Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2006 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2006 (marzec / kwiecień)

Listy

Przywiązany do winnicy

i inne...


List ten piszę po długim wahaniu, jako następstwo nowych doświadczeń ostatnich miesięcy i dzięki „iskrze”, którą stał się dla mnie list Antonelli z Paryża, opublikowany w styczniowym wydaniu Tracce. CL spotkałem w odległych czasach liceum, ale spotkałem fizycznie i tylko fizycznie, to znaczy bez przylgnięcia, a nawet z pewną podejrzliwością. Moje serce natomiast spotkało Ruch kilka lat później, w Padwie, gdzie pojechałem studiować inżynierię i gdzie związałem się z doświadczeniem CLU. Moje wątpliwości sprawiały, że niekiedy pozostawałem jeszcze poza tą czy inną rzeczą, ale pomimo wszystko były to dla mnie wspaniałe lata. Wreszcie zostały zbudzone moje pytania o prawdę i szczęście. I otrzymywały odpowiedź. Zrozumiałem co znaczy mieć prawdziwych przyjaciół, którzy poprzez ruch pomogli mi kochać Chrystusa i przylgnąć do jego propozycji, aby osiągnąć obiecane „stokroć tu i teraz”. Później, po ukończeniu studiów oddaliłem się, nie zastanawiajc się nad tym i tak naprawdę nie chcąc tego. Intensywność pracy, życie w moim miasteczku, szczęśliwa rodzina, zaangażowanie w parafii, pasja do gór, wszystko to dawało mi poczucie, „że mam wiele do zrobienia”, że wystarczę sam sobie, i mogę być w ten sposób szczęśliwy. Tymczasem, w głębi, nie była to prawda. Nie można się zadowolić niczym, kiedy poznało się doświadczenie tak wielkie i prawdziwe jak CL. Rzeczywiście. Kiedy dwa lata temu zmarł na nowotwór mój drogi przyjaciel z CL, a później, po kilku miesiącach, także ks. Giussani, coś się we mnie zmieniło. Zostało wylane wiele łez i powróciło wiele pytań. Pytałem siebie, co robiłem przez dziesięć lat mojego życia i dostrzegłem, że bez ruchu liczne gesty (rodzina, przyjaciele, msze, parafia, góry itd.) były pozbawione głębszego znaczenia. Wszystko jawiło się jak mieszanina osób i doświadczeń. Dzięki temu, że najprawdziwsi i wierni przyjaciele z ruchu, nigdy nie pozostawili mnie całkowicie na mojej drodze, powoli, powoli, z tą samą, właściwą mi nieufnościąi ograniczonością, na nowo zacząłem spotykać się z nimi. Zacząłem chodzić na cotygodniową mszę, a przede wszystkim na Szkołę Wspólnoty. W ten sposób na nowo przywiązałem się do winnicy i jestem szczęśliwy.

Davide, Werona

 

Słuchając Dantego

Drogi Carrón, brałam udział w lekcji włoskiego, podczas której rozmawialiśmy o Dantem, mówiąc, że według niego, poprzez miłość, odczuwa się upojenie nieskończonością. W tym miejscu Leo, moja przyjaciółka szturchnęła mnie łokciem: „Nie rozumiem co ma wspólnego ta rzecz ze zdaniem, które powiedział Carrón na spotkaniu” i pokazała mi karteczkę, gdzie było napisane: „Piękno rani ponieważ odsyła człowieka do jego przeznaczenia”. Poszłyśmy do profesora aby to wyjaśnić. Jeżeli w miłości nie zatrzymujemy się na trudzie i uczuciu, ale idziemy dalej, odkrywamy, że wszystkie rzeczy, z których jedną może być doświadczenie zakochania się, są po to, aby nas uszczęśliwiać, aby doprowadzić nas do ostatecznego spełnienia: do Przeznaczenia. Cała ta sytuacja bardzo mnie poruszyła, ponieważ powiedziane przez Ciebie zdanie w ogóle nie przyszło mi na myśli gdyby nie przypomniała go Leo, teraz nie była bym świadoma, że to,o czym powiedziałeś jest moim doświadczeniem.W ten sposób zrozumiałam, że nie są to tylko piękne słowa, ale coś, co w każdej chwili mnie dotyczy, a Bóg jest tak wielki, że jeszcze daje przyjaciół, aby mi o tym przypominali.

Margherita, Mediolan

 

Koledzy ze szkoły

W styczniu długo chorował nasz proboszcz ksiądz Gianni. Z okazji 50 rocznicy Comunione e Liberazione podarowaliśmy mu specjalny numer Tracce i wówczas zwierzył się nam, że poznał ks. Giussaniego w pierwszych latach jego nauczania w liceum Berchet. Gius często przychodził do parafii, w której ks. Gianni był pomocnikiem. Spotykał się tam z niektórymi swoimi uczniami. Pomyśleliśmy więc aby podarować mu prenumeratę Tracce jako pamiątkę tego pierwszego spotkania. Ponieważ wciąż pogarszało się jego zdrowie, modliliśmy się do Riccardo Pampuri prosząc o pomoc i posłaliśmy choremu obrazek z podobizną świętego. Kilka dni przed jego śmiercią otrzymaliśmy ten list: „Szanowni Państwo, jesteście szczęściarzami mogąc liczyć na obecność i doświadczenie Bractwa ofiarowanego przez Comunione e Liberazione. Dzięki wam, w ostatnich miesiącach odczuwałem i radowałem się dobrem, które, jak pragnę wam wyznać, głęboko zapadło w moją duszę. Dziękuję wam i oby Pan Jezus udzielił mi łaski i zdolność odwzajemnienia tej otuchy. Nie zaliczam się do czcicieli św. Riccardo, ale między kontynuatorów jego duchowości. Z wyrazami wdzięczność. Ksiądz Gianni”.

Marco i Gabriella, Legnano

 

Pytanie o szczęście

Moje życie zawsze charakteryzowała religijność, ponieważ od dziecka chodziłem do Kościoła, ale z czasem stało się to jakby rutyną, oczywiście, aby czuć spokój sumienia, ale potem już tylko dlatego, że zobowiązali mnie do tego rodzice. Czułem jednak, że coś nie jest we mnie tak jak powinno, że czegoś mi brakuje i nie wiedziałem jak wyleczyć te braki. W takiej chwili może pojawić się trudność, wydarzenie, którego się nie spodziewasz, które cię wymanewruje, ale jednocześnie może być iskrą, która cię rozpali. To właśnie przeżyłem. Kilka, miesięcy temu byłem w innym ruchu i błąkałem się, trochę tam, trochę w GS, bez większego zainteresowania zarówno jednym jak i drugim, żyjąc wszystkim jak nudną rutyną, w końcu pewnego dnia znalazłem się poza. Moją pierwszą reakcją było: „Bardzo dobrze, w te wakacje będę robił to co mi się podoba, bez skrupułów, będę żył jak byle jaki chłopak, robiąc wszystko odruchowo, tak jak mi podpowiada świat”. Po tygodniu, dzięki pewnej przyjaźni, moje myślenie radykalnie się zmieniło. Rozmawiałem z księdzem Leo i podczas tej rozmowy zrozumiałem jak bardzo się myliłem, myśląc, że zaradzę mojej sytuacji poddając się biegowi świata. Rozmowa ta sprawiła, że zauważyłem nowe rozwiązanie: muszę zacząć patrzeć na rzeczywistość i przyjmować ją taką jaka staje przede mną. Muszę osądzać i pytać o racje moich działań, aby nie były one automatyczne. Ciekawe jest to, że dzięki prowokującym słowom księdza Leo rozpalił się we mnie płomień, czyli pytanie o szczęście. Moja przemiana jest radykalna, ponieważ podejmując na serio spotkaną przyjaźń, podejmuję na serio własne życie.

Riccardo, Lugo

 

Aby ocalić ludzi

15 lutego zmarł ks. Divo Barsotti. Oto list, jaki ksiądz Carrón przesłał do ks. Serafino Tognetti, przełożonego Wspólnoty Dzieci Bożych.

Drogi Księże Serafinie,

razem z całym ruchem Comunione e Liberazione łączymy się ze Wspólnotą Dzieci Bożych w bólu z powodu śmierci Księdza Divo. Kontemplacja Chrystusa zmartwychwstałego uczyniła go aktywnym współpracownikiem woli Ojca dla ocalenia ludzi w nurcie Kościoła, który kochał. Proszę naszego ks. Giussaniego, jego przyjaciela, aby wyszedł mu na spotkanie w Raju i Matkę Bożą, aby za Jej przyczyną całkowita ofiara życia księdza Divo stała się niezawodnym oparciem dla jego duchowych synów i córek.

Ks. Julián Carrón

Mediolan, 16 lutego 2006 r.

 

Ktoś się nam wydarzył

Podjęta w październiku lektura dzieł ks. Giussaniego okazała się rewolucją, poddała pod dyskusję moje postępowanie, zmieniła moje cele. Lektura, poprzez kontakt z Comunione e Liberazione napełniała mnie radością, prowadziła mnie ku Temu, którego szukałem na płaszczyźnie ludzkiej. Znalazłem w niej to, czego potrzebowałem, czyli myśl teologiczną głęboką w swoich sformułowaniach, jasno wyłożoną i głęboko ludzką dzięki rzeczywistości Bractwa. Ks. Giussani był Kościołem w ruchu. Jakiś czas później, Carmen podarował mi Moje lektury. Tylko człowiek pełen Ducha mógł zrealizować taką jedność myśli i działań. Czytane treści odpowiadały moim poznawczym i zawodowym zainteresowaniom; zdałem sobie sprawę, że znalazłem się nie wobec prostych tekstów, ale naprzeciw wyzwania kierowanego ku mojej życiowej sytuacji. Dzieła ks. Giussaniego zafascynowały mnie i podążanie za rzeczywistością jego myśli i doświadczenia z kręgu szkolnego, postawiło mnie wobec Bytu. Polecałem Moje lektury, grupom studentów mówiąc: „Bądźcie ostrożni, autor jest niebezpieczny”. Stwierdziłem to z radością, czytając coś, co zapisał ks. Giussani: „Ktoś się nam wydarzył” (zdanie Emmanuela Mounier). Chcę w to wierzyć, pragnę i głęboko potrzebuję wiary w to. Mam tylko jeden wyrzut: dlaczego tak późno? Może to jest dobry moment?

Fernando, Madryt

 

Rozpoczynać od przyjaciół

W momencie trudnego i nieoczekiwanego kryzysu ekonomicznego, spowodowanego stratami mojej spółki, spotkałem Beniamina i jego przyjaciół. Ludzie ci nie tylko mnie przyjęli, ale także zadbali o pracę dla mnie, w wieku, kiedy żadne przedsiębiorstwo nie wzięłoby już człowieka pod uwagę. Zaczynałem od zera, ale tym razem z prawdziwymi przyjaciółmi.W ostatnim okresie, mogłem sprawdzić jak duch założyciela CL kształtował jednego po drugim jego naśladowców. Pomimo, że obecność ks. Giussaniego już nam na tym świecie nie towarzyszy, jego dziedzictwo powiększa się dzięki nauczaniu, które pozostawił tym, którzy poznali go za życia, jak i nam którzy dołączyliśmy później, stykając się z częścią jego doświadczenia, które nieoczekiwanie dotarło aż do nas.

Dziękuję księże Giussani.

Patricio Ernesto, Chile

 

Wspinać się w górę

Teresa Alyote di Hoima z Ugandy, zmarła w sobotę, 4 lutego. Jako wdowa należała do Bractwa Św. Józefa i była odpowiedzialną Ruchu. Partycja, jej córka, studentka medycyny, była odpowiedzialną CLU w Kampala. Ojciec Edo Mörlin towarzyszył Teresie w ostatnich dniach życia, udzielając sakramentów. Oto jego słowa wypowiedziane podczas pogrzebu.

W dramacie Paul’a Claudel’a Zwiastowanie Maryi, tak drogim Teresie, autor wkłada w usta bohaterki, Violaine, takie stwierdzenie: „Świętość to nie śmierć w walce przeciw Turkom, czy całowanie trędowatego w usta, ale wypełnianie świętej woli Boga, zawsze i wszędzie, czy to, jeśli On chce, pozostając gdzie jesteś, czy, jeśli cię wezwie, wspinając się w górę”. Zdanie to opisuje życie Teresy (chodzi mi o część jej życia od kiedy, w latach 80-tych, poznałem ją dzięki Ruchowi w Gulu). Przez posłuszeństwo Bogu i wzrastanie w Jego miłość w normalnym codziennym życiu, przygotowała się do misji rozpowszechniania w Hoima tego, co sama spotkała. Zadanie to podjęła razem z przyjaciółmi z Ruchu. Nieco później wstąpiła do Bractwa Comunione e Liberazione. Przez lata mozolnej misji w Hoima, Pan powoli przygotowywał ją do nowego kroku, do „wspinania się w górę”, jakim było odkrycie w Bractwie Św. Józefa całkowitego piękna w dziewictwie – dokładnie według najgłębszego znaczenia, jak wyjaśnia ks. Giussani: Dziewictwo jest byciem sam na sam z Bogiem. I dalej, żyjąc normalnie w całkowitym oddaniu się Bogu została przygotowana do kolejnego „wspinania się w górę”. Pierwszej nocy po powrocie z Włoch, z Międzynarodowego Spotkania Odpowiedzialnych Comunione e Liberazione ujawnił się rak. Wszyscy, którym była dana łaska towarzyszenia Teresie w całej jej drodze, przebytej w uściskach ks. Giussaniego, aż do ostatniego momentu, do ostatniego poranka, trochę lepiej zrozumieli, że stwierdzenie Claudel’a może zostać podjęte w naszym życiu.

Ojciec Edo Mörlin

 

Aby pamiętać

Ksiądz Jurek zaprosił studentów na Jasną Górę, aby wspólnie odbyć Drogę Krzyżową. Nie obyło się oczywiście bez trudu: pogoda brzydka, do Częstochowy daleko (szczególnie pociągiem), wstać trzeba o 4.30 rano... Ale kiedy wróciłam do domu, z radością i pewnością mogłam odpowiedzieć znajomym, że warto było. Warto się spotkać nawet na kilka godzin, nawet jeśli to kosztuje, a nawet tym bardziej, jeśli to kosztuje. Warto na nowo spotkać przyjaciół, którzy przypomną nie tylko głęboki sens Drogi Krzyżowej, ale również to, że Chrystus chce być z nami w każdej chwili naszego życia, we wszystkim, co robimy. Spotkanie w Częstochowie owocuje. Owocuje przyjaźnią, która coraz bardziej wkracza w nasze życie, nie przez wielkie słowa, ale wspólne obiady, kolacje, rozmowy, wspólną naukę i pomoc np. w kupowaniu komputera. Choć na Jasnej Górze było tylko kilkoro z nas, to przyjaźń tam ożywiona ogarnia wszystkich „wchodzących nam w drogę” (i w końcu brakuje krzeseł, jak podczas jednej z kolacji!), a moje życie staje się intensywniejsze, bardziej interesujące i po prostu piękniejsze.

Kasia, Warszawa

 

Studenckie spotkanie w Częstochowie przybliżyło mi wspólnotę ruchu Comunionee Liberazione, w której jestem od listopada ubiegłego roku. Najpierw zapoznanie się ze studentami i z ks. Jurkiem. Potem Droga Krzyżowa, opowiadająca o wydarzeniu Męki Pańskiej. Proste i jednocześnie głębokie słowa tekstu ks. kard. J. Ratzingera. Dla mnie, jak nie raz pisał ks. L. Giussani, jest to „tajemnica”. Tajemnica, która wyzwala. Nasi przyjaciele opowiadali o wizycie na grobie ks. Giussaniego, co wzmocniło uśpioną już Nadzieję. Kościół obejmujący wszystkie obszary ziemi i człowiek, mający gdzieś swoje miejsce - to rzeczywistość, w której chcę być! I tak pojmuję słowo „komunia”: idziemy razem ku celowi, którym jest Bóg!

Liliana, Warszawa

 

To, co najbardziej mnie dotknęło w geście spotkania CLU w Częstochowie to rodzinny i przyjacielski klimat, w jakim spędziliśmy dzień. Prosty gest jest w stanie poruszać prostotę serca jak nic innego. Równie wielkie wrażenie wywarła na mnie sama Droga Krzyżowa. Refleksje ks. kard. J. Ratzingera były ukierunkowane tak, aby pokazać drogę Jezusa na Kalwarię. Powtarza się ona codziennie w naszym życiu, w historii Kościoła i w teraźniejszości całego świata. Krzyż to nie koniec naszej nadziei, ale początek zbawienia. Coraz lepiej rozumiem, że to, co proponuje mi Kościół, to nie pomoc intelektualna, czy filozoficzne pogłębienie mojej istoty, ale rzecz bardzo konkretna, ogarniająca każdą część mojej osobyi mojego życia, rozpoczynając od obiadu do modlitwy, od nauki do sportu. Cały dzień spędzony w Częstochowie był oczywistym znakiem tego wszystkiego. Czuję, że jest to właśnie ten krok, który Ruch teraz mi proponuje, a który Papież – Benedykt XVI tak świetnie przedstawił we wstępie do swojej Encykliki Bóg jest miłością: „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej, czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie”.

Oskar, Warszawa

 

 

Ponownie stanąć w prawdzie

Jestem zwykłym urzędnikiem i prawdopodobnie jedną z osób najmłodszych stażem w białostockiej wspólnocie CL. Na spotkania zacząłem uczęszczać dopiero we wrześniu ubiegłego roku. Nigdy wcześniej nie należałem do żadnej grupy, oazy czy stowarzyszenia związanego z Kościołem. CL jest moim pierwszym poważniejszym spotkaniem z Panem, które jak na razie daje mi siłę do stawania się każdego dnia „nowym człowiekiem”. Ks. Marek poprosił mnie o pomoc podczas wyjazdu na „Rekolekcje Wielkopostne Młodzieży Szkolnej” do Świdnicy. Jako opiekunowie jechali również: Henia, nauczycielka matematyki w gimnazjum, która jest w Ruchu ponad 20 lat, Michał, student Politechniki Białostockiej, ok. 5 lat w CL, oraz Adam i Radek klerycy czwartego roku naszego Seminarium. Z różnych powodów propozycja wyjazdu była mi „nie na rękę”. To, co czułem dobrze ujęła św. Katarzyna ze Sieny mówiąc, że należy być „człowiekiem mężnym a nie bojaźliwym”, właśnie dlatego postanowiłem podjąć to zadanie. Podróż zaczęła się o 6.05 i trwała prawie 13 godzin. W tym czasie nasza 19 osobowa „rodzina” zdążyła „zaliczyć” dwie przesiadki PKP, podróż w przedziale towarowym i walkę o miejsce w PKS-ie, a jednak jedynym wrażeniem, jakie pozostało była ogromna satysfakcja z przebywania razem. Towarzystwo CL jest po prostu szczególne i przekonałem się o tym kolejny raz! Zmęczeni, ale radośni i szczęśliwi, dotarliśmy wieczorem do Świdnicy, gdzie czekała na nas słodka i błoga nagroda za wszystkie trudy „wyprawy”. Pozytywnie zaskoczyły mnie wylewne powitania, odczułem, że jesteśmy ważni. Młodzież „szalała” wręcz, wymieniając uściski z przyjaciółmi z drugiego krańca Polski. Zasiedliśmy do wspólnej kolacji, a następnie księża Jurek, Marek i Tomek odprawili Mszę Św., która nas jeszcze bardziej zintegrowała. Temat rekolekcji Uwierzyliśmy miłości Boga okazał się bardzo „na czasie”, gdyż nawiązywał do pierwszej Encykliki Papieża Benedykta XVI Bóg jest miłością. Ks. Jurek rozwinął go w prosty i przejrzysty sposób. Mówił, że życie człowieka jest ciągłym dramatem, który rozgrywa się w każdym z nas. Przywołał postawy dwóch uczniów Chrystusa - Jana, który przylgnął do Pana i Judasza, który Go zdradził. Pierwszy był szczęśliwy, drugi stracił życie. Dlatego też powinniśmy szukać „czegoś więcej”, by „przylgnąć do Pana”. Dzięki trwałej miłości Boga do człowieka i człowieka do Boga, będzie nam dana możliwość przemiany. Tym, co pozwoli nam na przemianę są sakramenty - spowiedź i Eucharystia. To właśnie one mają nam dać siłę do walkiz samym sobą i innymi, oraz umożliwić zbliżenie się do Tajemnicy jaką jest Jezus: Bóg - Człowiek. Słowa były kierowane do młodzieży, jednak również ja znalazłem w nich wiele treści ważnych dla mojego zawiłego ostatnio życia. Potem, podzieleni na trzy grupy braliśmy udział w Szkole Wspólnoty. Obserwowałem wówczas młodzież. To co naprawdę mnie ujęło to szczere, proste i zarazem bardzo wymowne świadectwa. Po południu udaliśmy się na pielgrzymkę do Krzeszowa, gdzie odprawiliśmy Drogę Krzyżową. Bardzo wzruszająca była wieczorna prezentacja na temat miłosierdzia i miłości do innych Matki Teresy z Kalkuty. Po takim dniu „normalny” człowiek powinien być zmęczony, jednak nie my. Z Henią, Adasiem i Radkiem zwiedziliśmy „świdnicką starówkę” „by night”. W niedzielę Msza Św., a po niej krótkie podsumowanie. Ok. godz. 11.20 nasza białostocka grupa zaopatrzona w „wikt” wyruszyła busem do Wrocławia. Droga powrotna trwała krócej. Pomimo zmęczenia, a niektórzy z nas musieli następnego dnia iść do szkoły lub pracy, nie ma wątpliwości, że było warto. Udało mi się „stanąć w prawdzie” i zmierzyć ze „swoim napięciem”, aby powiedzieć sobie „Pokój tobie i Pokój z wami”.

Krzysztof, Białystok


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją