Ślady
>
Archiwum
>
2011
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2011 (listopad / grudzieĹ) Pierwszy plan Dobro przez duĹźe âdâ Gdyby zastanowiÄ siÄ nad wszystkim raz jeszcze, wydaje siÄ to niemoĹźliwe. Ĺťycie kompletnie róşne od tego wczeĹniejszego. Bogata rodzina, bardzo bogata. Trzy sklepy miÄdzy SzwajcariÄ a Comasco. Domy, nieruchomoĹci, firmy, kolekcja zabytkowych samochodĂłw, Porche i Range Rover w garaĹźu⌠Jednym sĹowem: inny Ĺwiat. WyparowaĹ stopniowo, w przeciÄ gu dwĂłch lat, za sprawÄ krewnych wmieszanych w historie narkotykowe i interesy, ktĂłre w pewnym momencie zaczÄĹy kuleÄ. âNie przestawaĹem topiÄ pieniÄdzy w sklepie, inwestowaÄâ. AĹź do chwili, gdy pieniÄdzy zabrakĹo. ZnikĹy. Tak jak Ĺźona i syn, ktĂłrzy odeszli z domu, gdy tylko pojawiĹy siÄ pierwsze zwiastuny kĹopotĂłw. Wreszcie dziaĹalnoĹÄ upadĹa z powodu dĹugĂłw.
Salvo ma teraz tylko dom, w ktĂłrym mieszka, ostatni (âAle i ten pĂłjdzie pod mĹotek 22 grudnia, i to bÄdzie ciosâ). Ma teĹź towarzystwo innej kobiety, ktĂłra jest pielÄgniarkÄ w domu spokojnej jesieni. I stary dyplom magistra, odkurzony po to, by przeĹźyÄ z korepetycji z greki i Ĺaciny: âZostawiam ogĹoszenia na kioskach, chodzÄ w okolice liceĂłw, gdzie mogÄ spotkaÄ mĹodzieĹź. JeĹli dobrze idzie, zarabiam okoĹo 100 euro miesiÄcznie. Lepsze to niĹź nic. W tym czasie szukam pracyâ.
To szukam wydaje siÄ niczym. Jest jednak wszystkim. PoniewaĹź jeszcze pĂłĹtora roku temu Salvo pozostawaĹ w bezruchu. Niczym sparaliĹźowany. âStrach i wstyd. Nie miaĹem ochoty wiÄcej wychodziÄ. ByĹem apatyczny: Ĺźadnej woli Ĺźyciaâ. Wtedy teĹź przeczytaĹ w lokalnej gazecie o Banku SolidarnoĹci. âPisano, Ĺźe pomaga osobom potrzebujÄ cym. PrzezwyciÄĹźyĹem nieĹmiaĹoĹÄ i zadzwoniĹem. Nie myĹlaĹem o jedzeniu, powiedziaĹem sobie: moĹźe usĹyszÄ od nich jakieĹ dobre sĹowoâ.
ByĹo coĹ o wiele wiÄcej. Wizyta w magazynie. Spotkanie. âPoznaĹem Marco, wspaniaĹÄ osobÄ. OpowiedziaĹem mu o wszystkim. W miÄdzyczasie widziaĹem ludzi wchodzÄ cych i zabierajÄ cych paczki, sĹuchaĹem opowieĹci. PowiedziaĹem sobie: zostaĹ tu, a zobaczysz, Ĺźe Pan pomoĹźe rĂłwnieĹź tobie. JuĹź siÄ wiÄcej stamtÄ d nie ruszyĹemâ.
On takĹźe zostaĹ wolontariuszem. âPoznaĹem nowych ludzi. WspaniaĹe osoby. ZaleĹźy im na mnie, szanujÄ mnie tylko dlatego, Ĺźe jestem, ze wzglÄdu na trud, ktĂłry podejmujÄ. Jak na przykĹad Carlo spotkany podczas zbiĂłrki ĹźywnoĹci. MĂłwi mi: ÂŤNie dawaj za wygranÄ , sÄ wyrzeczenia, my jednak chcemy czegoĹ wiÄcejÂť. OpowiedziaĹ mi o bracie, ktĂłry go zdradziĹ i ktĂłremu on przebaczyĹ. OdnalazĹem siÄ. A te spotkania daĹy mi wolÄ, by nie zamykaÄ siÄ w domu i pĹakaÄ. ZnĂłw otworzyĹem drzwiâ.
Teraz szuka. âCzegokolwiek: posady portiera, ochroniarza. W grÄ wchodzi rĂłwnieĹź czyszczenie toalet. Nie bojÄ siÄ trudu. ZobaczyĹem coĹ, co wczeĹniej nazywaĹem ÂŤOpatrznoĹciÄ ManzoniegoÂť. Teraz wiem, Ĺźe to jest Dobro. Dobro przez duĹźe ÂŤdÂť, pamiÄtajcieâ. W imiÄ tego Dobra moĹźe rĂłwnieĹź czekaÄ na te dni, ktĂłre nadejdÄ na krĂłtko przed BoĹźym Narodzeniem, kiedy to oficjalnie przyjdzie orzeczenie sÄ dowe z ĹźÄ daniem oddania kluczy do domu. âNie wiem, gdzie pĂłjdÄ; mam nadziejÄ, Ĺźe bÄdÄ potrafiĹ stÄ paÄ twardo po ziemi. Wiem jednak, Ĺźe nie jestem sam. Moi przyjaciele mi pomogÄ . JuĹź to robiÄ : mĂłwiÄ mi, bym zwrĂłciĹ siÄ do UrzÄdu Gminy, do pomocy spoĹecznej. Jeszcze siÄ trochÄ wstydzÄ, ale wyglÄ da na to, Ĺźe pĂłjdÄ. RuszÄ siÄ. Poszukam wĹaĹnieâ. PoniewaĹź jest Dobro. Przez duĹźe âdâ. |