Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2006 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2006 (maj / czerwiec)

CL. Bractwo 2006. Historie

Mediolan. 20 lat Rekolekcji i przyjaźni

Są grupą przyjaciół prowadzącą sekretariat Bractwa. Pierwsi spośród nich rozpoczęli tę pracę zaraz po studiach. Poprzez służbę Ruchowi nauczyli się współdzielić życie.

Paola Ronconi


„Przeorem” grupki jest Terenzio – ten który podczas Rekolekcji Bractwa w Rimini informuje o sposobie wychodzenia z pawilonów lub zdecydowanym tonem podaje listę „szefów” hoteli, którzy „nie zgłosili się jeszcze do stolików sekretariatu”. Jego współbracia tworzą trzon ekipy organizującej trzy dni Rekolekcji w Rimini i inne zgromadzenia CL.

Pierwsi spośród nich zaczynali przeszło dwadzieścia lat temu, jako grupa przyjaciół z uniwersytetu, poproszona o dyspozycyjność, aby służyć Ruchowi poprzez utworzenie sekretariatu nowo powstałego stowarzyszenia osób świeckich – Bractwa CL (na początku Rekolekcje Bractwa gromadziły 2-3 tys. osób, dziś ponad 25 tys.). Właśnie wówczas – w latach osiemdziesiątych – ks. Giussani doprecyzował koncepcję „bractwa”, wskazując na czym ma polegać życie w nim: podjęcie reguły modlitwy, wpłacanie określonej kwoty na fundusz wspólny, okresowe spotkania, wspieranie dzieł Ruchu… „My rozpoczęliśmy właśnie od wspierania Ruchu poprzez prowadzenie dzieła jakim jest sekretariat” – opowiada Antonella. „Wielokrotnie pytaliśmy czy wspólna praca dla Ruchu sprawia, że jesteśmy grupą Bractwa?”. Przez długi czas ich pytania pozostawały otwarte, ale konkretne momenty wspólnej wędrówki powoli przynosiły jasność: „Od początku – mówi dalej Antonella – Terenzio powtarzał nam: «To, co robimy albo służy każdemu z nas albo jest bezużyteczne». Trzeba powiedzieć, że mogliśmy być lepsi w organizowaniu «wydarzeń», ale ważniejszy był cel, dla którego poświęcaliśmy nasz czas. To była skuteczna zachęta, nie mogliśmy zatrzymywać się na osobistej satysfakcji z dobrego organizowania Rekolekcji”.

 

Gesty i osoby

„Podczas jednych z pierwszych Rekolekcji – opowiada Terenzio – ks. Giussani powiedział mi, że powinienem być z nimi nie po to, aby przygotować Rekolekcje ale dla nich i że muszę być z nimi dla siebie. I stało się tak, że w przygotowywaniu i w służeniu nauczyłem się troski nie o gest jako taki, ale o pojedyncze osoby”. Dotyczy to każdej sytuacji, nawet kiedy chodzi o umowy z hotelami, decyzje dotyczące tras przejazdu autokarów, przygotowanie ogłoszeń dla „szefów” hoteli. Innym razem – ks. Giussani – przerywając jedno z ich spotkań – powiedział: „Dziękuję za to, co robicie; dziękuję waszym rodzinom, które wam na to pozwalają; ale pracujecie przede wszystkim dla Jezusa”. „Jeszcze raz został wywrócony nasz sposób myślenia – dodaje Antonella – ponieważ jeżeli jest ktoś, kto ci dziękuje, zauważasz sens każdego drobiazgu, który wykonujesz. Dziękowanie innym staje się wyrazem tego, że istota sprawy nie należy wyłącznie do ciebie, tak więc czujesz się odpowiedzialny za sposób wykorzystania czasu. «Działanie dla Jezusa» ostatecznie usuwa wszelkie pretensje odnośnie pracy i zagrożenie popadania w pychę”. Dla grupy pracującej w sekretariacie również patrzenie z jaką uwagą odpowiedzialni Ruchu podejmują organizowanie każdego szczegółu gestów – staje się prowokacją do osądu jak powinny być podejmowane wszystkie sprawy w życiu: „Na przykład – mówi Antonella – zawsze mnie zadziwiała uwagą z jaką jest dobierana muzyka towarzysząca wejściu do sal. Takiego sposobu patrzenia trzeba się uczyć”.

Z biegiem lat życie tej grupy przyjaciół zostało naznaczone również przez bolesne doświadczenia takie jak śmierć Matteo, syna Marii i Marco, który zginał w wypadku samochodowym w 2002 roku – mając zaledwie czternaście lat. „Kiedy zginał Matteo – wspomina Terenzio – Marco zatelefonował do mnie z Oddziału Pierwszej Pomocy. Powiedziałem sobie wówczas: «To jest Bractwo!». Rzeczywiście jest ono czymś więcej niż więzy krwi. Kiedy potem byliśmy w ich domu Maria wyznała: «Pokonałam wiele trudów aby mieć syna; Pan mi go dał i uczynił mi wielką łaskę pozwalając by był ze mną przez czternaście lat». Nie można żyć jak dawniej wobec takiego świadectwa”. Kolejnym bolesnym doświadczeniem stała się nagła śmierć Antonia Nespoli – współbrata, który zawsze zadziwiał wszystkich prostotą. To prostota sprawiła, że mówił „zawsze tak”. Antonio dla przyjaciół pozostał kimś kto „był” i „jest”.

 

Nowe twarze

Nie wszyscy zaangażowani w realizowanie rekolekcji należą do grupy Bractwa i nie jest to konieczne (przygotowanie spotkania jest dziełem ogromnym i wymaga bezinteresownej pracy wielu osób), „ale zdumiewa mnie fakt – przyznaje Terenzio – że wiele osób, które dołączyły do nas wyłącznie po to, aby pracować przy organizowaniu zgromadzenia, zostało potem ze względu na przyjaźń”, aby współdzielić życie i pomagać sobie wzajemnie w drodze ku przeznaczeniu. „Dla mnie, pierwszą, widoczną od razu rzeczą – opowiada Noemi (nowy członek grupy Bractwa, sekretarka rekolekcji w 2005 roku) – był sposób w jaki ludzi wykonywali gratisowo zadanie oraz wzajemne relacje w małżeństwach. Osobiście bardzo wcześnie poznałam zarówno świat pracy jak i życie małżeńskie, pomyślałam więc: chciałabym żyć jak oni, a zatem już się od niech nie odłączę”.

Na koniec Terenzio stwierdził: „Przynależność do Ruchu nie wyczerpuje się w pracy sekretariatu: jeżeli zmniejsza się możliwość pełnienia tej służby – ponieważ zmieniają się warunki życia – nie zmniejsza się zapał uczestniczenia w grupie Bractwa, podążania za Ruchem, aby nadal żyć ze smakiem i pogodą ducha w każdym aspekcie życia”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją