Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2011 > wrzesień / paĹşdziernik

Ślady, numer 5 / 2011 (wrzesień / paĹşdziernik)

Strona pierwsza

Zawsze intensywnie przeżywać rzeczywistość

Zapiski z wystąpień Davide Prosperiegoi księdza Juliána Carróna w dniu Inauguracji Roku Pracy Dorosłych i Studentów CL. Mediolanum Forum, Assago (Mediolan), 1 października 2011


KSIĄDZ JULIÁN CARRÓN

W kaĹźdym rozpoczynaniu zawiera się oczekiwanie. Im lepiej rozumiemy naturę naszego ocze­kiwania, tym większą mamy świadomość, Ĺźe ostatecznie nie moĹźemy sobie na nie odpowiedzieć sami. Dlatego oczekiwanie człowieka dorosłego staje się błaganiem, błaganiem kierowanym do Jedynego, ktĂłry naprawdę moĹźe odpowiedzieć na ogrom naszego pragnienia. Dlatego, widząc w⁠ sobie drĹźenie tego oczekiwania, na początku tego gestu błagajmy Ducha Świętego, jedynego, ktĂłry moĹźe na nie odpowiedzieć.

 

Hymn do Ducha Świętego

 

DAVIDE PROSPERI

Zadajmy sobie pytanie, jakie znaczenie ma fakt, Ĺźe tu jesteśmy (my w⁠ Mediolanie i⁠ wspĂłlnoty łączące się z⁠ nami w⁠ całych Włoszech i⁠ zagranicą), by znĂłw wspĂłlnie zacząć ten rok. OdpowiedĹş brzmi: dzisiaj bardziej niĹź kiedykolwiek tego potrzebujemy. Potrzebujemy przypomnieć sobie ra­cje, dla ktĂłrych warto zacząć na nowo. PoniewaĹź jesteśmy pogrążeni w⁠ wielkim zamieszaniu, na polu społecznym, politycznym, ale przede wszystkim w⁠ wielkim kryzysie gospodarki i⁠ świata pra­cy, wystawiającym nadzieję narodu na powaĹźną prĂłbę. A⁠ w takim razie jesteśmy tutaj, by sobie powiedzieć, dlaczego warto zacząć od nowa.

 

PapieĹź, przemawiając ostatnio w⁠ Bundestagu podczas swojej pielgrzymki apostolskiej do Nie­miec, postawił wprost radykalne pytanie o⁠ to, co znaczy dzisiaj odpowiedzieć na potrzebę dbania o⁠ dobro narodu: „Trzeba na nowo otworzyć szeroko okna, winniśmy na nowo ujrzeć rozległość świata, niebo i⁠ ziemię, oraz nauczyć się korzystać z⁠ tego wszystkiego w⁠ sposĂłb sprawiedliwy” (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie w⁠ Bundestagu, 22 września 2011*). Ale jak do tego doprowadzić? Jak odzyskać dostęp do rozległości, do całości? Jak rozum moĹźe odnaleźć swą wielkość, nie ze­Ĺ›lizgując się w⁠ irracjonalność?

 

26 stycznia tego roku, prezentując Zmysł religijny, ksiądz CarrĂłn rzucił całemu Ruchowi wy­zwanie, wielkie wyzwanie na ten rok: zmysł religijny jako sprawdzian wiary. Co to znaczy: wiara przeĹźywana jako osąd rzeczywistości jest zdolna do wzbudzenia pełnego człowieczeństwa, rozu­mu, ktĂłry oprze się atakom naszych czasĂłw, zdominowanych, jak powiedział PapieĹź, przez men­talność pozytywistyczną?

 

Pierwszą prĂłbą takiego pojmowania wiary były tegoroczne wybory samorządowe we Wło­szech. Zanim się one odbyły, zostaliśmy sprowokowani ulotką zatytułowaną Siły, ktĂłre zmieniają historię, to te same, ktĂłre zmieniają serce człowieka. Początkowo niektĂłrzy odnosili wraĹźenie, Ĺźe czegoś w⁠ niej brakuje, jak gdyby był w⁠ niej strach przed zajęciem zdecydowanego stanowiska i⁠ zatrzymanie się na poziomie podstawowych racji dla wyboru. Dobrze jednak, Ĺźe tak się stało, poniewaĹź zmusiło nas to do zadania sobie pytania w⁠ sposĂłb niepowierzchowny, na ile te racje, na ktĂłre wskazaliśmy, rozstrzygają o⁠ moĹźliwości rzucenia wyzwania światu. Chcieliśmy zająć sta­nowisko (i tego sobie na pewno nie oszczędziliśmy), chcieliśmy sprawdzić, czy racje tego, czego bronimy – a⁠ nie jest to partia, tylko doświadczenie, właśnie to, co jest nam najdroĹźsze – wystarczają. Musieliśmy odpowiedzieć na pytanie, czy kryteria patrzenia na świat rodzące się z naszego doświadczenia wystarczają do przyjęcia własnej postawy w⁠ obliczu wszystkich, byśmy sami przede wszystkim mogli przeĹźywać w⁠ pełni te okoliczności. Być moĹźe zaś przeciwnie, naleĹźało coś jeszcze dodać, jakieś inne kryterium, jakąś inną strategię. Ale jeślibyśmy dodali inne kryterium (kryterium, nazwijmy to, polityczne, czy moĹźe bardziej polityczne), w⁠ pewnym momencie musielibyśmy wybrać, poniewaĹź wcześniej czy później jedno z⁠ kryteriĂłw musi przewaĹźyć.

 

W takim razie pytanie brzmi: czy doświadczenie chrześcijańskie jest wystarczające, by ukształtować integralną postawę i⁠ osąd rzeczywistości, czy teĹź nie? Właśnie takie ryzyko posta­nowiliśmy podjąć. A⁠ jego wynik zobaczyliśmy na Meetingu, gdzie nieredukowalność naszej posta­wy wobec polityki i⁠ kaĹźdej innej sprawy była dla kaĹźdego po prostu oczywista. Po Meetingu na­wet gazety, choć nie rozumiały, skąd ta postawa się wywodzi, musiały przyznać, jak uczynił Mi­chele Smargiassi w⁠ „La Repubblice” z⁠ 26 sierpnia: „Być moĹźe naleĹźy pozostawić wreszcie za sobą powracające pytanie ÂŤz kim trzyma CL?Âť. CL od zawsze trzyma z⁠ CL-em” („Noi, il popolo di Dio”, „La Repubblica”, 26 sierpnia 2011, s. 37). Jesteśmy mu za to wdzięczni. Ta nieredukowal­ność nie wynika ze strategii, ale z⁠ osądu tego, czym jesteśmy, i⁠ to nas wyzwala, wyzwala nas, a⁠ przez to czyni autorytetem. Paolo Franchi, publicysta „Corriere della Sera”, pisze w⁠ „Il Sussidia­rio” z⁠ 29 sierpnia: ÂŤMeeting ma długą i⁠ juĹź utrwaloną tradycję otwartości, pewności siebie (…). W czasach, ktĂłre wydają się naznaczone wojną wszystkich ze wszystkimi, rĂłwnie brutalną, co bez­produktywną, w⁠ centrum Meetingu w⁠ Rimini poszukiwano rzeczy, ktĂłre moĹźna i⁠ trzeba robić ra­zem, bez konieczności, by ktokolwiek naraĹźał własną duszę, wręcz przeciwnie, w⁠ poszukiwaniu drĂłg, ktĂłre pozwolą kaĹźdemu z⁠ własnej historii i⁠ kultury wydobyć i⁠ uwydatnić część najlepszą, najmniej kaleką, najĹźywszą” (Io, relativista, vi spiego perchĂŠ ho sbagliato a⁠ non andare a⁠ Rimini, ilsussidiario.net, 29 sierpnia 2011). I⁠ nie mĂłwimy tego sami o⁠ sobie.

 

Rzeczywiście w⁠ tym roku Meeting zrobił krok naprzĂłd. W⁠ sytuacji całkowitej niepewności, w⁠ ktĂłrej wszyscy, ale to wszyscy, po prostu narzekają (wokół nie da się usłyszeć choćby jednego osądu dającego nadzieję), wielu ludzi spodziewało się, Ĺźe i⁠ tam odnajdą to samo zagubienie, tę samą niepewność świata, kątem oka wypatrując, do ktĂłrej władzy się doczepiamy. PoniewaĹź jest to jedyna odpowiedĹş, jakiej moĹźna by się spodziewać, jeśli nie myśli się tak jak my. Ale zbiliśmy ich z⁠ tropu, poniewaĹź zobaczyli jakiś odmienny osąd, doświadczenie pewności, ktĂłra nie jest uza­leĹźniona od pozytywnych czy negatywnych okoliczności, ale jest owocem własnej, prawdziwej postawy wobec rzeczywistości. I⁠ to moĹźna było zobaczyć w⁠ wielu momentach: nowe rozumienie ekumenizmu, w⁠ ktĂłrym niepojęta przyjaźń między reprezentantami róşnych religii rodzi się z⁠ uznania, Ĺźe przeĹźyte tu doświadczenie daje wszystkim (nie zapominajmy, Ĺźe w⁠ roku poprzedza­jącym ten Meeting po raz pierwszy odbył się Meeting w⁠ Kairze) moĹźliwość wychowania: rektor egipskiego uniwersytetu Al-Azhar, na przykład, zapytał Savoranę, czy moĹźe przysłać swoich stu­dentĂłw, by przeĹźyli doświadczenie Meetingu; filozofowie Costantino Esposito i⁠ Maurice Hadjadj pokazali, jak doświadczenie chrześcijańskie odpowiada na dramat współczesnej myśli. Przypo­mnijmy teĹź sobie spotkanie „Zjednoczone Włochy, historia narodu w⁠ drodze” z⁠ Giuliano Amato, Martą Cartabią i⁠ Marią Bocci. ZastanĂłwmy się nad reakcją prezesa Fiata, Sergio Marchionne, ktĂł­ry był w⁠ tym roku w⁠ Rimini dwa razy i⁠ powiedział w⁠ telewizji: „Interesują mnie ludzie, ktĂłrzy tutaj są. To są prawdziwi ludzie, ktĂłrzy tworzą. Jest tu prostota tworzenia. W⁠ kraju, w⁠ ktĂłrym duĹźo się mĂłwi, to są ludzie, ktĂłrzy tworzą. Warto wracać w⁠ takie miejsce” (wywiad dla TGMeeting, 24 sierpnia 2011). Widzieliśmy tam tych wszystkich młodych ludzi, na parkingach w⁠ słońcu, w⁠ kuch­niach, na wystawach, na wystawie o⁠ 150-leciu pomocniczości: młodzi ludzie, ktĂłrzy mają jakieś oczekiwania co do przyszłości, ktĂłrzy akceptują świat, w⁠ ktĂłrym mieszkają, a⁠ jednak bar­dzo pragną budować, poniewaĹź jest jakieś Ĺźywe doświadczenie, pozytywniejsze niĹź cała nega­tywność, jaka ich otacza. I⁠ musimy na to patrzeć. W⁠ zasadzie jest to rĂłwnieĹź Ĺźyczenie, jakie wy­raził prezydent Włoch Giorgio Napolitano, rozpoczynając Meeting słowami: „Wnoście w⁠ czas nie­pewności wasze zachłyśnięcie się pewnością”. Naszym zadaniem nie jest to, by wszyscy myśleli tak jak my, ale by to zachłyśnięcie się pewnością stało się zaraĹşliwe.

 

Ostatnio ksiądz CarrĂłn, reagując na te fakty, powiedział nam: „Kiedy te rzeczy są obecnością i⁠ budzą ciekawość? Kiedy pozwalają dostrzec w⁠ rzeczywistości obecność czegoś rzeczywistego, ale niedającego się wyjaśnić: Tajemnicy. Budzi się w⁠ nas ciekawość, kiedy w⁠ rzeczywistości poja­wia się coś więcej, co naprawdę nas pociąga”. Tajemnica jako coś rzeczywistego i⁠ obecnego, ktĂł­ra, choć nie da się jej zmierzyć, a⁠ moĹźe właśnie dlatego, Ĺźe wykracza poza naszą miarę, spełnia, spełnia nas, spełnia relację naszego rozumu z⁠ rzeczywistością.

 

PozwĂłlcie mi jeszcze opowiedzieć o⁠ czymś, co zobaczyłem tego lata, o⁠ wydarzeniu, ktĂłre roz­jaśniło mi to, o⁠ czym mĂłwimy. Podczas wycieczki, gdy szliśmy grzbietem, w⁠ pewnym momencie natrafiliśmy na bardzo odsłonięte miejsce, gdzie po zejściu lawiny pozostała wyrwa mierząca nie­co ponad pół metra, a⁠ pod nią przepaść. Na szlaku przede mną szedł mężczyzna z⁠ dwoma chłop­cami; w⁠ pewnej chwili przeszedł to miejsce, za nim przeszedł pierwszy chłopiec, drugi jednak się zatrzymał. Na początku pomyślałem, Ĺźe to kwestia psychologiczna, Ĺźe to jakaś niepewność, ktĂł­rej pierwszy, moĹźe bardziej śmiały, nie miał. Ale potem zauwaĹźyłem, Ĺźe pierwszy był synem mężczyzny, ktĂłry przeszedł, a⁠ drugi tylko kolegą. I⁠ tutaj kwestia stała się jasna. Dla tego ostat­niego rzeczywista była tylko dziura, przez ktĂłrą było widać przepaść, był tylko „problem”, ktĂłry musiał pokonać, i⁠ nie wiedział, czy starczy mu na to sił. Dlatego się zablokował. Ale dla pierwsze­go rzeczywista była dziura i⁠ ojciec – obie te rzeczy razem: ojciec, ktĂłry był tam z⁠ nim i⁠ ktĂłry przeszedł, juĹź przeszedł. Jest jakieś przywiązanie, Obecność, ktĂłra panuje nad rzeczywistością; jeśli rozum nie rozpoznaje tej Obecności w⁠ rzeczywistości, rzeczywistość zostaje zredukowana i⁠ rozum się blokuje.

 

Widać w⁠ tym przykładzie, Ĺźe rozum wolny, zdolny spojrzeć na rzeczywistość, to rozum ogar­nięty uczuciem. Na czym opiera się ta pewność, ktĂłrą wszyscy zobaczyliśmy w⁠ Rimini, tak jasno, Ĺźe dostrzegli ją rĂłwnieĹź ludzie dalecy od naszego doświadczenia? Oczywiście nie chodzi o⁠ pew­ność siebie, o⁠ poczucie samowystarczalności, ktĂłrą wydaje nam się, Ĺźe moĹźemy osiągnąć. Wręcz przeciwnie: pewność jest relacją uczuciową z⁠ prawdą, a⁠ to, tylko to, moĹźe wyzwolić nas spod kaĹźdej władzy. A zatem skoro tym, czego najbardziej potrzebujemy do Ĺźycia (powiedziałbym, Ĺźe na rĂłwni z⁠ powietrzem, ktĂłrym oddychamy), jest rozum zdolny dostrzec rzeczywistość w⁠ całej jej głębi, chcemy cię zapytać: gdzie się rodzi i⁠ jak się tworzy taki rozum?

 

KSIĄDZ JULIÁN CARRÓN

1. „Wpatrywać się w⁠ obecność rzeczy obecnych”

Rozum zdolny do dostrzeĹźenia rzeczywistości w⁠ całej jej głębi rodzi się i⁠ tworzy w⁠ wydarzeniu chrześcijańskim. To dzięki wydarzeniu chrześcijańskiemu rozum spełnia swoją naturę – otwiera się na objawianie się samego Boga. MoĹźna zrozumieć, dlaczego ksiądz Giussani mĂłwi, Ĺźe „cały problem pojmowania rzeczywistości” zawiera się w⁠ epizodzie Jana i⁠ Andrzeja (L. Giussani, Czy moĹźna tak Ĺźyć?, tłum. A. Idebska, KrakĂłw 2009, s. 273). Dlatego 26 stycznia (przy okazji prezen­tacji Zmysłu religijnego) zaczęliśmy przypominając o⁠ tym, Ĺźe „sercem naszej propozycji jest gło­szenie czegoś, co się wydarzyło, co zaskakuje ludzi tak samo, jak dwa tysiące lat temu wiado­mość aniołów w⁠ Betlejem zaskoczyła biednych pasterzy. To jest wydarzenie następujące wcze­Ĺ›niej niĹź jakiekolwiek rozwaĹźania nad człowiekiem religijnym albo niereligijnym” (L. Giussani, Un avvenimento di vita cioè una storia, Edit-Il Sabato, Roma/Milano 1993, s. 38). A⁠ dzięki czemu wi­dać, Ĺźe to wydarzenie wkroczyło w⁠ nasze Ĺźycie? Dzięki temu, Ĺźe „wydarzenie – mĂłwi ksiądz Gius­sani – wzbudza i⁠ wzmacnia podstawowe poczucie zaleĹźności i⁠ jądro początkowych oczywistości, ktĂłre nazywamy zmysłem religijnym” (tamĹźe).

 

To z⁠ tego powodu mĂłwimy, Ĺźe wydarzenie chrześcijańskie czyni człowieka człowiekiem, czy, innymi słowy, uzdalnia go do Ĺźycia według tego, co początkowo najbardziej oczywiste, uzdalnia go do tego, by dawał się ugodzić rzeczywistości, by przeĹźywał rzeczywistość w⁠ jej prawdzie, po­niewaĹź jest wtedy w⁠ stanie uĹźywać rozumu zgodnie z⁠ jego prawdziwą naturą – w⁠ otwartości na całość rzeczywistości. Tylko „rozum otwarty na język bytu” (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie w⁠ Bun­destagu), o⁠ ktĂłrym dopiero co mĂłwił w⁠ Niemczech PapieĹź, moĹźe dosięgnąć rzeczywistości, nie gubiąc się w⁠ interpretacjach, powiększających tylko niepewność widoczną w⁠ kaĹźdej dzie­dzinie.

 

Dlatego my, uczestniczący w⁠ tym wydarzeniu chrześcijańskim w⁠ chrześcijańskiej wspĂłlnocie, powinniśmy dostrzegać we własnym doświadczeniu, Ĺźe jesteśmy bardziej „wraĹźliwi”, patrząc na to, Ĺźe rzeczy istnieją, łatwiej odczuwamy uderzenie, zdumienie, poniewaĹź to w⁠ relacji z⁠ rzeczywi­stością, w⁠ obliczu Ĺźony i⁠ dzieci, kolegĂłw z⁠ pracy, okoliczności, słońca i⁠ gwiazd weryfi­kujemy naszą wiarę. Jeśli to prawda, Ĺźe kaĹźdy człowiek doznaje uderzenia, patrząc na rzeczywi­stość, to nam powinno przychodzić to z⁠ jeszcze większą łatwością, poniewaĹź zostaliśmy przebu­dzeni przez chrześcijańskie wydarzenie do tego, by rzeczywistość bardziej do nas przemawiała, bardziej nas zaskakiwała.

 

Ale wszyscy dobrze wiemy, Ĺźe często tak nie jest. ZnĂłw ksiądz Giussani przychodzi nam z⁠ po­mocą, wskazując na to, gdzie leĹźy problem. Przemawiając do księży ze Studium Christi w 1995 roku, mĂłwił „Sednem problemu jest czynnik, ktĂłry sprawia, Ĺźe rzeczy są, a⁠ najwaĹźniejszym słowem oznaczającym najwaĹźniejszy czynnik sprawiający, Ĺźe rzeczy są, jest słowo ÂŤobecność». Ale my nie mamy nawyku dostrzegania obecności obecnego liścia, obecnego kwiatu, obecnej osoby, nie mamy nawyku wpatrywania się w⁠ obecność rzeczy obecnych. Traktujemy tę sprawę zbyt pobieĹźnie”. I⁠ mĂłwi to, zwracając się do nas, ktĂłrzy juĹź spotkaliśmy Chrystusa i⁠ ktĂłrych „ja” juĹź zostało przebudzone w⁠ tym spotkaniu. KaĹźdy moĹźe natychmiast sprawdzić i⁠ osądzić, do jakiego stopnia ksiądz Giussani ma rację – wystarczy, Ĺźe spojrzy na to, co się stało dzisiaj – czy dzisiaj dał się zaskoczyć choćby na chwilę obecnością rzeczy obecnych.

 

Niezdawanie sobie sprawy z⁠ rzeczy obecnych to nie to samo, co negowanie ich. MoĹźemy rze­czy zaakceptować i⁠ uznać (powiedzmy to sobie jasno) – na to kładzie nacisk ksiądz Giussani – a⁠ jednak nadal nie widzieć w⁠ nich nic niezwykłego. Dzięki temu pojmujemy, Ĺźe on ma całkowitą rację, Ĺźe „nie mamy nawyku patrzenia na obecność rzeczy obecnych”. Poczynając od rzeczywi­stości, przez męża czy Ĺźonę, a⁠ kończąc na nas samych.

 

Co takiego zobaczył w⁠ nas ksiądz Giussani kilka lat temu, patrząc na naszą reakcję na list wy­słany do Bractwa (z 23 czerwca 2003 roku), poświęcony tematowi Bytu, Ĺźe powiedział: „Byłem zmuszony stwierdzić w⁠ tych dniach, Ĺźe Byt nie drĹźy w⁠ nikim!”? Benedykt XVI ukazał konsekwen­cję takiej postawy: „Większość ludzi, rĂłwnieĹź chrześcijan, uwaĹźa Boga za coś oczywistego” (Be­nedykt XVI, Spotkanie z⁠ przedstawicielami Rady Kościołów Ewangelickich w⁠ Niemczech, Erfurt, 23 września 2011).

 

W całej swojej prostocie dobrze wyraża tę kwestię list studenta z⁠ Rzymu:

 

„W listopadzie zeszłego roku miałem wypadek, ktĂłry przykuł mnie do łóżka na ponad trzy miesiące. Było to bardzo trudne. Nie mogłem się poruszać, niemoĹźliwa była dla mnie jakakolwiek aktywność, jakakolwiek, nie mogłem nawet się uczyć, bo zaĹźywałem środki przeciwbĂłlowe, ktĂłre uniemoĹźliwiały mi aktywność wymagającą choćby minimalnej koncentracji. Trzy miesiące w⁠ łóż­ku bez ruchu. Przypominam sobie jednak, Ĺźe parę miesięcy po tym, jak znĂłw zacząłem cho­dzić, gdy oglądałem zdjęcia ze mną w⁠ łóżku i⁠ przyjaciółmi wokół, poszedłem do mojej mamy i⁠ prawie instynktownie powiedziałem: ÂŤZobacz jakie piękne zdjęcie! Tak czy owak to był świetny czas!Âť. Patrząc wstecz, mogę powiedzieć, Ĺźe w⁠ olbrzymim trudzie pozostawania bez ruchu w⁠ łóż­ku, w⁠ całej udręce pragnienia, by wstać jak najszybciej, było coś, co nie czyniło mnie nie­szczęśliwym; wręcz przeciwnie, w⁠ tym trudzie byłem ostatecznie radosny.

 

Z dwĂłch powodĂłw. Po pierwsze w⁠ całym tym cierpieniu ciągle byłem wspierany, w⁠ sposĂłb wolny i⁠ bezinteresowny: przez twarze przyjaciół, ktĂłrzy niestrudzenie oddawali mi swĂłj czas, przez moich rodzicĂłw, ktĂłrzy zawsze mĂłwili mi, bym ofiarował trud i⁠ bĂłl. Zdawałem sobie spra­wę z⁠ tego, Ĺźe są mi całkowicie oddani – całkowicie i⁠ w kaĹźdym szczegĂłle. Drugi powĂłd jest taki, Ĺźe nic, nawet najmniejsze rzeczy, nie wydawało mi się oczywiste: zaskakiwał mnie talerz trochę bardziej wyszukanego makaronu, towarzystwo, ktĂłre widziałem wokół siebie, fakt, Ĺźe moje sio­stry przed pĂłjściem spać bez proszenia kładły mi basen koło łóżka. A⁠ wreszcie, ktĂłregoś dnia, kiedy karetka wiozła mnie do szpitala na kontrolę, zdumiałem się, widząc niebo: ja, ktĂłry wie­działem juĹź o⁠ istnieniu nieba, dopiero wtedy zauwaĹźyłem, Ĺźe ono jest, Ĺźe tam jest. [Kiedy zdajesz sobie z⁠ tego sprawę ten jeden raz w⁠ Ĺźyciu, rozumiesz, jak wiele razy niebo nie było dla ciebie rzeczą obecną]. Nic nie robiłem, nie mogłem nic robić, a⁠ jednak w⁠ całym bĂłlu, w⁠ całej udręce, nie byłem nieszczęśliwy. KaĹźdą rzecz dostrzegałem w⁠ całej jej wartości, nic juĹź nie było oczywiste. A⁠ to, Ĺźe rozpoznałem wartość rzeczy, dawało mi radość.

 

Teraz, po czterech miesiącach od momentu, kiedy znĂłw zacząłem chodzić, zdaję sobie spra­wę, Ĺźe to napięcie w⁠ stosunku do rzeczy juĹź opadło: bardziej wyszukany talerz makaronu znĂłw stał się zwykłym talerzem makaronu, kaĹźda rzecz znĂłw tkwi w⁠ cieniu mojej miary i⁠ mojego stanu ducha… Jaką drogę obrać, by wrĂłcić do tamtej postawy? Co pozwoli mi zawsze przeĹźywać takie doświadczenie?”.

 

Wszyscy moĹźemy się w⁠ tym rozpoznać: gdy byt w⁠ nas nie drĹźy, wszystko znĂłw staje się płyt­kie i⁠ coraz bardziej palące jest pytanie: jaką drogę obrać, by wrĂłcić do tamtej postawy, ktĂłra sprawi, Ĺźe nie będę wszystkiego uwaĹźał za oczywiste, ale wszystkim będę się zdumiewał?

 

By odpowiedzieć na to pytanie naleĹźy zrozumieć, dlaczego się tak dzieje. Dlaczego, po do­Ĺ›wiadczeniu takim jak to tutaj opisane, na nowo uznajemy rzeczy za oczywiste i⁠ nie zdumiewany się juĹź niczym? Ksiądz Giussani rozpoznaje przyczyny w⁠ tekście Ciò che abbiamo di piĂš caro [To, co mamy najdroĹźszego], książce z⁠ Ekip opublikowanej w⁠ tym roku:

 

1. Dzieje się tak – mĂłwi Giussani – z⁠ winy słabości rozumu, to znaczy zredukowanego uĹźywa­nia rozumu, ktĂłry, nie dostrzegając obecności rzeczy obecnych, wszystko traktuje jako oczywi­ste. To słabość rozumu jest powodem, dla ktĂłrego tracimy kontakt z⁠ rzeczywistością i⁠ nie uderza nas ona, a⁠ wszystko znĂłw staje się szare. Takie uĹźywanie rozumu prowadzi do pewnej nieuniknio­nej konsekwencji:

 

2. Podziału między rozpoznaniem a⁠ uczuciem, pomiędzy rozpoznaniem a⁠ przywiązaniem się do tego rozpoznania: w⁠ naszym „ja” rozpoznanie (ktĂłre staje się abstrakcyjne) oddziela się od uczuciowości (ktĂłra dryfuje). Jeśli rozum nie jest w⁠ stanie dosięgnąć rzeczywistości, to uczucio­wość się z⁠ nim nie łączy, wciąż dryfuje i⁠ nic nie moĹźe nas pociągnąć.

 

Ksiądz Giussani ilustruje to przykładem: „Na początku nowoĹźytności Petrarka potwierdzał całą doktrynę chrześcijańską, owszem, rozumiał ją nawet lepiej niĹź my, ale jego wraĹźliwość i⁠ uczucio­wość dryfowała niezaleĹźnie od tego” (Ciò che abbiamo di piĂš caro. 1988-1989, Bur, Mi­lano 2011, s. 156). A⁠ więc samo potwierdzanie doktryny chrześcijańskiej (wywodu) nie jest w⁠ stanie pociągnąć uczuć, wywołać tej jedności rozumu i⁠ uczucia, bez ktĂłrej nie moĹźna nic po­znawać: „ja” pozostaje podzielone. MoĹźemy potwierdzać doktrynę chrześcijańską (to, jak stwier­dzać, Ĺźe niebo jest) jako jakąś wiedzę juĹź posiadaną i⁠ abstrakcyjną, ale nie ma drĹźenia, nie ma przywiązania, nie ma czegoś poza nami, co ocala nas od nas samych i⁠ naszej miary. To jest „ano­reksja człowieczeństwa”, ktĂłra stoi u⁠ korzeni zamieszania, pogubienia, niepewności, w⁠ jakich tak często Ĺźyjemy w⁠ naszych czasach, w⁠ ktĂłrych dryfujemy, ktĂłre nas porywają; stajemy się jak ka­mienie toczone przez opinie i⁠ stany ducha, nie potrafimy przywiązać się do czegoś rzeczywistego i⁠ obecnego, naprawdę się czymś zainteresować. Tej anoreksji nie moĹźna uleczyć większą ilością wywodĂłw, ale przez wychowywanie rozumu do otwarcia się na „język bytu”.

 

Co oznacza ta otwartość na byt, dobrze moĹźna zobaczyć w⁠ uderzającym mnie zawsze epizo­dzie z⁠ Ĺźycia księdza Giussaniego. Pisząc do Angelo Majo, pokazuje mu, w⁠ czym ten jest dla niego przyjacielem: „Kilka dni temu, rozmyślając – pisze – odkryłem, Ĺźe jesteś moim jedynym przyjacielem”. A⁠ dlaczego uwaĹźa go za przyjaciela? „PoniewaĹź to niewypowiedziane i⁠ całkowite drĹźenie mojego ÂŤjaÂť w⁠ obliczu rzeczy i⁠ osĂłb jestem w⁠ stanie uchwycić wyłącznie w⁠ twoim sposobie reakcji” (Lettere di fede e⁠ di amicizia ad Angelo Majo, San Paolo, Cinisello Balsamo-Mi, 2007, s. 103). WśrĂłd tylu rzeczy, ktĂłre Giussani mĂłgł wziąć pod uwagę, by stwierdzić, kto jest jego przyjacielem, na co wskazuje? Po raz kolejny nas zaskakuje: nie na niezwykłą inteligencję, ani na zdolność do zapanowania nad jego myślami, ani na godną podziwu spĂłjność etyczną, ale na niewypowiedziane, całkowite drĹźenie wobec Bytu, ktĂłre jest w⁠ stanie odczuć, patrząc na sposĂłb reagowania przyjaciela. Patrząc na to moĹźna zrozumieć, dlaczego u⁠ ĹşrĂłdeł problemu leĹźy – jak nam mĂłwi – nasza trudność, brak nawyku dostrzegania obecności obecnego liścia, brak nawyku pojmowania i⁠ wpatrywania się w⁠ obecność rzeczy obecnych. Nie chodzi o⁠ to, Ĺźe negujemy obecność rzeczy. Po prostu nie widzimy w⁠ niej nic niezwykłego. Widać to, gdy zdajemy sobie sprawę, Ĺźe nawet przez moment się nie zdumiewamy. Nie chodzi o⁠ to, Ĺźe zrobiliśmy coś niewłaściwego, po prostu nie dostrzegliśmy w⁠ sobie drĹźenia Bytu. Wszyscy wiemy, jak bardzo nieznośne moĹźe stać się Ĺźycie tak pozbawione zdumienia.

 

W takim razie moĹźna zrozumieć konieczność wyrobienia sobie nawyku wpatrywania się w⁠ obecność rzeczy obecnych tak, byśmy mogli odczuwać drĹźenie naszego „ja”, niezaleĹźnie od okoliczności. A⁠ skoro rzeczy po prostu SĄ obecne, nie brakuje nam rzeczy, ale „ja”, ktĂłre potrafi zdać sobie sprawę z⁠ tego, co istnieje. To pozwala nam zrozumieć, jak wielki wpływ ma na nas ra­cjonalistyczny klimat, w⁠ ktĂłrym Ĺźyjemy, o⁠ wiele większy niĹź nam się zdaje. Świadczy o⁠ tym fakt, Ĺźe tak trudno nam rozpoznać rzeczywistość w⁠ całej jej naturze. Dziś panuje pojmowanie pozyty­wistyczne w⁠ swoich nowych odmianach. Ale jak znĂłw przypomniał PapieĹź w⁠ Niemczech, „Świato­pogląd pozytywistyczny (…) jako całość nie jest kulturą, ktĂłra odpowiada i⁠ wystarcza, aby być człowiekiem w⁠ całej pełni. Tam, gdzie rozum pozytywistyczny pojmuje jedynie siebie jako kulturę wystarczającą – mĂłwi PapieĹź – zagraĹźa człowieczeństwu” (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie w⁠ Bunde­stagu).

 

Dlatego ksiądz Giussani w⁠ drugim rozdziale Zmysłu religijnego jasno wskazuje nasze zadanie: „Problemem naprawdę interesującym dla człowieka nie jest ani logika - fascynująca gra, ani bu­dzące ciekawość dowodzenie; problemem naprawdę interesującym dla człowieka jest przylgnię­cie do rzeczywistości, zdawanie sobie sprawy z⁠ rzeczywistości. Jest to zatem sprawa pewnego przymusu a⁠ nie spĂłjności. To, iĹź matka kocha dziecko nie jest wynikiem procesu logicznego: jest oczywistością albo pewnością, propozycją rzeczywistości, ktĂłrej istnienie jesteśmy zmuszeni uznać” (L. Giussani, Zmysł religijny, tłum. K. Borowczyk, Poznań 2000, s. 32 ). Tylko oczywistość rzeczywistości moĹźe wymusić na nas uznanie za obecne rzeczy obecnych.

 

Ĺťaden tekst nie pomoĹźe nam lepiej w⁠ weryfikacji, czy wiara ułatwia nam rozpoznanie rzeczy­wistości, niĹź dziesiąty rozdział Zmysłu religijnego, ktĂłry jest naszym następnym krokiem na Szkole WspĂłlnoty, gdyĹź jest opisem tego, co dzieje się w⁠ człowieku patrzącym na objawiającą się rzeczywistość. Ze świadomością, Ĺźe tkwimy w⁠ epoce ideologii (racjonalizmu, pozytywizmu), ktĂł­ra sprawia, Ĺźe w⁠ zredukowany sposĂłb uĹźywamy rozumu, a⁠ w związku z⁠ tym pomniejszamy rze­czywistość, na ktĂłrą patrzymy, od samego początku ksiądz Giussani ustala zasadę metody walki z⁠ ideologią: wychodzenie od doświadczenia, poniewaĹź rzeczywistość – jak zawsze nas uczył – staje się przezroczysta w⁠ doświadczeniu. Ta zasada metodologiczna, ustalona w⁠ pierwszym roz­dziale Zmysłu religijnego, jest decydująca, gdy stajemy przed kluczowym rozdziałem całej książ­ki, opisanym przez księdza Giussaniego słowami: „Rozdział dziesiąty Zmysłu religijnego jest zwornikiem naszego sposobu myślenia” (por. Un uomo nuovo, w: „Tracce-Litterae Communionis”, nr 3, marzec 1999, s. IX).

 

Od pierwszych zdań rozdziału zaprasza nas do patrzenia na strukturę naszej pierwszej reakcji na rzeczywistość, tak by nie zwyciężała w⁠ nas juĹź w⁠ pierwszym zderzeniu pozytywistyczna re­dukcja, by potem opisać, co oznacza pĂłjście za tą prowokacją rzeczywistości aĹź do jej ĹşrĂłdła, bez blokowania się w⁠ połowie drogi. Ksiądz Giussani opisuje więc w⁠ tym rozdziale jaka jest prawdziwa droga rozumu i⁠ uczucia w⁠ obliczu rzeczywistości. Dla człowieka, ktĂłry chce podjąć drogę wyjścia z⁠ tego niedostrzegania rzeczywistości, ktĂłre nas więzi.

 

Zaczyna więc od pytania: „Skoro owe pytania ostateczne są czymś, co stanowi ludzką świa­domość, ludzki rozum, są ich tworzywem, to w⁠ jaki sposĂłb one się rodzą? Znalezienie odpowiedzi zmusza nas do wyróşnienia zespołu reakcji człowieka wobec rzeczywistości” (L. Giussani, Zmysł religijny, s. 161). Ksiądz Giussani proponuje nam metodę: „Jeśli człowiek uświadamia sobie ele­menty, ktĂłre go stanowią, gdy obserwuje siebie samego w⁠ działaniu, to szukając odpowiedzi musi przyjrzeć się ludzkiej dynamice w⁠ jej zderzeniu z⁠ rzeczywistością” (tamĹźe).

 

I dodaje bardzo istotną uwagę: „Osoba, ktĂłra ma niewielki kontakt z⁠ rzeczywistością [ileĹź razy pragniemy sobie tego oszczędzić, a⁠ tym bardziej naszym dzieciom!], poniewaĹź, na przykład, nie miała wielu zadań do spełnienia, odznaczać się będzie nikłym poczuciem własnej świadomości [zaczyna brakować „ja”], dostrzeĹźe mniej energii i⁠ poruszeń własnego rozumu” (tamĹźe). Bo wła­Ĺ›nie wchodząc w⁠ rzeczywistość, widzimy wzrost naszej samoświadomości, energię i⁠ drĹźenie rozu­mu. Jeśli więc chcemy sobie oszczędzić zderzenia z⁠ rzeczywistością, zastępując je wywodami i⁠ komentarzami, nieuniknioną konsekwencją tego będzie to, Ĺźe rzeczywistość przestanie nas po­ruszać.

 

Przy kaĹźdym zdaniu tego rozdziału kaĹźdy z⁠ nas powinien patrzeć na swoje doświadczenie, na własną reakcję na rzeczy, by w⁠ lekturze rozdziału dziesiątego nie zastępować zderzenia z⁠ bytem własnymi komentarzami do tekstu, by nie opowiadać o⁠ zdumieniu bez zdumienia (nawiasem mĂł­wiąc, jest to strasznie nudne, poza tym, Ĺźe bezuĹźyteczne). Dlatego pierwszą rzeczą, na ktĂłrą wskazuje ksiądz Giussani w⁠ tym rozdziale jest właśnie to: zdumienie obecnością.

 

2. Zdumienie „obecnością”

Jaki genialny krok stawia ksiądz Giussani, chcąc pomĂłc nam dostrzec obecność rzeczy obec­nych? Przełamuje naszą postawę przyzwyczajenia do rzeczywistości, uznawania jej za oczywistą. Jak widzieliśmy, traktujemy rzeczywistość jak oczywisty banał. By wyrwać nas z⁠ tej postawy, ksiądz Giussani sugeruje, aby wysilić wyobraĹşnię: „WyobraĹşcie sobie, Ĺźe rodzicie się, Ĺźe wycho­dzicie z⁠ łona waszej matki w⁠ wieku, w⁠ jakim jesteście w⁠ tej chwili, tzn. z⁠ waszym obecnym stop­niem rozwoju i⁠ świadomości. Jakie byłoby pierwsze, absolutnie pierwsze odczucie, tzn. pierw­sza reakcja wobec rzeczywistości?” (tamĹźe, s. 161-162). KaĹźdy musi sprĂłbować utoĹźsamić się z⁠ doświadczeniem, do jakiego zaprasza nas ksiądz Giussani, sprĂłbować za nim pĂłjść. A⁠ naj­prostszym na to sposobem jest odnalezienie we własnym doświadczeniu faktu, ktĂłry by to potwierdzał: kiedy mnie wydarzyło się coś takiego? Jak to, co opowiadał mi mĂłj przyjaciel Ale­xandre, lekarz z⁠ Brazylii.

 

Tego lata, z⁠ grupą zaprzyjaĹşnionych studentĂłw, mĂłwiących po portugalsku (Brazylijczykami, Portugalczykami, Mozambijczykami), poszedł na wycieczkę na Colle San Carlo w⁠ La Thuile. Idąc, zastanawiał się, co powie, kiedy dojdą na gĂłrę, skąd mieli zobaczyć Mont Blanc. Myślał: „Pokażę im panoramę, zaśpiewamy kilka piosenek i⁠ tak dalej”. Ale kiedy tylko doszli i⁠ zobaczyli przed sobą Mont Blanc, ktĂłry wielu z⁠ nich widziało po raz pierwszy, zamilkli. Kiedy wszyscy stali w⁠ ci­szy, usłyszeli, jak nadchodzi druga grupa, ktĂłra pozostała z⁠ tyłu i⁠ szła, głośno rozmawiając. Nasz lekarz zaczął się zastanawiać, co powie, kiedy przyjdą: „Każę im być cicho”. Ale kiedy tak rozmyślał, oni doszli, a⁠ potęga obecności Mont Blanc tak bardzo się narzucała, Ĺźe rĂłwnieĹź oni za­milkli. Ten mały fakt pokazuje, jak obraz uĹźyty przez księdza Giussaniego: otwarcie oczu na to, co się dzieje teraz, nie jest w⁠ najmniejszym stopniu rzeczą wymuszoną.

 

„Gdybym po raz pierwszy od opuszczenia matczynego łona otworzył szeroko oczy, zdomino­wałby mnie podziw i⁠ zdumienie rzeczami w⁠ sensie ich ÂŤobecnościÂť. Ogarnęłoby mnie nieodparte zdumienie obecnością tego, co w⁠ mowie potocznej określamy słowem ÂŤrzecz»” (tamĹźe, s. 162). Taką samą zachętę kieruje do nas PapieĹź: „Jak rozum moĹźe odnaleźć na nowo swą wielkość, nie ześlizgując się w⁠ irracjonalność? Jak moĹźe natura pojawić się znĂłw w⁠ swej prawdziwej głębi, w⁠ swych wymaganiach i⁠ ze swymi wskazaniami? (…) Trzeba na nowo otworzyć szeroko okna, winniśmy na nowo ujrzeć rozległość świata, niebo i⁠ ziemię” (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie w⁠ Bun­destagu).

 

Dla naszych przyjaciół na wycieczce, tak samo jak i⁠ dla nas, te rzeczy nie są oczywiste, o⁠ czym świadczy zdumienie, jakie wywołują. Wystarczy odczytać przymiotniki, jakimi ksiądz Giussani opisuje to uderzenie: zdominowany, ogarnięty wraĹźeniem, zdumiony, napełniony za­chwytem, zadziwieniem, ktĂłrego nie brakuje w⁠ Ĺźadnej sytuacji, w⁠ Ĺźadnym kryzysie – Byt przema­wia do nas przez wszystko, zawsze moĹźemy zostać wypełnieni taką pełnią, cała nasza istota moĹźe zadrĹźeć, a⁠ my moĹźemy zacząć na nowo.

 

„Byt – nie jako abstrakt, lecz jako obecność: obecność, ktĂłrej nie jestem sprawcą, ale ktĂłrą zastaję i⁠ ktĂłra mi się narzuca” (L. Giussani, Zmysł religijny, s. 162). A⁠ w takim razie mogę wpa­trywać się w⁠ obecność rzeczy obecnych. A⁠ to w⁠ kaĹźde Ĺźycie wnosi przebudzenie ludzkiego „ja”. Wiemy, jak bardzo intensywne staje się „ja”, gdy tak się dzieje, jakiego drĹźenia się doświadcza.

 

„Zdumienie, podziw dla narzucającej mi się rzeczywistości, dla tej ogarniającej mnie obecno­Ĺ›ci, stoi u⁠ początkĂłw budzenia się ludzkiej świadomości” (tamĹźe). Odkrywam w⁠ sobie tę niezna­ną intensywność, za sprawą „istniejącego od początku doświadczenia czegoś ÂŤinnegoÂť. Dziecko Ĺźyje nim, nie zdając sobie nawet z⁠ tego sprawy, nie jest bowiem jeszcze w⁠ pełni świadome: lecz człowiek dorosły, jeśli świadomie nim nie Ĺźyje lub go nie postrzega, nie jest nawet dzieckiem; jest człowiekiem w⁠ jakimś sensie okaleczonym” (tamĹźe). Tu brakuje „ja”, człowiek jest jakby unieruchomiony, jak kamień, ktĂłry nie zdumiewa się pięknem gĂłr, ktĂłry nie drĹźy w⁠ obliczu istnienia rzeczy, unieruchomiony. To jasne, jaką stratą w⁠ Ĺźyciu byłaby taka utrata zdolności do zdumienia! I⁠ jakim darem jest wydarzenie chrześcijańskie, ktĂłre uzdalnia nas do zdumiewania się wszystkim! Ma rację Heschel: „Pozbawieni podziwu, pozostajemy głusi na to, co wzniosłe” (A.J. Heschel, BĂłg szukający człowieka, cyt. za: tamĹźe). Tracimy to, co najlepsze. I⁠ Ĺźadna sztucznie wytworzona rozrywka, z⁠ tych, ktĂłre proponuje dzisiejsze społeczeństwo, nie będzie mogła tego zastąpić.

 

„Stąd teĹź absolutnie pierwszym odczuciem człowieka jest to, iĹź stoi wobec rzeczywistości, ktĂłra nie jest jego dziełem, ktĂłra istnieje niezaleĹźnie od niego, a⁠ od ktĂłrej on zaleĹźy”. Istnieje, istnieje, istnieje! „W kategoriach empirycznych jest to najbardziej podstawowa percepcja tego, co jest dane” (L. Giussani, Zmysł religijny, s. 162); znaczenie imiesłowu „dana” zakłada coś, co „daje”. Wszystko jest mi dane, podarowane. Czy jesteśmy w⁠ stanie sobie wyobrazić, czym było­by Ĺźycie, gdybyśmy kaĹźdą rzecz przeĹźywali jako „daną”, jako dar, gdybyśmy kaĹźdą rzecz rozpo­znawali jako obecną, a⁠ to wprawiałoby nas w⁠ drĹźenie? KaĹźda okoliczność stawałaby się nowa.

 

„Witaj JuliĂĄnie! Piszę do Ciebie ze szpitalnej sali, gdzie leĹźy moja mama, ktĂłra przeszła drobną operację chirurgiczną. Jaki to cudowny dzień, ktĂłry zaczął się pod znakiem nieuwaĹźania rzeczy za oczywiste; wydawało mi się, Ĺźe na Ĺźywo uczestniczę w⁠ tym, co jest opisane w⁠ dziesiątym roz­dziale Zmysłu religijnego. Widok mojej mamy wnoszonej do sali operacyjnej pod narkozą sprawił, Ĺźe spojrzałem na nią z⁠ wielką czułością, nie tylko dlatego, Ĺźe jest moją mamą, ale dlatego, Ĺźe ten ranek pobudził mnie do uświadomienia sobie, Ĺźe największą i⁠ najgłębszą oczywistością, jaką wi­dzę, jest fakt, Ĺźe nie czynię siebie sam, nie czynię siebie sam w⁠ tej chwili, nie daję sobie istnie­nia, nie daję sobie tego, Ĺźe jestem, jestem ÂŤdanyÂť! To nie było banałem, Ĺźe tego ranka była mi podarowana moja mama i⁠ Ĺźe ja spojrzałem na siebie jak na dar!”.

 

Ale jaka jest podstawowa przeszkoda dla takiego sposobu patrzenia? Fakt, Ĺźe uwaĹźamy za oczywisty banał tę daną, nie postrzegamy rzeczywistości jako danej. W⁠ punkcie wyjścia nie do­strzegamy, Ĺźe rzeczy są, Ĺźe są dawane, Ĺźe istnieją. A⁠ co świadczy o⁠ tym najwyraĹşniej? Brak zdu­mienia. Niestety to jest najpowszechniejsza postawa, najbardziej w⁠ nas zakorzeniona, gdy pa­trzymy na rzeczywistość. „Nie mamy nawyku – to jest najwaĹźniejsze, co wnosi Giussani – patrze­nia na obecność rzeczy obecnych”. Dlatego tak rzadko widzimy w⁠ kimś drĹźenie! A⁠ kiedy widzimy je w⁠ sobie, zdumiewamy się, tak bardzo jest to rzadkie.

 

W tym momencie moĹźemy lepiej zrozumieć, jak bardzo jest decydujące, by kaĹźdy z⁠ nas na­uczył się, aĹź wejdzie mu to w⁠ krew, tej postawy, do ktĂłrej zaprasza ksiądz Giussani: „Samo słowo ÂŤdanaÂť wibruje jakąś aktywnością, wobec ktĂłrej jestem bierny: jest to jednak bierność, ktĂłra sta­nowi ĹşrĂłdło mojej aktywności, jako doznanie, stwierdzanie, rozpoznawanie” (tamĹźe, s. 163). Pierwszą aktywnością, przyjaciele, jest ta bierność, bez ktĂłrej nie zdaję sobie sprawy z⁠ tego, co jest mi dawane, z⁠ ofiarowanego mi daru. Jeśli nie chcemy stracić rzeczywistości we wszystkich jej szczegółach, musi stać się naszym nawykiem ta wskazĂłwka księdza Giussaniego: pierwszą aktywnością jest ta bierność. Ale musimy uwaĹźać na to, o⁠ jakiej bierności mowa, by nie wycią­gnąć jak zwykle wniosku, Ĺźe nic nie trzeba robić. Bierność, o⁠ ktĂłrej mowa, to „doznanie, stwierdzanie, rozpoznawanie” rzeczywistości jako dawanej. A⁠ więc coś przeciwnego do uznawa­nia jej za oczywisty banał. I⁠ moĹźna to dostrzec w⁠ zdumieniu, w⁠ przebudzeniu naszego człowie­czeństwa.

 

Obecność jest tak silna, Ĺźe ułatwia zdanie sobie z⁠ niej sprawy, poniewaĹź „oczywistość jest nie­uchronną obecnością, zauwaĹźeniem nieuchronnej obecności” (por. tamĹźe). Cóş za syntetyczne ujęcie: zauwaĹźenie nieuchronnej obecności. To jest dostrzeganie obecności rzeczy obecnych: za­uwaĹźenie nieuchronnej Obecności. To zauwaĹźenie nigdy nie moĹźe zostać sprowadzone do „chłod­nego zapisu”: jest „podziwem nabrzmiałym fascynacją”, jest „podziwem budzącym w⁠ nas osta­teczne pytanie” (por. tamĹźe): pytanie religijne. Religijność rodzi się bowiem z⁠ tej fascynacji. Pierwszym odczuciem człowieka jest ta fascyna­cja; strach – często uznawany za początek religijności – jest dopiero drugim momentem.

 

„Religij­ność jest (…) potwierdzeniem się i⁠ rozwojem owej fascynacji [bytem. Tego właśnie nam trzeba, tego rozwoju fascynacji bytem]. Istnieje pewna podstawowa oczywistość i⁠ zdumienie, ktĂłre okre­Ĺ›la postawę prawdziwego badacza: podziw dla pociągającej mnie obecności, gdyĹź od niego za­czyna się we mnie poszukiwanie” (tamĹźe, s. 164).

 

Jakiej trzeba prostoty, by pozwolić się przyciągnąć tej obecności, ktĂłra wywołuje takie drĹźe­nie, zmuszając mnie, bym zaczął szukać! Jeśli to poszukiwanie się nie zatrzymuje, nie blokuje się, to by wyjaśnić tę obecność, tę daną, musimy wziąć pod uwagę coś innego. Ale często wstrzymujemy to poszukiwanie i⁠ widać to w⁠ niezliczonych razach, kiedy słyszymy: dlaczego w⁠ obliczu rzeczywistości musimy wziąć pod uwagę Tajemnicę, „Ty”, Boga? Zadaje się to pytanie, jak gdyby odesłanie do innego czynnika poza i⁠ wewnątrz tego, co się widzi, nie na zewnątrz, ale wykraczającego poza i⁠ będącego wewnątrz tego, co się widzi, nie było zawarte w⁠ tym, co się wi­dzi, w⁠ doświadczeniu tego, co się widzi, w⁠ danej, ale jakby było tworzone przez nas. Oczywiście to odesłanie jest pojmowane przez podmiot, ale naleĹźy do przedmiotu, do rzeczy, do doświad­czenia rzeczy.

 

Dlatego, jeśli wychodząc od tego co jest, jak prawdziwy poszukiwacz, nie powstrzymasz ode­słania wpisanego w⁠ doświadczenie rzeczy i⁠ nie powstrzymasz ciekawości, pragnienia zrozumie­nia całości, wyjaśnienia danej w⁠ sposĂłb wyczerpujący, nie moĹźesz nie rozpoznać tego „czegoś innego”, co jest częścią widzialnej obecności. Jak wtedy, gdy Giussani opisuje dialog Boga z⁠ Hio­bem: „Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię?”, to znaczy: czy to ty stworzyłeś tę zdumiewają­cą cię rzeczywistość? „Powiedz, jeśli tyle rozumiesz, kto wybadał jej przestworza, kto ją sznurem wymierzył?”.

 

Wszystko, co jest, woła o⁠ swojej zaleĹźności od Innego. Dlatego nie istnieje nic słuszniejszego, spĂłjniejszego z⁠ naturą człowieka, niĹź bycie posiadanym, ze względu na pierwotną zaleĹźność. GdyĹź naturą człowieka jest być stwarzanym, uznawać tę ostateczną więź, ktĂłra tkwi w⁠ rzeczach. Jeśli ktoś neguje to odesłanie, jeśli neguje to wykraczanie, wtedy neguje samą rzecz, niszczy ją. Wobec przepastnej darmowości rzeczywistości pojawia się jakiś osobliwy paraliĹź rozumu, rozum się zatrzymuje. Ale negując to, neguje się samą rzecz. Wewnątrz rzeczy jest jak gdyby wezwa­nie, niedodawane przez tego, kto patrzy, ale przez niego rozpoznawane, gdyĹź naleĹźy do treści samej obecności. Dlatego najbardziej pierwotną i⁠ własną intuicją jest zdumienie tym, co dane. Błagam was, byście nie uznawali tego za oczywiste, sprowadzając znĂłw doświadczenie do myśli: myśl o⁠ zdumieniu nie jest zdumieniem, jak myśl o⁠ byciu zakochanym nie jest zakocha­niem. Dlatego ksiądz Giussani pozwala nam naprawdę zrozumieć w⁠ kolejnym kroku, czy rzeczy­wiście doświadczyliśmy tego, o⁠ czym mĂłwi, czy po prostu zrozumieliśmy logikę wywodu, nie zdu­miewając się nawet przez moment.

 

3. „Ja” zależne

„Z chwilą, gdy przez obecność i⁠ ciekawość lub zdumienie, człowiek jest obudzony w⁠ swym ist­nieniu, co czyni go wdzięcznym i⁠ radosnym, poniewaĹź ta obecność jawi się jako dobroczynna i⁠ opatrznościowa, staje się on takĹźe świadomy siebie w⁠ swoim ÂŤjaÂť i⁠ podejmuje owo początkowe zdumienie z⁠ głębią, ktĂłra decyduje o⁠ znaczeniu i⁠ wymiarze jego toĹźsamości” (tamĹźe, s. 168).

 

Testem tego, Ĺźe Byt mnie uderzył, jest, po pierwsze, fakt, Ĺźe moje „ja” się przebudziło. Często to zauwaĹźamy. Dostrzegamy, Ĺźe coś się komuś wydarzyło, bo jego „ja” się przebudziło (i od razu pytamy: co ci się stało?); po drugie, wdzięczność i⁠ radość (jak u⁠ przyjaciela w⁠ szpitalu). Wiem, Ĺźe to się we mnie wydarzyło, poniewaĹź widzę w⁠ samym sobie tę wdzięczność, tę radość z⁠ powodu obecności (mogę leĹźeć w⁠ szpitalu, ale jestem radosny i⁠ wdzięczny za to, Ĺźe ona istnieje). Po trze­cie, to pozwala mi uświadomić sobie siebie, aĹź do tego stopnia, Ĺźe, po czwarte, głębia zdumienia staje się treścią mojej toĹźsamości. Patrzcie, to jest właśnie miara naszej toĹźsamości! Nie tytuły naukowe albo pensja, albo rola społeczna, ale głębia zdumienia, ktĂłre pozwala mi sobie siebie uświadomić.

 

„W tym momencie – kontynuuje Giussani – jeśli jestem uważny, jeśli jestem dojrzały, nie mogę zaprzeczyć, że najwyższą i⁠ najgłębszą oczywistością, jaką postrzegam, jest to, iż ja nie czynię sam siebie, nie tworzę samego siebie w⁠ tej chwili. Nie daję sobie istnienia, nie daję sobie rzeczywistości, którą jestem, jestem czymś «danym». Odkrycie siebie samego jako zależnego od Czegoś innego jest niezwykle doniosłą chwilą” (tamże).

 

KaĹźdy będzie musiał zadać sobie pytanie, czy dla niego to, Ĺźe „nie tworzę siebie sam”, jest „największą oczywistością”. Dla nas oczywista jest butelka i⁠ szklanka; ale fakt, Ĺźe „nie tworzę siebie sam”, nie jest juĹź tak oczywisty, a⁠ widać to w⁠ pytaniu, ktĂłre często się między nami po­wtarza: dlaczego patrząc na rzeczywistość mam mĂłwić „Ty”? Czy nie brakuje tu jakiegoś kroku?

 

By odpowiedzieć na to pytanie, musimy sprĂłbować pĂłjść za Giussanim do samej głębi rzeczy­wistości, jeśli chcemy dostrzec jej ĹşrĂłdło. „Im głębiej wchodzę w⁠ samego siebie –powiada – jeśli docieram do sedna sprawy, wĂłwczas pytam: skąd wypływa moje istnienie? Nie ze mnie, z⁠ kogoś innego. To jest właśnie percepcja mnie samego jako strumienia wytryskującego z⁠ jakiegoś ĹşrĂłdła. Istnieje coś innego, co jest większe ode mnie, a⁠ przez co ja jestem stworzony” (tamĹźe). I⁠ daje przepiękny przykład: „Gdyby (…) strumień wytryskujący ze ĹşrĂłdła mĂłgł myśleć, dostrzegałby po­Ĺ›rĂłd swego Ĺźywotnego wytrysku jakiś nieznany początek, ktĂłry jest czymś innym od niego” (tamĹźe, s. 169).

 

„Zejście w⁠ głąb samego siebie” jest zaproszeniem do prawdziwego, niesłabego uĹźywania ro­zumu, bo tylko ono będzie w⁠ stanie przezwyciężyć podział między rozpoznaniem a⁠ uczuciem. Je­Ĺ›li jest nam trudno tego dokonać, pĂłjść za nim w⁠ tym momencie, to dlatego, Ĺźe nie nawykliśmy do pełnego, niepozytywistycznego uĹźywania rozumu. Fakt, Ĺźe trudno nam dotrzeć do głębi, kaĹźe nam sądzić, Ĺźe chodzi o⁠ operację myślową, komplikację, jakąś naszą konstrukcję i⁠ Ĺźe koniec koń­cĂłw „Ty” jest owocem naszych wysiłkĂłw. Cóş za skleroza „ja” i⁠ rozumu! Jak bardzo brakuje „ja”! I⁠ jak bardzo brakuje odpowiedniego uĹźywania rozumu! MoĹźemy to zobaczyć, kiedy uczymy się matematyki: by nie pomylić się, musimy dokładnie stawiać krok za krokiem. I⁠ kiedy mamy tak postępować, wydaje się to nam strasznie sztuczne. Ale dlaczego? Bo nie nawykliśmy jeszcze do takiego uĹźywania rozumu, więc nie jest nam łatwo. A⁠ przecieĹź kiedy juĹź się nauczymy, wszystko staje się łatwe, szybkie i⁠ fascynujące. Albo kiedy ktoś zaczyna grać na fortepianie: dłonie wydają się zagipsowane. Ale jakie to cudowne, kiedy zwinność palcĂłw pozwala nam cieszyć się Mozar­tem!

 

Ale nam brakuje cierpliwości w⁠ wykonywaniu tej pracy, do ktĂłrej wciąż zaprasza nas Giussani. Wydaje nam się to skomplikowane, właśnie sztuczne. I⁠ mylimy rozum z⁠ sentymentem, bo tak jest prościej, bardziej na skrĂłty: jeśli to czuję, to to istnieje, jeśli nie czuję, nie istnieje. Oto nasza „lo­giczna” inteligencja. W⁠ tym momencie kaĹźdy z⁠ nas musi zdecydować, czy iść za Giussanim, by nauczyć się uĹźywać rozumu tak, by rozpoznawać obecność rzeczy obecnych, czy teĹź zająć się czymś innym. A⁠ poniewaĹź nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej drogi, wolimy zająć się czymś innym (czytać, powtarzać zdania), zamiast zaangaĹźować się w⁠ naukę uĹźywania rozumu tak jak on. I⁠ jakĹźe często ulegamy pokusie ucieczki! Dlatego wciąż tkwimy w⁠ zamieszaniu, w⁠ niepewno­Ĺ›ci, toczeni przez róşne opinie jak kamienie.

 

Tylko ten, kto za nim idzie, będzie mĂłgł odczuć w⁠ sobie to drĹźenie, ogarniające nas, gdy na­prawdę wchodzimy w⁠ relację z⁠ Bytem, tak jak widzimy je w⁠ człowieku patrzącym na kogoś, kogo kocha. Taki ktoś mĂłwi „Ty” z⁠ całym drĹźeniem, jakie w⁠ nim wywołuje obecność kochanej osoby. Ja­kiĹź bunt odczuwałby kaĹźdy z⁠ was, jeśliby takie drĹźenie ktoś – komu brakuje takiego nawyku – chciał sprowadzić do operacji myślowej, do komplikacji! To jakby zobaczyć ukochaną osobę zre­dukowaną czyimś chłodnym spojrzeniem. Ale jeśli nie pĂłjdziemy za Giussanim aĹź do tego mo­mentu, popadniemy w⁠ zamieszanie, pomimo wszystkich naszych komentarzy, popadniemy w⁠ za­mieszanie, poniewaĹź nie przywykniemy do właściwego sposobu uĹźywania rozumu, ktĂłry po­zwala na prawdziwe przylgnięcie do rzeczywistości i⁠ na to, by przestać dryfować po róşnych sta­nach ducha.

 

PoniewaĹź wszystko ma naturę znaku, strumienia. Strumień zakłada ĹşrĂłdło. Poznać znaczy zgodzić się na drogę prowadzącą od strumienia do ĹşrĂłdła. To jest prawdziwe, niesłabe, uĹźycie ro­zumu.

 

By wypowiedzieć słowo „ja” z⁠ całą świadomością tego, co dzieje się teraz, widząc dawany nam byt – ktĂłrego zwiększona świadomość, drĹźenie, wywołane we mnie przez obecność innej osoby, jest tylko bladym odbiciem – z⁠ jakimĹź drĹźeniem trzeba by powiedzieć: „Ja jestem Tobą-k­tĂłry-mnie-tworzysz”! Jak świadczy nam ksiądz Giussani: o⁠ tym ĹşrĂłdle, ktĂłre jest „czymś więcej niĹź ja sam”, nie mogę myśleć bez drĹźenia i⁠ fascynacji. Ale dla nas powiedzieć „Ty” nic nie znaczy. Czy rozumiecie, co tracimy? Wiemy o⁠ tym, nie o⁠ to chodzi, Ĺźe nie wiemy, ale nie wystarczy wiedzieć, by się to stało. Chodzi o⁠ wychowanie, ktĂłre odmienia Ĺźycie. To drĹźenie nie jest sentymentalizmem, jest „osądem, ktĂłry pociąga całą moją wraĹźliwość” (por. L. Giussani, Un uomo nuovo, s. IX), pełną wzruszenia świadomością dorosłego człowieka wobec „Ty”, ktĂłre daje mi istnienie. Dlatego PapieĹź mĂłwi: „Kościół otwiera się na świat, nie Ĺźeby zdobyć ludzi dla instytucji aspirującej do władzy, ale Ĺźeby prowadzić ich na nowo ku sobie samym i⁠ w ten sposĂłb doprowadzić ich do Tego, o⁠ ktĂłrym kaĹźda osoba moĹźe powiedzieć wraz ze świętym Augustynem: On jest bardziej wewnątrz mnie niĹź ja sam (por. Wyznania 3, 6, 11)”. (Benedykt XVI, PrzemĂłwienie do katolikĂłw zaangaĹźowanych w⁠ Kościele i⁠ społeczeństwie, Fryburg, 25 września 2011).

 

I rzeczywiście, by mĂłj rozum mĂłgł być ogarnięty przez uczucie, musi być w⁠ pełni rozumem, dochodzić aĹź do momentu dostrzeĹźenia rzeczywistego „Ty”, z⁠ ktĂłrego wypływam, a⁠ nie rozumem słabym. Jeśli rozum nie dochodzi do rzeczywistości, to uczucia pozostają od niego oderwane i⁠ dryfują; z⁠ powodu luki między rozumem a⁠ rzeczywistością następuje rozdział rozpoznania od uczucia. Rozum nie jest analityczną błyskotliwością, ale więzią z⁠ rzeczywistością. Dlatego mĂłwi­my, Ĺźe prawdziwy rozum odkryć moĹźna w⁠ Janie i⁠ Andrzeju, poniewaĹź zostali pochwyceni. Ponie­waĹź jeśli rozum nie dochodzi do rzeczywistości i⁠ nas do niej nie przywiązuje, pozostajemy dryfu­jący i⁠ niepewni. Jak obszernie dowiĂłdł tego tegoroczny Meeting. I⁠ jak przenikliwie zauwaĹźył pro­fesor Mazzarella, komentując wystąpienie Costantino Esposito w⁠ Rimini: „Przychodzimy na świat, otrzymujemy istnienie od Kogoś (…), kto jest i⁠ pozostaje naszym początkowym ÂŤzapasemÂť pew­ności. (…) Utrzymywanie przy Ĺźyciu tej pewności, oĹźywianie jej w⁠ Ĺźyciu kaĹźdego dnia i⁠ kaĹźdej chwili jest powracaniem do tej początkowej więzi z⁠ Kimś, kto mnie tworzy, prawdziwym ĹşrĂłdłem pewności” (Caro Ferraris, perchĂŠ qualcuno ci ha voluto nel mondo?, wywiad dla ilsussidiario.net, 19 września 2011). Jest powracaniem z⁠ zagubienia, w⁠ jakie często się ześlizgujemy.

 

W takim razie moĹźna zrozumieć róşnicę między powtarzaniem słów: „Ja jestem Tobą-ktĂłry-m­nie-tworzysz” jako słusznego zresztą sloganu, a⁠ powiedzeniem „ja” ze świadomością Innego, ktĂł­ry czyni mnie w⁠ tym momencie! Jeśli nie moĹźecie powiedzieć „Ty” z⁠ takim uczuciem, z⁠ takim drĹźeniem, jak kiedy pierwszy raz się zakochaliście i⁠ znaleĹşliście się przed ukochanym, to nie ma­cie nawet nikłego zrozumienia dla tego, co pisze Giussani. To nie są absolutnie jakieś komplikacje myślowe! To nie wyszukane wywody! Sprawdzianem jest to, co dzieje się w⁠ nas. W⁠ pierwszym przypadku nie dzieje się nic; ale jeśli mĂłwię „Ty” ze świadomością Innego, ktĂłry tworzy mnie w⁠ tej chwili, to pomyślcie czy uda wam się wyjść stąd bez nieskończonego wzruszenia? Musi po­jawić się we mnie przywiązanie do tego „Ty”, a⁠ jednocześnie nieskończona wdzięczność za to, Ĺźe jest. Jak długa droga pozostaje przed nami, by mĂłc przeĹźywać rzeczywistość z⁠ taką intensywno­Ĺ›cią, o⁠ jakiej wciąż świadczy nam ksiądz Giussani!

 

„Kiedy przyglądam się sobie i⁠ stwierdzam, Ĺźe ja nie czynię siebie sam, wĂłwczas do tego Cze­goś, co mnie czyni, do ĹşrĂłdła, z⁠ ktĂłrego wypływam, nie mogę się zwrĂłcić inaczej, jak tylko uĹźy­wając słowa ÂŤTyÂť, ze świadomym i⁠ pełnym miłości drĹźeniem, jakie dochodzi do głosu w⁠ tym sło­wie. ÂŤTy-ktĂłry-mnie-czyniszÂť jest zatem tym kimś, ktĂłrego tradycja religijna nazywa Bogiem, jest kimś większym ode mnie, tym, co jest bardziej mną niĹź ja sam sobą, jest tym, dzięki ktĂłre­mu ja jestem” (tamĹźe, s. 169). To coś więcej niĹź słowo! BĂłg jest moim Ojcem, poniewaĹź rodzi mnie w⁠ tej chwili. Poza tym teraz nie ma nic. Nikt nie jest tak bardzo Ojcem, rodzicielem. Dlatego śpiewamy zawsze ze wzruszeniem: „Kiedy zauwaĹźam, Ĺźe Ty jesteś, jak echo słyszę znĂłw mĂłj głos i⁠ odradzam się jak czas wspomnienia” (A. Mascagni, Il mio volto, w: Canti, Cooperativa edi­toriale Nuovo Mondo, s. 203).

 

„Głęboka samoświadomość przeczuwa u⁠ podstaw samego siebie Kogoś Innego. Tym jest mo­dlitwa: głęboką świadomością samego siebie, ktĂłra zderza się z⁠ Kimś Innym. W⁠ ten sposĂłb mo­dlitwa jest jedynym ludzkim głosem, w⁠ ktĂłrym urzeczywistnia się w⁠ pełni wielkość człowieka” (L. Giussani, Zmysł religijny, s. 170). Jak wielka jest róşnica między tym a⁠ czczą poboĹźnością, a⁠ for­malizmem, do ktĂłrego zwykle sprowadzamy modlitwę! MoĹźna zrozumieć, dlaczego nas to męczy i⁠ uciekamy. A⁠ ten, kto nie ucieka i⁠ zdaje sobie sprawę z⁠ siebie aĹź do głębi, to znaczy uĹźy­wa rozumu nie w⁠ sposĂłb słaby, ale prawdziwy, pełny, zaczyna uświadamiać sobie, Ĺźe jeśli stoi na nogach, to dlatego, Ĺźe wspiera się o⁠ Kogoś Innego, poniewaĹź jest tworzony przez Innego. I⁠ jego Ĺźycie zaczyna mieć trwały punkt oparcia: nie sentymentalny, dryfujący, zaleĹźny od stanĂłw du­cha, ale pewny, dzięki tej więzi rozumu z⁠ rzeczywistością aĹź do jej korzenia.

 

Pomóşmy sobie utoĹźsamić się z⁠ tym, by nie sprowadzać tego do czegoś oczywistego zaraz po tym, jak to usłyszymy! „Jak mĂłj głos, ktĂłry jest echem drgań we mnie: jeśli zahamuję drgania, nie ma głosu. Albo jak krynica ĹşrĂłdlana, ktĂłra całkowicie wytryskuje ze ĹşrĂłdła, bądĹş jak kwiat, ktĂłry w⁠ pełni zaleĹźy od mocy korzenia” (tamĹźe). Głos, krynica, kwiat… to obrazy, ktĂłrych ksiądz Giussani uĹźywa, by pomĂłc nam zdać sobie sprawę z⁠ tego „w tej chwili”, by przezwyciężyć poczu­cie oczywistości, brak zdziwienia. Dlatego stwierdzenie „Ja jestem” zgodnie z⁠ pełnią mojego czło­wieczeństwa moĹźe oznaczać wyłącznie to, Ĺźe „Ja jestem uczyniony”. I, dodaje ksiądz Giussani, od tego „zaleĹźy ostateczna rĂłwnowaga Ĺźycia” (tamĹźe).

 

W czym widać tę rĂłwnowagę? W⁠ tym, Ĺźe człowiek „oddycha swobodnie, czuje się na swoim miejscu i⁠ jest radosny”, kiedy rozumie, Ĺźe jest posiadany. Dlatego „prawdziwą świadomość siebie dobrze oddaje obraz dziecka w⁠ ramionach ojca i⁠ matki” (tamĹźe). MoĹźemy zobaczyć, Ĺźe staje się to dla nas doświadczeniem dzięki temu, Ĺźe jesteśmy w⁠ stanie wkroczyć jak dzieci – jakie to waĹź­ne w⁠ dzisiejszym, widzianym na kaĹźdym polu kryzysie – w⁠ kaĹźdą sytuację Ĺźycia, w⁠ kaĹźde okolicz­ności, w⁠ kaĹźdą ciemność z⁠ głębokim spokojem i⁠ moĹźliwością radości. „Nie istnieje system opieki, ktĂłry by mĂłgł to zapewnić” (por. tamĹźe, s. 171). I⁠ właśnie dlatego, Ĺźe nie osiągamy tej prawdzi­wej świadomości siebie samych, musimy korzystać z⁠ systemĂłw pomocy, ktĂłre tak czy owak nie są w⁠ stanie dotrzeć na ten podstawowy poziom, i⁠ dlatego nie rozwiązują problemĂłw, chyba Ĺźe przez okaleczenie człowieka: często, by zagłuszyć w⁠ nim bĂłl jego ran, cenzurują go w⁠ jego czło­wieczeństwie. Piękne mi rozwiązanie…

 

Niech nikt nie traci z⁠ oczu wagi tego, o⁠ czym mówimy, w⁠ obliczu wyzwania rzucanego nam przez okoliczności, wobec których nas postawiono. Tylko tak ugruntowana pewność pozwoli nam budować.

 

Zakończenie

Jaki jest przepis na drogę do poznania ostatecznego znaczenia rzeczywistości? Intensywnie przeĹźywać rzeczywistość, mĂłwi jasno ksiądz Giussani. W⁠ ten sposĂłb moĹźna zrozumieć wagę rze­czywistości dla Ĺźycia.

 

Jedynym warunkiem bycia zawsze naprawdę religijnym, a⁠ więc bycia człowiekiem (nie kimś poboĹźnym, ale człowiekiem!), jest zawsze intensywne przeĹźywanie rzeczywistości. Dlatego czło­wiek intensywnie przeĹźywający rzeczywistość, choćby był rolnikiem albo gospodynią domową, moĹźe wiedzieć więcej niĹź profesor, poniewaĹź przepisem na drogę do poznania znaczenia rzeczy­wistości jest przeĹźywanie rzeczywistości bez wykluczania, negowania czy zapominania czegokol­wiek.

 

Ale uwaga, co oznacza przeĹźywanie rzeczywistości? Ksiądz Giussani zachował dla nas jeszcze ostatnią perłę: „Nie byłoby bowiem czymś ludzkim, rozumnym, branie pod uwagę doświadcze­nia, ograniczając się do jego powierzchni, do szczytu jego fali, bez zstąpienia w⁠ głąb jego pory­wu. Panujący w⁠ mentalności współczesnego człowieka pozytywizm wyklucza przynaglenie do po­szukiwania znaczenia, jakie się rodzi w⁠ pierwotnej relacji z⁠ rzeczami. (…) Pozytywizm wyklucza owo wezwanie do odkrywania znaczenia proponowanego nam przez pierwotne i⁠ bezpośrednie zderzenie z⁠ rzeczami” (tamĹźe, s. 173). Dokładnie to samo co dopiero powiedział PapieĹź w⁠ tym niezwykłym porĂłwnaniu: „Rozum pozytywistyczny, ktĂłry przedstawia się w⁠ sposĂłb wyłączny i⁠ ktĂłry nie jest w⁠ stanie przyjąć czegokolwiek innego, co nie jest funkcjonalne, upodabnia się do gmachĂłw z⁠ wielkiej płyty, bez okien, w⁠ ktĂłrych sami tworzymy klimat i⁠ światło, nie chcemy zaś przyjmować obu tych rzeczy z⁠ rozległego świata BoĹźego” (por. Benedykt XVI, PrzemĂłwienie w⁠ Bundestagu).

 

A w⁠ czym moĹźemy dostrzec nasz pozytywizm? W⁠ tym, Ĺźe dusimy się w⁠ naszym gmachu z⁠ wielkiej płyty. Ksiądz Giussani daje nam wszystko co potrzebne, by kaĹźdy mĂłgł poprawnie zwe­ryfikować własne doświadczenia. MoĹźemy interpretować, jak chcemy, ale jeśli dusimy się w⁠ oko­licznościach, to znaczy Ĺźe jesteśmy pozytywistami (o to właśnie chodzi!). By odetchnąć, wystarczy „na nowo otworzyć okna”, by „na nowo ujrzeć rozległość świata, niebo i⁠ ziemię”, mĂłwi PapieĹź, nie opierając się, dodaje ksiądz Giussani, „przynagleniu do poszukiwania znaczenia, jakie rodzi się z⁠ pierwotnej relacji z⁠ rzeczami” (L. Giussani, Zmysł religijny, s. 173).

 

Dlatego „im bardziej ktoś przeĹźywa relację z⁠ rzeczami na poziomie świadomości, ktĂłrą opisa­liśmy, tym bardziej przeĹźywa swoje zderzenie z⁠ rzeczywistością i⁠ tym lepiej zaczyna poznawać coś z⁠ tajemnicy” (tamĹźe, s. 174).

 

To wymaga od kaĹźdego z⁠ nas zaangaĹźowania, ktĂłrego nikt nam nie zaoszczędzi. Dlatego ksiądz Giussani kończy uświadamiając nam, Ĺźe „tym, co blokuje prawdziwy wymiar religijny (…), jest brak powagi wobec rzeczywistości, czego najbardziej dosadnym przykładem jest uprzedze­nie” – czyli ideologia, ta redukcja, ktĂłrej tak często dokonujemy z⁠ powodu sytuacji kultury, w⁠ ktĂł­rej Ĺźyjemy – „Świat jest jakby słowem, logosem, odsyłającym, odwołującym się do czegoś Innego, czegoś poza sobą, czegoś, co w⁠ gĂłrze”. Dlatego „analogia” to „pojęcie, ktĂłre opisuje syntetycznie dynamiczną strukturę zderzenia człowieka z⁠ rzeczywistością” (tamĹźe).

 

Co za fascynująca przygoda, przyjaciele! Idąc tą drogą, aĹź do końca, będziemy mogli stać się dla wszystkich świadectwem o⁠ rozumie zdolnym do poznania rzeczywistości w⁠ całej jej głębi, je­dynej rzeczy pozwalającej budować, w⁠ momencie kiedy wszystko zdaje się sprzysięgać przeciw­ko poprawie w⁠ Ĺźyciu społecznym. To będzie nasz wkład.

 

HOMILIA PODCZAS MSZY ŚWIĘTEJ

KSIĄDZ JULIÁN CARRÓN

Dzisiejsze czytania mĂłwią nam, Ĺźe nauczenie się tego, o⁠ czym mĂłwiliśmy, jest decydujące nie tylko w⁠ relacji z⁠ całą rzeczywistością, ale takĹźe z⁠ tym, co najbardziej w⁠ niej rzeczywiste – wy­darzeniem chrześcijańskim, Chrystusem. Widzimy to dzięki temu, Ĺźe mimo iĹź jesteśmy wybrani przez Tajemnicę, czasem nie zdajemy sobie z⁠ tego sprawy.

 

Cała dzisiejsza liturgia jest pełna słów o⁠ tym ukochaniu, o⁠ tym wybraniu. „Winnicą Pana Zastę­pĂłw jest dom Izraela, a⁠ ludzie z⁠ Judy szczepem Jego wybranym” (Iz 5, 7). Gdzie dostrzegamy to wybranie? W⁠ tym, Ĺźe BĂłg „okopał ją i⁠ oczyścił z⁠ kamieni i⁠ zasadził w⁠ niej szlachetną winorośl; po­Ĺ›rodku niej zbudował wieżę, takĹźe i⁠ tłocznię w⁠ niej wykuł” (Iz 5,2). Opasał ją murem, tak bardzo ją wyróşniając; ale nie tylko w⁠ momencie, gdy ją zakładał. Pan przysłał bowiem – jak mĂłwi Ewan­gelia – prorokĂłw, a⁠ w końcu swojego Syna, by o⁠ nią dbać, ale uprawiający Go nie przyjmują, nie zdają sobie sprawy z⁠ tego wyróşnienia, z⁠ tego daru (por. Mt 21, 33-43). A⁠ kiedy nie zdajemy so­bie sprawy z⁠ daru rzeczywistości, ktĂłry otrzymujemy od Tajemnicy, widzimy, Ĺźe zaczynają się mnoĹźyć katastrofy. I⁠ rzeczywiście, co się dzieje po tym odrzuceniu? „Rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w⁠ pustynię, (…) tak iĹź wzejdą osty i⁠ ciernie” (Iz 5, 5-6). Ĺťycie sprowa­dza się do tego: do pustyni, wszystko staje się płytkie i⁠ znowu szare.

 

Czyniąc częścią Liturgii te dwie przypowieści: Izajasza i⁠ ewangeliczną, Kościół przywołuje nas do świadomości, Ĺźe my, teraz, jesteśmy winnicą Pańską. Pan zbudował winnicę Kościoła, dbał o⁠ nią, kupił ją za cenę krwi swego Syna. MoĹźemy powiedzieć: „Jesteśmy winnicą wybraną”. BĂłg nie opuszcza swojego ludu i⁠ wciąż przysyła nam posłańcĂłw, „świadkĂłw” – jak przypomniał nam nasz Arcybiskup w⁠ zeszłą niedzielę – ktĂłrzy zajmują się winnicą, by nie zmieniła się w⁠ pustynię. Ale bardzo często odrzucamy nie tylko prorokĂłw, jak narĂłd Starego Przymierza, ale rĂłwnieĹź i⁠ Syna. „Chrystus – mĂłwił nam Arcybiskup słowami Giovanni Battisty Montiniego – jest nieznajo­mym, zapomnianym, nieobecnym w⁠ duĹźej części współczesnej kultury”. A⁠ to sprawia, Ĺźe ludzie „nie widzą juĹź tego, Ĺźe jest On pomocą w⁠ Ĺźyciu codziennym dla nich i⁠ ich najbliĹźszych” (A. Scola, Homilia na Ingres do diecezji mediolańskiej, 25 września 2011).

 

Przypomniał nam to sam PapieĹź – kolejny posłaniec – w⁠ Niemczech: „Stwierdzamy ciągłe odci­nanie się znaczącej części ochrzczonych od Ĺźycia Kościoła” (Benedykt XVI, Spotkanie z⁠ katolika­mi zaangaĹźowanymi w⁠ Kościele i⁠ społeczeństwie). I⁠ jeszcze: „Prawdziwym kryzysem Ko­Ĺ›cioła w⁠ świecie zachodnim jest kryzys wiary” (tamĹźe). Widzimy, Ĺźe wciąż potwierdza się, tak jak została opowiedziana, ta przypowieść: moĹźemy odrzucić wszystkich posłańcĂłw, nawet Syna. Konsekwencje dostrzegamy w⁠ nas i⁠ w Ĺźyciu społecznym: to „masowe odejście od praktyk chrze­Ĺ›cijańskich” nie moĹźe nie pociągnąć za sobą – mĂłwił kardynał Scola – „powaĹźnego zepsucia w⁠ Ĺźyciu osobistym i⁠ wspĂłlnotowym Kościoła i⁠ społeczeństwa obywatelskiego” (A. Scola, Homi­lia…). Ale Pan wciąż, rĂłwnieĹź teraz, przysyła nam świadkĂłw, posłańcĂłw: PapieĹźa, naszego Arcybi­skupa, tyle osĂłb przemienionych, ktĂłre widzimy wśrĂłd nas. Poprzez nich Chrystus wciąż nas wzywa, chce nas przyciągnąć do siebie, aby nasza winnica nie zamieniała się w⁠ pustynię, ale przynosiła plon. PoniewaĹź, jak mĂłwił PapieĹź, „odnowa Kościoła moĹźe ostatecznie przyjść jedynie przez gotowość do nawrĂłcenia i⁠ przez odnowienie wiary” (Benedykt XVI, Homilia podczas Mszy św. we Fryburgu, 25 września 2011). NawrĂłcenie nie jest niczym innym jak budowaniem na ka­mieniu, ktĂłry odrzucili inni i⁠ ktĂłry odrzucamy tak często takĹźe i⁠ my; jest budowaniem na Panu, poniewaĹź – jak stwierdził PapieĹź – „On jest blisko nas, Jego serce bije dla nas, pochyla się nad nami. (…) Czeka na nasze ÂŤtakÂť i⁠ (…) o⁠ nie Ĺźebrze” (tamĹźe).

 

W obliczu tego Chrystusa Ĺźebrzącego o⁠ nasze „tak” rozgrywa się dzisiaj nasze Ĺźycie. „By po­wiedzieć o⁠ sobie ludziom, Chrystus postanowił być zaleĹźnym od ludzi” (A. Scola, Homilia…), przy­pomniał nam Arcybiskup. BĂłg nas potrzebuje, zostaliśmy powołani do współpracy na rzecz Jego misji, by mĂłc świadczyć o⁠ tym, Ĺźe jedynym kamieniem, na ktĂłrym moĹźna budować, jest właśnie On.

 

*Cytaty z⁠ przemówień Benedykta XVI za: www.vatican.va.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją