Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2008 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2008 (maj / czerwiec)

Strona Pierwsza

Siła potrzebna w wierze

18 czerwca 1988 r., z okazji Roku Maryjnego, została zorganizowana pielgrzymka młodzieży Diecezji Mediolańskiej do sanktuarium w Caravaggio. Proponujemy zapis wystąpienia ks. Luigi Giussaniego skierowanego do uczestników pielgrzymki

Luigi Giussani


Chciałbym w prosty sposób skomentować to, co w tekście, który macie na kartkach jest nazwane „najdoskonalszą ikoną wolności oraz wyzwolenia ludzkości”[1], to znaczy fakt, iż Matka Boża jest punktem, w którym stała się najbardziej uchwytna tajemnica wyzwolenia ludzkości. Nawet, jeśli słowo wyzwolenie pozostaje nieokreślone i niejasne w naszym sercu, coś nam mówi, że wyzwolenie jest wyzwoleniem – nie zniewoleniem – człowieczeństwa, owej rzeczywistości, która codziennie je, pije, czuwa i śpi. W Matce Bożej tajemnica wyzwolenia człowieka, którą jest Jezus, ukazuje swój dobroczynny wpływ w sposób wyjątkowy („doskonała” – mówi tekst, który czytaliśmy).

Wskażę pewne rzeczy, które w życiu najbardziej mnie poruszyły. Przede wszystkim to, o czym mówi Psalm 8 – absolutnie „przede wszystkim”, ponieważ jest to rzecz, która również dziś pozostawia mnie z otwartymi ustami. Zaraz w pierwszych dniach po wstąpieniu do Seminarium miałem wówczas dziesięć lat, jedną z rzeczy, które najbardziej mnie poruszyły, była pewna chwila w czasie czytania małego brewiarza Najświętszej Dziewicy, jakiego wówczas się używało, chwila, kiedy odmawiając Psalm 8 usłyszałem siebie mówiącego razem z innymi kolegami: „Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz?”. Od tamtej pory zdanie to pozostało wpisane w moim sercu: „I syn człowieczy, że troszczysz się o niego?”[2]. Rzeczywiście, już wówczas było dla mnie oczywistym, że człowiek jest jak źdźbło wewnątrz wiru, jedna wielka słabość, jak pył na wietrze, jak pył pod uderzeniami wiatru. Jest w nim nie tylko kruchość, ale również pewnego rodzaju niespójność, a przez to trwonienie sił i wewnętrzne rozbicie, tak, że człowiek nie potrafi tego wszystkiego uchwycić, aby to jakoś scalić.

Człowiek jest rzeczywiście biedny! Kto, kończąc dzień, czuje się w pełni swojej ludzkiej energii, jako bohater udanego, dzięki ludzkim wysiłkom, minionego dnia? Nikt. Dlatego właśnie tak bardzo ulegamy rozproszeniu i brakowi pamięci, aby uniknąć rozczarowania.

A jednak, „Pan wejrzał na uniżenie [na nicość] swojej służebnicy”[3]. Faktycznie, również Matka Boża, piętnasto- szesnastoletnia dziewczyna, czymże była w świecie, w całej rzeczywistości? Naprawdę źdźbłem. Kto ją zauważył  w jednym z najodleglejszych miasteczek ówczesnego Imperium Rzymskiego (znanego wówczas świata), w miasteczku, które na dodatek nie cieszyło się dobrą sławą? Krótko mówiąc, była ona naprawdę niczym. Podobnie i ja, w pewnych chwilach musze powiedzieć: „jestem właściwie niczym!”, ale nie przesadzając.

Pan wziął tę małą rzecz. Kiedy będziecie mieli szczęście pojechać do Palestyny i oprzeć się o balustradę, oddzielająca od małego pokoju, w którym ona żyła, gdzie znajduje się tabliczka z napisem: „Tu Słowo stało się ciałem”, wówczas także wy – mam nadzieję – zostaniecie wstrząśnięci pewną, tak poruszającą dla mnie myślą: „Czy to możliwe, że właśnie tutaj wszystko się rozpoczęło? Wszystko, zaczęło się w tym miejscu!”. Żyjemy z jasnym i przejrzystym przekonaniem, czy też z gorącym sercem, dzięki czemuś, co dwa tysiące lat temu wydarzyło się w tej „dziurze”. Jeżeli świat będzie istniał kolejne dwieście milionów lat będzie musiał nadal mówić tak samo: wszystko zaczęło się tutaj. Jakże są prawdziwe słowa powiedziane potem przez św. Pawła: „Pan używa rzeczy słabych i bidnych na tym świecie, aby pokazać silnym, że ich nie potrzebuje”[4].

Ja jednakże chciałbym podkreślić znaczenie tej „ikony” dal mojego życia, dla naszego życia. Utrzymuję, że jest to rzecz największa, jaka można powiedzieć, a mianowicie, że moment, jakim jest chwila naszego życia, taka, jaką jest, nie potrzebuje dodatkowych okoliczności, aby być zauważonym przez Aniołów i Boga, przez wieczność, aby mieć wartość, aby się naprawdę liczyć. Ten mały punkt czasu i miejsca, jakim jest chwila obecna, został objęty przez Boga i służy całemu Jego zamysłowi. Ta chwila jest ważna dla Chrystusa; jest ważna, Bóg wie „jak”, ale jest ważna. Możemy powiedzieć, że jest ważna jak najważniejsze gesty opowiadane w książkach historycznych, czy te, wspominane w gazetach. Aby być wielkim w obliczu tajemnicy Boga, a przez to mieć wartość wieczną, nie potrzebuję niczego więcej niż to, co mam obecnie. To właśnie, przede wszystkim, mówi mi Matka Boża, owa wybrana przez Boga dziewczyna.

Pojęcie okoliczności, właśnie okoliczności życia, jak na przykład charakter (nawet nie „na przykład”, ponieważ prawie wszystko jest związane z charakterem) czy nieuniknione sytuacje oraz rezultaty naszych działań, nie mogą pozostać daremne. To w okolicznościach życia, poprzez te okoliczności, Bóg wpływa na wnętrze naszego „ja”, na naszą osobę tak, aby nasze życie stało się użyteczne, aby było włączone w ową wielką użyteczność życia Matki Bożej. Dlatego, właśnie dlatego!

Aby miało udział w wielkiej użyteczności, aby było użyteczne dla wyzwolenia człowieka, aby było życiem w Chrystusie.

W tym znaczeniu nie jest czymś niesłusznym uznanie, ze chwała Boża, poprzez chwałę tego człowieka, który jest Synem Bożym, Chrystusa, realizuje się w naszym życiu, w okolicznościach, przez które rzeczywiście przechodzimy. Uznanie tego okazuje się wręcz należne i budzi radość, staje się źródłem radości (do jakiej wzywał nas piękny tekst, który towarzyszył naszej dzisiejszej wędrówce).

Z tego powodu, i słusznie, na pewnej starej pocztówce poświęconej Chrystusowi przytoczone zostało słynne zdanie św. Katarzyny: „Jeżeli będziecie tym, czym powinniście być, rozpalicie ogień w całej Italii. Nie zadowalajcie się małymi rzeczami: Bóg chce rzeczy wielkich”[5]. Nie jest to sprzeczne z tym co powiedziałem wcześniej. Każda chwila powinna być dla nas tak wielka, i może być tak wielka. Nie jesteśmy przyjaciółmi, jeżeli nie realizujemy tego pomiędzy nami, jeżeli nie przypominamy sobie o tym, przede wszystkim przykładem, płynącym od nas i zarażającym wszystkich, którzy nas otaczają.

Jego Eminencja ks. Carlo Maria Martini, w swoim pięknym wystąpieniu w eningradzie, powiedział rzecz, którą powtórzyłem w Avvenire: „Zawsze, kiedy «odrzucano Boga, gubiono lub pomniejszano Jego znaczenie, czy też ukazywano w niepoprawny sposób, zmierzano w stronę mniej lub bardziej nierozwiniętych form upadku człowieka i samego współistnienia społecznego»”[6].

„Upadek człowieka” oznacza, iż człowiek sztywnieje, staje się ograniczony. I rzeczywiście, kiedy to, na co się patrzy, czy relacje, które się ustala odpowiadają wyłącznie reakcji wywołanej i potwierdzanej w sobie, albo też, kiedy osądy lub reakcje rodzą się z dążenia – w głębi zawsze niego histerycznego – do potwierdzenia własnych projektów (w relacji z dziewczyną lub z chłopakiem, w rodzinie, w pracy, w nauce, życiu kulturalnym czy też w polityce), nędza oznacza fakt, że ktoś jest jak uwięziony. Horyzont człowieka nie jest już otwarty, a czas staje się dla niego sędzią, ponieważ nudzi go to, co robił i to, co robi, niczego nie jest w stanie utrzymać, nic nie może trwać, nawet, jeżeli w danej chwili daje przyjemność. Trzeba zburzyć granicę naszego więzienia. Nasze więzienie zostanie zburzone – oto jest aspekt wyzwolenia – jedynie wówczas, gdy otworzą się mury i do wnętrza wkroczy nieskończoność. Dlatego Jego Eminencja powiedział, że kiedy ktoś odrzuca Boga, gubi Go lub pomniejsza Jego znaczenie, wtedy upada. Wolność nie ma granic i relacja z Bogiem nie ma granic. Jednakże dla człowieka jest to bardzo trudne!

Jakże podziwiamy wszystkie wysiłki podejmowane przez ludzi, aby przylgnąć do Boga, aby Go sobie wyobrazić, aby ustalić uczuciowy związek z Nim i estetycznie wyrazić wzruszenie, jakie budziła w nich myśl o Nim – to znaczy różne religie. A tam, Matka Boża miała Go tak blisko, nieskończona Tajemnica była tam, kiedy ona jadła, piła, kiedy czuwała i kładła się do łóżka. Jakże inne wymiary miały dla niej wszystkie te rzeczy! W żadnym momencie nie mogła zapomnieć o związku z tą istotą, zanim się narodziła, po narodzeniu, widząc jak stawało się dorosłym. Dominowała w niej pamięć. „Pamięć” jest tym wielkim słowem, nieustannie ożywiającym i nieustannie wyzwalającym nasze życie, które w przeciwnym razie byłoby nieustanną próbą, czyli byłoby stłamszone w ograniczeniach niewoli, obciążone. To właśnie ta pamięć rzeczywiście uwalnia od ciężaru egzystencji. Jak wówczas, gdy Jezus, widząc przechodzący wśród pól pogrzeb – jak wiele razy wspominaliśmy między nami – i słysząc krzyk wdowy, krzyk desperacji, zatrzymał się, podszedł do niej i powiedział: „Kobieto nie płacz!”[7]. Jak już wiele razy zauważyliśmy, jest to jakby pewna sprzeczność, wydaje się to sprzecznością, ponieważ jak można powiedzieć do matki, której umarł syn: „Kobieto nie płacz!”. Tymczasem jest to największy, najpiękniejszy wyraz czułości, czyli umiłowania człowieka. Bez odczucia tej pasji, bez zdawania sobie z niej sprawy, niemożliwe jest zrozumienie Pana. W tym znaczeniu możemy powiedzieć, że Pan przybył z litości dla człowieka. Źródłem jego poruszenia jest zatem nie jakieś źródło „religijne”, ale człowieczeństwo. Jakże owa pamięć zmieniła wszystkie czynności Matki Bożej! Bóg stał się rzeczywistością obecną między nami.

W jaki sposób powinniśmy podjąć zaproszenie, kierowane do nas przez Matkę Bożą, przez jej postać? Bądźmy oddani i uważni wobec wszystkiego, do czego przywołuje nas pamięć o Chrystusie. Wszystko, począwszy od wielkiej tajemnicy całego Kościoła, pożywa i konkretną tajemnicę Kościoła lokalnego, naszej parafii, wspólnoty przyjaciół, osób z rodziny, wszystko to są rzeczy – po uwielbianiu Boga, po wdzięczność Bogu – budzące największą wdzięczność w naszym życiu. Ta ludzka rzeczywistość, w której jest przywoływana pamięć o Chrystusie, to znaczy pamięć o Jego obecności, zasługuje niemal na uwielbienie, ponieważ sami pozostajemy rozproszeni. Możemy nawet studiować teologię, ale tutaj chodzi o pewien sentyment, o świadomość, która dąży do ogarnięcia całej naszej uczuciowości, która powinna określać sposób, w jaki patrzymy na wszystko, a zatem sposób, w jaki wszystko traktujemy.

Jak wielką łaska jest ten znak Jego obecności, człowieczeństwo, które przywołuje ku Niemu: od Kościoła do rodziny, do konkretnego przyjaciela. To jest prawdziwa przyjaźń. Zawsze bardzo żywo odczuwałem znaczenie tego, że ikona Maryi przywołuje naszą świadomość, odczuwałem to już jako mały chłopiec w gimnazjum. W czasie czwartkowych wędrówek, wychodząc z Seminarium – szliśmy rzędami po trzech – szczególnie z dwoma kolegami, czuliśmy się zawsze przywołani do tych rzeczy i marzyliśmy. Chwała Chrystusa jest większa i przełamuje wszystkie ograniczenia wyobrażeń, jakimi próbujemy oddać Mu hołd. Pamięć o Nim – w każdej formie, jaką pamięć może przyjąć -, pamięć o Nim jest punktem, w którym nasze życie zostaje wyzwolone: otwiera więzienie uczucia, więzienie wspólnoty, więzienie pracy, więzienie trudu, więzienie siebie samych.

Pamięć ta, właśnie dlatego, że nie jest przypomnieniem sobie jakiejś niewyobrażalnej i niewymownej Tajemnicy, ale przypomnieniem obecnego człowieczeństwa (Tajemnica stała się człowiekiem, który powiedział: „Będę z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”[8], nazywa się „wiarą”. Kiedy Maryja powiedziała fiat, „tak”, wyraziła najkrócej, w sposób syntetyczny i wielki, wiarę wszystkich czasów.

Chciałbym podkreślić – jest to rzecz, która zawsze mnie wzruszała – że wiara Matki Bożej była zawsze wiarą przede wszystkim rozumną, zgodnie z tym, czego  domaga się apostoł, aby wiara była „rozumną służbą”[9]. W jakim znaczeniu wiara Matki Bożej była rozumna? Nie wiemy jak się wydarzyła wielka chwila nazywana przez nas Zwiastowaniem, możemy to sobie wyobrażać, ale nie wiemy, jak faktycznie przebiegało.. Z pewnością wydarzyło się to, iż dla Maryi stało się oczywistym, ze to, co się dzieje, co jest jej mówione, odpowiada najgłębszym oczekiwaniom jej serca. To jest rozumność. Najgłębszym oczekiwaniem serca Matki Bożej, aby spełniła się obietnica dana przez Boga jej ojcom. „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa Pana”[10]. Błogosławiony kto uwierzył, że spełnią się słowa Pana, a spełnieniem słów Pana jest wypełnienie wielkiej obietnicy: „Narodzi się” – słyszeliśmy te słowa czytane niedawno – „narodzi się” : Bóg stał się ludzką obecnością.

Zawsze poruszało mnie zdanie, które czytamy w Ewangelii po tym, jak Anioł przestał mówić i Matka Boża odpowiedziała: „tak, niech mi się stanie według twego słowa”. Kropka! „Wtedy odszedł od niej Anioł”[11]. Zawsze byłem poruszony tym zdaniem. Kto wie ile setek razy powracałem do niego, wyobrażając sobie straszną sytuację w jakiej musiała być ta dziewczyna. Ponieważ, zaraz jak „odszedł od niej anioł”[12], mogła powiedzieć: „to jakieś złudzenie!”, „To ja wymyśliłam!”, „Co to znaczy?”, „To była fantazja!”. W tamtym momencie Matka Boża musiała mieć całą siłę, jaka jest potrzebna wierze. I pokazała to właśnie w chwili, kiedy to, co niosła w sobie, nie mogła być jeszcze możliwe do stwierdzenia; w tej wielkiej chwili („Wtedy odszedł od niej anioł”), kiedy została sama, sama wobec narzeczonego, sama wobec rodziny, sama wobec świata, i pozostała wierna temu, co usłyszała i zobaczyła.

Wiara zakłada odwagę, która podtrzymuje inteligencję. Inteligencja wyraża się w osądzie („Tak, jest tak”); jednakże jest potrzebna odwaga serca, najpierw, aby powiedzieć: „Jest tak”, a następnie, i przede wszystkim, aby pozostać przy tym stwierdzeniu, aby trwać przy tym stwierdzeniu.

Dlatego wiara jest wprost proporcjonalna do najbardziej podstawowego i niezastąpionego gestu człowieka, a nawet powiedziałbym, jedynego prawdziwego gestu ludzkiego (wszystko inne jest darem, również ten gest ostatecznie, w pewnym momencie, jest darem ale jest tez punktem, w którym to, co jest dane zobowiązuje naszą wolność), jakim jest „prośba”, którą można też nazwać modlitwą.

Nie można mieć wiary bez proszenia o wiarę. W ten sposób wyobrażam sobie Maryję przed Zwiastowaniem: przyzwyczajoną zapewne do czytania Biblii, do powtarzania wielkiego błagania, jakie człowiek zawsze kierował ku Panu. Tu wydaje mi się dostatecznie znaczącym faktem, że u kresu religijnej historii ludzkości, którą ukazuje Biblia pojawia się błaganie, Biblia kończy się właśnie błaganiem: „Przyjdź, Panie Jezu”[13].

Antonio Socci w monografii na temat wielkiego Tarkowskiego napisał: „Dawno już człowiek zachodu spalił torbę i kij podróżny, wraz ze swoim wzruszającym uzdolnieniem do stawiania pytań [człowiek odrzucił bycie pielgrzymem; to znaczy, odrzucił rozumienie, że życie jest drogą ku nieskończonemu przeznaczeniu, wraz ze swoim wzruszającym uzdolnieniem do pytania]. Dimora (ethos) człowieka [miejsce zamieszkania, tu oznacza sposób myślenia i postępowania] nie jest już horyzontem [horyzontem, ku któremu wędrowiec, człowiek wędrujący zmierza], ale kryjówką, gdzie nikogo nie spotyka i gdzie, w związku z tym, zaczyna wątpić w swoje własne istnienie”[14]. Jedynie w błaganiu, jedynie, kiedy przyjmujemy pozycję błagania, odczuwamy innych ludzi – bliskich czy dalekich, mających podobne czy odmienne poglądy – jako część siebie samych.

Nie możemy wyobrazić sobie Matki Bożej inaczej niż jako ciągłe błaganie, aby chwała Jej Syna ukazała się na horyzoncie świata i oby wszyscy ludzie ją poznali. Maryja przeżywała przez całe swoje życie to, o co Chrystus prosił przed śmiercią: „Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą”[15]. Każdy z nas jest wezwany. Aby przylgnąć do postaci Maryi Dziewicy, aby ukazała się chwała Chrystusa. W ten sposób nasze życie stanie się przygodą, będzie wędrówką pożyteczną, dla nas samych i dla innych, świetlistą, ponieważ „nadeszła godzina”. Powiedzieliśmy wcześniej, że każda chwila jest tą godziną.

 


[1] J. Ratzinger, Istruzione circa la liberta cristiana e la liberazione [Instrukcja o wolności chrześcijańskiej i wyzwoleniu], Kongregacja Doktryny Wiary, 22 marca 1986, 97. Cytat za Janem Pawłem II w: Redemtoris Mater, 25 marca 1987 r.

[2] Psalm 8, 5.

[3] Łk 1, 48.

[4] Por. 1 Kor 1, 27.

[5] Por. Święta Katarzyna ze Sieny, Lettera a Stefanio Maconi [List do Stefano Maconi], s. 368.

[6] C.M. Martini, cytat w U. Folena, Russi, l`Europa vi aspetta [Rosjanie, Europa na was czeka], „Avvenire”, 17 czerwca 1988 r., s. 8.

[7] Por. Łk 7, 13.

[8] Por. Mt 28, 20.

[9] Por. Rz 12, 1, «Obsecro itaque vos, frantres, per misericordiam placentem, rationabile obsequium vestrum...» [A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej].

[10] Łk 1, 45

[11] Łk 1, 38

[12] Tamże

[13] Ap 22, 20.

[14] A. Socci, Obbiettivo Tarkovskij [Tarkowski obiektywnie], EDIT, Mediolan, 1987 r., s. 27.

[15] J 17, 1.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją