Ślady
>
Archiwum
>
2011
>
wrzesień / październik
|
||
Ślady, numer 5 / 2011 (wrzesień / październik) Od redakcji Bunkier i okna Trudno posłużyć się właściwszym obrazem: „Gmachy z wielkiej płyty, bez okien, w których sami tworzymy klimat i światło” (por. Przemówienie Benedykta XVI w Bundestagu, Berlin, 22 września 2011 r., cyt. za: www.vatican.va). Bunkier. Żadnego otworu. Żadnej szczeliny na zewnątrz. Człowiek zaczyna się dusić już na samą myśl. A przecież tak właśnie traktujemy samych siebie. Wystarczy na siebie spojrzeć, by zauważyć, jak jesteśmy uwikłani w ten „pozytywistyczny rozum”, ograniczony, zredukowany, duszący się, który Benedykt XVI odmalował przy pomocy przywołanego wyobrażenia w historycznym wystąpieniu w Bundestagu w Berlinie. Wystarczy być wobec siebie lojalnym i zobaczyć, w jaki sposób stajemy wobec rzeczywistości: pracy, rodziny, nauki… Ile razy czujemy ograniczoną przestrzeń i zatęchłe powietrze. Często widzimy ciemność. Ponieważ światło i powietrze, które dostarczamy sobie sami, myśl, że sami damy radę, po prostu nie wystarcza. Tak jak nie wystarcza ułuda, że jeśli zmienilibyśmy okoliczności, gdybyśmy nie byli tam, gdzie jesteśmy, ale gdzie indziej, to wówczas… To tylko gadanie, i to widać. By oddychać, nie wystarczy przejść z jednego pomieszczenia bunkra do drugiego. Jeśli rzeczywistość jest taka, jaka jest, i nie jest niczym innym, naga i surowa, jeśli jej wymiar ogranicza się do tego, co jesteśmy w stanie zmierzyć – jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, jesteśmy pozytywistami – brakuje nam powietrza. I dlatego właśnie obraz, jakim posłużył się Ojciec Święty, jest wymowny. Nie chodzi o to, że nie potrafimy już dysputować o filozofii, rozmawiać o wierze, prowadzić dyskusji między wierzącymi a niewierzącymi. My nie jesteśmy w stanie żyć. A dla nas priorytetem jest życie. Tak oto, jeśli jesteśmy lojalni wobec tej pilnej potrzeby, wezwanie, które rozbrzmiało nieco dalej w tym samym przemówieniu, staje się naszym wołaniem: „Trzeba na nowo otworzyć szeroko okna”. Dostarczyć powietrza. „Winniśmy na nowo ujrzeć rozległość świata, niebo i ziemię, oraz nauczyć się korzystać z tego wszystkiego w sposób sprawiedliwy” (tamże). I dotrzeć do sedna tej rozległości świata, ponieważ rozległość to nie tylko kwestia rozciągłości horyzontu, ale też głębokości. „To wszystko, co jest, krzyczy o swojej zależności od Kogoś Innego – przypomniał ksiądz Carrón podczas Inauguracji Roku Pracy CL. – Naturą człowieka jest bycie stworzonym, a jego rozum znajduje spełnienie w uznaniu tej ostatecznej implikacji, która tkwi w istnieniu rzeczy. Jeśli człowiek zaprzecza odniesieniu, jeśli zaprzecza temu, co jest ponad, zaprzecza rzeczy, doświadczeniu rzeczy, niszczy ją. W obliczu nieogarnionej darmowości rzeczywistości pojawia się coś w rodzaju dziwnego paraliżu rozumu, który się blokuje. Jeśli jednak ktoś temu zaprzecza, zaprzecza rzeczy”. Jeśli ktoś staje w obliczu problemu pracy, kryzysu, dziecka, usuwając zdumienie z powodu samego faktu, że to wszystko jest i że jest dane, zaprzeczając tej implikacji, uchodząc tej „ostatecznej implikacji”, kończy po prostu na ich negacji. Unicestwia je. Blokuje rozum, wyklucza Tajemnicę i neguje rzeczywistość. To tak jakby zamknąć ją w jakimś ciemnym i dusznym pokoju właśnie. Tylko że potem zdumiewamy się, że brakuje tam oddechu, którego oczekujemy. Dlatego wywód, który znajdziecie w tekstach Ojca Świętego i na „Stronie pierwszej” w tym numerze, jest decydujący. Jest niezbędny do tego, by żyć. Tym bardziej teraz, kiedy powietrze staje się ciężkie, a o kryzysie nie tylko słyszymy, ale przeżywamy go osobiście (spróbujcie przeczytać historie z „Pierwszego planu”). Możemy utknąć w okolicznościach, pięknych albo brzydkich – nieważne – i zablokować się między nimi, bez oddechu. Albo używać rozumu zgodnie z jego przeznaczeniem, przyjąć wyzwanie tej ostatecznej implikacji, nie po to, by ją dodać do rzeczywistości, ale by ją w niej odkryć. „Jak gdyby w rzeczach znajdowało się zaproszenie” – mówi inny fragment tekstu z Inauguracji. Do nas należy przyjęcie tego zaproszenia. I otwarcie na oścież okien. |