Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2006 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2006 (listopad / grudzień)

Pierwszy plan. Rozum i rzeczywistość spotykają się w doświadczeniu. Nauka

Rozumne jest nie tylko to, co daje się zmierzyć

Nawet na polu naukowym nie można ograniczac doświadczenia do tego, co da się udowodnić metodami nauk przyrodniczych, ponieważ człowiek poszukuje ostatecznego sensu całej rzeczywistości. przyczynek wynikający z refleksji nad historią medycyny.

Giancarlo Cesana


Zaproponowano mi, abym napisał na temat znaczenia doświadczenia na polu nauk empirycznych, w szczególności w historii medycyny. Może to być przydatne w związku chociażby z troską wyrażoną przez Papieża w Ratyzbonie i nieco później na Kongresie kościoła włoskiego w Weronie, a ostatnio podczas inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Laterańskim. Papież uwydatnił fakt, jak to na Zachodzie, z powodu wpływu nauk empirycznych, rozum doznał niesłusznej redukcji. W kręgach kulturalnych i intelektualnych, większość uważa za rozumne tylko to, co w jakiś sposób da się zmierzyć. Wszystko inne, wszystko co nie jest obiektywnie wymierne, należy do subiektywnej wiary, w najlepszym wypadku – jak mawiał Karl Popper (najbardziej popularny dwudziestowieczny teoretyk poznania) – do „innych” racji, bliżej nieokreślonych.

 

Przypadek Galileusza

Faktycznie, zwłaszcza po Galileuszu, również na skutek kościelnego potępienia, które go spotkało, poznanie ewoluuje wewnątrz pewnego podziału, pozornie nie do naprawienia: z jednej strony znajduje się poznanie naukowe, mające znaczenie dla wszystkich; z drugiej – poznanie przez wiarę, mające znaczenie dla tego, kto ją ma. Jak wiadomo od Galileusza domagano się odrzucenia teorii, wedle których Ziemia krąży wokół Słońca, jako pozostających w sprzeczności z Pismem św. i tradycją. Galileusz jako dobry katolik (jego córka była w zakonie) wyrzekł się ich uroczyście, szepcąc słynne „a jednak się kręci” (odnoszące się do Ziemi). W tamtych czasach jego intuicja pozostawała absolutnie bez dowodów, dlatego stanowisko Kościoła było w jakiś sposób zrozumiałe. Jednakże, jak tylko postęp w dziedzinie astronomii wykazał słuszność Galileuszowej intuicji, stanowisko Kościoła zaczęto uważać za wstecznictwo, a jego orędzie za subiektywne, nie dające się należycie potwierdzić w doświadczeniu. Otóż właśnie, doświadczenie zostało ograniczone domiary tego, co się doświadcza, bez żadnej możliwości pójścia dalej w poszukiwaniu sensu ostatecznego całej rzeczywistości. Ponadto, skoro to, czego się doświadcza jest przypadkowe i tymczasowe, także inferencje o charakterze ogólnym – na przykład prawa fizyki –mają znaczenie dopóty, dopóki nie udowodni się czegoś przeciwnego. W sten sposób, analogicznie, wszystko –kosmos, świat, „ja” – staje się przypadkowe i tymczasowe, a kto mówi o jakiejś prawdzie czy nadziei ostatecznej, mówi to w sensie co najwyżej sugestywnym, nigdy w sposób nieodwołalny, to znaczy wiążący dla wszystkich.

 

Doświadczenie choroby

Przedmiotem badań medycyny jest choroba., nie jest to temat „letni”, jak fizyka czy matematyka; ten przedmiot jest dramatyczny, a nawet więcej, niebezpieczny i to nie tylko dla chorych, ale i dla tych, którzy troszczą się o nich. Przez całe wieki zajmowanie się chorymi oznaczało często ryzykowanie zarażeniem się daną chorobą. Howard Ricketts zmarł w 1910 r. w Meksyku, odkrywając „rickettsie” wywołujące dur plamisty. Dlatego w przyszłości unikano ludzi chorych na zaraźliwe choroby lub ich izolowano. Aby chorzy mogli zostać zaakceptowani i leczeni potrzebne było chrześcijaństwo, potrzebni byli chrześcijańscy mnisi, którzy stworzyli klasztory z zapleczem do przyjmowania biednych i chorych traktując ich „jak sam Chrystus”. Później Gwidon z Montpelier (1160-1208) założył szpitalny Zakon Ducha Świętego uznany przez papieża Innocentego III w 1198 roku, wspierany i rozpowszechniany przez Kościół. Szpitale świeckie powstały znacznie później. Bez braci i sióstr zakonnych nie byłoby w tamtych czasach działalności pielęgniarskiej, przez wieki praktycznie jedynej formy niesienia pomocy chorym, biorąc pod uwagę ograniczenia ówczesnej medycyny. Bez zwiastowania zmartwychwstania Chrystusa, choroba była początkiem końca, przekleństwem, którego trzeba było unikać, zaklinając złego ducha, który miał ją powodować. Dzięki Zmartwychwstaniu Jezusa, śmierć przestała być ostatnim słowem na temat życia; nadzieja życia nie została zniweczona, zabita, przez ryzyko, które się podejmuje. Łatwo zrozumieć, że aby podjąć to ryzyko, aby przetrwać chorobę i pielęgnować chorych nie bojąc się śmierci, nie może wystarczyć jakaś tylko idea albo uczucie; do tego konieczne jest pewne doświadczenie, doświadczenie nowego człowieczeństwa i nowego poznania, doświadczenie, które nie przeciwstawia się rozumowi, ponieważ go otwiera, czyni silniejszym, to znaczy zdolnym do tego, aby nie zatrzymywał się na bolesnym krańcu ludzkiej egzystencji.

 

Koncepcja medycyny

Podobnie jak szpitale, nie mogłoby narodzić się również uniwersytety, współczesne miejsca nauki, wyrosłe właśnie z dążenia do poszukiwania prawdy wszystkiego – uni-versitas, - w kierunku jedności wiedzy. Opactwo benedyktyńskie na Monte Casino było u swoich początków szkołą salernitańską (w okolicy Salerno – dop. tłum.), pierwszą szkołą medyczną, zwiastunem uniwersytetów w Bolonii, Paryżu, Cambridge i Oxfordzie, które powstały pod wpływem (i nadzorem Kościoła). Podwaliny metody empirycznej – stosowanej przez Galileusza i współczesną naukę negującą wiarę – zostały położone za sprawą Alberta Wielkiego (mistrza i nauczyciela św. Tomasza z Akwinu), Rogera Bacona i przede wszystkim Roberta Grossereste, pierwszego kanclerza Oxfordu i późniejszego biskupa Lincolnu, największej diecezji w Anglii. W takim prądzie medycyna miała swój udział, zarówno jako czynnik rozwoju wiedzy, jak i jako wiedza korzystająca z osiągnięć innych dyscyplin ścisłych. Śledząc rozwój fizyki i chemii można zauważyć, że anatomii odpowiada fizjologia; skuteczności ziołolecznictwa odpowiadają ekstrakty i inne środki, które mogą zostać wytworzone ex novo albo mogą być zmodyfikowane. Od koncepcji choroby jako niekorzystnej zmiany zachodzącej w organizmie traktowanym jako całość, przeszło się do koncepcji choroby jako zmian zachodzących w organach, następnie w tkankach, potem w komórkach (z bakteriami włącznie), i w końcu w molekułach.

 

Redukcjonizm biologiczny

Znajdujemy się na etapie zgłębiania coraz mniejszych elementów. Chorobie grozi „odcieleśnienie” od chorego i poszukiwanie jej w mikroskopijnym nieporządku, który wydaje się być jej przyczyną. Chirurgia nie tylko „tnie” i burzy; ale wręcz przeszczepia, zastępuje, rekonstruuje, w oczekiwaniu nowych odkryć, które uczynią ją jeszcze mniej potrzebną. Jednakże na przekór temu uproszczeniu i sprowadzeniu człowieka do biologii i technologii, wszyscy chorzy nie przestają chcieć być traktowani jako „jedność” – i to nie tylko fizyczna, ale jedność pragnienia. Także najbardziej absurdalne tendencje w zastosowaniach medycznych, jak badania na ludzkich embrionach i eutanazja, są usprawiedliwiane jako dążenie do większej doskonałości i szczęścia. Posuwają się one aż do zabijania, albowiem taka doskonałość i szczęście nie są możliwe. Przy tworzeniu projektów sanitarnych wszyscy, dosłownie wszyscy, zapewniają zdecydowanie, że w centrum musi być absolutnie człowiek chory, osoba, a ona jest czymś o wiele większym niż jakimś tylko zakłóceniem w sferze biologicznej.

W jednym z niedawnych dokumentów Rady Bioetyki przy Prezydencie Stanów Zjednoczonych Beyond Therapy rozważano, jak to od postępu medycyny oczekuje się – oprócz uwolnienia od chorób, lepszych dzieci, zwiększenia wydajności fizycznej i psychicznej – wydłużenia średniej wieku i szczęśliwszego życia.

Kończąc, mamy dwie następujące możliwości: albo człowiek zacznie stawiać się na miejscu Boga, mimo że Nim nie jest i w konsekwencji zacznie prowokować nieszczęścia; albo (także w nauce) będzie poszukiwał Boga, aby zrozumieć, w jakim celu został stworzony. Taka jest sugestia Papieża, takie pouczenie wyłania się z historii medycyny, która zajmowała się zawsze ludźmi, nie dającymi sobie rady i proszącymi – a nawet więcej – krzyczącymi, aby im w tym pomóc.

 

Procedura Grosseteste

Jeśli związek rzeczy (x i y) powtarza się, ratio mentis (rozumność umysłu), pobudzana przez aestimatio memoriae (pamięć) kieruje się ad experimentum (ku doświadczeniu), aby próbować odtworzyć fenomen skojarzeniowy, eliminując czynniki towarzyszące, uboczne lub przyczynowe. W ten sposób procedura może udowodnić, że ilekroć zachodzi x jest dane y. Konkluzja nazwana principium universale experimentale (zasadą powszechnego doświadczenia) lub universale experimentale complexum (zasadą doświadczenia całościowego) uprzedza Galileusza i Newtona.

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją