Ślady
>
Archiwum
>
2011
>
wrzesień / październik
|
||
Ślady, numer 5 / 2011 (wrzesień / październik) Lektura miesiąca Koniec romansu. O wiele więcej niż tylko historia miłości Michele Faldi Dziennikarz, autor sztuk teatralnych, agent angielskiego wywiadu, który nawrócił się na katolicyzm za sprawą swojej przyszłej żony – sama biografia Grahama Greene’a, uchodzącego za jednego z największych twórców literatury angielskiej ubiegłego stulecia, wydaje się historią opowiedzianą w jednej z jego powieści. Ich lektura to nagłe wejście w centrum doświadczenia współczesnego człowieka, znajdującego się pośród podziałów i sprzeczności, fałszu i bohaterskich czynów, charakterystycznych dla kondycji człowieka naszych czasów. Wątki i intrygi w jego powieściach są całkowicie świeckie, a wiele z nich czyta się jak kryminały, jednak nawet mniej uważny czytelnik zauważy, że za widzialnym dramatem rozgrywa się inny, szybko uświadomi sobie, że powieściowy świat – świat podejrzenia, zdrady, zła, jednym słowem: świat grzechu – zamieszkuje inna obecność. Jest tak również w przypadku Końca romansu, który William Faulkner nazwał „jedną z najbardziej prawdziwych i poruszających powieści naszych czasów”. Akcję, rozgrywającą się w Londynie podczas II wojny światowej oraz w miesiącach tuż po jej zakończeniu, można uznać za klasyczną historię małżeńskiego trójkąta (mąż – zwykły urzędnik państwowy, żona Sara i pisarz Maurice, który zakochuje się ze wzajemnością w Sarze). Namiętny romans nabiera rumieńców podczas licznych potajemnych spotkań Maurice’a i Sary. W czasie jednego z nich w budynku, w którym się znajdują, wybucha bomba. Maurice traci przytomność, a być może nawet życie. Sara, nie wiedząc dokładnie, co robi, modli się do nieznanego sobie Bytu, w który nie wierzy, ślubując, że zakończy całą historię, jeśli jej ukochany odzyska przytomność. W ten sposób niespodziewanie włącza się odniesienie do Tajemnicy, do Boga obecnego w istnieniach całkowicie wyobcowanych z chrześcijaństwa i dramatycznie oddalonych od nadziei. Nieprzypadkowo życiowa postawa Maurice’a – prawdziwego przykładu współczesnego „ja” – streszcza się w przerażającym stwierdzeniu: „Nigdy nie utracę świadomości czasu – dla mnie teraźniejszość nigdy nie jest teraz, jest zawsze w ubiegłym roku albo w przyszłym tygodniu”. Wszystko zaczyna ukazywać się w nowym i odmiennym świetle, ogarniającym i rozświetlającym również inne, występujące w powieści bynajmniej niedrugorzędne postacie: matkę Sary, wynajętego przez zazdrosnego Maurice’a prywatnego detektywa i jego syna oraz zagorzałego ateistycznego materialistę. Miłość do ludzi oraz nienawiść do Boga wyłaniają się i mieszają w emocjonującym crescendo, za sprawą którego krytyk Charles Moeller dostrzegł podobieństwo między finałowymi frazami tej powieści a Zwiastowaniem Claudela. Wyraźna niemoc Boga, który wydaje się całkowicie nieobecny czy też daleki od rzeczywistości, wybucha w tekście w sposób, który z trudem odnajdziemy gdzie indziej, a to, co wydaje się milczeniem Tajemnicy, staje się cudownym miłosierdziem.
Graham Greene Koniec romansu Tłum. J. J. Szczepański Toruń 1999 174 s. |