Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2004 (maj / czerwiec)

Listy

Uczestnictwo w zwycięstwie Chrystusa

i inne...


Uczestnictwo w zwycięstwie Chrystusa

Mam 25 lat i w lutym 2003 r. wspaniale obroniłam pracę magisterską z fizyki. W maju tego samego roku wyszłam za mąż, w lipcu wykryto u mnie raka. I tak moje życie całkowicie się zmieniło. Odkryłam, że mam przyjaciół, jakich wcześniej nie znałam, tracąc przy okazji tych, którzy wydawali się jedynie przyjaciółmi. Chciałabym opisać cud, jaki mi się przydarzył kiedy zaczęłam prosić Maryję, aby pokazała mi Chrystusa, lecz nie Chrystusa ukrzyżowanego, ale zmartwychwstałego. Prosiłam i nadal proszę Ją, która jest przede wszystkim kobietą, stąd jest w stanie mnie w pełni zrozumieć, czym teraz żyję. Ona, która tyle wycierpiała, będąca tak blisko Jezusa może się za mną wstawiać. W ostatnim czasie towarzyszyły mi dwie myśli. Pierwsza to wielkie pragnienie mojego serca, aby móc mieć dzieci, choć pomimo oczekiwania na zgodę lekarzy, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, ze nigdy nie zostanę matką. Z tego powodu przez długi czas byłam bardzo smutna. Teraz jednak, pośród wszystkiego co mnie spotkało, zapala się światełko nadziei. W ubiegłym tygodniu, kiedy nosiłam w sobie wielki, ściskający serce smutek, który nie pozwala żyć, a tylko błagać, zadzwoniła do mnie przyjaciółka z Pescary. Poznałyśmy się w szpitalu, jej stan zdrowia jest o wiele poważniejszy od mojego. Zapłakana i załamana poprosiła mnie przez telefon o pomoc. Pomyślałam, że Pan w ten sposób prosi mnie, abym stała się swego rodzaju matką dla tej osoby. Teraz miało się wypełnić moje macierzyństwo. Poczułam się bardzo mała i całkowicie otoczona Bożą opieką. Druga sprawa dotyczyła męża, otóż poznał kolegów z Ruchu. Wspólnie szukali miejsca, gdzie mogłaby się odbywać Szkoła Wspólnoty. Zaproponowałam nasz dom. Zastanowił się trochę, następnie przedstawił pomysł kolegom, zdumiała ich niezwykle ta propozycja. Mąż przyszedł do mnie i podziękował, że jestem jego żoną, że mu pomagam. Podziękował mnie, która czuje się, przez swoją chorobę, tak bardzo dla niego nieodpowiednią. Podziękowałam niebu, że mi pozwala pomagać mężowi i czyni mnie narzędziem tej pomocy. Wczoraj wieczorem kiedy przed snem odmawialiśmy Anioł Pański, prosiłam, by pozostać sługą Pana i aby Maryja wysłuchała mojej modlitwy. Mąż zawsze mnie prosi, bym prosiła o życie dla siebie, ja zaś w dziwny sposób o tym zapominam. Proszę jedynie o to, by moje życie w całości należało do Boga. Od dawna, od kiedy ofiarowuję moje dni Panu i wierzę, że On je ode mnie przyjął w pewnym stopniu niosę wraz z Nim Jego krzyż. Mam jednak to szczęście, iż wiem, że On zmartwychwstał! Widzę Go codziennie! Proszę, żebym mogła Go zobaczyć, Jezusa zmartwychwstałego. Widząc Go, nie mogę denerwować się na to, co mi się przytrafiło. Proszę tylko, aby mój mąż czuł Jego obecność, jak ją czuję i był szczęśliwy. Dziwne, że życie może się tak zmienić, jeszcze dziwniejszy pozostaje takt, że nad wszystkim ciąży określony zamysł: odnajduję w nim także moją pracę! Wsłuchując się w posiadany instynkt, zaczęłam pracować w szpitalu z chorymi na raka. Poprzez moje doświadczenie mogę im pomagać. Poza tym zaczęłam robić specjalizację i choć z powodu chemioterapii nie jestem w stanie się uczyć, zostałam przyjęta i otrzymałam stypendium. Nawet jeśli nie zawsze mogę się przygotować w dziwny sposób (lepiej powiedzieć: w cudowny sposób) to, co robię wystarcza, nawet przekracza oczekiwania. I tak, wobec cudu mojego życia, czuję się ciągle coraz mniejsza. Nieustannie proszę o pokorę, proszę też za tych, którzy leczą się wraz ze mną. To naprawdę cud! I tak powiedziałam Ci wszystko. Gorąco pozdrawiam.

List podpisany

 

Wezwany, aby zaświadczyć o prawdzie

Urodziłem się w Somalii, gdzie skończyłem studia na wydziale weterynarii, mieszkałem tam do 30 roku życia. Przybyłem do Włoch, aby kontynuować naukę. Po tygodniu od mojego wyjazdu z kraju, w Somalii wybuchła wojna domowa i zniszczyła moją ojczyznę. Aby ratować życie i nie skończyć jak moja zamordowana rodzina zostałem zmuszony do pozostania we Włoszech. By móc pracować jako lekarz weterynarii we Włoszech, gdzie ożeniłem się i mam dwójkę dzieci, kontynuowałem studia i ponownie obroniłem pracę z weterynarii. Pewnego dnia do mojej przychodni przyszedł Pierluigi, młody weterynarz, pragnący ze mną pracować. Po pewnym czasie wspólnej pracy zauważyłem w nim coś wyróżniającego go spośród innych znanych mi osób. Po wielu pytaniach i dyskusjach zauważyłem jakąś pozytywność w jego życiu, zacząłem więc pytać, co powoduje, że jest taki a nie inny. Nie odpowiadając słowami, pojawił się pewnego popołudnia w książką w ręku 9i powiedział: „Przeczytaj to”.  Chodziło o napisane przez Luigi Giussaniego U źródeł chrześcijańskiego roszczenia. Spytałem więc: „Dlaczego dajesz mi tę książkę, skoro wiesz dobrze, że jestem praktykującym muzułmaninem?” Odpowiedział: „Nie uprzedzaj się, skoro pytasz dlaczego jestem osobą pozytywną, w tej książce znajdziesz odpowiedź”. Po skończonej lekturze, zrodziło się we mnie silne pragnienie pogłębienia tematu. Poprosiłem o więcej informacji, a on przedstawił mi kilku swoich przyjaciół, zadowolonych z życia, jak on. Zacząłem uczęszczać na Szkołę Wspólnoty, wziąłem także udział w spotkaniu w Rimini. Od tamtego czasu coś się we mnie zmieniło, odzyskałem ponownie nadzieję, zmieniłem się ja sam i sposób w jaki patrzyłem na świat. Jeszcze wczoraj uprzedzałem się do wszystkiego i wszystkich, teraz patrzę na to, co pozytywne. Spotkałem prawdziwych przyjaciół, jakich nie miałem nigdy przedtem. Z mojego punktu widzenia, przez to, co się wydarzyło, ks. Giussani jest dla mnie niejako prorokiem, gdyż potrafi zmieniać nasze serca, z miłością pokazywać nam właściwą drogę. Dzięki temu wszystkiemu jestem bardzo szczęśliwy, byłbym jeszcze bardziej, gdyby ks. Giussani zdołał wnieść swoje przesłanie w świat, w którym się urodziłem. To świat bez nadziei, gdzie nie powiodły się żadne próby przywrócenia pokoju i stabilności. Ten świat Księdza potrzebuje! Potrzebuje Księdza nauki, Szkoły Wspólnoty, którą miałem szczęście poznać. Ponieważ tylko poprzez taką rzeczywistość można zmieniać ludzi i przywracać nadzieję w moim kraju i na całym świecie.

Abdulkadir Abdi

 

W więziennych murach

Drogi księże Giussani, jestem kapłanem katolickim diecezji Peoria, odsiaduję wyrok 60 miesięcy za narkotyki. Na początku przebywałem w więzieniu federalnym w Rochester, w stanie Minnesota. W tamtym okresie, Twoje książki otrzymane od ks. Jerry`ego z Rochester, stały się dla mnie źródłem wielkiej inspiracji. Ks. Jerry pomógł mi pozostać otwartym na spotkanie z obecnością Chrystusa wśród innych więźniów. Jestem wdzięczny za okazaną pomoc w mojej duchowej podróży. Ks. Jerry cytował Justina, mojego poprzedniego więziennego współlokatora, skazanego na 30 lat pozbawienia wolności. Nie byłem zbyt silny, kiedy przybyłem do więzienia w Rochester, popełniłem kilka poważnych błędów. Justin okazał się prawdziwym przyjacielem, pomógł mi stawić czoła rzeczywistości oraz odkryć najważniejszy związek mojego życia, związek z Chrystusem. Bóg, z jakiegoś powodu postawił na mojej drodze zarówno Justina jak i ks. Jerry`ego. W grudniu zostałem przeniesiony do innego więzienia aby dokończyć swój wyrok. Zawsze będę pamiętał doświadczenie z Rochester i moją przyjaźń z Justinem, ponieważ dzięki niemu stałem się lepszym człowiekiem i kapłanem. Dziękuję Ci, księże Giussani, że pomagasz kapłanom takim jak ks. Jerry w przekazywaniu przesłania Twojego charyzmatu i miłości Chrystusa tym, którzy jej potrzebują (zwłaszcza kapłanom).

List podpisany

 

Przyjaciel Robiego

Na pogrzebie Roberto, jego matka poprosiła nas, przyjaciół, abyśmy opowiedzieli coś o jej synu. Napisałem więc krótki list: «Mam na imię Matteo, jestem z Comunione e Liberazione, należę do grona przyjaciół Roberto. Piszę w czasie teraźniejszym, ponieważ Robi jest dziś obecny w moim życiu tak samo, jak był w nim obecny wczoraj. Znam go od 4 lat, zaprzyjaźnić się z nim było niezwykle łatwo, ponieważ prostota serca pozwalała każdemu stać się jego przyjacielem. Jak powiedział nasz przyjaciel: „Nie można nie być przyjacielem Robiego”. Nie widywaliśmy się często, kiedy wyjeżdżał w sprawach zawodowych dzwoniliśmy do siebie. Przy każdej nadarzającej się okazji wychodziliśmy gdzieś razem, rozmawialiśmy o wszystkim, o kobietach, pracy, przyjaciołach, sporcie. Zdołał nawet kilka razy wyciągnąć mnie na dyskotekę, co w naszym towarzystwie zdarzało się rzadko, bo większość z nas nie lubi tańczyć. Tego roku moja więź z Roberto stała się decydującym i ważnym punktem zwrotnym: z dialogu z moim przyjacielem wyłoniło się pragnienie całkowitego pójścia w kierunku dokonanego spotkania z Chrystusem. W dniach od 9 do 11 maja 2003 r. wzięliśmy razem udział w Rekolekcjach Comunione e Liberazione dla młodzieży pracującej, odbywających się pod przewodnictwem ks. Fabio. Podczas tych 3 dni miałem okazję mieszkać z Roberto w jednym pokoju. Zawsze przed zaśnięciem rozmawialiśmy sobie o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Dziś jest dla mnie oczywiste, że nasza więź była i nadal istnieje, jak wszystkie pozostałe moje więzi z innymi osobami, ponieważ jest w niej Chrystus będący istotą i rdzeniem wszystkich ludzkich więzi. Sądzę, że dla Roberto prawda ta była oczywista; rzeczywiście, po dniach, które stały się dla nas okazją do ponownego rzucenia się w rzeczywistość, odkryliśmy w sobie pragnienie kontynuowania drogi, którą razem zaczęliśmy kroczyć. Wszystko to wydarzyło się także dzięki udziałowi w przygotowaniach wspólnych wakacji, Szkole Wspólnoty i całemu naszemu codziennemu życiu, nie pomijając wyjścia do jakiegoś lokalu i napicia się piwa. W dzień śmierci Robiego, w moje życie wtargnął ból wypełniony radością, której nie jestem w stanie wytłumaczyć. Została mi ona z pewnością ofiarowana poprzez obecność Jezusa w moim życiu. Jestem pewien, że Robi trzyma dla mnie miejsce blisko siebie. Dziękuję ci Roberto. Twój przyjaciel Teo».

Matteo, Milano

 

Słońce za mgłą

Najdroższy księże Giussani, przeczytałam ostatnio książkę Cud gościnności. Wzruszyłam się kiedy mówisz, że teraz rozumiesz więcej niż wtedy, gdy byłeś młodszy. Ja także z czasem rozumiem więcej. Życie, co sam wiesz, goni nas i zajmuje tysiącem ważnych spraw, jakim trzeba każdego dnia stawić czoła, dotyczy to także moich dzieci. Poruszył mnie niezwykle epizod z Twoją matką, która podczas zmywania naczyń przerywała na chwilę pracę, aby się pomodlić. Zrozumiałeś to dopiero wtedy kiedy dorosłeś. Dziękuję Ci, ponieważ dzięki przeczytanym słowom moje życie zostało oświecone i niejako umocnione: zaufać i przylgnąć – dopiero potem zrozumieć. Istnieć mogłoby tysiąc powodów, dla których rozgoryczona mogłabym powiedzieć nie. Przez cały czas stopniowo zaczynam rozumieć. To dla mnie dar, abym żyjąc rzeczywistością, pośród różnych okoliczności coraz bardziej rozumiała, że Jezus jest odpowiedzią na moją potrzebę szczęścia i sensu wszystkiego. Tak oto mogę powoli patrzeć na to, co mnie otacza potwierdzając, że jest to dobrem, nieustannie pamiętając słowa, które mówiłeś nam, gdy byliśmy bardzo młodzi: słońce jest nawet wtedy, gdy zasłania je mgła. Modlę się za Ciebie codziennie modlitwą różańcową.

Nicoletta, Milano

 

List od małej dziewczynki

Drogi Księże Giussani, moja mama powiedziała mi o Tobie wiele rzeczy. Chciałabym Cię poznać. Pomyślałam sobie, że z tego, co mi mówi mama wynika, że jesteś dobrym człowiekiem. Czy to prawda, że znasz Papieża? On także jest dobry, tak samo jak Ty. Ile masz lat? Ja mam 8. Chodzę do IIIB do szkoły L`Aurora di Cernusco. Może ją znasz? No cóż... Kończę mój list i mam nadzieję, że szybko mi odpiszesz.

P.S. Jeśli mi powiesz gdzie mieszkasz, to Cię odwiedzę.

Chiara III kl. Szkoły podstawowej, Gessate

 

Madryt

Kardynał do ks. Giussaniego

Drogi ks. Luigi.  W tych kilku zdaniach pragnę księdzu z całego serca podziękować, w imieniu rodzin ofiar i moim własnym, jak i całego Kościoła w Madrycie. Dziękujemy za wyrazy współczucia i bliskości wobec strasznego ataku terrorystycznego z 11 marca. Okazał się on najkrwawszą masakrą naszego miasta, pochłaniając ponad 200 ofiar śmiertelnych, 1500 osób rannych i napełniając nas niezmierzonym smutkiem i bólem. W chwilach tak wielkiego cierpienia, żarliwe błaganie do Pana rodzi się spontanicznie z wiary w Niego, oraz z nadziei życia wiecznego. Tylko On, nieskończona miłość, daje nam jedynie prawdziwe pocieszenie, ponieważ „Jego miłość i Jego miłosierdzie są wieczne”. Dlatego chcę podziękować Księdzu przede wszystkim za modlitwę, zwłaszcza prośby o wieczny odpoczynek dla zmarłych, uzdrowienie dla rannych, aby Pan zesłał pocieszenie ich rodzinom przechodzącym teraz przez bolesną próbę. Z szacunkiem i błogosławieństwem,

Antonio M. Rouco Varela

Kardynał Arcybiskup Madrytu

 

Twój jasny osąd

Najdroższy Księże Giussani, chciałbym Ci podziękować za to, co napisałeś w odniesieniu do wydarzeń z 11 marca w Hiszpanii. Wiadomość od Ciebie dotarła do mnie dziś rano i bardzo mnie poruszyła. Przesłanie w niej zawarte okazało się być promykiem światła i nadziei. Dziękuję Ci, ponieważ w tak bolesnych sytuacjach Twój osąd jest zawsze niezwykle jasny. Zwłaszcza w podobnych momentach potrzebujemy pewności, potrzebujemy ludzi dorosłych, ojców takich jak Ty, którzy wiedzą jak stawiać czoła rzeczywistości, zwłaszcza tej bolesnej. Ściskam Cię mocno i modlę się za Ciebie, „najbardziej odpowiedzialnego” z nas.

Giuditta

 

Budowanie pokoju

Drodzy przyjaciele, wracając z uniwersytetu natknąłem się na pokojowa manifestację w Rzymie. Uczestniczyło w niej wiele młodych i dorosłych osób, całe rodziny mające w oczach niepewność dzisiejszych czasów. Coś mną wstrząsnęło, niepewność bowiem odzwierciedla się w najrozmaitszych sytuacjach. Wielu spośród tych, którzy podobnie jak ja przygotowują się do życia konsekrowanego z obawą pyta siebie nawzajem o zauważaną niestabilność i przemoc. Z nieustających dialogów i współuczestnictwa w nauce i trudzie wyłania się fakt, że została nam dana pewność: wszystko wydarza się przez realizację tajemniczego zamysły Boga wobec świata. Wielkość naszego chrześcijańskiego doświadczenia polega na tym, aby nie błagać desperacko o pokój rządzących państwami, nie prosić o stabilność ekonomistów, o spokój psychologów. Jakąkolwiek bowiem ludzką otrzymamy na to odpowiedź, nie stłumi ona prawdziwego pragnienia naszego serca. Modlitwa w takiej chwili wydaje się być jedynym, odpowiednim i racjonalnym gestem. Patrząc na Chrystusa, idąc za papieżem w wierności wspólnocie chrześcijańskiej, odsłania się nam jedyne dla wszystkich możliwe przesłanie.

Federico, Roma

 

Modlitwa na szkolnym dziedzińcu

Do wspólnej modlitwy nakłoniła nas choroba naszego małego przyjaciela Simone. Stwierdzono u niego białaczkę. Grupa matek po odprowadzeniu dzieci do szkoły postanowiła spotykać się w ciągu tygodnia na modlitwie różańcowej na szkolnym dziedzińcu. Wspólny Różaniec stał się w ciągu roku zwyczajem, wkrótce ten piękny, wspólnie przeżywany moment ubogacał nasze spotkania. Dziś widujemy się codziennie (także ojcowie), a wielu innych rodziców zatrzymuje się na chwilę, aby odmówić z nami choć jedną dziesiątkę przed pójściem do pracy. Modląc się, każdy z nas zawierza się Maryi, wiedząc, że wszystko, co ma się wydarzyć, będzie otoczone Jej opieką. Fakt ten zmienia nasze spojrzenie na świat, przekonuje nas, iż nie jesteśmy sami, przypomina, że każda okoliczność poprzez Maryję jest ofiarowywana „Temu, który czyni wszystko”. Nasza modlitwa nie ograniczyła się tylko do sprawy Simone. Wielu z nas powierza swoich najbliższych i ich troski. Nasze serca i pragnienia otwierają się szeroko na świat... czyjeś narodziny, szkoła w Bagdadzie, ktoś cierpiący, przeżywający radość... wszystko, nas angażuje i interesuje, poprzez modlitwę wchodzi do naszego codziennego życia. Rezultatem wspólnej modlitwy stała się przyjaźń, która się narodziła i odnowiła w istniejących już więziach, prawdziwa przyjaźń mająca daleko większe zakorzenienie. Inaczej nie byłaby tak głęboka i tak przez nas pożądana.

Miceaela z innymi matkami i ojcami, Mediolan

 

Życie po stokroć

Drogi Księże Giussani. Jestem Księdzu niezmiernie wdzięczny, ponieważ w dniu, w którym spotkałem Ruch, ludzi z krwi i kości, takich jak Ksiądz, spotkałem Chrystusa. Pewnego razu udałem się z grupą przyjaciół w odwiedziny do sierocińca i przez przypadek spotkałem kilka osób z CL. Był wśród nich Paolo, jak okazało się później kapłan i Lena z Memores Domini. Zaprosili nas do uczestnictwa w małym spotkaniu i pracy nad Zmysłem religijnym. Po przeczytaniu tekstu, ks. Paolo mówił o racji, dla której poszliśmy do sierocińca, stwierdzając, iż jest nią naśladowanie Chrystusa. Wypowiedziane zdanie towarzyszyło mi przez cały tydzień. Zapytywałem siebie, co to znaczy „naśladować Chrystusa”? W następnym tygodniu wziąłem udział w spotkaniu CL (razem z narzeczoną Flavią). Kontynuowano pracę nad Zmysłem religijnym. Oczywiście nie zrozumiałem od razu większości z tego, co usłyszałem, ale moje serce wzruszało się na same słowa. Wydawało mi się jakby mnie Ksiądz bardzo dobrze znał. Cały tydzień żyłem oczekiwaniem następnego spotkania z moimi nowymi przyjaciółmi. Gdy wreszcie nadeszła upragniona chwila, ks. Paolo na nowo nas sprowokował: „Jeśli naśladuję Chrystusa, żyje po stokroć, sto razy lepiej pośród wszystkich aspektów życia, w pracy, w rodzinie, w narzeczeństwie, wszędzie!”. Z wątpliwości zrodziła się pewność: skoro to naprawdę możliwe, ja tego chcę! Trzy miesiące później wzięliśmy z Flavią ślub, kilku naszych nowych przyjaciół uczestniczyło w ceremonii ślubu i radości wesela. Związaliśmy się jeszcze bardziej z towarzystwem. Z ich pomocą stopniowo zaczynamy rozumieć czym jest powołanie. Trzy lata po ślubie zostałem powołany do ojcostwa. To pewne, iż wobec cudu narodzin, nawet zatwardziały ateista zdaje sobie sprawę z istnienia Boga. Narodziny bowiem są największym znakiem Jego konkretnej obecności. Zanim spotkałem Ruch, małżeństwo i ojcostwo postrzegałem jako pewnego rodzaju uwięzienie, a Chrystus był dla mnie tylko postacią historyczną. Dziś nie jest On kimś tak odległym, uobecnia się bowiem w moim życiu codziennie i konkretnie poprzez towarzystwo CL.

Jorge, Rio de Janeiro

 

Radosna babcia

Najdroższy Księże Giussani. Dziś świętuję 80. urodziny. Dziękuję Bogu za dar życia, ale moje serce przepełnione jest także ogromna wdzięcznością dla Ciebie, który jesteś już od 30 lat moim ukochanym ojcem. Pozwól, ze podziękuję Ci prostym świadectwem. W wieku 50 lat, w trudnym okresie mojej historii, wydarzyło mi się, podczas przeglądania notatek mojej szesnastoletniej, zafascynowanej Ruchem córki, „spotkanie”. Znalazłam odpowiedzi, których od dawna pragnęło moje serce. Od tamtej pory moja droga jest coraz bardziej wyzwalająca. Obecność coraz wyraźniej staje się ciałem. Cud przemiany serca, widoczny w prawie codziennym przyjmowaniu Eucharystii, pogłębione więzi międzyludzkie zarówno w Ruchu, jak i poza nim, Szkoła Wspólnoty. Szczere „tak” od rana do wieczora i nieustanna modlitwa. Droga, przede mną staje się coraz bardziej promienna i zmierza ku prawdziwej Łasce. Śmiało mówiąc – przedsmak Raju. Mocno Cię ściska radosna babcia, pełna Życia i pragnienia świadczenia o Chrystusie Bogu, Jego potędze, miłości, miłosierdziu.

Anna, Faenza

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją