Ślady, numer 5 / 2011 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Ĺťycie CL
Jego wĹasnymi oczami La Thuile. Spotkanie Odpowiedzialnych. Paola Bergamini
Lekcje, Ĺwiadectwa, wycieczka. I wiele nieoczekiwanych spotkaĹ. Dziennik z piÄciu dni, podczas ktĂłrych przybyli z caĹego Ĺwiata odpowiedzialni w Ruchu stanÄli wobec ânowego poczÄ
tkuâ.
Paola Bergamini
âMam wraĹźenie, Ĺźe od teraz zaczynam jakÄ
Ĺ nowÄ
przygodÄâ â mĂłwi mi po zakoĹczonej mszy Ĺw., gdy stoimy przed aulÄ
w La Thuile, ubrana niczym nienanaganna menager, ĹÄ
cznie z butami na obcasach, Iaia. Jest 31 sierpnia, ostatni dzieĹ piÄciodniowego Spotkania Odpowiedzialnych w La Thuile. Wszystko siÄ skoĹczyĹo. MoĹźe to byÄ jednak poczÄ
tek. Jeszcze raz. Za sprawÄ
Ĺaski, poprzez twarze, gesty, sĹowa, proste Ĺwiadectwach tych, ktĂłrych w tych dniach Pan postawiĹ obok mnie. Teraz Ĺatwiej jest pisaÄ o tym, co wtedy wydawaĹo mi siÄ prawie niemoĹźliwe, do tego stopnia, Ĺźe miaĹam zamiar daÄ sobie spokĂłj ze wszystkim. Lektura â jeden raz, i kolejny â notatek z tym zdaniem w pamiÄci staje siÄ odbiciem doĹwiadczenia pociÄ
gajÄ
cej przyjaĹşni. Daru.
To, co mamy najdroĹźszego. Od pierwszego wieczoru, kiedy to zaraz po przyjeĹşdzie, na kolacji, spotkaĹam siostrÄ CaterinÄ, misjonarkÄ od 30 lat przebywajÄ
cÄ
w Nigerii. PowiedziaĹa mi: âCieszÄ siÄ, Ĺźe ciÄ widzÄ. WĹaĹnie tutajâ. Kilka sĹĂłw, niezbyt wylewnych, jak przystaĹo na osobÄ pochodzÄ
cÄ
z Bergamo. Oczy jednak mĂłwiÄ
wiÄcej â ĹmiejÄ
siÄ. To jest jedna chwila â proste spojrzenie obejmuje. I wciska siÄ w serce. Przy stole jedna z przyjaciĂłĹek mĂłwi mi: âWiesz, Ĺźe jest Iaiaâ. Szukam jej poĹrĂłd stoĹĂłw. Oto ona. DĹugo trwamy w objÄciach. âCzekaĹam na ciebieâ â mĂłwi mi. Znamy siÄ od czasĂłw, gdy w 1995 roku, jako doktorantka filozofii, pracowaĹa w siedzibie CL przy kompletowaniu archiwum historycznego Ruchu. WspĂłlni drodzy przyjaciele, a przede wszystkim jeden: ksiÄ
dz Giussani. Dzisiaj Iaia ma wĹasnÄ
firmÄ konsultingowÄ
. Ostatnimi laty rzadziej do siebie dzwoniĹyĹmy i siÄ widywaĹyĹmy. Teraz to nie jest waĹźne. To niezwykle dowcipna dusza, wykraczajÄ
ca poza wszelkie schematy. Dlatego jÄ
prowokujÄ: âCo tutaj robisz? â MoĹźesz wierzyÄ lub nie, ale od kilku miesiÄcy jestem wizytatorem wspĂłlnoty belgijskiej. OdkÄ
d pojechaĹam tam w zwiÄ
zku z moimi studiami, zawsze pozostawaĹam w serdecznych relacjach z przyjaciĂłĹmi stamtÄ
d⌠i teraz pojawiĹa siÄ ta propozycja. Pan jest fantastyczny, nie sÄ
dzisz?â. SÄ
dzÄ, Ĺźe Iaia wciÄ
Ĺź ma w sobie tyle samo wigoru. Idziemy razem aĹź do auli, gdzie miaĹo odbyÄ siÄ wprowadzenie. Obok podestu, na Ĺcianie wyróşnia siÄ zdanie ĹwiÄtego AmbroĹźego: Ubi fides, ibi libertas. To jest tytuĹ. Moja wiara, moja wolnoĹÄ. W tle mapa z zaznaczonymi 74 krajami, ktĂłrych przedstawiciele obecni sÄ
na spotkaniu. Ĺpiew Veni Sancte Spiritus na poczÄ
tku nie jest Ĺźadnym przyjÄtym z gĂłry pewnikiem, jak mĂłwi we wprowadzeniu ksiÄ
dz CarrĂłn; jest proĹbÄ
o umiejÄtnoĹÄ przyjÄcia tego, co Pan zechce nam daÄ w tych dniach. Narodziny tego gestu zaleĹźÄ
od dyspozycyjnoĹci kaĹźdego. Bo â i jest to pierwsza prowokacja, jakÄ
ksiÄ
dz CarrĂłn rzuca, nawiÄ
zujÄ
c do ostatniej ksiÄ
Ĺźki z Ekip, w ktĂłrych uczestniczyĹ ksiÄ
dz Giussani â âco mamy najdroĹźszego?â. Co daje speĹnienie Ĺźyciu teraz? Po latach w Ruchu moĹźe zamroczyÄ cieĹ zmÄczenia, tego, co juĹź jest wiadome, cynizmu. KoniecznoĹÄ zadania sobie tego pytania, jeĹli jest siÄ szczerym, pozostaje. I droga jest tylko jedna, wskazana przez ksiÄdza Giussaniego, jak zostaĹo to powtĂłrzone na Rekolekcjach Bractwa: wiara ma siÄ staÄ przeĹźywanym doĹwiadczeniem. Tylko wtedy rozumie siÄ jej uĹźytecznoĹÄ. To jest droga, jak pisze kardynaĹ Ratzinger, mĂłwiÄ
c o ĹwiÄtym Augustynie: âNawrĂłcenie to droga, droga, ktĂłra trwa caĹe Ĺźycieâ. To jest zawsze jakiĹ poczÄ
tek. Nie zakĹadajÄ
c nigdy niczego z gĂłry â bo to Chrystus nas pochwyciĹ â âzostaliĹmy wybrani, by mieÄ te same oczy, ktĂłrymi On patrzy na ludziâ. By mieÄ pokorÄ uznania tego, by wytÄĹźaÄ siÄ w biegu ku pochwyceniu Go. Nasze oczy utkwione w Jego oczach. Niedziela rano, przed assembleÄ
Ĺpiewamy Ballata dellâamore vero. Przede mnÄ
siedzi emerytowany juĹź kardynaĹ Simonis z Holandii, Ĺledzi tekst piosenki, wodzÄ
c po nim palcem. Co jakiĹ czas podnosi wzrok i spoglÄ
da na dyrygenta. Nie traci ani sĹowa. Jest juĹź w podeszĹym wieku, przyjeĹźdĹźa na spotkania odpowiedzialnych od wielu lat, ktoĹ mi mĂłwiĹ, Ĺźe sÄ
to jego jedyne wakacje.
Od Kairu po UkrainÄ. âChciaĹbym zobaczyÄ Boga, ale to nie jest moĹźliweâ â Ĺpiewamy. Tymczasem jest inaczej. On ogarnÄ
Ĺ nas swoim spojrzeniem. CaĹa assemblea jest Ĺwiadectwem â wewnÄ
trz dramatu Ĺźycia â przebudzonego âjaâ. Dla wielu momentem przeĹomowym byĹa prezentacja SzkoĹy WspĂłlnoty dotyczÄ
cej ZmysĹu religijnego, ktĂłra odbyĹa siÄ 26 stycznia. Zderzenie z rzeczywistoĹciÄ
wewnÄ
trz doĹwiadczenia wiary uczyniĹo wolnym w spotkaniu kaĹźdego, kto czuje, w odmienny sposĂłb, te konstytuujÄ
ce go podstawowe wymogi. Tak byĹo w przypadku Alberta, ktĂłry podczas Meetingu uczestniczyĹ w spotkaniu z rektorem uniwersytetu w Al Azhar oraz z Johnem Elkannem, szefem Fiata. SpotkaĹ siÄ z nimi na kolacji, by porozmawiaÄ o dzieciach i wychowaniu. Nie ma strategii, ktĂłra by wszystko przetrwaĹa, chodzi o to, by nie redukowaÄ rzeczywistoĹci do tego, co zewnÄtrzne. PoczÄ
tkowym punktem jest jednak ĹwiadomoĹÄ Jego obecnoĹci, jak podkreĹliĹ Costantino. Jak to przydarzyĹo siÄ mnie. W jednej chwili. Nie ma juĹź a priori [przyjÄtych z gĂłry zaĹoĹźeĹ â przyp. red.]. Chrystus nie jest jakimĹ a priori. To jest prawdziwa niespodzianka, nawet jeĹli masz juĹź ponad 50 lat, zajmujesz odpowiedzialne stanowisko, masz waĹźnÄ
pracÄ⌠Jak Giorgio. To otwiera ciÄ na Ĺwiat. JesteĹ bardziej sobÄ
. Ta assemblea to osÄ
d âjaâ. PoczÄ
tek. Na zewnÄ
trz sĹoĹce ogrzewa i oĹwietla gĂłry. Jest czas na zamienienie kilku sĹĂłw. Mija mnie mĂłj przyjaciel Guido, ktĂłry od dwĂłch lat mieszka w Kalifornii. Pora zapytaÄ: âJutro jemy obiad z Amerykanami? â Jasne! W gĹÄbi sali, po prawejâ. StojÄ
ca obok mnie Iaia daje mi kuksaĹca: âPrzedstaw mi go! SĹyszaĹam jego wypowiedĹş podczas Meetingu. SpotkaliĹmy siÄ parÄ razy na uniwersytecieâ. ZawoĹaĹam go i przedstawiĹam ich sobie. Iaia dziÄkuje Guido za to, co powiedziaĹ w Rimini. Na co on: âPracujemy wraz z Nim. PomĂłdl siÄ za mnie, Iaiaâ. I juĹź go nie ma. Po obiedzie natykam siÄ na Rose. Pytam, jak siÄ majÄ
jej kobiety. âMoje primadonny?â. Nie rozumiem. âTe z domu Gruppo Adulto ÂŤrodzÄ
Âť, to znaczy wprowadzajÄ
w nowe Ĺźycie inneâ. I odchodzi. Po poĹudniu dwa Ĺwiadectwa majÄ
ce pomĂłc zrozumieÄ, w jaki sposĂłb charyzmat ksiÄdza Giussaniego jest dla wszystkich, spotyka wszystkich. Wael Farouq, wykĹadajÄ
cy literaturÄ w Kairze, dziÄkuje za przyjaźŠz kilkoma osobami z Ruchu, bez ktĂłrej nie mĂłgĹby âzdefiniowaÄ samego siebieâ. Dla niego, muzuĹmanina, obecnoĹÄ Boga w Ĺźyciu nosi konkretne imiona: ksiÄ
dz CarrĂłn, ksiÄ
dz Ambrogio, Emilia⌠Ta przyjaźŠdoprowadziĹa do cudownego wydarzenia, jakim byĹ Meeting w Kairze w paĹşdzierniku ubiegĹego roku. Aleksander Filonenko, profesor oraz prawosĹawny teolog na Uniwersytecie w Charkowie (Ukraina), nigdy nie zapomni tamtego majowego dnia w 2002 roku, kiedy poznaĹ przyjacióŠz Fundacji âRussia Cristianaâ. Potem zostaĹ zaproszony na Meeting, by zaprezentowaÄ wystawÄ âDzieci z placu Majakowskiegoâ. Tam w spojrzeniu, w uwadze tamtych osĂłb po raz pierwszy spotkaĹ ksiÄdza Giussaniego, o ktĂłrym nigdy wczeĹniej nie sĹyszaĹ. PojawiĹa siÄ natychmiastowa odpowiednioĹÄ. PoniewaĹź, jak pisze ĹwiÄty PaweĹ, ânaleĹźymy do Chrystusaâ. Filonenko mĂłwiĹ o bezbronnoĹci, dyspozycyjnoĹci do tego, by pozwoliÄ siÄ zaskoczyÄ, jako o prostym, ale koniecznym warunku na chrzeĹcijaĹskiej drodze. Po kolacji ksiÄ
dz Ignacio Carbajosa â znany powszechnie jako Nacho â prezentuje ostatniÄ
ksiÄ
ĹźkÄ Benedykta XVI, Jezus z Nazaretu, dzieĹo wpisujÄ
ce siÄ w wielkÄ
bitwÄ toczÄ
cÄ
siÄ o przezwyciÄĹźenie rozĹamu miÄdzy wiedzÄ
a wiarÄ
. Ojciec ĹwiÄty od studiĂłw wyrafinowanego teologa przechodzi powoli do opracowaĹ, ktĂłre dotyczÄ
Jezusa. I obala teorie, ktĂłre od XVII wieku usiĹowaĹy oderwaÄ Jezusa wiary od Jezusa historycznego.
Obecny liĹÄ. PoniedziaĹek rano: doprecyzowanie. Takim terminem posĹuĹźyĹ siÄ ksiÄ
dz CarrĂłn. I powoli, gdy pogĹÄbia kwestiÄ, staje siÄ jasne, Ĺźe towarzyszy nam w drodze do stawania siÄ bardziej ludĹşmi, tak jak moĹźe to zrobiÄ tylko przyjaciel. PrzemierzajÄ
c drogÄ wyznaczonÄ
przez ksiÄdza Giussaniego w dziesiÄ
tym rozdziale ZmysĹu religijnego. Sercem naszej propozycji jest orÄdzie o wydarzeniu, ktĂłre zdumiewa. Wydarzeniu potÄgujÄ
cym jÄ
dro pierwotnych oczywistoĹci, nazywanych zmysĹem religijnym. âWiara czyni czĹowieka czĹowiekiem. My jako uczestnicy tego wydarzenia ÂŤĹatwiej dajemy siÄ zraniÄÂť w obliczu rzeczy. DoĹwiadcza siÄ tylko w zderzeniu z rzeczywistoĹciÄ
â. Czy jednak jesteĹmy przyzwyczajeni do tego, by patrzeÄ na obecny liĹÄ jak na ObecnoĹÄ? Nie. To jest wibrowanie Bytu, ktĂłrego zazwyczaj nie jesteĹmy w stanie pochwyciÄ. To przyprawia nasz rozum o zawrĂłt gĹowy, ale jest rĂłwnieĹź fascynujÄ
ce. âKultura wĹadzy zamgliĹa, zasĹoniĹa tÄ ÂŤrzeczywistoĹÄ bardziej rzeczywistÄ
Âťâ. Dzieje siÄ tak z dwĂłch powodĂłw: âPo pierwsze: kruchy rozum, z powodu ktĂłrego zgadzamy siÄ w sposĂłb roztargniony, ale nie jesteĹmy sprowokowani. Po drugie: rozdziaĹ miÄdzy uznaniem a uczuciowoĹciÄ
. MoĹźemy uznaÄ Chrystusa a priori, ale bez wibrowaniaâ. JedynÄ
drogÄ
wyjĹcia jest nasze doĹwiadczenie, patrzenie na âjaâ w dziaĹaniu. W ten sposĂłb wykracza siÄ poza uznawanie rzeczywistoĹci za pewnik. A wiÄc pierwszÄ
aktywnoĹciÄ
jest biernoĹÄ. Czyli âzauwaĹźenie tej nieuchronnej ObecnoĹciâ. Tylko z takiej postawy moĹźe wypĹywaÄ zdumienie. Jak strumieĹ ze ĹşrĂłdĹa. âJednoczeĹnie jest to uznanie pewnej zaleĹźnoĹci od tego ÂŤTyÂť, ktĂłre mnie czyni, nazywanego przez tradycjÄ religijnÄ
Bogiemâ. To jest wspĂłĹczesnoĹÄ Chrystusa. PanujÄ
cy pozytywizm blokuje to pierwotne zderzenie z rzeczywistoĹciÄ
. W czym spostrzegamy, Ĺźe jesteĹmy pozytywistami? âDusimy siÄ. Ty dusisz siÄ w okolicznoĹciâ. Droga wyznaczona przez ksiÄdza Giussaniego jest tylko jedna: przeĹźywanie rzeczywistoĹci. I jest w peĹni fascynujÄ
ca, poniewaĹź wywyĹźsza rozum i serce. âJaâ.
âGenialnyâ przekĹad. Jest czas na refleksjÄ w grupach. Na placu rozlega siÄ zgieĹk bardziej lub mniej oĹźywionych rozmĂłw w róşnych jÄzykach. Na obiedzie pojawiĹo siÄ dwĂłch AmerykanĂłw. Damian i Guido. Rozmowa dotyczy âdoprecyzowaniaâ. âMiaĹem pewien problem z przetĹumaczeniem sĹowa ÂŤdanyÂť â opowiada Damian. â OdpowiadajÄ
ce mu w jÄzyku angielskim sĹowo given ma negatywnÄ
wymowÄ. Oznacza: wziÄty za pewnik. â Co zrobiĹeĹ? â UĹźyĹem sĹowa datum, ktĂłre jest pojÄciem naukowym, byÄ moĹźe jednak lepiej oddaje ideÄ. Co o tym sÄ
dzisz?â. MĂłwiÄ, Ĺźe wydaje mi siÄ to genialne. âDaj spokĂłjâ.
Kapelusz na szczycie. Późnym popoĹudniem Giorgio Vittadini, Ilaria Schnyder i Nacho dajÄ
Ĺwiadectwo o tym, âco mamy najdroĹźszegoâ w doĹwiadczeniu dopiero co zakoĹczonego Meetingu, w pracy doktorskiej nad projektem AVSI w Salwadorze de Bahia oraz nad doĹwiadczeniem Marcosa i Cleuzy Zerbini w San Paolo, a takĹźe w udziale w Ĺwiatowych Dniach MĹodzieĹźy w Madrycie. To jest opowiadanie o doĹwiadczeniu w dziaĹaniu, ktĂłre staje siÄ publiczne, ktĂłre wywiera wpĹyw na historiÄ. Wieczorna prezentacja wystawy o Eucharystii jest dokumentacjÄ
istoty chrzeĹcijaĹskiej tradycji. Wtorek rano. Wycieczka. By dotrzeÄ na szczyt, idziemy w grupach, gÄsiego. Na szlaku wÄdrujÄ obok Stefana. Nie widzieliĹmy siÄ od 20 lat. Rozmawiamy o pracy, rodzinie, trojgu dzieciach, dla ktĂłrych wraz z ĹźonÄ
stworzyli rodzinÄ zastÄpczÄ
. OpowieĹci o Ĺźyciu, Ĺźarty. Przez chwilÄ myĹlÄ o tym, Ĺźe znaliĹmy siÄ wĹaĹciwie tylko z widzenia. Pan naprawdÄ ma poczucie humoru. Co jakiĹ czas czekamy na siebie, poniewaĹź idÄ
c pod gĂłrÄ, dostajemy lekkiej zadyszki. A potem, gdy jesteĹmy juĹź na szczycie, widok zamyka usta. Powietrze jest niezwykle przejrzyste, chciaĹoby siÄ wyciÄ
gnÄ
Ä rÄkÄ i dotknÄ
Ä gĂłr. To jest prezent od Przyjaciela. W tym piÄknie ObecnoĹÄ siÄ narzuca, poruszajÄ
ca ObecnoĹÄ. To wszystko jest dla mnie. ZostaĹo stworzone dla mnie. JesteĹmy na swoim miejscu, jak mĂłwiĹ ksiÄ
dz Javier Prades w homilii podczas mszy Ĺw. ZaczynajÄ
siÄ gĂłralskie piosenki. Podchodzi do mnie Alberto: âSpĂłjrz, na szczycie Mont Blanc znajduje siÄ kapeluszâ. Odwracam siÄ: szczyt zasĹania delikatna chmura. ByÄ moĹźe nie zwrĂłciĹabym na to uwagi. Albo lepiej: nie pomyĹlaĹabym o kapeluszu. Zawsze jest przyjaciel, ktĂłry wskazuje ci drogÄ, ktĂłry ci mĂłwi: âSpĂłjrzâ. I wprawia ciÄ w zdumienie. Gdy schodzimy, za mnÄ
jakiĹ mĹody AfrykaĹczyk nuci sobie pod nosem Se tu mâaccogli. Na parkingu, czekajÄ
c na transport, spotykam ksiÄdza Giovanniego z Peru. Tego roku nie udaĹo nam siÄ zjeĹÄ razem obiadu. Pytam go, co sĹychaÄ. âOtwarliĹmy kolejne cztery filie Uniwersytetu Katolickiego âSedes Sapientiaeâ w Limie. JednÄ
z nich w dĹźungli. To dzieĹo Andrei [Azianiego, ktĂłry zmarĹ trzy lata temu â przyp. red.], ktĂłre wciÄ
Ĺź jest kontynuowane. Darâ. Odbicie tego piÄkna uwidacznia siÄ podczas popoĹudniowej assemblei. W wypowiedziach powracajÄ
sĹowa, ktĂłre siÄ ucieleĹniĹy: doĹwiadczenie, wiara, rozum, uczuciowoĹÄ, biernoĹÄ. WyĹania siÄ wiÄĹş z rzeczywistoĹciÄ
, ktĂłrej rozum siÄ podporzÄ
dkowuje. PoniewaĹź pojmuje. KsiÄ
dz CarrĂłn wciÄ
Ĺź popycha do zrobienia kroku naprzĂłd. Te dni sÄ
paradygmatyczne. Nie ze wzglÄdu na to, co zostaĹo zrozumiane, ale na to, co siÄ wydarzyĹo. JesteĹmy w drodze.
Czarny i biaĹy. Na zewnÄ
trz szukam Franca. ZaciekawiĹo mnie spotkanie z ksiÄdzem Stefano, misjonarzem pracujÄ
cym na Madagaskarze od ponad 30 lat. âJutro zjemy razem kolacjÄ. BÄdzie maĹo sĹĂłw. To, co zasadnicze. Musisz go poznaÄ. MoĹźe kiedyĹ pojedziemy razem na Madagaskarâ â mĂłwi mi. Opowiada, jak siÄ poznali, o swojej podróşy na wyspÄ. Dlaczego tak ci na tym zaleĹźy? âW spotkaniu z nim staĹem siÄ bardziej Ĺwiadomy naszego doĹwiadczenia. To wszystkoâ. Po kolacji aulÄ wypeĹniajÄ
nuty granego na Ĺźywo Tria fortepianowego nr 2, opus 67 Dimitrija Szostakowicza. To muzyka krzyczÄ
ca smutkiem, niepokojem. A jednak tak piÄkna, jakby mĂłwiĹa: rozpacz nie jest ostatnim sĹowem. Ostatni dzieĹ. Synteza. DoĹwiadczenie tych dni sprowokowaĹo do pracy. RozbudziĹa siÄ chÄÄ zabrania siÄ do roboty. By kontynuowaÄ, ksiÄ
dz CarrĂłn daje kilka wskazĂłwek. âRelacja miÄdzy rozumem, wolnoĹciÄ
oraz uczuciowoĹciÄ
a rzeczywistoĹciÄ
. Aby rozum byĹ naprawdÄ afektywny, trzeba, by dotarĹ do rzeczywistoĹci. PoniewaĹź bez tego uznania rzeczywistoĹci moja uczuciowoĹÄ nie jest w stanie przylgnÄ
Ä do czegokolwiekâ. I kaĹźe powiedzieÄ: âTo jest czarne, a to jest biaĹeâ. To wĹaĹnie zafascynowaĹo Carla Wolsgrubera, jednego z pierwszych czĹonkĂłw GS w czasach, kiedy ksiÄ
dz Giussani nauczaĹ w szkole. CzĹowiek wolny, poniewaĹź prawdziwy. Inna wskazĂłwka: âRelacja miÄdzy wydarzeniem a wolnoĹciÄ
. WolnoĹÄ zakĹada, Ĺźe w zasadniczych decyzjach kaĹźdy czĹowiek jest nowym poczÄ
tkiem. To, co mamy, jest skarbem, nie stanie siÄ jednak naszym bez nasâ. NowoĹÄ spojrzenia, ktĂłrÄ
przyniĂłsĹ charyzmat, nigdy nie stanie siÄ nasza, jeĹli bÄdziemy powtarzaÄ koncepty. To powab, ktĂłry wciÄ
Ĺź siÄ rodzi. âPrawdziwÄ
decyzjÄ podejmuje siÄ wtedy, gdy jesteĹmy gotowi daÄ siÄ zrodziÄ przez charyzmatâ. Przez Chrystusa. A gra toczy siÄ kaĹźdego dnia. |