Ślady
>
Archiwum
>
2007
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2007 (maj / czerwiec) Listy Cudowny połów i inne... Cudowny połów Chcę Wam podziękować za możliwość, jaką mi darowaliście przez spotkanie w Rzymie. Zobaczyłam jak daleko może sięgać moc towarzystwa. Wobec tej ogromnej siły, z jaką działa jedynie Bóg, uświadomiłem sobie moją własną małość. Małość, która wciąż się pogłębia! Jak Piotr wobec cudownego połowu, dokładnie tak samo ja! Jedyną rzeczą, o którą prosiłam wówczas Boga było to, abym nigdy nie utraciła sprzed oczu twarzy, dzięki którym uczestniczyłam w tym spotkaniu. Wszystkich bez wyjątku, takich jakie są. Nawet teraz myślę jedynie o Papieżu, o jego twarzy i o twarzy Giusa, które widziałam patrzące na mnie i na całe to towarzystwo, które sprawiło, że dotarłam aż tam. Mogę powiedzieć jedynie dziękuję. Rose, Kampala
Patrzeć na dzieci Drodzy Przyjaciele, prostota i bezpośredniość moich dzieci pozwoliły mi uświadomić sobie, dlaczego tak naprawdę byliśmy na placu św. Piotra, a mianowicie po to by spotkać osobę, aby oczekiwać, widzieć, dotknąć, słuchać obecnej, konkretnej osoby. Najmniejszą z córek (9 lat) wzięłam na ramiona, aby lepiej widziała, aby mogła pod białym parasolem dojrzeć twarz. Gniewała się na mnie, ponieważ nie mogła być dostatecznie blisko. Oczywiście dzieci nie były zainteresowane tym, co Papież do nas powie, jaki wskaże kierunek... troskami dorosłych. Chodziło faktycznie o wydarzenie spotkania, mogę powiedzieć, że spotkania z Chrystusem obecnym w moim życiu, obecnym wśród tego ludu, wewnątrz tej wspólnoty. Pięknie jest pojąć, że jest się kochanym, pięknie jest dostrzec, że masz pewne przeznaczenie, które jest obecne. Proszę, aby to piękno wydarzało się codziennie dla mnie, dla mojego męża, dzieci i wszystkich przyjaciół. Dora, Valpolicella
Całkowicie zjednoczeni Sądzę, że audiencja całkowicie nas zjednoczyła. Jest tak, ponieważ pozwoliła nam wszystkim przeżyć doświadczenie wyzwalającego i pełnego wiary spotkania. Pokazała nam również, że naprawdę ludzcy jesteśmy wówczas, gdy rozpoznajemy wewnątrz naszej kruchości boską obecność. Bóg jest zawsze obecny, i jeśli tylko w naszym zaplątanym życiu znajdujemy sposób słuchania Go, odkrywamy w Nim ostoję, której szukamy. CL jest naszą szansą, aby dostrzec tę drogę do prawdy. Jenny Harris, Perth, Australia
Na końcu świata Uważam, że odległość uczyniłaby nasz udział w audiencji poprzez TV naprawdę wzruszającym. Byliśmy na końcu świata, a jednocześnie w Watykanie! Poza tym, pozostajemy pod wrażeniem faktu, jak łagodny jest Benedykt XVI! Jenny Harris, Perth, Australia
Z potrzeby serca Podczas przygotowań do spotkania w Rzymie towarzyszyło mi pytanie: Co tak naprawdę skłania mnie żeby wziąć w nim udział? Jednego dnia podzieliłam się tym z moją przyjaciółką mówiąc jej: Jakiś czas temu nie pomyślałabym nawet, że pojadę do Rzymu z takiej okazji... a ona odpowiedziała mi: „Ty ekscytujesz się wyjazdem, a ja jadę z głębokiej potrzeby serca”. Pomyślałam: przecież ja również odczuwam głęboką potrzebę w sercu... potrzebę ciągłego rozpoznawania obecności Chrystusa. Cóż innego mogłoby mnie skłonić do odbycia tej podróży? Zwiedzałam już kiedyś Rzym i spełnienie pragnień turystycznych nie wystarczało żeby trudzić się podróżą. Ksiądz Giussani powiedział kiedyś do osób z Memores: „To, co wam się wydaje być tylko gadaniem, to są niezmierzone rzeczy, które należy zauważyć, odkryć, objąć, pokochać, spenetrować jak podczas jakiejś długiej podróży (która jest wspanialsza od wszystkich turystycznych podróży o jakich śnicie, a także od wszystkich pielgrzymek, które jako pretekst zastępują pragnienia turystyczne)”. Było coś bardzo atrakcyjnego w tym rzymskim spotkaniu choć nie wiązało się to z przeżywaniem wyjątkowo ekscytujących emocji. Sądzę, że to wydarzenie, udział w nim, pomaga mi lepiej rozumieć, co to są „niezmierzone rzeczy”, a tym samym kolejny raz docenić dane mi ludzkie Towarzystwo, w którym mogę wciąż na nowo rozpoznawać oblicze Pana. Towarzystwo, które wspiera mnie w błaganiu o moje „tak” dla Niego, tym prawdziwsze, im bardziej jestem świadoma swojej dysproporcji (bowiem nie brakowało też momentów doświadczania własnej słabości). Proszę więc Pana, abym była zdolna zauważać, odkrywać, obejmować i kochać owe „niezmierzone rzeczy” w dalszej podróży jaką jest moje życie. Gabrysia, Opole
Nieoczekiwane spotkania Drogi księże Carrón, na placu św. Piotra, papież Benedykt XVI, wspominając księdza Giussaniego, spotykanego wiele razy przyjaciela, człowieka „zranionego” pięknem nieskończonej Tajemnicy, która stała się ciałem, przywrócił mi jego obecność. On jest obecny poprzez oblicze ludu, który wypełnił plac, w wyrażającej szacunek ciszy, poprzez ten owoc jednego „tak”, wiernego trwania z prostotą wobec przeżytego spotkania. Przywrócił mi go również poprzez twarz nowego przyjaciela, którego spotykam w każdą niedzielę u Kamilianów. Co miesiąc z przyjaciółmi z Bractwa, sprzedajemy tam Ślady. Początkowo osoba ta była rozdrażniona naszą obecnością i proponowaniem zakupu pisma przy drzwiach kościoła. Po pewnym czasie milczenia nie tylko rozpoczęła rozmowę, ale nawet wzięła udział w Banku Żywności. Potem podjęła pozytywnie moje zaproszenie na spotkanie z Papieżem. Po audiencji, nieoczekiwanie przyszła na Szkołę Wspólnoty, stwierdzając, że nieustannie prosi Chrystusa o wzrost wiary. Prośba pozostaje wciąż żywa i żaden gest nie jest z góry określony, za każdym razem jest bowiem czymś innym, ponownym odkrywaniem przynależności do czegoś większego. Chrystus staje się coraz bardziej obecny, jeżeli masz odwagę, aby Go na co dzień okrywać. Teresa
List z więzienia Od roku chodzę na niedzielną mszę do więzienia żeńskiego w moim mieście. Uczę tam niektórych piosenek i jestem obecna dla więźniarek. W dzień Przemienienia Pańskiego ksiądz powiedział w homilii, że wszystko może być przemienione obecnością Chrystusa, nawet życie w więzieniu. Jedna z więźniarek szepnęła mi wychodząc: „Dla mnie tak właśnie jest”. Napisałam do niej list, prosząc aby opowiedziała o tym dokładniej. Otrzymałam taką odpowiedź: „Droga Anno, zrobiłaś mi wielką przyjemność twoim listem. Tutaj wewnątrz, nawet małe rzeczy przemieniają się w wielkie, a ja cały czas szukam pozytywnych stron wszystkiego. Nie dzieje się tak przez przypadek. To wiara w Pana sprawia, że wychodzi na zewnątrz ta moja strona. Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny, która nauczyła mnie rozróżniać dobro od zła. Przyjeżdżając do Włoch straciłam to dobre życie, zagubiłam się wśród osób niepodobnych do mnie. Musiałam się jednak „pomylić” i trafić do więzienia, aby zrozumieć wszystkie błędy, jakie popełniłam, a w gruncie rzeczy zrozumieć prawdziwą wartość życia, wartość, która daje mi siłę kroczenia naprzód. Nie czuję się dobrze, kiedy wszystko wokół jest wciąż takie samo, ale słyszę głos Pana, który pozwala mi pamiętać, że jeszcze mogę być potrzebna innym, że jeszcze mogę czynić dobrze. W ten sposób nawet nauka staje się czymś więcej niż sama w sobie jest. Nie uczę się tylko z książek. Każdy dzień jest kolejną okazją, którą mogę wykorzystać, aby nauczyć się nowej, nieznanej mi dotąd rzeczy. Ucząc się trafiam na nowe książki i osoby. Największym nauczycielem, który uczy mnie drogi życia jest Jezus, Biblia, a także słuchanie Ewangelii w kościele. Cieszę się Eucharystią, która jest siłą na cały tydzień, na każdy dzień, aby czuć pełnię pozytywności, pełnię nadziei. W ten sposób także więzienie staje się mniej uciążliwe i można je przeżywać jako doświadczenie duchowe, aby dzięki trwaniu w wierze stawić czoła życiu. Brakuje mi rodziny i drogich mi osób, ale wiem, że nie jestem sama i z pomocą Bożą wytrwam”. Autor znany redakcji
Robotnicy na placu W spotkaniu CL z Papieżem na placu św. Piotra w Rzymie uczestniczyło ośmiu robotników firmy Siegling z Paderno Dugnano. Nie byli z CL, nie byli gorliwymi katolikami. Ani nawet nie gorliwymi. Przyjechali tam, ponieważ Papież Benedykt XVI wywarł na nich wielkie wrażenie. Wystarczyło zatem zaproszenie! Spędzili dwie noce w pociągu i znosili godziny męczącego oczekiwania. Po powrocie wszyscy byli zadowoleni. Co powiedzieć? Oni – jak powiedziałby Leopardi – od poniedziałku powrócą „do zwyczajnej pracy”, czyli do bólu kręgosłupa przy ładowaniu i rozładowywaniu przejazdów ciężarówkami przez zatłoczone miasto oraz przeklinania i trucia się spalinami w mediolańskich korkach. To rzeczywiście prawda, że prawdziwym chrześcijaninem jest nie ten, kto idzie za jakąś moralnością, czy doktryną, ale ten, kto podąża za pięknem spotkania. Ja, z mojej strony, zdumiony jednogłośną zgodą owych robotników na wyjazd, nabrałem przekonania, że jeżeli ktoś nie jest dyspozycyjny – nigdy – do współdzielenia z innymi tego, czym żyje, to znaczy, że albo jest nic nie warte to, w co wierzy, albo on jest nic niewart. Jak mówił ten stary wariat Ezra Pound: „Kiedy ktoś nigdy, w żadnej okoliczności nie jest gotowy, aby przedstawić swoje idee, to znaczy, ze albo jego idee nie mają żadnej wartości, albo on nic niewart”. Pippo, Cusano Milanino
Pragnienia piękna Zamieszczony poniżej list otrzymał jeden z naszych przyjaciół od ucznia Konserwatorium w Bolonii, którego zaprosił 24 marca do Rzymu. Jestem 20.letnim chłopcem, który pomimo wszystkich przeżywanych leków i całego zagubienia, naprawdę wierzy, że życie trzeba podejmować z pragnieniem piękna, z pragnieniem, aby życie było pozytywne. Chcę cierpieć, walczyć, kochać i być kochanym, płakać, śmiać się obejmując wszystko, co mam w sercu i nieustannie wzrastać w pozytywności! Dlatego bardzo poruszyły mnie słowa homilii kardynała Ratzingera: „Od początku był dotknięty, a nawet więcej zraniony przez pragnienie piękna. Jednak nie zadowalał się jakimkolwiek pięknem, jakimś banalnym piękne: poszukiwał samego Piękna, Piękna nieskończonego. W ten sposób znalazł Chrystusa, a w Chrystusie prawdziwe piękno, drogę życia, prawdziwą radość”. Pomyślałem wówczas: „A to dopiero! Jakże bliskie są te słowa mojemu pragnieniu piękna... W swoim znaczeniu, wydają się być powiedziane właśnie dla mnie”. Z tego powodu jestem zadowolony. Jestem zadowolony ze środowiska, które znalazłem przychodząc do tego konserwatorium. Jak piękne jest to, że czuję się dobrze, że oprócz gitary jest także i to! Ponieważ czuję się z wami jak w domu! Będąc z wami czuję, że naprawdę mając moje 20 lat żyję jak dorosły, jak ktoś wielki! To nie jest mało! Naprawdę, prof., więcej niż to nie potrafiłbym sobie wyobrazić. Kończę dziękując za ten wyjazd, ponieważ czuję, że po Rzymie nieskończone pragnienie piękna i wielkości życia, jakie mam w sercu, wzrosło i jest jeszcze wyraźniejsze. Emanuele, Bolonia
Po Rzymie Drogi księże Carrón, piszemy do Ciebie, ponieważ pragniemy podzielić się z Tobą i ze wszystkimi przyjaciółmi z Ruchu wydarzeniem, które miało miejsce w naszej wspólnocie kilka dni po wielkim spotkaniu z Ojcem Świętym w Rzymie. Dzięki przyjaźni z księdzem z parafii, gdzie od kilku lat jesteśmy odpowiedzialni za muzyczną oprawę jednej z niedzielnych mszy, zostaliśmy zaproszeni do zorganizowania Drogi Krzyżowej ulicami dzielnicy. Jest to wydarzenie, w którym co roku uczestniczy duża grupa osób. Postanowiliśmy, że wykorzystamy rozważania ks. Giussaniego, przeplatając je niektórymi, znaczącymi dla naszego doświadczenia piosenkami. Kończąc nabożeństwo ksiądz podziękował nam wobec wszystkich, ale dla nas znacznie ważniejsze było uznanie, jakie w wielu wzbudziła głębia i aktualność, z jaką ks. Giussani zaprasza do życia wydarzeniem chrześcijańskim. Był to dla naszej wspólnoty moment pozwalający wzrosnąć, moment, w którym bardzo mocno przeżyliśmy słowa, skierowane do nas przez Papieża na spotkaniu w Rzymie, wzywające nas do kroczenia podjętą drogą „z głęboką wiarą, osobistą i trwale zakorzenioną w żywym Ciele Chrystusa, w Kościele, który daje gwarancję teraźniejszości Jezusa z nami”. Jesteśmy Ci wdzięczni, że nas podtrzymujesz i wzywasz „do współpracowania – jak nam przypomniałeś – razem z naszymi Pasterzami, w uobecnianiu tajemnicy i dzieła zbawczego Chrystusa w świecie” Wspólnota z Olbia
Na kolanach przed Papieżem Od kiedy wiedziałem, że będę uczestniczyć w audiencji u Papieża Benedykta XVI dla Bractwa, owładnęło mną poczucie nieadekwatności, ponieważ znam moje ubóstwo wobec znaczenia gestu, do jakiego zostałem zaproszony. Ale jednocześnie odczuwałem wielką wdzięczność. We Włoszech odwiedziłem Kościół San Luigi dei Francesi, gdzie zobaczyłem obraz Nawrócenie św. Mateusza, z palcem wskazującym na siebie: „Ja? Jesteś pewien?”. Ten obraz przywołujący wspomnienia wszystkiego, co wydarzyło mi się w tamtych dniach, postawił mnie przed faktem, że każde wezwanie Chrystusa, małe czy wielkie, jest z Jego strony zawsze całkowicie darmowe. Stać obok Papieża, całować jego pierścień, powiedzieć mu, że przyniosłem uścisk od wszystkich Brazylijczyków, usłyszeć od niego: „Tam będę przyjmował ten uścisk” (gdyż było to przed jego przyjazdem do Brazylii), zanieść w mojej lewej kieszeni nazwiska i punkty kontaktowe Bractwa i ruchu w Brazylii, dało mi głęboką radość. Mogę uznać to, co powiedział ks. Carrón: „Papież jest znakiem pewności dla naszej wiary”. To znaczy, tamten gest potwierdza naszą drogę i daje nam pewność, aby tą drogą kroczyć. Tu Chrystus staje się, rzeczywiście odpowiedzią na moje pragnienia dotyczące rodziny, pracy i wszystkich, którzy stanowią część mojego codziennego życia. Razem z tamtymi tysiącami ludzi z Ruchu, mogłem dostrzec i potwierdzić, że Papież darzy wielkim uczuciem naszą historię, ponieważ był przyjacielem i pomagał w naszej drodze. Jak powiedział ks. Carrón, ten gest jest znakiem nowego początku, znakiem, że Chrystus obecny w Kościele, poprzez nasz Ruch, jest odpowiedzią na pragnienia naszego serca. Ta pewność, pobudzana przez momenty takie, jak spotkanie z Papieżem, musi stać się sposobem patrzenia na żonę, dzieci, osoby w pracy, na wszystkie osoby i wydarzenia w moim życiu. Benedito, Belo Horizonte |