Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2011 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2011 (listopad / grudzień)

Pierwszy plan

Wszystko w dwóch słowach


Wczoraj chciałam się zabić. Potem jednak pomyślałam, że dzisiaj muszę przyjść i przez dwie godziny popilnować twoich dzieci, przypomniałam sobie też, jakie wsparcie mi dajecie. Dlatego tego nie zrobiłam”.


Nerina wraca myślą do momentu, gdy Michela postanowiła opowiedzieć jej o wszystkim, do końca. Utkwiła w niej wzrok i zapytała: „Powiedz mi, że potem nadal będziesz mnie lubiła”. Szukała przebaczenia za swoje życie, tak jakby była czemuś winna. Jako dziecko padła ofiarą przemocy, jako osoba dorosła cierpiała na poważną depresję, mąż trafił do więzienia, a dwoje dzieci skończyło w przytułku, gdzie miały przebywać, dopóki ona nie wyzdrowieje. Kiedy jej stan się poprawił, została jej tylko córka – młodszy syn został oddany do adopcji. Tak w historii między alkoholem a biciem straciła syna. „A dzisiaj staje na głowie, by utrzymać córkę i czworo wnucząt” – opowiada Nerina, która spotkała Michelę, gdy ta sprzątała u niej w domu: „Zamieniłyśmy kilka słów na schodach. Miałam wrażenie, że tego potrzebuje”. Kto wie, jak na nią spojrzała.


Tak zaczęła się ich przyjaźń. Nerina zanosiła jej zakupy do domu, do ubogiej dzielnicy San Basilio na peryferiach Rzymu. W ten sposób z wolna przyszła wolność współdzielenia również najbardziej bolesnych spraw. Pośród wizyt u lekarza, rachunków, poszukiwania pracy dla niej i jej 30-letniej, niemającej żadnego wykształcenia córki Sary, niezwykle wrażliwej, która gdy po raz trzeci zaszła w ciążę, chciała poddać się aborcji.


Gdy Michela dowiedziała się o jej decyzji, zdenerwowała się i nie chciała z nią rozmawiać. Uważała, że trzeba pozwolić temu dziecku przyjść na świat ze względu na coś, co zaczęło się wraz z życiem, które zostało mu dane. Poprosiła o pomoc Nerinę. „Zrób coś”. Dwa słowa, w których było wszystko. Nerina zaczęła dzwonić do dziewczyny, telefon jednak milczał. Odebrała pewnego ranka, po dwóch tygodniach. Była w autobusie zmierzającym do szpitala, jechała na zabieg. „Nie mogę ci obiecać nie wiadomo czego, ale ci pomogę. Jeśli chcesz, wezmę twoje dziecko”. Nie powiedziała jej nic innego. Sara wysiadła z autobusu. „Nie wiedziałam, że tego dnia miała poddać się aborcji – opowiada Nerina. – Próbowałam do niej zadzwonić po tym, jak zawierzyłam dziecko Matce Bożej w kościele św. Karola z Catinari”.


Dlatego właśnie nie przestaje angażować się w sprawy Micheli: „To jest ciągły znak konkretnej i rzeczywistej obecności Pana. Ja, która byłam w Ruchu od zawsze, zaczęłam myśleć, że Bóg o mnie zapomniał – mówi Nerina. – My również wraz z moim mężem mamy za sobą trudny okres – oboje straciliśmy pracę, oczekując na piąte dziecko. Dla mojego życia patrzenie na to, że Tajemnica jest obecnym towarzystwem, jest największą pomocą, jaką mogę otrzymać”.


Tak jak tego dnia, kiedy Michela opowiedziała jej o tym, jak stanęła przed odwiedzającym domy proboszczem. Niewiele osób otwiera w tych blokach. Ona poprosiła, by pomodlił się na progu, bo w mieszkaniu nie było światła, przepraszała: „Nie mam nawet jednego euro, żeby księdzu dać”. On spojrzał na nią i objął ją wzruszony: „Dziękuję, że mnie pani wpuściła”. To spotkanie odcisnęło na Micheli piętno: „A ja mogłam pomyśleć tylko o jednym – mówi Nerina. – To Pan wszedł do jej domu”.


Z czasem pomoc poszerzyła się o innych przyjaciół, o kolacje wraz z Bankami Solidarności, „o miejsce, w którym nikt nie musi prosić ze wstydem, ponieważ to jest przyjaźń – kontynuuje Nerina. – Mówię o tym ze względu na samą siebie, sama nie dałabym rady: cała pomoc, jaką mogę ofiarować, jest niczym w obliczu potrzeb. To boli i otwiera wiele pytań”. Na początku starała się zaspokajać jedną potrzebę po drugiej, odkrywając jednak, że kiedy jeden problem się rozwiązywał, pojawiał się następny. „Było tak, dopóki Michela podziękowała mi nie za zakupy, ale za słowa z plakatu, który jej podarowałam: «Jestem coś warta. Myślałam, że jestem niczym»”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją