Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2008 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2008 (lipiec / sierpień)

Strona pierwsza

Ktoś, kto może naprawdę wypełnić serce

Zapis wystąpienia ks. Juliana Carróna w czasie prezentacji książki księdza Luigi Giussaniego Czy można tak żyć?, Rzym, 15 maja 2008 r.

Juilàn Carròn


Dziękuję za zaproszenie, dające nam możliwość wspólnego przyjrzenia się książce, która jest czymś więcej niż książką, ponieważ zawiera doświadczenie pewnego życia i propozycję skierowaną do wszystkich.

„Każdy bezwiednie i niejasno czuje, że jest gdzieś dobro, co duszę pokoi, więc go koniecznie dostać usiłuje”[1]. Dante, dzięki swojemu geniuszowi potrafił lepiej niż ktokolwiek inny wyrazić oczekiwanie konstytuujące serce każdego z nas. Wszyscy –mogę to powiedzieć bez lęku o pomyłkę – skrycie oczekujemy, niekiedy jakby ze wstydem przyznawania się wobec samych siebie, owego dobra, w którym nasze serce znajduje uspokojenie. Ale, w poszukiwaniu tego dobra, w obliczu rzeczy przemijających, w obliczu ich przemijalności, stajemy na pewnym rozdrożu: albo wszystko, co przynagliło nas do pragnienia tego dobra jest niczym,  ponieważ wszystko się kończy, a zatem wszystko przynosi rozczarowanie, albo nawet w tej przemijalności istnieje rzeczywistość odsyłająca nas ku czemuś innemu. Stajemy ciągle wobec takiego wyboru: nicość albo byt, czyli rzeczywistość jako znak Czegoś innego. Dla kogoś, kto wybiera nicość żyje jest skończone: jedyne, co mu pozostaje to zapełnianie pustki, przez usiłowanie zajęcia się czymkolwiek, gdyż tak naprawdę to nic do nie interesuje. Kto natomiast podejmuje wyzwanie rzeczywistości staje wobec możliwości przygody. Tu jednak pojawia się kolejna trudność. Znakomicie uchwycił ją Kafka. Tego dobra nie może nie być (skoro tak bardzo go pragnę, to nie może ono nie istnieć), ono istnieje: „Istnieje cel, lecz niema drogi”[2]. Ta niemożność osiągnięcia celu wiąże się dla jednostki, dla każdego z nas z pewnymi konsekwencjami. Istotnie, ja budzi się w relacji z rzeczywistością ( z rzeczami, w spotkaniach z osobami, z rzeczywistością, jaką mamy przed sobą – wszystko to budzi w nas zainteresowanie), lecz jeśli rzeczywistość Tajemnicy pozostaje odległa, jeśli nie jest w stanie pochwycić mnie całego, zainteresować mnie, to sytuacja taka wywołuje pewne zablokowanie ja, utratę zainteresowania czymkolwiek, zablokowanie, które paraliżuje centrum ludzkiego ja. Ja nie ma już odpowiedniego motywu, aby wykonać jakiś ruch, by naprawdę czymkolwiek się zainteresować, a to w konsekwencji prowadzi do pozbawienia osobowości czegoś istotnego, do stopniowego jej osłabienia, jak w innym miejscu pisze ksiądz Giussani.

I to właśnie dokonuje się na naszych oczach. W niezapomniany sposób opisała to zjawisko Hannah Arendt: „Człowiek współczesny nie zdobył tego świata, kiedy utracił inny świat, i nawet życie nie było dla niego w tym względzie sprzymierzeńcem [jak myśleliśmy]. Skupił się na samym sobie, na introspekcji wewnętrznych spraw, gdzie wszystko co najwyżej poddawało się pustym procesom mechanizmu umysłowego, jego gier z samym sobą”. A potem kończy: „Łatwo pojąć, ze czasy nowożytne [w konsekwencji]- rozpoczęte z tak wyjątkowym i obiecującym rozkwitem aktywności ludzkiej – kończą się śmiertelną i coraz bardziej sterylną biernością, nieznana nigdy dotąd w historii”[3]. Brak zainteresowania, jaki zauważamy u wielu naszych młodych i jaki wszyscy potwierdzają, niezależnie od ugrupowania i stanowiska, owa śmiertelna nuda, o której kilka lat temu mówił Citati, a którą następnie potwierdził także Scalfari, jest nieuchronną, występującą w ludzkim ja konsekwencją oddalenia się od Tajemnicy. Przez owo oddalenie człowiek przestaje być zainteresowany podejmowaniem jakiegokolwiek działania.

 

Jednakże również w tym momencie, dynamika naszego człowieczeństwa, to coś, czego w niejasny sposób pragniemy, nie ulega osłabieniu, i jak przeczuwali to wielcy geniusze, nie możemy nie pragnąć, aby otaczająca nas Tajemnica objawiła się, jak powiadał Platon; pragniemy jakiegoś słowa, aby móc podjąć drogę, by przebyć wielką wodę jakimś pewnym środkiem transportu. Mówi o tym w inny, ale bardzo piękny sposób hiszpański poeta, Antonio Machado: „Czy moje serce śpi? Czyżby moje serce spało, kiedy to mówi, kiedy tego pragnie? Nie, moje serce nie śpi, jest obudzone, jest obudzone, ani nie śpi, ani nie śni: wypatruje, jasnym, otwartym spojrzeniem odległych znaków i nasłuchuje na brzegu wielkiej ciszy”. Nawet w takiej sytuacji nie możemy nie pragnąć znaku ze strony wielkiej ciszy, bez tego bowiem – jak stwierdził Dostojewski[4] - życie byłoby czymś nie do zniesienia.

Wszyscy bylibyśmy nieuchronnie skazani na wspomnianą bierność, na ową śmiertelną nudę, zapełnianą licznymi rzeczami, które w gruncie rzeczy wcale nas nie interesują, nie są w stanie ani nas porwać, ani nas pociągnąć (praca, uczucia, rozrywki), jakim się poświęcamy, by móc znieść nudę życia, którego i tak nie daje się uczynić przyciągającym; również i my bylibyśmy na to skazani, gdyby się nam nie wydarzyła pewna nowość, coś nieprzewidzianego. I właśnie o tym czymś nieprzewidywalnym mówi ksiądz Giussani w owej wyjątkowej książce, która – jak sam stwierdza – jest dosłownym „zapisem dialogów, jakie były prowadzone przez cały rok, podczas cotygodniowych spotkań między mną a setkami młodych, którzy wzięli na serio hipotezę poświęcenia własnego życia Bogu”[5].

 

Na co zatem może nam się przydać tego rodzaju książka? Cóż może być interesującego dla wielu tu obecnych, którzy już dokonali wyboru innej drogi, wybrali inną drogę życia albo po prostu są sceptykami?

Względem młodych ksiądz Giussani jest zatroskany o jedno: „aby zrozumieli”, gdyż w przeciwnym razie nie ostają się na tej drodze. Aby im pomóc to zrozumieć podejmuje wraz z nimi ludzką wędrówkę, proponuje im ludzką drogę, na której będą mogli dostrzec rozumność tego wyboru. To zaczyna być interesujące. W staraniu księdza Giussaniego, aby owym młodych pokazać rozumność ich wyboru, wyłania się propozycja, która może być interesująca dla wszystkich, tak bardzo ta propozycja zbieżna jest z człowieczeństwem.

Punktem wyjścia dla całej tej drogi jest fakt, iż w historii wydarzyło się coś nieprzewidzianego, co pozwala wszystkim rozpocząć wędrówkę, podjąć drogę, rozpocząć na nowo przygodę, która w przeciwnym razie zostałaby nieuchronnie zablokowana. Często pytam: Ilu znacie dorosłych, którzy nie są sceptykami? Również i my, nieuchronnie, bylibyśmy skazani na sceptycyzm, gdyby coś się nie dokonało i gdyby nie wydarzyło się w życiu coś, co obudziło zainteresowanie wszystkim, wprawiając w ruch umysł.

Ten fakt się wydarzył, a jest fakt chrześcijański. Nowość świata i możliwość spotkania, w którym człowiek pojmuje – mówi ksiądz Giussani w pewnym miejscu książki –, że istnieje odpowiedź na jego serce, na wymogi jego serca, na to pragnienie dobra. Spotkanie z owym faktem, spotkanie z osobą Jezusa, z ową absolutnie wyjątkowa Obecnością, pozwalającą podjąć drogę, wzbudza tego rodzaju ciekawość, ze pierwsi, którzy Go poznali, nie mogli nie szukać Go ponownie następnego dnia. Tak właśnie zaczęło się chrześcijaństwo: ci, którzy spotkali go jako pierwsi, choć jeszcze nie wiedzieli kim On był, dostrzegli w tym człowieku coś tak interesującego dla życia, że nie mogli oprzeć się pragnieniu, aby następnego dnia pójść znowu Go spotkać. Wydawać by się mogło, że jest to normalne, każdy jednak z łatwością pojmuje, jak bardzo jest to wyjątkowe, jeżeli zastanowi się ile razy w życiu, po tym, jak mu się wydarzyło spotkać kogoś, następnego dnia pragnął go spotkać ponownie, apotem jeszcze raz i kolejny raz. Przygoda życia toczy się właśnie w taki sposób. A im dłużej uczniowie przebywali z Nim, ich zainteresowanie nie tylko nie słabło, lecz coraz natarczywiej pojawiało się w nich to pytanie: „Kimże On jest?”.

Bóg pokonał odległość, wkraczając w historię jako człowiek, „tak, iż myśl i cała jego wyobraźnia, afektywności wszelkie jego marzenia zostały jakby „zablokowane”, przyciągnięte niczym magnes”[6]. W ten sposób wskutek ciekawości, jaka On w nich wzbudził, gra zaczęła się od nowa. W obliczu pytania – „Kimże On jest?” – na które niepotrafili odpowiedzieć, lecz przed którym nie potrafili się uchronić, zostali skłonieni do uznania, ze w tym Człowieku, było coś większego, coś, czego żadna definicja (prorok, król, itd.) nie była w stanie ogarnąć: musieli zaakceptować słowa, które On mówił o sobie, a które tak bardzo odpowiadały temu, co widziały ich oczy.

Wiara, będąca pierwszym punktem drogi w tym tekście, jest właśnie rozpoznaniem Tajemnicy obecnej w tej absolutnie wyjątkowej i fascynującej rzeczywistości ludzkiej, która nieustannie kazała powtarzać apostołom: „Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś podobnego”. Jeśli „w naszym doświadczeniu jest coś, co wywodzi się spoza niej: cos nieprzewidywalnego, tajemniczego, lecz obecnego wewnątrz naszego doświadczenia”, ktoś, kto cenzuruje to coś, co jest w nim, musi także ocenzurować przeżywane doświadczenie. Stąd też, gdyby apostołowie nie przyjęli tego, co Jezus mówił  o sobie, byliby zmuszeni do zanegowania tego, co widziały ich oczy, a co było najbardziej oczywista sprawą. TO, co mają przed oczyma nie jest jakaś nieznaną Tajemnicą, lecz Tajemnicą obecną, która przelewa się w Jego człowieczeństwie. Ileż to razy Ewangelia opowiada o zdumieniu nie wobec czegoś, czego nie było, czego brakowało: to nie jest nieznana i odległa Tajemnica, lecz Tajemnica obecna!

Sprawdzianem, że nie są to jedynie słowa, wersyfikacją wiary kogoś, kto został dosięgnięty przez tę z niczym nieporównywalną Obecnością, wobec której nie może już dłużej oszukiwać, wersyfikacją wiary jest wolność. Czym jest wolność? Ksiądz Giussani, aby odpowiedzieć na pytanie, czym jest wolność, ułatwia nam drogę mówiąc: zastanawiając się na tym, kiedy ktoś czuje się wolny, wyjdźmy od tego, co obiektywne, od doświadczenia bycia wolnymi. Ktoś czuje się wolny, kiedy jego pragnienie zostaje zaspokojone, kiedy spełnia się to, czego pragnie. Jest to do tego stopnia prawdziwe, ze gdy spotkamy kogoś, kto sprzeciwia się naszemu pragnieniu, kogoś, kto utrudnia nam jego realizację, to mówimy, ze jest „szefem” utrudniającym nam bycie sobą, który nie dopuszcza do spełnienia się naszego pragnienia. Lecz czym jest to, czego pragniemy. Czego pragnie człowiek? Czego ja pragnę? Czego pragnie każdy z nas? Im dłużej żyjemy, tym więcej potrafimy osiągnąć z tego, czego pragniemy, i coraz bardziej uświadamiamy sobie, że nasze pragnienie jest coraz większe. Mówił o ty Pavese: „Tym, czego człowiek szuka w przyjemnościach jest nieskończoność, i nikt nie wyrzekłby się nadziei, ze tę nieskończoność osiągnie”[7]. Wolność jest więc relacją z czymś nieskończonym, będącym w stanie zaspokoić całe ludzkie pragnienie.

 

Jak to pragnienie się budzi? W jaki sposób Tajemnica przybliża się, budząc to pragnienie? Poprzez stworzenia, poprzez rzeczy. Im bardziej ktoś zbliża się do spełnienia tego pragnienia, do tego, co nieskończone, tym bardziej jest wolny: fakt chrześcijański, obecność Chrystusa jest tym, co potrafi spełnić je coraz pełniej; nie wyczerpuje go, lecz wciąż na nowo je pobudza. I człowiek zaczyna rozumieć, że bez wiary, jeśli wiara nie jest realna, jeśli nie jest rozpoznaniem czegoś rzeczywistego, niema miejsca na wolność. Nie można bawić się słowami, uciekając się do czystego nominalizmu. Chrześcijaństwo przestało interesować ludzi właśnie dlatego, że stało się nominalizmem (pustymi, nieznaczącymi słowami). Jeśli wypowiadane słowa nie stają się doświadczeniem (jak, dzięki Bogu, dzięki Bogu ze względu na nasze życie, nauczył nas czynić ksiądz Giussani, nas, którzyśmy go poznali), wiara przestaje być interesująca: życie staje się coraz mniej interesujące. Natomiast, kiedy człowiek coraz bardziej doświadcza spełnienia się jego pragnienia, staje się to namacalnym świadectwem prawdziwości wiary.

Człowiek idzie za Jezusem z tego właśnie powodu – przechodzimy do trzeciego punktu pierwszej części poświęconej wierze. Jest to posłuszeństwo. Słowo, które wydaje się nie do zniesienia. Człowiek nieuchronnie odbiera je jako coś, co wydziera mu życie, jako coś, co odbiera mu życie, chyba, ze jest posłuszny czemuś, co jest w życiu najbardziej interesujące. Lecz ksiądz Giussani mówi: „wobec wyjątkowości tego człowieka, który wciąż przemawia [który działa i patrzy na mnie, obejmuje mnie i okazuje czułość] odpowiadając sercu tak, jak nikt inny, najbardziej bezpośrednią i logiczną postawą jest pójście za nim, jak powiedział św. Piotr: „Jeśli odejdziemy od Ciebie, do kogóż pójdziemy?”. Nikt nie zmuszał ich do posłuszeństwa. Jezus rzucił im ostateczne wyzwanie, odeszli wszyscy. „Czy i wy chcecie odejść?”. Niczego im nie oszczędził. Jakież doświadczenie pełni musieli przeżyć z tym Człowiekiem, skoro Piotr potrafił powiedzieć: „Jeśli odejdziemy od Ciebie, do kogóż pójdziemy? Tylko Ty masz słowa, które wyjaśniają życie”[8]. Wtedy naprawdę rozumie się czym jest posłuszeństwo. W miarę jak tego doświadczasz, powoli to, co jest ci mówione staje się jedno z tobą, jak miało to miejsce w przypadku Piotra, a wtedy czym jest posłuszeństwo? Posłuszeństwo jest „pójściem za odkryciem samego siebie”, dokonane przez Kogoś Innego. Podobnie jak wtedy, gdy ktoś się zakocha: nie czyni czegoś, aby się przypodobać drugiemu, ale idzie za odkryciem samego siebie, jakie nastąpiło w spotkaniu z kimś drugim. A cóż to ma wspólnego z utratą życia! I cóż ma wspólnego z obarczaniem swym życiem kogoś innego! Jest natomiast odkryciem pełni siebie. I tym właśnie jest posłuszeństwo: jest „pójściem za sobą samym”, będąc uderzonym, wzruszonym obecnością Kogoś Innego, kto sprawia, że staję się coraz bardziej sobą.

Z takiej wiary –której weryfikacją jest wolność, satysfakcja i posłuszeństwo – jako bezpośredni ow2oc wyłania się kwiat nadziei. „nadzieja –mówi ksiądz Giussani – jest niczym innym jak rozciąganiem się w przyszłość pewności wiary”. Dobrze o tym wiemy. Kto z nas, wzrastając w normalnej sytuacji rodzinnej, w której osiągnął pewność co do swojej matki, może pomyśleć, że nadejdzie taki moment w życiu, że jego matka przestanie go kochać? Otóż, na czym opiera swoją pewność co do przyszłości? Na rozciągającej się na przyszłość pewności płynącej z teraźniejszości. Cokolwiek bym uczynił nie mogę dopuścić myśli, że moja mama już mnie nie kocha, musiałbym bowiem odrzucić od siebie całe dotychczas przeżyte doświadczenie. Stąd też, „jeśli wiara jest rozpoznaniem Obecności” tak bardzo odpowiadającej, „Obecności opartej na pewności, to nadzieja jest rozpoznaniem pewności co do przyszłości, zrodzonej z tej Obecności”. Dlatego Péguy mówi o tym w genialny sposób: „Aby mieć nadzieję, trzeba otrzymać wielką łaskę”[9]. Czym jest ta łaska, jaką otrzymaliśmy, jak stała się naszym udziałem dzięki spotkaniu z Chrystusem? Wiara. Tą łaską jest wiara w Jezusa Chrystusa. „Wielką łaską, z jakiej rodzi się nadzieja jest pewność wiary; pewność wiary jest ziarnem pewności nadziei”. Tym, na czym zasadza się nadzieja jest coś obecnego; jednak „to coś obecnego jest naprawdę obecne w takiej mierze, w jakiej je posiadasz; stąd też nadzieja jest pewnością co do przyszłości, która opiera się na posiadaniu, które już jest dane”, czyli na wielkiej łasce.

A w jaki sposób z wiary rodzi się nadzieja? Rodzi się, ponieważ spotkanie z Obecnością rozpoznaną przez wiarę budzi w ludzkim ja pełnię pragnienia, a pewność wiary jest tym, co gwarantuje zaspokojenie moich pragnień. „Czy te pragnienia będą zaspokojone czy tez nie? Oto zasadnicza sprawa.

Pragnienia te, powstałe zgodnie z wymogami serca, mogą być pewne, że zostaną spełnione [...] oto wielkie wyzwanie tylko wtedy, gdy ktoś [...] ufa [oto treść wiary] i powierza się owej Obecności [tej, która tę wiarę wzbudziła]”. Ja żywię nadzieję, ponieważ jestem całkowicie pewny potęgi tej wielkiej Obecności rozpoznanej przez wiarę. „Wymóg szczęścia będący w sercu ludzkim, realizuje się zgodnie z formą ustaloną przez wielką Obecność. Owa forma nie zawsze jest taka, jak my ją sobie wyobrażamy: my bowiem ową pełnię utożsamiamy z wytworem naszej wyobraźni. „Tymczasem tą formą jest właśnie sama wielka Obecność”. Doskonale to rozumiemy między nami: pełnią szczęścia dla nas nie jest ani dom, podarowany mi przez kogoś samochód! Tym, co nas czyni szczęśliwymi jest osoba, a nie prezenty, jakie ona mi daruje. Tym, co mnie przepełnia, czyniąc mnie wolnym jest Jego obecność. Z takiej pewności rodzi się ubóstwo. Jestem do tego stopnia napełniony Jego obecnością, zaspokajającą prawdziwie moje serce, że do życia nie potrzebuję wielu rzeczy.

„Ubóstwo [...] z czego czerpie swoją wartość? Z pewności, iż Bóg jest tym, który spełnia; [...] skoro Chrystus daje tobie pewność spełnienia pragnienia, które w tobie wzbudza, wówczas jesteś zupełnie wolny od rzeczy”. Stąd też każde wypowiedziane słowo jest możliwością zobaczenia, w jakiej mierze rozmawiamy o Chrystusie i jakiego rodzaju doświadczenie Chrystusa mamy, kiedy o Nim mówimy. Ponieważ jeśli ktoś mówi „Chrystus”, a potem nie doznaje satysfakcji, jest zależny od różnych rzeczy i nie czuje się wolny, to nie mówi o Chrystusie. To trochę tak, jakby ktoś, kto mi mówi, że jest zakochany w dziewczynie, ale nie pragnie jej zobaczyć. Jest w tym jakaś sprzeczność. Uwaga, nie dzieje się tak z powodu braku spójności, tego rodzaju redukcja, jakiej często się dopuszczamy nie jest problemem spójności: ktoś bowiem może być absolutnie zadowolony, spełniony, choć niekiedy kruchy [słaby], lecz to ani na moment nie odbiera mu pewności względem tego, co spełnia życie. „W ten sposób rodzi się obraz wolności, nade wszystko od rzeczy. Nie jesteś niewolnikiem niczego, z niczym nie jesteś związany, do niczego nie jesteś przykuty, od niczego nie zależysz: jesteś wolny”. Któż nie pragnie czegoś takiego?

„Z takiej wolności od rzeczy, rodzącej się z pewności, że Bóg jest tym, który wypełnia wszystko, wypływa kolejna właściwość ubóstwa ducha, jaką jest wesele serca: cieszysz się i jesteś wolny, ponieważ niczego ci nie brakuje. Wolność nie tylko staje się przyczyną twojego wesela ducha, ale pozwala ci odkryć, że niczego nie jesteś pozbawiony, że niczego ci nie brakuje, [...] a nie brakuje ci, ponieważ masz wszystko”. Ksiądz Giussani pyta: „Dlaczego wszystko jest twoje? Dlatego, że masz wszystko to, czego potrzebujesz”, aby żyć, aby oddychać, być naprawdę zadowolonym, a to czyni cię ufnym, gdyż Ten, który pozwala ci tego doświadczać jest Tym, któremu można zaufać: można powierzyć się Jego dłoniom.

 

Ostatni krok to miłość miłosierna. „Miłosierna miłość [...] wskazuje na głębię treści, odsłania zażyłość i serce tej Obecności, rozpoznanej przez wiarę”. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ta Obecność uderza mnie tak potężnie? Dlaczego obdarza mnie taką pewnością i wzbudza we mnie taką nadzieję? Dlaczego tam mogę odnaleźć satysfakcję, całkowicie się powierzyć i czuć się wolny? Dlatego, że ta Obecność jest miłością miłosierną. Miłosierna miłość jest „najwyższą formą wyrażenia miłości”. Darmowość [...] zakłada całkowity brak „racji” zrozumiałych dla rozumu, możliwych do wyjaśnienia przez rozum. Miłosierna miłość zakłada bark racji, czyli brak zysku i kalkulacji. Ksiądz Giussani sięga po zdanie proroka Jeremiasza, będące syntezą wszystkiego (a to wystarczyłoby, aby żyć): „Ukochałem cię odwieczną miłością [pociągnąłem cię ku sobie, uczyniłem cię uczestnikiem mojej natury], dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość [okazując łaskawość dla twojej nicości]”[10]. Tym jest miłosierna miłość, dar z Siebie samej Tajemnicy, dar wzruszony, dar aż po wzruszenie. I to jest właśnie to, co od samego początku pojęła Maryja, jak daje temu wyraz Magnificat. Jest pełna radości, pełna wesela ducha, ponieważ „Pan – w darze z Siebie – wejrzał na uniżenie Swojej służebnicy”[11]. Tym jest właśnie litość [łaskawość], i jest wciąż tym, co wyprzedza wszystko: wyprzedza naszą spójność i brak spójności, nasze zło i błędy. To „najpierw” jest przed wszystkim, owa jedyna inicjatywa tajemnicy w stosunku do nas, będąca źródłem wszystkiego.

Oto osąd – nie sentyment, lecz osąd )”okazałem łaskawość twojej nicości”), pozwalający objąć wszystko, całe jego ja, ze wszystkim, co mogło mu się wydarzyć, z całym naszym złem. To jest nowość, o której przypomniał nam Papież Benedykt XVI w swojej encyklice Deus caritas est. „Prawdziwą nowością Nowego Testamentu nie są nowe idee, lecz sama postać Chrystusa, który ucieleśnia pojęcia”[12], rodząc w ludzkim ja tę samą dynamikę w relacji ze wszystkim: miłosierna miłość względem wszystkiego. I taka obfitość miłości miłosiernej, którą każdy może otrzymać, staje się prawem, staje się postawą w obliczu wszystkiego: a my – pełni wdzięczności – obdzielamy z obfitości tego, co w gruncie rzeczy sami otrzymaliśmy.

Dlatego człowiek może podjąć ofiarę. Ofiara jako coś, co wydaje się być przeciwne naszej naturze, „kiedy stała się interesująca?”, dopytuje się ksiądz Giussani. Stała się interesująca „od momentu, w którym Bóg stał się człowiekiem”, od chwili spotkania z ludzkim ja, w tej bliskości Tajemnicy, w owym człowieku, ponieważ jedynie potwierdzenie Jego, rozpoznanie Jego jest potwierdzeniem własnego ja, jest życiem ja. „Już nie ja żyję, to Ktoś Inny żyje we mnie”. Bowiem w potwierdzeniu tego Kogoś Innego zawiera się życie ludzkiego ja.

 

Ksiądz Giussani zamyka swoją propozycję względem tych, którzy chcą poświęcić życie Jezusowi, mówiąc o dziewictwie, jako o ostatecznym teście prawdziwości tego wszystkiego, co zostało powiedziane, którym jednak nie są słowa, lecz ciało i krew, czyli możliwe doświadczenie. I właśnie dlatego, że to Bóg usunął dystans, podtrzymywany przez człowieka, że przybliżył się do nas, stawiając przed nami Swoją zwycięską atrakcyjność, oddanie Mu swojego życia może być czymś najbardziej rozumnym. My, którzyśmy je oddali – zastanowiwszy się nad tym – nie jesteśmy głupcami. Lecz, aby to mogło zaistnieć w historii potrzeba, aby to wszystko, co sobie powiedzieliśmy (przez wiarę, do wolności, posłuszeństwa, do nadziei, ubóstwa, zaufania, miłości miłosiernej, ofiary) było prawdziwe, naprawdę prawdziwe, a nie tylko „formalnie prawdziwe”; możemy użyć słowa mniej dwuznacznego, czyli „realne”. Jeśli coś nie jest realne, to nie jest możliwe oddanie życia.

Dlatego kończę, powtarzając zdanie św. Tomasza: „Życie człowieka polega na miłości, która je zasadniczo podtrzymuje i w której znajduje swoją największą satysfakcję”[13]. Życie może osiągnąć konsystencję, kiedy człowiek znajdzie coś, co pomoże mu wszystko podtrzymać. Dziewictwo jest możliwe tylko dlatego, że ta Obecność jest w stanie wnieść w życie tak wielką satysfakcję,  która może wszystko podtrzymać. A to jest możliwe dla wszystkich. Korporacja farbiarzy ( a nie monastyr benedyktynów) kazała napisać w katedrze w Piacenzy następujące zdanie: „Jeśli chcemy nadać nowy sens rzeczywistości, jeśli pragniemy nowego życia, to musimy powrócić do dziewictwa”[14]; nie dlatego, że nie należy się żenić, ale dlatego że jedynie akceptując, uznając Jego obecność, przez uczuciowe zaangażowanie się w nią, może pojawić się jakaś nowość, darmowość, w sposobie traktowania wszystkiego, darmowość, która nas czyni wolnymi od wszystkiego. W przeciwnym razie, jak zawsze, bylibyśmy zależni od wszystkiego: od wszystkiego, czyli także od okruchów spadających ze stołów aktualnych władców. A problem w tym, że zostaliśmy stworzeni, by mieć wszystko i że my pragniemy wszystkiego, a tego żaden władca nie może nam dać. Jedynie, jeśli coś większego przyciągnie nasze spojrzenie i je ukierunkuje, możemy przyjąć właściwą postawę w podejmowaniu rzeczywistości.

Stąd też dziewictwo jest prawdą treści wiary: ludzie uderzeni przez Kogoś Jednego, kto prawdziwie może wypełnić ich serce nie są snem, ale rzeczywistością. Oto wyzwanie. Fakt, że istnieją osoby, które swe życie oddają dla Chrystusa jest krzykiem [wołaniem], także pośród kruchości, z jaką mogą ten fakt przeżywać, jest wołaniem wobec wszystkich, że treść wiary istnieje, że jest prawdą, że jest czymś rzeczywistym. Dlatego staje się wędrówką, jest propozycją skierowaną nie tylko do osób poświęcających swe życie dla Chrystusa. W próbie udzielenia odpowiedzi na ich pytania, aby pomóc im zrozumieć rozumność ich wędrówki, ksiądz Giussani wysuwa absolutnie fascynującą propozycję dla każdego, kto jest zainteresowany życiem.

 


[1] Dante Alighieri, Czyściec, XVII, ww. 127-129.

[2] Zob. F. Kafka, Gli otto quaderni in ottavo, in Conbfessioni e diari, Mandadori, Mediolan 1972, s. 716.

[3] H. Arendt, Vita activa. La condizione umana, Bompiani, Mediolan 1994, s. 239-240.

[4] Zob. F. Dostojewski, Biesy, cz. 2, s. 708-709.

[5] L. Giussani, „Si può vivere cosi” [Czy można tak żyć?], dodatek do Tracce-Litterae communionis, n. 11, grudzień 2007, s. 2.

[6] L. Giussani, „È, se opera” [Jest, jeżeli działa], dodatek do 30Giorni, n. 2, luty 1994, s. 70.

[7] C. PAvese, Il mistero di vivere [Rzemiosło życia] M. Einaudi, Turyn 1973, s. 190.

[8] Zob. J 6, 67-68.

[9] Por. Ch. Péguy, Il porto delmistero della seconda virtù, in: I misteri, Jaca Book, Mediolan 1997, s. 167.

[10] Zob. Jer 31, 3.

[11] Zob. Łk 1, 48

[12] Benedykt XVI, Deus caritas est, I, 12.

[13] Św. Tomasz, Summa Theologiae, IIa, IIae, q. 179, art.1.

[14] Cytat za: L.Giussani, „Wprowadzenie”, w E. Manfredini, La coboscenza di Gesù, Marietti, Genua-Mediolan 2004, s. 24.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją