Ślady
>
Archiwum
>
2008
>
wrzesieĹ / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 5 / 2008 (wrzesieĹ / grudzieĹ) Ĺwiadectwa Piotr KozĹowski To kim jestem dzisiaj, tak jak tutaj przed wami stojÄ, zawdziÄczam spotkaniu z charyzmatem i chcÄ wam opowiedzieÄ o tej swojej drodze. Znacie mnie od wielu lat â niektĂłrzy caĹe dziesiÄciolecia â i wiecie, Ĺźe zawsze byĹem czĹowiekiem dobrze nastawiony do Ĺźycia, takim niepoprawnym optymistÄ . Moje podejĹcie byĹo czasem wrÄcz beztroskie, moĹźe nawet zbyt lekkie. Jednak w tym wszystkim zawsze szukaĹem sensu. SzukaĹem sensu Ĺźycia, szukaĹem odpowiedzi na najgĹÄbsze pytania. StawiaĹem pytania o szczÄĹcie. ChÄtnie teĹź angaĹźujÄ siÄ (i zawsze tak byĹo) w róşne rzeczy, w róşne przedsiÄwziÄcia. MĂłwiono o mnie âdusza towarzystwaâ. 26 lat tmu w mojej parafii rozpoczÄ Ĺ pracÄ nowy wikariusz ks. Adam Skreczko. ZnaĹem go jeszcze wczeĹniej, zanim poszedĹ do seminarium. ByĹem po maturze, zaczynaĹem studia. AngaĹźowaĹem siÄ w Ĺźycie parafii, w Ruchu ĹwiatĹo Ĺťycie. MoĹźna powiedzieÄ, Ĺźe byĹem takim oazowym ârutyniarzemâ, ktĂłry wszystko wiedziaĹ o KoĹciele, znaĹ przecieĹź wszystkie liturgiczne sprawy. WĹaĹciwie, chyba nic nowego w KoĹciele nie mogĹo mnie juĹź zaskoczyÄ. ByĹo po wyborze Jana PawĹa II na stolicÄ piotrowÄ , a zatem to, co mogĹo mnie zaskoczyÄ juĹź siÄ wydarzyĹo. W naszej parafii z ks. Adamem szybko, poczynajÄ c od jego prymicji w 1982, zaczÄli kojarzyÄ siÄ WĹosi, miÄdzy innymi Andrea. W lipcu nastÄpnego roku, ks. Adam zaprosiĹ mnie na kilkudniowe spotkanie Communione e Liberazione do Poronina. Zaproszenie otrzymaĹem w niedzielÄ, a wyjazd byĹ w poniedziaĹek rano. W tym samym terminie, to znaczy od poniedziaĹku, miaĹem obĂłz chĂłru uniwersyteckiego, w ktĂłrym wtedy ĹpiewaĹem. Adam zostawiĹ mnie z prostym zaproszeniem: sĹuchaj, obozy byĹy i bÄdÄ zawsze, a to jest jedyna, niepowtarzalna okazja. No i rano zameldowaĹem siÄ przed plebaniÄ gotowy do wyjazdu. ZrezygnowaĹem z czegoĹ, co byĹo dla mnie pewne na rzecz czegoĹ niepewnego, jakiejĹ nowoĹci, ale nowoĹci z duĹźej litery. Dni spÄdzone w Poroninie to czas dĹugich rozmĂłw, dyskusji i pytaĹ. Ja chyba niewiele wĂłwczas mĂłwiĹem i muszÄ przyznaÄ, Ĺźe bardzo maĹo z tego, co byĹo mĂłwione rozumiaĹem, ale jedno docieraĹo do mnie na róşne sposoby: Chrystus ma zwiÄ zek ze wszystkim. Ze wszystkim, to znaczy z caĹym moim Ĺźyciem, a nie tylko z KoĹcioĹem w sensie liturgii. Jest obecny nie tylko w Eucharystii, czy kiedy siÄ modlÄ, ale jest obecny w jednoĹci chrzeĹcijan. Nie bÄdÄ tutaj omawiaĹ 25-ciu lat, przedstawiajÄ c szczegĂłĹowo kalendarium, ale zatrzymam siÄ nad kilkoma wydarzeniami, ktĂłre mnie uczyniĹy, a nawet ocaliĹy. Przede wszystkim chcÄ byÄ dzisiaj Ĺwiadkiem i okazaÄ wdziÄcznoĹÄ wobec tego spotkania, ktĂłre osobiĹcie mnie ocaliĹo. Bardzo czÄsto, choÄ moĹźe nie zawsze w peĹni Ĺwiadomie, powtarzaĹem jak Ĺw. Piotr: âDokÄ d pĂłjdÄ, czego jeszcze mam szukaÄ? To sÄ sĹowa, ktĂłre nadajÄ sens mojemu Ĺźyciu, bez tego nie byĹbym sobÄ , nie byĹbym szczÄĹliwyâ. ZostaĹa mi podarowana Ĺaska osobistego spotkania z ks. Giussanim, a przedtem jeszcze, w czasie oazy rzymskiej w 1979 roku z Janem PawĹem II, i patrzÄ c na tych ĹwiadkĂłw, widziaĹem w ich oczach, wĹasnie w oczach Jana PawĹa II czy ks. Giussaniego, Ĺźe oni pokazujÄ Chrystusa, tylko to, nic wiÄcej. Nic wiÄcej ich nie interesowaĹo. Ostatecznie to, Ĺźe zaczÄ Ĺem rozumieÄ Jana PawĹa II zawdziÄczam ks. Giussaniemu. Sam bym zapewne nie spojrzaĹ na naszego PapieĹźa tak, jak nauczyĹem siÄ patrzeÄ w Ruchu, jakby bez przywiÄ zania patriotycznego do wielkiego Polaka, ale za to wsĹuchujÄ c siÄ w to, co chce nam powiedzieÄ. Gdy opuszczaĹem seminarium duchowne wiedziaĹem, Ĺźe nie odchodzÄ od Chrystusa. Jeszcze bardziej przylgnÄ Ĺem do Niego w modlitwie i w wiernoĹci Szkole WspĂłlnoty. Później, gdy z DorotÄ dojrzewaliĹmy do wspĂłlnego Ĺźycia w maĹĹźeĹstwie, rĂłwnieĹź to dziaĹo siÄ w naszej wspĂłlnocie, w Ruchu. Jako narzeczony nie byĹem Ĺatwym kandydatem na mÄĹźa, bo pozostawaĹem doĹÄ niezdecydowany. Jednak Dorota okazaĹa siÄ opatrznoĹciowa dla mojego Ĺźycia. Jej codzienna obecnoĹÄ, Ĺwiadectwo wiernoĹci i odpowiedzialnoĹci w pracy i w sprawach WspĂłlnoty, to byĹ Chrystus, ktĂłry tak bardzo konkretnie stanÄ Ĺ na mojej drodze i powoli mnie zmieniaĹ. NajwaĹźniejszÄ rzeczÄ , ktĂłrej uczyĹem siÄ od Doroty, byĹa pewnoĹÄ, Ĺźe Ĺźycie ma sens o ile jest ofiarÄ z siebie. To przez jej miĹoĹÄ Chrystus wyrwaĹ mnie z niezdecydowania i powierzchownoĹci. ZnalazĹem odpowiedniÄ pracÄ, zaĹoĹźyliĹmy szczÄĹliwÄ rodzinÄ, urodziĹ siÄ AdaĹ. MoĹźna powiedzieÄ, Ĺźe niczego nie brakowaĹo nam do szczÄĹcia. ZnalazĹ siÄ nawet dom. I wtedy wĹaĹnie, wobec jej choroby a później Ĺmierci, Chrystus zapytaĹ mnie: âCzy ty mnie miĹujesz?â. âPanie Ty wiesz, Ĺźe CiÄ kochamâ. Gdybym odszedĹ, gdybym odszedĹ od Ciebie⌠Ty masz sĹowa, ktĂłre dajÄ Ĺźycie, dajesz mi pewnoĹÄ, Ĺźe Ĺźycie tutaj nie koĹczy siÄ, ale toczy siÄ dalej, a nawet wiÄcej: realizuje siÄ. ZnaĹem wtedy tylko jedne sĹowa modlitwy, powtarzaĹem jedynie: âJezu ufam Tobieâ . I Chrystus, ktĂłry byĹ tak blisko, zbliĹźyĹ siÄ jeszcze bardziej, mimo, Ĺźe utraciĹem najwaĹźniejszÄ osobÄ w Ĺźyciu. PowtarzaĹ mi: âbeze Mnie nic nie moĹźesz uczyniÄâ. Pewnie nie miaĹbym szans poradzenia sobie z dwĂłjkÄ dzieci bez tej obietnicy i pewnoĹci. To On znalazĹ rozwiÄ zania â mojÄ mamÄ, ktĂłra zaopiekowaĹa siÄ Marcinkiem, dziÄki czemu nie straciĹem pracy â, nie zostawiĹ nas sierotami. Poprzez przyjacióŠi najbliĹźszych wciÄ Ĺź byĹ obecny, ze swojÄ obietnicÄ owego âstokroÄ wiÄcejâ. Dwa lata temu zaczynaliĹmy maĹĹźeĹskÄ i rodzinnÄ drogÄ z AniÄ . Znowu decyzja nie przyszĹa szybko ani Ĺatwo. MoĹźecie zapytaÄ AniÄ i wszystkich moich przyjaciĂłĹ, ile wymagaĹo to modlitw z jej i ich strony. PozwĂłlcie, Ĺźe nie bÄdÄ mĂłwiĹ jak zmagaĹem siÄ wĂłwczas z sobÄ samym. Jednak we wszystkim, co przeĹźywaĹem byĹa pewnoĹÄ, ktĂłra dojrzaĹa, Ĺźe On jest obecny w tej sytuacji, w tym pytaniu. Ania staĹa siÄ szczegĂłlnÄ obecnoĹciÄ w moim domu i w moim Ĺźyciu, poniewaĹź przypominaĹa o przeznaczeniu, przypominaĹa, Ĺźe jest to przeznaczenie do szczÄĹcia, do czegoĹ wiÄcej. W naszym domu, w naszej rodzinie nie oceniamy przeszĹoĹci. Dorota paradoksalnie jest jeszcze bardziej obecna niĹź dwa lata temu. W kuchni pojawiĹy siÄ zdjÄcia, razem chodzimy na jej grĂłb, rozmawiamy o Dorocie z dzieÄmi. WyobraĹźacie sobie co czujÄ, kiedy sĹyszÄ od Ani: âGdy patrzÄ na Stasia, Adasia czy Marcinka, to nie czujÄ róşnicy, jakbym ich wszystkich urodziĹa.â Co pozwala na takie utoĹźsamienie siÄ z drugÄ osobÄ , ktĂłre przekracza wiÄzy krwi, wiÄĹş matki i dziecka? Tylko miĹosierna obecnoĹÄ Boga z nami. Po tych 25-ciu latach â mimo, Ĺźe ĹwiÄtujemy ten fakt, ale to chyba nie o ĹwiÄtowanie mi chodzi â ja jestem po prostu wdziÄczny Bogu, ktĂłry siÄ pochyliĹ nade mnÄ . OfiarowaĹ mi dar spotkania z charyzmatem poprzez ktĂłry pociÄ gnÄ Ĺ mnie ku sobie i nie pozwoliĹ mi zginÄ Ä z powodu mojej nieuwagi. WciÄ Ĺź przywoĹuje mnie do sensu Ĺźycia ciÄ gle przede mnÄ stawia osoby i mĂłwi: âPatrz, przez nich mĂłwiÄ do ciebie.â. On pozostaje wierny, przyjmuje mojÄ wiernoĹÄ i wybacza niewiernoĹci. Mimo doĹwiadczenia bĂłlu Ĺmierci jestem czĹowiekiem speĹnionym i szczÄĹliwym, bo zbawienie jest tutaj, bliskie i konkretne, jak moja rodzina i przyjaciele, poprzez ktĂłrych BĂłg wyrwaĹ mnie z nicoĹci i wciÄ Ĺź ocala. Potrzeba tylko mojej wiernoĹci. |