Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2011 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2011 (lipiec / sierpień)

Wakacje młodzieżowe

Małe Ciche 2011. Dar ciągle nowy


W tym roku wybrali się do Małego Cichego, małej górskiej miejscowości położonej niedaleko Zakopanego. Miejsce było wyjątkowe. Na zaproszenie odpowiedziało ponad sto osób z całej Polski – młodzież, nauczyciele i odpowiedzialni za wspólnoty. Jak spędzili ten czas, co robili – niech sami opowiedzą.

TYLKO PRZEDSMAK
W dniach 3–9 lipca odbyły się wakacje dla młodzieży i studentów w Małem Cichem koło Zakopanego. Miejsce było wyjątkowe – wystarczy wspomnieć, że nasz ośrodek sąsiadował z pięknym drewnianym kościółkiem pw. św. Józefa, gdzie mogliśmy uczestniczyć we mszy św., a z naszych balkonów podziwialiśmy panoramę Tatr. Wiele przybyłych osób spotkało się z Ruchem po raz pierwszy i było to dla nich niezwykłe wydarzenie. Wakacjom towarzyszyli ciekawi goście z prelekcjami: swoją pasją do osoby i dzieł Antonia Gaudiego dzielił się Jacek Grzelak, w świat muzyki Chopina wprowadził nas ksiądz Joachim Waloszek, do filmu Podróż wędrowca do świtu – Zosia Jurek, a o tajemnicach kosmosu, gwiazdach i planetach opowiadał Michał Orkisz. Prelegenci pokazali nam, że rzeczywistość jest fascynująca, prowokuje do stawiania pytań, staje się widocznym znakiem Tajemnicy.
Udały się dwie i pół na trzy zaplanowane wycieczki. Zapłakane deszczem Tatry wpuściły nas bowiem tylko na Wiktorówki (zdobycie Gęsiej Szyi to wyzwanie na następne wakacje). W pełnym słońcu mieliśmy za to okazję przejść Dolinę Strążyską i zachwycać się widokami z Sarniej Skały. Ważnym momentem była proponowana w górach chwila ciszy, która stała się dla wielu uczestników przełomowa – pozwoliła spojrzeć i nazwać to, w czym uczestniczyliśmy.
Bardzo szybko dało się zauważyć wyjątkowość spotkań i radość młodzieży. Pytaliśmy o źródło tej radości, o to, co sprawia, że z taką pasją potrafimy patrzeć na góry, że z taką uwagą podchodzimy do codziennych czynności: posiłków, modlitwy, zabawy. Czuliśmy, że żyjemy jeszcze bardziej, pełniej. Poszukując racji, doszliśmy do wniosku, że tym, co się wydarza, jest spotkanie z Nim, z przemieniającą Obecnością, która nas wychowuje. A wychowywała nas przez całe wakacje, które stały się, jak napisała jednak z uczestniczek, znakiem Kogoś Większego.
Zacytuję słowa księdza Jurka: „To, co się wydarzyło, to znak, że Pan Bóg przygotował dla nas jeszcze większe rzeczy”. Ich smak mogliśmy poczuć już teraz, na wakacjach. I jest to obietnica tego, że nasze życie nie będzie nijakie, a Chrystus będzie „darem ciągle nowym i potężnym będącym smakiem nowego życia”, jak mówimy w modlitwie.
Świadectwa przemiany rodziły ogromną wdzięczność Chrystusowi za to, że stwarza takie miejsce i w nim się udziela.

Jarek, Kraków

 

NOWA WIĘŹ
Podczas tegorocznych wakacji młodzieżowych bardzo poruszyło mnie to, że piękno, które zawsze spotykam w tym szczególnym miejscu, mogłam współdzielić z dwójką bardzo bliskich mi osób, które po raz pierwszy miały okazję bliżej poznać Ruch. Dzięki temu, czego wspólnie doświadczyliśmy, powstała między nami nowa, głęboka więź, choć już wcześniej wiele nas łączyło i nikt nawet nie oczekiwał, że mogłoby być jeszcze lepiej. Jednak po powrocie patrzymy na siebie inaczej niż wcześniej. Teraz w naszą przyjaźń wkroczyło coś więcej i wiem, że dzięki temu łatwiej mi będzie kontynuować to, co spotkało mnie na wakacjach.

Natalia, Świdnica

 

ZOBACZYĆ PRZYJACIELA
Nie wiem jak pozbierać myśli, jak ładnie ubrać je w słowa. W głowie mam wiele pięknych wspomnień.
Moje odczucia po wakacjach w Małem Cichem nie różnią się bardzo od tych, jakie miałam po feriach w Lubachowie. Mimo to dostrzegłam tym razem coś, co przerosło moje oczekiwania. Zauważyłam, jak ważna jest przyjaźń i ile ona znaczy. Szczerze mówiąc, nigdy nie postrzegałam moich przyjaciół w taki sposób. Teraz już wiem, że przyjaciele są jak ciche anioły, które podtrzymują nas, gdy nasze skrzydła opadają z sił. Raz wystarczy cudza dłoń, innym razem potrzebna jest cała rozbudowana konstrukcja, dzięki której pokonamy strach, zwalczymy samotność. Bo kto nie boi się samotności? Właśnie wtedy, kiedy nie mam obok siebie przyjaciela, nie mam się kogo uchwycić, oblatuje mnie strach.
Ale co najważniejsze, po raz drugi dostrzegłam przyjaciela w Chrystusie. Dostrzegłam w Nim to, co w zasadzie bałam się zobaczyć. Kiedyś wmawiałam sobie, że On nie może mnie kochać, nie może kochać całej mojej rodziny. Gdyby nas kochał, nie zesłałby na nas takiego cierpienia, takiego lęku o jutro. Wcale nie chcę powiedzieć, że czas przyzwyczaja nas do bólu, bo znamię pozostało. Zdarzenie sprzed paru lat odcisnęło niezatarte piętno, którego trudno się pozbyć. Ale mimo wszystko czuję w tym miłość Chrystusa. Dzięki Ruchowi. To było coś w rodzaju przebudzenia. Jakby ktoś mną potrząsnął i powiedział: „Patrz, Bóg cię kocha!”.
Zapominamy, że najważniejszym elementem naszego życia jest wiara. Bóg zsyła nam wielu wspaniałych ludzi, których nie warto oceniać „po okładce”. W Lubachowie również, mimo nieco odmiennych pierwszych wrażeń, okazało się, że Bóg przysłał do nas ludzi o wielkim sercu.

Chinka, Zdzieszowice

 

WIĘCEJ NIŻ OCZEKUJEMY
Po zimowych feriach w Lubachowie, które nieoczekiwanie, ale w bardzo prosty i zwyczajny sposób (po raz kolejny) poruszyły moje serce, nadając nowy smak mojemu życiu, jechałam na wakacje do Małego Cichego dla siebie, ale także, aby towarzyszyć młodym.
Po raz kolejny zobaczyłam wielką miłość Chrystusa do mnie, Chrystusa, który daje więcej, niż oczekujemy, który jest towarzyszem mojej drogi, bo Jego twarz to twarze przyjaciół. Po raz kolejny wydarzyło się nam spotkanie z Nim dzięki zaangażowaniu i otwartości na rzeczywistość, poprzez banalne zabawy, piękne wycieczki, modlitwę, spotkania wieczorne, śpiewy, Szkołę Wspólnoty.
Razem szukaliśmy racji i dlatego każda chwila odsyłała nas do Kogoś Większego. Prowokacją dla mnie było pragnienie młodych, by Szkoła Wspólnoty odbywała się tam, gdzie jeszcze jej nie ma. Obudziło ono we mnie pytania: jak ja traktuję Szkołę Wspólnoty? czym jest ona dla mnie? Często przychodzę na nią z przyzwyczajenia, nieprzygotowana, bezmyślnie, a nie jak do miejsca wyjątkowego, które pomaga mi wciąż dostrzegać piękno w pracy, w domu, które przygarnia mnie i wychowuje do bycia człowiekiem.
Dziękuję wszystkim, młodym i dorosłym, za doświadczenie tego, że można żyć pięknie, za wasze radosne, przemienione twarze, za każdy uśmiech, za gotowość i otwartość na propozycje, za wasze świadectwa. To doświadczenie rodzi wdzięczność wobec Boga i prośbę o to, żeby trwało w codzienności.

Marzena, Świdnica

 

ZASKAKUJĄCA PROPOZYCJA
Możliwość uczestniczenia w wakacjach młodzieżowych była dla mnie zaskakującą propozycją, ponieważ jestem dopiero w szóstej klasie szkoły podstawowej. Kiedy tata zaproponował mi wyjazd, pojawiła się obawa, jak sobie poradzę wśród starszej młodzieży.
W czwartek bardzo cieszyłam się z wyjścia w góry. Niestety w połowie drogi na Sarnią Skałę poczułam trud wędrówki i pomyślałam sobie: „Nie! Dalej już nie dam rady! Nie idę!”. I choć cały czas coś ciągnęło mnie na szczyt, powiedziałam na głos: „Nie dam rady” i… stanęłam. Wtedy podeszła do mnie jakaś dziewczyna, podała mi rękę i powiedziała, że dam radę. Czułam się taka szczęśliwa, że ktoś chciał mi pomóc. Na szczycie usłyszałam wewnętrzny głos: „Brawo, Marysiu! Nie straciłaś wiary w siebie”. Zrozumiałam, że Jezus cały czas czuwa nade mną, a objawił to w osobie koleżanki, która podniosła mnie na duchu.
Po tym wyjeździe bardziej umocniłam się w wierze i zrozumiałam, jak bardzo w życiu potrzebny jest drugi człowiek.

Marysia, Warszawa

 

CHWILA CISZY
Wakacje były dla mnie pięknie przeżytym czasem. Podczas wycieczki na Sarnią Skałę, gdy schodziliśmy, ogłoszono chwilę ciszy. I wtedy stało się coś niesamowitego – poczułem prawdziwą obecność Chrystusa. Patrząc na góry, ptaki, rośliny – prawdziwie poczułem Chrystusa. To uczucie umocniło moją wiarę, sprawiło, że jestem gotowy jej bronić, jeśli będzie taka potrzeba. Ten tydzień był dla mnie przełomowym tygodniem. Nauczyłem się dostrzegać Chrystusa w drugim człowieku i w przyrodzie. Jestem ,,naładowany” pozytywną energią na cały rok i czekam na następne spotkanie z Wami. Do zobaczenia wkrótce!

Jakub, Warszawa

 

COŚ WIĘCEJ
Wakacje młodzieżowe 2011 były dla mnie czasem, który utwierdził mnie w przekonaniu o słuszności drogi, jaką jest podążanie za Chrystusem z pomocą charyzmatu księdza Giussaniego. Obserwowanie innych i siebie samego doprowadziło mnie do oczywistego wniosku, że w rzeczywistości, która jest obok nas, wśród różnych jej elementów jest jeden, niewidzialny, to „coś więcej”, które każdy z nas wyczuwał, które powodowało w ludziach widoczną zmianę i na tych wakacjach objawiło mi się w szczególny sposób.
To „coś więcej” sprawiało, że każdy, nawet najbardziej błahy szczegół, najbardziej zwyczajny sposób bycia razem, każda wspólna zabawa czy rozmowa nabierała innego znaczenia. Była jakby pełniejsza, bardziej niż zwykle odpowiadała na moje potrzeby. Za namową księdza Jurka i Francesca, którzy kilkakrotnie prosili, abyśmy spróbowali sformułować, czym jest to „coś więcej”, dlaczego tak dobrze się razem czujemy, dlaczego jest inaczej niż zwykle, podjąłem próbę osądu tego, w czym konkretnie objawiło mi się źródło tych wszystkich niesamowitych rzeczy, które nam się wydarzyły. W ten sposób w tych wydarzeniach rozpoznałem obecność Chrystusa.
Jedną z najważniejszych okoliczności było to, że w towarzystwie, które mnie otaczało, czułem się naprawdę wysłuchany. Czułem, że pragnienia mojego serca są ważne dla innych i że w tym towarzystwie ludziom naprawdę zależy na moim szczęściu, tak po prostu, ze względu na „Kogoś Innego”. Zaobserwowałem, iż w tym towarzystwie nie trzeba sobie zasłużyć na przyjaźń, szacunek czy akceptację. Tutaj już sam fakt bycia i to, że podążamy tą samą drogą, czyni mnie częścią wspólnoty. Tutaj sam fakt, że jestem człowiekiem, oznacza, że jestem kimś ważnym, że mam godność, niezależnie od wieku, cech charakteru, posiadanych umiejętności itp.
Inną rzeczą, która bardzo mnie uderzyła, było powszechne zaangażowanie we wszelkie proponowane gesty – od wspólnych zabaw, poprzez śpiew, przygotowywanie frizzi, po uczestnictwo w Eucharystii. Myślę, że było to zaangażowanie, którego uczył ksiądz Giussani, a które wyrasta z miłości i polega na dawaniu siebie innym, aby dojść do pełni swojego człowieczeństwa.
Zarówno na wakacjach, jak i w późniejszym czasie ich uczestnicy dążyli z niezwykłą dynamiką do tego, aby być bliżej siebie, aby spotykać się już po wakacjach, aby kontynuować to, czego tam doświadczyli, aby wzajemnie sobie pomagać wzrastać. Dało się odczuć jakąś nowość, świeżość, zachwyt chrześcijaństwem. To kolejny fakt, który utwierdził mnie w przekonaniu, że wydarzenie spotkania z Chrystusem jest odpowiedzią na ludzkie wymogi, że Chrystus jest prawdą. Wlało to w moje serce nową nadzieję, której bardzo potrzebowałem. Czuję, że te wakacje otworzyły moje serce.

Irek, Świdnica

 

ŹRÓDŁO RADOŚCI
Chrystus jest tym, który daje mi życie, daje mi siebie. Jest źródłem radości, nadziei i pocieszenia w trudach i przeciwnościach losu. Nigdy nie pozostawia bez odpowiedzi tego, kto pyta i szuka, kto jest uważny na rzeczywistość. Wakacje dla młodzieży w Małem Cichem pomogły mi tego doświadczyć. Smakować Prawdy, Piękna i Jedności. Obecności człowieka i Chrystusa: ,,Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).
Jestem nauczycielem w jednej z warszawskich, tak zwanych elitarnych szkół. Bardzo lubię swoją pracę, kontakt z młodymi ludźmi. Jednak od dłuższego czasu pojawiało się zwątpienie w sens tego, co robię. Obserwuję u młodych ludzi brak pytań, kwestionowanie wartości, uleganie nihilizmowi i temu, co proponuje dzisiejszy świat, choć na pewno ten pesymistyczny wizerunek nie dotyczy wszystkich. Miałam problem z dotarciem do młodych z najważniejszymi dla życia pytaniami i tematami, pokazaniem piękna wiary, życia i człowieczeństwa. Przyjaciele z Ruchu dali mi przykład i świadectwo wiary oraz bezinteresowności, z której rodzi się ich zaangażowanie, dzielenia się pięknem i niezatrzymywania go dla siebie z lęku i obawy, pewności w wierze. Widząc ich pracę i pasję, odkryłam sens bycia razem, atrakcyjność propozycji chrześcijańskiej, wielkość, wspaniałość Boga, człowieka i przyrody. ,,Zmartwychwstały Chrystus, Jego żywa obecność wprowadzała nowość sprawiającą, że ich życie wreszcie stawało się prawdziwym życiem, napełniając je intensywnością, jakiej nie potrafili wzbudzić sami z siebie”.
Podczas jednej ze Szkół Wspólnoty, prowadzonej przez Anette Murdzek i Jarka Wańczyka, dostrzegłam ich uważność na każdego z jej uczestników. Byłam poruszona wypowiedziami młodzieży, ich szukaniem pozytywności w rzeczywistości i radości ze spotkania… „Oto nowość, jaką wprowadza Zmartwychwstanie Chrystusa. (...) jest to życie zakładające jakiś skok jakościowy, jakieś wcześniej nam nieznane ubogacenie życia. Jest to coś tak rzeczywistego, ale równocześnie tak wykraczającego poza wszelkie nasze wyobrażenia, że jedyne co możemy uczynić, to dawać o nim świadectwo w działaniu, komunikując je promiennym obliczem, głębią spojrzenia, relacją z rzeczywistością, sposobem traktowania wszystkiego” – usłyszeliśmy podczas tegorocznych rekolekcji. Jestem wdzięczna wszystkim, których spotkałam, za to, że pomogli mi tego doświadczyć. Wszystkim prowadzącym, gościom, którzy dzielili się swoją wiedzą na temat genialnych osobowości, jakimi byli Gaudi i Chopin, czy też pozwalając ,,dotknąć nieba” wraz z tajemnicami kosmosu. A także mojemu mężowi, który w tym czasie zajmował się trójką naszych małych dzieci. W różnych momentach życia otrzymuję znaki i odpowiedź na moje pytania.
W ubiegłym roku, kiedy leżałam z moim dzieckiem w szpitalu, spotkałam kobietę, której syn miał wiele schorzeń neurologicznych, w tym zespół Downa oraz padaczkę lekooporną. Mama wiozła go na wózku inwalidzkim. Tym, co szczególnie zwróciło moją uwagę, był uśmiech na jej twarzy i pogoda ducha. Po rozmowie z nią okazało się, że tę siłę i pozytywność daje jej codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Doświadczenie to, jak i ostatnie wakacje pokazały mi, co jest źródłem radości. Bardzo dziękuję za ten piękny czas i za Waszą obecność.

Joanna, Warszawa

 

„POMOC W DRODZE KU PRZEZNACZENIU”
Na tegoroczne wakacje młodzieżowe czekałam z utęsknieniem. Miałam nadzieję, że ten tydzień w Małem Cichem będzie jakąś odskocznią od monotonnego życia, że może przeżyję coś nowego. Wszystko, co się tam wydarzyło, przerosło moje oczekiwania. Nowe, wspaniałe znajomości, tematy poruszane na Szkole Wspólnoty, idealnie pasujące do moich odczuć i pragnień.
Ludzie, którzy tam byli, pomogli mi przyznać się przed moimi rówieśnikami ze Świdnicy, gdzie jestem i co robię. Moi koledzy dziwią się czasem, że młodzież spotyka się po to, by porozmawiać o Bogu i się pomodlić. Czasami się z tego śmieją, więc jest mi jeszcze trudniej zaprosić kogoś z nich na Szkołę Wspólnoty czy inne spotkanie Ruchu. Po kilku rozmowach z najbliższymi mi osobami ze wspólnoty młodzieżowej wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że nie warto przyjaźnić się z ludźmi, którzy nie akceptują tego, jaka jestem i jakie są moje priorytety. Jak powiedział ksiądz Jurek podczas wakacji: „Przyjaźń to pomoc w drodze ku przeznaczeniu. Przyjaźń jest po to, żeby sobie nawzajem pomagać w słabości”. To robią właśnie moi przyjaciele w Ruchu. Przed wakacjami często chodziłam do kościoła tylko ze względu na tradycję – bez pragnienia w sercu. Podczas wakacji to się zmieniło – szłam do kościoła z pragnieniem spotkania się z Chrystusem, a wychodziłam z niego jeszcze szczęśliwsza. Teraz sama czuję w sobie potrzebę pójścia do kościoła. Często podczas modlitwy dziękuję Panu Bogu za to, że jestem tu, gdzie jestem.

Ania, Świdnica

 

CO NAM DAJE WIARA
Na wakacje młodzieżowe pojechałam pierwszy raz i na pewno nie ostatni. Wiedziałam, że to nie będą zwykłe wakacje, w końcu nie na każdych wakacjach młodzież modli się, chodzi na mszę św. i rozważa teksty. Z niektórymi osobami spotkaliśmy się po raz pierwszy, nie przeszkadzało mi to jednak w prowadzeniu rozmów. Nie znałam nawet imion niektórych, a potrafiliśmy spędzać razem całe wieczory. Czułam, że coś nas łączy. To nie było jednak coś, to był Ktoś: JEZUS. Wszyscy zgromadziliśmy się na tych wakacjach dzięki Jezusowi, dzięki wierze, i wszyscy byliśmy tam szczęśliwi. Na Szkole Wspólnoty, gdy razem siedzieliśmy w kółku, wyobrażałam sobie Boga stojącego w samym środku i nas połączonych z Nim promieniami… To jest Ktoś, dzięki komu mogłam poznać tak wiele wspaniałych osób.
Na Szkole Wspólnoty rozmawialiśmy o tym, czym jest wiara, po co wierzymy, co nam to daje. W czwartek, kiedy w ciszy schodziliśmy z góry, zadałam sobie te pytania jeszcze raz i naprawdę nie wiem skąd, ale od razu otrzymałam odpowiedź. Tak, dzięki wierze jestem szczęśliwa. Chodzę do szkoły katolickiej, z której jestem zadowolona. Wstając rano, nie idę do niej jak do najgorszego miejsca na świecie, podoba mi się tam. Należę do Szkolnego Koła „Caritas”, dzięki czemu bardziej mogę pomagać innym ludziom. Chciałam to robić już w szkole podstawowej, ale nie było takiej możliwości. Wierzę, jestem i pomagam potrzebującym. Gdybym nie miała wiary, nie poszłabym do tego gimnazjum, nie przyjechałabym na te wspaniałe wakacje, nie miałabym z Kim rozmawiać wieczorem, gdy siedzę sama w pokoju. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę w życiu jestem szczęśliwa dzięki wierze, to ona daje mi radość.
Te wakacje były niezapomniane. Pozwoliły mi inaczej spojrzeć na rzeczy, które mnie spotykają. Ta myśl narodziła się podczas tych wakacji i poruszyła moje serce. To był jeden z najlepszych tygodni w moim życiu. Wiara = Szczęście.

Diana, Białystok

 

CZY MOŻNA PRAGNĄĆ CZEGOŚ WIĘCEJ?
Jadąc na wakacje młodzieżowe, wyczekiwane z niecierpliwością od kilku długich miesięcy, zadawałam sobie pytania, czy będzie tak samo pięknie jak podczas ferii zimowych w Lubachowie, i czy przeżyjemy to samo drżenie serca, jakiego doświadczyliśmy podczas tamtych kilku lutowych dni. Odpowiedź pojawiła się już niebawem.
Do Małego Cichego zjechaliśmy się z całej Polski: Opola, Legnicy, Rzeszowa, Świdnicy, Białegostoku, Lutyni, Krakowa, Zdzieszowic, Warszawy, Radomia…. Ponad sto osób, od gimnazjalistów po studentów. Dzieliło nas miejsce, w którym mieszkamy na co dzień, wiek, zainteresowania. Łączyło natomiast pragnienie odnowienia własnego „ja” w Towarzystwie, które dąży do tego samego celu – życia w Chrystusie.
Z pewnością wielu z nas żywiło wobec tego tygodnia spędzonego w sercu Tatr pewne nadzieje, miało swój własny projekt na wakacje. Podobnie było ze mną. Chciałam z całych sił przeżyć je jak najlepiej, angażować się we wszystko, co tylko możliwe, i wycisnąć z nich ostatnią kroplę. Wszystko pięknie układało się aż jeden dzień, a potem rzeczywistość zweryfikowała moje projekcje. Okazało się, że niekoniecznie wszystko musi iść po mojej myśli. Przyszła frustracja i rozczarowanie, niezadowolenie z samej siebie i pytanie o sens swoich ograniczeń. Odpowiedź na ten stan rzeczy pojawiła się na najbliższej Szkole Wspólnoty. Uderzyło mnie zdanie księdza Carróna: „Jesteśmy razem, przyjaciele, by towarzyszyć sobie, by się wspierać, by nawzajem wobec siebie świadczyć, że pośród wszystkich naszych ograniczeń można tak żyć – ograniczenia nie mają tu nic do gadania, przestańmy się nimi zasłaniać, one nie mają nic do gadania”. Dlatego na każdych wakacjach chcę na nowo uczyć się zachwycać Obecnością Chrystusa we wspólnym przeżywaniu wiary. Niekoniecznie skupiając się na sobie, ale współdzieląc i pomagając sobie nawzajem w osądzaniu tego, co się nam przydarza.
A co nam się przydarzyło w Małem Cichem? Wiele pięknych momentów, tym piękniejszych, że niezaplanowanych przez nas i współdzielonych. Wspólne śpiewy tworzyły jedność, której nie dało się zaprzeczyć. Piękno gór aż krzyczało obecnością Boga. Trudno było mi uwierzyć i zrozumieć, że mimo wszystko jesteśmy tak naprawdę więksi od tych gór. Bo one zostały stworzone specjalnie dla nas. Podobnie zresztą jak cały Wszechświat. Bo przecież „gdyby Pan Bóg ustawił orbitę nieco bliżej lub dalej Ziemi, nie moglibyśmy w ogóle zaistnieć”. Kim w takim razie jest człowiek, że Bóg się nim tak zajmuje? Wszyscy jesteśmy zależni od czegoś większego, ta zależność jednak czyni nas prawdziwie wolnymi.
Bardzo pomogły mi także rozmowy z osobami, które z Ruchem miały do czynienia po raz pierwszy. Zachwyciła mnie ich otwartość i niewinne oczarowanie momentami, które dla mnie są już oczywiste. Jak na przykład fakt, że „my ciągle tu wszyscy śpiewamy” czy lekkie zdziwienie na widok księdza Jurka, który bawił się z nami w Pasała wołki. A potem – gwałtowne pragnienie bycia częścią tego wszystkiego, co jeszcze kilka dni wcześniej było zupełnie obce.
Po powrocie z wakacji wcale nie czułam, że to koniec. Wręcz przeciwnie, dały mi one siłę do tego, by pełniej oraz bardziej rozumnie i świadomie przeżywać kolejne dni. Przypomniały, żeby nie przestawać radować się smakiem życia. Bo „rozumienie wiary to rozumienie rzeczywistości”. A to, na co czeka nasze serce, już jest. Czy można pragnąć czegoś więcej?

Karolina, Świdnica

 

ODNALEŹĆ ŹRÓDŁO
„Żeby źródło odnaleźć, trzeba iść ciągle w górę, iść ciągle w górę strumienia” – te słowa przychodzą mi do głowy na wspomnienie wakacji młodzieżowych w Małem Cichem. Wspólne posiłki, wycieczki, zabawy, modlitwa. Wszystko na swoim miejscu. No, prawie wszystko, pomijając wczesne śniadania… Były to moje pierwsze ruchowe wakacje.
Bardzo miło wspominam ten czas, gorąco myślę o ludziach, których tam spotkałam. Kiedy to wszystko staje mi przed oczyma, oprócz ogromnej ochoty na powrót do tatrzańskiego raju, na moje usta ciśnie się podziękowanie. Nie tylko dla organizatorów, ale dla samego Boga. Wiem, że człowiek nie byłyby w stanie sprawić, żeby to wszystko było aż tak piękne. Potrzebuje do tego Opatrzności, cichego wsparcia. Kogoś, kto zawsze będzie czuwał. I tą osobą jest Bóg. Dziękuję Ci więc, Wielki Ojcze, za to, że mogłam tam być, że stworzyłeś tych ludzi, że pokazałeś mi drogę do źródła.
Przez te niecałe siedem dni, nauczyłam się więcej niż przez wszystkie poprzednie lata mojego życia. Przede wszystkim zmieniło się bardzo podejście do czytania tekstu. Wcześniej czytanie szło mi opornie. Mniej rzeczy rozumiałam, na wiele nie zwracałam uwagi. Brakowało mi motywacji, czegoś, co pomagałoby mi zrozumieć prawdę. Tymczasem na wakacjach coś sprowokowało mnie do zgłębiania tajemnicy, do szukania odpowiedzi. Zachęcił mnie do tego film Opowieści z Narnii. Powrót Wędrowca do Świtu. Oglądałam go wcześniej wiele razy, ale nie znalazłam w nim głębszego przesłania. Zmieniła to prezentacja Zosi Jurek, która pokazała jego wartość, mówiąc o obecnych w nim symbolach. Zapragnęłam oglądnąć go jeszcze raz, doszukując się w nim czegoś znaczącego. I udało mi się. Zobaczyłam znaki, które wcześniej były dla mnie niezauważalne. Dlatego zaczęłam się bardziej przykładać do czytania tekstu. Na Szkołę Wspólnoty szłam z wielką ochotą, wcześniej się do niej przygotowując. Zawsze znalazł się ktoś, kto wytłumaczył mi to, co było dla mnie niejasne, kto podzielił się doświadczeniem. Bezinteresownie, bez dopraszania się.
Wiedziałam też wcześniej, że wiara powinna być w moim życiu najważniejsza, że to ona ma wyznaczać jego tor, ale niespecjalnie to do mnie trafiało. Przebywając jednak wśród ludzi, którzy żyją tym, co ja, którzy na górskim szlaku dzielili się ze mną swoim doświadczeniem, którzy pomagali mi iść, kiedy nie byłam w stanie zejść z góry, zrozumiałam, że wiara jest czymś innym niż tylko znakiem wyznaczającym drogę życia. Jest nadzieją, wsparciem. A Bóg nie jest nieosiągalnym mocarzem, zasiadającym w niebiosach i surowym wzrokiem spoglądającym na ziemię, ale miłosiernym Ojcem, troskliwym Pasterzem, który broni i troszczy się o swoje owce. To właśnie zrozumiałam w Małem Cichem.
Dużo dała mi sama obecność ludzi, przyjaciół. Nie anonimowych osób albo zwykłych znajomych poznanych na wakacyjnym wyjeździe, ale przyjaciół. Jestem w stu procentach pewna, że mogę ich tak nazwać. Są to ludzie, którzy pragną Twojego szczęścia. Francesco podczas ferii zimowych w Lubachowie powiedział: ,,Nie znam cię, a ty nie znasz mnie, oboje jednak chcemy dla siebie dobrze, ponieważ idziemy tą samą drogą”. W każdej chwili przekonywałam się, jak trafna jest to myśl, jak dokładnie opisuje relacje w Ruchu. Nasza przyjaźń, będąc przyjaźnią ugruntowaną w Bogu, jest wieczna.
Wyniosłam z tych wakacji wiele wartości i wskazówek. Znalazłam odpowiedzi na moje pytania. Posiadłam ogromną wiedzę, której wcześniej nie miałam. Boję się tylko, że nie będę potrafiła tego odpowiednio wykorzystać, że w ferworze życia codziennego zgubię wszystkie wskazówki, że nie będę potrafiła sobie poradzić z kłopotami, zapomnę o wszelkich wpojonych mi wartościach. Wiem jednak, że poznałam przyjaciół, którzy, kiedy się zgubię, pomogą mi, którzy wesprą mnie swoim ramieniem. Mogę jednak obiecać, że na pewno będę się bardzo starała mieć ciągle przed oczyma Małe Ciche i żyć tak, jak żyłam tam.

Karolina, Lutynia

 

PIĘKNE DOŚWIADCZENIE
Jednym z powodów, dla których uczestniczyłam w wakacjach dla młodzieży, było pragnienie przekazania pięknego doświadczenia, które mnie spotkało i nadało mojemu życiu nową orientację i perspektywę. Doświadczenia, które trwa już 25 lat. Dni spędzone wspólne z młodzieżą pokazały mi, jak bardzo ogarnia nas obecność Chrystusa, dzięki nim wróciłam do korzeni swojej historii. Pełne szczęścia i wdzięczności twarze, sposób, w jaki przeżywaliśmy modlitwę, zabawę, wycieczki, a szczególnie wypowiedzi na Szkole Wspólnoty powodowały, że czułam zdumienie i doświadczałam dotykającej mnie obecności Chrystusa.

Anette, Świdnica


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją