Ślady, numer 1 / 2010 (styczeń / luty) Życie CL
Nowa wiosna w Pradze Po dwudziestu latach od upadku reżimu komunistycznego pojechaliśmy do Czech, do serca Europy, gdzie wśród nowych murów ateistycznej kultury, obojętności i indywidualizmu żyje mała wspólnota CL. Świadek (i znak), że zafascynowanie obecnym Chrystusem zawsze zwycięża, nawet jeśli wszystko wydaje się to utrudniać Paolo Perego
Tłum przemierzający ulice miasta. W podniesionych dłoniach trzymają pęki kluczy od swoich domów. Domagają się wolności i demokracji. Praga, 17 listopada 1989 rok. Kilka dni wcześniej upadł Mur Berliński. Wywołało to falę starć, które miały znieść w krajach Europy Wschodniej trwający od czterdziestu lat reżim komunistyczny.
W czasie manifestacji praskiej doszło do starć z policją; był to jeden z ostatnich przejawów represji, które w przeciągu kilku tygodni miały się ostatecznie zakończyć. Dnia 29 grudnia 1989 roku na prezydenta Czechosłowacji wybrano Václava Havla, dysydenckiego pisarza i przywódcę Porozumienia Obywatelskiego, który mobilizował opozycję od Wiosny 1968 roku. W ten sposób upadł czechosłowacki komunizm: w 1991 roku ostatni radzieccy żołnierze opuścili Czechy, a w 1993 – za obopólną zgodą – Republika Czeska i Słowacja rozdzieliły się.
Na ulicach Malá Strana i starego miasta, wraz z najważniejszym placem – Rynkiem Staromiejskim – jest mnóstwo turystów. Praga to miasto pełne barw, gdzie w osłupienie wprawia piękno każdego zakątku, każdej ulicy. Gdzie się podziały lata reżimu?
„Kto je przeżył, niesie je w swoim wnętrzu”. Ksiądz Stefano Pasquero pochodzi z Turynu. Jest misjonarzem z Bractwa św. Karola Boromeusza. Do Pragi przyjechał w 2002 roku, rok później dołączył do niego ksiądz Andrea Barbero (który teraz wrócił do Włoch), a we wrześniu ubiegłego roku – diakon Marco Basile: „Przez lata zwykli ludzie żyli w reżimie, znosząc go niemal z obojętnością”. Występowali przeciw niemu przede wszystkim intelektualiści, ci od Karty ’77 i nieliczne ruchy katolickie, jak ten ojca Józefa Zvěříny, autora Listu do chrześcijan Zachodu. Pod koniec lat 70. to właśnie ruch CL, za sprawą księdza Giussaniego, przyczynił się do rozpowszechnienia jego myśli i pism.
„Do dziś trudno jest przebić się przez ówczesny cynizm” – mówi ksiądz Sefano. Zauważasz go, rozmawiając z każdym, kto przeżył tamte lata. Krótkie odpowiedzi na pytania, rozbiegany wzrok, pewna nieufność. Na przykład Con Vit’a – inżynier budownictwa, dziś po pięćdziesiątce, wówczas przynależał do grupy młodych, którzy domagali się wolności dla swojego kraju. Należy do starszej generacji praskich ciellini. Zna dobrze włoski i tłumaczy Szkołę wspólnoty. „Tak, parę razy byłem przesłuchiwany. Pozwalali chodzić do kościoła, ale grozili, że zabronią dzieciom iść na studia”.
Ateistyczne serce Europy. Dokładnie dwadzieścia lat po Aksamitnej Rewolucji w jednej z kamienic średniowiecznego Wyszehradu, zabytkowej dzielnicy stolicy Czech, około pięćdziesięciu osób słucha wystąpienia księdza Carróna z okazji inauguracji nowego roku pracy. Vit’a tłumaczy symultanicznie. Kilka osób jest z Pragi. Inni przyjechali z Brna, serca pobliskich Moraw. Ksiądz Stefano, wikary w Wyszehradzie, prowadzi całe spotkanie. Oto czeska wspólnota. Kilka osób jest nieobecnych, ale widać też kilka nowych twarzy.
W sali rozbrzmiewa madrycki akcent Carróna. Prawie nikt nie zna włoskiego, słuchają tłumaczenia. Wyczuwają jednak zapał. „Doświadczenie, osąd, życie wiarą w rzeczywistości, rzucanie wyzwania zamętowi”. Wszystko to doskonale współbrzmi ze słowami, które w czasie swojej wizyty w Republice Czeskiej pod koniec września Benedykt XVI skierował do młodzieży z Pragi, serca Europy, uchodzącej za kolebkę ateizmu Europy Środkowej. „W każdym młodym człowieku tkwi pragnienie szczęścia, które często jednak współczesne konsumpcyjne społeczeństwo wykorzystuje w sposób fałszywy i wyobcowujący. Trzeba tymczasem poważnie zastanawiać się nad gorącym pragnieniem szczęścia, które domaga się prawdziwej i wyczerpującej odpowiedzi. Tym właśnie jest wiara chrześcijańska: spotkaniem z Chrystusem, żywą Osobą, która nadaje życiu nowy horyzont, a wraz z nim decydujący kierunek”.
Obecność Ruchu w Pradze nie należy do wydarzeń z najnowszej historii. Już w 1968 roku nad brzegi Wełtawy przybyła mała grupa ciellini, którzy spotkali się z ludźmi zaangażowanymi w „praską wiosnę”. Pośród kontaktów utrzymywanych w czasie reżimu i ciągłych wizyt osób wysyłanych do Pragi przez księdza Giussaniego po upadku komunizmu, decydującym wydarzeniem było przybycie w 2002 roku do czeskiej stolicy misjonarzy. Dla niektórych było to drugie spotkanie: na przykład dla Vit’a, ale też dla Lenki. Była we Włoszech w latach 90.; pracowała i uczyła się tam języka. Ruch CL spotkała na uniwersytecie katolickim w Mediolanie. Nie zapisała się na studia, ale chodziła na zajęcia z teologii prowadzone przez księdza Giussaniego. Po powrocie do Pragi, pełna entuzjazmu bezskutecznie próbowała żyć tym wszystkim, co spotkała. „W czeskiej kulturze unika się wspólnotowego wymiaru. Nawet jeśli zintegruje się jakaś grupa ludzi, starają się oni nie angażować; to taki rodzaj «wspólnotowego indywidualizmu»” – mówi ksiądz Marco. Lepiej pozostać samemu, ale wolnym od jakichkolwiek zobowiązań... Przewidział to Jan Paweł II, który w czasie swoich podróży do krajów Europy Wschodniej (w samej Republice Czeskiej był trzy razy), wiele razy wskazywał na niebezpieczeństwo odchodzenia idei wolności w stronę usunięcia wszelkich więzi: „Efekt tego widać w osamotnieniu ludzi, które często znajduje wyraz w alkoholizmie lub w rozpadzie rodziny” – wyjaśnia ksiądz Marco. „Jesteśmy w państwie europejskim, które jako pierwsze przyjęło prawo do aborcji i rozwodów. Dzisiaj możliwość rozstania ma już trzecie pokolenie” – dodaje ksiądz Stefano. Do tego dochodzi szeroki protestancki background i nieufność wobec Kościoła, często postrzeganego jako instytucja podporządkowana władzy: „Wystarczy spojrzeć na katedrę: «zaklinowana» na dziedzińcu zamku Habsburgów. Kościół znajduje się na terenie należącym do państwa (na dodatek obcego) i żeby do niego wejść najpierw trzeba wejść do budynku, który w tej chwili jest siedzibą prezydenta Republiki Czeskiej”. Podobnie niełatwa jest konfrontacja z Ruchem. „Słowa księdza Giussaniego w jakiś sposób są niewygodne. „Podążać za”, „autorytet”. Ludzie boją się na samą myśl o idei: tych samych słów używali Rosjanie. Także słowo „wyzwolenie” gorszy ludzi – posługiwała się nim bowiem ich komunistyczna propaganda”.
Trzeba było zobaczyć w działaniu chrześcijańskie wydarzenie, które zmienia życie. Tak jak to było z Lucie, która jako jedna z pierwszych spotkała włoskich księży, gdy pracowali oni jako kapelani na uniwersytecie. Borykała się wówczas z trudną sytuacją rodzinną, a Ruch był odkryciem „ojcostwa, którego nigdy w życiu nie doświadczyła”. Albo Jana, która studiuje hebrajski i kulturę judaistyczną. Po śmierci siostry Teresy, która zmarła po wypadku, została sama z matką. „W rocznicę śmierci poszłam do kościoła. Było mi smutno. Po nabożeństwie zatrzymałam się na chwilę. Ksiądz Andrea, który przechodził wraz z księdzem Stefano, uśmiechnął się do mnie i mnie pogłaskał”. Od tamtej chwili jest w Ruchu. Mało tego, na Szkołę wspólnoty przyprowadziła także swoją mamę Jitkę, która tak mówi o swoim spotkaniu z Ruchem: „Po śmierci Teresy prosiłam Boga, żeby mi ją zwrócił. Wiedziałam, że to było szaleństwo. Potem jednak spotkałam tych ludzi i zrozumiałam, że mi ją zwracał”.
Wspólnota jest młoda: prawie wszyscy mają około dwudziestu, trzydziestu lat. Niektórzy studiują, inni zaczęli pracować. Jan założył rodzinę. Pochodzi z Brna, ale CL spotkał w Barcelonie, gdzie był na Erasmusie. Jego historia wiąże się z historią Jirija i Tomasza. Trójka prawdziwych przyjaciół jeszcze z czasów szkolnych; często rozmawiali o poważnych sprawach. Tak się złożyło, że po powrocie z Hiszpanii Jan spotkał Jirija, który także wrócił ze stypendium, ale z Francji: „Spotkałem naprawdę coś wielkiego” – mówi do przyjaciela. „Ja też, nazywa się CL”. Zaczęli robić Szkołę wspólnoty w Brnie razem z księdzem Andreą. Zaprosili Tomasza, który przyszedł na spotkanie przekonany, że zastanie na nim piękne dziewczyny i piwo: „«Przeżywać życie, nie tracąc ani chwili» – te słowa mnie zafascynowały”. W Ruchu ich przyjaźń dojrzała: widać to po łączących ich relacjach,wszyscy zaangażowani w to, co zmieniło ich życie. Tomasz jest zawsze gotowy do zorganizowania wakacji, kolacji, spotkań. Wiosną na przykład – jako zapowiedź działalności centrum kulturalnego, które chcieliby założyć wraz z Janem – zaprezentowali na uniwersytecie Ryzyko wychowawcze.
„Panująca myśl”. Każda historia jest cudem. Petra ma 22 lata, niedowidzi, studiuje w konserwatorium grę na organach. Natrafiła na stronę internetową, którą prowadzi Jan; wysłała do niego maila: „Zaprosił mnie na spotkanie. Poszłam. Nie zrozumiałam prawie nic. Tylko to, że nie chciałam stracić tego, wobec czego się znalazłam”. Lucie nie widzi od urodzenia. Jest wdzięczna za piękno wodospadów, które „usłyszała” w czasie swoich pierwszych ruchowych wakacji. Albo Anna, zawsze uśmiechnięta jasna blondynka. Potem Marek, brawurowy kierowca; Marco, włoski architekt, od lat mieszkający w Czechach; Ewa, narzeczona Tomasza, z której wzrostu wszyscy się nabijają...
Wobec twarzy, serc, ludzi cały plan, który został ułożony w samolocie przed wylądowaniem w Czechach, bierze w łeb: „Trzeba zrozumieć, w jaki sposób Chrystus pozostaje żywym w kulturze takiej, jak ta”. Plan nie był zły, ale centrum wszystkiego znajduje się gdzie indziej. W sercu człowieka. Wszędzie takim samym. Pomijając historię i kulturę. Wszystkie pomysły legną w gruzach w obliczu fascynacji tych młodych ludzi: w obliczu obecności Chrystusa, w nieustającym dialogu z ich sercami. Sercem Tomasza i dwóch sióstr, Jirija, Anny, Petry. I sercem Jany, która się nie zadawala i dręczy cię pytaniami, ponieważ chce zrozumieć...
Podczas inauguracji roku pracy Carrón mówił, cytując Leopardiego i księdza Giussaniego: „Nieskończona marność wszystkiego nie jest w stanie wykorzenić ziarna tej panującej myśli, tego pragnienia, tej pasji do szczęścia. (...) Właśnie to nazywamy sercem, tę panującą myśl; to jest rzeczywistość, «którą można zapomnieć, zaciemnić, zakwestionować, ale nie da się jej wykorzenić»”. Nawet w Pradze, gdzie tyle rzeczy – od kultury po tradycję, po uprzedzenia – wydaje się temu sprzyjać. |