Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2010 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2010 (marzec / kwiecień)

Zakładka. Lektura miesiąca

Miguel Mañara

Tak oto Bóg wybiera tego, kogo chce

ojciec Paolo Martinelli i Emanuele Banterle


Po raz pierwszy przeczytałem Miguela Mañarę, przygotowując się do matury, gdy nieśmiało świtała mi w głowie myśl o całkowitym oddaniu się Chrystusowi. Tekst ten z jasnością ukazał mi fakt, że Bóg wybiera tego, kogo chce. Postacie oraz cała historia opisują wędrówkę, niezwykle ludzką wędrówkę, do której przebycia wszyscy, choć w odmienny sposób, jesteśmy wezwani. Na każdej stronnicy tego misterium dominuje temat pragnienia oraz posiadania. Don Miguel żyje spalany namiętnością, której daje upust w coraz to nowych związkach miłosnych. Jednak usidlanie wciąż nowych ofiar, zmienia się w coś przeciwnego – w doświadczenie śmierci, nudy oraz nieznośnej samotności. Okazuje się, że uczuciowa ruina, tak bardzo powszechna w naszych czasach, w tajemniczy sposób splata się z odczuciem nicości. Źle skrywaną rozpacz Miguela dostrzega na jednej z zabaw stary przyjaciel jego ojca, który zachęca go do tego, by odnalazł źródło swojego pragnienia: swoje serce, którego nie zdołało zdusić całe plugastwo grzechu. Prawdziwa miłość do młodej kobiety niespodziewanie odradza don Miguela. Słodka i prosta Girolama ukazuje znaczenie miłosnej fascynacji: kobiety „dają się chwytać / wtedy dopiero, gdy Boga zabraknie im w sercach, / i gdy niewarte już są nawet trudu, by je chwytać” [O. Miłosz, Miguel Mañara, tłum. B. Ostrowska, w: tenże, Misteria, Lublin 1999, s. 27].
Czyż nie jest może prawdą, że redukowanie wszystkiego do natychmiastowego wejścia w posiadanie tego oznacza zdradę własnego pragnienia, a zarazem samej rzeczywistości? Dotarcie do Tajemnicy poprzez miłość do człowieka wiąże się paradoksalnie z uznaniem, że prawda relacji między mężczyzną a kobietą jest tym, co chrześcijańska tradycja nazywa dziewictwem, czyli „posiadaniem, w którym jest miejsce na dystans” [L. Giussani, Czy można tak żyć?, tłum. A. Idebska, Kraków 2009, s. 278], jak genialnie tłumaczy nam to ksiądz Giussani. To właśnie skłoni Miguela Mañarę do tego, by po przedwczesnej śmierci Girolamy, zapukać do drzwi klasztoru. Rozmowa z Przeorem ukazuje ludzką wędrówkę do świętości: cierpliwe „podążanie za” („Tutaj – życie jest długie”, s. 37), które z pokorą ciśnie na usta pochodzące z „psałterza maluczkich” (s. 40) słowa liturgii. Zawsze mam je w pamięci, gdy się modlę lub odprawiam Mszę świętą: powtarzać słowa Kogoś innego. Don Miguel wyznaje Przeorowi całe popełnione przez siebie zło, aż z upływem czasu spostrzega, że nic z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyło: „Jest tylko On”. Natomiast w obliczu doświadczanego przez człowieka dziwnego przywiązania do własnego grzechu („zbyt myślisz o twej boleści”, s. 41), Przeor cytuje słowa świętego Franciszka z Asyżu, świętego, który osiągnął upragnioną wolność, kiedy powiedział „Ty” mieszkającej w ciele Tajemnicy.
Życie zaczyna się na nowo za każdym razem, niezależnie od naszego stanu, kiedy postrzegamy to „Ty” jako prawdziwą istotę nas. Opowiadanie kończy się po tym, jak Miguel mierzy się z ostatnią pokusą, która w gruncie rzeczy jest pokusą odczuwaną przez każdego z nas: przekonaniem, że odbyte spotkanie naprawdę nas nie zmieniło. Jak gdyby wszystko było tylko fikcją. Jest to kwintesencja każdej pokusy, która od środka czyni życie pustym. Stary brat Miguel nie wdaje się w dyskusję z głosem, który niemiłosiernie przypomina mu popełnione przez niego zło. Powtarza tylko słowa Boga, słowa liturgii, które podarowało mu towarzystwo Kościoła: wspomina Tego, który jest w teraźniejszości, i pokusa znika na zawsze. W ten sposób może odpowiedzieć Duchowi Niebios: „Otom jest” (s. 53). Tak oto Miguel Mañara przypomina nam o tej przemianie, która może się w nas dokonać tylko za sprawą łaski. Za każdym razem, gdy czytam ten tekst, na nowo odkrywam, że życie jest powołaniem, a dziewictwo jest prawdą uczuć, uwolnionych wreszcie od szantażu i strachu przed śmiercią.

 

 

My, którzy idziemy drogą Miguela.

Emanuele Banterle*

 

Kilka lat temu Davide Rondoni zwrócił uwagę na zdumiewający zbieg okoliczności, a mianowicie, że w jednym roku, 1912, powstały trzy wielkie dzieła dwudziestowiecznej literatury dramatycznej, wszystkie inspirowane chrześcijaństwem: Zwiastowanie Claudela, Le Mystère des Saints Innocents [Tajemnica niewinnych świętych] Péguyego oraz Miguel Mañara Miłosza; co więcej, wszystkie to misteria, forma typowa dla teatru średniowiecznego.

Spośród tych tekstów, które tylko dzięki geniuszowi księdza Giussaniego mogły stać się również dla większości z nas fascynującymi arcydziełami, najmniej domkniętym w swoim wymiarze poetycko-literackim, strukturalnie „bardziej otwartym”, wydaje mi się właśnie Mañara, ponieważ zawiera nie tylko odniesienia do średniowiecznej tradycji oraz jej symbole, ale w swojej strukturze „misterium w sześciu obrazach” w pełni odpowiada językowi religijnego widowiska, to znaczy dramatu pomyślanego jako dziejącego się.


Chodzi mi o konstrukcję narracyjną tekstu, ponieważ kompozycja w obrazach uwydatnia, że obrazy te nie są zwyczajnymi epizodami opowiadania, ale faktami, wydarzeniami, które oznaczają coś większego w życiu człowieka, coś, co się wydarza: ingerowanie Tajemnicy. Obraz – możemy powiedzieć – jest jak wydarzenie, które wyznacza wędrówkę, stąd w tekście bardzo ważne są przerwy, przestrzenie milczenia, które oddzielają jeden obraz od drugiego; nie sposób ich pominąć.
Czym są te przestrzenie, jeśli nie czasem życia, czasem wędrówki Miguela i każdego innego człowieka, któremu w pewnym momencie jego egzystencji niespodziewanie wydarza się coś, co wprowadza w jego życie Tajemnicę, i uruchamia dramat jego wolności?

Dlatego Miguel Mañara jako przedstawienie teatralne, bardziej niż w przedstawieniach wystawianych na tradycyjnej, „osadzonej” scenie, znajduje swój odpowiednik, moim zdaniem, w widowiskach wędrownych aktorów, którzy przemieszczali się z miejsca na miejsce, czyli w formie typowej dla sceny ludowej, która każe uczestniczyć w tej wędrówce oraz utożsamić swoją wędrówkę z drogą przebytą przez Miguela.

Zawsze uderzało mnie, w jaki sposób zdumiewająca genialność Miłosza zdecydowała się na progu dwudziestego wieku, wybrać na bohatera wędrówki ku Tajemnicy, na „typ człowieka” będącego odniesieniem, jeden z mitów laickiej współczesności, kogoś, kto z upływem czasu stał się symbolem libertynizmu oraz wyzwania rzuconego wszelkim przepisom moralnym: don Giovanniego. Miłosz, tworząc tę postać, wzorował się na rzeczywistej osobie, don Miguelu Mañarze Vincentelo de Leca, który urodził się w Sewilli w 1627 roku. Był on młodym nobilem, który skończywszy z rozwiązłym, hulaszczym życiem, po śmierci swojej młodej żony, wstąpił do zakonu, umierając potem w opinii świętości.

A więc bardzo wyraźny znak, który przekraczając konwencje i stereotypy, może otworzyć drogę, stawiając na pierwszym planie temat poszukiwania piękna i miłości: „[…] chcę chwalić piękno – powie Mañara w rozmowie z Przeorem – z niego bowiem rodzi się – boleść” (s. 43), jako możliwość przybliżenia się do Tajemnicy. A więc dzisiaj jest to nowa okazja, zaproszenie, aby przebyć wędrówkę Miguela, z pomocą całego bogactwa podkreśleń oraz uwypukleń, których nie brakuje w historii naszego życia, ze świadomością, że nic nie jest pewnikiem, jak pokazuje nawrócenie się na katolicyzm Miłosza, które miało miejsce wiele lat po napisaniu Mañary.

 

*vice-dyrektor Ente teatrale italiano [Włoskiego Stowarzyszenia Teatralnego]


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją