Ślady
>
Archiwum
>
2007
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2007 (maj / czerwiec) Pierwszy plan Rzym i dar Ducha Refleksje po audiencji u Benedykta XVI, ktora odbyła się 24 marca 2007 r. Pomoc w zrozumieniu tekstu Szkoły Wspólnoty "Dar Ducha". Notatki z wystąpień ks. Juliana Carróna podczas Ekip CLU i podczas Zgromadzenia Prezydium Comunione e Liberazione. Mediolan, 22 i 24 kwitania 2007 r. Julián Carrón
Aby pomagać sobie stawać w obliczu tych gestów – powtarzam, przede wszystkim spotkanie w Rzymie –mamy szczęście w postacie szczególnego zbiegu okoliczności: właśnie w tych tygodniach Szkoła Wspólnoty proponuje nam rozdział „Dar Ducha” (L. Giussani, Śladami chrześcijańskiego doświadczenia, w: Doświadczenie jest drogą do prawdy, Jedność, Kielce 2003, s. 108-122). Oto, co pisze ks. Giussani: „Apostołowie napotkali wyjątkową, fascynującą i do głębi przekonywującą rzeczywistość” – zdolną do pociągnięcia za sobą innych – ale tego nie rozumieli: „Nie zdawali sobie absolutnie sprawy z tego, czym ona była” (s. 108). Apostołowie nie rozumieli. Zapytajmy siebie: co ma wspólnego gest z Rzymu z tym wyzwaniem Szkoły Wspólnoty? W jaki sposób Szkoła Wspólnoty pomaga nam ten gest rozumieć, albo wchodzić w jego znaczenie? Jest to kwestia zasadnicza. Zostaliśmy uderzeni przez wydarzenie absolutnie wyjątkowe, ponieważ nie jesteśmy kamieniami, lecz – paradoksalnie – nawet po przeżyciu tego rodzaju gestu, podobnie jak apostołowie, możemy odczuwać zagubienie, a wówczas gesty, zamiast być pomocą, stają się pretekstem dla sceptycyzmu. Zauważyłem to przedwczoraj podczas Szkoły Wspólnoty z grupą młodych absolwentów. Natychmiast po lekturze pierwszego paragrafu nowego rozdziału („Doświadczenie Boskości”, s. 108-111), po tym, jak sprowokowałem pytanie o gest z Rzymu, ktoś zabrał głos, mówiąc: „Moim problemem jest to, że po Rzymie, pomimo całego piękna, jakie się wydarzyło, przez dwa tygodnie żyłem z pewnym poczuciem niemocy i głębokiej samotności, przezywałem dni z poczuciem braku znaczenia”. Czy ktoś kto uczestniczył w tak absolutnie wyjątkowym geście, a dwa tygodnie później znajduje się w opisanej sytuacji, może nie pytać: „Cóż zatem musi się wydarzyć, aby cokolwiek się zmieniło? Dlaczego następnym razem powinienem gdzieś pojechać?”. To jest właśnie wkradający się sceptycyzm. Nawet udział w tak wyjątkowym fakcie nie jest w stanie przezwyciężyć sceptycyzmu. W tym tkwi problem. Musimy starać się na to odpowiedzieć, ponieważ tutaj widać, czy cała droga, jaką przebyliśmy, prowadzi do większej pewności. W przeciwnym razie, nawet jeżeli nasze wypowiedzi będą wyliczeniem nadzwyczajnych faktów, tym co ostatecznie pozostaje, co ujawnia się w ostatniej linijce, jest „robak” sceptycyzmu, który może sprawić, że wszystko stanie się bezużyteczne. Jesteśmy jak apostołowie, kroczymy tą samą drogą: również oni uczestniczyli w nadzwyczajnym wydarzeniu, ale go nie rozumieli. Moje pytanie jest bardzo proste: w jaki sposób zrozumiemy, czy zrozumieliśmy to, co przeżyliśmy w Rzymie? Właśnie w cytowanym rozdziale Szkoły Wspólnoty znajdujemy odpowiedź. Ksiądz Giussani mówi, że apostołowie napotkali nadzwyczajny fakt i byli nim zafascynowani, tak jak my, a jednak nie rozumieli, ponieważ brakowało im czegoś, co dopiero miało się wydarzyć: nazywamy to „darem Ducha”. Co to znaczy dar Ducha? Gdyby apostołom nie wydarzył się dar Ducha, gdyby nie zrozumieli, w końcu odeszliby zagubieni: „Myśleliśmy, spodziewaliśmy się, że ten prorok potężny w czynie i słowie...”. tak samo i my moglibyśmy powiedzieć: „Spodziewaliśmy się, że udają się do Rzymu...” To jest dokładnie to samo. Krokiem, jaki należy postawić jest ten, który opisuje Szkoła Wspólnoty, a połączenie tego z gestem z Rzymu jest sposobem zrozumienia czym jest Duch, bowiem w przeciwnym razie pozostanie On dla nas niczym zjawa. Skoro więc to przejście nie jest czymś drugorzędnym – bez niego bowiem pojawia się sceptycyzm – interesuje mnie postawienie go w centrum, bez prześlizgiwania się. 2. Nowe kryterium W jaki sposób możemy zrozumieć, czy zrozumieliśmy? Czytamy w tekście: „Bez wydarzenia Jego Ducha, człowiek może spotkać Chrystusa jako kogoś niezwykłego, jako Człowieka wyjątkowego, postać wymykającą się wszelkim radykalnym schematom czy uproszczeniom, może trochę dziwną, nieodparcie przekonywującą i odpowiadającą oczekiwaniom ludzi prostych, wzbudzającą entuzjazm z powodu swej energicznej i bezkompromisowej walki o sprawiedliwość, niebezpieczną dla czynników odpowiadających za istniejący porządek. Tym wszystkim był On dla ludzi Mu współczesnych. Jezus może być także uważany za kogoś tak wielkiego, że wydaje się być tylko dramatycznym i wzruszającym mitem. Tak może być on widziany w świetle sceptycznej rozpaczy współczesnego człowieka. Bez wydarzenia Jego Ducha, każdy człowiek – zarówno apostołowie, jak i my – pozostaje ograniczony do takich niejasnych perspektyw czy też postaw wobec Jezusa; Chrystus pozostaje dla człowieka Kimś zagadkowym i tajemniczym. (...) w ten sposób Chrystus byłby nowym przedmiotem, zagadnieniem do roztrząsania, nowym ryzykiem do podjęcia „w ciemno”, nie zaś nowym kryterium, innym, nareszcie nowym światłem” (s. 109-110). Oto zasadnicza sprawa: możemy zrozumieć, czy zrozumieliśmy to, co się wydarzyło w Rzymie czy w czasie Rekolekcji, jeśli czujemy się zaskoczeni i zdumieni (po to jest dar Ducha) faktem wprowadzającym nowe kryterium, za pomocą którego wszystko osądzamy i zaczynamy patrzeć na rzeczywistość (na nas samych, na to, co musimy robić, na nasze działania, gesty...). Jeśli to, co się wydarzyło nie staje się nowym kryterium względem wszystkiego oznacza, że nie zrozumieliśmy. A do tego nie dochodzimy przez niewiadomo jakie rozważania. Przede wszystkim chodzi o uznanie: uświadamiam sobie, że zrozumiałem, jeśli zdumiewam się posiadaniem w sobie nowego kryterium. Duch nie jest czymś urojonym, nie jest jakąś mityczną, dziwną postacią: zdajemy sobie sprawę, że On wkroczył i dał nam „pojąć”, patrząc na sposób, w jaki – po Rzymie – odnosimy się do wszystkiego. Jeśli nadal jestem sceptyczny oznacza to, że niczego nie zrozumiałem, że nadal muszę błagać o dar Ducha i patrzeć na to, co się wydarzyło. Jak napisałem w liście do Ruchu, potrzebne jest utożsamianie się. To nie zamyka sprawy, lecz ją otwiera. Musimy prosić o dar Ducha, by zrozumieć, co się wydarzyło. Podobnie jak apostołowie uczestniczyliśmy w nadzwyczajnym fakcie, ale widać, ze jeszcze go nie zrozumieli, ponieważ to nie stało się nowym kryterium wobec wszystkiego. Podam kolejny przykład, innego dnia, podczas Szkoły Wspólnoty, o której mówiłem, po tym, jak powiedziałem to wszystko, pewna dziewczyna – nie będę się zatrzymywał za długo nad szczegółami – opowiedziała o bardzo dobrej ofercie pracy, którą otrzymał jej mąż. Mówiła nawet rzeczy interesujące, sugestywne – z tego punktu widzenia – lecz ja jej przerwałem, mówiąc: „Popatrz moja droga, gdyby twój mąż pojechał do Rzymu niewidomy, a powrócił widzący, i gdyby potem otrzymał tę wspaniałą propozycję pracy w Szwajcarii, o czym dzisiaj byś opowiadała?”. „O tym, że mój mąż widzi!”. A zatem dlaczego teraz mówimy o pracy w Szwajcarii?”. Człowiek zdaje sobie sprawę, że zrozumiał, ponieważ w jego sposób podejmowania wszystkiego – wszystkiego, co go ogarnia i z czym nawiązuje relację – wkracza pewne całkowicie nowe światło. Aby zrozumieć, jakie znaczenie miało spotkanie w Rzymie musimy patrzeć, co się wydarzyło po tej audiencji. My sami musimy rozpoznać, patrząc na siebie w działaniu, czy mamy w sobie to „nowe kryterium”, o którym mówił ks. Giussani. Niemożliwe, aby po spotkaniu pytań, w którym uczestniczyliśmy dzisiejszego poranka, każdy z nas nie próbował odpowiedzieć na postawione przeze mnie pytanie. Każdy z nas musi teraz dokonać porównania tego, co miał w głowie z tym, co mówi Szkoły Wspólnoty. Jeśli ktoś – jak w cytowanej wypowiedzi –po tym, jak uczestniczył w wydarzeniu w Rzymie, stwierdza, że przez dwa tygodnie żył w całkowitej niemocy i odczuwał brak sensu, jest to sprzeczne ze słowami Szkoły Wspólnoty, a mianowicie z tym, że zrozumieliśmy, jeżeli rozpoznaliśmy, że „Chrystus stał się punktem widzenia wyjaśniającym każdą rzecz” (s. 111). W jaki sposób poznajemy, że Chrystus stał się punktem widzenia? Ksiądz Giussani odpowiada: „W wydarzeniu tego Daru znika ludzka samotność” (s. 112). Jeśli po tym, jak uczestniczyłem w geście z Rzymu nadal przeżywam całkowitą samotność oraz brak sensu oznacza to, że nic z tego nie zrozumiałem. Dlatego rodzi się sceptycyzm. Nie mówię tego z wyrzutem, ale po prostu, aby przywołać do tego, że powinniśmy utożsamiać się i pomagać sobie zrozumieć to, co się nam wydarzyło, że musimy błagać Ducha, jak apostołowie, ponieważ jedynie „w wydarzeniu tego Daru znika ludzka samotność. Doświadczeniem człowieka nie jest już owa przygnębiająca [dlatego sceptyczna] bezradność, lecz samoświadomość i pełna energii moc” (s. 112). Uświadamiam sobie, że zrozumiałem, ponieważ wkracza to nowe kryterium, znika samotność i odnajduję w sobie pełną energii moc. Prawdziwość tego potwierdza fakt, że apostołowie nie pozostali usztywnieni, za zamkniętymi drzwiami z obawy przed wszystkimi, ale wyszli na zewnątrz. Jeżeli zrozumieliśmy, wówczas odkryjemy to ponownie, patrząc, co się wydarzyło, jak jesteśmy zdumieni po Rzymie, ponieważ jest to dar (prawdopodobnie jak dla niewidomego od urodzenia, o czym mówiliśmy podczas Rekolekcji).każdy mógł powiedzieć coś o Rzymie, tak jak wszyscy mogli powiedzieć coś o Jezusie: wyjątkowy człowiek, buntownik., nieodparcie przekonywający, ale nie zrozumieli. Ktoś zrozumiał, jeśli doznał zdumienia nowym kryterium, nowym osądem o wszystkim. Ale osąd – uwaga to nie jest sprawą intelektualną. Polega na tym, że zaczynam patrzeć, osądzać, wchodzić w rzeczywistość z czymś nowym, czego nie potrafię z siebie zrzucić. Dar Ducha jest wydarzeniem, jest czymś, co mnie ogarnia z taką mocą, że cokolwiek czynię (wygłaszam wykład, jadę samochodem czy kolejką metro), nie mogę zaprzeczyć, ze jestem ogarnięty tą Obecnością, która staje się nowym osądem, która jest nowym kryterium. To jest zwycięstwo nad sceptycyzmem: wyjątkowy fakt pozostaje jako coś, co mnie ogarnia, jako wyjaśniający punkt widzenia, nadający sens, znaczenie każdemu szczegółowi, każdej aktywności. Nie przeprowadzam żadnego rozumowania, ale odkrywam w sobie nowy punkt widzenia, który nadaje sens i znaczenie każdej rzeczy. Teraz zdajemy sobie sprawę, jak dalecy jesteśmy od zrozumienia. Nie mówię tego, by nas zniechęcić, lecz dlatego, że trzeba dać się poruszyć, trzeba utożsamić się, pytać, patrzeć na fakt, na to, co się wydarzyło. Jeśli po dwóch tygodniach może wkraść się sceptycyzm, to dzieje się tak dlatego, że w gruncie rzeczy nie zrozumieliśmy tego, co się wydarzyło w Rzymie, tzn. mocy Chrystusa żywego, zmartwychwstałego, który przez swojego Ducha porwał nas wszystkich. Spotkanie w Rzymie stało się demonstracją mocy Ducha. Ktoś, kto widział tę moc Ducha, a potem czuje się sam, nie zrozumiał, że tym, co stało się oczywiste jest właśnie fakt, ze nie jesteśmy sami, czyli nie zmienił osądu. Nadal pojmuje siebie tak, jak wcześniej, nadal patrzy na siebie ze starym kryterium; ale to jest fałsz, gdyż tam objawia się moc Kogoś, dzięki Komu mogę powiedzieć: „Nie jestem sam”. Bez mocy Ducha Chrystusa, Chrystusa żywego i zmartwychwstałego, bez mocy Ducha Zmartwychwstałego nie byłoby tego gestu. Możemy powiedzieć: „Uderzyło mnie to, tamto...”, miejmy litość..., wszystko w porządku, ale to jest tylko powierzchowność. Jeżeli zatrzymamy się napowierzchowności, później będziemy pytać: „W jaki sposób to wszystko przetrwa?”, nie rozumiejąc, że nowość już się uobecniła. To ta nowość sprawiła, że wszystkie wątpliwości zostały rozwiane i wszystkie zniechęcenia minęły., kiedy wszystko to minęło, widać, że ktoś zrozumiał (nie chodzi o to, że mamy być intelektualistami!). 3. Podejmować pracę: utożsamienie się i błaganie Ksiądz Giussani pisze: „Doświadczenie ich spotkania z tym Człowiekiem, ich długiego, pełnego pasji, niepokoju i niepewności wspólnego życiu z Nim, niespodziewanie przekształca się w całkiem inne doświadczenie, absolutnie nieprzewidziane, wstrząsające – w doświadczenie rzeczywistości Boskiej, w spotkanie, współdzielenie życia z Bogiem – świetlane, pewne i moce” (s. 110-111). Ta przemiana wydarzy się albo nie, jest darem. Wszyscy pragniemy dotrzeć do tego punktu, lecz musimy być świadomi, że jesteśmy w drodze i nie zniechęcać się. Uczniowie z powodu Jego śmierci byli zdezorientowani, a nawet po zmartwychwstaniu pozostali zamknięci w domu. Ale, co robili? Błagali. Również my, jak uczniowie, możemy prosić o coraz lepsze rozumienie znaczenia tego, co zobaczyliśmy. Możemy zacząć rozpoznawać znaczenie tego wyjątkowego gestu, w którym uczestniczyliśmy, jako nieodwracalnego momentu i jako testu na to, co mówi Szkoła Wspólnoty o darze Ducha. Wszyscy możemy pomagać sobie to rozumieć. W jaki sposób? Przez utożsamienie się i błaganie. Nie chodzi o błaganie usprawiedliwiające lenistwo, ale o błaganie przez patrzenie i patrzenie, które staje się błaganiem. Z patrzenia rodzi się błaganie o to, by coraz więcej rozumieć w taki sposób, że z czasem odsłoni się znaczenie tego, co przeżyliśmy. Czy pamiętacie, jak na placu św. Piotra mówiłem o żebraniu? Powiedziałem, że trzeba być świadomym siebie i używać rozumu także w tym momencie. Moc Ducha jest tym, co nas porusza i jest w stanie uruchomić wszystkie możliwości mojego ja, abym mógł rozumieć. Ja jestem tym, kto ma rozumieć, a nie ktoś inny. W przeciwnym razie wszystko wydarza się zawsze poza mną i ostatecznie mnie nie dotyczy, nie wpływa na mnie – aż do momentu, kiedy dane mi będzie zrozumieć – i dlatego staję się sceptykiem. Co jest narzędziem mojej umiejętności rozumienia? Rozum otwierający się na oścież, pozwalający na wkroczenie czegoś absolutnie nowego, nowego kryterium. A to jest praca. Dlaczego to, co się nam wydarzyło nie chwyta za serce? Dlaczego serce pozostaje daleko i w gruncie rzeczy nietknięte, nie „zapewnione” (jak mówi ksiądz Giussani w tekście na temat Wielkiego Postu „Bóg jest miłosierdziem”, opublikowanym jako Pierwsza Strona w Tracce z marca tego roku?). opowiadała mi pewna osoba, że po autokarowej podróży do Rzymu, kiedy usiadła na placu pomyślała sobie: „W porządku, dotarliśmy”. Uważała, że zrobiła już wszystko. Gdy jednak usłyszała słowa: „prawdziwym protagonistą historii jest żebrak” doznała kontruderzenia. „Wówczas zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam jeszcze najważniejszej rzeczy”. Możemy uczestniczyć w jakimś geście, zrobić wszystko i pozostać biernym. Jeżeli nie jestem zaangażowany całym sobą, mogę zrobić wszystko, lecz jest tak, jakby centrum mojego ja nie zostało poruszone. To się nazywa „racjonalizm”. Jest bardzo rozpowszechniony, także pośród nas, i to jest problem. Dlatego, kiedy Papież zaprasza do „rozszerzenia rozumu”, mówi o czymś, co dotyczy przede wszystkim nas. Możemy robić wszystko o nic nie błagając, ponieważ nie odczuwamy potrzeby; przynależymy do jakiejś organizacji, ale nasze „ja” nie czuje potrzeby. Nie możemy dłużej wygłaszać przemówień jako „eksperci” Ruchu. Potrzeba, aby wydarzyło się coś, co dowiedzie, że zrozumieliśmy. Tym, co nas ocala przed ciągłym popadaniem w powtarzanie słów, co stawia nas pod murem, jest weryfikowanie tego, co się wydarzyło po Rzymie. W tym sensie ksiądz Giussani jest absolutnie wyjątkową pomocą. Mówi nam: mój drogi, zrozumiałeś, jeśli do twojego życia zostało wprowadzone nowe kryterium. Tak, jak ktoś zakochany: czuje się zaskoczony, że wszystkim, czasem wolnym, pieniędzmi, dysponuje w inny sposób, ponieważ wkroczyło coś nowego, coś co jest albo nie. To jest znak, że zrozumieliśmy. I przeciwnie: „«Kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy» (zob. 1 Kor 2, 11), tzn. jest obcy, niezdolny do dostrzeżenia Jego wewnętrznej struktury, ukrytej natury, do osiągnięcia bliskości z Jego tajemnicą” (s. 109). Oto, dlaczego gest rzymski jest objaśniony i rozjaśniony przez Szkołę Wspólnoty na temat daru Ducha – pomyślcie, jakim niesamowitym towarzystwem czyni nas ksiądz Giussani! Jeżeli trwamy w tym, co się wydarza, to zdajemy sobie sprawę z łaski podarowanej nam w Rzymie: trwanie charyzmatu księdza Giussaniego, który jest kontynuowany przez teksty i punkty odniesienia. Testem tego trwania są słowa Papieża: to, co zraniło księdza Giussaniego, zraniło także jego duchowe dzieci, czyli nas. Gdybyśmy tylko zdali sobie z tego sprawę! Najbardziej poruszającą rzeczą jest konkretne towarzystwo Chrystusa podarowane naszej niemocy. Dlatego, jak przypomniałem wcześniej: „w wydarzeniu tego daru znika ludzka samotność. Doświadczeniem człowieka nie jest już owa przygnębiająca bezradność”. Co więcej, „życie staje się wielką pewnością”, właśnie dlatego, że w Rzymie w wyjątkowy sposób uobecnił się Ktoś Inny, Obecność działająca pośród nas, bez której nie byłoby tego gestu i nie byłoby dla niego uzasadnienia.. gest ten nie znajduje wyjaśnienia w mitycznej zdolności organizacyjnej CL. Pomyślcie o każdym z was, o każdym z jego własną historią, zastanówcie się, w jaki sposób daliście się pociągnąć przez fakt, który was poruszył, nie ma w tym nic automatycznego. Obecność, która działa: to właśnie się ujawniło w wyraźny sposób: „Siłą człowieka jest Ktoś Inny, jego pewnością jest Ktoś Inny”. Dlatego „ludzkie życie jest niewyczerpalną i wszechmocną przyjaźnią” (s. 113). To jest dopiero początek, dopiero początek – jak wierzchołek góry lodowej – tego, co zaczynamy rozumieć z tego, co zobaczyliśmy: ale już tylko rozpoczęcie zauważania tego wprowadza naprawdę nowe kryterium. Im bardziej to zrozumiemy, tym staniemy się pewniejsi, jaśniejsi, silniejsi,. I to jest, przyjaciele, droga, którą mamy przed sobą. |