Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2007 (marzec / kwiecień)

Społeczeństwo. Wewnątrz rzeczywistości.

Słowa wyjaśniające życie

Benedykt XVI


Dwa lata pontyfikatu ujęte przez słowa-klucze, wskazujące rozumny punkt widzenia sytuacji współczesnego człowieka. 

Świadectwo wiary, która w wydarzeniu chrześcijańskim odkrywa odpowiedź na wymogi serca i ofiaruje siebie jajo szansę na prawdziwie ludzkie życie. Możliwość ta pozostaje aktualna także dzisiaj, w czasach zamieszania i nowych przejawów nietolerancji wobec Kościoła.

Jak potwierdzają wypowiedzi zebrane przez Ślady, jest to propozycja dla każdego, kto pozostaje otwarty wobec rzeczywistości.

 

 

ROZUM

Chodzi więc nie o cofanie się, ani o negatywną krytykę, lecz o poszerzenie naszego rozumienia pojęcia rozumu i jego używania. Przy całej bowiem radości z nowych możliwości człowieka dostrzegamy również zagrożenia wynikające z takich możliwości i musimy się zastanawiać, jak możemy nad nimi zapanować. Uda nam się to osiągnąć tylko wtedy, gdy rozum i wiara na nowo się zespolą; jeśli pokonamy narzucone samym sobie ograniczenie rozumu do tego, co jest sprawdzalne doświadczalnie i ponownie otworzymy rozum na całą jego rozległość. (...)

Zachód od dawna jest zagrożony taką niechęcią do stawiania podstawowych pytań swego rozumu i tym samym mógłby tylko ponieść wielką szkodę. Odwaga otwarcia się na rozległość rozumu, a nie odrzucanie jego wielkości – oto program, z którym teologia zaangażowana w refleksję nad wiarą biblijną, wkracza w dysputę ze współczesnością. „Działanie nie według rozumu, nie z logosem jest sprzeczne z istotą Boga”. (...) Do właśnie wielkiego logosu, do tej rozległości rozumu, zapraszamy w dialogu kultur naszych rozmówców, odnajdywanie jej w nas samych ciągle na nowo jest wielkim zadaniem Uniwersytetu.

(Ratyzbona, 12 września 2006 r.)

 

MICHELE LENOCI

(Dziekan Wydziału Nauk o Wychowaniu, Uniwersytet Katolicki Sacro Cuore)

 

Wychowanie, rozum i pełnia osoby ludzkiej to trzy momenty, które w nauczaniu Benedykta XVI są nieustannie przywoływane tak, aby sprzyjać zaangażowaniu w rzeczywistość z prawdziwą ciekawością i zdumieniem. Jeśli wychowanie jest drogą prowadzącą do odpowiedniejszego spotkania z rzeczywistością, to trzeba wychowywać przede wszystkim rozum, aby jego spojrzenie było zdolne do przekroczenia granic, w jakich chciałby go zamknąć tępy scjentyzm i małostkowy redukcjonizm. Rzeczywistość i człowiek posiadają wielką różnorodność wymiarów i poziomów, którą może dowartościować jedynie pozbawione uprzedzeń spojrzenie; ale dziś jesteśmy głusi i ślepi wobec tego bogactwa tak, że wchodząc w nie musimy być cierpliwie wprowadzani. Istnieje również potrzeba wychowywania do racji w tym sensie, że musimy stawać się bliscy wobec logos, które wszystko obejmuje i podtrzymuje, którego resztki możemy odnaleźć w całym stworzeniu, dzięki posiadanemu przez nas, ludzi, rozumowi. To właśnie rozum charakteryzuje nas w sposób istotny, tak, że czyni nas obrazem Boga. Nie chodzi jednak o skłanianie się ku jednostronnemu i górnolotnemu racjonalizmowi, ponieważ pragnienie nieskończoności, które przejawia się w rozumie, nasyca sobą każdą, rzeczywiście ludzką działalność i czyni ją zdolną do objęcia wszystkiego. Emocje, zamiłowania i sama cielesność, w momencie, kiedy są w pełni ludzkie, dążą do stałego przekraczania szczegółu – sytuacji, z której wypływają, z której biorą siłę, ale która nie może ich wyczerpać i zadowolić. Tu właśnie wychowanie znajduje korzenie niezadowolenia goszczącego w sercu człowieka, ale równocześnie znajduje cel, w którym to gorące pragnienie może być wreszcie zaspokojone: logos, będąc miłością podtrzymuje drogę uczynioną przez nasze „tak”, ponieważ nawet w ograniczeniu i pośród zła można dostrzegać ocalający uścisk, i już tu i teraz można doświadczać pełniejszej samorealizacji.

 

WYCHOWANIE

Relacja wychowawcza jest ze swej natury czymś delikatnym: odwołuje się bowiem do wolności drugiej osoby i nakłania ją – choć łagodnie – do podjęcia decyzji. Ani rodzice, ani kapłani czy katecheci, ani inni wychowawcy nie mogą w tym zastąpić wolności dziecka, nastolatka czy młodego człowieka, do którego się zwracają. Zwłaszcza propozycja chrześcijańska angażuje w głębi ludzką wolność, wzywając ją do wiary i nawrócenia. Szczególnie groźną przeszkodą w pracy wychowawczej jest dzisiaj wszechobecny w naszym społeczeństwie i kulturze relatywizm, który niczego nie uznaje za ostateczne i dla którego jedynym kryterium jest własne „ja” człowieka, z jego zachciankami, a mimo pozoru wolności staje się dla każdego więzieniem, ponieważ oddziela ludzi od siebie i sprawia, że każdy zamyka się we własnym „ja”. W takiej relatywistycznej perspektywie nie jest zatem możliwe prawdziwe wychowanie: bez światła prawdy każdy człowiek prędzej czy później zwątpi w wartość własnego życia i relacji, które się na nie składają, w sens wysiłków, które podejmuje wspólnie z innymi, aby coś zbudować.

(Kongres Diecezji Rzymskiej, 6 czerwca 2005 r.)

 

Wobec niepokojącej „pilnej potrzeby wychowawczej”, jesteście wezwani, aby przekazać wiarę nowym pokoleniom, pomagając wielu młodym ludziom w spotkaniu z Chrystusem. Nie ulegajcie znużeniu w przypominaniu im – co może być trudne, ale jest konieczne, a także piękne – że jedynie Ewangelia może w pełni zaspokoić oczekiwania ludzkiego serca i tworzyć prawdziwy humanizm.

(Słowa wypowiedziane na zakończenie Audiencji generalnej, 7 lutego 2007 r.)

 

EUGENIO BORGANA

(Dyrektor psychiatrii, emerytowany ordynator szpitala Ospedale Maggiore w Novarze)

 

Wychowanie, czy według niedawnego określenia Papieża, wielkie wyzwanie, jakim jest wychowanie, rozpoczyna się już w dzieciństwie i nie może się narodzić ani rozwinąć inaczej jak tylko w łonie rodziny, opartej na małżeństwie, w której ojciec i matka, z ich różnymi ale uzupełniającymi się psychikami, w przenikaniu tudzież odwzajemnianiu miłości i darowaniu siebie, których dają świadectwo zarówno w słowach jak i poprzez zgodność oraz spójność zachowań, mierzą się z potrzebami rozwojowymi dzieci. Wychowanie, w rodzinie a później w szkole, realizuje się tylko w klimacie dialogu, który powinien respektować życie wewnętrzne i godność, wolność i odpowiedzialność drugiego. Nie jest możliwe wychowywanie, pomaganie w wykształceniu się ludzkich i duchowych potencjonalności drzemiących w każdej osobie, bez otwarcia się na pasję do prawdy („In interiore homine abitat veritas”, jak mówi św. Augustyn) i na poszukiwanie niewyczerpanego pragnienia nieskończoności, oraz bez dostrzegania śladów tajemnicy, która jest czymś nieporównywalnym z nami a mimo to czymś żywym w ludzkim i chrześcijańskim sumieniu osoby.

 

MIŁOŚĆ

Eros Boga do człowieka jest zarazem – jak powiedzieliśmy – w pełni agape. Nie tylko dlatego, że zostaje dana zupełnie bezinteresownie, bez żadnej uprzedniej zasługi, ale także dlatego, ze jest miłością przebaczającą. (...) Namiętna miłość Boga do swojego ludu – do człowieka – jest zarazem miłością, która przebacza. Jest ona tak wielka, że zwraca Boga przeciw Niemu samemu, Jego miłość przeciw Jego sprawiedliwości. Chrześcijanin widzi w tym już zarysowujące się misterium Krzyża: Bóg tak bardzo miłuje człowieka, że sam stawszy się człowiekiem, przyjmuje nawet jego śmierć i w ten sposób godzi sprawiedliwość z miłością. (...) Bóg jest w sensie absolutnym pierwotnym źródłem wszelkiego istnienia; ale ta zasada stwórcza wszystkich rzeczy – Logos, pierwotna przyczyna – jest jednocześnie kimś, kto kocha z całą pasją właściwą prawdziwej miłości. (...)

Prawdziwą nowością Nowego Testamentu nie są nowe idee, lecz sama postać Chrystusa, który ucieleśnia pojęcia –niesłychany, niebywały realizm. Już w Starym Testamencie nowość biblijna nie polega po prostu na abstrakcyjnych pojęciach, lecz nieprzewidywalnym i w pewnym sensie niebywałym działaniu Boga. To Boże działanie przybiera teraz dramatyczną formę poprzez fakt, że w Jezusie Chrystusie sam Bóg poszukuje „zaginionej owcy”, ludzkości cierpiącej i zagubionej. Gdy Jezus w swoich przypowieściach mówi o pasterzu, który szuka zaginionej owcy, o kobiecie poszukującej drachmy, o ojcu, który wychodzi na spotkanie marnotrawnego syna i bierze go w ramiona, wówczas wszystko to nie sprowadza się tylko do słów, lecz stanowi wyjaśnienie Jego działania i bycia. W Jego śmierci na krzyżu dokonuje się owo zwrócenie się Boga przeciwko samemu sobie, poprzez które On ofiaruje siebie, aby podnieść człowieka i go zbawić – jest to miłość w swej najbardziej radykalnej formie. Spojrzenie skierowane na przebity bok Chrystusa, o którym mówi św. Jan (por. 19, 37), zawiera to, co było punktem wyjścia tej Encykliki: „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8). To tu może być kontemplowana ta prawda. Wychodząc od tego można definiować, czym jest miłość. Poczynając od tego spojrzenia, chrześcijanin znajduje drogę swego życia i swojej miłości.

(Deus caritas est, n. 12)

 

GIOVANNI REALE

(Wykładowca historii filozofii starożytnej na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Vita-Salute San Raffaele w Mediolanie)

 

Najbardziej wnikliwe refleksje na temat miłości eros znajdujemy w Dialogach Platona (Simposio i Fedro). Eros jest siłą „pośredniczką”, która pomaga człowiekowi wznieść się od zmysłowości do pojmowania rozumowego. Siła ta powstaje dzięki potrzebie poszukiwania i posiadania piękna (oraz dobra), którego człowiekowi brakuje, a zatem odczuwa jego wielkie pragnienie.

Eros nie może być bogiem, ponieważ bogu niczego nie brakuje, a zatem nie ma potrzeby ani pragnienia tego, co już od zawsze i na zawsze posiada. Eros jest wielkim demonem, który nigdy nie posiada w pełni tego, czego poszukuje, i dlatego nie jest nigdy zadowolony, a zatem nieustannie stara się wspiąć na coraz wyższy poziom.

Pojęcie miłości chrześcijańskiej jako agape powstało w przeciwieństwie do starożytnej , greckiej koncepcji miłości jako eros, i tak było przeważnie interpretowane. Rzeczywiście, agape nie polega na zdobywaniu, na zabieganiu o osiągnięcie własnego dobra i realizowaniu go, ale na dawaniu. Podczas gdy eros jest siłą skierowaną ku górze, która wstępuje z dołu do góry, agape jest siłą zstępującą z góry w dół. Zakłada odwrócenie koncepcji Boga, który dla chrześcijan jest miłością w znaczeniu całkowitego darowania. Bóg, jako pierwszy, ukochał człowieka i darował swojego Syna, aby człowieka odkupić. Agape  nie jest zatem siłą zdobywającą, ale dającą; nie jest zdobyciem człowieka, ale łaską, która przychodzi do człowieka od Boga.

Przy tym eros jest pragnieniem, agape – ofiarą. Eros jest tym większy, im większy jest przedmiot kochany; natomiast agape pozostaje zakochanym przedmiotem w relacji odwrotnie proporcjonalnej. Miłość Boga do człowieka jest tym większa, im mniejszy jest człowieka. Zatem człowiek cierpiący, chory, słaby, uciśniony, odepchnięty jest najbardziej kochany.

Niektórzy uważali eros i agape za koncepcje nie dające się pogodzić do tego stopnia, że krytykowali św. Augustyna za natarczywość, z jaką podejmował temat odczuwanego przez człowieka pragnienia Boga, tego szczególnego ludzkiego uczucia, które nie znajduje pokoju, dopóki nie spocznie w Bogu. Jakoby chodziło o błędne podjęcie platońskiej koncepcji erosu, jako orexis, a zatem o pewien złudny kompromis.

W rzeczywistości jednak stwierdzenie św. Augustyna nie zawiera wcale kompromisu między tymi dwiema interpretacjami miłości, gdyż pragnienie Boga jest jednocześnie darem samego Boga.

Benedykt XVI nie tylko podąża w kierunku wyznaczonym przez św. Augustyna, ale tworzy nowy model hermeneutyczny miłości. Ukazuje mianowicie miłość jako „eros zdobywający”, i następnie model „miłości ofiarnej”, rozumiane w ściśle określonym znaczeniu, a między nimi, nie dającymi się pogodzić (jak wielu uważa), ukazuje się trzeci paradygmat hermeneutyczny miłości rozumianej jako agape włączona w eros.

Ten trzeci model zawiera w sobie pewne wzmocnienie i przemienienie niektórych istotnych cech charakteryzujących grecki eros (jak np. wcześniej rozważane „pragnienie”) oraz pewne ich dowartościowanie w wymiarze agape, w perspektywie koncepcji Boga jako miłości całkowicie ofiarnej.

Miłość jest w istocie jedyną rzeczywistością przejawiającą się w dwóch formach, z których jedna nie wyklucza drugiej, ale które się wzajemnie w sobie zawierają. Sam Bóg kocha człowieka nie tylko na sposób agape, ale także na sposób eros.

Szczególne wrażenie wywarł na mnie biblijny obraz, przez który Benedykt XVI przedstawił wzajemną relację obu modeli. Napisał: „W rzeczywistości eros i agape – miłość wstępująca i miłość zstępująca – nie dają się nigdy całkowicie oddzielić jedna od drugiej. Im bardziej obydwie, niewątpliwie w różnych wymiarach, znajdują właściwą jedność w jednej rzeczywistości miłości, tym bardziej spełnia się prawdziwa natura miłości w ogóle”. I następnie sprecyzował: „Ojcowie w opowiadaniu o drabinie Jakubowej widzieli symbol tego nierozerwalnego połączenia pomiędzy wstępowaniem i zstępowaniem, między erosem, który poszukuje Boga i agape, która przekazuje dar otrzymany”.

 

DIALOG

We wszystkich pokusach, jakie spotykamy, we wszystkich prądach współczesnego życia musimy zachować autentyczność naszej wiary. Oczywiście, droga łagodności i dialogu, którą szczęśliwie podjął Sobór Watykański II, musi być stale kontynuowana. Jednakże ta droga dialogu, tak konieczna, nigdy nie może sprawić, byśmy zapomnieli o obowiązku ustawicznego myślenia i podkreślania z mocą fundamentalnych i niezaprzeczalnych linii naszej tożsamości chrześcijańskiej. Z drugiej strony, należy wziąć pod uwagę, że nasza tożsamość wymaga siły, jedności i odwagi wobec sprzeciwów świata, w którym żyjemy.

(Audiencja generalna, 11 października 2006 r.)

 

Tylko szanując osobę ludzką można promować pokój i tylko budując pokój kładzie się podwaliny pod autentyczny, integralny humanizm. Tutaj znajduje się odpowiedź na niepokoje, jakie wielu naszych współczesnych wiąże z przyszłością. Tak, przyszłość może być pogodna, jeżeli razem pracować będziemy dla człowieka. Człowiek stworzony na obraz Boga, posiada niezrównaną godność, człowiek tak godny jest miłości w oczach swego Stwórcy, że Bóg nie zawahał się dać za niego swego Syna. Oto wielka tajemnica Bożego Narodzenia, które niedawno obchodziliśmy i którego radosna atmosfera obejmuje też nasze dzisiejsze spotkanie. W swym zaangażowaniu w służbę człowiekowi i w budowę pokoju, Kościół staje u boku wszystkich osób dobrej woli, oferując im swą bezinteresowną współpracę.

(Przemówienie do korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej, 8 stycznia 2007 r.)

 

AGDI ALAM

(Wicedyrektor Corriere della Sera)

 

Wszystkie osoby dobrej woli są wdzięczne Benedyktowi XVI za inspirację religijną, jasność myśli i ludzką odwagę, z jakimi – w historycznym wykładzie na Uniwersytecie w Ratyzbonie 12 września 2006 r. – określił podstawy właściwej i konstruktywnej relacji między dialogiem a pokojem, ukazując nierozerwalny związek wiary z rozumem. Papież, ze swoim wysokim kunsztem duchowym i powagą autorytetu akademickiego wyjaśnił, że naukową hipotezą dialogu jest uwaga wobec rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Uwaga, która odzwierciedla rzeczywistość w sposób obiektywny i opisuje bez pewnego rodzaju przewrażliwienia, czy to z powodu jej specyfiki, czy odmienności. Wskazał również, że budowanie mostów między osobami reprezentującymi różne religie i wyznania stanie się możliwe tylko w oparciu o swoją własną i posiadaną przez innych świadomość rzeczywistości, pozbawioną wszelkich mistyfikacji wynikających z ignorancji lub przesądów oraz wolną od hamującego strachu i tchórzostwa. Więzi takie wyrażają konkretne doświadczenie, które prowadzi ludzi dobrej woli do spotkania i wzajemnego oddziaływania na siebie. Będzie tak pod warunkiem, ze tworzone mosty znajdą mocna oparcie we wspólnym punkcie na brzegu, wcielającym współdzielone wartości absolutne i uniwersalne znajdujące się u podstaw naszego człowieczeństwa oraz, że mosty te mają w sobie rdzeń religijnej i boskiej transcendencji. In primis, wartość świętości życia i godności osoby. Papież jasno scharakteryzował nihilizm ekstremizmu islamskiego, prowadzący do uznawania ideologii śmierci za najwyższy poziom duchowości, praz relatywizm wartości i kultury laickiego Zachodu, stawiający na równi prawdę, fałsz, dobro i zło, jako dwa największe wyzwania etyczne i ludzkie, które wszyscy powinniśmy podjąć, aby wspólnie kształtować cywilizację prawdy, życia, wolności i pokoju.

 

GIANNI RIOTTA

(Dyrektor Tg1-Rai)

Pewien watykanista zauważył: „Jan Paweł II był papieżem gestów, ukazywał się tłumom wierzących, otwierał ramiona i wystarczyła kamera telewizyjna, aby przekazać informację. Benedykt XVI porozumiewa się poprzez pojęcia, jest teologiem, naukowcem, i interpretowanie jego przekazu sprawia mediom światowym wiele trudności”.

Kluczem do sposobu komunikowania się Papieża jest żmudne wychodzenie z dialektyki postoświeceniowej. Adorno [niemiecki filozof, socjolog, teoretyk muzyki i kompozytor – dop. tłum.] stwierdził, że po Auschwitz rozum oświeceniowy rozjaśnia pustynię, gdzie nawet dla poezji nie ma już miejsca. („Pisanie poezji po Auschwitz jest barbarzyństwem”). A jego kolega Horkheimer, głosił krytykę tolerancji, jako koncepcji zbyt mechanicznej, aby mogła rządzić współczesnym światem, gdzie mnożą się i zwalczają różne tożsamości i, według stanowiska starej Szkoły Frankfurckiej, ich wzajemne ścieranie się nie może być łagodzone jedynie przez tolerancję.

Działanie papieża Benedykta XVI, w porównaniu z działaniem papieża Jana Pawła II, jest dyktowane przez nowe czasy. Jan Paweł II działał w kontekście trwającej zimnej wojny i jej zakończenia. Benedykt XVI działa w pełnym zamieszania przechodzeniu od obietnic, za którymi podążano aż do końca XX wieku, ku twardej rzeczywistości, gdzie daje o sobie znać islamski fundamentalizm i wojna tożsamości; gdzie istnieje ryzyko, że wysunięta przez profesora Huntingtona hipoteza zderzenia cywilizacji, stanie się proroctwem spełnionym w chwili, kiedy jest stawiane. Przy tym sprawą oczywistą okazuje się, że zderzenie nie nastąpi między cywilizacjami, ale między tym, kto podejmuje dialog jako narzędzie rozstrzygnięcia tarć, a tym, kto traktuje go jako cel.

Papież bezwględnie wzywa do pokoju, również tam, gdzie dyplomacja nie jest w stanie go realizować, gdyż poddana naciskowi logiki armii, jak w Waziristanie, funkcjonuje jako moralna zapora ochronna: nie ma bowiem wojny, nawet gdy wydaje się potrzebna, która by nie powodowała rozlewu krwi, również tych, którzy uciekają się do niej ze względu na dobro międzynarodowe. Zakończmy, wracając do punktu wyjścia, czyli do mediów. Kiedy Benedykt XVI wezwał do przekazywania nie tylko informacji, ale również całego ich kontekstu wywołał krytykę prasy pozostającej pod wpływem idei oświeceniowych i współczesnego filozofa niemieckiego Jürgena Habermasa [filozof, socjolog i publicysta polityczny, znany przedstawiciel teorii krytycznej, kontynuator Szkoły Frankfurckiej, twórca teorii racjonalności komunikacyjnej. Według niego problemy współczesnych społeczeństw rozwiniętych leżą w sferze komunikowania się, a nie w sferze pracy i produkcji – dop. tłum.]. Habermas w niedawnej wypowiedzi przyjął stanowisko zbliżone do Papieża. Dialog jest drogą pokoju, ale media światowe nie podążają tą drogą.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją