Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2008 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2008 (lipiec / sierpień)

Społeczeństwo

Czego głodny jest świat?

Pilna potrzeba żywności

Paolo Perego


Osiemset pięćdziesiąt milionów ludzi pozostaje „bez pożywienia”. Szczyty światowe i polityka pomocowa okazują się zawodne. Mówi się: „jest nas za dużo”. Tymczasem w grę wchodzi wiele czynników i często zaniedbuje się najważniejsze. Trzeba zacząć wychowywać.

 

Kolacja z przyjaciółmi, stół zastawiony dla określonej liczby osób. Dzwoni dzwonek i okazuje się, że przybyłych gości jest dwa razy więcej niż przewidywano. Chociaż przygotowane jedzenie można bardziej podzielić, istnieje ryzyko, że ktoś pozostanie głodny. Przykład banalny. Oddaje jednak ideę, jaka pojawiła się w ostatnich miesiącach w prasie, na temat światowego kryzysu żywnościowego. Przez całe tygodnie prowadzono analizy, debaty, wystąpienia, aby w wielu przypadkach dojść ostatecznie do dość pobieżnej konkluzji: wydaje się, że za stołem świata zasiada znacznie większa liczba współbiesiadników, niż ta, do jakiej świat się przygotował. „Nakrycie jest zbyt krótkie”, jak napisała Giovanni Sartori w Corriere della Sera, wykorzystując okazję, aby wytoczyć swojego trojańskiego konia: przeludnienie. Jeżeli byłoby nas mniej, mielibyśmy się lepiej. Proste, prawda?

„Nie, wcale nie jest nas za dużo”, odpowiada ostro Dario Casati, dyrektor Państwowego Departamentu Ekonomii i Polityki rolnej, rolno-spożywczej i środowiskowej w Mediolanie. „Nie można zaprzeczyć, ze istnieje trudna sytuacja żywnościowa. Jest to jednak wynik szczególnych i powiązanych koniunktur. Perspektywy nie są całkowicie negatywne, jak każe nam sądzić wielu uderzających na alarm”.

Uporządkujmy zatem temat, wychodząc od konkretnych danych. Pierwszym, niezaprzeczalnym faktem, jak ukazał w pierwszych dniach czerwca szczyt FAO w Rzymie jest ten, że w świecie 850 milionów ludzi cierpi z powodu braku pożywienia, z powodu wzrostu cen żywności i niedostatku produktów rolnych. Aby mieć konkretny obraz sytuacji warto znać kilka danych podawanych przez FAO: w ciągu jednego roku ceny soi wzrosły o 87%, ryżu o 74%, zboża aż o 130%. Economist określił to jako „ciche tsunami”. I faktycznie: w Egipcie miały miejsce zamieszki spowodowane brakiem chleba, na Haiti w walce o ryż byli nawet ranni i zabici, a w filipińskich restauracjach pożywienie jest racjonowane. To jedynie szczegóły sytuacji, która ma wymiar światowy. „Już od 2005 roku potrzeby produktów rolnych dla celów spożywczych przekraczały światową ich ofertę”. Na oczach wszystkich, już wówczas, podjęto ocenę zapasów, a ceny zaczęły wzrastać. Wynika stąd, że jest to kryzys oczekiwany, jednakże szybszy niż się spodziewano. Dlaczego?

Od strony „zapotrzebowania” problem jest rzeczywiście bardzo rozległy i wśród podejmowanych prób wyjaśnienia zaistniałej sytuacji znalazło się przypisywanie jej przyczyny naturalnemu wzrostowi liczby ludności świata, od 4 miliardów osób w 1975 do 5,8 w 2000, i 6,6 w 2006 r. Przewiduje się, że w 2025 r. liczba ta wyniesie 8, a w 2050 – 9 miliardów. Mamy tu do czynienia z teorią osiemnastowiecznego ekonomisty Thomasa Malthusa. Nie jest to jednakże problem wyłącznie demograficzny. Rozwój krajów takich jak Chiny i Indzie sprawił, że ludzkość zmodyfikowała popyt na żywność również jakościowo. Na przykład, je się więcej mięsa, przez co wzrasta ilość surowców rolnych, wykorzystywanych w hodowli zwierząt. Szacuje się, że w Chinach wyprodukowanie kurczaka pochłania 2 kilogramy zboża: jeżeli spożycie drobiu wzrośnie z 0,5 do 1 kg kurczaka na osobę, zakładając, że dotyczy to 1,3 miliarda osób, popyt na zboże, w konsekwencji znacznie wzrasta. Zatem nie tylko „ilość”, ale i „jakość” tego, co się je, ma ogromne znaczenie.

Kwestia jest jeszcze bardziej skomplikowana od strony podaży. Ponieważ przyczyn, które wywołują kryzys jest wiele. Zacznijmy od polityki rolnej. Emilio Kolombo, wykładowca Wydziału Ekonomii Uniwersytetu Biocca w Mediolanie, w wywiadzie zamieszczonym na ilsussidiario.net, zaznaczył, że na poziomie światowym, w ciągu ostatnich 30 lat nie podejmowano żadnych znaczących inwestycji w rolnictwie, a w związku z tym nie wzrosła produktywność gruntów, jak to miało miejsce w drugiej połowie ubiegłego wieku, dzięki rozszerzeniu zastosowania maszyn rolniczych (np. tylko między 1950 a 1984 r. światowa produkcja zboża wzrosła o 250%). Na fali tego „zielonego przewrotu” i dzięki sprzyjającej polityce rolnej, zachętom i odpowiednim regulacjom (szczególnie w USA i UE), w latach 80. wytwarzano bardzo dużo – często „za dużo” – co powodowało spadek cen, wywołujących następnie kryzysy w sektorze. W konsekwencji zmniejszyło się zainteresowanie wsią oraz inwestycjami w dziedzinie badań i rozwoju rolnictwa.

 

Obraz w ostrych barwach

Wzrosły również koszty, ponieważ w tej dynamice duże znaczenie odgrywają zależności między podstawowymi dziedzinami gospodarki, jak produkcja rolna i wydobycie surowców. Niekorzystny wzrost cen ropy (w 1998 r. mieliśmy 10 dolarów za baryłkę, dziś ponad 140) spowodował nie tylko zwiększenie kosztów produkcji, a zatem i cen produktów spożywczych, ale również zwiększenie inwestycji na znalezienie alternatywnych rozwiązań pozyskiwania energii. Na przykład, sławne biopliwa, wskazywane przez opinię publiczną, jako jedna z głównych przyczyn kryzysu. Używanie kukurydzy, soi czy trzciny cukrowej do produkcji paliwa zamiast żywności, ostatecznie nie pozostaje bez znaczenia. Szczególnie, jeżeli dane na temat zebranych plonów wskazują w ostatnich latach niską wydajność spowodowaną niekorzystnymi warunkami klimatycznymi, jak to miało miejsce w Europie i Australii. Do tego dochodzi jeszcze silna spekulacja finansowa w dziedzinie surowców ( nieustannie są tu kupowane i sprzedawane papiery wartościowe, jakby to były akcje lub obligacje). Sytuacja przedstawia się więc w barwach bardzo ostrych, nawet, jeżeli obecnie wydaje się, że nie aż tak ciemnych: „prognozy dotyczące plonów w 2008 r. są na razie życzeniami i spekulacje na temat cen wcześniej czy później pękną jak bańka mydlana wobec rzeczywistości. Odpowiedzią na wzrost popytu może być jedynie wzrost podaży”, wyjaśnia Casati.

Dostrzegając przyczyny pozostajemy z wielkim pytaniem: jak przezwyciężyć podobny kryzys? Pytanie tysięcy ludzi, zostało postawione również podczas szczytu FAO, który przyniósł wielkie rozczarowanie. Wywołał on wątpliwości, co do samej użyteczności istnienia ONZ, a nawet stwierdzenie, ze jest ona „trwonieniem pieniędzy”, że jest związana z interesami politycznymi. „W tym miejscu zachowajmy ostrożność” – odpowiada zdecydowanie Casati – „pomyślmy chociażby o samym zbieraniu danych: kto zajmie się tą kwestią? Jest jednakże oczywiste, że to nie wystarczy. Nieodzowne są lokalne formy pomocy, niezależnie od opieki społecznej”. Wydaje się, że recepta jest złożona. Właśnie analiza danych FAO ukazuje, że pożywienia brakuje tam, gdzie występuje niewystarczająca wydajność produkcji rolnej: w Afryce, Ameryce Centralnej, Europie Wschodniej i Azji. Taki stan wynika często z sytuacji złych rządów lub konfliktów. Poprawie sytuacji służy zatem polityka, pokój, stabilizacja. Potrzebne są jednak dwa inne podstawowe składniki, zbyt często pozostające w tyle: nowe technologie i, przede wszystkim, wychowanie.

Jeżeli wyjdziemy od faktu – dość realistycznie – że światowa powierzchnia uprawna zbliża się do górnego progu wykorzystania, jedynym rozwiązaniem jest zwiększenie produkcji poprzez technologię. Właśnie tak, jak miało to miejsce w przeszłości, kiedy pojawił się pomysł „przymusowego” wprowadzania maszyn rolniczych. Oczywiście technologia ma dziś inną renomę i środki, między innymi OGM (organizmy genetycznie modyfikowane to organizmy, których materiał genetyczny – DNA – został zmieniony sztucznie lub poprzez wybiórcze krzyżówki i reprodukcję. Nowoczesna biotechnologia pozwala naukowcom przenieść indywidualne geny z jednego gatunku do drugiego. Technika ta jest obecnie często używana do modyfikacji roślin, takich jak kukurydza, soja, rzepak i bawełna – przyp. tłum.) Trwa na ten temat dyskusja i zapewne warto byłoby prowadzić ją środkami mniej ideologicznymi.

Czynnikiem decydującym pozostaje jednakże wychowanie. Bez wychowania pieniądze i technologie okazują się zawodne. Podkreślał to niedawno Alberto Piatti, prezes AVSI, przytaczając liczne fakty i epizody (ilsussidiario.net). Przykładem tu może być Haiti, kraj, w którym występuje bardzo ostry kryzys cenowy, gdzie zrealizowano projekt eksperymentalnych gospodarstw rolnych. „Udało się w nich osiągnąć trzy, a w niektórych przypadkach nawet czterokrotny wzrost plonów ryżu”. W Rwandzie powstało centrum walki z niedożywieniem. Matki uczą się w nim, jak odżywiać dzieci i prowadzić małą hodowlę, zaczynając od dwóch zwierząt, które otrzymują. Po pewnym czasie, z wyhodowanych przez siebie zwierząt oddają jedno, które przyszło na świat w ich gospodarstwie. „Przykłady te są dla nas dowodem , jak skutecznym jest stawianie czoła szczególnym potrzebom przez zaangażowanie lokalnej ludności, przez działania wspierające codzienne życie, aby osoby uczyły się, aby przyjmowały kulturę rozwoju w osobistym i rodzinnym wzrastaniu”. Nauczanie jest zawsze ryzykiem. Jak się zdarzyło przed wiekami na Nizinie Padeńskiej, przypomina Patti: „były tam bardzo słabe, nieurodzajne ziemie i byli benedyktyni. Dzięki ich pracy tereny te stały się najżyźniejszymi na świecie. Nie może zostać pominięty poziom wolności człowieka, samego bycia człowiekiem. Możemy przynieść dobra, technologie, wyposażenie, ale nie zmieni się, nie rozwinie się osoba”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją