Ślady
>
Archiwum
>
2012
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2012 (lipiec / sierpieĹ) Ĺťycie CL Fakty odpowiadajÄ . PodÄ ĹźaliĹmy tylko za nieugiÄtoĹciÄ Tajemnicy John Waters OtwartoĹÄ na moĹźliwoĹÄ Jej urzeczywistnienia siÄ (albo i nie) pozwoliĹa nam dokonaÄ wielu odkryÄ. DotyczÄ cych wiary. I nas samych. Najbardziej zdumiewajÄ cym aspektem 50. Kongresu Eucharystycznego byĹo wyĹonienie siÄ tego, jak Tajemnica dziaĹa wbrew logice Ĺwiata, ktĂłra wydaje nam siÄ znana. WeĹşmy na przykĹad caĹe wydarzenie zwiÄ zane z wystawÄ , zorganizowanÄ przez naszych przyjacióŠz Ruchu w Dublinie, tÄ, ktĂłra zostaĹa pokazana podczas Meetingu w Rimini w ubiegĹym roku, âOczami ApostoĹĂłw â ObecnoĹÄ dokonujÄ ca przewrotu w Ĺźyciuâ. OdniosĹa ona wielki sukces podczas Kongresu. StaĹa siÄ wydarzeniem naprawdÄ rewolucyjnym â w ciÄ gu szeĹciu dni obejrzaĹo jÄ ponad osiem tysiÄcy osĂłb. WiÄkszoĹÄ zwiedzajÄ cych wychodziĹa wyraĹşnie poruszona tym, co spotkaĹa, z postanowieniem, Ĺźe dowie siÄ wiÄcej â o ksiÄdzu Giussanim i o tym sposobie patrzenia, jakiego nas nauczyĹ, o doĹwiadczeniu chrzeĹcijaĹskim jako o ObecnoĹci, ktĂłra siÄ narzuca, odsĹaniajÄ c ostateczny sens rzeczy. Pokazanie wystawy w Dublinie wydawaĹo siÄ pomysĹem âniemoĹźliwymâ do wykonania, ktĂłry zaĹwitaĹ w gĹowach kilku osĂłb podczas ubiegĹorocznego Meetingu. Ta âniemoĹźliwoĹÄâ miaĹa potem zniknÄ Ä wobec nieugiÄtoĹci Tajemnicy. PodÄ ĹźaliĹmy zwyczajnie za znakami, popychajÄ c lekko drzwi i patrzÄ c, czy siÄ otwierajÄ . Zdumiewa to, jak zadziaĹaĹo to odmienne stanowisko, ze ĹciĹle okreĹlonym i niecierpiÄ cym zwĹoki celem, zajÄte w kontekĹcie, w ktĂłrym warunki byĹy tak dokĹadnie sprecyzowane. PozostaliĹmy otwarci na moĹźliwoĹÄ, Ĺźe ta hipoteza moĹźe siÄ urzeczywistniÄ albo upaĹÄ, moĹźe siÄ wydarzyÄ albo nie. Ostatecznie wydarzyĹa siÄ na sposĂłb przerastajÄ cy nasze najĹmielsze oczekiwania. PomysĹ, jak przypomniaĹ nam nasz nowy przyjaciel Raymond, zapuĹciĹ korzenie jak maĹe ziarnko gorczycy w tej glebie przepeĹnionej miĹoĹciÄ otwartoĹci, glebie uprawianej przez intuicje oraz refleksje ksiÄdza Giussaniego. W ten sposĂłb mogliĹmy zobaczyÄ, jak to wspaniaĹe ziarno kieĹkuje i roĹnie na naszych oczach. PrzekonaliĹmy siÄ, Ĺźe to jest sposĂłb, w jaki rzeczy wydarzajÄ siÄ w rzeczywistoĹci. Tym wĹaĹnie jest âwiaraâ. Nic z tego, co przekazaĹ nam ksiÄ dz Giussani, nie jest abstrakcyjne ani teoretyczne. To jest sposĂłb na to, by wydarzaĹy siÄ rzeczy, ktĂłre w przeciwnym razie wydawaĹyby siÄ nierealne. W najgĹÄbszym kontekĹcie aktualnego stanu irlandzkiego spoĹeczeĹstwa, jeĹli chodzi o wiarÄ i nadziejÄ, Kongres â tak mi siÄ wydaje â nawet jeĹli trwaĹ tylko przez ledwo zauwaĹźalnÄ chwilÄ, byĹ wydarzeniem epokowym, a wystawa odegraĹa waĹźnÄ rolÄ. MieliĹmy nadziejÄ, Ĺźe uda nam siÄ stworzyÄ miejsce, w ktĂłrym Tajemnica mogĹaby stawiÄ czoĹa âniemoĹźliwemuâ wyzwaniu pociÄ gniÄcia wiernych na ten poziom, o ktĂłrym ksiÄ dz Giussani mĂłwiĹ nam zawsze, Ĺźe jest moĹźliwy. MogÄ tylko powiedzieÄ, Ĺźe w przestrzeni wystawowej, wyraĹşnie przypominajÄ cej bunkier, wyĹoniĹo siÄ coĹ, co przeksztaĹciĹo tÄ przestrzeĹ w miejsce, w ktĂłrym moĹźna byĹo znaleĹşÄ wytchnienie i siĹÄ, w przeciwieĹstwie do bunkra codziennoĹci, o ktĂłrym kilka miesiÄcy temu mĂłwiĹ w Bundestagu Benedykt XVI. W ten sposĂłb wystawa staĹa siÄ swojego rodzaju antybunkrem, po ktĂłrym pielgrzymi byli oprowadzani tak, jak gdyby dystans przestrzeni i 2000 lat historii zostaĹ usuniÄty. Kongres rozpoczÄ Ĺ siÄ w pesymistycznej atmosferze, wywoĹanej obecnÄ sytuacjÄ w irlandzkim KoĹciele. Postawa irlandzkich autorytetĂłw koĹcielnych â od samego momentu, w ktĂłrym ogĹoszone zostaĹo, Ĺźe Kongres Eucharystyczny odbÄdzie siÄ w Dublinie â dawaĹa do zrozumienia, Ĺźe byĹo to wydarzenie, ktĂłrym woleliby siÄ nie obarczaÄ. âJeĹli to moĹźliwe â wydawali siÄ mĂłwiÄ â oddalcie od nas ten kielichâ. Czas nie sprzyjaĹ: byĹo zbyt wiele nierozwiÄ zanych kwestii, Kongres nieuniknienie miaĹ wywoĹaÄ kolejnÄ wrogÄ reakcjÄ. Taki pesymizm, w ziemskim pojÄciu, byĹ zrozumiaĹy, wykluczaĹ jednak moĹźliwoĹÄ wydarzenia siÄ czegoĹ nadzwyczajnego. W pierwszych dniach Kongresu humor irlandzkich pielgrzymĂłw byĹ nieco przygaszony. Potem jednak miaĹy miejsce kolejne spotkania. Na wystawÄ o ApostoĹach przychodziĹy najpierw pojedyncze osoby, potem coraz liczniejsze grupy. ZaczÄli spotykaÄ siÄ w barze i wymieniaÄ wraĹźeniami z Kongresu oraz na temat wĹasnego Ĺźycia. Przed oraz po mszach Ĺw. i seminariach rozlegaĹy siÄ rozmowy. CaĹy tydzieĹ byĹ zdumiewajÄ co intensywny â nie w sposĂłb charyzmatyczny, ale na sposĂłb czegoĹ, co sugerowaĹo obecnoĹÄ doĹwiadczenia oraz bardziej Ĺwiadomego spojrzenia na Ĺźycie, czegoĹ, czego nigdy nie widziaĹem w swoim kraju. Gdzie to zobaczyĹem? W ZmyĹle religijnym oczywiĹcie. W twarzach ludzi, w sposobie, w jaki siÄ do siebie odnosili i ze sobÄ rozmawiali, wyĹaniaĹo siÄ stwierdzenie, o ktĂłrym siÄ oficjalnie nie mĂłwiĹo: nie zwyczajnie to, Ĺźe ânie jestem samâ, ale Ĺźe ânigdy nie byĹem samâ. |