Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2011 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2011 (lipiec / sierpień)

Kultura

O Zmyśle religijnym we Wrocławiu. Zmysł religijny, sprawdzian wiary


25 czerwca, we wrocławskim kościele pw. św. Karola Boromeusza, w ramach organizowanej już po raz trzeci Nocy Kościołów, odbyła się prezentacja książki księdza Luigiego Giussaniego Zmysł religijny. Wzięli w niej udział duszpasterz akademicki ksiądz Stanisław Orzechowski, prezydent Świdnicy Wojciech Murdzek oraz reżyser Rafał Wieczyński. Po spotkaniu odbył się koncert kameralny w wykonaniu Joanny i Jerzego Walczaków. Spotkanie prowadził Marek Biernacki.

M. Biernacki: Każdy człowiek w zderzeniu z rzeczywistością zadaje pytania. Wśród tych pytań są te najbardziej nurtujące, od których zależy nasze szczęście – ksiądz Giussani nazywa je wymogami pierwotnymi: jakie jest ostateczne znaczenie istnienia? dlaczego istnieje ból, śmierć? dlaczego tak naprawdę warto żyć?. Albo z innego punktu widzenia: z czego i dlaczego uczyniona jest rzeczywistość? Zmysł religijny – jak mówił ksiądz Giussani – jest tożsamy z naturą „ja”, ponieważ wyraża się w tych pytaniach, „zbiega się z radykalnym zaangażowaniem naszego «ja» z życiem, które przez tego typu pytania się wyraża. (…) Moglibyśmy powiedzieć, że zmysł religijny jest cechą charakterystyczną ludzkiego poziomu natury, utożsamiający się z rozumną intuicją i dramatycznym wzruszeniem, z jakim człowiek patrzy na własne życie i sobie podobnych. (…) To właśnie na poziomie rozumnych, dramatycznych i nieuchronnych wzruszeń sytuuje się zmysł religijny, chociaż zgiełk i tępota życia społecznego zdają się zmuszać go do milczenia” (s. 77–78)*.

Problemy, które zostaną poruszane w rozmowie, są istotne dla życia współczesnego człowieka, choć jak napisał ksiądz, Giussani, są one przemilczane. Zaprosiliśmy naszych gości, aby móc usłyszeć, jak oni je przeżywają i co interesującego dla nich proponuje ksiądz Giussani.

„W duchu tak pojmowanej miłości społecznej arcybiskup Feliński głęboko angażował się w obronę wolności narodowej. Potrzeba tego i dzisiaj, kiedy różne siły – często kierujące się fałszywą ideologią wolności – starają się ten teren zagospodarować. Kiedy hałaśliwa propaganda liberalizmu, wolności bez prawdy i odpowiedzialności nasila się również w naszym kraju, pasterze Kościoła nie mogą nie głosić jednej i niezawodnej filozofii wolności, jaką jest prawda krzyża Chrystusowego. Taka filozofia wolności jest istotowo związana z dziejami naszego narodu”.

Jan Paweł II, krakowskie Błonia, 18 sierpnia 2002 r.

 

 

1. ZMYSŁ RELIGIJNY A WOLNOŚĆ OSOBY
„Najśmielszym wyzwaniem wobec współczesnej mentalności, która rządzi i oddziałuje na nas w każdej sprawie – od życia duchowego aż po kwestie mody – jest przyzwyczajenie się do osądzania wszystkiego w świetle naszych podstawowych oczywistości, a nie w zależności od bardziej lub mniej przypadkowych reakcji. (…) Zacznijmy osądzać: to jest początek wyzwolenia” (s. 27–28). „Wolność jest dla człowieka możliwością, umiejętnością, odpowiedzialnością za spełnienie siebie, to znaczy osiągnięcia swego przeznaczenia” (s. 141). „Wspólnota jest wymiarem i warunkiem na to, aby ludzkie ziarno wolności wydało swój owoc” (s. 205).

ks. Luigi Giussani, Zmysł religijny

 

„Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji Prawdy”.

Jan Paweł II, z encykliki Fides et ratio

 

R. Wieczyński: Jestem tutaj zaproszony jako przedstawiciel świata kultury, dlatego odwołam się do doświadczenia zawodowego. Wolność przejawia się oczywiście w naszych wyborach. Prędzej czy później dziennikarz, twórca czy ktoś, kto podejmuje projekty w sferze publicznej albo popkultury, do której należy również film, staje przed wyborem, czy zawrzeć pakt z diabłem, przełamywać kolejne tabu, zaszokować, być „efektownym” poprzez niszczenie jakiejś wartości, czyjegoś życiorysu, czy służyć pięknu, dobru, doceniać wielkość człowieka. Pamiętam na przykład film Milczenie owiec właśnie jako próbę zafascynowania złem, pokazania że można pójść dalej w destrukcji, po wszystkich kinowych rzeziach można zrobić coś jeszcze gorszego – nowoczesny kanibalizm. Po takim filmie człowiek wychodzi z kina i czuje się gorszy, słabszy, zagrożony. Film został obsypany nagrodami. W pewnym momencie ja również musiałem dokonać wyboru i postanowiłem, że moje filmy będą dawały siłę, nadzieję, będą umacniały. Był to akt wolności. I jak każdy taki akt miał swoją cenę. Mówienie o Bogu, umacnianie nie mieści się w kategoriach „sztuki”, nie pasuje do współczesnej mentalności. Nie jest czymś, za co można dostać nagrodę. W takim umacnianiu tkwi jednak siła. To jest ważne zadanie. Kultura może budować lub osłabiać wolność ludzi. Nigdy nie jest obojętna dla tej sprawy. Ksiądz Jerzy Popiełuszko doskonale to rozumiał i włączał w swoje Msze św. za Ojczyznę utwory literackie, żeby ludzie wychodzili umocnieni, uzyskiwali wolność wewnętrzną.

Ks. S. Orzechowski: O wolności i zmyśle religijnym powiem, odwołując się do swojego doświadczenia. Jestem już stary, czuję się jednak o połowę młodszy niż w rzeczywistości dzięki pracy z młodymi ludźmi, przeważnie studentami. Jestem świadkiem tego, jak młodzi korzystają ze swojej wolności. To daje mi najwięcej radości. Weźmy na przykład takiego absolwenta politechniki albo uniwersytetu, który przychodzi się pożegnać, prosząc o błogosławieństwo, po czym znika. I potem, po 10 albo 20 latach, kiedy go spotykam, nie mogę go poznać! Jestem zdumiony, jak on się rozwinął. Szelążka złamanego nie dawałem, że to będzie dobry ojciec czy mąż. Tymczasem jest genialnym ojcem i jeszcze lepszym mężem. Co się stało? Autor książki, którą mamy przed sobą, potwierdza naszą intuicję, że młodzi ludzie mogą skorzystać z wolności, skorzystać z możliwości, jaką daje wolność. I dlatego też niezwykłą frajdą jest spotkać kogoś po jakimś czasie i zobaczyć, jak się rozwinął. Skończyłem studia pedagogiczne – intuicyjnie wyczuwałem to, co ksiądz Giussani nazywa „zmysłem religijnym”, a co docierało do mnie, kiedy Karol Wojtyła mówił o tym, że „człowiek rodzi się z pewnym otwarciem metafizycznym”.

I druga rzecz, która jest kapitalnym wyjaśnieniem tego, co się działo przez wszystkie wieki w Kościele, a mianowicie prześladowań Kościoła. Przy tej okazji odkrywa ksiądz Giussani niezwykle ważną rzecz. W tym właśnie rozwoju człowieka ważna jest wspólnota, która nie tłamsi wolności, ale ją ukierunkowuje.

Pierwszy raz mój zmysł religijny zareagował, kiedy miałem sześć lat. Pewnego dnia, gdy wypasałem kozy mojego ojca, zerwałem kłos pszenicy i policzyłem ziarenka – było ich 34. Zadałem sobie wtedy pytanie: „Jak to jest, że tata posiał jedno ziarno, a teraz ich 34?”. Bóg milczał, dał mi jednak rozum, dzięki któremu, wychodząc od tego pytania, zacząłem docierać do prawdy. W książce znajdujemy również piękny przykład księdza Giussaniego o nasieniu buku. Jeśli położę ziarno buku na stole, to nawet po upływie tysiąca lat (zakładając, że wszystko pozostanie tak, jak było) nic się z niego nie rozwinie. Jeśli natomiast wezmę to ziarno i posadzę je w ziemi, wyrośnie z niego drzewo. Wystarczy wziąć to ziarno i wrzucić do gleby. Tą glebą jest dla nas wspólnota.

I tutaj znajduję się wyjaśnienie tajemnicy naszego czasu, w którym nasilają się niesamowicie prześladowania chrześcijan. Media są przedziwnie wstrzemięźliwe, jeśli chodzi o rzetelną informację dotyczącą tego, co się dzieje. Ktoś powiedział, że jest gorzej niż za czasów Nerona. W książce jest fragment, który zacytuję: „Najbardziej zajadłą formą prześladowania jest realizowana przez państwo próba, która przeszkadza wyrażaniu wspólnotowego wymiaru zjawiska religijnego. Zdaniem nowożytnego państwa człowiek może sobie wierzyć w cokolwiek tylko chce, w swym sumieniu, ale tylko do momentu, w którym wiara nie przyjmie za swą istotną treść tego, by wszyscy wierzący stanowili jedno”. To jest dla mnie odkrycie, proszę Państwa, i zrozumienie tego straszliwego prześladowania. Uderzenie w jedność. To uderzenie w jedność rozpoczyna się od uderzania w jedność wspólnoty małżeńskiej. Moim „oczkiem w głowie” w duszpasterstwie jest przybliżanie młodym ludziom, czym jest wspólnota małżeńska, po to się z nimi spotykam. To doświadczenie staje się jeszcze wyraźniejsze: dlaczego Chrystus tak bardzo modlił się o jedność? Ona jest najbardziej atakowana. Zresztą w filmie o księdzu Jerzym – który oglądałem z wielkim wzruszeniem, tym większym że ksiądz Jerzy był moim kolegą – zostało pokazane, że skierowane przeciwko niemu ostrze godziło właśnie w jego charyzmat gromadzenia ludzi. Bo to był człowiek, który gromadził. Kogo? Wszystkich, począwszy od artystów, służby zdrowia, robotników, księży, studentów. Byłem u niego na trzy dni przed porwaniem, żeby go zaprosić na rekolekcje. I potem nastąpiło najgorsze uderzenie, które doprowadziło go do zejścia z tego świata. Bo to był człowiek który dbał, jak tylko mógł, o wspólnotę, w której człowiek, korzystając ze swej wolności, może wspaniale się rozwinąć. Dziękuję za możliwość wypowiedzenia i utwierdzenia się w moim przeżyciu, bo to, co tutaj wyczytałem, jest dla mnie dużym przeżyciem.

W. Murdzek: Próbując odpowiedzieć na zadane pytanie, sięgam pamięcią do czasów, kiedy przed 25 laty pierwszy raz spotkałem doświadczenie ruchu Comunione e Liberazione, kiedy pierwszy raz usłyszałem o księdzu Giussanim. Gdy patrzę na tamten czas z perspektywy wielu już lat, jestem przekonany, że rzeczywiście to poczucie wolności wydarzyło się za sprawą spotkania, za sprawą spotkania z moim przyjacielem, którego znałem już parę lat, ale to spotkanie wydarzyło się dopiero wtedy, gdy otwarcie, prawdziwie zaczęliśmy rozmawiać o człowieku wierzącym. Później poznałem księdza Józefa Adamowicza, który zdumiał mnie jako osoba, i dopiero wówczas, po jakimś czasie, mogłem powiedzieć, że poczułem się wolny. Na czym to polegało? Na tym, że w tak wyraźny sposób otworzyła się przestrzeń dla zwykłych, ludzkich, ale jakże ważnych pytań: dlaczego ten ksiądz jest inny od wielu, których znałem? dlaczego w taki sposób mówi o codzienności? dlaczego z taką łatwością gromadzi wokół siebie ludzi młodych? dlaczego ci ludzie nie liczą czasu ani wysiłku, żeby się spotkać? Ta lista pytań jest bardzo długa, ale wtedy właśnie miałem poczucie, że pierwszy raz w takim wymiarze doszły do głosu moje pytania, moje pragnienia. Był to pierwszy ważny moment wewnętrznej wolności, kiedy człowiek może sobie pozwolić na luksus myślenia o sobie, o swojej naturze, zresztą cała książka pomaga zrozumieć strukturę człowieka. I później odkrycie, że jest się jak w rodzinie, jak u siebie w domu, że spotyka się ludzi, którzy w ten sam sposób „dokopują się” do rzeczy ważnych i pięknych. Oczywiście, pociąga to za sobą konsekwencje. Jedną z nich w moim życiu było zaangażowanie się w wymiar społeczny, wymiar życia publicznego. W środowisku Ruchu dojrzewała moja odpowiedź na pytanie o rodzaj zaangażowania, po to by móc bardziej, pełniej wyrażać to doświadczenie piękna spotkania oraz doświadczenie wolności. No i oczywiście jest rzeczywistość, która na naszych oczach staje się coraz trudniejsza, coraz bardziej wymagająca, kiedy w tym wymiarze, któremu poświęciłem już ponad 20 lat mojego życia (zaangażowanie w samorząd lokalny), obserwuję coś przeciwnego niż doświadczenie wolności: to, jak człowiek traci wolność, staje się osobą zależną, ulega wpływowi mediów. Wiele spośród osób, które znam, kalkuluje: co mi się opłaci, co o mnie napiszą, co powiedzą. Widzę, że to są bardzo poważne, realne zagrożenia. Ważna i pomocna jest dla mnie obecność przyjaciół z Ruchu, ludzi Kościoła, którzy często w tych niesprzyjających okolicznościach pomagają mi poprzez wymiar wspólnotowy nieustannie wracać do prawdziwego kryterium osądzania rzeczywistości. Bez tego kryterium niebezpieczeństwo pogubienia się i zależności jest bardzo duże. Ksiądz Giussani w książce napisał: „Jeśli chcesz stać się dorosłym i nie być oszukiwanym, wyobcowanym, niewolnikiem innych i czyimś narzędziem, musisz przyzwyczaić się do porównywania wszystkiego z doświadczeniem podstawowym”. I dalej: „Przyzwyczajenie się do osądzania wszystkiego w świetle naszych podstawowych oczywistości, a nie w zależności od bardziej lub mniej przypadkowych reakcji”. To tylko pojedyncze zdania, ale też pomoc, która w charyzmacie księdza Giussaniego jest rzeczywiście obecna i znajduje kontynuację w przyjaźni, jest czymś niezastąpionym, bo właśnie możliwość spotykania się, możliwość pytania jest bardzo ważna. Praktycznie staram się to czynić. Przykładowymi, ważnymi momentami są decyzje o kandydowaniu w kolejnych wyborach, wtedy głos przyjaciół jest niezwykle ważny. Wszelkie kalkulacje polityczne są mniej ważne. Pytanie: czego Pan Bóg w tym historycznym momencie ode mnie wymaga, oczekuje? Czy nadal będąc zaangażowany polityczne, realizuję plan Boży względem mojej osoby? I tutaj rola wspólnoty, przyjaciół, żeby tego poczucia wolności nie stracić, jest niezwykle ważna.

2. ZMYSŁ RELIGIJNY A ROZUMNOŚĆ CZŁOWIEKA
„Dla mnie rozum jest otwarciem się na rzeczywistość, jest zdolnością ujęcia jej i potwierdzenia w całokształcie jej czynników, tak iż człowiek jest doprowadzony do prawdy rzeczy. W ten sposób rzeczywistość wyłania się w doświadczeniu, a rozumność objaśnia jej elementy” (s. 34 i 155). „Rozum jako wymóg rozumienia istnienia, jest zmuszony przez swą naturę, aby uznać istnienie czegoś dla siebie niepojętego, co wszystko podtrzymuje i wyjaśnia” (s. 207).

ks. Luigi Giussani, Zmysł religijny

 

„«Kościół przyniósł Polsce Chrystusa, to znaczy klucz do zrozumienia dziejów Polski». Kościół przyniósł Polsce Chrystusa – to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa. I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi. Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski”.

Jan Paweł II, plac Zwycięstwa, 2 czerwca 1979 r.

 

Ks. S. Orzechowski: To doświadczenie dotyczy bardzo podstawowej sprawy, zresztą książka jest odniesieniem do podstawowych rzeczy. Pierwsze moje rozumne pytanie: skąd wzięły się 34 ziarna? Innym pytaniem, które często zadają mi ludzie, jest pytanie o wolę Bożą, inaczej mówiąc o to, jak powinni żyć, jakie jest ich powołanie. Jest to, przyznajcie, podstawowe pytanie. Jest taki czas, kiedy jest ono ogromnie natarczywe. Pamiętam jak sam, niedaleko stąd kończyłem technikum budowlane, na dodatek wydział hydrauliczny, czyli wodno-kanalizacyjny. Bardzo mi się to nie podobało. Wreszcie się zbuntowałem, ale ten mój bunt podsycał rozum, który mi podpowiadał, że byłem głupi, idąc do tej szkoły. I słusznie. Czyli przeciwieństwem rozumności jest głupota. Notabene, dosyć często przez nas popełniana, tylko prawie nigdy się z niej nie spowiadamy. No właśnie. W czym potwierdza tę moją intuicję ksiądz Giussani, jeżeli chodzi o pytanie o wolę Bożą? Ludzie mają tendencję poszukiwać woli Bożej w jakichś nadzwyczajnych zjawiskach. (…) Ja nigdy nie prosiłbym o takie znaki Pana Boga. Nigdy. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale nie zrobiłbym tego. Ponieważ uważam – a ksiądz Giussani to potwierdza – że Pan Bóg chce, byśmy sobie spokojnie usiedli. Dlatego czasem mówię studentom: „Jeśli powoli myślisz, weź sobie większą butelkę wody, idź do kościoła, siądź blisko tabernakulum i tak długo myśl i módl się, aż zrozumiesz. – Co? – Jakie jest Twoje powołanie, jaka jest wola Boża”. Uważam, że wolą Bożą jest to, co podpowiada ci oświecony przez Boga rozum. Proszę nie prowokować Pana Boga żądaniem nadzwyczajnych znaków. Bardzo dobrze, że w książce mówi się o tym. Chcielibyśmy, żeby wola Boża wyglądała w ten sposób: Duch Święty siedzi na ramieniu, a ja gotuję grochówkę i On mi podpowiada: „Czosnku jeszcze nie wrzuciłeś, za mało soli”. Tak byśmy chcieli sobie uprościć sprawę. O nie, nie. Otrzymaliśmy dar rozumu i trzeba z niego korzystać. To jest wolą Bożą. To jest, według mnie, próba odpowiedzi na tę rozumność i wydaje mi się, że zgodna z myśleniem księdza Giussaniego. Tutaj uwalnia się rozum, ale jest to także zachęta (na początku mnie to trochę zaniepokoiło) do osądzania: „A więc osądzajmy”. No właśnie. W Ewangelii słyszymy ostrzeżenie „Nie sądźcie!”, chodzi jednak o coś zupełnie innego. Osądzajmy, czyli myślmy. Naprawdę miejmy odwagę myśleć. Tylko dziesięć procent dajecie z siebie, a gdzie dziewięćdziesiąt?

R. Wieczyński: Dla mnie odkryciem podczas lektury tej książki było to, że ksiądz Giussani te pytania, wydawałoby się nierozumne w jakiś sposób, takie, które utożsamiamy z pewnym romantyzmem, sentymentalizmem, które w dominującej, hałaśliwej antykulturze zaniedbujemy – uznał za godne odpowiedzi, uznał za rozumną konieczność odpowiadania na nie. Skoro są częścią naszej natury. Ciekawi mnie i bardzo mi się podoba w tej książce sposób, w jaki ksiądz Giussani definiuje to pytanie, to pragnienie, to zwrócenie się człowieka ku Bogu, to w jaki sposób to opisuje. W Zmyśle religijnym znalazłem doskonały wybór cytatów z różnych dzieł wielu autorów, które opisują ten permanentny, zagłuszany często niepokój. Ksiądz Giussani wiele razy odwołuje się do poezji, żeby przy jej pomocy przybliżyć to, co jest, ale wydaje się nieuchwytne. Chciałbym przeczytać fragment: „Niemożność znalezienia wyczerpującej odpowiedzi na wymogi konstytutywne naszego «ja» jest strukturalna, tzn. do tego stopnia wszczepiona w naszą naturę, że stanowi charakterystykę jej bytu. Gdybyśmy umownie nazwali «bogiem» ów nieokreślony cel wpisany w nas samych wezwania, to R. M. Rilke, w jednym ze swoich wspaniałych wierszy, obwieszcza jego ostateczność:
«Zgaś moje oczy: ja Cię widzieć mogę,
Zamknij mi uszy, a ja Cię usłyszę,
nawet bez nóg znajdę do Ciebie drogę
i bez ust nawet zaklnę Cię jak najciszej.

Ramiona odrąb mi, ja Cię obejmę
Sercem mym, które będzie mym ramieniem,
Serce zatrzymaj, będzie tętnił mózg,
a jeśli w mózg mój rzucisz swe płomienie,
ja Ciebie na krwi mojej będę niósł».

Nawet za milion lat, wywołany tymi pytaniami problem będzie w najlepszym razie wyostrzony, ale nadal pozostanie bez pełnej odpowiedzi”. I właśnie ta książka jest dowodem na to, jak rozumna jest próba odpowiedzi na te pytania, nie możemy tego odrzucić. Chciałem krótko przywołać swoje doświadczenie z pracy jeszcze w telewizji. Otóż przez 10 lat produkowaliśmy magazyn młodzieżowy Raj – magazyn dla młodzieży o doświadczeniach duchowych. Swoich współpracowników prosiłem: „Szukajcie kogoś, kto robi coś dobrego, nie pytajcie, czy jest wierzący czy nie”. To właśnie było ciekawym doświadczeniem. Słyszeliśmy na przykład, że gdzieś jakiś chłopak opiekuje się swoim niepełnosprawnym bratem i młodszą siostrą. Ma 19 lat, mama chora, tato nie żyje i wszystko jest na jego głowie. Na początku tylko tyle wiedzieliśmy. Kiedy realizator pojechał do tej rodziny i spędził z nią trzy dni, okazało się, że źródłem siły tego chłopca jest wiara. Podobne doświadczenie powtarzało się przez 10 lat. I jeszcze jedno. Współpracowało też z nami bardzo wielu różnych realizatorów, kilkadziesiąt osób w ciągu tych 10 lat. Nigdy nie pytałem, czy oni wierzą, choć robiliśmy program religijny. Wiedziałem bowiem, że jeżeli oni ze swoją wrażliwością będą poznawać tych ludzi, o których robiliśmy program, ich doświadczenia, to prędzej czy później dojdą do wiary. Poprzez to doświadczenie, poprzez otwarcie się rozumu dojdą do tego, czym jest wiara. Szczególnie cenne w Zmyśle religijnym jest przekonujące podważenie próby rozwarstwienia rozumu i wiary. Już dawno wiemy, że to ślepy, fałszywy trop, a jednak przesąd ten ciągle, od czasów oświecenia, pokutuje w obiegu publicznym, ksiądz Giussani natomiast z prostotą, mądrze go podważa.

W. Murdzek: Podczas lektury książki zaskakuje niesamowita determinacja księdza Giussaniego właśnie w pokazywaniu znaczenia słowa „rozum”, „rozumność”. Z różnych stron podchodzi do tematu. Widać jego pedagogiczną troskę o nas. Księdzu Giussaniemu bardzo zależy na tym, żeby czytelnik zrozumiał, o czym jest mowa. I jako doskonały pedagog miał bardzo dobrą intuicję, bo rzeczywiście mamy spore kłopoty z rozumieniem tych słów, czego konsekwencje widać. Spłycanie znaczenia słowa „rozum” jest domeną dzisiejszych czasów. Wystarczy nadać rozumności koloryt intelektualizmu, wystarczy odrobina logiki, jakiś fragment rzeczywistości, no bo wypada być rozumnym, bo to jest cecha charakterystyczna człowieka. Natomiast głębia pojmowania tego, co znaczy „rozum”, jest rzeczywiście wyjątkowa. Kiedy przypomnimy sobie nauczanie Benedykta XVI, Jana Pawła II, którzy również pokazują tę niesamowitą perspektywę, to wydaje się, że dużo pracy przed nami, również czytając tę książkę, żeby lepiej zrozumieć, czym jest rozumność. Może poprzez ilustrację będzie lepiej widoczne, jak postawa nierozumna dochodzi do głosu i jak wtedy serce człowieka, w myśl tego osądu, o którym już tutaj wspominaliśmy, dochodzenia do głosu zmysłu religijnego, jest widoczne. Otóż podczas organizowanego w Świdnicy Kongresu Regionów, przez który przewija się około dwóch tysięcy osób, odbyło się 50 paneli tematycznych. Sam uczestniczyłem w panelu, w którym brał udział między innymi autor ustawy nazywanej „żłobkową”. Ustawa ta mówi o powszechnym zapewnianiu dzieciom miejsc w żłobkach. Ze zdumieniem słuchałem tego człowieka, który twierdził, że nadrzędnym celem i obowiązkiem państwa jest zapewnienie kobiecie poczucia wolności poprzez uwolnienie jej od dziecka (zapewnienie mu żłobka). Nie chodziło tutaj o wyjątkowe sytuacje życiowe. Kiedy słuchałem tego człowieka, mój rozum się buntował. „To nie tak! Nie można się z tym zgodzić” – miałem ochotę krzyknąć. Później ten sam człowiek wypowiadał się o profesjonalnej opiece i o nieprofesjonalnych babciach zajmujących się dziećmi. Znowu we mnie zawrzało. Dyskusja była bardzo ożywiona. Był to jeden z żywszych paneli, bo przede wszystkim ja jako jego uczestnik nie mogłem wytrzymać, by nie zareagować na tego rodzaju tezy wypowiadane publicznie. Na szczęście kilka osób z sali również podeszło do tematu zdroworozsądkowo. Zdałem sobie sprawę, w kontekście tego, czego uczę się na Szkole Wspólnoty, że czegoś w spojrzeniu tamtego człowieka zabrakło. Zabrakło całościowego spojrzenia na osobę, na małe dziecko. Tylko mały fragment został uchwycony: zająć się dzieckiem, zapewnić mu dach nad głową, fachową opiekę itd. Te wszystkie elementy były objęte troską, natomiast nie była to całościowa odpowiedź. Nie było tam pytania ani próby szukania odpowiedzi na kwestię niezastąpionej relacji z matką, wyjątkowej relacji z babcią. Pomyślałem sobie, kim byłbym dzisiaj, gdybym przebywał w profesjonalnym żłobku, a nie z babcią, która prowadziła mnie za rękę do kościoła. To pęknięcie następuje w miejscu, gdzie próbuje się opisać kawałek rzeczywistości, a nie całość. To próba opisania rzeczywistości bez obecności Tajemnicy, bez Pana Boga. Żadna regulacja najlepiej zorganizowanego nawet państwa nie zapewni osoby, która zatroszczy się o Przeznaczenie dziecka, człowieka, w kontekście pytania o jego relację z Panem Bogiem. Dopiero wtedy ten wymiar rzeczywistości nabiera znaczenia. Zawsze tam, gdzie następuje taka redukcja, pomniejszona zostaje wielkość człowieka, jego rozumność. Tam, gdzie dochodzi do głosu – choćby tylko jako pytanie – obecność Tajemnicy, tam człowiek zderza się z tym, że ta rzeczywistość jest większa, a wtedy ona zmusza do pytania, do szukania, do otwierania się i pokazuje interesującą perspektywę otwierającą człowieka na coś większego. Chciałem pokazać na przykładzie, że brak rozumnej postawy może mieć bardzo praktyczne skutki. Tych skutków doświadczamy w życiu codziennym, w polityce, mógłbym podać wiele przykładów „złego prawa”, złego dlatego, że bierze się pod uwagę tylko kawałek rzeczywistości, próbując pokazać, że jest to pełna odpowiedź. Wtedy popełniane są duże błędy z wielkimi konsekwencjami.

3. ZMYSŁ RELIGIJNY A TRADYCJA I AUTORYTET
„Aby zaś uczciwość wobec tradycji mogła zaistnieć jako prawdziwie skuteczna hipoteza pracy, konieczne jest wykorzystanie tradycji z całym jej bogactwem w odniesieniu do problemów życia za pomocą tego krytycznego sita, które nazwaliśmy doświadczeniem podstawowym” (s. 67).

ks. Luigi Giussani, Zmysł religijny

 

„Funkcja edukacyjna autorytetu przedstawia się jako «funkcja spójności»: jako ciągłe przywoływanie do ostatecznych wartości i angażowania w nie świadomości” (s. 78–79).

ks. Luigi Giussani, Ryzyko wychowawcze

 

Ks. S. Orzechowski: Kiedy zostałem zaproszony na tę prezentację i otrzymałem książkę Zmysł religijny, skojarzyłem jej tytuł z łacińskim pojęciem sensus fidei. Pamiętam, że te dwa słowa uratowały mnie na egzaminie podczas studiów na KUL-u. Gdybym ich sobie nie przypomniał, poległbym z teologii dogmatycznej. Profesor, śp. ksiądz profesor Adam Ludwik Szafrański, który mnie egzaminował, miał przedziwny sposób przepytywania, a mianowicie sam przemawiał, czasem nawet pół godziny, student musiał natomiast słuchać tego, co mówił, a potem skwitować to przemówienie krótkim hasłem. Pamiętam, jak siedziałem cały mokry ze strachu i słuchałem profesora, który chodził wokół mnie i opowiadał, gestykulując. W pewnym momencie przerwał i zapytał: „O czym mowa?”. Nie od razu było to dla mnie jasne, ale strzelałem: „Sensus fidei”. Profesor powiedział: „Daj indeks” i rzeczywiście otrzymałem wtedy stopień bardzo dobry. Otóż, nie chcę wmawiać księdzu Giussaniemu czegoś, czego on nie powiedział, ale wydaje mi się, że ów zmysł religijny, czyli sensus religiosus, stoi bardzo blisko sensus fidei. Myślę, że właśnie sensus fidei wywodzi się ze zmysłu religijnego i decyduje o tradycji, czyli o kształcie naszej wiary, i nie tylko wiary, także moralności. Sensus fidei, wywodzący się ze zmysłu religijnego, jest udziałem całej wspólnoty Ludu Bożego. Pamiętam dramatyczne pytanie dotyczące Wniebowzięcia – Papież odwołując się do tradycji, która trwała w Ludzie Bożym, zapytał cały Kościół Boży, poprzez swoich biskupów, czy istnieje przekonanie w Kościele powszechnym, że Matka Boża została wzięta do nieba. Okazało się, że cała wspólnota Kościoła jest przekonana o tej prawdzie, na podstawie zmysłu wiary, który przenika naszą tradycję.


A oto ilustracja tego, jak można uszanować tradycję, która kształtuje naszą kulturę. 4 marca 1948 roku o godzinie 14.00 moja mama przerwała ciężką pracę, którą wykonywała wraz z moim ojcem, mówiąc mu: „Jedź po akuszerkę, bo będę rodzić, muszę się jeszcze umyć i zdążyć, żeby wszystko było przygotowane na czas”. Ojciec się zdziwił i powiedział: „Może jeszcze wytrzymasz, skończmy naszą pracę. – Nie”. Przyjechała akuszerka, a nas, starsze dzieci, ojciec wysłał do lasu po drzewo, mówiąc: „Przynieście, chłopcy, drzewa. Kiedy mama urodzi dziecko, upiecze wam placek”. Mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać. W sieni stał chlebowy piec, w którym piekło się placki. Więc z moimi młodszymi braćmi przywieźliśmy z lasu wózek drzewa. Wtedy ojciec powiedział, że to jeszcze za mało i że jeszcze raz musimy pojechać. Ja się wtedy domyśliłem, że dziecko jeszcze się nie urodziło. Za drugim razem przyjechaliśmy i był już nasz brat Józef. Ojciec wtedy zarządził: „Myć się i zaraz pójdziecie przywitać waszego brata”. Ubraliśmy się odświętnie i czekaliśmy w pokoju pod drzwiami sypialni. Kiedy drzwi się otworzyły, każdy z nas podszedł do łóżka, uklęknął i ucałował mamę w rękę, mówiąc: „Dziękuję Wam, Mamo, za brata”. Naszego brata z kolei całowaliśmy w piętę (nie w buzię, bo byśmy go jeszcze czymś zarazili). Pamiętam, że na kolanach dziękowałem mamie, a tego czerwonego żuczka z chyboczącą się główką pocałowałem w piętę. Kiedy byłem potem na inauguracji, zapytałem się – chociaż Wojtyła nie chciał, żeby go całowano w piętę, ale poprzedni papieże tak! – czy papieże przejęli to powitanie od tego prostego zwyczaju całowania dzieci, czy na odwrót. Ile razy w Wielki Piątek idę całować rany Chrystusa i trzy razy klękam, zawsze mi się przypomina ta adoracja człowieka w moim bracie, którą to adorację odprawiłem, klękając przy mamie. Piękny zwyczaj! Jaka szkoda, żeśmy go zgubili. (Mieszkałem niedaleko stąd, na ulicy Sieradzkiej, gdzie dawniej był oddział położniczy, i obserwowałem czasem młodych panów, którzy przychodzili tam pić pępkowe. Mamy porównanie.) To jest ta tradycja, której trzeba strzec, bo ona przekazuje niezwykłe wartości. Chociażby nie było żadnego przemówienia o czci rodziców, to jednak przyklęknięcie przy łóżku matki i podziękowanie jej za to, że urodziła, ucałowanie brata z miłością za to, że mam brata, to przecież, nawet po 60 latach pamiętam to wyraźnie, to jest tradycja. Wybaczcie, że o autorytecie nie będę za dużo mówił. Może tylko wspomnę, że kiedyś zaproszono mnie do wrocławskiego Ratusza, gdzie była zwołana młodzież ze wszystkich kontynentów, rozmaitych przekonań, jeśli chodzi o wiarę religijną, i postawiono pusty fotel, na którym młodzież miała umieścić uznawany przez wszystkich autorytet. Nie byłem w ogóle dopuszczony do głosu, zresztą po co. Ale ogromnie się wzruszyłem, gdy znalazł się na tym fotelu portret Jana Pawła II. Wszyscy zgodzili się na ten autorytet. Chyba bym się zaplątał, próbując zdefiniować, co to jest autorytet. Jak działa, pokazałem. Zwłaszcza, jak działa autorytet Papieża. Ale może teraz Pan Prezydent odpowie, czym jest ten autorytet…

W. Murdzek: Myślę, że przywołanie osoby Jana Pawła II jest świetną ilustracją. Osobiście po raz kolejny zdałem sobie sprawę z tego, jaką rolę odegrał w moim życiu Jan Paweł II, na placu św. Piotra, w czasie beatyfikacji. Był taki szczególny moment, kiedy po ogłoszeniu go błogosławionym nastąpiła dłuższa chwila burzliwych oklasków, bardzo szczerych. Byłem wtedy przekonany, że potrzeba takiego momentu, w którym każdy uświadomi sobie swój dług wdzięczności wobec Papieża. Tymi oklaskami każdy wyrażał to, jak ważną rolę odegrała w jego życiu ta osoba. Niekwestionowany autorytet. Zdając sobie z tego sprawę, uświadamiam sobie równocześnie zasadność pytania: dlaczego? Uważam, że odpowiedź na nie jest spójna z tym, co starał się powiedzieć w swojej książce ksiądz Giussani. Dzięki osobie Jana Pawła II, ale także dzięki takim osobom jak ksiądz Giussani, ksiądz Carrón, który teraz prowadzi Ruch, moje człowieczeństwo osadzone zostaje w wielkiej perspektywie prawdziwych wartości. Mam wyjątkową okazję, żeby to wszystko, co zmysł religijny wydobywa, dochodziło do głosu w szarej codzienności. I osoba, która potrafi pomóc mi tutaj na ziemi w tym, by moje „ja” wzrastało, by moje „ja” dochodziło do głosu, odgrywa taką rolę. Nie chodzi tutaj o jakąś zależność, o to, że coś się ma wydarzyć, że coś trzeba załatwić, że ktoś pokaże swoje niesamowite CV, ale o to, że w spotkaniu z kimś, ja sam staję się Kimś. To jest coś wyjątkowego, coś co się dopiero zaczyna rozumieć poprzez spotkanie, wtedy gdy się tego doświadcza. Obecność takich osób buduje historię, tradycję i trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że Pan Bóg stawia takich ludzi nam na drodze, a przegapiając to, coś gubimy, tracimy. Pamiętam przed laty, jak ksiądz Ricci – przyjaciel z Włoch, z którym miałem okazję wielokrotnie się spotykać – opisywał sytuację Kościoła we Włoszech, pokazując, że wszystko zmierza w złym kierunku, że rodzina przestaje pełnić swoją funkcję, że pojawiło się pęknięcie w relacji pomiędzy kulturą a Kościołem, że człowiek jest zagubiony. Mówił do nas, Polaków, że jesteśmy szczęśliwym narodem, bo wciąż jesteśmy niemal biologicznie związani z Kościołem. Zachęcał nas także, byśmy sobie to cenili, zdawali sobie z tego sprawę, bo to może się rozmyć, uciec. Wtedy tego nie rozumieliśmy, dzisiaj jednak już wiemy, że musimy cenić naszą tradycję narodową, kościelną. Powinniśmy widzieć, jak nieuwaga roztrwania to dobro. Tradycja jest nam potrzebna – jak pokazuje ksiądz Giussani – żeby przeżywać mądrze teraźniejszość i rzeczywiście widzieć perspektywę przyszłości.

R. Wieczyński: Nieprzypadkowo zostały tutaj przywołane słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Warszawie, a odwołujące się do historii Polski związanej z Chrystusem. Słowa, które zostały wypowiedziane w szczególnym momencie historii naszego kraju, w 1979 roku, kiedy jeszcze reżim komunistyczny był silny. Zniewolenie przejawiało się wówczas również w podejściu do historii. W latach 80., jeszcze w szkole filmowej, jeden z moich profesorów, znakomity dokumentalista, ale także zapamiętały komunista, mawiał: „Od początku historii, gdy weszliśmy do Berlina…” – dla niego początkiem historii było wejście Armii Czerwonej i LWP do Berlina… Jeszcze jeden dowód na to, że wszystko, co dotyczy historii, związane jest z wolnością. To znaczy, pierwszy ruch ku zniewoleniu to próba odcięcia od tradycji, tak nieodzownej do dokonywania wyborów w kierunku wolności. Trzeba przywrócić korzeń naszej osobowości – jak napisał w książce ksiądz Giussani – i właśnie Jan Paweł II na Placu Zwycięstwa przypomniał w komunistycznym kraju o tym, że „bez Chrystusa nie sposób zrozumieć człowieka, że człowiek sam siebie nie zrozumie bez Chrystusa”. Przypomniała mi się pewna sztuka Mrożka, zatytułowana Miłość na Krymie. Jeden z jej bohaterów – proletariacki poeta Zubaty – na pytanie, co czyta, twierdzi, że nie czyta, bo jest futurystą. Tymczasem to, co jest napisane, opublikowane w gazecie, w książce, to już przeszłość, a on się przeszłością nie zajmuje, tylko przyszłością. To świetna metafora źródła zwyrodnienia jakie niesie ze sobą ignorancja. Ksiądz Giussani dużo uwagi poświęca właśnie zagadnieniu zakorzenienia, tradycji. Chciałbym się jeszcze podzielić innym osobistym doświadczeniem. Na spotkaniu z młodzieżą po filmie o księdzu Jerzym Popiełuszce Wolność jest w nas, okazało się, że niektórzy młodzi widzowie byli oburzeni i pytali: „Dlaczego nie wiedzieliśmy o tym? Przecież to wydarzyło się zaledwie 20 lat temu”. Oni tymczasem nie wiedzieli, że takie rzeczy działy się w Polsce. Również dzisiaj metodą kształtowania obywateli konsumentów, łatwych do zarządzania jest odcinanie od korzeni, od tradycji, co widać na przykład w układzie programów szkolnych. Nie ma czasu na to, żeby młodzież uczyła się historii najnowszej. Jest duża dowolność dobierania sobie programów dotyczących historii powojennej, godzin na lekcje historii za mało i w rezultacie można skończyć gimnazjum i liceum, nie mając pojęcia na przykład o okresie Solidarności i stanu wojennego. Tego typu eksperyment społeczny przeprowadzany jest na naszych oczach.

Zakończenie
Ks. Orzechowski: Na koniec chciałbym się odnieść do jednej ważnej rzeczy, a mianowicie do szerokiego pojmowania wiary. Wyznam Wam uczciwie, że całej książki nie przeczytałem, ale biorę ją ze sobą na wakacje, a mam zwyczaj czytać jedną książkę na miesiąc. Polecam to też studentom, bo nie wszyscy tak robią. To bardzo ubogaca. Przeczytam ją, może nawet niejeden raz. Mam powolną inteligencję, choć sam jestem gwałtownikiem, muszę często czytać kilka razy, żeby zrozumieć. Chodzi mi mianowicie o Obecność, o uznanie nad sobą Obecności. To potwierdza też moje intuicje, które są ważne, bo są potwierdzone w tej książce. To jest ważne, że są potwierdzone. Kiedy szedłem z pielgrzymką po raz piąty, znałem najlepiej drogę. Doszliśmy jednak do miejsca, w którym droga się rozwidlała w ośmiu różnych kierunkach, a ja zapomniałem, w którym kierunku należy iść, za mną zaś szło 16 tysięcy osób. Wiecie, co to znaczy „wyprowadzić kogoś w pole”? Modliłem się: „Panie Boże, to niemożliwe, żebym zapomniał”. I potem patrzę na jedną z gałęzi dębu. Wtedy przypomniałem sobie sposób zapamiętania drogi, kiedy objeżdżałem trasę. „Pamiętaj o tej poziomej gałęzi, ona będzie ci wskazywała kierunek”. I potwierdziło się to, że tą droga trzeba było iść. I dlatego to, że ta książka potwierdza moje intuicje, bardzo mnie cieszy. Czasem boję się, czy nie trafię do czyśćca z powodu niezwykle ważnej rzeczy, a mianowicie spowiedzi. Są na jej temat różne opinie. Ja myślę, że to jest miejsce wielkiego miłosierdzia i przywracania człowiekowi pokoju. I dlatego mówię czasem na spowiedzi, że udzielam rozgrzeszenia na kredyt, kiedy mi ktoś spokojnie odpowiada na następujące pytanie: „Czy uznajesz Kogoś nad sobą?”. To jest to, o czym mówi Giussani – Obecność. Jeżeli ktoś uznaje taką Obecność, to otrzymuje rozgrzeszenie na kredyt. I zawsze po czasie przychodzi potem potwierdzenie: Jak to dobrze, Orzechu, żeś dał to rozgrzeszenie na kredyt.

Tutaj chciałbym zrobić ukłon w stronę tych, którzy mają wrażliwe ucho. Jestem technikiem budowlanym, ale jak mówi święty Paweł, „wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał Pan Bóg do człowieka”. Do mnie Pan Bóg przemawia poprzez piękno muzyki. Kiedy ktoś gra Bacha albo Mozarta, jest to dla mnie wizualizacją Pana Boga. Piękno tej muzyki przekłada się w moim przypadku na obraz. To jest droga Pana Boga do mnie. Ta Obecność u mnie zawsze się ożywia poprzez muzykę. Nie zapominajmy więc o pięknej tradycji muzycznej, którą mamy. Przygotowuję studenta do chrztu, ma 23 lata, bez żadnego wychowania religijnego, z ateistycznej rodziny. Pierwsze pytanie, jakie mu zadałem, brzmiało: „Czy ty już Kogoś uznajesz? – Tak”. Zatem szybko pójdzie do chrztu. Ta Obecność, którą on uznaje, jest najważniejsza. Będzie chrzest. Co to za piękna sprawa. Prawda? Tak to ksiądz Giussani jest praktyczny i spotyka się z duszpasterstwem. Dziękuję bardzo.

R. Wieczyński: Mam przygotowane dwa fragmenty, które chciałbym przeczytać. Pisze ksiądz Giussani: „Fascynacja pięknem kroczy paradoksalnym torem: im coś jest piękniejsze, tym bardziej odsyła ku czemuś innemu. Sztuka (pomyślmy o muzyce!) im jest wspanialsza, nie zamyka, lecz jeszcze bardziej otwiera, wyzwala pełniejsze pragnienie, jest znakiem czegoś innego”. To odnośnie tego, co mówił o muzyce ksiądz Stanisław. I jeszcze coś na temat tej Obecności, o której już tutaj wspomniano: „Głęboka świadomość siebie przeczuwa u podstaw samego siebie Kogoś Innego. Tym jest modlitwa: głęboką świadomością samego siebie, która zderza się z Kimś Innym. W ten sposób modlitwa jest jedynym ludzkim gestem, w którym urzeczywistnia się w pełni wielkość człowieka”. Ja również dziękuję za zaproszenie, które zmotywowało mnie do przeczytania tej książki. Czytałbym ją pewnie przez cały rok na Szkole Wspólnoty, a to zaproszenie przyśpieszyło ten proces, za co jestem bardzo wdzięczny.

W. Murdzek: Słowa zachęty do wnikliwego przeczytania Zmysłu religijnego wielokrotnie tutaj padły, żeby jeszcze bardziej zdopingować do czytania, przytoczę fragment z ostatniego rozdziału, zatytułowanego Hipoteza objawienia: warunki jego przyjęcia: „U kresu doświadczenia życia, u kresu świadomości istnienia, przenikniętej cierpieniem i namiętnością, wyzwala się, wbrew samemu człowiekowi, ten krzyk prawdziwego człowieczeństwa, jako błaganie, żebranie; wyzwala się wielka hipoteza, że można by „przeprawić się bezpieczniej i pewniej na trwalszej podstawie – jakiejś myśli boskiej”. Myślę, że to przekonanie powinno nam towarzyszyć, bo czas biegnie szybko, podobno coraz szybciej, a człowiek przecież nie chciałby wybierać i szukać, jeżeli ma alternatywę, prostej i pewnej drogi. Choćby to dzisiejsze spotkanie jest przykładem tego, że Ktoś wychodzi naprzeciw i pokazuje drogę. Ten Ktoś mówi: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Dzisiaj mówi do mnie, do każdego z nas. Doświadczenie wskazuje na wielką prawdę tych słów. Oczywiście wtedy, kiedy zmysł religijny się odzywa, człowiek czuje się bardziej sobą. Wiemy doskonale, jak wiele sytuacji tłamsi tę prawdziwą ludzką naturę. Jak wiele kłamstwa wdziera się wszelkimi możliwymi sposobami, jak często jesteśmy wobec tego bezradni. Ksiądz Giussani pokazuje te redukcje, zagrożenia. Warto zadać sobie pytanie, co dzisiaj nam pomaga, pobudza zmysł religijny w jego pierwotnej czystej postaci, tak że człowiek znowu może być człowiekiem. Objawienie Pana Boga, jego wyjście naprzeciw naszym troskom i słabościom – oto odpowiedź. Wielu z nas osobiście doświadcza tego spotkania z Panem Bogiem, gdzie te wszystkie piękne rzeczy związane ze zmysłem religijnym, w szarej codzienności, w pracy, w rodzinie, mogą dochodzić do głosu i pokazywać, że życie może być piękne, sensowne, że okoliczności nie muszą determinować nas i sprawiać, że będziemy odreagowywać rzeczywistość, ale spowodują, że będziemy w pełni w tej rzeczywistości uczestniczyć, w sposób piękny i rozumny.

M. Biernacki: Chciałbym nawiązać do przykładu księdza Giussaniego, który przytoczył ksiądz Stanisław, o ziarnie buku, które położone na stole nie zakiełkuje, bo potrzebuje gleby, klimatu. Taką glebą jest wspólnota. Hans Urs von Balthasar mówił: „Człowiek może afirmować pełnię we fragmencie, w szczególe swojego życia”. Potrzebuje do tego wspólnoty. Każdy z nas żyje w jakiejś wspólnocie i to jest zachęta do tego, aby jeszcze bardziej do niej przylgnąć. Ci, którzy poszukują wspólnoty, mogą znaleźć informacje na temat adresów Szkół Wspólnoty prowadzonych w duchu charyzmatu księdza Giussaniego. Tak jak mój przyjaciel Wojtek Murdzek od 25 lat staram się żyć zgodnie z tym charyzmatem. Jestem nauczycielem akademickim i często mówię moim studentom: „To, że mogę przeżywać swoją wiarę, jest dla mnie najbardziej rozumną rzeczą, jaka mnie spotkała”. Dziękuję bardzo.

 

 


 

* O ile nie zostało zaznaczone inaczej, cytaty pochodzą z książki księdza Luigiego Giussaniego, Zmysł religijny, tłum. K. Borowczyk, Poznań 2000.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją