W OBJÄCIACH KOGOĹ BLISKIEGO
Kilka miesiÄcy temu Andrea zaprosiĹ do nas do domu na parÄ dni swojÄ
chorÄ
na raka pacjentkÄ. ByĹa to pracujÄ
ca na prestiĹźowej amerykaĹskiej uczelni profesor, rozwiedziona, bezdzietna, ktĂłrÄ
Andrea operowaĹ jesieniÄ
2009 roku. Zabieg zahamowaĹ rozwĂłj nowotworu na jakiĹ czas, potem jednak choroba znĂłw zaczÄĹa postÄpowaÄ. W nastÄpnych miesiÄ
cach C. przyjeĹźdĹźaĹa na chemioterapiÄ, i tak z czasem zostaliĹmy przyjaciĂłĹmi. Niekiedy zatrzymywaĹa siÄ u nas. Dwa tygodnie temu dowiedziaĹa siÄ, Ĺźe zostaĹo jej kilka miesiÄcy Ĺźycia. OczywiĹcie ta wiadomoĹÄ zabolaĹa nas wszystkich, ktĂłrzy dzieliliĹmy z niÄ
lÄki, pomyĹlne wieĹci i nadzieje. Wieczorem, przed powrotem do domu, podczas kolacji zwierzyĹa siÄ: âNie pijÄ, nie palÄ, uprawiam sport, a chorujÄ na raka; zawsze chciaĹam mieÄ dzieci i nie mogĹam ich mieÄ; zawsze byĹam osobÄ
ĹźyczliwÄ
, byĹam dobrÄ
chrzeĹcijankÄ
â to niesprawiedliwe!â. PĹakaĹa z bĂłlu, z goryczy i ze strachu â musiaĹa wrĂłciÄ do domu i sama poszukaÄ sobie hospicjum, w ktĂłrym miaĹa umrzeÄ. ProsiliĹmy jÄ
, by zostaĹa u nas w domu, ale niestety nie zgodziĹa siÄ. PrĂłbowaliĹmy dodaÄ jej odwagi, pokazujÄ
c, w jak wielu okolicznoĹciach jej Ĺźycia w sposĂłb wyraĹşny i zdecydowany przejawiĹa siÄ miĹoĹÄ Chrystusa do niej. JakĹźe oczywiste staĹo siÄ wtedy, Ĺźe to my zawsze decydujemy o tym, czy Chrystus jest, czy Go nie ma⌠UderzyĹo mnie tamtego piÄ
tkowego wieczoru to, jak Ĺatwo jest przylgnÄ
Ä do zasady âczynienia tego, co naleĹźyâ. âZrobiĹam wszystko jak naleĹźy, a terazâŚâ. Zasada tymczasem, nawet dobra zasada, nas nie zbawia. W nastÄpnych dniach wiele o tym myĹlaĹam; zrozumiaĹam, Ĺźe trudno jest doczekaÄ decydujÄ
cego momentu, po czym rzuciÄ siÄ w ramiona KogoĹ Nieznajomego. Któş z nas by siÄ nie baĹ? PotrzebujÄ, by kaĹźdego dnia Chrystus stawaĹ siÄ mi coraz bliĹźszy, uczuciowo bliski, tak aby i mnie w chwili, gdy nadejdzie decydujÄ
cy moment, nie wydawaĹo siÄ, Ĺźe rzucam siÄ w nieznane. A ta uczuciowa bliskoĹÄ wytwarza siÄ w rozpoznawaniu Jego ĹladĂłw w codziennoĹci, w obliczu mojego mÄĹźa, moich dzieci albo przyjaciĂłĹ. Potrzeba jednak naszej wolnoĹci, by zdecydowaÄ, Ĺźe chce siÄ Go dostrzegaÄ i do Niego przytuliÄ.
Raffaella, Rochester (USA)
JA W KOĹCIELE
Uczestnictwo w Ĺźyciu mojej parafii oraz zwiÄ
zane z tym trudnoĹci, ktĂłre pojawiĹy siÄ jakiĹ czas temu, obudziĹy w moim sercu tÄsknotÄ za pogĹÄbieniem ĹwiadomoĹci bycia w KoĹciele. SprzyjajÄ
cÄ
okolicznoĹciÄ
do przemyĹlenia na nowo tego, czym jest i czym powinien byÄ dla mnie KoĹciĂłĹ, staĹ siÄ udziaĹ w spotkaniu z Ojcem ĹwiÄtym na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, na ktĂłre pojechaĹam z grupÄ
przyjacióŠz Ruchu. WybraĹam siÄ na tÄ pielgrzymkÄ, wzbudzajÄ
c intencjÄ: o prawdziwsze, peĹniejsze zrozumienie swojego powoĹania do Ĺźycia we wspĂłlnocie KoĹcioĹa, przede wszystkim tej konkretnej â parafialnej. ProsiĹam dla siebie o ĹaskÄ wdziÄcznoĹci za to powoĹanie. Bardzo wzruszyĹy mnie sĹowa Ojca ĹwiÄtego, ktĂłry mĂłwiĹ miÄdzy innymi o tym, Ĺźe KoĹcióŠistnieje dla grzesznikĂłw po to, âaby otwieraÄ im drogÄ nawrĂłcenia, uzdrowienia i Ĺźyciaâ*, Ĺźe âniektĂłrzy, spoglÄ
dajÄ
c na KoĹciĂłĹ, zatrzymujÄ
siÄ na jego aspekcie zewnÄtrznym. KoĹcióŠwĂłwczas jawi siÄ tylko jako jedna z wielu organizacji w spoĹeczeĹstwie demokratycznymâ i jeĹźeli âdochodzi jeszcze bolesne doĹwiadczenie, Ĺźe w KoĹciele sÄ
ryby dobre i zĹe, pszenica i kÄ
kol, i jeĹli spojrzenie zatrzyma siÄ na rzeczach negatywnych, wĂłwczas juĹź siÄ nie dostrzega wielkiej i gĹÄbokiej tajemnicy KoĹcioĹaâ. Benedykt XVI napominaĹ, Ĺźe przy takim nastawieniu do KoĹcioĹa ânie czerpie siÄ juĹź Ĺźadnej radoĹci z faktu przynaleĹźnoĹciâ do niego, lecz âszerzÄ
siÄ niezadowolenie i narzekania, jeĹli nie widaÄ urzeczywistnienia wĹasnych powierzchownych i bĹÄdnych idei o ÂŤKoĹcieleÂť i wĹasnych ÂŤmarzeĹ o KoĹcieleÂť!â. WspĂłlnota KoĹcioĹa jest wspĂłlnotÄ
ludzi kochajÄ
cych Chrystusa. KoĹcióŠjest nam dany po to, byĹmy mogli bardziej kochaÄ Chrystusa i siebie nawzajem. PapieĹź tĹumaczyĹ nam z ojcowskÄ
cierpliwoĹciÄ
, Ĺźe we wspĂłlnocie KoĹcioĹa to Chrystus ânas dĹşwiga, a jednoczeĹnie wszyscy czĹonkowie kolejno siÄ wspierajÄ
. WspĂłlnie przeciwstawiajÄ
siÄ burzy i nawzajem dajÄ
sobie ochronÄ. Nie wierzymy osamotnieni, ale wierzymy z caĹym KoĹcioĹemâ. Czasem, gdy nadchodzÄ
trudne chwile, pojawia siÄ pokusa kwestionowania potrzeby takiej wspĂłlnoty, bo brakuje nam cierpliwoĹci, a przecieĹź wtedy moĹźna skutecznie doĹwiadczyÄ niezbÄdnej pomocy, ktĂłrej Pan nam udziela wĹaĹnie przez KoĹciĂłĹ. Ojciec ĹwiÄty w swojej homilii doprowadziĹ nas do konkluzji, Ĺźe wspĂłlnota KoĹcioĹa jest ânajpiÄkniejszym darem BoĹźymâ. PowoĹaĹ siÄ na sĹowa swojego ulubionego autora, ĹwiÄtego Augustyna, ktĂłry stwierdza: âKaĹźdy ma Ducha ĹwiÄtego w takim stopniu, w jakim kocha KoĹcióŠChrystusowyâ. Na koniec dodaĹ: âWraz z KoĹcioĹem i w KoĹciele moĹźemy gĹosiÄ wszystkim, Ĺźe Chrystus jest ĹşrĂłdĹem Ĺźycia, Ĺźe jest On obecny, Ĺźe jest tÄ
wielkÄ
RzeczywistoĹciÄ
, za ktĂłrÄ
tÄsknimyâ. DrugÄ
okolicznoĹciÄ
, ktĂłra pozwoliĹa mi doceniÄ dar KoĹcioĹa, byĹo uczestnictwo w spotkaniu ruchĂłw i wspĂłlnot koĹcielnych mojej diecezji w Winowie pod Opolem. Od kilku lat nasza opolska wspĂłlnota CL jest proszona przy tej okazji o przygotowanie i prowadzenie ĹpiewĂłw podczas mszy Ĺw. W tym spotkaniu, od poczÄ
tku do koĹca, uczestniczyĹ rĂłwnieĹź biskup ordynariusz mojej diecezji. W konferencji, ktĂłrÄ
wygĹosiĹ, dobitnie podkreĹlaĹ, Ĺźe KoĹcióŠto przede wszystkim wspĂłlnota z Bogiem moĹźliwa dla kaĹźdego czĹowieka, Ĺźe KoĹcióŠjest domem dla wszystkich i Ĺźe jest szkoĹÄ
nowego czĹowieczeĹstwa. KsiÄ
dz biskup prosiĹ o to, by kaĹźdy z nas, czĹonkĂłw ruchĂłw i wspĂłlnot, dbaĹ o dobro i wzrost wspĂłlnoty KoĹcioĹa. To miejsce Ĺźycia tworzy przestrzeĹ, w ktĂłrej moĹźemy coraz gĹÄbiej odkrywaÄ radoĹÄ zjednoczenia z Chrystusem, znajdowaÄ âpociechÄ i wyzwolenie w swych potrzebachâ oraz âstawaÄ siÄ coraz bardziej wspaniaĹym winem radoĹci i miĹoĹci Chrystusa dla tego Ĺwiataâ.Z tych spotkaĹ na róşnych szczeblach KoĹcioĹa rodzi siÄ nowy osÄ
d moich okolicznoĹci Ĺźycia. W mojej parafii spotykam tego samego Chrystusa, ktĂłry w bardziej namacalny sposĂłb pozwoliĹ mi siÄ âdotknÄ
Äâ w Berlinie i w Winowie. Po to, aby moja wiara umocniĹa siÄ, aby oĹźyĹa moja nadzieja i wzrosĹa miĹoĹÄ. Tu i teraz.
Gabriela, Opole
* Cytaty z homilii Benedykta XVI wygĹoszonej podczas mszy Ĺw. na Stadionie Olimpijskim w Berlinie za: www.vatican.va.
WSZYSTKO W JEDNYM SPOJRZENIU
Pod strzechÄ
betlejemskiej szopy gromadzi siÄ wiele postaci. Maryja, a za NiÄ
w pĂłĹcieniu JĂłzef. Z prawej strony dwaj pasterze skĹadajÄ
dary DzieciÄ
tku â baranka, ktĂłrego Ono gĹaska czule. Za nimi dwaj anioĹowie. BoĹźe Narodzenie jest arcydzieĹem, podpisanym i datowanym na rok 1530 przez Lorenza Lotta, wielkiego weneckiego artystÄ, ktĂłry odniĂłsĹ sukces daleko od swojej rodzinnej Wenecji. DzieĹo powstaĹo podczas dĹugiego i pomyĹlnego dla malarza pobytu w Bergamo, wpisujÄ
c siÄ w nurt tradycyjnego lombardzkiego realizmu, zdolnego zrĂłwnowaĹźyÄ niepokoje Lotta. W istocie, Roberto Longhi dostrzega w tym obrazie zapowiedĹş arcydzieĹa mĹodego Caravaggia, Odpoczynek w czasie ucieczki do Egiptu, dzisiaj przechowywanego w Galerii Doria Pamphili w Rzymie. Precyzyjne, a czasem rĂłwnieĹź wyszukane zabawy ĹwiatĹem i cieniem sÄ
innym elementem przywoĹujÄ
cym nieuniknienie malarstwo Caravaggia. Ciekawym i waĹźnym aspektem realizmu Lotta sÄ
dwaj pasterze, w ktĂłrych malarz sportretowaĹ dwĂłch zleceniodawcĂłw dzieĹa, braci Gussoni. W istocie, pod prostym pĹĂłciennym pasterskim okryciem moĹźna zauwaĹźyÄ eleganckie i wyszukane stroje odpowiadajÄ
ce dokĹadnie Ăłwczesnej modzie. Ta drobna próşnoĹÄ nie psuje jednak wzruszonej intensywnoĹci ich spojrzenia, caĹkowicie pochĹoniÄtego przez znajdujÄ
cÄ
siÄ przed nimi ObecnoĹÄ. Jak napisaĹ jeden z Ăłwczesnych kaznodziejĂłw, dwaj mÄĹźczyĹşni pozujÄ
zupeĹnie podobni do âprostych i niewinnych pasterzyâ. MyĹleli o sobie jako o majÄ
cych szczÄĹcie widzach z pierwszego rzÄdu, tymczasem odkrywajÄ
, Ĺźe sÄ
Ĺwiadkami, ktĂłrych pokornymi czyni znajdujÄ
ca siÄ przed ich oczami ludzka Prawda.
Giuseppe Frangi
PROĹBA MARCO NA DZIEĹ PRZED ĹMIERCIÄ
4 listopada, po skoĹczonych lekcjach, mĂłj przyjaciel Marco podchodzi do mnie i mĂłwi: âCzy nie zdajesz sobie sprawy z okazji, jaka zostaĹa ci dana?â. Dwa tygodnie wczeĹniej zmarĹ na zawaĹ mĂłj dziadek, a w dzieĹ, w ktĂłrym Marco prowokuje mnie w ten sposĂłb, nasz przyjaciel Simone dowiaduje siÄ o Ĺmierci swojego bliskiego przyjaciela jeszcze z czasĂłw dzieciĹstwa, Bizzo, ktĂłry tej nocy zginÄ
Ĺ w wypadku samochodowym. Marco prosi mnie, bym patrzyĹ na ĹmierÄ dziadka jak na okazjÄ do tego, by byÄ teraz z Simone. Uderzony bardzo tym faktem mĂłwiÄ nieco Simone o tym, jak przeĹźywaĹem te dni, jednak wracajÄ
c do domu samochodem, juĹź zapominam o prowokacji Marco. NastÄpnego dnia, pod koniec trzeciej lekcji, nauczycielka rysunku informuje nas, Ĺźe tego ranka w wypadku samochodowym zginÄ
Ĺ Marco. Na tÄ wiadomoĹÄ reagujÄ, uderzajÄ
c piÄĹciÄ
w szafkÄ znajdujÄ
cÄ
siÄ za mojÄ
ĹawkÄ
; bĂłl jest przeogromny. RĂłwnieĹź mĂłj przyjaciel Marco, z ktĂłrym dzieliĹem kaĹźdy aspekt Ĺźycia, od nauki po mecze piĹki noĹźnej, od piosenek po gĂłrskie wycieczki, zmarĹ jak mĂłj dziadek i Bizzo. Wszystko siÄ zatrzymuje, lekcje, myĹli, nawet czas. Po poĹudniu, po tym jak poszedĹem do przyszpitalnej kostnicy, by zobaczyÄ Marco, wraca mi na myĹl ta prowokacja i pozostaje w gĹowie takĹźe przez nastÄpne dni, wciÄ
Ĺź jednak nie jestem w stanie zrozumieÄ, dlaczego Marco powiedziaĹ mi coĹ podobnego. KsiÄ
dz Giussani mĂłwi w ZmyĹle religijnym o âĹwiadomoĹci siebie, ktĂłra natyka siÄ na KogoĹ Innegoâ. W nastÄpnych dniach zrozumiaĹem, Ĺźe ten KtoĹ Inny, ta tajemnicza ObecnoĹÄ jest tym, czemu nigdy nie pozwoliĹem objÄ
Ä siÄ w peĹni, moja duma zawsze staraĹa siÄ utrzymaÄ dystans miÄdzy mnÄ
a tÄ
innoĹciÄ
, nie akceptowaÄ w peĹni, Ĺźe jest coĹ, czym ja nie jestem, co stwarza mnie w kaĹźdej chwili mojego Ĺźycia, pomimo tego, Ĺźe uczestniczyĹem w róşnych propozycjach, jakie byĹy mi dawane. Ten dystans, ktĂłry nieĹwiadomie stworzyĹem, zostaje jednak usuniÄty: w obliczu Ĺmierci wszystko, nawet najpiÄkniejsze rzeczy, nawet moja pasja do piĹki noĹźnej, do muzyki i gĂłr, przestaje byÄ waĹźne, a ĹmierÄ pozostaje niedajÄ
cÄ
siÄ zaakceptowaÄ tragediÄ
, o ile nie uznaje siÄ, Ĺźe caĹe Ĺźycie jest stworzone przez innoĹÄ; jeĹli nie ma czegoĹ, co nadaje sens kaĹźdej chwili. ĹmierÄ Marco daĹa mi wiÄc tÄ âĹwiadomoĹÄ siebieâ, bez ktĂłrej czĹowiek nie moĹźe rozpoznaÄ Tajemnicy w momencie, gdy wkracza ona w jego Ĺźycie. CzĹowiek bez tej ĹwiadomoĹci moĹźe co najwyĹźej byÄ zaskoczony przez TajemnicÄ, ale jej nie uznaje i to wĹaĹnie przydarzyĹo mi siÄ 4 listopada. Dlatego, choÄ z wielkim bĂłlem w sercu, bĂłlem tak intensywnym, Ĺźe czujÄ, jak fizycznie pÄka mi serce, nie mogÄ zrobiÄ nic innego, jak tylko myĹleÄ o Ĺmierci Marco jako o wielkiej okazji, ktĂłra popycha mnie do poszukiwania tej tajemniczej ObecnoĹci we wszystkim i do Ĺźycia w kaĹźdej chwili z intensywnoĹciÄ
nigdy wczeĹniej niedoĹwiadczanÄ
, intensywnoĹciÄ
, z ktĂłrÄ
ĹźyĹem, poznawszy jego przyjacióŠz Ligurii, przybyĹych do Monzy na mszÄ Ĺw. pogrzebowÄ
, lub tych poznanych, gdy pojechaĹem do Ligurii na pogrzeb, i to samo przydarzyĹo mi siÄ takĹźe z kolegami w klasie, ktĂłrych w tych latach nigdy nie traktowaĹem powaĹźnie. Od teraz nie mogÄ juĹź ĹźyÄ dla czegoĹ mniej niĹź dla tej ĹwiadomoĹci, nawet jeĹli wiem, Ĺźe wielkim wyzwaniem bÄdzie przeĹźywanie kaĹźdej chwili dnia w sposĂłb, w jaki Marco przeĹźyĹ ostatnie dwa lata.
Giovanni
SPEĹNIONE PRAGNIENIE
We wrzeĹniu uczestniczyĹam w weekendowym kursie ikonopisarstwa, prowadzonym przez AniÄ Crisanti i ksiÄdza Darka Klejnowskiego-Róşyckiego. Ania koordynowaĹa samo pisanie ikon, natomiast od strony teologicznej warsztaty prowadziĹ ksiÄ
dz Darek. SkÄ
d pomysĹ zapisania siÄ na kurs? Wszystko zaczÄĹo siÄ kilka lat temu, na rekolekcjach wielkopostnych, gdy byĹam jeszcze studentkÄ
. Jedna z naszych koleĹźanek uczestniczyĹa w takim kursie prowadzonym przez ksiÄdza Darka i opowiadaĹa nam o tym podczas wieczoru Ĺwiadectw. MĂłwiĹa, jak przebiegaĹy warsztaty oraz praca nad ikonÄ
, o modlitwie i nawrĂłceniu. Najbardziej utkwiĹo mi w pamiÄci jej wspomnienie o powrocie do domu po kursie i pojednaniu z tatÄ
, z ktĂłrym pozostawaĹa w bardzo trudnych relacjach. Czas spÄdzony na warsztatach odmieniĹ jÄ
tak bardzo, Ĺźe zmienili siÄ takĹźe jej bliscy. PozazdroĹciĹam jej tego, bo relacje z moimi rodzicami rĂłwnieĹź nie ukĹadaĹy siÄ wtedy najlepiej. Od razu pomyĹlaĹam, Ĺźe teĹź chciaĹabym coĹ takiego przeĹźyÄ. Niestety okazaĹo siÄ, Ĺźe dwutygodniowy kurs jest zbyt kosztowny na studenckÄ
kieszeĹ. Przez nastÄpnych kilka lat przestaĹam wiÄc o nim myĹleÄ.Okazja pojawiĹa siÄ podczas tegorocznych wakacji CL w JarnoĹtĂłwku, kiedy Jola zapytaĹa, czy nie chciaĹabym siÄ zapisaÄ na weekendowy, o wiele taĹszy i krĂłtszy, kurs pisania ikon, prowadzony przez ksiÄdza Darka i AniÄ Crisanti. Nie zastanawiaĹam siÄ zbyt dĹugo. Ta propozycja byĹa zapowiedziÄ
speĹnienia siÄ pragnienia noszonego w sercu od kilku lat. Kurs zaczÄ
Ĺ siÄ w piÄ
tek po poĹudniu polerowaniem za pomocÄ
specjalnej gÄ
bki wczeĹniej przygotowanych desek pokrytych dwunastoma warstwami lefkasu (na czeĹÄ Dwunastu ApostoĹĂłw). KaĹźda z dwunastu warstw schnie okoĹo dwunastu godzin, dlatego teĹź aby zdÄ
ĹźyÄ z napisaniem ikony w dwa dni, deski musiaĹy byÄ wczeĹniej przygotowane. Przed tÄ
czynnoĹciÄ
odmĂłwiliĹmy modlitwÄ i pobĹogosĹawiliĹmy nasze ikony zgodnie z rytuaĹem ikonopisarskim. Modlitwa w czasie pracy nad ikonÄ
ma bardzo duĹźe znaczenie, gdyĹź pisanie ikony to przenoszenie na deskÄ (ikonÄ) sĹowa BoĹźego, stÄ
d mĂłwi siÄ o pisaniu ikon, a nie o malowaniu. Na tak przygotowanej desce za pomocÄ
kalki technicznej odrysowuje siÄ zarys postaci, nastÄpnie rylcem zaznacza najwaĹźniejsze kontury. Pigmenty zmieszane z winem i şóĹtkiem nakĹada siÄ w odpowiedniej kolejnoĹci na deskÄ. Zaczyna siÄ od najciemniejszych barw, a koĹczy na caĹkiem jasnych, co takĹźe ma swoje znaczenie â symbolizuje przejĹcie z ciemnoĹci do ĹwiatĹa.Po naĹoĹźeniu wszystkich farb, przystÄpujemy do zĹocenia. UĹźywa siÄ do tego pĹatkĂłw zĹota, ewentualnie szlagmetalu, ktĂłry jest grubszy i Ĺatwiejszy do nakĹadania, szczegĂłlnie dla poczÄ
tkujÄ
cego ikonopisarza. Na koniec, przed poĹwiÄceniem, pokrywamy ikonÄ warstwÄ
lakieru na bazie oleju, zabezpieczajÄ
cÄ
przed jej Ĺcieraniem. ZwieĹczeniem pracy nad ikonÄ
jest jej poĹwiÄcenie, ktĂłre jest bardzo uroczystym obrzÄdem. UĹwiadamia nam, Ĺźe od tej chwili ikona zostaje poĹwiÄcona Bogu i nie jest juĹź wĹasnoĹciÄ
osoby, ktĂłra jÄ
wykonaĹa. Jest to bardzo podniosĹy, a jednoczeĹnie bardzo wzruszajÄ
cy moment. PoruszyĹa mnie ĹwiadomoĹÄ, Ĺźe moja modlitwa przelana na deskÄ stanie siÄ âpodwalinÄ
â wielu innych modlitw. Podczas obrzÄdu poĹwiÄcenia ikonopisarz skĹada pokĹon swojej ikonie, a na koniec jÄ
caĹuje.OczywiĹcie kaĹźdÄ
czynnoĹÄ powinna poprzedzaÄ modlitwa, stÄ
d teĹź warsztaty ikonopisarskie moĹźna traktowaÄ jak swoiste rekolekcje, ktĂłre pomagajÄ
pogĹÄbiÄ relacjÄ z Chrystusem. I tak wĹaĹnie podeszĹam do tego kursu â jak do szansy odnowienia i umocnienia mojej wiary. Czy mi siÄ to udaĹo? Nie wiem. Na pewno ten czas pomĂłgĹ mi siÄ wyciszyÄ. W spokojnym i piÄknie poĹoĹźonym miejscu w Brynicy koĹo Opola, z dala od szumu i zgieĹku wielkiego miasta, a przede wszystkim mojego codziennego zabiegania, mogĹam skupiÄ siÄ na tym, co najwaĹźniejsze.
Karolina, WrocĹaw
ĹWIADOMA SWOJEGO MIEJSCA
âWiara nie jest (âŚ) prostÄ
akceptacjÄ
oderwanych prawd, ale raczej gĹÄbokÄ
wiÄziÄ
z Chrystusemâ â oto sĹowa, ktĂłre usĹyszaĹam podczas Ĺwiatowych Dni MĹodzieĹźy w Madrycie. Dni, w ktĂłrych ta relacja byĹa odczuwalna w zachowaniu, w doĹwiadczaniu napotykanej osoby. ByĹ to czas powrotu do symbolicznych korzeni, utraconych ĹşrĂłdeĹ.Nie sposĂłb wierzyÄ bez wiary innych. PiÄknym doĹwiadczeniem byĹo zjednoczenie caĹej, piÄÄdziesiÄcioosobowej grupy, z ktĂłrÄ
wspĂłĹdzieliĹam wyjazd. Jego kulminacja â czas, w ktĂłrym wyczuwaĹo siÄ ducha wspĂłlnoty â nastÄ
piĹa podczas czuwania na lotnisku Cuatros Vientos. To tu, w czasie burzy i deszczu, moĹźna byĹo doĹwiadczyÄ w peĹni tego, kim On jest. W mĹodych ludziach dokonywaĹ siÄ proces przemiany.Z Madrytu wyjechaĹam z niezwykĹÄ
ĹwiadomoĹciÄ
pewnoĹci co do swojego miejsca. Teraz, po dwĂłch miesiÄ
cach, ktĂłre upĹynÄĹy od tamtego wydarzenia, odczuwam wdziÄcznoĹÄ, wdziÄcznoĹÄ za jasnoĹÄ drogi, za intensywnoĹÄ przeĹźywania rzeczywistoĹci w kaĹźdej danej chwili.
Joanna, Kamienna GĂłra
KURY, LIMONKA I TORTILLAS FLOR
Od szeĹciu miesiÄcy w zwiÄ
zku z pracÄ
mieszkam w Belize (Ameryka Ĺrodkowa). Od jakiegoĹ czasu moje dni i relacje z kolegami z pracy staĹy siÄ jaĹowe. BrakowaĹo mi smaku Ĺźycia, wbiĹem sobie w gĹowÄ, Ĺźe nie jest to miejsce dla mnie. W ubiegĹym tygodniu zadzwoniĹa do mnie rodzina, proszÄ
c, bym pokazaĹ im jakieĹ zdjÄcia miasteczka, w ktĂłrym mieszkam. Kiedy tu przybyĹem, widok walÄ
cych siÄ domĂłw, trzymajÄ
cych siÄ na kilku gwoĹşdziach i nylonie, odcisnÄ
Ĺ mi w umyĹle ideÄ brzydoty, ludzi, ktĂłrzy nie dbajÄ
nawet o swĂłj dom. OdĹoĹźyĹem sĹuchawkÄ, powiedziawszy, Ĺźe tutaj tak naprawdÄ nie ma niczego wartego zobaczenia. Zaraz potem jednak zaczÄ
Ĺem uĹwiadamiaÄ sobie, Ĺźe powiedziaĹem nieprawdÄ. W ubiegĹych latach sĹyszaĹem zdanie: âCaĹa rzeczywistoĹÄ jest dla nas, okolicznoĹci, w ktĂłrych Ĺźyjemy, sÄ
dla nasâ. Od tej chwili, gdy krÄ
ĹźyĹem po ulicach miasteczka, moje oczy zaczÄĹy staraÄ siÄ dostrzegaÄ coĹ pozytywnego w tym, co jest. A to, co zobaczyĹem, pomimo swojej ogromnej prostoty, na nowo otworzyĹo mi serce: matki myjÄ
ce okna i Ĺciany domĂłw, staruszka porzÄ
dkujÄ
ca ogrĂłdek, ktĂłry po przejĹciu deszczy i tak zamieni siÄ w bagno. NajpiÄkniejszÄ
rzeczÄ
byĹo jednak Ĺniadanie w domu mojego kolegi Wilfreda. Gdy wchodziĹem do jego domu, na nowo pojawiĹo siÄ we mnie uczucie odrazy, wraĹźenie bycia w jakimĹ koczowniczym obozie. Potem przyszĹa jego cĂłrka Flor, ktĂłra przez caĹy czas nie przestawaĹa siÄ do mnie uĹmiechaÄ. Gdy wziÄĹa mnie za rÄkÄ i pokazaĹa swoje kury, drzewko limonki, palenisko, na ktĂłrym jej mama przygotowywaĹa tortillas, na nowo otworzyĹy mi siÄ oczy. Ta dziewczynka byĹa szczÄĹliwa. I nie jest waĹźne, Ĺźe podĹoga w domu nie jest wyĹoĹźona pĹytkami ceramicznymi, Ĺźe Ĺciany nie sÄ
pobielone, Ĺźe w salonie znajduje siÄ maszyna do kruszenia ziaren kukurydzy. Dla Flor waĹźne jest, Ĺźe w tym domu jest ktoĹ, kto jÄ
kocha. Bardzo trudno jest ĹźyÄ i przebywaÄ w jakimĹ miejscu i poĹrĂłd ludzi róşnych od ciebie, liczy siÄ jednak uznanie tego, Ĺźe serce, ktĂłre mamy, Ĺźyje dla tej samej rzeczy, dla tego samego pragnienia szczÄĹcia. Wilfred i jego Ĺźona powiedzieli mi, Ĺźe pragnÄ
posĹaÄ caĹÄ
siĂłdemkÄ swoich dzieci na studia, pragnÄ
, by nauczyĹy siÄ czegoĹ waĹźnego. Czy nie tym samym ĹźyĹem w swoim domu? Czy nie tego samego pragnÄ
Ĺbym dla swojej rodziny? Miejsce, w ktĂłrym Ĺźyjemy, nas nie definiuje, róşnica leĹźy w sercu i miĹoĹci, jakÄ
darzy siÄ rzeczy.
Davide
OBJÄCIE W SZPITALNYM BARZE
Bardzo bolesne i trudne byĹo dla mnie doĹwiadczenie depresji, ktĂłra doprowadziĹa nawet do myĹli o przerwaniu ciÄ
Ĺźy. BĂłl zaĹlepiĹ mnie caĹkowicie i opróşniĹ z wszelkiej pewnoĹci, tak Ĺźe moim jedynym celem staĹ siÄ powrĂłt do zdrowia, nawet kosztem Ĺźycia mojej cĂłrki. ChodziĹam po omacku, w ciemnoĹciach, ja, katoliczka, ktĂłra w trosce o swoje zdrowie myĹlaĹa o aborcji. Ta myĹl byĹa dla mnie rozdzierajÄ
ca i przytĹaczajÄ
ca. Lekarze mĂłwili mi, Ĺźe gdybym poddaĹa siÄ aborcji, szybciej wrĂłciĹabym do zdrowia, poniewaĹź mogliby mi zaaplikowaÄ wiÄcej lekĂłw, nie ryzykujÄ
c, jak mĂłwili, uszkodzenia pĹodu. Nacisk ze strony lekarzy, abym podjÄĹa decyzjÄ o leczeniu, byĹ bardzo trudny do zniesienia. Jak gdyby toczyĹa siÄ we mnie walka miÄdzy tÄ
myĹlÄ
, a tym, co mĂłwiĹo mi serce: utrzymaÄ ciÄ
ĹźÄ, poniewaĹź ta dziewczynka nie byĹa winna temu, co mi siÄ przytrafiĹo, ona nie miaĹa nic wspĂłlnego z mojÄ
depresjÄ
. Dni spÄdzone w szpitalu wydawaĹy mi siÄ nie mieÄ koĹca, powoli jednak, przy wsparciu mojego mÄĹźa oraz przyjaciĂłĹ, w moim wnÄtrzu zaczÄ
Ĺ pojawiaÄ siÄ promieĹ ĹwiatĹa. Przyjaciele, ktĂłrym zaleĹźaĹo na mnie i na dziecku, mĂłwili mi, Ĺźebym nie dawaĹa za wygranÄ
, bym wytrwaĹa, modliĹa siÄ. Wraz z upĹywem dni coraz bardziej wzrastaĹa ĹwiadomoĹÄ, Ĺźe nie jestem sama. Braterskie objÄcie Alberta, Gabriele, ksiÄdza Pierpaola oraz mojego mÄĹźa w szpitalnym barze pozwoliĹo mi zrozumieÄ, Ĺźe wreszcie moja osoba znalazĹa staĹy punkt, rafÄ, miejsce oparcia, gdzie moĹźna zĹoĹźyÄ swoje lÄki, ale teĹź wymogi i pragnienia. Dopiero dzisiaj zdajÄ sobie sprawÄ, Ĺźe Pan codziennie odwiedzaĹ mnie w szpitalu poprzez oblicza mojego mÄĹźa oraz przyjaciĂłĹ. PrzeĹźyĹam wiÄc paradoks wyboru wolnoĹci, podÄ
ĹźajÄ
c za Chrystusem, jedynÄ
prawdziwÄ
odpowiedziÄ
dla mojego serca. NauczyĹam siÄ, Ĺźe zawierzajÄ
c siÄ Mu, moĹźna oprzeÄ siÄ wszystkiemu. MiesiÄ
c temu na Ĺwiat przyszĹa moja cĂłrka. W naszej rodzinie pojawiĹo siÄ nowe ĹwiatĹo.
Valentina, Imola