Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2012 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2012 (styczeń / luty)

Strona Pierwsza

Chrystus jest czymś, co wydarza mi się teraz

Prezentacja książki ks. Luigiego Giussaniego "Chrześcijaństwo jako wyzwanie. U źródeł chrześcijańskiego roszczenia", 25 stycznia 2012. Teatro degli Arcimboldi (Mediolan) oraz transmisja satelitarna w całych Włoszech


 

Pozdrawiam każdego z was, przede wszystkim osobistości publiczne i duchowne, które biorą udział w tym wydarzeniu, jak również wszystkich przyjaciół obecnych tutaj oraz łączących się z nami w wielu miastach. Dziękuję przedstawicielom wydawnictwa Rizzoli, Paolo Zaninoniemu i Ottavio Di Brizziemu.



Wybraliśmy taką formę, by wspólnie kontynuować drogę Szkoły Wspólnoty. Po Zmyśle religijnym podejmiemy w tym roku lekturę książki Chrześcijaństwo jako wyzwanie. U źródeł chrześcijańskiego roszczenia, drugiego z trzech tomów cyklu PerCorso autorstwa księdza Giussaniego.



„Przybył Człowiek, pewien młody Człowiek, który pojawił się na świecie w pewnym miasteczku, w pewnym zakątku Ziemi dającym się precyzyjnie określić – w Nazarecie. Kiedy przyjedzie się do Ziemi Świętej, do tej mieścinki, i wejdzie do tej chatki, w której wypisano słowa: Verbum caro hic factum est (Tajemnica Boga tutaj stała się ciałem), po plecach przechodzą dreszcze”.

 

Fragment Et incarnatus est z Wielkiej Mszy c-moll Mozarta „w sposĂłb najpotężniejszy i najbardziej przekonujący, najprostszy i największy wyraĹźa człowieka, ktĂłry rozpoznaje Chrystusa. Zbawienie jest Obecnością – oto ĹşrĂłdło nadziei i uczucia w katolickim sercu Mozarta, w jego sercu kochającym Chrystusa”.

Et incarnatus est – mĂłwi ksiądz Giussani – „to śpiew w czystej postaci, w ktĂłrym całe ludzkie dążenie rozpływa się w pierwotnej przejrzystości, w absolutnej czystości spojrzenia, ktĂłre widzi i rozpoznaje. Et incarnatus est – to kontemplacja i błaganie jednocześnie, struga pokoju i radości wypływająca ze zdumionego serca, ktĂłre ogląda urzeczywistnienie swojego oczekiwania, cud spełnienia swojej prośby (…).

Obyśmy i my, jak Mozart, mogli z taką prostotą i intensywnością kontemplować początek historii miłosierdzia i przebaczenia, które przyszło na świat, i gasić pragnienie u źródła, którym jest «tak» Maryi!

Ten przepiękny fragment pomaga nam się skupić w przepełnionym wdzięcznością milczeniu, dzięki czemu w sercu może się narodzić, może otworzyć się w sercu kwiat naszego «tak». (…) Jak w Maryi, tej dziewczynie z Nazaretu, gdy zobaczyła Niemowlę, które urodziła – ta bezgraniczna więź wypełniała jej czas i jej serce.

Gdyby religijna intensywność muzyki Mozarta – dzieło geniuszu będącego darem Ducha Świętego – przeniknęła nasze serca, to nasze Ĺźycie, przy całym jego niepokoju, przeciwnościach i trudach, stałoby się piękne tak jak ta muzyka” (L. Giussani, Il divino incarnato, w: Spirto gentil. Un invito all’ascolto della grande musica guidati da Luigi Giussani, Bur, Milano 2011, s. 54–55).

Cóş lepszego moĹźemy zrobić, zaczynając to spotkanie, niĹź wysłuchać tego fragmentu w postawie kontemplacji i błagania?

Et incarnatus est*

* „Et incarnatus est de Spiritu Sancto ex Maria Virgine, et homo factus est” („I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy. I stał się człowiekiem”), W.A. Mozart, Wielka Msza c-moll K 427. Zob. teĹź: Spirto Gentil, CD nr 24 (2002).

 

Trudno znaleźć lepszy artystyczny wyraz tego, co Eliot opisuje jako „moment czasu i w czasie, / Nie poza czasem, lecz w czasie, ktĂłry nazywamy historią; / by rozciąć, rozpłatać świat doczesny, / Moment w czasie, lecz właśnie czas powstał z tego momentu: bez znaczenia nie ma bowiem czasu, a ten moment doczesny tworzył znaczenie” (T.S. Eliot, ChĂłry z „Opoki”, w: tenĹźe, W moim początku jest mĂłj kres, tłum. A. Pomorski, Świat Książki, Warszawa 2007, s. 196).

W obliczu tego wydarzenia – Boga, który stał się człowiekiem, wyrażając całą swą pełną czułości pasję do człowieka – musimy powtórzyć za psalmistą: „Kimże jest człowiek, że o nim pamiętasz? I kim syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” (Por. Ps 8, 5). Niczym – liściem zmiatanym przez byle powiew wiatru. A jednak Ty stałeś się człowiekiem dla każdego z nas. Każdy, kto przez moment będzie prosty i pozwoli sobie usłyszeć chrześcijańskie orędzie, musi odczuć to samo poruszenie, którego doznała w sobie Elżbieta, gdy odwiedziła ją Maryja nosząca w łonie Jezusa. „Gdy tylko Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie” (Por. Łk 1, 39).

To samo dzieje się dzisiaj z nami. Nam nędznym Bóg, który stał się człowiekiem, jest głoszony dzisiaj. Nie jesteśmy już sami z własną nicością. W tym momencie zagubienia, gdy wielu z nas porusza się jakby po omacku w ciemności, otrzymujemy łaskę tej nowiny. Któż z nas nie pragnie przeżywać każdej chwili życia pod wpływem tego niezrównanego wzruszenia, wywołanego Jego obecnością?

Ale czy to jest naprawdę możliwe?

 

1. Wyzwanie dla człowieka naszych czasów

„Czy człowiek wykształcony, dzisiejszy Europejczyk, moĹźe wierzyć, naprawdę wierzyć, w bĂłstwo syna BoĹźego, Jezusa Chrystusa?” (Por. F.M. Dostoevskij, I demoni; Taccuini per „I demoni”, Sansoni, Firenze 1958, s. 1011). To zdanie Dostojewskiego streszcza wyzwanie, przed jakim staje dzisiaj wiara w Jezusa Chrystusa. Nie jest to wyzwanie natury ogĂłlnej, nie stawia pytania o to, czy wiara w Chrystusa jest moĹźliwa w ogĂłle. Decydujące w pytaniu rosyjskiego pisarza jest to, Ĺźe odnosi się do ściśle zdefiniowanego kontekstu – do naszych czasĂłw. A za adresata obiera sobie konkretny typ człowieka – jednostkę kulturalnie uformowaną, ktĂłra nie rezygnuje z korzystania z całej władzy swojego rozumu, ze swojego żądania wolności, z całej zdolności do kochania. Innymi słowy: człowieka, ktĂłry nie rezygnuje ze swojego człowieczeństwa. Człowieka, ktĂłry ma za sobą wieki historii kultury, zobowiązujące dziedzictwo, przeniknięte racjonalizmem, spontanicznym zaufaniem do metod naukowych i podejrzliwością wobec tego wszystkiego, co nie poddaje się mierze rozumu. Czy typ ludzki obdarzony tymi cechami moĹźe dzisiaj wierzyć w to, co mĂłwił o sobie Chrystus?

Innymi słowy: czy wiara ma jakiekolwiek szanse zakorzenić się, to znaczy wzbudzić fascynację, przyciągnąć, przekonać ludzi naszych czasów?

 

Ale to pytanie nie dotyczy tylko tych, ktĂłrzy jeszcze nie spotkali Chrystusa, dotyczy rĂłwnieĹź nas: po wielu latach od spotkania Go Chrystus pozostaje odległy od naszych serc, jak przypominał nam ksiądz Giussani w roku 1982: „Staliście się dorośli, zdobyliście umiejętności zawodowe, a jednocześnie jesteście zagroĹźeni pewnym oddaleniem od Chrystusa (przede wszystkim względem wzruszenia sprzed lat, względem wzruszenia pewną sytuacją sprzed wielu lat). Istnieje jakby oddalenie od Chrystusa, z wyjątkiem pewnych określonych momentĂłw. Chcę powiedzieć, Ĺźe istnieje oddalenie od Chrystusa z wyjątkiem momentu, kiedy się modlicie; istnieje oddalenie od Chrystusa za wyjątkiem momentu, załóżmy, kiedy podejmujecie wykonanie jakichś dzieł w Jego imię, w imię Kościoła czy w imię Ruchu. Jest tak, jakby Chrystus był daleki od serca. Chciałoby się powiedzieć za dawnym poetą okresu Zjednoczenia Włoch, Ĺźe pozostaje ono ÂŤw coś zupełnie innego zaangaĹźowaneÂť, nasze serce jest jakby wyłączone, albo mĂłwiąc dobitniej: Chrystus zostaje jakby oddzielony od serca z wyjątkiem momentĂłw pewnych działań (chwila modlitwy lub zaangaĹźowania, podczas jakiegoś spotkania czy prowadzenia Szkoły WspĂłlnoty itd.).

To oddalenie Chrystusa od serca z wyjątkiem sytuacji, gdy Jego obecność zdaje się działać w pewnych określonych momentach, rodzi także innego rodzaju oddalenie, wyrażające się skrajnym zakłopotaniem między nami – mówię także o mężach i żonach – wzajemnym skrajnym zakłopotaniem (…). Oddalenie Chrystusa od serca czyni jakiś ważny aspekt czyjegoś serca odległym od istotnego aspektu serca kogoś drugiego z wyjątkiem pewnych wspólnych działań (dom do poprowadzenia, opieka nad dziećmi itd.). Istnieje relacja również wówczas, i niewątpliwie jest to relacja wzajemna, ale tylko w działaniach, w dziełach, we wspólnych gestach, dzięki którym można się spotkać lub wy możecie się spotkać. Kiedy jednak spotykacie się we wspólnym działaniu, ono nieco – mniej lub bardziej – zaciemnia horyzont waszego spojrzenia lub waszego odczuwania” (L. Giussani, Bliskość z Chrystusem, 8 maja 1982, „Ślady–Litterae Communionis”, nr 1 (2007), s. 2).

Ostatnio również jeden z przyjaciół dawał nam znać, że nie dotyczy to tylko przeszłości: „Po serii spotkań nie tylko wspólnotowych, ale i osobistych, w ostatnim czasie zdałem sobie sprawę, że zdanie «Rzeczywistość jest pozytywna» stało się faktycznie od momentu Inauguracji Roku wątkiem przewodnim, czego kolejnym dowodem stała się ulotka o kryzysie, wyrażająca osąd przeżywanej sytuacji. Ale istnieje niebezpieczeństwo, że to zdanie będzie puste, nie tyle niezrozumiane, co pozbawione życiowej pewności. Niekiedy ogarniają mnie wątpliwości, bo jest pewien triumfalizm we wszystkim, co robimy, za nim jednak ukrywa się tragiczność życia pozbawionego nadziei. My [bardzo często] nie jesteśmy pewni drogi, którą idziemy, patrząc na rzeczywistość taką, jaka jest. Zgadzamy się z tym osądem, zrozumieliśmy go, ale nie jesteśmy przekonani, nie jesteśmy tak naprawdę uczuciowo przywiązani do prawdy naszego życia”. Wystarczy zaobserwować, w jaki sposób wielu spośród nas reagowało na stwierdzenie, że rzeczywistość jest pozytywna, by uznać zasadność takiej diagnozy.

Wszyscy dobrze wiemy, jak długa jeszcze droga do przezwyciężenia tego dystansu, który dzieli nas od wydarzenia obecnego Chrystusa. W tym świetle dopiero co postawione pytanie zyskuje całą swoją dramatyczność: czy wiara ma realną możliwość przezwyciężenia tego oddalenia i zapuszczenia w nas korzeni?

 

W trakcie wykładu wygłoszonego w 1996 roku kardynał Ratzinger mĂłwił, Ĺźe wiara ma jeszcze szansę, „dlatego (…) Ĺźe odpowiada naturze człowieka. (…) W człowieku Ĺźyje niewygasła tęsknota za tym, co nie­skończone” (J. Ratzinger, Wiara, prawda, tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata, tłum. R. Zajączkowski, Jedność, Kielce 2005, s. 110). W tych słowach wskazywał na to, co jest koniecznym warunkiem sukcesu wiary – chrześcijaństwo, by mĂłc ukazać cały swĂłj potencjał, to, jak bardzo jest prawdziwe, musi napotkać człowieczeństwo wibrujące w kaĹźdym z nas.

Książka, którą prezentujemy, próbuje rozwinąć tak postawiony problem, by móc odpowiedzieć na niemożliwy do zignorowania wymóg rozumności.

Ksiądz Giussani stawia kwestię wprost już we wstępie: „Chrześcijaństwo jako wyzwanie jest usiłowaniem zdefiniowania źródła, początku wiary apostołów. W tej książce chciałem wypowiedzieć rację, która pozwala człowiekowi wierzyć w Chrystusa: głęboka, ludzka i rozumna zgodność jego potrzeb z wydarzeniem człowieka – Jezusa z Nazaretu. Starałem się więc ukazać oczywistość tej rozumności, z jaką wiążemy się z Chrystusem, a zatem jesteśmy prowadzeni od doświadczenia spotkania z Jego człowieczeństwem do wielkiego pytania o Jego boskość. Tym, co pozwala wzrastać, co rozszerza umysł, nie jest abstrakcyjne rozumowanie, lecz odnalezienie w człowieczeństwie momentu osiągniętej i wypowiedzianej prawdy. To jest wielkie odwrócenie metody, które charakteryzuje przejście od zmysłu religijnego do wiary: nie jest to już więcej jakieś poszukiwanie pełne niewiadomych, ale (...) zaskakujące odkrycie pewnego faktu, który wydarzył się w historii ludzi” (L. Giussani, Chrześcijaństwo jako wyzwanie. U źródeł chrześcijańskiego roszczenia, tłum. D. Chodyniecki, Pallottinum, Poznań 2002, s. 6).

By dostrzec nowość tak postawionego problemu, trzeba dobrze zdać sobie sprawę z tych słów: to nie abstrakcyjne rozumowanie może poszerzyć rozum tak, by mógł rozpoznać Chrystusa, ale związek między potrzebami człowieka a Chrystusem, który objawia się w spotkaniu rzeczywistym, historycznym, w teraźniejszości – związek, który czyni rozumną samą wiarę. To właśnie dzięki temu droga życia staje się prosta. Wystarczy spotkanie, w którym dostrzegasz ten związek. I właśnie wtedy, gdy takie spotkanie nie następuje – z powodu sprowadzenia chrześcijaństwa do wywodu, do doktryny, do moralności, a z drugiej strony do pomniejszenia człowieczeństwa – między człowiekiem a Chrystusem pojawia się pęknięcie, bruzda głębokiej obcości (to obraz przekazany nam przez nowożytność), oddzielenie.

ZauwaĹźając to, ksiądz Giussani kaĹźe nam mieć się na baczności przed największym ryzykiem związanym z tegoroczną Szkołą WspĂłlnoty. Na czym ono polega? Dla olbrzymiej większości z nas Chrześcijaństwo jako wyzwanie jest książką juĹź znaną. I bardziej niĹź kiedykolwiek jesteśmy wystawieni na pokusę przekonania, Ĺźe juĹź to znamy. W ten sposĂłb łatwo moĹźemy popaść w redukowanie chrześcijaństwa do „doktryny”. Zwykle spodziewamy się nowości po tym, Ĺźe dostajemy coś innego, Ĺźe robimy czy czytamy coś innego niĹź zwykle. Ale nowość nie polega na odmienności (nowa praca, nowy mąż, nowa Ĺźona), ale na tym, Ĺźe wydarza się to, czego pragniemy. A nie ma większego wydarzenia niĹź to, w jakim odnajdujemy odpowiedĹş na potrzeby naszego serca. I tylko wydarzenie się tego na nowo moĹźe przezwyciężyć oddzielenie Chrystusa od serca.

Jeśli Chrystus nie wydarza się na nowo, to im więcej czasu upływa, tym większe znaczenie zyskuje w nas ta „dwuznaczność ÂŤstawania się dorosłymi»”, o ktĂłrej mĂłwi ksiądz Giussani: „Faktycznie – to, co otrzymaliśmy, zakorzenia się w sposĂłb taki, Ĺźe nawet przynosi owoce, gdy tymczasem serce, właśnie serce, w dosłownym znaczeniu tego słowa (...) jest jakby zakłopotane wobec Chrystusa, zachowując się tak, jakby nie pogłębiało tej dającej się odczuć zaĹźyłości, chociaĹźby nawet z czystym sentymentalizmem charakterystycznym dla pewnego wieku w naszym Ĺźyciu. Jest to skrępowanie, ktĂłre jest oddaleniem od Niego, jakby to była Jego nie-obecność, albo obecność, ktĂłra nie ma wpływu na serce. Nie dotyczy to podejmowanych działań, w nich, owszem, moĹźe być determinujący (chodzimy do kościoła, ÂŤrobimyÂť Ruch, nawet odmawiamy Kompletę, uczestniczymy w Szkole WspĂłlnoty, angaĹźujemy się w gest charytatywny, udajemy się to tu, to tam, by zakładać grupy, a nawet ÂŤrzucamyÂť się w politykę). Nie brakuje Go w działaniach – w rozlicznych działaniach moĹźe być determinujący, ale dla serca? Dla serca nie!” (Por. L. Giussani, Bliskość z Chrystusem, s. 2).

W takim razie prawdziwe pytanie brzmi: czego potrzeba, by z jak największą jasnością zobaczyć, że Chrystus odpowiada sercu, a więc by urzeczywistniło się chrześcijańskie doświadczenie?

 

2. Czułe i pełne pasji dostrzeżenie samego siebie

JuĹź w pierwszym akapicie książki moĹźna zobaczyć, Ĺźe ksiądz Giussani świetnie zdaje sobie sprawę z tego, czego trzeba, by dostrzec ten związek; fragment ten ukazuje nam metodologiczny geniusz jego podejścia. „Nie moĹźna byłoby w pełni zdać sobie sprawy ze znaczenia Jezusa Chrystusa, gdyby wcześniej nie nastąpiło właściwe uświadomienie sobie natury tego dynamizmu, ktĂłry sprawia, Ĺźe człowiek jest człowiekiem. Chrystus rzeczywiście jawi się jako odpowiedĹş na to, kim ÂŤjaÂť jestem, i tylko pełna uwagi, a takĹźe delikatności oraz pasji świadomość samego siebie moĹźe mnie ÂŤotworzyć na ościeş i przygotować do rozpoznania, podziwiania, dziękowania, do Ĺźycia Chrystusem. Bez tej świadomości takĹźe imię Jezusa Chrystusa staje się tylko zwyczajnym imieniem” (L. Giussani, Chrześcijaństwo jako wyzwanie, s. 9).

Żeby więc móc zdać sobie w pełni sprawę z tego, co znaczy „Jezus Chrystus”, każdy z nas musi stanąć przed Nim z całym swoim człowieczeństwem. Bez tego człowieczeństwa, bez uważnej, czułej, pełnej pasji świadomości samego siebie, nie będę mógł rozpoznać Chrystusa. A to po prostu dlatego, że Chrystus przychodzi jako odpowiedź na to, czym ja jestem; dlatego, jeśli nie uświadamiam sobie samego siebie, nawet Chrystus staje się w końcu zwykłym imieniem.

Trudno znaleźć większe dowartościowanie osoby niż to, jakiego dokonało chrześcijaństwo. Chrystus nie chce wchodzić po kryjomu, jakby korzystając z rozproszenia, w życie osoby – On chce wchodzić w ludzkie życie głównymi drzwiami, to znaczy przechodząc przez jego człowieczeństwo, człowieczeństwo w pełni świadome, tworzone przez rozum i wolność. Chrystus poddaje się sprawdzianowi wrodzonego ludzkiego kryterium – serca. Bez takiego porównania nie ma chrześcijańskiego doświadczenia, bez tego chrześcijaństwo nie ma szans. Amerykański teolog Reinhold Niebuhr dobrze pokazuje, dlaczego tak się dzieje: „Nie ma nic mniej wiarygodnego niż odpowiedź na pytanie, którego się nie stawia” (R. Niebuhr, The Nature and Destiny of Man, t. II, Niesbet & Co Ltd/Scribner’s, London–New York, s. 6–7).

Jeśli człowiek jest stworzony w ten sposób, że może rozpoznać Chrystusa, na czym więc polega problem? Co takiego utrudnia to rozpoznanie? Problem polega na tym, że nasza pierwotna struktura zwykle zostaje pokryta skorupą wpływu społeczeństwa i historii, która pomniejsza nasze pierwotne potrzeby. Jeśli człowiek nie jest obudzony z otępienia, wyzwolony z własnej miary, ze zniekształconej wersji własnych potrzeb sprowadzonych tylko do określonego kontekstu, będzie napotykał na różne przeszkody i hamulce w dostrzeżeniu tego związku pozwalającego rozpoznać Chrystusa.

Możemy zobaczyć również w sobie to skrępowanie, które prowadzi do redukcji; doświadczamy tego, zderzając się z „dziesiątym trędowatym” (por. Łk 16, 12) albo z reakcją Chrystusa na entuzjazm uczniów spowodowany ich misyjnym sukcesem (por. Łk 20, 17–20) – my też zadowalamy się uzdrowieniem jak pozostałych dziewięciu trędowatych albo sukcesem jak uczniowie. Nie odczuwamy potrzeby czegoś więcej. I przez to serce pozostaje oddalone od Chrystusa.

Na taką egzystencjalną sytuację człowieka, która jest owocem warunków historycznych, nie może odpowiedzieć chrześcijaństwo sprowadzone do wywodu, ani tym bardziej do etyki. Ale jest to też wielka szansa dla chrześcijaństwa w dzisiejszej sytuacji – dzięki temu może zdać sobie sprawę, że żaden z jego zredukowanych wariantów nie może odpowiedzieć na palącą potrzebę teraźniejszości, jaką odczuwa człowiek. Bo by pojąć wartość osoby moralnej i religijnej, trzeba nam ludzkiego geniuszu, to znaczy „podstawowej, pierwotnej otwartości ducha, autentycznej postawy dyspozycyjności i zależności, nie zaś samowystarczalności” (Por. L. Giussani, Chrześcijaństwo jako wyzwanie, s. 126). I tylko chrześcijaństwo, które przychodzi w swojej początkowej naturze wydarzenia w historii, jest w stanie pobudzić takie człowieczeństwo, które pozwala człowiekowi Go zauważyć, przebijając nieustannie pokrywającą jego serce skorupę.

 

3. Chrześcijaństwo jako fakt

We fragmencie swojego Życia Jezusa François Mauriac opisuje pierwsze pojawienie się na scenie świata tej obecności, która – od samego początku – stała się „problemem”, którym pozostaje od tamtej chwili aż do dzisiaj:

„Po czterdziestu dniach postu i kontemplacji oto wraca na miejsce chrztu. JuĹź wcześniej wiedział, jak będzie wyglądało to spotkanie: ÂŤBaranek BoĹźy!Âť – mĂłwi prorok, widząc, Ĺźe się zbliĹźa (i oczywiście mĂłwi to cicho…). Tym razem dwĂłch z jego uczniĂłw było z nim. Popatrzyli na Jezusa, i to spojrzenie wystarczyło: poszli za Nim aĹź do miejsca, w ktĂłrym mieszkał. Jednym z tych dwĂłch był Andrzej, brat Szymona; drugim – Jan, syn Zebedeusza: ÂŤJezus, spojrzawszy na niego, pokochał go…». To, co napisano o młodym bogaczu, ktĂłry miał odejść ze smutkiem, stanowi tło dla tego fragmentu. Co zrobił Jezus, by ich zatrzymać? ÂŤUjrzawszy, Ĺźe oni idą za Nim, odwrĂłcił się i zapytał: ‘Czego szukacie?’. Oni powiedzieli do Niego: ‘Rabbi, (…) gdzie mieszkasz?’. Odpowiedział im: ‘ChodĹşcie, a zobaczycie’. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej»” (Por. F. Mauriac, Ĺťycie Jezusa, tłum. J. Kossakowska, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa 1979).

Zadajmy sobie pytanie: jak to się stało, że On pozyskał sobie Jana i Andrzeja tak od razu, aż do tego stopnia, że uznali to za spotkanie z Mesjaszem? „Widać dysproporcję między wielką prostotą tego wydarzenia a pewnością tych dwóch. Jeśli ten fakt rzeczywiście miał miejsce, rozpoznanie tego człowieka, tego, kim był – nie do końca i nie w szczegółach, ale rozpoznanie jego jedynego w swoim rodzaju, niedającego się porównać z niczym przymiotu («boskiego») – musiało więc być łatwe. Dlaczego łatwo Go było rozpoznać? Za sprawą niedającej się z niczym porównać wyjątkowości” (L. Giussani, S. Alberto, J. Prades, Zostawić ślady w historii świata, tłum. M. Wójcik-Cifoletti, M. Cifoletti, Opole 2011, s. 10).

Co znaczy słowo „wyjątkowość”? Kiedy możemy stwierdzić, że jakaś rzecz jest „wyjątkowa”? „Kiedy dokładnie odpowiada pierwotnym oczekiwaniom serca, mimo iż uświadomienie sobie tych oczekiwań może być tak bardzo nieuporządkowane i mgliste” (tamże), jak wtedy, gdy widzimy niezwykle piękny krajobraz gór, twarz kobiety lub gest pełen czułości i miłości – łatwo to rozpoznać, bo zwycięża przyciągająca siła tych rzeczy. Właśnie taka wyjątkowość, gdy się wydarza, pobudza pierwotne doświadczenie człowieka, niezależnie od tego, jak mglista i nieuporządkowana jest świadomość tego doświadczenia; tak przebudzony człowiek może wydać osąd o tej wyjątkowości.

 

W jaki sposób można zdefiniować fenomen tutaj opisany?

„Chrześcijaństwo jest wydarzeniem. Nie ma innego słowa, które lepiej mogłoby określić jego naturę: nie jest to słowo «prawo» ani słowa «ideologia», «koncepcja» czy «projekt». Chrześcijaństwo nie jest religijną doktryną, zbiorem moralnych praw ani ogółem rytów. Chrześcijaństwo jest faktem, wydarzeniem: wszystko inne jest tego konsekwencją”. Dlatego decydujące jest słowo „wydarzenie”: „Pokazuje ono metodę, którą wybrał i posłużył się Bóg, by zbawić człowieka: Bóg stał się człowiekiem w łonie piętnasto-, może siedemnastoletniej dziewczyny o imieniu Maryja, w «żywocie (…), który gospodą był naszej Nadzieje», jak mówi Dante. Sposób, w jaki Bóg wszedł z nami w relację, ażeby nas zbawić, jest wydarzeniem, a nie religijną myślą lub sentymentem” (tamże, s. 12–13).

 

Ale uwaga: zanim pójdziemy dalej, chcę od razu wskazać na czyhającą tutaj pokusę. Choćby ze względu na to, jak często powtarzał to ksiądz Giussani, nikt z nas nie zaprzeczy, że chrześcijaństwo jest wydarzeniem. Ale my często sprowadzamy wydarzenie do czegoś z przeszłości – czy to do początku historii chrześcijaństwa dwa tysiące lat temu, czy to do początku naszego własnego spotkania – jeśli nie po prostu do abstrakcyjnego pojęcia. Ale jeśli redukujemy to do faktu z przeszłości albo do pojęcia, to w teraźniejszości pozostaje z chrześcijaństwa tylko etyka. Tak jak wtedy, gdy kończy się wydarzenie miłości dwóch osób i pozostają tylko rzeczy do zrobienia, zadania do wykonania. Pozostawiamy za sobą fascynację i wzrasta wzajemne oddalenie.

W takim razie co to znaczy, że naturą chrześcijaństwa, podobnie jak zakochania, jest wydarzenie? Sam ksiądz Giussani odpowiada na to słowami z wielkanocnego plakatu:

„Wydarzenie nie oznacza tylko czegoś, co się stało i od czego wszystko się zaczęło, ale coś, co pobudza teraĹşniejszość, określa teraĹşniejszość, wypełnia teraĹşniejszość treścią, umoĹźliwia teraĹşniejszość. To, co znamy lub posiadamy, staje się doświadczeniem, jeśli otrzymujemy to teraz – jest jakaś ręka, ktĂłra podaje mi to teraz, jest jakaś twarz, ktĂłra wyłania się teraz, jest krew, ktĂłra płynie teraz, jest zmartwychwstanie, ktĂłre dzieje się teraz. Poza tym ÂŤterazÂť nie ma nic! Moje ÂŤjaÂť moĹźe być poruszone, wzruszone, a więc przemienione, wyłącznie przez coś teraĹşniejszego – przez wydarzenie. Chrystus jest czymś, co mi się wydarza”. Jeśli porĂłwnamy ten opis księdza Giussaniego ze sposobem, w jaki zwykle mĂłwimy o chrześcijaństwie, to moĹźemy zmierzyć swoje oddalenie wywołane przez uznawanie tych słów za oczywiste, za juĹź znane i zobaczyć, jak często nieświadomie redukujemy w ten sposĂłb chrześcijaństwo. „A zatem, aby to, o czym wiemy – Chrystus, wszystkie rozwaĹźania o Chrystusie – stało się doświadczeniem, musi być czymś obecnym teraz, czymś, co nas prowokuje i porusza – czymś teraĹşniejszym, jak wtedy dla Andrzeja i Jana. Chrześcijaństwo, Chrystus, jest dokładnie tym samym, czym dla Andrzeja i Jana, kiedy za Nim szli: wyobraĹşcie sobie ten moment, kiedy się odwrĂłcił, jak ich to poruszyło! I kiedy poszli do Jego domu… Tak jest zawsze, aĹź do dzisiaj, aĹź do tej chwili!” (Comunione e Liberazione, Plakat wielkanocny 2011).

Bez takiej równoczesności nie ma mowy o rozwoju, wydarzenie odchodzi w przeszłość, coraz bardziej tonąc w głębinach czasu. I tak, z biegiem lat, zamiast zapełniać szczelinę oddzielającą serce od Chrystusa, poszerzamy ją.

Ale doświadczenie, o którym świadczył ksiądz Giussani, bardzo się od tego różniło – coraz bardziej z biegiem lat jego życia:

„Natknięcie się na obecność odmiennego człowieczeństwa uprzedza nie tylko początek, lecz kaĹźdy moment, ktĂłry następuje potem: rok czy dwadzieścia lat potem. Fenomen początkowy – zetknięcie się z odmiennością człowieczeństwa, zachwyt, ktĂłry się rodzi – jest przeznaczony na to, aby być początkowym i pierwotnym fenomenem kaĹźdego momentu rozwoju. Bo nie ma Ĺźadnego rozwoju, jeśli Ăłw pierwszy kontakt nie powtarza się, to znaczy jeśli wydarzenie nie jest dalej aktualne. Albo się odnawia, albo nic się nie dzieje i natychmiast wydarzenie staje się przedmiotem teoretycznych dociekań [staje się pojęciem], i po omacku szuka się zastępczych punktĂłw oparcia zamiast Tego, ktĂłry naprawdę leĹźy u początku odmienności. Czynnikiem pierwotnym jest – nieustannie – zderzanie się z odmienną rzeczywistością ludzką. Jeśli zatem nie przytrafia się na powrĂłt i nie odnawia się to, co się wydarzyło na początku, nie urzeczywistnia się prawdziwa kontynuacja: jeśli człowiek teraz nie przeĹźywa kontaktu z nową rzeczywistością ludzką, nie rozumie tego, co mu się wydarzyło wcześniej. Wydarzenie początkowe rozświetla się i pogłębia, a tym samym kształtuje się jakaś kontynuacja, rozwĂłj, jedynie o ile przytrafia się na powrĂłt” (L. Giussani, Coś, co jest przedtem, za: www.cl.opoka.org.pl/artykuly).

I ksiądz Giussani konkluduje:

„Kontynuacja tego, co się wydarzyło na początku, urzeczywistnia się jedynie poprzez łaskę ciągle nowego zderzania się, budzącego zachwyt tak, jak to było za pierwszym razem. W przeciwnym wypadku, w miejsce zachwytu gĂłrę biorą myśli, ktĂłre zdolni jesteśmy organizować dzięki osobistemu rozwojowi kulturalnemu, krytyczne oceny, formułowane z punktu widzenia własnej wraĹźliwości w stosunku do tego, co się przeĹźyło i co się przeĹźywa, pomysły na zmiany, jakie moĹźna by wprowadzić i tak dalej” (Por. tamĹźe).

 

Dlatego sposĂłb, jaki Tajemnica wybrała, by do nas dotrzeć – fakt, wydarzenie, a nie nasze myśli czy sentymenty – jest najodpowiedniejszy w historycznej sytuacji człowieka, jako jedyny jest w stanie przezwyciężyć nasze oddalenie od Niego:

„BĂłg wkroczył w Ĺźycie człowieka jako człowiek, w ludzkiej postaci, aby dać się rozpoznać. W ten sposĂłb myśl, wyobraĹşnia i afektywność człowieka zostały jakby ÂŤzablokowaneÂť, namagnesowane przez Niego. Chrześcijańskie wydarzenie ma formę ÂŤspotkaniaÂť − ludzkiego spotkania w banalnej, codziennej rzeczywistości” (L. Giussani, S. Alberto, J. Prades, Zostawić ślady w historii świata, s. 24), ktĂłre potrafi przyciągnąć całe nasze uczucie i całą naszą wolność. Wydarzenie chrześcijańskie nie wymaga od człowieka zmiany, przygotowania ani spełnienia jakichś warunkĂłw wstępnych – ono wdziera się i wydarza jak zakochanie. Jego obecność właśnie dzięki swojej niezwykłości, to znaczy przez to, Ĺźe jako jedyna jest w stanie odpowiedzieć na pierwotne potrzeby serca, jest w stanie je przebudzić w całym ich ogromie, choć bardzo często są zasypane ciężkim gruzem, i otworzyć cały ludzki rozum, przyciągając uczuciowość. Gdy widzi się obecność odpowiedzi, pytanie wyzwala się w całej swojej pierwotnej, niezmierzonej głębi. „Fenomen spotkania odznacza się jakościową róşnicą, zauwaĹźalną odmiennością Ĺźycia. Spotkanie jest więc natknięciem się na odmienność, ktĂłra pociąga, poniewaĹź odpowiada sercu; dlatego spotkanie przechodzi przez porĂłwnanie i osąd rozumu oraz rozbudza wolność, dotykając jej afektywności” (tamĹźe, s. 26).

Mowa tu dokładnie o tym, co ksiądz Giussani nazywa odwrĂłceniem metody religijnej: „W hipotezie stwierdzającej, Ĺźe tajemnica wkroczyła w Ĺźycie człowieka, przemawiając do niego ludzkim językiem, relacja człowiek–przeznaczenie nie będzie juĹź odtąd opierać się na ludzkim wysiłku, to znaczy na tworzeniu i wyobraĹşni, na badaniu, refleksji zwrĂłconej ku czemuś dalekiemu, tajemniczemu, na pełnym napięcia oczekiwaniu na nieobecnego. Będzie natomiast napotykaniem obecnego. Gdyby BĂłg objawił w ludzkiej historii swoją szczegĂłlną wolę, gdyby wskazał drogę dojścia do Niego, to najwaĹźniejszym problemem zjawiska religijnego nie byłoby juĹź usiłowanie ÂŤwyobraĹźenia sobieÂť Boga, ktĂłre rĂłwnieĹź jest wyrazem największej godności człowieka: cały problem polegałby na czystym geście wolności, ktĂłra tę wolę przyjmuje lub odrzuca” (L. Giussani, Chrześcijaństwo jako wyzwanie, s. 47–48). Właśnie na tym polega odwrĂłcenie metody: „Nie jest juĹź najwaĹźniejszy wysiłek inteligencji i twĂłrczej woli, zmęczonej wyobraĹşni, jakiegoś zagmatwanego moralizmu: lecz najwaĹźniejsze jest proste rozpoznanie; zachowanie analogiczne jak u kogoś, kto widząc nadchodzącego przyjaciela, rozpoznaje go wśrĂłd wielu innych ludzi i go pozdrawia” (tamĹźe, s. 48).

Tutaj rozpoczyna się przygoda poznania: „Kiedy spotyka się ważną dla naszego życia osobę, zawsze jest taki pierwszy moment, w którym się to jasno ukazuje; czujemy wewnętrzny nacisk spowodowany oczywistością nieomylnego rozpoznania: «Tak, to on», «To ona». Jednak to wrażenie nabierze egzystencjalnego znaczenia tylko wówczas, gdy będzie możliwe powtarzanie się, potwierdzanie się owego doświadczenia. To znaczy, że tylko współdzielenie życia powoduje, iż owo wrażenie zapada w nas wciąż głębiej i gruntowniej, aż w pewnym momencie staje się ono pewnością. (…) Rezultatem wspólnego życia [uczniów i Jezusa] będzie potwierdzenie się tej wyjątkowości, tej odmienności, która uderzyła ich od pierwszej chwili. Wraz ze współdzieleniem życia takie przekonanie będzie się utwierdzać i wzrastać” (tamże, 76–77). Dla księdza Giussaniego „twierdzenie, że poznanie jakiegoś przedmiotu wymaga przestrzeni i czasu, jest do tego stopnia prawdziwe, iż tym bardziej nie przeczy tej zasadzie przedmiot, który pretenduje do bycia jedynym, wyjątkowym. Również ci, którzy jako pierwsi spotkali ową wyjątkowość, musieli pójść tą drogą” (tamże, 77–78).

Z właściwym sobie geniuszem ksiądz Giussani pokazuje nam dwa aspekty metody, bezcenne dla osiągnięcia Ĺźyciowej pewności co do tego, Ĺźe Tajemnica wkroczyła w historię i stała się jej częścią: pierwszy odnosi się do faktu, Ĺźe „tym bardziej jestem zdolny osiągnąć pewność co do drugiego człowieka, im z większą uwagą patrzę na jego Ĺźycie, to znaczy im bardziej współdzielę jego Ĺźycie. Konieczna harmonia z przedmiotem, ktĂłry chcemy poznać, to Ĺźywa skłonność kształtująca się w czasie, we wzajemnych odniesieniach, we współżyciu. Na przykład w Ewangelii to, Ĺźe owemu Człowiekowi, Jezusowi, trzeba zaufać, mĂłgł zrozumieć tylko ten, kto poszedł za Nim i współdzielił z Nim Ĺźycie, nie zaś tłum, ktĂłry chodził za Nim, aby doznać uzdrowienia” (tamĹźe, 64–65). Drugim elementem, do rozwaĹźenia ktĂłrego zachęca nas ksiądz Giussani, jest fakt, Ĺźe „im bardziej ktoś jest ludzki, tym większą posiada zdolność do osiągnięcia pewności co do drugiego człowieka na podstawie niewielu znakĂłw, dowodĂłw. Na tym właściwie polega ludzki geniusz. Podkreśla to Pierre Rousselot w następującym, pięknym tekście: ÂŤIm Ĺźywsza i bardziej przenikliwa jest inteligencja, tym większa pewność, Ĺźe wystarczy jej nawet słaby, delikatny znak do tego, aby dojść z pewnością do jakiegoś wniosku. (...) To właśnie z tego powodu niepodwaĹźalna tradycja wywodząca się z samej Ewangelii pochwala tych, ktĂłrzy nie potrzebują cudĂłw, by wierzyć. Nie chwali się ich wcale za wiarę bez rozumnych podstaw: byłoby to godne poĹźałowania; lecz widzi się w nich dusze rzeczywiście oświecone i zdolne do tego, by za pośrednictwem maleńkich znakĂłw dostrzec i pojąć wielką prawdę». TakĹźe owa inteligencja odczytująca minimalne znaki, choć człowiek dysponuje nią na poziomie naturalnym, aby przeĹźyć, potrzebuje czasu i miejsca, by się rozwinąć, dojrzeć. To jest dar, ktĂłry potrzebny jest do zrozumienia ÂŤroszczenia JezusaÂť. MnoĹźenie się znakĂłw związanych z Jego Osobą prowadzi do rozumnego wniosku, Ĺźe mogę Mu zaufać” (tamĹźe, 65–66). Właśnie znaki, ktĂłre pojawiły się we wspĂłlnym Ĺźyciu z Nim, wzbudziły pytanie: „KimĹźe On jest?”. A na to pytanie nie mogli znaleźć odpowiedzi adekwatniejszej niĹź ta, ktĂłrą dawał On sam.

Ta ostatnia uwaga wprowadza nas w wielki temat wiary. Bowiem „«wiaraÂť to postawa człowieka poruszonego chrześcijańskim wydarzeniem, ktĂłry je uznaje i do niego lgnie. Nasza postawa wobec wydarzenia Chrystusa jest taka sama jak postawa Zacheusza wobec Człowieka, ktĂłry zatrzymawszy się pod drzewem, powiedział do niego: ÂŤZejdĹş szybko, przyjdę do twojego domuÂť [wyobraĹşcie sobie, jak się poczuł potraktowany]. Taka sama jest postawa wdowy, ktĂłrej jedyny syn umarł. Jezus przemĂłwił do niej [z całą czułością kryjącą się w Jego spojrzeniu] w sposĂłb, ktĂłry wydaje nam się tak niedorzeczny: ÂŤKobieto, nie płacz!Âť. To przecieĹź absurd powiedzieć matce, ktĂłra straciła jedynego syna: ÂŤKobieto, nie płacz!Âť. Dla tamtych ludzi – ale takĹźe dla nas – było to doświadczenie obecności czegoś zasadniczo odmiennego od naszych wyobraĹźeń, a co jednocześnie całkowicie i pierwotnie odpowiada głębokim oczekiwaniom naszej osoby. (...) Szczerość uznania, prostota przyjęcia oraz miłosne przylgnięcie do takiej Obecności – oto czym jest wiara. (...) Wiara zasadniczo jest uznaniem odmiennej Obecności, uznaniem wyjątkowej, Boskiej Obecności. Wyjątkowość nie wydarza się tak po prostu, zwyczajnie; dlatego gdy się wydarza, człowiek mĂłwi: ÂŤTo coś zupełnie innego! Staję wobec ponadludzkiej mocy!Âť. Kto wie, ile razy Samarytanka – nie zdając sobie z tego wcześniej sprawy – pragnęła, by ktoś potraktował ją tak, jak przy studni potraktował ją Chrystus; kiedy się to wydarzyło, od razu Go rozpoznała” (L. Giussani, S. Alberto, J. Prades, Zostawić ślady w historii świata, s. 28–31).

Nie ma nic bardziej odległego od oddzielonej od człowieczeństwa „wiary” niĹź wiara pojmowana w ten sposĂłb – potrzebuje ona drogi poznania angaĹźującej rozum, uczucie, wolność w obliczu nieporĂłwnywalnego z niczym faktu! Dlatego „wiara przynaleĹźy do wydarzenia, poniewaĹź – będąc miłosnym uznaniem obecności czegoś nadzwyczajnego – jest darem, łaską. Tak jak Chrystus daje mi się w teraĹşniejszym wydarzeniu, tak teĹź oĹźywia On we mnie zdolność uchwycenia i uznania wyjątkowości tego wydarzenia. W ten sposĂłb moja wolność akceptuje to wydarzenie, uznaje je” (tamĹźe, s. 32).

Ale co pozwala mi stwierdzić, że to, co uznaje wiara, jest prawdziwe, rzeczywiste?

 

4. Nowe człowieczeństwo: weryfikacja chrześcijańskiej wiary

Co się dzieje w momencie, kiedy na moich oczach następuje chrześcijańskie wydarzenie? Rozkwita moje człowieczeństwo: „Chrześcijaństwo jest wydarzeniem, które «ja» napotyka i odkrywa, że jest mu ono «pokrewne»; jest to fakt, który odsłania «ja» przed samym «ja»” (tamże, s. 13). „Kiedy spotkałem Chrystusa, odkryłem, że jestem człowiekiem” – te słowa Rzymianina Mariusza Wiktoryna dobrze wyrażają to, co się dzieje, gdy wiara jest rzeczywistym doświadczeniem. W tym wywyższeniu człowieczeństwa mieści się cała rozumność chrześcijańskiej wiary.

Wydarzenie Chrystusa rozpoznanego (wiara) pozwala przeżywać wszystko w inny sposób. Właśnie ten nowy, „wywrotowy i zaskakujący” (L. Giussani, Dall’utopia alla presenza (1975–1978), BUR, Milano 2006, s. 330), jak mówił ksiądz Giussani, sposób przeżywania codzienności weryfikuje, czy spotkanie było prawdziwe: Chrystus umacnia rozum, Chrystus pogłębia uczucie, Chrystus powiększa wolność! „Dlaczego wierzyć? Ponieważ wiara pozwala mi zrealizować moje człowieczeństwo wraz z jego potrzebami, zmienia na lepsze, pozwala iść naprzód mojemu człowieczeństwu” (tamże, s. 359), umacnia całe moje człowieczeństwo. A kto nie pragnie dla siebie takiego umocnienia?

Jesteśmy razem w tej przygodzie, by się wzajemnie podtrzymywać. Jeśli chcemy, by doświadczenie, w ktĂłre zostaliśmy zaangaĹźowani, nie skamieniało w doktrynę, ta wzajemna pomoc w tym roku nie moĹźe przyjmować innego kształtu, jak tylko świadectwa. Ale to nie zmienia faktu, Ĺźe jest to sprawa całkowicie i definitywnie osobista – na chrześcijańskie roszczenie mogę odpowiedzieć Panu tylko ja. Chrześcijaństwo, nalega ksiądz Giussani, „wydarza się w komunii, ale rozgrywa się całkowicie w wolności osoby” (tamĹźe, s. 327). „Cały problem tkwi w rzeczywistej wierze kaĹźdej osoby. (…) W efekcie tego jedyną i dramatyczną kwestią jest osobista wiara, wiara jako odpowiedĹş na własną ludzką historię; to jest jedyny, dramatyczny problem kaĹźdego dnia i kaĹźdej godziny, poniewaĹź wiara stanowi wyzwanie dla wolności; nie ma nic bardziej danego, bardziej ofiarowanego niĹź wiara i nie ma nic mniej automatycznego niĹź wiara” (L. Giussani, Il rischio educativo, SEI, Torino 1995, s. 162–163).

 

Inicjatywa Chrystusa w naszym Ĺźyciu, Jego wydarzanie się pobudza naszą wolność i jej wymaga, rzuca jej największe wyzwanie na początku i w kaĹźdym momencie drogi. Ksiądz Giussani mĂłwi nam to jasno: „Jezus Chrystus nie przyszedł na świat, aby wyręczyć człowieka w jego pracy, w jego wolności lub aby wyeliminować Ĺźyciowe prĂłby – egzystencjalny warunek wolności. On przyszedł na świat, Ĺźeby przywołać człowieka do istoty rzeczy, ukazać mu rozwiązanie wszystkich problemĂłw, jego fundamentalną strukturę i realną sytuację. Rzeczywiście, wszystkie problemy, do ktĂłrych rozwiązania człowiek jest wezwany w wyniku Ĺźyciowych doświadczeń, komplikują się, zamiast znikać, jeśli nie są ocalone określone, podstawowe wartości. Jezus Chrystus przyszedł, aby ponownie wezwać człowieka do prawdziwej religijności, bez ktĂłrej kaĹźda pretensja do posiadania rozwiązania ludzkich problemĂłw jest kłamstwem. Problemy poznania sensu wszystkich rzeczy (prawda), właściwego posługiwania się rzeczami (praca), problemy pełnej świadomości (miłość), ludzkiego współżycia (społeczeństwo i polityka) nie posiadają właściwego fundamentu i dlatego powodują wciąż zwiększające się zamieszanie w historii jednostki i ludzkości na taką miarę, na jaką w wysiłkach podejmowanych w celu ich rozwiązania nie opierają się one na religijności (ÂŤKaĹźdy, kto idzie za Mną, stokroć tyle otrzyma i Ĺźycie wieczne odziedziczyÂť)” (L. Giussani, Chrześcijaństwo jako wyzwanie, s. 155–156) – stokroć więcej miłości, rozumu i wyzwolenia wskazuje na rozumność aktu wiary i przezwycięża kaĹźdą prĂłbę „dostawiania” bĂłstwa Chrystusa do mojego człowieczeństwa, „dostawiania” Chrystusa do mojego serca.

W ten sposĂłb Chrystus poddaje się weryfikacji naszego serca: nie prosi, byśmy wierzyli Mu a priori, bez niczego. Dlatego „chrześcijańskie roszczenie” jest największym wyzwaniem, jakie moĹźe zostać rzucone człowiekowi, gdyĹź mobilizuje wszystko, co mamy do dyspozycji: rozum, uczucie, wolność, by mĂłc dokonać weryfikacji. Nikt nas w tym nie zastąpi, nie zrobił tego nawet Chrystus:

„Wiara nie moĹźe oszukiwać, nie moĹźe twierdzić ÂŤtak juĹź jestÂť, dostając za darmo twoje czyste potwierdzenie. Nie! Wiara nie moĹźe oszukiwać, bo w jakiś sposĂłb jest związana z twoim doświadczeniem – w gruncie rzeczy jak gdyby musi stanąć przed trybunałem, w ktĂłrym sądzisz w oparciu o swoje doświadczenie. Ale rĂłwnieĹź i ty nie moĹźesz oszukiwać, poniewaĹź by mĂłc ją osądzić, musisz jej uĹźywać, by przekonać się, czy przemienia Ĺźycie, musisz ją przeĹźyć na serio; nie jakąś wiarę wedle twojej interpretacji, ale wiarę taką, jaka została ci przekazana, autentyczną wiarę. Dlatego nasze rozumienie wiary bezpośrednio się łączy z godzinami dnia, ze zwykłą praktyką Ĺźycia. (…) Jeśli ty, zakochując się w dziewczynie, albo kilkakrotnie juĹź przeĹźywszy zakochanie, nie zrozumiałeś, w jaki sposĂłb wiara przemienia tę relację, nigdy nie powiedziałeś ze zdumieniem: ÂŤTo niezwykłe, jak wiara czyni moje Ĺźycie bardziej ludzkim!Âť; jeśli nigdy nie mogłeś czegoś takiego powiedzieć, to nigdy nie będziesz przekonany co do wiary, nigdy nic na niej nie zbudujesz, nic się z niej nie narodzi, poniewaĹź nie dotknęła twojego wnętrza” (L. Giussani, L’io rinasce in un incontro (1986–1987), Bur, Milano 2010, s. 300–301).

 

Rok temu, w czasie prezentacji Zmysłu religijnego, prosiłem, by potraktować zmysł religijny jako sprawdzian wiary, próbując podjąć troskę księdza Giussaniego: „My, chrześcijanie, w klimacie nowoczesności zostaliśmy oderwani nie bezpośrednio od chrześcijańskich stwierdzeń, nie od chrześcijańskich obrzędów, nie od praw dekalogu. Zostaliśmy oderwani od ludzkiego fundamentu, od zmysłu religijnego. Nasza wiara nie jest już religijnością. Nasza wiara nie odpowiada już tak jak powinna na uczucie religijne; nasza wiara zatem nie jest świadoma, to wiara, która już nie rozumie samej siebie” (L. Giussani, „La coscienza religiosa dell’uomo moderno”, pro manuscripto, Centro Culturale „Jacques Maritain”, Chieti, 21 novembre 1985, s. 15).

Analogicznie dzisiaj proszę was, byście pozostali w tej samej perspektywie weryfikacji, stając naprzeciw książki Chrześcijaństwo jako wyzwanie. Ale co to znaczy? Jak zweryfikować, Ĺźe Chrystus jako obecne wydarzenie wkroczył w nasze Ĺźycie? Jak juĹź powiedzieliśmy: przez spełnienie człowieczeństwa stokroć więcej rozumu, uczucia, wolności – to wciąż stanowi podstawową i konieczną weryfikację rozumności wiary, prawdy chrześcijańskiej propozycji, dowĂłd jej wiarygodności. Ale jądrem takiej weryfikacji, poprzez przemianę, jest wzrost samej wiary, miłosnego rozpoznania Jego obecności. „Twoja obecność jest warta więcej niĹź Ĺźycie”. To, Ĺźe znĂłw zaczynasz Go szukać, jak to uczynił dziesiąty trędowaty, jest warte więcej niĹź uzdrowienie; to, Ĺźe zostałeś wybrany jak uczniowie, jest więcej warte niĹź sukces! Szczytem weryfikacji jest pojawienie się oczekiwania, miłosnej znajomości, ktĂłra rośnie w miarę, jak rośnie doświadczenie wzajemności, to uczucie, ktĂłre zawiera w sobie wszystkie inne uczucia.

W centrum tego „stokroć”, ktĂłrego doświadczamy, dominuje pogłębianie się relacji z Chrystusem: zaĹźyłość, pragnienie potwierdzania Go, łatwość rozpoznawania Go („To jest Pan!” – powiedział święty Jan). Najgłębszą przemianą jest sama wiara. W ciągłym, codziennym spotykaniu Jego rzeczywistej obecności nasze pytanie, nasze nieskończone pragnienie odnajduje odpowiedĹş, a jednocześnie powiększa się i poszerza. I tak staje się łatwiejsze, w pewnym sensie bardziej „nieuniknione” rozpoznanie Go jako jedynego, ktĂłry potrafi na nie odpowiedzieć. Tylko w ten sposĂłb moĹźna ostatecznie przezwyciężyć oddalenie serca od Chrystusa.

Kierunek tegorocznej drogi moĹźna by streścić słowami świętego Pawła: „Dokładam sił w biegu, aby Go pochwycić, ja, ktĂłrego juĹź pochwycił Chrystus” (por. Flp 3, 12). KaĹźdego z nas pochwycił Chrystus. Im silniej człowiek został pochwycony, tym bardziej dokłada sił w biegu, by jeszcze lepiej Go pochwycić. Naszym ostatecznym celem nie jest juĹź nawet przemiana, to znaczy nasza miara tego „stokroć więcej”, ale Jego obecność, relacja z Nim, jak w kaĹźdej naprawdę ludzkiej miłosnej relacji – nic nie zaspokaja z wyjątkiem obecności ukochanej osoby. Dzięki temu na świecie pojawia się człowiek, ktĂłrego nie moĹźna zredukować, ktĂłry nie zadowala się Ĺźadnym „pośrednim” celem, Ĺźadnym uzdrowieniem ani sukcesem, ktĂłry jest ciągle w biegu, przyciągany przez Jego obecność. Dzięki temu staje się teĹź wolny wobec historii, nieposkromiony w odbudowie zniszczonych domĂłw. W taki sposĂłb będziemy mogli przysłuĹźyć się światu.

 

Na naszą drogę ksiądz Giussani zalecał nam zawsze pewien gest, który zawiera w sobie całą treść chrześcijańskiego wydarzenia – Anioł Pański. Prośmy, by wydarzało się ono w nas coraz bardziej za każdym razem, gdy odmawiamy tę modlitwę. Będzie to jasny znak tego, że postępujemy w drodze.

 

Anioł Pański

 

Wszystkim dziękuję za uwagę i udział.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją