Ślady
>
Archiwum
>
2011
>
wrzesieĹ / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer 5 / 2011 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Meeting Haiti w Rimini. âDlaczego ja?â Alessandra Stoppa SÄ trĂłjkÄ przyjacióŠz Port-au-Princeâa, ktĂłrzy w Rimini przez tydzieĹ kroili miÄso i warzywa. Przyjechali, by znaleĹşÄ odpowiedĹş na jedno pytanie i przekonaÄ siÄ, co âzmieniĹo ich duszeâ.
Port-au-Princeâa, w najbardziej zapuszczonej czÄĹci stolicy, zniszczonej pĂłĹtora roku temu przez trzÄsienie ziemi. Potem, podobnie jak dwĂłjka przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy sÄ tutaj z nim, DelvÄ i Sherline, zaczÄ Ĺ pracowaÄ w AVSI, spotkaĹ Ruch i zobaczyĹ, jak jego Ĺźycie siÄ zmienia: âMamy innÄ duszÄâ. O Meetingu dowiedzieli siÄ od wĹoskiej koleĹźanki: âNa podstawie samej tylko opowieĹci Glorii â mĂłwi Sherline â nigdy nie mogĹabym sobie wyobraziÄ tego wszystkiego, co tu widzÄâ. PrzyjaĹşni ze wszystkimi nieznajomymi osobami, spotkania z Kanadyjczykiem Maximem, ktĂłry przez caĹy tydzieĹ byĹ ich tĹumaczem. I innych, nigdy wczeĹniej niewidzianych ludzi, ktĂłrzy zebrali pieniÄ dze, by mogli tu przyjechaÄ. âMyĹleliĹmy, Ĺźe Ĺźyjemy na wyspie sami, tymczasem jesteĹmy czÄĹciÄ czegoĹ tak wielkiego â mĂłwi Delva. â CzujÄ siÄ kochanyâ. Wieczorem, kiedy wraca do hotelu, kĹadzie siÄ na Ĺóşku i robi zapiski. âPiszÄ o wszystkim. Nie chcÄ zapomnieÄ ani sekundy z tego, co siÄ wydarzaâ. Nawet 25 kieliszkĂłw, ktĂłre rozbiĹ w kuchni. âPoczuĹem siÄ jak ostatnia ofiara, byĹo mi bardzo przykro. Wszyscy jednak bili brawo. Wtedy pomyĹlaĹem, Ĺźe nasze ograniczenie jest pozytywne: jesteĹmy puĹci, poniewaĹź potrzebujemy Bogaâ. To samo odnosi siÄ do trzÄsienia ziemi. âTamtego dnia myĹlaĹam, Ĺźe wszystko siÄ skoĹczyĹo â mĂłwi Sherline. â Potem siÄ zatrzymaĹam: ja jednak wciÄ Ĺź jestem. A wiÄc? To podczas SzkoĹy WspĂłlnoty, bÄdÄ c wraz z przyjaciĂłĹmi, zrozumiaĹam, Ĺźe Ĺźycie dane jest po to, by je przeĹźywaÄâ. Stolica Haiti podzielona jest na dwie czÄĹci przez wyimaginowanÄ liniÄ â ĹźyjÄ cy na zachĂłd od niej uchodzÄ za szumowiny. StamtÄ d pochodzi Wesley. Dlatego nigdy wczeĹniej w swoim Ĺźyciu nie mĂłgĹby sobie wyobraziÄ, Ĺźe podwaĹźy kiedyĹ zdanie jakiegoĹ adwokata. Na dodatek pochodzÄ cego ze wschodniej czÄĹci. âPo spotkaniu z Ruchem miaĹa jednak miejsce rĂłwnieĹź taka sytuacja, poniewaĹź teraz wiem, co oznaczajÄ sĹowa, ktĂłrych uĹźywamâ. Do dyskusji doszĹo przez przypadek, a dotyczyĹa ona tego, czym jest rozum. Adwokatowi odebraĹo mowÄ: âPowiedziaĹ mi tylko: ÂŤA wiÄc tam rĂłwnieĹź sÄ ludzie. Idziesz w dobrym kierunkuÂť. Ja, ktĂłry jestem zerem, stawiĹem czoĹa adwokatowi â godnoĹÄ czĹowieka wypĹywa z chrzeĹcijaĹstwaâ. Tak jak przyjaźŠmiÄdzy nim a DelvÄ . âDla Ĺwiata nasza przyjaźŠjest czymĹ niemoĹźliwymâ. Urodzeni w róşnych regionach, jeden metodysta, drugi katolik. A jednak ludzie pytajÄ ich, czy sÄ braÄmi. âTo BĂłg jest tÄ jednoĹciÄ â. JednoĹciÄ , ktĂłrÄ zobaczyli w innych, zrodzonych tu relacjach. âPrzyjechaĹam, by poznaÄ prawdziwÄ wolnoĹÄ â mĂłwi Sherline. â ZawiozÄ do domu mocne wiÄzi. To znaczy Jezusaâ. To ostatni dzieĹ Meetingu. Wesley jeszcze raz myĹli o wszystkich twarzach, rozmowach, ludziach, ktĂłrzy przewinÄli siÄ przez restauracjÄ, o Ĺpiewach, wystawach⌠âCo siÄ dzieje? â pyta DelvÄ, gdy zaczynajÄ ostatni dyĹźur. â Wiesz, Wesley, musimy wÄdrowaÄ. To nie zaleĹźy od nas. ZasadniczÄ sprawÄ jest wÄdrĂłwka, bo drogÄ wyznacza KtoĹ Inny. Nie zrobiliĹmy niczego, to wszystko wyszĹo nam na spotkanieâ. |