Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2007 (listopad / grudzień)

Kościół. Paolo Pezzi

Tak, jakby Chrystus pytał: Czy ty mnie kochasz?

Nowy Arcybiskup metropolita Moskwy opowiada okoliczności, które zaprowadziły go do serca Rosji. Motto biskupie "Pasja dla chwały Chrystusa" zawiera znaczenie świadectwa wobec narodu rosyjskiego i wskazuje drogę ku jedności.

Alberto Savorana


Nowy Arcybiskup metropolita Moskwy opowiada okoliczności, które zaprowadziły go do serca Rosji. Motto biskupie „Pasja dla chwały Chrystusa” zawiera znaczenie świadectwa wobec narodu rosyjskiego i wskazuje drogę ku jedności.

 

„Jestem wzruszony i zaskoczony, ponieważ to, co się wydarzyło sprawia, że na siebie samego patrzę jak na osobę kochaną chcianą, wybraną, i to nie ze względu na godność funkcji — Bóg nie patrzy na mnie według moich zdolności —, ale dlatego, że czuję się tak, jakby Chrystus kierował do mnie pytanie: «Czy ty mnie kochasz?», tak jak w rozmowie z Piotrem, którą codziennie czytam. W tajemniczy sposób, to wyróżnienie jest jak szczególne wejście w intymną relację między Chrystusem a jego uczniami”. Są to pierwsze słowa księdza Paolo Pezziego, jakie wypowiedział przez telefon w dniu ustanowienia go arcybiskupem metropolitą Moskwy. Ma czterdzieści siedem lat, pochodzi z Russi, w prowincji Rawenna, we Włoszech, jest księdzem Bractwa Świętego Karola Boromeusza. W przeddzień swoich święceń biskupich, opowiedział dla Śladów historię, która zawiodła go do serca Kościoła katolickiego na ziemi rosyjskiej: „Wraz ze zdumieniem doświadczam wdzięczności za wydarzenie, które spotkałem, ponieważ moja nominacja oznacza rozpoznanie wielkości charyzmatu ruchu, a tym samym księdza Giussaniego i jego dzieła reformy, która powoduje odżywanie przesłania chrześcijańskiego, płynącego z wnętrza Kościoła. Przyszły mi na myśl słowa Benedykta XVI wygłoszone 24 marca na Placu Świętego Piotra: «W Kościele, nawet instrukcje kościelne mają charakter charyzmatyczny, i z drugiej strony charyzmaty muszą w ten, czy inny sposób przybrać formę instytucji, żeby mieć spójność i kontynuację»”.

 

Jaki był początek tego wybrania, ów „piękny dzień”, który przemienił twoje życie?

Może dziwnie to zabrzmi, ale stało się to kiedy odbywałem służbę wojskową. Uczestniczyłem w pewnym spotkaniu, zaproszony przez kolegę, który był z CL. Przy wyjściu zapytał mnie, co o tym sądzę. „Tak, piękna rzecz. Na pewno – odpowiedziałem -, gdyby tak mogła trwać przez całe życie...”. A on na to: „A co ci w tym przeszkadza?”. „Kto wie, co będzie po skończeniu służby, mam inne sprawy, nad którymi muszę się zastanowić, przyjaciół w parafii, muszę znaleźć pracę”. „Ale to nie są przeszkody. Jeśli coś jest prawdziwe, możesz tym żyć we wszystkich sprawach”. Rozstaliśmy się robiąc zakład, który przegrałem miesiąc później: wiedziałem, że to jest coś dla mnie a stawiane zastrzeżenia nie mają podstaw. Dzień przed zakończeniem służby ksiądz, który zajmował się grupką dwudziestu żołnierzy z ruchu, powiedział mi: „Wracając do domu, pierwszą rzeczą, jaką musisz zrobić jest znalezienie dorosłego przyjaciela, któremu mógłbyś opowiedzieć o tym, co spotkałeś, w przeciwnym razie odejdziesz”. Zadzwoniłem do takiej osoby i to właśnie był ten piękny dzień, potwierdzenie tego, co spotkałem. I już nie odszedłem.

 

Jak podjąłeś decyzję, aby zostać księdzem?

Myśl o tym pojawiła się jako możliwość i piękno oddania życia Chrystusowi. Pewnego dnia, wchodząc do siedziby CL w Rawennie, zobaczyłem rozmawiających ze sobą księży prowadzących wspólnotę; ich sposób bycia razem wywarł na mnie takie wrażenie, że pomyślałem: „Chciałbym być księdzem w takiej wspólnocie”. Potem, w 1984 roku, odbyło się przepiękne spotkanie z Janem Pawłem II z okazji trzydziestolecia CL. Po wysłuchaniu jego słów: „Idźcie na cały świat nieść prawdę, piękno i pokój, które się spotykają w Chrystusie Odkupicielu”, napisałem do księdza Giussaniego – którego nigdy wcześniej nie widziałem —, że moim jedynym pragnieniem jest pójście gdziekolwiek mnie wezwie ruch. W następnym roku, zaraz po powstaniu Bractwa Świętego Karola, udałem się do księdza Giussaniego — spotkałem go po raz pierwszy — a on zapytał mnie, dlaczego zdecydowałem, aby pójść właśnie tam, skoro mogłem wstąpić do seminarium diecezjalnego. Odpowiedziałem, że chciałem w ten sposób przylgnąć całkowicie do tego, co on rozpoczął. Przerwał rozmowę, w której uczestniczyli również inni księża, i powiedział: „Wystarczy, wydaje mi się, że jest to jasne. Idź, nie bój się, i przede wszystkim proś Maryję, żebyś pozostał wiernym temu, co Bóg dla ciebie uczynił”. Właśnie o to, przez wszystkie kolejne lata prosiłem.

 

Jaka droga doprowadziła cię na Syberię, do Sankt Petersburga a potem do stolicy Związku Radzieckiego?

Drogą były okoliczności, wobec których powiedziałem „tak”. Pierwszą z nich była podróż z ks. Massimo Camisaską na Syberię, gdzie pewien franciszkanin rozpoczął gromadzenie na nowo chrześcijańskiej wspólnoty. W 1990 roku uczestnicząc w Meetingu poprosił nas o pomoc. W ten sposób w roku 1991 została rozpoczęta misja Bractwa Świętego Karola na Syberii. W następnym roku jeden z trzech przebywających tam księży musiał wrócić, z powodu problemów z zaaklimatyzowaniem się, i wówczas ksiądz Massimo zapytał mnie, czy byłbym dyspozycyjny. Od razu odpowiedziałem tak. Nie było żadnego powodu, żeby odmówić wobec czegoś, czemu do tej pory zawsze odpowiadałem „tak”. Na Syberii spędziłem pięć lat szczególnej łaski, gdyż widziałem jak rodził się lud ruchu, znak chwały i nadziei, nawet, jeśli było nas dosłownie kilku. Pamiętam smak i troskę o pewne gesty i spotkania, jakbyśmy żyli w XIV wieku.

 

Nigdy nie zapomnę entuzjastycznego telefonu, który wykonał do mnie ksiądz Giussani, na początku 1997 r.: „Alberto, stało się coś niesamowitego! Jedna z naszych dziewczyn, z Nowosybirska nauczyła się na pamięć Alla sua donna [Do swojej kobiety] Leopardiego i wyrecytowała przed całą wspólnotą. Musimy to umieścić w Śladach!”...

Pamiętam bardzo dobrze ten moment, ponieważ wszyscy byliśmy pod wrażeniem. Któż dzisiaj potrafi powtórzyć ten wiersz z impetem, jaki mogliśmy widzieć u księdza Giussaniego!

 

W Petersburgu powołałeś jedyne katolickie seminarium w Rosji. Wcześniej we Włoszech, współpracowałeś bezpośrednio z księdzem Massimo, jako wikariusz generalny Bractwa San Carlo. W jaki sposób doświadczenie z Rzymu pomogło ci w Rosji?

Przede wszystkim w wychowywaniu młodych, w pasji wychowawczej. Lata spędzone z księdzem Massimo nauczyły mnie techniki, niestrudzonego rozpoczynania każdego dnia, nie dlatego, że ma się jakiś projekt, nie dlatego, że trzeba stworzyć coś dobrego, ale ze względu na pewność, że to, co nas objęło jest przekazywalne, daje się komunikować i może czyjeś życie uczynić wielkim, również życie duchownego. Wychować seminarzystę do bycia w pełni człowiekiem, oddanym, konsekrowanym, gotowym do poświęcenia życia Chrystusowi, i pokazania, jak takie postępowanie czyni pięknym i wielkim życie każdego człowieka. Nauczyłem się również podejmowania różnych zadań, nawet w rzeczywistości instytucjonalnej, jak seminarium, przyjąłem również to wyzwanie, nie jako coś marginalnego w moim życiu, ale jako możliwość przekazywania mojej pasji dla Chrystusa i mojej relacji z Nim. Pasja dla Chrystusa może się wcielić gdziekolwiek, nie ma środowiska, ludu, kultury, rzeczywistości, które byłyby nieprzenikalne. Jeśli jest prawdą, iż serce człowieka jest takie samo wszędzie, to spotkanie, a przez to szczególna cecha charyzmatu — będącego charyzmatem kościelnym — może dotrzeć do każdego człowieka.

 

Ksiądz Carrón mówił ostatnio O „przerażającym braku przywiązania” i o pewnej „nieprzepuszczalności”, która czyni nas niezdolnymi do życia w odpowiedniej relacji z rzeczywistością. Czy tak jest również w Rosji? Co może pokonać tę oschłość i wzbudzić zainteresowanie, które wybiegałoby poza chwilową reakcję?

Wydaje mi się to aktualne również u nas, ale z pewnego przeciwnego punktu widzenia: to znaczy nie ze względu na oschłe i zimne rozpoznanie Chrystusa, co może stanowić ryzyko dla człowieka z zachodu, a raczej przez pewną „nadwyżkę” uczucia, pewną „przesadę” serca, które odnosi się do rzeczywistości w sposób sentymentalny. Co może przełamać taką postawę? Ktoś, dla kogo relacja z rzeczywistością nie jest pozbawiona uczucia, ponieważ żyje w uczuciowej relacji z Chrystusem i zostaje uzdolniony do wzbudzenia spotkania. Kto żyje w ten sposób, spotyka, ma historię i nie musi się bać jej pokazania. Żyjąc w relacji wychowawczej z Chrystusem, w relacji, która wyraźnie ukazuje się w odniesieniach z rzeczywistością, nie boisz się wejść w relacje wychowawcze z drugim człowiekiem.

 

Już od czasów seminarium ksiądz Giussani interesował się osobą Sołowiowa i pozostawał pod wrażeniem tekstów słowiańskich z końca dziewiętnastego wieku, do tego stopnia, że został nauczycielem teologii wschodniej w seminarium w Venegono. Czym jest dla ciebie spotkanie z prawosławiem? Co może wnieść tradycja prawosławna do naszej zachodniej mentalności?

W spotkaniu z księdzem Giussanim zdumiewały mnie przede wszystkim dwie rzeczy, które zobaczyłem w działaniu tutaj w Rosji. Pierwszą jest zamiłowanie do piękna. Tradycja wschodnia, a tym samym prawosławna jest w tej dziedzinie naszą nauczycielką, żyje (może w niektórych swoich przejawach z trudem, jak to się zdarza również wielu chrześcijanom na Zachodzie) pasją dla faktu, że wydarzenie Chrystusa przekształca rzeczywistość. Jest to dobrze przedstawione w obrazie „Przemienienia”: rzeczywistość jest wezwana do bycia przemienioną w Chrystusa. Kolejny raz przychodzą mi na myśl słowa Jana Pawła II z jego przesłania na trzydziestolecie ruchu, z 1984 roku: „Wierzymy w Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał, w Chrystusa obecnego tu i teraz, który jako jedyny może zmienić i zmienia, przemieniając człowieka i świat”. Drugą rzeczą jest pasjonująca idea „komunii”. Poznawanie rzeczywistości jak i pogłębienie tajemnicy Boga nie wydarzają się siłą geniuszu pojedynczej osoby, ale są zawsze owocem komunii, pewnego „ja”, które widzi siebie nie jako samotną jednostkę, ale w relacji. Jest to zatem eklezjalna koncepcja „ja”. Ileż razy ksiądz Giussani powtarzał z naciskiem za św. Pawłem, że w Chrystusie jesteśmy „jedno”, jesteśmy członkami, jedni drugich.

 

Pasja jedności ożywia Benedykta XVI, co znalazło wyraz w Rawennie, w pozdrowieniu skierowanym do członków międzynarodowej, mieszanej Komisji dla dialogu teologicznego między Kościołem Katolickim a Kościołem Prawosławnym. Papież poprosił o modlitwę, by została umożliwiona „droga w kierunku pełnej komunii między katolikami i prawosławnymi, i abyśmy mogli szybko pić z tego samego Kielicha Pańskiego” (Audiencja generalna 10 października 2007 r.). Czym jest „ekumenizm” dla nowego Arcybiskupa Moskwy?

Nie oznacza, w sensie negatywnym, prostej tolerancji, lub właściwej postawy. Ekumenizm jest, przede wszystkim, koncepcją uczestniczenia w relacji z Chrystusem, który może objąć wszystkich i wszystko. W tym znaczeniu, jest wyjściem naprzeciw drugiego, zaangażowaniem, aby poznać i odkryć, co prawdziwego i pozytywnego ma w sobie ten drugi, co można by pogłębić, żyjąc własną tożsamością i przynależnością. W dialogu z niektórymi przyjaciółmi prawosławnymi, zdarzyło mi się powiedzieć, że prozelityzm zaczyna się tam, gdzie kończy się misja; kiedy ktoś przestanie być misyjnym, zaczyna ulegać innym zmartwieniom, chce pokazać, że jego Kościół jest ładniejszy, lepszy w poszukiwaniu, lepszy w poszerzaniu szeregów swojej grupy. Tymczasem powinno być przeciwnie, jedynym zmartwieniem musi być życie i rozprzestrzenianie relacji z Chrystusem.

 

Wierność tradycji i zdolność oparcia się systematycznemu atakowi ateizmu były dla nas ludzi Zachodu przykładem życia, który pozwolił nam poznać i pokochać działalność „Russia Cristiana”. Co pozostało z tego heroicznego świadectwa?

Pozostał przykład osób, które nie dla utopijnego projektu, ale dla prostej pewności, i bez jakiegokolwiek roszczenia, zachowały swoją wiarę, żyły nią i pozostały jej wierne, aż po męczeństwo. W minionych dniach, zaczynając nowy rok ze wspólnotą Moskwy, odbyliśmy pielgrzymkę do jednego z najbardziej tragicznych miejsc w pobliżu Moskwy, gdzie w latach reżimu sowieckiego, rozstrzelano tysiące osób. Zdałem sobie sprawę, że ich poświęcenie wspiera nas dzisiaj. Było nas około dwudziestu, w zamieci śnieżnej; kiedy weszliśmy do małego kościółka, wzniesionego na tym poligonie, zaskoczyła mnie myśl, że heroiczne świadectwo ludzi, których imion nikt nie znał, stało się w głębi powodem, dla którego tam byliśmy. Mordowano tam Rosjan, Polaków, Litwinów, Niemców, Ukraińców, Estończyków, którzy w obliczu życia i śmierci, to znaczy w obliczu tajemnicy Boga, żyli (nawet bez konieczności wypowiadania tego), jednością świadectwa, które dzisiaj nas podtrzymuje. Dziedziczymy całą historię i niesiemy ją dalej.

 

Katolicy są w Moskwie „małą trzódką”. Często na Wschodzie próbuje się powstrzymać kryzys za pomocą projektów pastoralnych. Odniósł się do tego Benedykt XVI mówiąc, że „Nadzwyczajne rezultaty apostolskie, jakie (św. Paweł) mógł osiągnąć nie są zasługą wyrafinowanych strategii apologetycznych i misyjnych. Sukces zależy przede wszystkim od osobistego włączenia się w głoszenie Ewangelii, z całkowitym powierzeniem się Chrystusowi” (28 czerwiec 2007 r.). Czego potrzeba, biorąc pod uwagę Twoje doświadczenie?

Trzeba wspierać lud, konkretnych ludzi, to znaczy wychowywać ich do życia wiarą, do życia w relacji z Chrystusem. Ukazywać to jako wielką możliwość wejścia w relację z rzeczywistością przekształcania rzeczywistości, prowadzenia jej ku przeznaczeniu. W tych dniach, czytałem ponownie Sól ziemi, wówczas jeszcze kardynała Ratzingera: gdzie jest mowa o pewnym trudzie życia wiarą spowodowanym troską o zorganizowanie sobie codziennego życia. Podczas, gdy tym, czego najbardziej potrzeba jest obecność osób, które żyją doświadczeniem wiary; wtedy aspekt organizacyjny staje się wyrazem więzi z Chrystusem. Kiedy chłopak zakocha się w dziewczynie, musi ustalić dzień i godzinę spotkania, w przeciwnym razie nigdy jej nie spotka, ale nie dzień i godzina czynią go zadowolonym, jest zadowolony dzięki relacji z nią.

 

Ksiądz Giussani lubił powtarzać jedno zdanie Sołowiowa (warte, by uczynić je czymś, co nazywam „Stałym plakatem” CL): „Tym, co mamy najdroższe w chrześcijaństwie jest sam Chrystus. On sam i wszystko, co od Niego pochodzi, ponieważ wiemy, że w Nim zamieszkuje cieleśnie pełnia Bóstwa”. Co dla Ciebie, jako Arcybiskupa, znaczy to stwierdzenie?

Oznacza, że również dla mnie odpowiedzialność pozostaje, przede wszystkim, nieustannym odpowiadaniem tajemnicy Boga tak, jak On mnie wzywa. Bezpośrednim ryzykiem jest dla mnie obecnie zbytnie przejmowanie się organizowaniem życia innych osób. Tymczasem, jeżeli w sercu mam Chrystusa oraz wszystko, co pochodzi od Niego, to nawet konieczność zmierzenia się z problemami przyjmę jako okazję odpowiedzi na tajemnicę Boga, a nie jak ciężar, który mnie krępuje i oddała od niej. Drugim tekstem, który mnie wzrusza każdego dnia, gdy go ponownie czytam, jest rozmowa Jezusa z Piotrem, kiedy Jezus mówi: „Pójdź za mną”; Piotr starał się natychmiast odpowiedzieć na owo „paś baranki moje” i z troską pyta o Jana: „Co z nim będzie?”. A Jezus odpowiada: „Nie martw się; ty pójdź za mną”. Pójście za Jezusem, uznanie, że On jest tym, co mam najdroższego, sprawia, że mogę zająć się innymi, którzy zostali mi powierzeni.

 

W pewnym liście, który napisałeś z Nowosybirska do księdza Giussaniego, a który on zacytował w czasie Rekolekcjach Bractwa w 1996 roku, czytamy: „Wydaje mi się, że w ostatnim czasie żyję pewną nową dramatycznością: zauważam jak człowieczeństwo Chrystusa przepływa przeze mnie... Będę się modlił, aby ludzie uczestniczący w rekolekcjach byli zadowoleni z faktu, że kochają Chrystusa i aby pragnęli podejmować rzeczywistość zgodnie z celem, jakim jest Jego chwała w historii”.

Rzeczą, o którą ciągle proszę dla siebie i dla każdego człowieka, jest nie tylko to, aby miał więź z Chrystusem, ale żeby był z tego zadowolony, aby nie uważał tego, za coś, co jest oczywiste, pozostając w relacji formalnej, jakby z obowiązku. Zauważam, że ja jestem zadowolony w relacji z Chrystusem, nie abstrakcyjnie, ale poprzez sposób, w jaki podejmuję rzeczywistość. Dlatego wybrałem jako motto słowa księdza Giussaniego, które powiedział nam wiele lat temu: „Miejcie pasję dla chwały Chrystusa”. Kiedy go wówczas słuchałem, powiedziałem sobie: „To jest to, czego pragnę dla mojego życia”. Moje motto brzmi zatem: „Pasja dla chwały Chrystusa”. Oczywiście nigdy nawet nie przypuszczałem, że Chrystus postawi przede mną aż takie wyzwanie.

 


Urodzony 8 sierpnia 1960 roku w Russi, w prowincji Ravenna, ksiądz Paolo Pezzi studiował filozofię teologię na Papieskim Uniwersytecie Świętego Tomasza w Rzymie. Został wyświęcony w 1990 roku, w Bractwie Księży Misjonarzy Świętego Karola Boromeusza. Po studiach specjalistycznych na Uniwersytecie Laterańskim uzyskał stopień doktora teologii pastoralnej na podstawie rozprawy „Katolicy na Syberii, początki, prześladowania czasy obecne”. Mówi po rosyjsku, angielsku, hiszpańsku i francusku. Był wydawcą pisma katolickiego, dziekanem centralnego regionu Syberii (obecna Diecezja Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku), w latach 1993- 1998 pełnił funkcję wikariusza generalnego Bractwa Świętego Karola Boromeusza. Od 1998 r. był również krajowym odpowiedzialnym ruchu Komunia i Wyzwolenia w Rosji. W roku 2004 rozpoczął nauczanie w Wyższym Seminarium Duchownym „Maryi Królowej Apostołów” w Sankt Petersburgu, a w roku 2006 został jego rektorem. 21 września 2007 r. Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą archidiecezji Matki Bożej w Moskwie. 27 października 2007 r. przyjął sakrę biskupią z rąk swojego poprzednika Tadeusza Kondrusiewicza.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją