Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2008 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2008 (styczeń / luty)

Kultura

Na tych płótnach objawia się życie

Nawiązania do Chagalla. Związek z tradycją. Dziewięćdziesiąt lat przeżytych ze spojrzeniem wiary. Malarz pochodzi z Bergamo. Trento Longaretti

Jonah Lynch


Nawiązania do Chagalla. Związek z tradycją. Dziewięćdziesiąt lat przeżytych ze spojrzeniem wiary. Malarz pochodzi z Bergamo, gdzie odwiedziliśmy go w czasie trwania wystawy podsumowującej jego twórczość. Chcieliśmy zrozumieć, gdzie rodzi się owa „spokojna melancholia”, która wynurza się z jego obrazów.

 

Po raz pierwszy obraz Trento Longaretti widziałem wiele lat temu w domu księdza Massimo Camisasci w Mediolanie. Poruszył mnie wówczas temat dzieła i kolory; blady księżyc i jaskrawy fiolet spódnicy kobiety trzymającej na rękach malutkie dziecko. Poruszył mnie styl nawiązujący do Chagalla. Wydawało mi się, że to postać Madonny; jednak zauważyłem później, że obraz był zatytułowany po prostu Matka. W towarzystwie księdza Massimo Camisasci poszedłem odwiedzić artystę w Bergamo Alta. Przyjął nas w swoim pięknym domu, pełnym obrazów i książek. Jego ściany to praktycznie wystawa dzieł największych artystów włoskich XX wieku, a w dobrze oświetlonej pracowni na dwóch lub trzech sztalugach powstają nowe płótna.

Dzieła Longarettiego zdumiewają swoją pokorą i właśnie dlatego, z pewnością nie zostaną zapomniane. Można w nich zauważyć liczne nawiązania do wielkich malarzy, ale mimo znacznych podobieństw nie ma tu pychy Modiglianiego, świata snów coraz bardziej nieprzeniknionego Klee`a ani racjonalizmu, który dusi późniejsze dzieła Kandinsky`ego.

Za prezentowanymi obrazami kryje się skromny i niezwykle żywotny człowiek (mimo ukończonych dziewięćdziesięciu lat), umiejący przez symbolikę swojego malarstwa zgłębiać tajemnice realnego życia.

 

Fantazja i rzeczywistość

Prawie wszystkie jego obrazy, jak u Chafall`a, powstają z wyobraźni mieszającej wspomnienia i nieprawdopodobne pejzaże z widzianymi i kochanymi osobami. Postacie zostają niekiedy przedstawione w sposób syntetyczny, ocierający się o abstrakcję, ale nigdy nie gubią solidnego kontaktu z rzeczywistością. Sięga po proste motywy, z ciągle nowymi wariacjami, ale nie zrywa głębokiej ciągłości stylistycznej i tematycznej. Tradycja i innowacja współistnieją zgodnie, ponieważ kolejne eksperymenty nie oddalają malarza od korzeni jego sztuki, które stanowi kontemplacja fundamentalnych celów życia. Rodzina, staruszek razem z wnuczkiem, matka cierpiąca lub ciesząca się z powodu swego dziecka, wędrowcy przechodzący obok miast, uliczni muzycy... jakby archetypy ludzkości; tematy te powracają w jego długiej aktywności artystycznej.

Artysta mówi: „Ogromnie cenię rodzinę. Było nas trzynaścioro rodzeństwa, a razem z mamą i tatą było nas piętnastu. Całkiem niezła drużyna. Jeden braciszek zmarł jako niemowlę, jeszcze zanim ja przyszedłem na świat. Nazywał się Trento. W ten sposób gdy się urodziłem otrzymałem jego imię. Moje prace nawiązują do tematów: rodzina, matka i dziecko, staruszek z dzieckiem. Życie się nie kończy. Dziecko starzeje się i w swoim czasie ono będzie miało swoje dziecko, które będzie jemu towarzyszyć. Nieprzerwany ciąg życia. Jak widać, w moim malarstwie nie ma desperacji, tylko melancholia”.

 

Przez Włochy na rowerze

Jest to melancholia kogoś, kto dużo widział, bowiem w latach trzydziestych dwudziestoletni wówczas Longaretti wraz ze swoim przyjacielem, przemierzyli Włochy na rowerach. Longaretti miał ze sobą szkicownik, który systematycznie zapełniał się rysunkami. Któregoś sierpniowego dnia, kidey dotarli do Pescary, zanotował w dzienniczku: „Poszedłem do portu rybackiego, aby malować dziewczyny. Na plaży leżał martwy człowiek, opuszczony, samotny jak pies. Nikomu nie znany topielec, okryty jedynie jakimś płótnem. W pobliżu były rozbawione dziewczyny”. Kilka lat później, w czasie II wojny światowej wysłano go do Słowenii, a potem na Sycylię i do Albanii. Po wojnie, z sercem przepełnionym pamięcią o napotkanych po drodze, cierpiących ludziach, wrócił do malarstwa.

Widział dużo, ale oczyma wiary człowieka z Bergamo, wiary prostej i szczerej. Bardzo trafnym wydaje się zatem określenie, którego używa Alberico Sala, przedstawiając malarza: „Spokojna melancholia”. Jest to melancholia człowieka, który widzi cel tego świata i zna gorycz życiowej drogi, a zarazem spokój kogoś, kto wie, że każda rzecz jest zawierzona dobremu przeznaczeniu. W ten sposób jego malarstwo podejmując poważne tematy, pozostaje lekkie i przystępne, a jednocześnie pozbawione brzemienia jakiejś ideologii czy też pewnego dystansu spojrzenia bezosobowego lub oskarżającego.

Być może to właśnie owo zaangażowanie artysty sprawia, że jego dzieła są tak przekonujące, zgodnie z tym, co napisał Carlo Pirovano z okazji dziewięćdziesiątych urodzin mistrza: „Artysta utożsamił się całkowicie ze swoimi bohaterami; prosty wędrowiec, ufny, ale nie zuchwały”.

 

Uczciwe spojrzenie

To, co jego przyjaciel i mistrz na Akademii Sztuk Pięknych Brera w Mediolanie, Aldo Capri, napisał o nim pięćdziesiąt lat temu nie jest jedynie jakimś trafnym spostrzeżeniem o artyście znajdującym się wówczas u początków swojej dojrzałości, ale jest programem całego życia: „Myślę, że adekwatne wyrażenie o nim rodzi się właśnie i przede wszystkim z prostoty jego duszy, z jasnego, rzetelnego patrzenia i osądzania ludzi i rzeczy; jak wędrowiec kroczy on długą drogą sztuki i życia, unikając próżnych pozorów, wszelkiej głupoty i uprzedzenia”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją