podczas ktĂłrej w zdumienie wprawiĹ jÄ jeden z jej kolegĂłw, ktĂłry straciĹ tatÄ. Wtedy ta dziewczynka powiedziaĹa: âMamo, nie wiem, czy daĹabym radÄ byÄ szczÄĹliwa na jego miejscuâ, czÄsto bowiem widziaĹa go zadowolonym, rĂłwnieĹź na tamtej zabawie. WĂłwczas jej mama, jak to zwykle mama, staraĹa siÄ natychmiast znaleĹşÄ Ĺatwe wytĹumaczenie caĹej sytuacji, wyjaĹniajÄ c jej, Ĺźe mama tego chĹopca to dzielna kobieta, Ĺźe niczego im nie brakuje itd. Wszystkie te argumenty jednak, jak najbardziej prawdziwe, nie wystarczaĹy cĂłrce, poniewaĹź ona zobaczyĹa coĹ jeszcze prawdziwszego, w swojej dzieciÄcej prostocie spoglÄ daĹa gĹÄbiej: zostaĹa zraniona, Tajemnica uczyniĹa wyĹom, przez ktĂłry siÄ wyĹoniĹa. Ona dostrzegĹa w tym swoim koledze nadzwyczajnÄ wielkoĹÄ, niewyobraĹźalnÄ , zobaczyĹa, Ĺźe on jest do czegoĹ przeznaczony (my jesteĹmy stworzeni dla szczÄĹcia) i dlatego natychmiast zadaĹa sobie pytanie dotyczÄ ce jej samej, poniewaĹź ona rĂłwnieĹź jest do czegoĹ przeznaczona. My tymczasem zorganizowaliĹmy tego lata Meeting, by podjÄ Ä prĂłbÄ wyraĹźenia, czym jest to przeznaczenie: natura czĹowieka, jego konsystencja, to, dla czego budzi siÄ kaĹźdego ranka, angaĹźuje siÄ we wszystkie wyzwania, ktĂłrym musi stawiÄ czoĹa, jego wielkoĹÄ jest relacjÄ z nieskoĹczonoĹciÄ . A wiÄc moĹźemy zobaczyÄ, Ĺźe BĂłg daĹ nam ten rok, by lepiej uĹwiadomiÄ nam, kim jesteĹmy, ideaĹ, do ktĂłrego przylgnÄliĹmy i dla ktĂłrego Ĺźyjemy, a uczyniĹ to dla nas bardziej zrozumiaĹym poprzez okolicznoĹci, ktĂłre nam daĹ, rĂłwnieĹź te, ktĂłre nie zawsze sÄ natychmiast akceptowane. I wĹaĹnie dlatego, rozpoczynajÄ c nowy rok pracy, pytamy ciÄ: co oznacza to wszystko, co siÄ nam wydarzyĹo? Co pozwala nauczyÄ siÄ dostrzegaÄ to, co znajduje siÄ w okolicznoĹciach, dlaczego przychodzi nam to tyle razy z tak wielkim trudem? Odczuwamy to jako niezwykle naglÄ cÄ kwestiÄ, poniewaĹź nie mogÄ c rozpoznaÄ prawdziwej istoty rzeczy, bardzo trudno jest podÄ ĹźaÄ ĹcieĹźkÄ prowadzÄ cÄ do speĹnienia swojego ludzkiego przeznaczenia.
KS. JULIĂN CARRĂN ChciaĹbym w pierwszej kolejnoĹci, by kaĹźdy jeszcze raz zastanowiĹ siÄ nad tym, co przed chwilÄ powiedziaĹ Davide, poniewaĹź jest to Ĺwiadectwo podÄ Ĺźania drogÄ , jest to synteza przebytego odcinka drogi, pomagajÄ ca nam wszystkim w sposĂłb Ĺwiadomy utrwaliÄ ten odcinek w pamiÄci, tak by siÄ nie zagubiĹ. Co wspĂłlnego â pyta mnie â ma to wszystko, co nam siÄ przydarzyĹo i dalej przydarza, z naglÄ cÄ potrzebÄ nauczenia siÄ dostrzegania tego, co znajduje siÄ poĹrĂłd okolicznoĹci, a czego dostrzeĹźenie tak czÄsto przychodzi nam z tak wielkim trudem? A odczuwamy to jako sprawÄ wyjÄ tkowo naglÄ cÄ , poniewaĹź bez moĹźliwoĹci rozpoznania prawdziwej istoty rzeczy bardzo trudno jest zmierzaÄ drogÄ prowadzÄ cÄ do speĹnienia swojego ludzkiego przeznaczenia.
1. Konsystencja âjaâ a okolicznoĹci Trud zrozumienia tego, co znajduje siÄ w okolicznoĹciach, ma zwiÄ zek z âhegemoniÄ kulturalnÄ i spoĹecznÄ , ktĂłra usiĹuje wniknÄ Ä gĹÄboko w serceâ (L. Giussani, Ă venuto il tempo della persona, s. 11) kaĹźdego z nas. Zdumiewa fakt, Ĺźe Benedykt XVI â nie ustÄpuje w tym punkcie â zwracajÄ c siÄ ostatnio do Konferencji Episkopatu WĹoch, zaczÄ Ĺ wĹaĹnie od tego, od tej redukcji, ktĂłra nie pozostaje bez konsekwencji: âNaukowy racjonalizm i kultura techniczna w istocie nie tylko dÄ ĹźÄ do ujednolicenia Ĺwiata, ale czÄsto wykraczajÄ poza obrÄb wĹaĹciwych sobie zakresĂłw, roszczÄ c sobie pretensje do wyznaczenia zakresu pewnikĂłw rozumu, posĹugujÄ c siÄ jedynie kryterium empirycznym wĹasnych osiÄ gniÄÄ. W ten sposĂłb potÄga ludzkich zdolnoĹci ostatecznie uznaje siebie za miarÄ postÄpowania [âŚ]. Dzisiaj nie rozumie siÄ juĹź gĹÄbokiej wartoĹci duchowego i moralnego dziedzictwa, w ktĂłrym tkwiÄ korzenie Zachodu i ktĂłre stanowiÄ jego ĹźyciodajnÄ limfÄ, tak iĹź nie dostrzega siÄ juĹź jego wymogu prawdy. W tej sytuacji nawet urodzajnej ziemi grozi niebezpieczeĹstwo, Ĺźe stanie siÄ niegoĹcinnÄ pustyniÄ i dobre ziarno zostanie zduszone, zdeptane i zaprzepaszczoneâ (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie do uczestnikĂłw Zgromadzenia OgĂłlnego Konferencji Episkopatu WĹoch z 24 maja 2012 r., âLâOsservatore Romanoâ, wyd. pol. 7â8/2012, s. 30). W jaki sposĂłb jednak moĹźna rzuciÄ wyzwanie tej redukcji rozumu? Wyzwanie rzuca jej rzeczywistoĹÄ, okolicznoĹci, jak ksiÄ dz Giussani â miejcie to na uwadze â wskazaĹ nam w dziesiÄ tym rozdziale ZmysĹu religijnego: pytania rozumu rozbudzajÄ siÄ w zderzeniu z rzeczywistoĹciÄ . âĹťycie jest tym splotem okolicznoĹci, ktĂłre osaczajÄ c ciÄ, dotykajÄ ciÄ i prowokujÄ (ÂŤprowokujÄ Âť: tutaj znajduje siÄ rdzeĹ najpiÄkniejszego chrzeĹcijaĹskiego sĹowa o Ĺźyciu: ÂŤpowoĹanieÂť)â (L. Giussani, Certi di alcune grandi cose. 1979â1981, BUR, Mediolan 2007, s. 387). Mamy tego niezliczone Ĺwiadectwa, przeczytam kilka z nich. âPracujÄ jako psycholog w szpitalu, gdzie zajmujÄ siÄ problemami zwiÄ zanymi z ciÄ ĹźÄ . Pewna kobieta i jej mÄ Ĺź przez dĹugi czas starali siÄ o dziecko. W lutym wreszcie okazaĹo siÄ, Ĺźe kobieta jest w tak dĹugo oczekiwanej ciÄ Ĺźy. MiesiÄ c później zdiagnozowano u niej raka pĹuc z licznymi przerzutami w caĹym ciele. Od razu nie dawano jej Ĺźadnej nadziei na przeĹźycie. Gdy ciÄ Ĺźa byĹa coraz bardziej zaawansowana, radzono jej przerwanie. Zanim osobiĹcie poznaĹam tÄ kobietÄ, spotkaĹam siÄ z poĹoĹźnÄ , ktĂłra powiedziaĹa mi, Ĺźe personel stara siÄ moĹźliwie jak najrzadziej wchodziÄ do jej sali, poniewaĹź ciÄĹźar do uniesienia jest zbyt duĹźy. Jeden z ginekologĂłw powiedziaĹ mi natomiast: ÂŤStaram siÄ wchodziÄ tam tylko wtedy, gdy jest to nieodzowne, poniewaĹź koniec jest juĹź pewnyÂť. Kiedy po raz pierwszy spotkaĹam tÄ kobietÄ, przedstawiĹam jej, jak to robiÄ zazwyczaj, usĹugÄ proponowanÄ przez szpital, ale zauwaĹźyĹam, Ĺźe caĹa sytuacja wprawiaĹa mnie w zakĹopotanie, dlatego zatrzymaĹam siÄ u niej tylko na chwilÄ. NastÄpnym razem weszĹam na palcach i pozostaĹam z niÄ sam na sam. Ona opowiedziaĹa mi o sobie, o przenikajÄ cym caĹe ciaĹo bĂłlu, o trudnoĹci w zrozumieniu tego, jak po cudzie (zajĹciu w ciÄ ĹźÄ, tym, czego tak bardzo pragnÄĹa) mogĹa zostaÄ tak ukarana (rak z przerzutami). Im dĹuĹźej staĹam przed niÄ , tym bardziej moje kompetencje zawodowe okazywaĹy siÄ niewystarczajÄ ce, nie znajdowaĹam punktĂłw oparcia, a w moim wnÄtrzu budziĹy siÄ te same pytania, jakie stawiaĹa mi ona, rozlegaĹo siÄ to samo woĹanie, ktĂłre zabraĹam poza salÄ, gdzie zaczÄĹam rozumieÄ, Ĺźe moje zawodowe umiejÄtnoĹci nie majÄ z tym nic wspĂłlnego, Ĺźe jest coĹ wiÄcej [wydaje nam siÄ, Ĺźe poradzimy sobie, majÄ c swojÄ naukowÄ racjonalnoĹÄ, ale rzeczywistoĹÄ nas przyciska, rzuca nam wyzwanie, rozbudzajÄ c w nas te same pytania: jest coĹ wiÄcej!]. Ta ciÄĹźarna, chora kobieta stawia mnie podczas speĹniania moich zawodowych obowiÄ zkĂłw przed caĹym moim potrzebujÄ cym czĹowieczeĹstwemâ. Racja wartoĹci okolicznoĹci jest prosta: âBĂłg niczego nie czyni przez przypadekâ (L. Giussani, Qui e ora. 1984â1985, BUR, Mediolan 2009, s. 446). To jest jedyne prawdziwe odczytanie rzeczywistoĹci, okolicznoĹci. Ĺťadne tam teorie spiskowe (na ktĂłrych tak czÄsto siÄ zatrzymujemy, aĹź do upadĹego)! To jest jedyne prawdziwe odczytanie rzeczywistoĹci. OkolicznoĹci â niewaĹźne, piÄkne czy brzydkie â wszystkie sÄ sposobem, poprzez ktĂłry Tajemnica nas wzywa. Nie sÄ one â jak wiele razy my je interpretujemy, przykĹadajÄ c do nich naszÄ miarÄ (to znaczy zgodnie z naszym racjonalizmem) â przeszkodÄ do usuniÄcia, majÄ ĹciĹle okreĹlony cel w BoĹźym zamyĹle. Jaki cel? Rozumie siÄ go dobrze, wychodzÄ c od sposobu pojmowania rzeczywistoĹci, ktĂłry ksiÄ dz Giussani niestrudzenie nam komunikowaĹ i o nim ĹwiadczyĹ. Przeczytajmy raz jeszcze to, co powiedziaĹ w obliczu wyzwania jeszcze dramatyczniejszego od tego dzisiejszego, kiedy okoĹo roku 1968 Ruch zostaĹ zdziesiÄ tkowany: âBĂłg nie pozwala, aby w Ĺźyciu kogoĹ, kogo powoĹuje, wydarzyĹo siÄ coĹ, co nie miaĹoby sĹuĹźyÄ dojrzaĹoĹci, coĹ, co nie prowadziĹoby ku dojrzaĹoĹci wszystkich, ktĂłrych powoĹaĹ. Ma to znaczenie przede wszystkim dla Ĺźycia osoby, ale ostatecznie i w gĹÄbszym sensie, dla Ĺźycia caĹego KoĹcioĹa, a zatem analogicznie, dla Ĺźycia kaĹźdej wspĂłlnoty [âŚ]. BĂłg nigdy nie pozwala, by zdarzyĹo siÄ coĹ, co nie sĹuĹźyĹoby naszej dojrzaĹoĹci, naszemu dojrzewaniu. WiÄcej nawet [oto sprawdzian, jaki ksiÄ dz Giussani proponuje dla zweryfikowania tego, czy naprawdÄ stajemy siÄ coraz dojrzalsi], prawdziwoĹÄ wiary jest ukazywana przez zdolnoĹÄ, jakÄ ma kaĹźdy z nas i kaĹźda rzeczywistoĹÄ koĹcielna (rodzina, wspĂłlnota, parafia, w ogĂłle KoĹciĂłĹ), zdolnoĹÄ, aby wszystko, co wydaje siÄ obiekcjÄ , przeĹladowaniem, czy chociaĹźby trudnoĹciÄ , doceniÄ jako drogÄ dojrzewania, aby uczyniÄ to narzÄdziem i momentem dojrzewaniaâ (L. Giussani, DĹugi marsz ku dojrzaĹoĹci, âĹladyâ 2/2008, s. 13). Na czym polega wiÄc nasze dojrzewanie? Chodzi o dojrzewanie naszej samoĹwiadomoĹci, chodzi o rodzenie siÄ podmiotu bÄdÄ cego w stanie posiadaÄ wĹasnÄ konsystencjÄ poĹrĂłd wszystkich kolei Ĺźycia. PoniewaĹź okolicznoĹci zapoczÄ tkowujÄ bitwÄ: âA wiÄc to jest bitwa, ktĂłra pozwala nam zachowaÄ czujnoĹÄ, i ta bitwa to normalna czÄĹÄ Ĺźycia, pozwala nam zachowaÄ czujnoĹÄ, to znaczy pozwala, by dojrzaĹa nasza ĹwiadomoĹÄ tego, co jest naszÄ konsystencjÄ oraz naszÄ godnoĹciÄ , Ĺźe jest KtoĹ Innyâ (L. Giussani, Certi di alcune grandi cose. 1979â1981, s. 389). OkolicznoĹci sÄ nam wiÄc dane po to, by dojrzaĹa w nas ĹwiadomoĹÄ tego, co jest naszÄ konsystencjÄ , abyĹmy naprawdÄ zdali sobie sprawÄ, Ĺźe naszÄ konsystencjÄ jest Drugi. Aby zobaczyÄ sposĂłb, w jaki zazwyczaj stawiamy czoĹa wyzwaniom, wystarczy, Ĺźe odniesiemy siÄ do piosenki, ktĂłrÄ przed chwilÄ zaĹpiewaliĹmy, Il mio volto, i Ĺźe pozwolimy, by ona nas poruszyĹa. PoniewaĹź rzeczÄ niemal niemoĹźliwÄ jest â zdumiaĹem siÄ, myĹlÄ c o tym czÄsto w ostatnim czasie â by tÄ piosenkÄ napisaĹ ktoĹ dzisiaj⌠âMĂłj BoĹźe, patrzÄ na siebie i oto odkrywam, / Ĺźe nie mam oblicza; / patrzÄ w gĹÄbiÄ mojej duszy i widzÄ ciemnoĹÄ / bez koĹca [sprawdĹşcie, co robimy, kiedy widzimy nieskoĹczonÄ ciemnoĹÄ, jak stawiamy jej czoĹa, jak reagujemy, jacy jesteĹmy podenerwowani, a potem porĂłwnajmy to z tym, co mĂłwi piosenka]. // Tylko wtedy, gdy zauwaĹźam, Ĺźe Ty jesteĹ, / niczym echo sĹyszÄ znĂłw mĂłj gĹos / i siÄ odradzamâ (A. Mascagni, Il mio volto, Canti, Coop. Ed. Nuovo Mondo, Mediolan 2007, s. 203). Ile razy, stajÄ c wobec ciemnoĹci, kaĹźdy z nas zdumiewa siÄ, Ĺźe zmierza drogÄ opisanÄ w piosence? Ile razy natomiast dochodzimy do ciemnoĹci i denerwujemy siÄ, poszukujÄ c jakiegoĹ potwierdzenia poza doĹwiadczeniem, aby siÄ czegoĹ uchwyciÄ? Dlatego mĂłwiÄ: kto dzisiaj byĹby w stanie skomponowaÄ takÄ piosenkÄ? WyobraĹşcie sobie natomiast, Ĺźe za kaĹźdym razem ktoĹ, kto znalazĹby siÄ w ciemnoĹciach, robiĹby to, o czym mĂłwi piosenka: patrzyĹ w gĹÄ b, nie zatrzymujÄ c siÄ na ograniczonym sposobie uĹźywania rozumu, dopĂłki nie rozpozna âTyâ, ktĂłre znajduje siÄ w gĹÄbi ciemnoĹci, kaĹźdej ciemnoĹci. JakÄ Ĺź samoĹwiadomoĹÄ zyskiwaĹby za kaĹźdym razem! JakÄ Ĺź zdolnoĹÄ do Ĺźycia w prawdzie o sobie, niezdeterminowanym nieustannie przez ciemnoĹÄ, gdy nie musi siÄ stale uciekaÄ przed ciemnoĹciÄ , poniewaĹź spotkaĹ tam, na dnie ciemnoĹci, na dnie rzeczywistoĹci, na dnie samego siebie, to, co go konstytuuje! A jaki jest tego znak? Ĺťadne tam inne myĹli albo inne uczucia! Nie! RozpoznajÄ to po rzeczywistym fakcie: po tym, Ĺźe siÄ odradzam. Jak mĂłwi ten list: âNajdroĹźszy JuliĂĄnie, Ĺźycie, gdy podÄ Ĺźa siÄ za, co dnia staje siÄ bardziej fascynujÄ ce. KaĹźda chwila, w ktĂłrej uĹwiadamiam sobie, kim jestem oraz relacjÄ z Panem, ktĂłra, sama, czyni moje Ĺźycie trwaĹym i radosnym, daje mi moĹźliwoĹÄ podÄ Ĺźania ku mojemu speĹnieniu. ZajmujÄ siÄ domem, mam trĂłjkÄ dzieci i jestem wielkÄ ĹowczyniÄ przygĂłd. Nigdy nie czuĹam siÄ zmiaĹźdĹźona przez nieuniknionÄ samotnoĹÄ, ktĂłrÄ podarowuje mi moje Ĺźycie, oraz przez trud pracy, ktĂłra nie jest uznawana oficjalnie (zmienianie pieluch czy teĹź przygotowywanie papek dla dzieci), poniewaĹź naprawdÄ nareszcie, wierzÄ c temu, o czym zawsze nam mĂłwisz (tak jak zawsze mĂłwiĹ nam ksiÄ dz Giussani), za kaĹźdym razem, gdy na horyzoncie codziennoĹci pojawia siÄ jakieĹ poczucie duszenia siÄ albo kĹamstwa, zdarza mi siÄ myĹleÄ o Tobie, myĹlÄ o moim ÂŤjaÂť, o Tym, kto je czyni w tej chwili, i natychmiast odkrywam jedynÄ w swoim rodzaju, wielkÄ relacjÄ, ktĂłra mnie stanowi, i wszystko wraca na swoje miejsce, i oddycham ĹwieĹźym powietrzem mojej wolnoĹci, ĹwieĹźym powietrzem Jego obecnoĹci. ChcÄ Ci tylko podziÄkowaÄ, poniewaĹź w tych latach naprawdÄ zaczynam poznawaÄ ksiÄdza Giussaniego i za nim podÄ ĹźaÄ. Nie ma dnia, Ĺźebym nie dostrzegaĹa okolicznoĹci â oĹmielÄ siÄ powiedzieÄ: rĂłwnieĹź mojego zĹa, mojego grzechu â i nie prosiĹa, by byĹa ona dla mnie wielkÄ okazjÄ do tego, bym mogĹa uczyniÄ pewny i Ĺwiadomy krok w stronÄ przeznaczenia. To jest wielka nadzieja dla mnie, dla moich najbliĹźszych oraz dla caĹego Ĺwiataâ. Rozumiecie wiÄc, dlaczego okolicznoĹci sÄ zasadniczÄ czÄĹciÄ powoĹania: poniewaĹź rzucajÄ nam wyzwanie, poniewaĹź gdybym czasem nie znajdowaĹ siÄ w najciemniejszej ciemnoĹci, mĂłgĹbym ĹźyÄ, nie zauwaĹźajÄ c Tajemnicy, nie potrzebujÄ c uĹwiadamiania sobie, kim jestem, oraz faktu, Ĺźe On jest; i w ten sposĂłb siÄ odradzaÄ. âSamoĹwiadomoĹÄ jest zdolnoĹciÄ dogĹÄbnego zastanawiania siÄ nad sobÄ [co nie oznacza trwania w psychologicznej introspekcji]. JeĹli jednak ktoĹ zastanowi siÄ nad sobÄ dogĹÄbnie w sposĂłb caĹkowicie Ĺwiadomy, spotyka Drugiego, poniewaĹź mĂłwiÄ c ÂŤjaÂť w sposĂłb caĹkowicie Ĺwiadomy siebie, pojmujÄ, Ĺźe nie czyniÄ siebie samâ (Spotkanie kapĹanĂłw, 9â16 wrzeĹnia 1967 r., La Verna (AR), Archiwum CL). A kiedy zdajÄ sobie sprawÄ, Ĺźe nie zatrzymaĹem siÄ w poĹowie drogi, Ĺźe dotarĹem do tego Drugiego? Czy w wyniku rozumowania? Za sprawÄ odczucia? Przez przekonanie samego siebie? PoniewaĹź siÄ odradzam! Pytam siebie: ile razy w caĹym tym okresie, w ktĂłrym okolicznoĹci rzucaĹy nam wyzwania w taki sposĂłb, byliĹmy zmuszeni przechodziÄ tÄ drogÄ, aĹź do odrodzenia siÄ poprzez uznanie âTyâ? MuszÄ wam wyznaÄ, Ĺźe musiaĹem to robiÄ nieskoĹczonÄ iloĹÄ razy, w przeciwnym razie, zapewniam was, nie byĹoby mnie juĹź tutaj. PoniewaĹź ktoĹ moĹźe znajdowaÄ siÄ na drugim koĹcu Ĺwiata i dociera do niego e-mail z najnowszym artykuĹem z gazety, w ktĂłrym stawia nam siÄ powaĹźne zarzuty, i tam nie ma miejsca na ucieczkÄ: albo pozwoli siÄ zdeterminowaÄ przez reakcjÄ i zredukowaÄ siÄ do tego na caĹy dzieĹ, albo zaczyna na nowo podÄ ĹźaÄ drogÄ i po raz kolejny uznawaÄ, Ĺźe nie jest tym, co mĂłwiÄ gazety, ale wiÄziÄ z KimĹ, kto go czyni. W obliczu kaĹźdej okolicznoĹci, kaĹźdego wyzwania, ktĂłrych nigdy nie brakuje, jestem zmuszony decydowaÄ, czy wciÄ Ĺź narzekaÄ, czy teĹź patrzeÄ na tÄ okolicznoĹÄ jak na szansÄ, za poĹrednictwem ktĂłrej Tajemnica wzywa mnie do odnowienia mojej samoĹwiadomoĹci. Problem nie polega na tym, czy zostanÄ od nas oddalone ciemnoĹci albo czy zostanÄ nam zaoszczÄdzone pewne ataki. âPrawdziwym naszym problemem jest wyjĹcie z niedojrzaĹoĹciâ (L. Giussani, DĹugi marsz dojrzaĹoĹci, s. 24). Musimy zaczÄ Ä mĂłwiÄ âjaâ tak, jak przystaĹo na ludzi naprawdÄ Ĺwiadomych tego, kim sÄ . Dlatego to jest czas osoby. PoniewaĹź nasza niedojrzaĹoĹÄ nie pochodzi â jak czasem myĹlimy â od innych albo z okolicznoĹci czy teĹź z atakĂłw, ktĂłrym stawiamy czoĹa. Zrozumcie dobrze: inni nie majÄ wĹadzy rodziÄ tej naszej niedojrzaĹoĹci, ale uwydatniajÄ tylko, Ĺźe ona jest, uĹwiadamiajÄ nam, jak bardzo jesteĹmy niespĂłjni, pozwalajÄ nam to odkryÄ, pozwalajÄ nam odkryÄ, Ĺźe wiele razy jesteĹmy bardziej zdeterminowani przez okolicznoĹci niĹź przez samoĹwiadomoĹÄ. A wiÄc problem nie polega na narzekaniu na okolicznoĹci â ileĹź czasu tracimy na jaĹowe narzekanie! â ale na wyjĹciu z niedojrzaĹoĹci. Pan chce, ĹźebyĹmy wyszli z niedojrzaĹoĹci, rodzÄ c podmiot na tyle Ĺwiadomy swojej konsystencji, by byĹ w stanie rzuciÄ wyzwanie wszelkiej ciemnoĹci, wszelkiej okolicznoĹci, wszelkiemu problemowi. W przeciwnym razie nie bÄdziemy w rzeczywistoĹci, bÄdziemy usiĹowaÄ z niej uciec, tak jak to siÄ dzieje wokóŠnas: lekarze nie wchodzÄ juĹź do sal chorych, poniewaĹź za duĹźo w nich rzeczywistoĹci, by stanÄ Ä wobec pacjentĂłw. A czy my sÄ dzimy, Ĺźe moĹźemy stanÄ Ä w obliczu wszystkich wyzwaĹ bez poczucia tego, co nas stanowi? W ten sposĂłb wkracza odmienne spojrzenie na okolicznoĹci i zrozumiaĹy staje siÄ sens Ĺźycia jako powoĹania: âĹťycie powoĹaniem oznacza dÄ Ĺźenie do przeznaczenia, do ktĂłrego Ĺźycie zostaĹo stworzone. Takie przeznaczenie jest TajemnicÄ , nie moĹźe byÄ opisane ani przedstawione. Jest ustanowione przez samÄ TajemnicÄ, ktĂłra daje nam Ĺźycie. PrzeĹźywanie Ĺźycia jako powoĹania oznacza dÄ Ĺźenie ku Tajemnicy w okolicznoĹciach, poprzez ktĂłre Pan kaĹźe nam przechodziÄ, odpowiadajÄ c na nie. [âŚ] PowoĹanie jest zmierzaniem ku przeznaczeniu, obejmujÄ cym wszystkie okolicznoĹci, przez ktĂłre kaĹźe nam przejĹÄ przeznaczenieâ (L. Giussani, RealtĂ e giovinezza la sfida, SEI, Turyn 1995, s. 49â50) (nie te, ktĂłre wybieramy, jak gdybyĹmy my mogli o nich decydowaÄ, ale wszystkie). To, Ĺźe Pan kaĹźe nam zmierzaÄ ku przeznaczeniu poprzez sprzeciwiajÄ ce siÄ nam okolicznoĹci, jest dla nas czymĹ tajemniczym, Biblia przypomina nam o tym zawsze: âWasze drogi [nie sÄ ] moimi drogamiâ (Iz 55, 8). Kiedy jednak dobrze siÄ zastanowimy, zauwaĹźamy paradoksalnie, Ĺźe jest to tak bardzo korzystne dla rodzenia siÄ naszego âjaâ, Ĺźe bez tego zagubilibyĹmy siÄ w caĹkowitej banalnoĹci, w najbardziej powierzchownym roztargnieniu, w najstraszniejszej redukcji. PoniewaĹź wszystkie okolicznoĹci, za poĹrednictwem ktĂłrych Tajemnica kaĹźe nam zmierzaÄ ku przeznaczeniu, sĹuĹźÄ wĹaĹnie przebudzeniu naszego ludzkiego podmiotu, tak by miaĹ on ĹźywotnoĹÄ, ktĂłra pozwala ĹźyÄ w kaĹźdej przydarzajÄ cej siÄ sytuacji. To jest sprawdzian wiary, to jest sprawdzian chrzeĹcijaĹskiego wydarzenia: czy chrzeĹcijaĹstwo jest w stanie zrodziÄ spĂłjny podmiot, nie poza rzeczywistoĹciÄ , nie w naszym pokoju, ale wĹaĹnie w tej rzeczywistoĹci, ktĂłra rzuca nam wyzwanie. Co bowiem jest ĹźywotnoĹciÄ , co jest tÄ siĹÄ âjaâ? Gdzie siÄ ona znajduje? SiĹa âjaâ znajduje siÄ tylko w samoĹwiadomoĹci. Dlatego wszystkie okolicznoĹci, poprzez ktĂłre Pan kaĹźe nam przejĹÄ, sÄ po to, by dojrzaĹa w nas âsamoĹwiadomoĹÄ, wyraĹşna i miĹosna percepcja siebie, peĹna zrozumienia swojego przeznaczenia, a wiÄc zdolna do darzenia siebie prawdziwÄ miĹoĹciÄ , wolna od instynktownej ociÄĹźaĹoĹci miĹoĹci wĹasnej. JeĹli zagubimy tÄ toĹźsamoĹÄ, nic nam nie pomoĹźeâ (L. Giussani, Ă venuto il tempo della persona, s. 12).
2. Elementy naszej samoĹwiadomoĹci O tym, jakie sÄ elementy naszej samoĹwiadomoĹci, przypomniaĹ nam Ojciec ĹwiÄty w swoim przesĹaniu na Meeting odbywajÄ cy siÄ w Rimini w sierpniu tego roku. a. Pierwotna zaleĹźnoĹÄ: âFaktyâ âMĂłwienie o czĹowieku i jego gorÄ cym pragnieniu nieskoĹczonoĹci oznacza przede wszystkim uznanie jego zasadniczej relacji ze Stworzycielem. CzĹowiek jest BoĹźym stworzeniem [wszyscy znamy te zdania, wszyscy je znamy, ja w pierwszej kolejnoĹci, jeĹli jednak nie odkryjemy ich na nowo, odpowiadajÄ c na okolicznoĹci, pozostanÄ w szufladzie niepotrzebnych nam wiadomoĹci, a potem wszystkich nas niebywale zaskakuje pierwsza lepsza okolicznoĹÄ; dlatego, proszÄ was (tak jak proszÄ o to dla samego siebie), abyĹcie nie ulegali pokusie myĹlenia, Ĺźe to juĹź wiemy. Nie wiemy tego! Gdyby tak byĹo, ĹźylibyĹmy z intensywnoĹciÄ , o ktĂłrej tyle razy marzymy w codziennoĹci]. Dzisiaj to sĹowo â stworzenie â wydaje siÄ juĹź jakby niemodne: o czĹowieku wolimy myĹleÄ raczej jako o bycie speĹnionym w sobie oraz jako o ostatecznym twĂłrcy swojego przeznaczenia. Pojmowanie czĹowieka jako stworzenia uchodzi za ÂŤniewygodneÂť, poniewaĹź zawiera w sobie zasadnicze odniesienie do czegoĹ innego, albo lepiej, do KogoĹ Innego â kim czĹowiek nie moĹźe zarzÄ dzaÄ â kto definiuje w zasadniczy sposĂłb jego toĹźsamoĹÄ; toĹźsamoĹÄ relacyjnÄ , w ktĂłrej najwaĹźniejsza jest pierwotna i ontologiczna zaleĹźnoĹÄ od Tego, ktĂłry nas chciaĹ i nas stworzyĹâ. Nie moĹźe nam tego odebraÄ Ĺźadna okolicznoĹÄ, Ĺźadna wĹadza, Ĺźaden atak, poniewaĹź konstytuuje prawdÄ o nas bardziej niĹź nasze myĹli, nasze uczucia i nasze reakcje czy teĹź inni: to nie inni okreĹlajÄ , kim jesteĹmy; my jesteĹmy tÄ pierwotnÄ zaleĹźnoĹciÄ , a kiedy ta pierwotna zaleĹźnoĹÄ nie jest tak Ĺwiadoma, wĂłwczas znajdujemy siÄ we wĹadzy wszystkich, widzimy to w pracy, w relacjach, z przyjaciĂłĹmi, czytajÄ c gazetÄ, bÄdÄ c sami. A jednak, podkreĹla Benedykt XVI, âta zaleĹźnoĹÄ, spod ktĂłrej czĹowiek naszych czasĂłw, czĹowiek wspĂłĹczesny chce siÄ wyzwoliÄ, nie tylko nie przysĹania czy teĹź pomniejsza, ale ukazuje w wyraĹşny sposĂłb wielkoĹÄ oraz najwyĹźszÄ godnoĹÄ czĹowieka, powoĹanego do Ĺźycia po to, by wchodziÄ w relacjÄ z samym Ĺťyciem, z Bogiemâ (Benedykt XVI, PrzesĹanie na XXXIII Meeting PrzyjaĹşni miÄdzy Narodami, 10 sierpnia 2012 r.). Pytamy siÄ czÄsto: âA co z grzechem pierworodnym?â. Ojciec ĹwiÄty pisze dalej: âGrzech pierworodny bierze ostatecznie swĂłj poczÄ tek w uchyleniu siÄ naszych prarodzicĂłw od tej zasadniczej relacji, w pragnieniu postawienia siebie na miejscu Boga, w przekonaniu, Ĺźe moĹźna dziaĹaÄ bez Niego. Jednak nawet po grzechu pozostaje w czĹowieku drÄczÄ ce pragnienie tego dialogu [to znaczy pragnienie oddychania, pragnienie wyjĹcia z bunkra], niczym jakaĹ pieczÄÄ odciĹniÄta przy pomocy ognia na duszy i ciele czĹowieka przez Stworzyciela. [âŚ] ÂŤBoĹźe, Ty BoĹźe mĂłj, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za TobÄ tÄskni moje ciaĹo, jak ziemia zeschĹa, spragniona bez wodyÂť [âŚ]. Nie tylko moja dusza, ale kaĹźde wĹĂłkno mojego ciaĹa jest stworzone po to, by odnalazĹo swĂłj spokĂłj, swoje speĹnienie w Bogu. I tego dÄ Ĺźenia nie da siÄ usunÄ Ä z ludzkiego serca: nawet wtedy gdy Boga siÄ odrzuca albo neguje, nie znika pragnienie nieskoĹczonoĹci, ktĂłre zamieszkuje w czĹowieku. Zaczyna siÄ natomiast mozolne i bezowocne poszukiwanie ÂŤfaĹszywych nieskoĹczonoĹciÂť, ktĂłre mogĹyby zadowoliÄ przynajmniej na chwilÄâ (tamĹźe). JesteĹmy tak bardzo ukonstytuowani przez tÄ kochajÄ cÄ nas TajemnicÄ, Ĺźe nawet my, z caĹym naszym zĹem, nie moĹźemy zredukowaÄ tego pragnienia. WĂłwczas to pragnienie woĹa, woĹa, woĹa Go, woĹa, Ĺźe jest we mnie coĹ, co siÄ opiera, co pozostaje pomimo caĹego mojego roztargnienia, pomimo caĹego mojego zĹa, pomimo wszystkich moich bĹÄdĂłw. Powiedzcie, czy nie pozostaje pragnienie, ktĂłre jest znakiem czegoĹ nieredukowalnego, pewien determinant: jesteĹmy stworzeni dla nieskoĹczonoĹci. To jest nasze przeznaczenie. Ten determinant jest pierwszym elementem naszej samoĹwiadomoĹci, jasnego i miĹosnego pojmowania siebie. Pierwotna zaleĹźnoĹÄ konstytuuje prawdÄ o nas: jesteĹmy owocem aktu BoĹźej miĹoĹci. JesteĹmy! I Ĺźaden bĹÄ d, Ĺźadne roztargnienie, Ĺźadna okolicznoĹÄ, Ĺźaden bĂłl nie moĹźe wymazaÄ faktu, Ĺźe jestem. A jeĹli jestem, Tajemnica, ktĂłra mnie czyni, juĹź przez sam fakt, Ĺźe jestem, woĹa do mnie: âTy jesteĹ aktem mojej miĹoĹci. Ty jesteĹ uczyniony dla Mnie teraz, jesteĹ uczyniony na mĂłj obraz i podobieĹstwoâ. A wĂłwczas caĹÄ swojÄ doniosĹoĹÄ zyskuje stwierdzenie, ktĂłre wszyscy âznamyâ, a ktĂłre pozwoliĹoby nam naprawdÄ oddychaÄ, gdybyĹmy zdali sobie z niego sprawÄ: âStworzyĹ wiÄc BĂłg czĹowieka na swĂłj obraz, na obraz BoĹźy go stworzyĹâ (Rdz 1, 27). To â mĂłwi nam ksiÄ dz Giussani â jest fundament miĹoĹci do siebie samego (a my ileĹź razy idziemy ĹźebraÄ o okruchy spadajÄ ce ze stoĹu jakiegoĹ prominenta!): âMiĹoĹÄ do samych siebie nie moĹźe byÄ motywowana tym, Ĺźe jestem; jest motywowana tym, Ĺźe jestem stworzony, jest zaskakujÄ cym odkryciem siebie jako daru kogoĹ innego, jako Ĺaski, jako podarunku istnienia, jako dzieĹa kogoĹ innego. JeĹli pierwszÄ czynnoĹciÄ Boga jest miĹoĹÄ do ciebie, to w jaki sposĂłb moĹźna najbardziej bezpoĹrednio naĹladowaÄ Boga? NaĹladowanie Boga jest zachwytem nad miĹoĹciÄ do samego siebie, nad kochaniem samego siebieâ (Memores Domini, 8 paĹşdziernika 1983 r., z rÄkopisu). âJeĹli ktoĹ nie ma miĹoĹci, jeĹli ktoĹ nie okazuje czuĹoĹci samemu sobie, ĹźadnÄ miarÄ nie naĹladuje Boga; jeĹli ktoĹ nie naĹladuje Boga w miĹoĹci, to nie naĹladuje Boga, poniewaĹź pierwszÄ i zasadniczÄ rzeczÄ , poprzez ktĂłrÄ BĂłg objawia siÄ czĹowiekowi, uczynionemu na Jego obraz i podobieĹstwo, pierwszym podobieĹstwem do Boga, jest miĹoĹÄ do samego siebie. PoniewaĹź pierwszÄ czynnoĹciÄ Boga jest miĹoĹÄ do ciebieâ (Memores Domini, 3 maja 1987 r., z rÄkopisu). KaĹźdy moĹźe porĂłwnaÄ swojÄ ĹwiadomoĹÄ siebie z tym, co mĂłwi ksiÄ dz Giussani; nie po to, byĹmy narzekali na to, Ĺźe wciÄ Ĺź jeszcze jesteĹmy niespĂłjni, ale po to, by rozsmakowywaÄ siÄ w obietnicy, by na nowo odkryÄ moĹźliwoĹÄ zachowania tego, o czym sobie mĂłwimy. b. ChrzeĹcijaĹskie wydarzenie: âjesteĹmy Jegoâ Nam przydarzyĹ siÄ inny fakt, ktĂłry konstytuuje drugi element naszej samoĹwiadomoĹci, a ktĂłry odpowiada na pytanie, ktĂłre my rĂłwnieĹź czÄsto sobie zadajemy, a ktĂłre Ojciec ĹwiÄty sformuĹowaĹ w ten sposĂłb: âCzy przypadkiem nie jest strukturalnie niemoĹźliwe dla czĹowieka Ĺźycie na poziomie wĹasnej natury? I czy to gorÄ ce pragnienie nieskoĹczonoĹci, ktĂłre czĹowiek odczuwa, nie mogÄ c go jednak nigdy w peĹni zaspokoiÄ, nie jest przypadkiem przekleĹstwem? To pytanie prowadzi nas prosto do serca chrzeĹcijaĹstwa. Sam NieskoĹczony, w istocie, by uczyniÄ siÄ odpowiedziÄ , ktĂłrej czĹowiek mĂłgĹby [zobaczcie, jakiego sĹowa uĹźywa!] doĹwiadczyÄ, przyjÄ Ĺ skoĹczonÄ postaÄ. Wcielenie â chwila, w ktĂłrej SĹowo staĹo siÄ ciaĹem â pokonaĹo niepokonalnÄ przepaĹÄ miÄdzy skoĹczonym a nieskoĹczonym: wieczny i nieskoĹczony BĂłg opuĹciĹ swoje Niebiosa i wszedĹ w czas, zanurzyĹ siÄ w ludzkiej skoĹczonoĹciâ (Benedykt XVI, PrzesĹanie na XXXIII Meeting PrzyjaĹşni miÄdzy Narodami). Jak to siÄ dzieje, Ĺźe kaĹźdy z nas wie, Ĺźe tak wĹaĹnie siÄ staĹo, Ĺźe te sĹowa nie sÄ sĹowami rzuconymi na wiatr? PoniewaĹź takĹźe my, tak jak Jan i Andrzej, zostaliĹmy pochwyceni, do tego stopnia, Ĺźe kaĹźdy z nas moĹźe powiedzieÄ: nigdy nie byĹem tak bardzo samym sobÄ jak wtedy, gdy Ty mi siÄ wydarzyĹeĹ. To jest treĹÄ doĹwiadczania Chrystusa. Drugim determinantem treĹci mojej samoĹwiadomoĹci wiÄc jest Chrystus, ktĂłry przydarzyĹ mi siÄ w Ĺźyciu, ktĂłry pozwoliĹ mi doĹwiadczyÄ mnie samego w sposĂłb tak intensywny, tak wielki, tak peĹny, Ĺźe nie jestem w stanie tego powtĂłrzyÄ nawet przy pomocy wszystkich moich usiĹowaĹ. TreĹciÄ mojej samoĹwiadomoĹci, odczuwania siebie jest to, Ĺźe moim âjaâ jesteĹ Ty, Chryste. Ty jesteĹ mnÄ , Ty jesteĹ moim prawdziwym âjaâ. Dlatego moĹźna syntetycznie ujÄ Ä treĹÄ mojej samoĹwiadomoĹci sĹowami ĹwiÄtego PawĹa: âTeraz zaĹ juĹź nie ja ĹźyjÄ, lecz Ĺźyje we mnie Chrystusâ (Gal 2, 20). KaĹźdy moĹźe siÄ przyglÄ dnÄ Ä i zobaczyÄ, jak bardzo ta samoĹwiadomoĹÄ Chrystusa przewaĹźa w naszej codziennoĹci, czy teĹź moĹźe jest to jakieĹ zdanie wyryte na Ĺcianie, ktĂłrego rzeczywistej treĹci nie doĹwiadczamy. Ojciec ĹwiÄty przypomina nam o radoĹci oraz o wdziÄcznoĹci, jaka zawĹadnÄĹa Ĺźyciem pierwszych chrzeĹcijan: âDoprawdy w chrzeĹcijaĹstwie na poczÄ tku byĹo tak: stworzenie wyzwolone z ciemnoĹci chodzenia po omacku, niewiedzy â kim jestem? dlaczego jestem? jak mam zmierzaÄ dalej naprzĂłd? â stworzenie, ktĂłre staĹo siÄ wolne, stworzenie w Ĺwietle, w rozlegĹoĹci prawdy. To byĹa zasadnicza ĹwiadomoĹÄ. WdziÄcznoĹÄ, ktĂłra promieniowaĹa wokóŠi w ten sposĂłb jednoczyĹa ludzi w KoĹciele Jezusa Chrystusaâ (Benedykt XVI, Homilia wygĹoszona podczas mszy Ĺw. na zakoĹczenie spotkania z âuczniami Ratzingeraâ). Wszyscy wiemy, jak bardzo ta ĹwiadomoĹÄ panowaĹa niepodzielnie w ksiÄdzu Giussanim, do tego stopnia, Ĺźe kardynaĹ Martini powiedziaĹ: âOto ty za kaĹźdym razem, gdy mĂłwisz, wracasz zawsze do tego jÄ dra, jakim jest Wcielenie i â na tysiÄ c róşnych sposobĂłw â proponujesz je na nowoâ (C.M. Martini cytowany w: J. CarrĂłn, CarrĂłn: sono addolorato, potevamo collaborare di piĂš, âCorriere della Seraâ, 4 wrzeĹnia 2012 r., s. 5). JakĹźeĹź siÄ go sĹuchaĹo za kaĹźdym razem, gdy mĂłwiĹ! W tym miejscu PapieĹź podsumowuje: âNic wiÄc [po Wcieleniu] nie jest banalne czy teĹź nieznaczÄ ce na drodze Ĺźycia oraz Ĺwiata. CzĹowiek jest stworzony dla nieskoĹczonego Boga, ktĂłry staĹ siÄ ciaĹem, ktĂłry przyjÄ Ĺ nasze czĹowieczeĹstwo, by podnieĹÄ je do poziomu swojego boskiego bytuâ. ZdumiewajÄ ce jest to, co PapieĹź mĂłwi dalej: âW ten sposĂłb odkrywamy najprawdziwszy wymiar ludzkiego istnienia, tego, do ktĂłrego nieustannie wzywaĹ SĹuga BoĹźy ksiÄ dz Luigi Giussani: Ĺźycie jako powoĹanie. KaĹźda rzecz, kaĹźda relacja, kaĹźda radoĹÄ, jak rĂłwnieĹź kaĹźda trudnoĹÄ, znajduje swojÄ ostatecznÄ racjÄ w byciu okazjÄ do relacji z NieskoĹczonoĹciÄ , gĹosem Boga, ktĂłry nieustannie wzywa nas i zaprasza do tego, byĹmy podnieĹli wzrok, odkrywali w przylgniÄciu do Niego ostateczne speĹnienie naszego czĹowieczeĹstwaâ (Benedykt XVI, PrzesĹanie na XXXIII Meeting PrzyjaĹşni miÄdzy Narodami). Rozumiecie? PrzeĹźywanie Ĺźycia jako powoĹania jest zmierzaniem ku przeznaczeniu poprzez kaĹźdÄ rzecz, ktĂłra nie jest juĹź banalna i bez znaczenia, ale staje siÄ zdolna przywoĹywaÄ nas do samoĹwiadomoĹci. OkolicznoĹci sÄ nam dane po to, by rozbudzaĹy tÄ samoĹwiadomoĹÄ, nie dlatego Ĺźe okolicznoĹci mogÄ nam daÄ to, o czym powiedzieliĹmy (fakt istnienia oraz fakt, Ĺźe Chrystus nam siÄ wydarza), ale poniewaĹź okolicznoĹci pomagajÄ nam odkryÄ cieleĹnie, doĹwiadczalnie, co znaczy Chrystus i co znaczy fakt, Ĺźe ja jestem, poniewaĹź Pan kaĹźe nam zmierzaÄ ku przeznaczeniu poprzez wszystkie doĹwiadczenia, ktĂłrym kaĹźe siÄ wydarzaÄ. Dlatego: âNie moĹźemy baÄ siÄ tego, o co BĂłg prosi nas poprzez okolicznoĹci Ĺźyciaâ (tamĹźe). Pan przyzywa wszystkich do uznania istoty wĹasnej natury bycia ludĹşmi, bycia stworzonymi dla nieskoĹczonoĹci. To wĹaĹnie ukazuje Objawienie. Otóş, Ĺźe to wszystko, co zostaĹo nam dane, zostaĹo nam dane po to, byĹmy dojrzeli, doroĹli w tej samoĹwiadomoĹci. Dlatego to jest czas osoby, czas kaĹźdego z nas, poniewaĹź kaĹźdy jest wezwany poprzez bardzo szczegĂłlne okolicznoĹci, by odpowiedzieÄ Chrystusowi, ktĂłry powoĹuje. A nie bÄdziemy mogli odpowiadaÄ na sytuacjÄ i prowokacjÄ, jeĹli nie zaangaĹźujemy siÄ caĹym sobÄ . PoniewaĹź tylko osoba moĹźe nie ulec tej sytuacji, wĹaĹnie ze wzglÄdu na naturÄ âjaâ. W tym wszystkim stawkÄ jest zaciÄta walka o to, by nie zredukowaÄ âjaâ do wszystkich uprzednich czynnikĂłw.
3. Droga pewnoĹci Dokumentuje to w widowiskowy sposĂłb ĹwiÄty PaweĹ. TakĹźe w jego przypadku spotkanie z Chrystusem naznaczyĹo jego Ĺźycie, do tego stopnia Ĺźe przewartoĹciowaĹo to wszystko, co uwaĹźaĹ uprzednio za wartoĹÄ: âMy bowiem jesteĹmy prawdziwie ludem obrzezanym â my, ktĂłrzy sprawujemy kult w Duchu BoĹźym i chlubimy siÄ w Chrystusie Jezusie, a nie pokĹadamy ufnoĹci w ciele. ChociaĹź ja takĹźe i w ciele mogÄ pokĹadaÄ ufnoĹÄ. JeĹli ktoĹ inny mniema, Ĺźe moĹźe ufnoĹÄ zĹoĹźyÄ w ciele, to ja tym bardziej: obrzezany w Ăłsmym dniu, z rodu Izraela, z pokolenia Beniamina, Hebrajczyk z HebrajczykĂłw, w stosunku do Prawa â faryzeusz, co do gorliwoĹci â przeĹladowca KoĹcioĹa, co do sprawiedliwoĹci legalnej â staĹem siÄ bez zarzutu. Ale to wszystko, co byĹo dla mnie zyskiem, ze wzglÄdu na Chrystusa uznaĹem za stratÄ. I owszem, nawet wszystko uznajÄ za stratÄ ze wzglÄdu na najwyĹźszÄ wartoĹÄ poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzuĹem siÄ ze wszystkiego i uznajÄ to za Ĺmieci, bylebym pozyskaĹ Chrystusa i znalazĹ siÄ w Nim â nie majÄ c mojej sprawiedliwoĹci, pochodzÄ cej z Prawa, lecz BoĹźÄ sprawiedliwoĹÄ, otrzymanÄ przez wiarÄ w Chrystusa, sprawiedliwoĹÄ pochodzÄ cÄ od Boga, opartÄ na wierze â przez poznanie Jego: zarĂłwno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziaĹu w Jego cierpieniach â w nadziei, Ĺźe upodabniajÄ c siÄ do Jego Ĺmierci, dojdÄ jakoĹ do peĹnego powstania z martwychâ (Flp 3, 3â11). Ale nawet jemu, ktĂłry posiadaĹ takÄ jasnoĹÄ co do Chrystusa, nic nie zostaĹo oszczÄdzone, co wiÄcej; wystarczy spojrzeÄ na okolicznoĹci, jakim musiaĹ stawiÄ czoĹa: âPrzez ĹťydĂłw piÄciokrotnie byĹem bity po czterdzieĹci razĂłw bez jednego. Trzy razy byĹem sieczony rĂłzgami, raz kamienowany, trzykrotnie byĹem rozbitkiem na morzu, przez dzieĹ i noc przebywaĹem na gĹÄbinie morskiej. CzÄsto w podróşach, w niebezpieczeĹstwach na rzekach, w niebezpieczeĹstwach od zbĂłjcĂłw, w niebezpieczeĹstwach od wĹasnego narodu, w niebezpieczeĹstwach od pogan, w niebezpieczeĹstwach w mieĹcie, w niebezpieczeĹstwach na pustkowiu, w niebezpieczeĹstwach w pracy i umÄczeniu, czÄsto na czuwaniu, w gĹodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagoĹci, nie mĂłwiÄ c juĹź o mojej codziennej udrÄce pĹynÄ cej z troski o wszystkie KoĹcioĹyâ (2 Kor 11, 24â28). ZdumiewajÄ ce! Co jednak ukazywaĹo siÄ wciÄ Ĺź coraz wyraĹşniej ĹwiadomoĹci PawĹa za poĹrednictwem tego wszystkiego, przez co Pan kazaĹ mu przejĹÄ? Ĺťe âprzechowujemy zaĹ ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga byĹa owa przeogromna moc, a nie z nas. ZewszÄ d znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy siÄ zwÄ tpieniu; Ĺźyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy przeĹladowania, lecz nie czujemy siÄ osamotnieni, obalajÄ nas na ziemiÄ, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby Ĺźycie Jezusa objawiĹo siÄ w naszym ciele. CiÄ gle bowiem jesteĹmy wydawani na ĹmierÄ z powodu Jezusa, aby Ĺźycie Jezusa objawiĹo siÄ w naszym Ĺmiertelnym ciele. Tak wiÄc dziaĹa w nas ĹmierÄ, podczas gdy w was â Ĺźycie. CieszÄ siÄ przeto owym duchem wiary, wedĹug ktĂłrego napisano: UwierzyĹem, dlatego przemĂłwiĹem; my takĹźe wierzymy i dlatego mĂłwimy przekonani, Ĺźe Ten, ktĂłry wskrzesiĹ Jezusa, z Jezusem przywrĂłci Ĺźycie takĹźe nam i stawi nas przed sobÄ razem z wami. Wszystko to bowiem dla was, aĹźeby w peĹni obfitujÄ ca Ĺaska zwiÄkszyĹa chwaĹÄ BoĹźÄ przez dziÄkczynienie wieluâ (2 Kor 4, 7â15). To wszystko, co zostaje mu dane, jest dla niego, jest po to, by lepiej poznaĹ Jezusa, siĹÄ Jego zmartwychwstania, potÄgÄ Tego, ktĂłremu zawierzyĹ Ĺźycie. To jest czĹowieczeĹstwo caĹe przepeĹnione wdziÄcznoĹciÄ , ktĂłre rodzi siÄ w sposĂłb jeszcze bardziej Ĺwiadomy, poniewaĹź Tajemnica niczego nie zaoszczÄdziĹa PawĹowi. Te okolicznoĹci, ktĂłre sÄ czÄĹciÄ Objawienia â listy ĹwiÄtego PawĹa sÄ czÄĹciÄ Objawienia, nie sÄ anegdotami czy teĹź ozdobnymi zaĹÄ cznikami â mĂłwiÄ o metodzie Boga: BĂłg niczego nam nie oszczÄdza, aĹźeby mogĹa w nas dojrzeÄ ta bezgraniczna wdziÄcznoĹÄ. WĂłwczas przeĹźywanie Ĺźycia jako powoĹania z tÄ ĹwiadomoĹciÄ (to znaczy, Ĺźe niesiemy tÄ zawartoĹÄ w glinianych naczyniach) jest metodÄ na to, byĹmy nie zgnuĹnieli w ociÄĹźaĹoĹci czy teĹź w matowoĹci naszej ĹwiadomoĹci, tak by pewnoĹÄ co do Chrystusa mogĹa stawaÄ siÄ wciÄ Ĺź coraz bardziej nasza. My nie zakwestionujemy naszych âideiâ o Chrystusie, o ile On sam nie bÄdzie przeĹamywaĹ nieustannie naszej redukcji, pozwalajÄ c nam doĹwiadczaÄ, Kim jest. Cel tej metody opisuje sam PaweĹ: nabycie pewnoĹci. âJeĹźeli BĂłg z nami, któş przeciwko nam? On, ktĂłry nawet wĹasnego Syna nie oszczÄdziĹ, ale Go za nas wszystkich wydaĹ, jakĹźe miaĹby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darowaÄ? Któş moĹźe wystÄ piÄ z oskarĹźeniem przeciw tym, ktĂłrych BĂłg wybraĹ? CzyĹź BĂłg, ktĂłry usprawiedliwia? Któş moĹźe wydaÄ wyrok potÄpienia? Czy Chrystus Jezus, ktĂłry poniĂłsĹ [za nas] ĹmierÄ, co wiÄcej â zmartwychwstaĹ, siedzi po prawicy Boga i przyczynia siÄ za nami? Któş nas moĹźe odĹÄ czyÄ od miĹoĹci Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy przeĹladowanie, gĹĂłd czy nagoĹÄ, niebezpieczeĹstwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijajÄ nas przez caĹy dzieĹ, uwaĹźajÄ nas za owce przeznaczone na rzeĹş. Ale we wszystkim tym odnosimy peĹne zwyciÄstwo dziÄki Temu, ktĂłry nas umiĹowaĹ. I jestem pewien, Ĺźe ani ĹmierÄ, ani Ĺźycie, ani anioĹowie, ani ZwierzchnoĹci, ani rzeczy teraĹşniejsze, ani przyszĹe, ani Moce, ani co wysokie, ani co gĹÄbokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoĹa nas odĹÄ czyÄ od miĹoĹci Boga, ktĂłra jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszymâ (Rz 8, 31â39). Jaka jest rozumnoĹÄ wiary, jeĹli nie jesteĹmy zwyciÄzcami poĹrĂłd caĹej kulturalnej hegemonii, do Ĺźycia w ktĂłrej jesteĹmy wezwani? Dlaczego czymĹ rozumnym miaĹaby byÄ wiara w Chrystusa? Tymczasem jeĹli tutaj, wĹaĹnie tutaj, poĹrĂłd tego wszystkiego, o czym mĂłwimy, tego wszystkiego, czym Ĺźyjemy, wszystkich wyzwaĹ, ktĂłrym stawiamy czoĹa, widzimy, Ĺźe w Nim jesteĹmy wiÄcej niĹź zwyciÄzcami (nie ze wzglÄdu na naszÄ zasĹugÄ, ale poniewaĹź Chrystus nas ukochaĹ), to rodzi jedynÄ w swoim rodzaju ĹwiadomoĹÄ tego, co nas stanowi. Przekonanie, o ktĂłrym mĂłwi ĹwiÄty PaweĹ, jest pewnoĹciÄ samoĹwiadomoĹci. Kto nie pragnie choÄby grama tej pewnoĹci? A wiÄc tylko wtedy, gdy widzimy w dziaĹaniu wspĂłĹczesnoĹÄ Chrystusa, jesteĹmy naprawdÄ zwyciÄzcami. Bycie zwyciÄzcami nie oznacza âprzejÄcia wĹadzyâ. Bycie zwyciÄzcami oznacza patrzenie na zwyciÄstwo Chrystusa, nawet jeĹli jesteĹmy ogoĹoceni ze wszystkiego. Bycie zwyciÄzcami oznacza bycie przepeĹnionymi ponad miarÄ Jego obecnoĹciÄ . Dlatego musimy zdecydowaÄ, gdzie znajdziemy odpowiedĹş na pragnienie szczÄĹcia, ktĂłre odkrywamy w sobie, poniewaĹź jesteĹmy stworzeni dla nieskoĹczonoĹci. Tylko w ten sposĂłb bÄdziemy mogli wspĂłĹpracowaÄ na rzecz misji KoĹcioĹa, âktĂłra nie jest zajadĹym prozelityzmem, ale Ĺwiadectwem pozwalajÄ cym wyĹaniaÄ siÄ atrakcyjnoĹci Jezusa, jest to niedajÄ ca spokoju troska o to, aĹźeby wszyscy zostali zbawieniâ (A. Scola, Alla scoperta del Dio vicino, Centro Ambrosiano, Mediolan 2012, s. 13), jak przypomniaĹ nam kardynaĹ Scola w swoim ostatnim liĹcie pasterskim. MajÄ c przed sobÄ ĹwiadkĂłw podobnych ĹwiÄtemu PawĹowi, moĹźemy zobaczyÄ, czym moĹźe staÄ siÄ dla nas Chrystus, w taki sposĂłb, by wciÄ Ĺź â nawet poĹrĂłd najbardziej ponaglajÄ cych okolicznoĹci â coraz bardziej, treĹÄ naszej samoĹwiadomoĹci napeĹniaĹa nas ciszÄ , by pamiÄÄ o Chrystusie w naszym wnÄtrzu ponaglaĹa nas jako coĹ najcenniejszego, najbardziej upragnionego, czemu poĹwiÄca siÄ czas, robi siÄ miejsce, oddaje nasze serce. JeĹli nie pragniemy coraz bardziej tej pamiÄci, jeĹli nie zdumiewamy siÄ, pragnÄ c tej ciszy, by zrobiÄ miejsce pamiÄci, juĹź jesteĹmy przegrani, poniewaĹź ulegliĹmy, jeĹli chodzi o treĹÄ samoĹwiadomoĹci, a wiÄc opróşniliĹmy jÄ z tego, co nam siÄ przydarzyĹo i pozwoliliĹmy, by wypeĹniĹo jÄ to, czego chce wĹadza. Trwanie w ciszy oznacza Ĺźycie tÄ ĹwiadomoĹciÄ Chrystusa, oznacza zdolnoĹÄ myĹlenia o Chrystusie i przywoĹywania Go. Dlatego by nauczyÄ siÄ modliÄ, trzeba kochaÄ ciszÄ, to znaczy gĹÄbokie odczuwanie siebie jako osoby zmierzajÄ cej ku mecie, ktĂłrÄ jest tajemnica Chrystusa. Cisza musi stawaÄ siÄ dojrzaĹa, coraz dojrzalsza i gĹÄbsza. JeĹli nie zaczniemy w odmienny sposĂłb robiÄ tego, co robimy zazwyczaj, jeĹli cisza nie jest uĹwiadamianiem sobie siebie po to, by wypeĹniÄ naszÄ osobÄ (czasem juĹź wypeĹnionÄ wszystkimi rozproszeniami, wszystkimi zmartwieniami, tym wszystkim, co jest do zrobienia), jeĹli nie zrobimy miejsca ponownemu uĹwiadomieniu sobie siebie, bÄdziemy pociÄ gniÄci przez wszystko inne. PoniewaĹź cisza jest ponownym uĹwiadomieniem sobie swojej relacji z wielkÄ obecnoĹciÄ tajemnicy Ojca. W ten sposĂłb moĹźemy potem stawiÄ czoĹa rzeczywistoĹci, majÄ c w oczach, w naszej ĹwiadomoĹci, Jego. Tak jak niewidomy od urodzenia. Chrystus nie uzdrawia niewidomego od urodzenia, a potem nie wyprowadza go poza rzeczywistoĹÄ, bojÄ c siÄ, Ĺźe to wszystko, co mu daĹ, bÄdzie mu odebrane. Nie. Z oczami, w ktĂłrych jest ta ObecnoĹÄ, ktĂłra go uzdrowiĹa, Jezus rzuca niewidomego w zamÄt, nie wyprowadza go na zewnÄ trz. To znaczy: Chrystus rodzi âjaâ bÄdÄ ce w stanie przeĹźywaÄ rzeczywistoĹÄ, tak jak niewidomy, ktĂłry z prostotÄ uznaje, Ĺźe wczeĹniej nie widziaĹ, a teraz widzi. Jego ĹwiadomoĹÄ okreĹlaĹo to, co mu siÄ przydarzyĹo. Z tÄ samoĹwiadomoĹciÄ moĹźe stanÄ Ä przed wszystkimi, nie dlatego Ĺźe wiÄcej znaczy, ale ze wzglÄdu na tÄ prostotÄ w przylgniÄciu do tego, co mu siÄ wydarzyĹo. To jest potÄga samoĹwiadomoĹci â znajdujÄ ca siÄ w tym najmniejszym z najmniejszych! â i wszyscy uczeni spoĹrĂłd faryzeuszy niczego nie mogli uczyniÄ w stosunku do tego âjaâ, ktĂłre miaĹo tÄ samoĹwiadomoĹÄ. W ten sposĂłb moĹźemy stawaÄ wobec kaĹźdej okolicznoĹci, jak daĹa nam o tym Ĺwiadectwo w obliczu Ĺmierci nasza bliska przyjaciĂłĹka w rozmowie ze swoim mÄĹźem (ktĂłry mi o tej rozmowie napisaĹ), do ktĂłrej doszĹo po tym, jak dowiedziaĹa siÄ, co ma siÄ staÄ: âPowiedziaĹa mi: ÂŤJestem spokojna, nie bojÄ siÄ, poniewaĹź jest Jezus. Teraz nawet nie martwiÄ siÄ o ciebie i dzieci, poniewaĹź wiem, Ĺźe jesteĹcie w rÄkach DrugiegoÂť. Na co ja: ÂŤNie jesteĹ jednak smutna? â Nie, nie jestem smutna. Jestem pewna Jezusa, co wiÄcej, jestem ciekawa tego, co mi siÄ przydarzy, tego, co Pan przygotowuje dla mnie. MoĹźe powinnam byÄ smutna, ale nie jestem. Przykro mi tylko, Ĺźe ty przechodzisz wiÄkszÄ prĂłbÄ ode mnie. â Daj spokĂłj. â Jasne, byĹoby lepiej, gdyby byĹo na odwrĂłtÂť. Na co ja, uĹmiechajÄ c siÄ, poniewaĹź byĹem juĹź niesamowicie umocniony dopiero co ujrzanym cudem, powiedziaĹem jej: ÂŤTo prawda, zwĹaszcza dla dzieciÂť. To bez wÄ tpienia byĹa jedna z najpiÄkniejszych chwil w ciÄ gu 17 lat (12 lat maĹĹźeĹstwa i 5 lat znajomoĹci) spÄdzonych razem. O ile nie najpiÄkniejszaâ. Z takim poczuciem istoty tego, co nas stanowi, moĹźna patrzeÄ na wszystko, aĹź po prĂłg przeznaczenia. Mamy Ĺwiadka, ktĂłremu nic nie zostaĹo oszczÄdzone: ksiÄdza Giussaniego. âPan jest mojÄ mocÄ i mojÄ pieĹniÄ !â (por. Wj 15, 2). âKiedy tak mĂłwimy, nie mĂłwimy tego z oczami zamkniÄtymi i wypeĹnionymi obecnoĹciÄ innych! Ale wypowiadamy te sĹowa, powtarzamy to zdanie, majÄ c w oczach obecnoĹÄ Chrystusa, ktĂłry jest prawdÄ tego wszystkiego, co tu jest, ostatecznÄ prawdÄ tego, co tu jest: ÂŤWszystko w Nim ma istnienieÂť. [âŚ] ÂŤMoja mocÂť, a wiÄc moja broĹ bitewna, i ÂŤmoja pieĹĹÂť, to znaczy moja sĹodycz, ktĂłra trwa w bitwie, piÄkno, ktĂłre mnie pociÄ ga do bitwy, ktĂłre jest dla mnie oparciem w bitwie, niezaleĹźnie od tego, czy trwaĹaby ona godzinÄ czy teĹź trwaĹaby sto dni. Co wiÄcej, toczy siÄ bitwa, ktĂłrÄ jest caĹe Ĺźycie. Obym zawsze w Ĺźyciu miaĹ w pamiÄci Jezusa! To obiecuje nam nasza przyjaĹşĹ: pomoc we wzrastaniu, podÄ Ĺźaniu naprzĂłd, wÄdrowaniu w tej pamiÄci, mĂłj BoĹźe! To jest obietnica zawarta w kaĹźdej bitwie â tymczasem toczy siÄ bitwa, przez caĹe Ĺźycie, ktĂłre jest walkÄ i trudem â o to, by wchodziÄ coraz bardziej w Ty; poniewaĹź ÂŤTyÂť jest dla tego, kto jest obecny: ÂŤMojÄ mocÄ i mojÄ pieĹniÄ jesteĹ tyÂť. To Ty jest identyczne z Jego twarzÄ , jest identyczne z Jego imieniem. ImiÄ: jest obecnoĹciÄ w caĹej swojej mocy i sugestywnoĹci, potÄdze i sĹodyczyâ (L. Giussani, Lâatrattiva GesĂš, BUR, Mediolan 1999, s. 184â185). W ten sposĂłb â z tym w oczach â moĹźemy przygotowywaÄ siÄ, w wielkim towarzystwie caĹego KoĹcioĹa, na rozpoczÄcie 11 paĹşdziernika Roku Wiary, ktĂłry Ojciec ĹwiÄty ogĹosiĹ po to, by âna nowo odkryÄ i na nowo przyjÄ Ä ten cenny dar, jakim jest wiara, aby gĹÄbiej poznaÄ prawdy, bÄdÄ ce limfÄ naszego Ĺźycia, aby poprowadziÄ dzisiejszego czĹowieka, czÄsto roztargnionego, do nowego spotkania z Jezusem Chrystusem, ktĂłry jest drogÄ , Ĺźyciem i prawdÄ â (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie do uczestnikĂłw Zgromadzenia OgĂłlnego Konferencji Episkopatu WĹoch, s. 31). |