Ślady
>
Archiwum
>
2008
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2008 (lipiec / sierpieĹ) Kultura Ja, matematyk jestem przeciwko religii nauki Obrona ârozszerzonego rozumuâ. Walka przeciwko scjentyzmowi. Potrzeba mistrzĂłw. Jeden z naukowcĂłw idÄ cych pod prÄ d panujÄ cym tendencjom wyjaĹnia, dlaczego istnieje tylko jeden sposĂłb, aby naprawdÄ obroniÄ jego dyscyplinÄ (i ocaliÄ wychowanie): âNie redukowaÄ czĹowieka do koĹci do gryâ. I podjÄ Ä wyzwanie nieskoĹczonoĹci. Alberto Savorana Giorgio Istae, profesor matematyki na Uniwersytecie w Rzymie jest jednym z najĹźywszych i najostrzejszych polemistĂłw w kulturalnej panoramie WĹoch. Od lat zaangaĹźowany w obronÄ rozumu â i jego ârozszerzanieâ, aby uĹźyÄ okreĹlenia podkreĹlanego czÄsto przez Benedykta XVI â przeciwko ideologii scjentyzmu, ktĂłra zmierza do utoĹźsamienia czĹowieka i rzeczywistoĹci z tym, co moĹźna zmierzyÄ, w imiÄ zredukowanej koncepcji rozumu. Znamiennym jest fakt, Ĺźe to wĹaĹnie matematyk prowadzi tak bezpardonowÄ walkÄ z religiÄ cyfr i iloĹci. W swoim ostatnim dziele Chi sono i nemici della scienza? [Kim sÄ nieprzyjaciele wiedzy?], podejmuje temat gorzkich efektĂłw takiej mentalnoĹci, ktĂłra zatruwa wszystko, wypeĹnia strony gazet, programy telewizyjne, a nawet sale szkolne oraz uniwersyteckie i zostaje przez wielu ludzi bezkrytycznie przyswajana.
Zacznijmy od prowokacyjnego pytania, ktĂłre jest tytuĹem Pana ostatniej ksiÄ Ĺźki: Kim sÄ nieprzyjaciele nauki? NieprzyjaciĂłĹmi nauki sÄ oczywiĹcie ci, ktĂłrzy jej wyniki popularyzujÄ w sposĂłb prostacki, a czÄsto wrÄcz bĹÄdny. W mojej ksiÄ Ĺźce okoĹo stu stron poĹwiÄciĹem dokumentacji ukazujÄ cej taka âzĹÄ wiedzÄâ, a jest to zaledwie maĹa czÄĹÄ zebranych przeze mnie przykĹadĂłw z tej dziedziny. AnalizujÄ c owe dokumenty zauwaĹźa siÄ, Ĺźe w wielu przypadkach nie chodzi nawet o bĹÄdy, ale o owoce ideologicznej wizji, inspirowanej intencjami, aby w pewien szczegĂłlny sposĂłb ânaukowo udowodniÄâ ateizm i materializm, co nie ma juĹź nic wspĂłlnego z naukÄ . Bardzo rozpowszechnionym dziĹ znieksztaĹceniem ideologicznym nauki jest jej pomieszanie z naturalizmem. Innymi tego rodzaju znieksztaĹceniami sÄ , pozostajÄ ce w doskonaĹej sprzecznoĹci miÄdzy sobÄ , twierdzenia, Ĺźe nauka jest relatywistyczna, lub, Ĺźe osiÄ ga ona prawdÄ absolutnÄ . Generalnie, najwiÄkszymi wrogami nauki sÄ naukowcy, ktĂłrzy twierdzÄ , Ĺźe mĂłwiÄ o nauce a w rzeczywistoĹci prezentujÄ wĹasne uprzedzenia i wierzenia. Wrogami nauki sÄ zatem nie tylko ci, ktĂłrzy o niej âmĂłwiÄ Ĺşleâ, ale i ci, ktĂłrzy uĹźywajÄ jej Ĺşle, lub wykorzystujÄ jÄ w perwersyjnych celach (w dosĹownym znaczeniu tych sĹĂłw).
OdnoĹnie do scjentyzmu, powrĂłÄmy do âprzypadku Sapienzaâ. WykĹada Pan na uczelni, ktĂłra jako jedyna stworzyĹa sytuacjÄ zmuszajÄ cÄ PapieĹźa do odmĂłwienia wygĹoszenia wykĹadu w jej auli. Jak Pan przeĹźywaĹ to zdarzenie i jaki jest Pana osÄ d w tej sprawie? ByĹem tÄ sytuacjÄ zmieszany. MĂłgĹbym jeszcze zrozumieÄ obiekcje wynikajÄ ce z obrony zasad laickoĹci, jeĹźeli w grÄ wchodziĹoby wygĹoszenie wykĹadu inaugurujÄ cego rok akademicki (ale tak nie byĹo). ZawziÄcie kĹadziono nacisk na ideÄ, Ĺźe PapieĹź chce wznowiÄ proces Galileusza. Poza najbardziej znanymi listami profesorĂłw fizyki, krÄ ĹźyĹo wiele tekstĂłw inspirowanych uczuciami zdecydowanie anty religijnymi. ZauwaĹźmy: nie laickoĹciÄ , ale ateizmem, czy teĹź ideÄ , iĹź nauka i logiczne myĹlenie sÄ zdecydowanie przeciwne religii. W sumie, tym, co wyszĹo na jaw poprzez owe wydarzenia jest nie tylko postawa zaprzeczajÄ ca tolerancji oraz bezstronnoĹci w konfrontacji, ale zawziÄte przeciwstawianie nauki i religii.
W swoim nie wygĹoszonym wykĹadzie PapieĹź zaznaczyĹ miÄdzy innymi : âZagroĹźeniem dla Ĺwiata zachodniego jest dziĹ fakt. Ze czĹowiek, wĹaĹnie dla potwierdzenia swojej wielkoĹci, wiedzy i wĹadzy, poddaje siÄ wobec problemu prawdy. Co jednoczeĹnie oznacza, Ĺźe rozum, ostatecznie, ulega wobec nacisku interesĂłw i atrakcyjnoĹci uĹźytecznoĹci, zmuszajÄ cej, aby uznaÄ jÄ za ostateczne kryteriumâ. Jak rozumie Pan te sĹowa? SĹowa te wywarĹy na mnie wielkie wraĹźenie, poniewaĹź sÄ caĹkowicie zgodne z tym, co myĹlÄ od przynajmniej piÄtnastu lat, kiedy to napisaĹem ksiÄ ĹźkÄ OgrĂłd orzechĂłw. Koszmary postmodernistyczne i tyrania technonauki, ktĂłra byĹa odrzucana przez liczne wydawnictwa z uzasadnieniem typu: âjest to wyraz mistycznego kryzysu autoraâ. W 1998 roku namĂłwiĹem do jej opublikowania pewne maĹe wydawnictwo, ktĂłre jednak nie zdoĹaĹo rozpowszechniÄ nakĹadu. ZdaĹem sobie sprawÄ, Ĺźe dominacja pewnej wizji scjentystycznej i utylitarystycznej, opÄtanej przez technologiÄ i nieczuĹej na tematy poznania i etyki, prowadzi ZachĂłd do ruiny i przewagi integralistycznych skrajnoĹci. RzeczywiĹcie, jeĹźeli pewna czysto utylitarystyczna wizja, odrzuca wymogi moralne i duchowe, kieruje siÄ ku innym szlakom, ku przystaniom nieuczciwym a nawet zbrodniczym.
Utrzymuje Pan, iĹź nowy scjentyzm dÄ Ĺźy do rozszerzenia metod nauk fizyko-matematycznych na nauki humanistyczne. Na Ĺamach L`Osservatore Romano, w pewnym polemicznym artykule napisaĹ Pan, Ĺźe âczĹowiek nie jest koĹciÄ do gryâ. Co chciaĹ Pan przez to powiedzieÄ? ZamierzaĹem powiedzieÄ, zapoznanie jest rzeczywistoĹciÄ zĹoĹźonÄ i doĹwiadczenie ludzkie pozostaje bardzo daleki od bycia wyĹÄ cznie ânaukowymâ. Roszczenie, aby caĹÄ wiedzÄ zebraÄ pod sztandarem jednej dyscypliny naukowej â czy bÄdzie to fizyko-matematyka czy neuronauki â prowadzi do okaleczenia fenomenologii Ĺźycia ludzkiego, poniewaĹź nie da siÄ go zredukowaÄ do czegoĹ materialnego, co, jak siÄ wydaje mogĹoby stanowiÄ jego rĂłwnowaĹźnik. CzĹowiek nie jest ani koĹciÄ do gry, ani maszynÄ parowÄ czy elektrycznÄ , ani kalkulatorem, ani jakimkolwiek innym mechanizmem, do jakiego chce siÄ go zredukowaÄ, aby âujÄ Äâ go w terminach ânaukowychâ.
ĹledzÄ c historiÄ nauki wspĂłĹczesnej widzimy, Ĺźe zrodziĹa siÄ ona w krÄgu kultury judeo-chrzeĹcijaĹskiej. Czy Pana zdaniem jest to przypadkowa zbieĹźnoĹÄ, czy tez sytuacja taka ma gĹÄbsze przyczyny? Nie jest to absolutnie przypadek. ZarĂłwno judaizm, jak i chrzeĹcijaĹstwo podzielaĹy ideÄ, iĹź jest moĹźliwe rozumowe poznanie Ĺwiata, oraz Ĺźe natura w swojej przestrzeni jest rzÄ dzona przez prawidĹowoĹci, ktĂłre majÄ charakter obiektywny i dopuszczajÄ moĹźliwoĹÄ ich poznawania i przewidywania. Proces Galileusza dotyczyĹ innej problematyki, ktĂłrej nie jestem w stanie zgĹÄbiaÄ w tym miejscu, natomiast proces AverroĂŠ toczyĹ siÄ wĹaĹnie na tej pĹaszczyĹşnie i pokonanie myĹli awerroistycznej prze koncepcjÄ Al Ghazaliego, wedĹug ktĂłrej w naturze nie istniejÄ obiektywne prawidĹowoĹci, doprowadziĹo do samowykluczenia siÄ islamu z wpĹywu na przewrĂłt naukowy, z ktĂłrego siÄ wywodzi, chociaĹź ma w nim swĂłj waĹźny wkĹad.
Rozum i wiara sÄ pojÄciami, ktĂłre wspĂłĹczesna kultura najpierw oddaliĹa od siebie, a nastÄpnie rygorystycznie odgraniczyĹa, jako dwie proste, ktĂłre nigdy siÄ nie spotkajÄ . W przeciwieĹstwie do takiego stanowiska, prezentujÄ c ksiÄ ĹźkÄ ksiÄdza Giussaniego Si può vivere cosĂŹ? [Czy moĹźna tak ĹźyÄ?], zgodziĹ siÄ Pan z twierdzeniem, Ĺźe poznanie przez wiarÄ jest metodÄ wĹaĹciwÄ dla rozumu. Do jakiego stopnia metoda ta jest waĹźna rĂłwnieĹź w pracy naukowej? Czy mĂłgĹby Pan podaÄ przykĹady jej zastosowania? Kiedy byĹem studentem uniwersytetu pewien profesor poradziĹ mi, abym uczyĹ siÄ matematyki zakĹadajÄ c, Ĺźe kaĹźde twierdzenie czytane w ksiÄ Ĺźkach moĹźe byÄ faĹszywe starajÄ c siÄ je podwaĹźyÄ. Nie jest to oczywiĹcie sposĂłb poznawania przez wiarÄ... Matematyka jest naukÄ , w ktĂłrej rzeczÄ przydatnÄ i wykonalnÄ jest nie dowierzaÄ. Al ejuĹź w fizyce nie moĹźna domagaÄ siÄ przeprowadzania na nowo kaĹźdego doĹwiadczenia. Trzeba âwierzyÄâ, komuĹ, kto mĂłwi, ze doĹwiadczenie Michelson`a-Morley`a zostaĹo wykonane i przyniosĹ okreĹlone rezultaty. JeĹźeli czĹowiek studiuje historiÄ, musi âwierzyÄâ, Ĺźe Giulio Cesare podjÄ Ĺ pewne dziaĹania w pewnym czasie, w przeciwnym razie byĹby zmuszony do podejmowania mozolnej i niemoĹźliwej do wykonania weryfikacji. Poznanie oparte na zaufaniu wiarygodnemu Ĺwiadkowi jest nieuniknione, chociaĹź w okreĹlonych granicach. KsiÄ dz Giussani sĹusznie stwierdziĹ, Ĺźe wykluczajÄ c âpoznanie przez poĹrednictwoâ (to znaczy przekazywane przez innych) wyklucza siÄ caĹÄ ludzkÄ kulturÄ, ktĂłre opiera siÄ na fakcie, Ĺźe âkaĹźdy zaczyna od tego, co odkryĹ ktoĹ innyâ. JeĹźeli nie byĹoby tak âporuszalibyĹmy siÄ w przestrzeni jednego metra kwadratowegoâ. W pedagogii samoksztaĹcenia jest pewien zabĂłjczy chwyt... ktoĹ, kto podejmuje punkt widzenia ksiÄdza Giussaniego nie moĹźe nawet na moment przystaÄ na wizje pedagogiczne, ktĂłre mistrza zastÄpujÄ âkimĹ, kto uĹatwiaâ.
Te ostatnie sĹowa wprowadzajÄ nas w temat, ktĂłry jak wiem szczegĂłlnie leĹźy Panu na sercu, podobnie jak nam. W swojej ksiÄ Ĺźce mĂłwi Pan o âkatastrofie wychowawczejâ. Jakie sÄ przyczyny tej klÄski, ktĂłra sprawia, Ĺźe rĂłwnieĹź PapieĹź mĂłwi, iĹź stoimy wobec âwyjÄ tkowej potrzeby wychowawczejâ? GĹĂłwnÄ przyczynÄ jest bĹÄdna idea, jakoby wychowanie byĹo pewnym technicznym faktem, a nie nabywaniem umiejÄtnoĹci w relacji miÄdzy osobami. Tymczasem jest przeciwnie, wychowanie musi wypĹywaÄ ze wspĂłĹpracy miÄdzy rodzinÄ , ktĂłra powinna ksztaĹtowaÄ osobÄ z punktu widzenia etycznego i moralnego, oraz szkoĹÄ , ktĂłra powinna przekazywaÄ wiedzÄ i zdolnoĹÄ poznawania (nie znoszÄ sĹowa âkompetencjeâ). Nauczanie obejmuje caĹÄ osobÄ i nie moĹźe ograniczaÄ siÄ do technologii dydaktycznych. Nie moĹźe rĂłwnieĹź zmieniaÄ roli rodziny, pretendujÄ c do zredukowania wymiarĂłw moralnych do kwestii âzasad obywatelskichâ, wpajanych przez âspecjalistĂłwâ na przedmiotach takich jak âwychowanie do uczuciowoĹciâ.
Na kim zatem ma siÄ oprzeÄ szkoĹa, aby na nowo rozpoczÄ Ä peĹnienie swoich zadaĹ, jeĹźeli nie moĹźe ufaÄ âspecjalistomâ? Musi rozpoczynaÄ od czegoĹ, co jÄ poprzedza. Wychowanie potrzebuje mistrzĂłw, ktĂłrzy byliby dla mĹodego czĹowieka reprezentantami Ĺwiata, w ktĂłrym przyszĹo mu ĹźyÄ, jak to wyraziĹa Hanna Arendt. UkazujÄ mu Ĺwiat â przekazujÄ kulturÄ i treĹci â a przez to dostarczajÄ niezbÄdnych narzÄdzi, dziÄki ktĂłrym bÄdzie mĂłgĹ ten Ĺwiat zmieniaÄ. Ĺwiat moĹźna zmieniaÄ jedynie poznajÄ c go. Aby daÄ mĹodym ludziom narzÄdzia, ktĂłre pozwolÄ im iĹÄ dalej, potrzebne jest ksztaĹcenie w okreĹlonym znaczeniu konserwatywne. SzkoĹa bez tradycji niczego nie przekazuje i porzuca mĹodzieĹź na pastwÄ nicoĹci, czyniÄ c jÄ rĂłwnieĹź niezdolnÄ do zmiany. Zatem (albo przede wszystkim!), aby byÄ rewolucjonistami trzeba rozpoczÄ Ä od tradycji. Nie jestem zarozumiaĹy na tyle, aby wyjaĹniaÄ to komuĹ, kto za punkt odniesienia przyjmuje EwangeliÄ.
Rok 68 przyniĂłsĹ roszczenie egalitaryzmu na uniwersytecie i w szkole z efektem rĂłwnania w dĂłĹ. Wszyscy dziĹ spostrzegajÄ skutki tego procesu. SiÄgajÄ c do Pana doĹwiadczenia w nauczaniu, co moĹźna zrobiÄ, aby odwrĂłciÄ takÄ tendencjÄ? OdpowiedĹş jest juĹź w tym, co powiedziaĹem wczeĹniej. Konieczny jest âmistrzâ, jako postaÄ posiadajÄ ca autorytet; jego rola przekazywania wiedzy i tradycji; uznanie poznania i tradycji za podstawy ksztaĹtowania osoby; waloryzacja nauki, pracy i odpowiedzialnego zaangaĹźowania. Trzeba upowszechniaÄ ideÄ, Ĺźe nauka moĹźe byÄ spostrzegana jako coĹ ciekawego, co jest teĹź rozrywkÄ , a nie jako ciÄĹźki i Ĺźmudny obowiÄ zek. Potrzeba ukazywaÄ mĹodzieĹźy, Ĺźe do najwiÄkszych osiÄ gniÄÄ dochodzi siÄ przez pokonywanie trudnoĹci, a nie ich omijanie. W przeciwnym razie uczy siÄ jedynie braku odpowiedzialnoĹci.
Kolejnym czynnikiem wychowania zburzonym w 68 roku jest tradycja, z zasadÄ autorytetu. ChciaĹbym siÄ dowiedzieÄ jak przebiegaĹ proces, ktĂłry nazywa Pan Ĺwiatem specjalistĂłw w zakresie pedagogiki, a ktĂłrego symbolem moĹźe byÄ Marcello Bernardi. W 1979 r., z okazji ogĹoszonego przez ONZ MiÄdzynarodowego Roku Dziecka napisaĹ on âModlitwÄ dzieckaâ, ktĂłrÄ rozpoczÄ Ĺ sĹowami: âSpraw, aby on byĹ róşny od nas. Spraw, aby nie miaĹ rodzicĂłw, ani dzieci, ani rodziny, ani mistrzĂłw, ani uczniĂłw, ani domu, ani schronienia. Spraw, aby nie spotkaĹ ani ZdobywcĂłw, ani PrzywĂłdcĂłw, ani nawet ĹwiÄtych. Spraw, aby nie znaĹ Praw, ani PorzÄ dku, ani Ojczyzny, ani Religii...â. Jest to wizja, ktĂłrÄ uwaĹźam za bĹÄdnÄ , wrÄcz okropnÄ . Stanowi ona pewnÄ przewrotnÄ synteza wprowadzonej przez Dewey`a pedagogiki samoksztaĹcenia oraz âzĹagodzonegoâ marksizmu zamoĹźnego spoĹeczeĹstwa, marksizmu postmodernistycznego. Mieszanina ta zachowaĹa dziedzictwo umierajÄ cego komunizmu, czyli spojrzenie totalitarne i antyludzkie. Nie przypadkiem wypĹywa z niej odrzucenie rodziny, rodzicĂłw i mistrzĂłw. MĂłj syn, prowadzÄ c dĹugie badania antropologiczne w Afryce, musiaĹ zapuĹciÄ sobie brodÄ, aby sprawiaÄ wraĹźenie, Ĺźe jest starszy niĹź w rzeczywistoĹci, a przez to byÄ bardziej powaĹźanym, gdyĹź ludzie starsi sÄ tam uznawani za ĹşrĂłdĹo mÄ droĹci. Idea wynoszenia mĹodoĹci jest niszczÄ ca dla tej wizji. MoĹźe to tylko przypadek, Ĺźe spoĹeczeĹstwa zdominowane przez starych piewcĂłw idei wychwalania mĹodoĹci sÄ wĹaĹnie tymi, gdzie mĹodzi majÄ najmniejsze moĹźliwoĹci?
W czasie odbytego niedawno spotkania z piÄcioma tysiÄ cami nauczycieli ksiÄ dz CarrĂłn powiedziaĹ, Ĺźe ânauczanie, wychowywanie jest wprowadzaniem w peĹniÄ rzeczywistoĹci, we wszystko, z czego ona siÄ skĹada. JeĹźeli wyjaĹniam coĹ, bez wskazania zwiÄ zku tego szczegĂłĹu z caĹoĹciÄ , nie wychowujÄâ. Co Pan myĹli o takim stwierdzeniu? Jakie znaczenie ma owo odrzucenie caĹoĹci, peĹni? Sutkiem tego jest utrata ĹÄ czenia dyscyplin w jeden peĹny obraz kulturalny. Na przykĹad odnoĹnie do nauk ĹcisĹych oznacza to myĹlenie o nich, jako o szczegĂłĹowej wiedzy technicznej, ktĂłra nie ĹÄ czy siÄ z filozofiÄ , historiÄ i procesem ogĂłlnego poznania. Dzieje siÄ tak, gdyĹź gubi siÄ pewne spojrzenie humanistyczne. JeĹźeli w centrum procesu poznania zostaje zredukowane do sumy nauk szczegĂłĹowych, a nawet do fragmentarycznych âkwalifikacjiâ.
Wielu nauczycieli mĂłwi o trudnoĹciach obudzenia u mĹodzieĹźy zainteresowania. Z drugiej strony, ksiÄ dz Giussani wĹaĹnie nauczajÄ c poruszyĹ wielu mĹodych, podtrzymywany ĹwiadomoĹciÄ , Ĺźe wychowywanie jest âkomunikowaniem siebie, to znaczy swojego wĹasnego sposobu nawiÄ zywania kontaktu z rzeczywistoĹciÄ â. Czy mĂłgĹby Pan podjÄ Ä prĂłbÄ skomentowania tego stwierdzenia? Posiadanie relacji z prawdziwym mistrzem nie oznacza przyswojenia sobie wspĂłlnych pojÄÄ, ale wspĂłlne poznanie, ktĂłre jest teĹź wspĂłlnym âprzeĹźywaniemâ. Poza tym prawdziwy mistrz potrafi wzbudzaÄ zainteresowanie, gdyĹź nie jest tak sĹaby i niepewny, aby uciekaÄ siÄ do oszukiwania mĹodych tanimi sztuczkami. Nie banalizuje tego, co jest trudne i pracochĹonne, nie sprowadza tego do form zabawy i rozrywki, ale mĂłwi o wszystkim, co rzeczywiĹcie dotyczy najgĹÄbszych potrzeb i uczuÄ. MoĹźe tak byÄ nawet wĂłwczas, gdy naucza siÄ dyscyplin pozornie odlegĹych od Ĺźycia i jego konkretĂłw, jak matematyka. Kiedy staram siÄ zainteresowaÄ matematykÄ , unikam zawsze odwoĹywania siÄ do aspektĂłw ludystycznych, zabawowych a, na przykĹad, mĂłwiÄ o trudnym wyzwaniu manipulowania nieskoĹczonoĹciÄ i zauwaĹźam, Ĺźe zainteresowanie wzrasta natychmiast. W rzeczywistoĹci, temat pozornie zawiĹy, jakim jest nieskoĹczonoĹÄ, porusza najgĹÄbsze struny, samÄ kwestiÄ ludzkiego istnienia i relacji czĹowieka z transcendencjÄ . |