Ślady
>
Archiwum
>
2006
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2006 (lipiec / sierpieĹ) Listy Bractwo i inne... Drogi KsiÄĹźe CarrĂłn, otrzymaĹem list, z ktĂłrego dowiadujÄ siÄ, Ĺźe moja proĹba o wĹÄ czenie mnie do Bractwa zostaĹa przyjÄta. Szczerze mĂłwiÄ c, byĹem juĹź zapisany do Bractwa â kiedy koĹczyĹem studia, po doĹwiadczeniu GS i CLU -, ale dopiero ostatnio zdaĹem sobie sprawÄ, Ĺźe tamta decyzja byĹa podyktowana jedynie wiernoĹciÄ pewnej drodze i zostaĹa podjÄta moralistycznie, jako decyzja etyczna. W rzeczywistoĹci, przez kilka nastÄpnych lat ĹźyĹem na marginesie naszego towarzystwa. PozostawaĹem wierny niektĂłrym narzÄdziom jak Ĺlady, teksty proponowane na Szkole WspĂłlnoty, ale wszystko to bez mojego zaangaĹźowania siÄ we wspĂłlnotÄ, bez pragnienia aby byÄ razem z innymi, poniewaĹź âinniâ nie postÄpowali konsekwentnie i nie odpowiadali wyobraĹźeniom jakie miaĹem o KoĹciele. WĂłwczas w geĹcie pychy poprosiĹem o wypisanie z Bractwa, poniewaĹź w rzeczywistoĹci nie byĹo ono takie jak chciaĹem. ByĹy to lata ciÄĹźkie, smutne, mozolne, mimo, ze zawsze robiĹem wiele rzeczy z hojnoĹciÄ i altruizmem, poszukujÄ c w parafii czy oratorium tej potrzeby Boga, ktĂłra zawsze pozostawaĹa w moim sercu. MyĹlÄ, Ĺźe to modlitwy i obecnoĹÄ mojej Ĺźony, doprowadziĹy mnie przed paru laty do podjÄcia na nowo doĹwiadczenia, ktĂłre zafascynowaĹo mnie, kiedy na poczÄ tku szkoĹy Ĺredniej poznaĹem osoby z GS. Po Ĺmierci ks. Giussa zdecydowaĹem, Ĺźe nie mogÄ dĹuĹźej marnowaÄ Ĺźycia, skupiajÄ c siÄ za kaĹźdym razem na sobie. W taki sposĂłb ponownie postawiĹem na Ruch; poniewaĹź wiem, Ĺźe tylko tutaj mam pewnoĹÄ istnienia odpowiednioĹci dla mojego pragnienia prawdy. Zatem z pokorÄ , ale i z radoĹciÄ podjÄ Ĺem Ĺźycie wspĂłlnoty, ze ĹwiadomoĹciÄ , Ĺźe moje przylgniÄcie do Chrystusa, albo bÄdzie siÄ realizowaĹo przez czĹowieczeĹstwo moje i tego towarzystwa, to znaczy KoĹciĂłĹ, albo bÄdÄ znowu miarÄ sam dla siebie. PrawdziwÄ ĹaskÄ byĹo jednak znowu odnalezienie przyjacióŠw tych, ktĂłrzy towarzyszyli mi w GS i CLU, i nigdy mnie nie opuĹcili, rĂłwnieĹź w dorosĹym Ĺźyciu. ĹaskÄ jest teĹź to, Ĺźe teraz, w wieku piÄÄdziesiÄciu lat, mam ĹwiadomoĹÄ bycia historycznym realnym sposobem, przez ktĂłry mogÄ trwaÄ w Chrystusie i przez ktĂłry jego KoĹcióŠşyje. Giancarlo, Varese
Decyzja o chrzcie OchrzciĹam trĂłjkÄ dzieci, zawsze ze ĹwiadomoĹciÄ , Ĺźe nie jest to czyn formalny, czy jedynie obrzÄd zwiÄ zany z pewnÄ tradycjÄ , ale Ĺźe przez chrzest moje dzieci stajÄ siÄ dzieÄmi Boga. Jednak okazuje siÄ, Ĺźe prosiÄ o chrzest i ochrzciÄ dziecko, ktĂłre zostaĹo ci oddane do adopcji i ma juĹź szeĹÄ lat, jest czymĹ, co ponownie wzywa do gĹÄbszego zrozumienia tego gestu i zapytania dlaczego to robisz. OchrzciliĹmy Franka 14-tego maja w obecnoĹÄ jego naturalnych rodzicĂłw i wszystkich naszych przyjaciĂłĹ. Chrzest jest naprawdÄ czymĹ rzeczywistym, realnym, jak mĂłj mÄ Ĺź opowiadaĹ niektĂłrym znajomym: âNa chrzest przybyĹo 15 AfrykaĹczykĂłw z dwĂłch róşnych plemion. Nawet wzrokowo byĹo to wydarzenie imponujÄ ce, jako coĹ niesamowitego, nieznanego, róşnego od rzeczy, do ktĂłrych jesteĹmy przyzwyczajeni. UczestniczyĹo okoĹo 150 osĂłb, co nadawaĹo caĹemu wydarzeniu szczegĂłlny charakter, jakby powszechnego ĹwiÄta. Na koniec spotkania ojciec Franka pozdrawiajÄ c mnie, podziÄkowaĹ za piÄknÄ uroczystoĹÄ, ale przede wszystkim za ochrzczenie chĹopca, za to, co on chciaĹ zrobiÄ od dawna, ale nie wiedziaĹ w jaki sposĂłb. NastÄpnie dodaĹ jeszcze coĹ co bardzo mnie zaskoczyĹo: âTeraz to twĂłj syn!â; uznaĹ zatem, Ĺźe ojcostwem jest nie tylko to biologiczne, ono stanowi jedynie najprostszÄ drogÄ do ojcostwa prawdziwego. StaĹo siÄ to moĹźliwe dla niego, gdyĹź zobaczyĹ w nas, jak i w osobach obecnych na uroczystoĹci pewnÄ atrakcyjnoĹÄ. Miejscem gdzie moĹźe siÄ coĹ takiego wydarzyÄ jest wyĹÄ cznie nasz lud, a nie samotny wysiĹek, nawet najbardziej potÄĹźnego czĹowiekaâ. Luisella, Bergamo
Modlitwa dziecka Drogi KsiÄĹźe CarrĂłn, mam jedenaĹcie lat i 3-go czerwca pojechaĹam do Rzymu na spotkanie z Ojcem ĹwiÄtym. Kiedy on mĂłwiĹ odkryĹam wiele prawd, ktĂłrych wczeĹniej nie znaĹam, a jego sĹowa sÄ i zawsze pozostanÄ w moim sercu. DoĹwiadczyĹam teĹź piÄknego wydarzenia: byĹam w Rzymie z rodzinÄ i przyjaciĂłĹmi z CL, przed murami Watykanu byĹ straszny tĹok i nie czuĹam siÄ zbyt dobrze; poza tym obawiaĹam siÄ, Ĺźe nie damy rady wejĹÄ na plac, wiÄc odmĂłwiĹam dwie dziesiÄ tki RóşaĹca aby Matka BoĹźa pomogĹa mi wejĹÄ na plac ĹwiÄtego Piotra. Niestety plac byĹ juĹź zamkniÄty. PomyĹlaĹam, Ĺźe Maryja mnie nie wysĹuchaĹa! MusiaĹam przejĹÄ na ulicÄ Conziliazione, aby mĂłc lepiej uczestniczyÄ w naboĹźeĹstwie, patrzÄ c na duĹźy ekran. Nieco później usĹyszaĹam jakiĹ haĹas: to byĹ sam PapieĹź. PrzejeĹźdĹźaĹ pomiÄdzy zebranym tĹumem wĹaĹnie obok mnie! ByĹam tak wzruszona, Ĺźe zaczÄĹam pĹakaÄ. DziÄki temu doĹwiadczeniu zrozumiaĹam, Ĺźe Maryja wie co jest dobre, Ĺźe to, o co proszÄ wydarza siÄ zaraz, albo trochÄ później, w sposĂłb odmienny niĹź ten, ktĂłry juĹź zaplanowaĹam. Elisabetta
Poprzez stragany Drogi KsiÄĹźe CarrĂłn, jedliĹmy z cĂłrkÄ lody w dzielnicy Navigil, kiedy naszÄ uwagÄ przyciÄ gnÄĹy stragany z antykami. WeszliĹmy wiÄc na podwĂłrze, gdzie znajdowaĹy siÄ róşne wystawy obrazĂłw, wĹrĂłd ktĂłrych jeden zainteresowaĹ nas szczegĂłlnie. ByĹo to niebieskie drzewo, w niektĂłrych miejscach jakby niedokoĹczone, po prawej stronie, naprzeciw drzewa nie byĹo nic, pustka. Pod spodem natomiast zostaĹo umieszczone prawie niewidoczne pytanie: âJakiego koloru jest wiatr?â. OglÄ dajÄ c obraz przyszedĹ mi na myĹl brak, o ktĂłrym mĂłwiĹeĹ dwa lata temu. W wirze myĹli weszĹam do pracowni malarki i powiedziaĹam, Ĺźe bardzo podoba mi siÄ ten obraz, Ĺźe zaintrygowaĹo mnie rĂłwnieĹź owo pytanie. Autorka wyjaĹniĹa, Ĺźe jest nawiÄ zanie do pewnego przysĹowia zen. OpowiedziaĹam jej, co przypomniaĹ mi obraz, a ona odpowiedziaĹa , Ĺźe pytania o ktĂłrych mĂłwiĹam sÄ podobne do tych, ktĂłre zadaje ona, Ĺźe pytania te nosimy w sobie wszyscy, ale niestety je dusimy. ZaczÄliĹmy rozmawiaÄ, aĹź w pewnym momencie mĂłj mÄ Ĺź postanowiĹ kupiÄ obraz i podejmujÄ c prowokacjÄ Laury (tak ma na imiÄ malarka) wyrecytowaĹ zdanie Rilkego: âWszystko sprzysiÄgĹo siÄ aby milczeÄ o nas/ trochÄ tak, jak przemilcza siÄ /niewymownÄ nadziejÄâ. Bardzo jÄ to poruszyĹo i powiedziaĹa: âTo jest wĹaĹnie to co ja chciaĹam przedtem powiedzieÄ! Poczekaj, powtĂłrz to raz jeszcze, abym mogĹa sobie zapisaÄâ. Carlo powtĂłrzyĹ zdanie i dodaĹ, Ĺźe pamiÄta te sĹowa, gdyĹź cytowaĹ je ks. Giussani. W tym momencie Laura powiedziaĹa: âA wiesz co czytam? KsiÄ ĹźkÄ ksiÄdza Giussaniego: L`io, il potere e le opere [Ja, wĹadza i dzieĹa]. Podarowano mi jÄ na spotkaniu stowarzyszenia o nazwie AVSI w Bukareszcie, a teraz poznaĹam was! Czytanie tej ksiÄ Ĺźki byĹo dla mnie szokujÄ ce, poniewaĹź nigdy wczeĹniej nie sĹyszaĹam, aby ktoĹ mĂłwiĹ o pewnych sprawach w taki sposĂłbâ. RozstaliĹmy siÄ wymieniajÄ c numery telefonĂłw. Kiedy do niej zatelefonowaĹam powiedziaĹa mi, Ĺźe po naszym odejĹciu rozpĹakaĹa siÄ, pĹakaĹa ze wzruszenia, poniewaĹź przeĹźywa bardzo ciÄĹźki okres. WciÄ Ĺź jeĹşdzi tam i z powrotem do Rumunii, szukajÄ c odpowiedzi na pytanie dotyczÄ ce znaczenia tego, co jej siÄ wydarza. PomyĹlaĹa, Ĺźe poprzez to spotkanie, tylko pozornie przypadkowe, ktoĹ chce na jej pytania odpowiedzieÄ. PowiedziaĹa, Ĺźe rodzina, ktĂłrÄ poznaĹa w Bukareszcie bardzo nas przypomina, macie coĹ co was wyróşniaâ. Niewiarygodne, bardzo mnie to poruszyĹo, nigdy siÄ nie poznaliĹmy, nie wiem nawet kim sÄ tamte osoby, a ktoĹ rozpoznaĹ nasz wspĂłlny poczÄ tek. To, co wydarza siÄ teraz Laurze, wydarza siÄ na nowo rĂłwnieĹź nam. Rossana, Carlo i Chiara, Mediolan
Wyjazd do Afryki Drogi KsiÄĹźe CarrĂłnie, w ubiegĹe ĹwiÄta BoĹźego Narodzenia, Massimo â mĂłj mÄ Ĺź, podjÄ Ĺ decyzjÄ, aby rozpatrzyÄ propozycjÄ AVSI, dotyczÄ cÄ pracy w Ugandzie. Kiedy mnie zapytaĹ, co o tym myĹlÄ, odpowiedziaĹam, Ĺźe trzeba to sprawdziÄ, dobrze, dogĹÄbnie przemyĹleÄ... ze spokojem, Ĺźe przecieĹź na misjÄ wyjeĹźdĹźajÄ tylko najlepsi. Tymczasem pomyliĹam siÄ! Chrystus wzywa wszystkich, takĹźe tych najsĹabszych, jak ja. Faktycznie, mÄ Ĺź postanowiĹ przyjÄ Ä propozycjÄ. PoniewaĹź mamy trĂłjkÄ dzieci, byĹam bardzo zaniepokojona o nie, i wĹaĹnie stÄ d rodziĹy siÄ wszystkie moje zastrzeĹźenia, ale Massimo, w swojej prostocie mĂłwi mi: âCzego pragniesz dla naszych dzieci? Aby miaĹy dobrÄ szkoĹÄ? Ĺadny dom? Spokojne Ĺźycie? Czego bÄdzie nam brakowaÄ jadÄ c do Afryki?... Mamy wszystko, gdziekolwiek bÄdziemy, mamy Chrystusa!â. PokonaĹ mnie. pierwszy raz z caĹÄ powagÄ zrozumiaĹam, co znaczy jednoĹÄ i wartoĹÄ maĹĹźeĹstwa, naszej wÄdrĂłwki mÄĹźa i Ĺźony, naszej wÄdrĂłwki rodzicĂłw. W ten sposĂłb rozwaĹźaliĹmy wszystko, biorÄ c pod uwagÄ kaĹźde za i przeciw oraz czynniki i zaĹoĹźenia niezbÄdne przy przeprowadzce (dom, szkoĹa, etc.), i wspomagani przez przyjacióŠpodjÄliĹmy decyzjÄ. Massimo wyjechaĹ do Kampali w pierwszych dniach lutego a my doĹÄ czymy w czerwcu. Nasi przyjaciele mieli pewne obawy: âMassimo musi pozostawiÄ bezpieczne miejsce pracy, jak po powrocie zdoĹacie utrzymaÄ rodzinÄ? Poza tym pomyĹlcie o wyksztaĹceniu dzieci... a ty, Betty, co bÄdziesz robiÄ caĹy dzieĹ wiedzÄ c, Ĺźe nie masz pracy?â Z pewnego punktu widzenia pytania te byĹy poĹźyteczne, poniewaĹź pomogĹy mi ostatecznie otworzyÄ oczy. Przede wszystkim jeĹźeli chodzi o wyksztaĹcenie dzieci. OczywiĹcie, Ĺźe szukaliĹmy szkoĹy, ktĂłra pomogĹaby nam je wprowadziÄ w rzeczywistoĹÄ, biorÄ c pod uwagÄ i wychodzÄ c od naszej chrzeĹcijaĹskiej tradycji, ale nie moĹźemy oczekiwaÄ od szkoĹy, aby zastÄ piĹa nas w naszej roli rodzicĂłw â wychowawcĂłw. Marinella, nasza przyjaciĂłĹka, wdowa, ktĂłra teraz prowadzi biuro mÄĹźa, sĹyszÄ c o naszej decyzji powiedziaĹa: âNie martwcie siÄ, jeĹli bÄdzie taka potrzeba, kiedy wrĂłcicie znajdÄ pracÄ dla Massimo w ostatecznoĹci na stanowisku magazyniera!â. Po wyjeĹşdzie Massimo, kiedy zostaĹam sama, towarzyszyli mi we wszystkim przyjaciele z Muggio, moje siostry, rodzice. MĂłj dom zmieniĹ siÄ w miejsce, gdzie stale analizowano Ryzyko wychowawcze. Andrea i Milena w potrzebie opiekowali siÄ dzieÄmi. Marta, Andrea, Paola, Claudia, Miriam, Dany, Michela, Luisa..., kaĹźdego dnia pytali jak leci lub wpadali, aby mnie pozdrowiÄ... cóş za towarzystwo w Chrystusie! Betty
Gest charytatywny Drogi KsiÄĹźe CarrĂłnie, Colette poznaĹam kilka lat temu, kiedy byĹam jeszcze studentkÄ medycyny. SpotkaĹam radosnÄ , zdecydowanÄ , peĹnÄ planĂłw na przyszĹoĹÄ dziewczynÄ. Później dowiedziaĹam siÄ, Ĺźe zdiagnozowano u niej pewnÄ chorobÄ genetycznÄ , ktĂłra za jakiĹ czas miaĹa spowodowaÄ niezdolnoĹÄ chodzenia, mĂłwienia, obniĹźajÄ c stopniowo wĹadze umysĹowe. TowarzyszyĹam przyjaciĂłĹce w badaniach, terapiach oraz pobycie w szpitalu, i w ten sposĂłb zwiÄ zaĹam siÄ z niÄ i jej rodzinÄ , ktĂłra zaczÄĹa braÄ pod uwagÄ tÄ nowÄ , trudnÄ rzeczywistoĹÄ. Kiedy później stan zdrowia Coletty pogorszyĹ siÄ zaczÄĹam odwiedzaÄ jÄ w domu. Za kaĹźdym razem wychodziĹam stamtÄ d ubogacona. OdczuwaĹam teĹź pragnienie, aby dzieliÄ to bogactwo z innymi, przyznajÄ rĂłwnieĹź, Ĺźe potrzebowaĹam pomocy. RozmawiaĹam o tym z Pietro, a nastÄpnie razem z RobertÄ i FedericÄ podjÄĹyĹmy gest charytatywny, chodzÄ c co 15 dni do domu Coletty. Rok, ktĂłry upĹynÄ Ĺ, byĹ dla mnie peĹen wdziÄcznoĹci. Teraz Coletta juĹź nie potrafi mĂłwiÄ, nie porusza siÄ i traci przytomnoĹÄ. Przebywanie obok niej, odczuwana bezsilnoĹÄ zmusza do proĹby, aby Chrystus siÄ odsĹoniĹ, ukazaĹ, w pewnoĹci, Ĺźe to cierpienie ma sens i Ĺźe takĹźe ona ma serce jak moje, Ĺźe tak samo pragnie szczÄĹcia. I nastÄpnego dnia czĹowiek patrzy na rzeczywistoĹÄ z wdziÄcznoĹciÄ za wszystkich, ktĂłrych ma dookoĹa i korzysta z czasu w inny sposĂłb. Przez ten rok staĹo siÄ dla mnie oczywiste, Ĺźe tylko Chrystus speĹnia czĹowieka, rĂłwnieĹź tam, gdzie jest wyraĹşnie nazywany. CzÄsto czuĹam, jakbyĹmy bÄdÄ c z bliskimi Coletty pomagali im na nowo obejmowaÄ caĹÄ rzeczywistoĹÄ. ByliĹmy naprawdÄ wzruszeni, kiedy wyrazili pragnienie, abyĹmy zjedli z nimi kolacjÄ, a nastÄpnie, kiedy zobaczyliĹmy ile serca wkĹada matka w jej przygotowanie i z jakÄ troskÄ ojciec wybiera wino. A wszystko to dzieje siÄ wyĹÄ cznie dziÄki naszej wiernoĹci podjÄtemu gestowi; faktycznie wiele razy idziemy zmÄczeni, ociÄĹźali po caĹym trudnym dniu. Ale dziÄki temu jestem Ĺwiadoma, Ĺźe istnieje KtoĹ Inny, kto dziaĹa przeze mnie i dla mnie, niezaleĹźnie od mojej zdolnoĹci. Carmela, Chieti
Kolacja z Prezydentem WysyĹam wam zdjÄcie, na ktĂłrym prezydent Vicente Fox i jego Ĺźona Martha przyjmujÄ ode mnie ksiÄ Ĺźki ks. Gussaniego Ryzyko wychowawcze oraz L`io, ilpotere,le opere [Ja, wĹadza, dzieĹa]. Na kolacjÄ zaproszono dziesiÄÄ osĂłb, wszyscy mĹodzi, wyĹÄ czajÄ c pana Abel i mnie. ByĹa to kolacja nieoficjalna w domu prezydenta. Gospodarze mĂłwili o ogromnych potrzebach wspĂłĹczesnego spoĹeczeĹstwa, o tym, jak bardzo zasmuca ich fakt, Ĺźe nie uda siÄ doprowadziÄ do koĹca wielu spraw, ktĂłre chciaĹoby siÄ zrobiÄ. PodkreĹlali czego brakuje w konkretnym dziaĹaniu. Pod koniec kolacji, w trakcie rozmowy o âprojekcie changarroâ (projekt Vincent`a Fox`a finansujÄ cy mikro-handel, majÄ cy na celu ekonomiczne zintegrowanie indios), ktorego nie udaĹo siÄ zrealizowaÄ, zacytowaĹam Formigoniego... prezydent zapytaĹ czy go znam, odpowiedziaĹam, Ĺźe tak, Ĺźe rĂłwnieĹź on stanÄ Ĺ po stronie tej batalii kulturalnej. ByĹam zaskoczona szczeroĹciÄ , z jakÄ powiedziaĹ: âDo podjÄcia ÂŤprojektu changarroÂťzostaĹem zainspirowany przez niegoâ. ZaproponowaĹem kontynuowanie naszej znajomoĹci, na ile tylko pozwolÄ mu obowiÄ zki. Jego Ĺźona powiedziaĹa, Ĺźe przeczyta podarowane ksiÄ Ĺźki i obiecaĹa pozostaÄ w kontakcie. Dora Luz MartĂnez Vasconcelos, Meksyk
Warto byĹo JuĹź nawet nie pamiÄtam, kiedy zrodziĹ siÄ pomysĹ spĹywu i kto naprawdÄ byĹ jego inspiratorem. Jednak to co przeĹźyliĹmy wspĂłlnie przez kilka dni, byĹo naprawdÄ fantastyczne i cudowne. UtwierdziĹo mnie w przekonaniu, Ĺźe ruch Komunia i Wyzwolenie jest czymĹ niezwykĹym. Niesie w sobie charyzmat ks. Giussaniego, ktĂłrego nie mogÄ jeszcze w peĹni zrozumieÄ i okreĹliÄ, jednak pomimo to jest atrakcyjny, a w pewnym sensie rĂłwnieĹź tajemniczy w swej wymowie. Dlatego daĹem siÄ ponieĹÄ i przylgnÄ Ĺem do niego. WĹaĹnie podczas spĹywu uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe w naszych relacjach jest âcoĹ wiÄcejâ. W poprzednich latach âspĹywaĹemâ cztery razy jednak byĹy to zwykĹe wyprawy â zwykĹe, gdyĹź zawsze czegoĹ w nich brakowaĹo. Teraz wiem, Ĺźe chodziĹo o peĹniÄ Pana, ktĂłrego obecnoĹÄ odkryĹem ponownie w Ruchu, a przede wszystkim w ludziach. GĹĂłwnymi organizatorami spĹywu byli Henia oraz klerycy Radek i Adam. Ostatecznie wyruszyĹo czternaĹcie kajakĂłw. Byli doroĹli, mĹodzieĹź i dzieci, czyli caĹy przekrĂłj wiekowy naszej wspĂłlnoty. PopĹynÄĹa rĂłwnieĹź moja 14-letnia cĂłrka Gabrysia, poczÄ tkowo bardzo nieufna wobec wszelkich propozycji Cl. SÄ dzÄ jednak, Ĺźe przez nasze bycie razem na spĹywie takĹźe ona odkryĹa to âcoĹ wiÄcejâ. MoĹźe i ona da siÄ âporwaÄâ, czas pokaĹźe. WyruszyliĹmy ze Sztabina ok. poĹudnia, z bĹogosĹawieĹstwem ks. Tomasza z GoniÄ dza. PĹynÄliĹmy 15 km rzekÄ , ktĂłra na tym odcinku jest bardzo krÄta, wÄ ska i zaroĹniÄta. SprawiaĹo to pewne trudnoĹci, ale po kilku kilometrach nauczyliĹmy siÄ âobsĹugiwaÄâ kajaki. Pomimo zmÄczenia i ogromnego upaĹu dotarliĹmy na wyznaczone miejsce odpoczynku w JagĹowie, gdzie rozbiliĹmy namioty. OkazaĹo siÄ, Ĺźe niektĂłrzy z nas zostali mocno âspaleni sĹoĹcemâ, parafrazujÄ c tytuĹ znanego filmu Nikity MichaĹkowa. Jednak wszyscy przejÄli siÄ ich skĂłrÄ , kaĹźdy kto posiadaĹ jakieĹ Ĺrodki przynoszÄ ce ulgÄ, wyjmowaĹ je z zakamarkĂłw swoich bagaĹźy i oddawaĹ do wspĂłlnego uĹźytku. NastÄpnie modlitwa, posiĹek i ognisko, na ktĂłre dotarĹ z BiaĹegostoku ks. Marek. Pomimo zmÄczenia, Ĺpiewy i rozmowy umilkĹy po pĂłĹnocy. Drugiego dnia niektĂłrzy wstali juĹź o szĂłstej, byÄ moĹźe z przyzwyczajenia, ja nie poddaĹem siÄ jednak ogĂłlnemu âuniesieniuâ i wytrwaĹem w namiocie, choÄ z trudem, do Ăłsmej. Po porannej toalecie, Ĺniadaniu i Jutrzni âwypĹynÄliĹmy na gĹÄbiÄâ bez strachu przed dalszÄ podrĂłĹźÄ . Nauczeni doĹwiadczeniem dnia poprzedniego, Ĺźe kaĹźdy moĹźe liczyÄ na âpomocnÄ dĹoĹ czy wiosĹoâ innej osoby, niemieliĹmy powodĂłw do obaw. Kolejny odcinek okazaĹ siÄ lĹźejszy, gdyĹź Biebrza stawaĹa siÄ szersza i mniej zaroĹniÄta. SĹoĹce jednak nadal ostro grzaĹo, prawdopodobnie za sprawÄ naszych wczeĹniejszych modlitw o dobrÄ pogodÄ. WidaÄ mamy u Pana jakieĹ wzglÄdy, gdyĹź wysĹuchaĹ nas aĹź z nadwyĹźkÄ (patrz âspaleni sĹoĹcemâ). Po kilku godzinach spĹywu, odpoczywaliĹmy w Dolistowie u âbiebrzniÄtegoâ Tadeusza, jak mawiajÄ miejscowi, gdyĹź âpo uszyâ zakochanego w Parku Narodowym. NiespodziankÄ dnia byĹa wizyta mamy naszej Heni â babci Stasi z mÄĹźem. PrzywieĹşli nam wspaniaĹy prezent â ogromny gar goĹÄ bkĂłw, ktĂłrych konsumpcja trwaĹa kilka chwil. Co za pychota! DziÄkujemy ci babciu!!! OczywiĹcie nie obyĹo siÄ bez modlitwy, ogniska, wspĂłlnych ĹpiewĂłw oraz dĹugiej pouczajÄ cej gawÄdy Tadeusza o Parku Narodowym. Ostatni dzieĹ spĹywu przypadaĹ w niedzielÄ, wiÄc zaczÄliĹmy ja od Mszy Ĺw. w miejscowym koĹciele. Po wspĂłlnym Ĺniadaniu popĹynÄliĹmy âautostradÄ â biebrzaĹskÄ prosto do celu, czyli GoniÄ dza. Tam zakoĹczyliĹmy oficjalnie spĹyw. DziÄkujÄ c sobie nawzajem za wspaniaĹÄ atmosferÄ, jaka panowaĹa w naszej âmaĹej owczarniâ rozjechaliĹmy siÄ do domĂłw. Trzy dni później spotkaliĹmy siÄ w domu Joli, aby podsumowaÄ wyprawÄ, byĹa to rĂłwnieĹź okazja do obejrzenia zdjÄÄ, do rozmĂłw, wspomnieĹ i Ĺmiechu. Na koniec pozwolÄ sobie jeszcze raz na maĹÄ dygresjÄ zwiÄ zanÄ ze WspĂłlnotÄ . Mimo, Ĺźe znam tych ludzi niecaĹy rok, to nie czujÄ siÄ wĹrĂłd nich obco. Prawie od samego poczÄ tku âpoddania siÄâ Ruchowi odczuwam jego charyzmat, tÄ obecnoĹÄ Pana â wspĂłlnotowoĹÄ, jak to okreĹlam. To, czego doĹwiadczyĹem od kaĹźdego z osobna, jak i od wszystkich razem, pozwala mi na inne, nowe spojrzenie na swoje dotychczasowe Ĺźycie. Teraz nie bojÄ siÄ juĹź niczego, poniewaĹź âmam ichâ, a sÄ dzÄ, Ĺźe âoni majÄ mnieâ. Dlatego ponownie powtĂłrzÄ sĹowa âwarto byĹoâ. Warto byĹo zaznaÄ tego wszystkiego w Ĺźyciu, warto byĹo poznaÄ Ruch, poznaÄ ludzi, ktĂłrzy â nie bojÄ siÄ tego powiedzieÄ â stali siÄ dla mnie OpokÄ oraz sposobem przezywania i przyjmowania ObecnoĹci Boga wĹrĂłd nas â Jezusa Chrystusa. Krzysztof z BiaĹegostoku
|