Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2011 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2011 (lipiec / sierpień)

Strona pierwsza

Doświadczenie - droga do prawdy

ks. JuliĂĄn CarrĂłn


Notatki z syntezy księdza Juliána Carróna ze spotkania z młodzieżą z Włoskiego Centrum Studentów Comunione e Liberazione

Mediolan, 18 czerwca 2011 r.

 

1. Wyłonienie się pytania
    Tego ranka została nam przypomniana droga przebyta wspĂłlnie w ostatnich miesiącach, ktĂłra rozpoczęła się 26 stycznia prezentacją Zmysł religijny, sprawdzian wiary, kontynuowana potem w następnych etapach: ĹšrĂłdle osądu, Konieczności osądu oraz w Rekolekcjach Bractwa. Będę miał sposobność powrĂłcić do tej trajektorii przy innej okazji. Teraz jednak jestem ciekaw usłyszeć, co odpowiecie, jeśli was zapytam: w czym odczuliśmy tego ranka, Ĺźe zmysł religijny jest sprawdzianem wiary? Dla mnie, gdy słuchałem waszych wypowiedzi, najbardziej widocznym znakiem doświadczenia wiary, ktĂłre jest naszym udziałem, było wyłonienie się pytania.
    Myślę o tym, co mĂłwił nasz przyjaciel pod koniec assemblei. IleĹź razy powtarzał pewne dyskursy jako coś juĹź wiadomego! Dzisiaj natomiast w pewnym momencie przyznał: „To wszystko, o czym sobie mĂłwimy, jest jak najbardziej prawdziwe. W istocie, jestem tutaj, niczego nie kwestionuję, wciąż chodzę na mszę św., robię to wszystko, co zostaje mi zaproponowane. Jeśli muszę jednak przyznać, Ĺźe Chrystus jest punktem wyjścia dla tego wszystkiego, czym Ĺźyję w mojej codzienności, Ĺźe jest hipotezą, z ktĂłrą wchodzę w rzeczywistość, nie mogę tego zrobić, poniewaĹź tak nie jest. Pragnę tego z całego serca, ale nie daję rady, widzę, Ĺźe niedomagam we wszystkim, i widzę, Ĺźe takĹźe takie niedomagające jest nasze bycie razem, to znaczy brakuje w nim Chrystusa. MĂłwiłeś o wędrĂłwce – jestem gotowy ją odbyć. Pytam jednak: jak przejść tę drogę?”. Musimy mu podziękować za prostotę, z jaką postawił pytanie – jest to pomoc dla wszystkich, poniewaĹź uświadamia nam wyzwanie, to, jak bardzo ksiądz Giussani uchwycił istotę problemu. Rzeczywiście moĹźemy być razem latami i na koniec stwierdzić, Ĺźe brakuje tego, co zasadnicze. Albo teĹź myślę o tym, na co zwrĂłcił uwagę zaraz potem ktoś inny z was: „Wydarzyło mi się wiele pięknych faktĂłw, nie zmieniło się jednak moje odczuwanie siebie. Kiedy mĂłwiłeś o tym, co wydarzyło się Maryi, o tym ÂŤgłębokim odczuwaniu siebie, tajemniczym: adorowaniu siebie, poczuciu wielkości rĂłwnemu tylko poczuciu własnej nicościÂť, mĂłwiłem sobie: ÂŤAle ja nie mam takiego poczucia siebie!Âť. Co zrobić, aby je mieć?”.
    Przede wszystkim, oto punkt pierwszy, przestajemy uznawać rzeczy za pewniki, zaczynamy zauwaĹźać wyłanianie się naszej potrzeby i rozumieć, Ĺźe nie wystarcza nam bycie ze sobą w pewien sposĂłb, by uzyskać na nią odpowiedĹş. Właśnie to przebudzenie się zmysłu religijnego, naszego „ja”, zrozumienie, Ĺźe nie wystarczy nam powtarzanie dyskursu albo formuły, jest znakiem współczesności Chrystusa, ktĂłry jest pośrĂłd nas. Takie przebudzenie jest w istocie najmniej oczywistą z istniejących rzeczy. Co więcej, wiele razy moĹźemy być – pomimo tego, Ĺźe Ĺźyjemy razem – jakby jednowymiarowi. WĂłwczas dostrzeĹźenie wyłaniania się pewnych pytań w nas, fakt, Ĺźe człowiek nie ucieknie przed nimi albo teĹź Ĺźe przestanie zakładać z gĂłry, Ĺźe ktoś inny zada pytanie, ukazuje pewną zachodzącą róşnicę, jest znakiem, Ĺźe coś w naszym „ja” zaczyna się poruszać, budzić.
    To takĹźe pozwala wejść w dialog z drugim, jak pokazuje spotkanie jednej z was z kobietą na ulicy, wzmiankowane w jednej z wypowiedzi tego ranka. „Otrzymując ulotkę wyborczą Gotowi, by uzasadnić nadzieję, ktĂłra w nas jest – powiedział zabierający głos – pewna kobieta odpowiedziała nagle: ÂŤW moim Ĺźyciu nie ma Ĺźadnej nadziei; od śmierci mojego syna Ĺźycie moje i mojego męża jest ruiną; poprzez terapię usiłuję pokonać to, co się stało, poniewaĹź jestem w stanie Ĺźyć tylko wtedy, gdy o tym nie myślę». WĂłwczas dziewczyna, ktĂłra dała jej ulotkę, doświadczywszy czegoś podobnego w swoim Ĺźyciu, zatrzymała się i powiedziała: ÂŤAle ja spotkałam osoby, ktĂłre w obliczu śmierci nie muszą niczego cenzurować, ktĂłre w sposĂłb świadomy mogą Ĺźyć ze wszystkimi pytaniami, jakie mają, w obliczu tego, co się wydarzyłoÂť. W tym momencie kobieta zaczęła zachowywać się inaczej: ÂŤJa spotkałam tylko osoby, ktĂłre usiłują mnie pocieszyć, mĂłwiąc mi, Ĺźe wcześniej czy później i tak wszystko by się skończyło, albo teĹź zaczęły mnie unikać, poniewaĹź nie potrafiły stanąć ze mną twarzą w twarz. Ja rĂłwnieĹź bardzo chciałabym doświadczać tego, o czym mĂłwisz. Jeśli to prawda, Ĺźe spotkałaś osoby, ktĂłre mi opisałaś, powiedz mi: gdzie mogę je spotkać?Âť. Wtedy dziewczyna zaprosiła ją na Szkołę WspĂłlnoty”.
    Ĺšwiadectwo podobne temu uwidacznia, czym jest „ja”, i pozwala nam zrozumieć, dlaczego nie kaĹźda odpowiedĹş na pytanie, ktĂłrym jesteśmy, jest adekwatna. NiektĂłrzy prĂłbowali ją pocieszyć, tak jakby jej problem był problemem sentymentalnym, inni nie byli w stanie spojrzeć jej w oczy – jej jednak nie wystarczało pocieszenie, nie wystarczała ucieczka. Co jest w stanie odpowiedzieć na jej potrzebę? Spotykając tamtą dziewczynę, zadała pytania: „Czy macie jakąś odpowiedĹş? Gdzie się spotykacie?”.
     Uwaga, nam rĂłwnieĹź, abstrahując od naszych intencji, nie potrzeba taniego pocieszenia, sentymentalnego sposobu przeĹźywania towarzystwa. Kiedy „ja” zaczyna się budzić, nie moĹźemy zredukować go do naszego upodobania, jakbyśmy byli jego właścicielami. Serce jest obiektywne i nieomylne, jak powiedzieliśmy sobie, cytując księdza Giussaniego. Potrzeba, ktĂłra je definiuje, nie pozwala się zmanipulować, dlatego tamta kobieta moĹźe otrzymać pocieszenie, ale ono jej nie wystarcza, i odczuwa niewystarczalność odpowiedzi, tak jak odczuwamy ją my, ktĂłrzy moĹźemy być razem. To bycie razem nam jednak nie wystarcza, nawet jeśli mĂłwimy, Ĺźe jesteśmy razem ze względu na Chrystusa, a Chrystusa tam nie ma!

2. Pilna potrzeba drogi
    A więc jak gdyby z wnętrza naszego doświadczenia wyłania się wciąż więcej, pilna potrzeba znalezienia jakiejś drogi, jasności co do wędrĂłwki.
    â€žJak to zrobić?” – zapytali nasi przyjaciele tego ranka. Znaczącym jest fakt, Ĺźe po spotkaniu człowiek wciąż zadaje sobie pytanie: „Jak to zrobić?”. Oznacza to, Ĺźe to, co się wydarzyło w spotkaniu, nie naleĹźy jeszcze do nas. Człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę, Ĺźe pragnie prawdy, pełni, ale nie jest w stanie tego pragnienia urzeczywistnić, widzi całą dysproporcję między pragnieniem a zrealizowaniem go. Ale właśnie wtedy, gdy to doświadczenie zaczyna torować sobie w nas drogę ze świadomością, z jaką wyszło na jaw dzisiaj, zaczynamy naprawdę rozumieć, czego potrzebujemy. Czego potrzebujemy? Potrzebujemy drogi, wędrĂłwki. Jak zidentyfikować tę drogę, tę wędrĂłwkę? Musimy wrĂłcić do tego, co nam się przydarzyło. W ktĂłrym momencie wkroczyła hipoteza odpowiedzi? W spotkaniu. W spotkaniu zaczęła ukazywać się naszym oczom pewna obietnica, przeczucie pewnej drogi.
    Teraz, jak powiedzieliśmy podczas Rekolekcji Bractwa, Ĺźadna władza nie moĹźe przeszkodzić temu, aby wydarzyło się spotkanie, ale moĹźe przeszkodzić temu, by stało się ono drogą, by stało się ono historią. To jest świadomość wpływu władzy, jaką musimy mieć: moĹźemy tu być, a spotkanie nie stanie się drogą, nie stanie się historią; w ten sposĂłb po latach, wciąż pytamy: „Jak to zrobić?”. Nie mĂłwię tego z wyrzutem, ale po to, byśmy mogli stawać się coraz bardziej świadomi bitwy, w ktĂłrej uczestniczymy. Musimy nieustraszenie uczyć się od tego, co wydarza się w nas. To, co się wyłania, jest łaską – w istocie, jest Tajemnicą, ktĂłra daje nam tę świadomość – i musimy uĹźywać tego w naszej wędrĂłwce, by kontynuować bitwę, by współpracować w tej bitwie, do ktĂłrej przystąpiła wraz z nami sama Tajemnica na chrzcie św. Jak mĂłwi ksiądz Giussani, Pan, niczym vir pugnator [waleczny mąż], na chrzcie św. przystąpił wraz z kaĹźdym z nas do bitwy o „zawładnięcie naszą egzystencją”. Nie moĹźemy się wystraszyć, musimy wykorzystać to, co daje nam Pan, posługując się błyskotliwością, ktĂłrą czyni moĹźliwą w nas po to, byśmy stali się świadomi tego, co jest zasadniczą kwestią. Fakt, Ĺźe pytamy: „Jak to zrobić?”, mĂłwi nam, Ĺźe jest tak, jakbyśmy nie wzięli tak naprawdę i do głębi na powaĹźnie hipotezy, ktĂłra dotarła do nas w spotkaniu. Widać to po tym, Ĺźe – jak była o tym mowa wcześniej – wiele razy wchodzimy w rzeczywistość, nie wychodząc od niej, co więcej, jest to ostatnia rzecz, jaka przychodzi nam do głowy. MoĹźe przyjmujemy tę hipotezę, by wykonać pewne gesty, poniewaĹź proponuje nam to Ruch, ale w reszcie Ĺźycia, w stawianiu czoła wszystkiemu – miłości, pracy, nauce, problemowi spełnienia, satysfakcji – uĹźywamy hipotezy takiej jak wszyscy. Dlatego po latach moĹźemy tu być i pytać: „Jak to zrobić?”, jakbyśmy byli zagubieni jak wszyscy, w zamęcie takim, jak wszyscy.
    Pierwszym wyzwaniem jest więc pojęcie nowości, ktĂłra wniknęła w nas podczas spotkania. Tam zdarzyło się coś, przeczuliśmy coś i musimy z prostotą powrĂłcić do tego momentu, do tego, co się wydarzyło w nas, by wyłowić teraz, w teraĹşniejszości, dzisiaj, to, co zaczęło się w nas wraz z tamtym pierwszym spotkaniem, i wziąć to za hipotezę służącą wejściu w rzeczywistość. Musimy stać się bardziej świadomi tego, co się wydarzyło, poniewaĹź to tak, jakbyśmy w tym momencie nie zrozumieli dogłębnie tego, co się wydarzyło. Teraz zaczęliśmy stawać się bardziej świadomi tego, jaka łaska została nam dana, ze względu na ten promyk, ktĂłry w nas wniknął. By jednak stało się to historią, trzeba podjąć to, co się wydarzyło, jako „hipotezę pracy” – zgodnie z przepięknym określeniem, jakim posłuĹźył się ksiądz Giussani – trzeba, by to, co się wydarzyło, stało się pewną hipotezą pracy w odniesieniu do całej rzeczywistości.
    Tylko ten, kto bierze na powaĹźnie hipotezę, moĹźe w pewnym momencie, jak mĂłwiła autorka listu przytoczonego tego ranka, spostrzec, Ĺźe ta hipoteza nie jest juĹź jakąś hipotezą. Przytoczę jego fragment: „Od zawsze, od kiedy byłam mała, zauwaĹźałam, Ĺźe rzeczy nie są w stanie mnie usatysfakcjonować, od zawsze widziałam, Ĺźe mogę nawet przykładać się do tego, by być szczęśliwą, ale nie jestem zdolna tego dokonać. W obliczu tej kruchości rzeczy i mojego usiłowania moje serce nigdy nie dało jednak za wygraną. Zawsze sobie powtarzałam: ÂŤĹťycie nie moĹźe tak wyglądać, musi być coś innegoÂť. I w porywie tego pragnienia, ze względu na otrzymane wychowanie i moje pierwsze spotkanie z Ruchem, potraktowałam na powaĹźnie hipotezę, Ĺźe tym czymś innym moĹźe być Jezus Chrystus. W ten sposĂłb zaczęłam Mu się zawierzać, choć zasadniczo pozostał kimś nieznanym. Przyjęcie tej hipotezy nadawało rytm mojemu Ĺźyciu po dzień dzisiejszy, jednak mimo to wciąż hipoteza pozostawała pewną hipotezą. Na ostatniej Szkole WspĂłlnoty natomiast, gdy jedna z osĂłb opowiadała o swoim doświadczeniu, zrozumiałam wyraĹşnie, Ĺźe juĹź nie Ĺźyję dla jakiejś hipotezy. Kilka dni temu, jak przez większość moich dni, zawadzałam sama sobie, ze zranionym sercem, odczuwająca brak, bez słów. Nie potrafiłam na siebie patrzeć z jakąkolwiek czułością, nie wiedziałam nawet, jak się pozbierać, jak znĂłw ruszyć palcem (czasami jestem tak smutna, Ĺźe nie robię nic). Jednak w tej co zwykle sytuacji, w wyjątkowo jasny sposĂłb, jedno oblicze – oblicze jednej z moich przyjaciółek – przerwało moją samotność. Pomyślałam: ÂŤCokolwiek by się stało, ona jestÂť, i sama wprawiłam siebie w zdumienie. Zanim będę zdolna unieść ciężar swojego serca, nawrĂłcić się na Jego obecność, zanim polegnę, zanim poproszę o przebaczenie, zanim znĂłw zacznę oddychać, uśmiechać się, kochać – przed tym wszystkim ona, ze swoim Ĺźyciem całkowicie skierowanym ku Chrystusowi, jest, i ze względu na tę swoją relację z Nim, kocha mnie. Tylko dlatego Ĺźe On jest, ona w istocie moĹźe kochać siebie w taki sposĂłb i kochać mnie, a ja mogę odnajdywać swoją toĹźsamość w jej spojrzeniu i kochać siebie. O ile wcześniej Ĺźyłam w tym napięciu zawierzania siebie komuś obcemu, teraz zauwaĹźam, Ĺźe mogę utoĹźsamiać się z tym spojrzeniem miłości skierowanym na mnie. Dlatego Chrystus nie jest juĹź dla mnie jakąś hipotezą, jest Obecnością, ktĂłra do mnie dociera – w tajemniczy sposĂłb, muszę to przyznać, ale jest”.

3. Doświadczenie jest drogą do prawdy
    A teraz: co sprawia, Ĺźe hipoteza nie jest juĹź jakąś hipotezą? Droga. Trzeba, bym doświadczył, bym przeszedł drogę, zweryfikował hipotezę w odniesieniu do rzeczywistości. W ten sposĂłb człowiek odkrywa, Ĺźe to nie jest juĹź jakaś hipoteza, ale pewność. Dlatego odpowiedĹş na pytanie, ktĂłre się wyłoniło, nie jest jakąś formułą – doświadczenie jest drogą do prawdy, jak mĂłwił nam zawsze ksiądz Giussani. Teraz rozumiecie, dlaczego w ostatnich miesiącach intensywnie podejmowaliśmy niezwykłą prowokację księdza Giussaniego: „(…) doszedłem do głębokiego wniosku, Ĺźe wiara, ktĂłra nie moĹźe być odszukana i znaleziona w bieżących doświadczeniach, potwierdzona przez nie, uĹźyteczna w wypracowaniu odpowiedzi na bieżące wymagania, nie byłaby wiarą będącą w stanie oprzeć się światu, w ktĂłrym wszystko, ale to wszystko, zdawało się jej przeciwstawiać” (L. Giussani, Ryzyko wychowawcze, tłum. A. Surdej, Kielce 2002, s. 18). Drogą do prawdy, do pewności – mĂłwi nam ksiądz Giussani – jest doświadczenie, wiara jako teraĹşniejsze doświadczenie – tylko to sprawia, Ĺźe hipoteza nie jest juĹź tylko jakąś hipotezą.
    Towarzystwo, jakie tworzymy, nie słuĹźy zastąpieniu doświadczenia, ktĂłre musi stać się udziałem kaĹźdego, ale temu, by wzajemnie dawać sobie o nim świadectwo i rzucać wyzwanie, by je podejmować. KaĹźdy potrzebuje dla siebie tego doświadczenia, nie moĹźemy Ĺźyć tylko doświadczeniem drugiego, bo to ja muszę zdać egzamin z łaciny, to ja muszę stanąć przed swoją dziewczyną, nie kto inny, nie my wszyscy razem. To ja staję wobec dramatu Ĺźycia. Dlatego formuła, ktĂłrej uĹźyliśmy: „Spodziewajcie się wędrĂłwki, a nie cudu, ktĂłry ominie naszą odpowiedzialność, ktĂłry zmniejszy nasz trud, ktĂłry uczyni mechaniczną naszą wolność” (L. Giussani, Zjazd Włoskich MaturzystĂłw, Rimini, 28–30 września 1982 r., Archiwum CL), jest gestem miłości księdza Giussaniego w stosunku do kaĹźdego z nas. Tak jakby nam mĂłwił: zobaczcie, jeśli myślicie, Ĺźe poradzicie sobie, zwyczajnie omijając waszą odpowiedzialność, nie angaĹźując się w weryfikację hipotezy wprowadzonej przez spotkanie, to to, o czym mĂłwimy, nigdy nie stanie się waszym. Ksiądz Giussani jest tak wielkim realistą, tak bardzo kocha nasze przeznaczenie, Ĺźe nie obiecuje nikomu, Ĺźe osiągnie spełnienie bez udziału swojej wolności. MĂłwi nam coś przeciwnego: jeśli macie zamiar iść dalej, nie angaĹźując się osobiście w weryfikację chrześcijańskiej hipotezy – nie tylko podejmując pewne inicjatywy, ale w kaĹźdym szczegĂłle Ĺźycia – nie wytrzymacie nawet tutaj, poniewaĹź „jeśli nie prĂłbujesz zrozumieć i jeśli nie prĂłbujesz pokochać Ĺźycia oraz jego przeznaczenia, wtedy nas zostawisz” (L. Giussani, Zjazd Włoskich MaturzystĂłw). Nawet Ruch nie będzie juĹź więcej dla ciebie interesujący. Natomiast ten, kto doświadcza i dokonuje weryfikacji, „patrzy w lustro i odbiera swoją twarz jako bardziej konkretną, czuje swoje ÂŤjaÂť jako bardziej konkretne; jako bardziej konkretną postrzega swoją wędrĂłwkę pośrĂłd ludzi, ktĂłra nie zaleĹźy od spojrzeń innych, ale jest wolna, nie zaleĹźy od reakcji innych, ale jest wolna, nie jest ofiarą logiki władzy innych, ale jest wolna”.
    WĂłwczas wszystko, co wydarza nam się w Ĺźyciu, dokonuje się w celu pokonania drogi z tą hipotezą w oczach. PoniewaĹź fakty wdzierają się w Ĺźycie, a w ostatnim czasie nie zabrakło faktĂłw. PrzeĹźywaliście to wiele razy podczas spotkań wyborczych, kaĹźde spotkanie was prowokowało, zmuszało do zaangaĹźowania waszego rozumu i waszej wolności – waszego rozumu, by nie zatrzymać się na tym, co powierzchowne, by patrzeć na rzeczywistość jak na znak, ktĂłry odsyła nas do „poza”; waszej wolności, by przylgnęła do tego „poza”. W ten sposĂłb zaczyna się traktować wszystko w odmienny sposĂłb, zaczyna się traktować rzeczy nie tak, „jakby były ÂŤbogami»”, jak dawałem do zrozumienia przyjacielowi, ktĂłry opowiadał nam o swoim doświadczeniu wobec egzaminu z łaciny. W istocie, „jeśli sprawy traktuje się tak, jakby mĂłwiły: ÂŤJestem wszystkim»”, nie posiądzie się ich naprawdę. Kiedy bardziej cieszysz się kwiatami, ktĂłre ci podarowano? Kiedy mĂłwisz: „Kwiaty są wszystkim”, czy kiedy patrzysz na nie, mĂłwiąc: „To nie jest wszystko, to nie dlatego, jest gdzieś dalej”, a więc kiedy odsyłają cię do drogiej ci osoby, ktĂłra ci je przysłała? Jeśli zatrzymamy się na tym, co powierzchowne, identyfikując osoby i rzeczy ze wszystkim, „jakby były ÂŤbogami»”, relacja staje się kłamstwem, poniewaĹź nie są bogami. Właśnie o tym mĂłwił Ojciec Święty w tym tygodniu, odnosząc się do proroka Eliasza – o idolach (Benedykt XVI, Audiencja generalna, 15 czerwca 2011 r.). Czym jest idol? To coś, co uwaĹźasz za boga, kiedy nie jest bogiem. Takie przekonanie jest kłamstwem, ktĂłre z czasem zostaje zdemaskowane, a wĂłwczas rzecz odsłania swoje prawdziwe oblicze. A jej prawdziwe oblicze moĹźe cię tylko rozczarować, przepełnione jest smutkiem. Problemem „nie jest przeĹźywanie relacji, jakby były ÂŤbogamiÂť, jakby były relacją z boskością; one są relacjami ze znakiem, dlatego nie mogą dawać spełnienia, mogą stać się drogą, przejściem, znakiem, mogą odsyłać, jak mĂłwił Clemente Rebora (…): ÂŤTo nie jest wszystko, to nie dlategoÂť; wszystko, co bierzesz, mĂłwi ci: ÂŤTo nie jest wszystko, to nie dlatego, jest gdzieś dalej»” (L. Giussani, L’io rinasce in un incontro. 1986–1987, BUR, Milano 2010, s. 385). Nie wystarczy więc zauwaĹźyć, Ĺźe rzeczy nie wystarczają, poniewaĹź rzeczy są znakami.
    Wtedy pojawia się druga część problemu: ty moĹźesz naprawdę wejść w posiadanie rzeczy tylko wtedy, gdy to, do czego one odwołują, stało się tak obecne, Ĺźe umoĹźliwia ten nowy sposĂłb relacji z nimi, ktĂłry nazywa się dziewictwem.
    Dziewictwo – ktĂłre jest tym nowym, prawdziwym sposobem traktowania rzeczy – jest ostatecznym wyrazem miłości; nie miłości jako czegoś, co my robimy, ale miłości jako czegoś, co otrzymujemy, zgodnie z prawdziwym jej znaczeniem: „Ukochałem cię odwieczną miłością i ulitowałem się nad twoją nicością” (por. Jer 31, 3). Jeśli jednak spotykam kogoś, kto się lituje nad moją nicością, tak jestem tym wzruszony, Ĺźe pod naciskiem tego wzruszenia, zagarnięty przez nie, owładnięty tą obecnością, mogę wszystko traktować w nowy sposĂłb. W przeciwnym razie zostaje tylko to, czego mi brakuje. Tutaj dochodzi do weryfikacji wiary, moi drodzy: w obliczu łaciny, w obliczu wyborĂłw albo w obliczu choroby – poniewaĹź pociąg Ĺźycia zawsze przyjeĹźdĹźa na stację punktualnie – robisz test tego, co przewaĹźa, widzisz, czy przewaĹźa w tobie to, czego ci brakuje, czy teĹź przeobfitość Jego obecności. Jest jedno albo drugie, nie da się uciec. A czy przewaĹźa jedna albo druga rzecz, my tego nie ustalamy, ale to spostrzegamy, wystarczy być uwaĹźnym – nie moĹźemy w istocie zmienić w jednej chwili jednej albo drugiej rzeczy, za pomocą interpretacji albo komentarzy, albo władzy, albo porozumień. W tym momencie weryfikuję, czy wiara we mnie jest teraĹşniejszym doświadczeniem, czy teĹź nie, weryfikuję to, jak mĂłwi Plakat Wielkanocny, czy Chrystus wydarza mi się teraz. Nie sprawdzam tego, co wiem albo co mam, ale to, czy to, co wiem, albo to, co mam, jest doświadczeniem obecnym teraz. A to przejawia się w tym, jak przeĹźywam rzeczywistość, jakąkolwiek jej cząstkę, począwszy od obudzenia się rano. Rozpoznanie Jego obecności teraz jest w istocie tym, co „przeciwstawia się naszemu ludzkiemu roztargnieniu, (…) wprowadza nasze Ĺźycie w doświadczenie szczęścia, choćby nawet onieśmielonego i pełnego nieuniknionej powściągliwości”.
    Jak widzicie, pedagogicznie przemierzamy pewną drogę, pokonujemy kolejne etapy, ale w doświadczeniu wszystko wydarza się jednocześnie. Albo są wszystkie elementy chrześcijańskiego doświadczenia, albo traktuję rzeczy jak „bogĂłw”, a to nieuchronnie prowadzi do kłamstwa, do pewnego rozczarowania. MoĹźe ci się to przydarzyć z łaciną, moĹźne przydarzyć ci się z dziewczyną, moĹźe przydarzyć ci się z pracą, moĹźe przydarzyć ci się z planem, ktĂłry masz w głowie, moĹźe przydarzyć ci się ze wszystkim. Alternatywa jest następująca: albo ocaleniem jest to, co jesteś w stanie zrobić, ocaleniem jest to, co potrafisz zrobić, twoje usiłowanie, albo ocaleniem jest to, co ci się wydarzyło i wydarza za sprawą łaski, jako coś zupełnie nieoczekiwanego. Oto problem. A dlaczego mĂłwimy sobie, Ĺźe potrzeba drogi? PoniewaĹź tylko ten, kto angaĹźuje się w wędrĂłwkę, moĹźe zobaczyć w swoim Ĺźyciu wydarzający się cud. Tylko jeśli zaangaĹźuję się w osobistą weryfikację chrześcijańskiej hipotezy, mogę w pewnym momencie powiedzieć: „Ale czymĹźe jest to, co spotkałem, Ĺźe nawet choroba tego nie zwycięża, nawet zło tego nie powstrzymuje, nic tego nie pokonuje? Kim jesteś Ty, ktĂłry dokonujesz tego cudu we mnie, ktĂłry dokonujesz we mnie tej niemoĹźliwej w przeciwnym razie przemiany?”. Wtedy wiara staje się teraĹşniejszym doświadczeniem, ktĂłrego nie mogę juĹź się pozbyć, cokolwiek zrobię albo czemukolwiek stawię czoła. IleĹź razy my tymczasem przeciwstawiamy drogę cudowi, wolność wydarzeniu, wolność łasce!

4. Prostota podążania za
    By przeĹźywać opisane doświadczenie, wystarczy z prostotą zaakceptować wędrĂłwkę, to znaczy Ĺźyć tym, co zaproponował Jezus. Wędrowanie w istocie nazywa się podążaniem za: „Kto podąża za mną, doświadczy tego Ĺźycia, choćby nawet zbłądził tysiąc razy”. Przykład Piotra jest niebywały. Postanowił on podążać za, zbłądził tysiąc razy, znĂłw upadł, nagadał róşnych bzdur, Jezus musiał go skarcić jak nikogo innego, w końcu jednak zapytał: „Czy miłujesz mnie?”. Co za cud się wydarzył? Chrystus przeniknął Piotra na wskroś: „Panie, nie wiem jak, ale cała moja ludzka sympatia skierowana jest ku Tobie, całe moje ludzkie drĹźenie jest dla Ciebie, Ty wiesz, Ĺźe Cię kocham; Twoja obecność w takim połoĹźeniu cała stała się jednym ze mną, tak Ĺźe nie mogę nie powiedzieć: ÂŤKocham Cię», nawet jeśli za pięć minut znowu mogę Cię zdradzić”. Podążył za Nim i uczestniczył w cudzie – Piotr bardziej pokorny, mniej zarozumiały, w ogĂłle niezarozumiały, doświadczony przez całe swoje zło, ale nie pokonany. Zło nie przewaĹźyło w nim. Jego miłość do Chrystusa, jego ludzka sympatia dla Chrystusa tak zawładnęła jego wnętrznościami, kaĹźdym włóknem jego jestestwa, Ĺźe dokonane zło nie mogło przewaĹźyć. By oddzielić obecność Chrystusa od włókien jestestwa Piotra, trzeba byłoby go zabić; mĂłgł zbłądzić tysiąc razy, ale by go od Niego oderwać, trzeba byłoby go zabić. To, co stało się udziałem Piotra, było drogą jak najbardziej ludzką. Tak samo jest z nami. Zacznijmy więc trwać w rzeczywistości w nowy sposĂłb, posiadać w nowy sposĂłb; w przeciwnym razie przewaĹźy sposĂłb, w jaki posiadają wszyscy, smutek wszystkich, będziemy przeĹźywać wszystko jak wszyscy. Jak to przezwyciężyć? Chodzi o to, by być dyspozycyjnymi, by przejść drogę, właśnie po to, by nie stracić tego, co najlepsze.
    I tylko wtedy, gdy doświadczamy tego, o czym mĂłwiliśmy, Chrystus moĹźe wniknąć w kaĹźde włókno naszego jestestwa, a my moĹźemy zobaczyć, Ĺźe zdanie, ktĂłre przeczytaliśmy na Plakacie, nie jest mĂłwieniem dla mĂłwienia – Chrystus jest czymś, co wydarza się we mnie, i widzę to w sposobie, w jaki stawiam czoła najbardziej donośnym pytaniom, będącym największym wyzwaniem, w wolności, z ktĂłrą staję wobec egzaminu, w zdolności patrzenia na swoją dziewczynę w odmienny sposĂłb, w nowym sposobie bycia razem. To wszystko są znaki nowości, ktĂłrą Chrystus wprowadza w nasze Ĺźycie.
    Wtedy Chrystus nie jest juĹź jakąś hipotezą, ale pewnym doświadczeniem. A to rodzi jednolity podmiot (mĂłwiliście o tym wcześniej: „Pragnę Ĺźycia pełnego i jednolitego”), niepodzielony na części. To, co czyni podmiot jednolitym, nie polega na rozwaĹźaniu zawsze jakieś jednej tylko kwestii, poniewaĹź jest to niemoĹźliwe; poruszamy wiele róşnych spraw: relacje, naukę, rodzinę, przyjaciół, tym jednak, co jednoczy wszystko, jest Czynnik Dominujący. Bez tego Czynnika Ĺźycie jest pokawałkowane, tak jak mĂłwiliście wcześniej, i nie zaradzimy pęknięciu, gdy wprowadzimy większy porządek, poszukując rĂłwnowagi między róşnymi aspektami. Jest punkt, ktĂłry wszystko jednoczy, ktĂłry wszystko do siebie przyciąga, ktĂłry pozwala mi zacząć wszystko od nowa – stawianie czoła wszystkiemu z Jego punktu widzenia, wychodząc od tego ĹşrĂłdłowego punktu, ktĂłrym jest Jego ukochana obecność, jednoczy Ĺźycie. W ten sposĂłb miłość do Chrystusa wzrasta i człowiek nie moĹźe pozostawić Go juĹź na zewnątrz, nie moĹźe nie czuć Jego wibracji, gdy błądzi albo gdy ma przed sobą dramat lub chorobę czy teĹź nieprzyjazną okoliczność.
    Jest tak tylko wtedy, gdy Pan wprowadzi w nas prawdziwą wolność przeĹźywania wszystkiego, jeśli stanie się tak obecny, jeśli zagarnie nasze Ĺźycie w sposĂłb tak całkowity, czyniąc nas wolnymi, Ĺźe moĹźemy nie wstydzić się Chrystusa w jakiejkolwiek okoliczności. Nie dlatego, Ĺźe wypowiadamy słowo „Chrystus” – czasem nie trzeba wypowiadać tego słowa – ale poniewaĹź, jak powiedział jeden z was, nie moĹźemy nie patrzeć na drugiego – nawet na tego, kogo wszyscy odtrącili ze względu na popełnione przez niego zło – pod naciskiem wzruszenia miłością Chrystusa do nas: „Umiłowałem cię odwieczną miłością, ulitowałem się nad twoją nicością” (por. Jer 31, 3). Przede wszystkim nie moĹźemy patrzeć na samych siebie inaczej, jak tylko pod naciskiem tego wzruszenia. Czy zdajemy sobie jednak sprawę, czym jest Ĺźycie, kiedy potrafimy za sprawą łaski, za sprawą wspaniałości Jego obecności, patrzeć na siebie pod naciskiem wzruszenia miłością Chrystusa? Kto tego nie pragnie?
    Jesteśmy razem po to, by przewaĹźyła w nas przeobfitość Jego obecności – to właśnie dzięki temu z pewną odmiennością jesteśmy obecnością w teraĹşniejszości, ktĂłra jest właśnie taka, poniewaĹź ma w sobie tę właśnie odmienność. Najbardziej fascynujące jest to, Ĺźe Pan daje nam przeĹźywać wszystkie okoliczności właśnie po to, by pozwolić nam doświadczyć tego, czym On jest, kim On jest. Po czym to poznajemy? Zdaję sobie sprawę, kim jest Chrystus nie dlatego, Ĺźe snuję abstrakcyjne rozwaĹźania albo poniewaĹź czytam książki, ale poniewaĹź doświadczam Go w Ĺźyciu i wszystko staje się przemienione. Tak samo inni nie potrzebują naszych dyskursĂłw, nie potrzebują naszych planĂłw, ale potrzebują odczuć na sobie to samo spojrzenie, ktĂłre pochwyciło nas, mają tę samą potrzebę, co my.
    Dlatego proponuję wziąć za temat wakacji przywołane zdanie księdza Giussaniego: doświadczenie jest drogą do prawdy. KaĹźe nam ono pomyśleć o tym, o czym mĂłwiliśmy wcześniej: „Oczekujcie wędrĂłwki, a nie cudu, ktĂłry ominie waszą odpowiedzialność”; zawiera odpowiedĹş na pilną potrzebę, ktĂłra wyłoniła się dzisiaj: „Ale jak to zrobić?”. OdpowiedĹş księdza Giussaniego jest krĂłtka: doświadczenie jest drogą do prawdy (hipoteza musi stać się doświadczeniem). To zdanie streszcza to wszystko, o czym powiedzieliśmy – ma w sobie pilną potrzebę przywołaną wiele razy: „Wiara, ktĂłra nie stanie się doświadczeniem, nie przetrwa”; ma w sobie tę prowokację tego „oczekujcie wędrĂłwki, a nie cudu, ktĂłry ominie waszą odpowiedzialność, (…) waszą wolność” (L. Giussani, Zjazd Włoskich MaturzystĂłw); zawiera w sobie sens końcowej części Rekolekcji Bractwa: widocznym znakiem tego, Ĺźe podążamy drogą, jest wolność, ubi fides ibi libertas („Jeśli ktoś jest w Chrystusie, jest nowym stworzeniem”, Rekolekcje Bractwa Komunia i Wyzwolenie, Rimini 2011, s. 35).
    Mamy więc wystarczająco duĹźo argumentĂłw do rozwaĹźenia na czas naszych wakacji i na lato. Jak zawsze to sobie mĂłwimy, wakacje, czas wolny jest dla nas cenny; cenny ze względu na sprawdzian wiary. Sprawdzian wiary nie dokonuje się tylko podczas wyborĂłw albo przygotowywania egzaminu. To przede wszystkim w czasie wolnym wychodzi na jaw to, co mamy najdroĹźszego. Dlatego ten czas wakacji będzie dla nas nadzwyczajną okazją. Czy będziemy mogli spotkać się we wrześniu podczas Ekip i powiedzieć sobie: ale co się wydarzyło? co przeĹźyliśmy? czego doświadczyliśmy odnośnie do hipotezy, o ktĂłrej mĂłwiliśmy?
    To, o czym dzisiaj powiedzieliśmy, jest syntetycznym punktem na wasze wakacje. Jak widzicie, nic nie zostaje pozostawione na zewnątrz. Co więcej, coraz wyraĹşniej widać, Ĺźe dwie lekcje Rekolekcji Bractwa – nad ktĂłrymi będziemy pracować – muszą być koniecznie rozpatrywane razem, jednocześnie, poniewaĹź tylko ten, kto posiada Ĺźywe pytanie, moĹźe zdać sobie sprawę, Ĺźe nie wystarczy jakakolwiek odpowiedĹş, a przez to zrozumieć, jaką łaską jest spotkanie z Chrystusem. Wtedy człowiek jest szczęśliwy, Ĺźe On jest, cieszy się, Ĺźe Chrystus jest, Ĺźe nie jesteśmy sami z naszą nicością. I właśnie dlatego, Ĺźe jest Chrystus, jest droga, moĹźemy więc odpowiedzieć w sposĂłb prawdziwy, nie tylko hipotetyczny, poprzez jakieś wyobraĹźenie, ktĂłre sami budujemy, jedno z wielu, jakie człowiek religijny moĹźe stworzyć. Chrześcijaństwo nie jest jedną z moĹźliwych konstrukcji ludzkiej religijności, ale jest drogą wyznaczoną przez Tajemnicę. Dlatego w Ewangelii Jezus streszcza całą drogę krĂłtko: „PĂłjdĹş za mną”. Chodzi o podążanie za. Odkąd On zaproponował tę drogę, jedynym prawdziwym wyzwaniem dla rozumu oraz dla wolności jest podążanie za, by mĂłc zweryfikować w doświadczeniu prawdziwość propozycji. To jest wielki przywilej, od kiedy „Słowo stało się ciałem” – to, Ĺźe moĹźemy weryfikować, czy jest prawdziwe czy teĹź nie jest prawdziwe to, co zostaje nam powiedziane, a przez to dochodzić do coraz większej pewności. A więc mamy przed sobą przepiękną okazję. Pomóşmy sobie jej nie zmarnować.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją