Ślady
>
Archiwum
>
2006
>
styczeĹ / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2006 (styczeĹ / luty) Strona Pierwsza Eucharystia: teraĹşniejsza, rodzinna RzeczywistoĹÄ Zapis medytacji Luigi Giussaniego z Rekolekcji MĹodzieĹźy Uczniowskiej (GS) Szwajcarii. Fryburg, listopad 1967 r. Luigi Giussani 1. RodzinnoĹÄ Tajemnicy
âJeden z uczniĂłw Jego - ten, ktĂłrego Jezus miĹowaĹ - spoczywaĹ na Jego piersi. Jemu to daĹ znak Szymon Piotr i rzekĹ do niego: ÂŤKto to jest? O kim mĂłwi?Âť Ten oparĹ siÄ zaraz na piersi Jezusa i rzekĹ do Niego: ÂŤPanie, kto to jest?Âť Jezus odparĹ: ÂŤTo ten, dla ktĂłrego umaczam kawaĹek [chleba], i podam muÂť. Umoczywszy wiÄc kawaĹek [chleba], wziÄ Ĺ i podaĹ Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spoĹźyciu kawaĹka [chleba] wszedĹ w niego szatan. Jezus zaĹ rzekĹ do niego: ÂŤCo chcesz czyniÄ, czyĹ prÄdzej!Âť. Nikt jednak z biesiadnikĂłw nie rozumiaĹ, dlaczego mu to powiedziaĹ. PoniewaĹź Judasz miaĹ pieczÄ nad trzosem, niektĂłrzy sÄ dzili, Ĺźe Jezus powiedziaĹ do niego: ÂŤZakup, czego nam potrzeba na ĹwiÄtoÂť, albo Ĺźeby daĹ coĹ ubogim. A on po spoĹźyciu kawaĹka [chleba] zaraz wyszedĹ. A byĹa nocâ (J 13, 23-30). W tej bardzo krĂłtkiej scenie mieĹci siÄ caĹy, trwajÄ cy od dwĂłch tysiÄcy lat, chrzeĹcijaĹski dramat. Nie jest to dramat spoĹeczny (chyba, Ĺźe poprzez odzwierciedlenie). Dramat chrzeĹcijaĹski od dwĂłch tysiÄcy lat jest dramatem relacji pojedynczej osoby, relacji Boga z tobÄ . Dlatego, Ĺźe dramat chrzeĹcijaĹski rozgrywa siÄ na poziomie jednostki, na poziomie osoby, a reszta jest tego konsekwencjÄ . ChciaĹbym, abyĹmy zwrĂłcili uwagÄ na ten obraz, na przedstawionej tu chwili, kiedy jeden z dwunastu, znajdujÄ cy siÄ najbliĹźej Jezusa, oparĹ gĹowÄ na jego ramieniu, aby zapytaÄ: âKto to jest?â. Abstrahujmy na moment prawdÄ chrzeĹcijaĹstwa. PomyĹlcie tylko, jakie ma znaczenie tego rodzaju sytuacja: BĂłg, Stworzyciel, Zasada, Tajemnica czyniÄ ca rzeczy jest CzĹowiekiem, na ktĂłrym opiera siÄ drugi czĹowiek, nieco mĹodszy od pozostaĹych, poniewaĹź Jan miaĹ w tym czasie okoĹo 20 lat. Jest przytulony do Jezusa, kĹadzie gĹowÄ, aby Mu coĹ powiedzieÄ, a byĹo to pytanie: âKto to jest?â. Jezus odpowiada. IleĹź w tej scenie zaĹźyĹoĹci i rodzinnoĹci, jakie wyjÄ tkowe, jakie szczegĂłlne upodobanie. Kontekstem, w jakim BĂłg umieĹciĹ siebie wobec czĹowieka jest ludzka, fizyczna, widzialna rzeczywistoĹÄ. CzĹowiek przed Bogiem znajduje siÄ w takim wĹaĹnie kontekĹcie: to juĹź nie jest âBĂłgâ, ale pojawia siÄ wĹaĹnie ten kontekst, ktoĹ, rzeczywistoĹÄ, na ktĂłrej czĹowiek moĹźe oprzeÄ gĹowÄ. Od tamtego momentu sytuacja religijna czĹowieka jest dokĹadnie taka. BĂłg pozostaje wewnÄ trz naszego sposobu Ĺźycia, wewnÄ trz naszej egzystencji, do tego stopnia, Ĺźe relacjÄ z Nim jest obiektywnie przedstawiona przez przywoĹanÄ sytuacjÄ. Nie jest to chwila wyjÄ tkowa, ale moment-norma, moment paradygmatyczny tego, co zdarza siÄ od czasu owego, przedstawionego w Ewangelii zdarzenia. CoĹ âwiÄcejâ, ktĂłrego kaĹźdy pragnie, nieokreĹlone, ale bardzo potrzebne âwiÄcej", niewiadome, czÄsto, czy raczej zazwyczaj, nieĹwiadome âwiÄcejâ, ktĂłrego czĹowiek nie zdoĹa nigdy ujÄ Ä w jego znaczeniu, âistota rzeczyâ, o ktĂłrej mĂłwi Jewtuszenko (i nie potrafi powiedzieÄ czym jest) (E. Jewtuszenko, Po kaĹźdym wykĹadzie, cyt. w L. Giussani, ZmysĹ religijny, Pallottinum, PoznaĹ 2000, s. 115-116), to nieokreĹlone âwiÄcejâ, w podobnej sytuacji staje siÄ moĹźliwe, fizycznie uchwytne, fizycznie zdeterminowane, moĹźliwe do speĹnienia, rodzinne, jasne, jak osoba, ktĂłra Ĺźyje pod tym samym dachem, z ktĂłrÄ nieustannie rozmawia siÄ przy stole, je i gawÄdzi. Owo "wiÄcej", od tamtego czasu, jest czymĹ oczywistym, jest ĹwiÄtÄ potrzebÄ . Staje siÄ oczywistoĹciÄ rĂłwnieĹź w sposobie dziaĹania. Od tego momentu ktoĹ wie jak postÄpowaÄ, powinien wiedzieÄ jak postÄpowaÄ. To, co byĹo nieznane, co stanowiĹo tajemnicÄ, od tamtego czasu pozostaje dokĹadnie okreĹlonÄ normÄ , ktĂłrÄ ktoĹ rozumie i interpretuje, jest rzeczÄ realnÄ . MiĹosierdzie z gĂłry, miĹoĹÄ do bytu - do Boga czy wszechĹwiata, do Jezusa czy ludzi, to bez róşnicy - staje siÄ normatywna, staje siÄ wyraĹşnym bodĹşcem, moĹźliwoĹciÄ i powinnoĹciÄ wszystkich, staje siÄ obowiÄ zkiem w kaĹźdym dziaĹaniu, jego ĹwiadomÄ i jasnÄ inspiracjÄ . Prawdziwym przestÄpstwem, prawdziwÄ naszÄ zbrodnia jest zapominanie o Jezusie Chrystusie! PowiedziaĹem, Ĺźe postawa przy myĹleniu o Bogu, wyobraĹşnia jakÄ czĹowiek instynktownie ogarnia swoje idee, swoje myĹlenie, jego fantazja, musi zatrzymaÄ siÄ na opisanym w tych niewielu linijkach obrazie. Jest to bowiem normalna sytuacja w jakiej siÄ znajdujesz. ZbrodniÄ jest nieĹwiadomoĹÄ, gdyĹź - po prostu - przez niÄ potrafisz wymazaÄ z twojego istnienia, z twojego Ĺźycia, rĂłwnieĹź to. Dzisiaj rano wskazaĹem, Ĺźe fizycznym spotkaniem, spotykanÄ fizycznÄ rzeczywistoĹciÄ , dziÄki ktĂłrej czĹowiek natychmiast i niespodziewanie uĹwiadamia sobie, odczuwa z zawrotnÄ jasnoĹciÄ , narzuca mu siÄ jako wymĂłg wspominane âwiÄcejâ, jest sakrament. W przeciwnym razie to âwiÄcejâ ĹÄ czy siÄ z przyjemnoĹciÄ , stanowi przedmiot pieĹni poetĂłw albo moment wzruszenia, rĂłwnoczeĹnie jednak przeĹźywane jest jako pozbawiony moĹźliwoĹci scharakteryzowania niepokĂłj, niepĹodny, rĂłwnie drÄczÄ cy, co jaĹowy. RzeczywiĹcie nie ma Ĺźadnej róşnicy natÄĹźenia Tajemnicy w przedstawionym âobrazieâ, w fakcie, Ĺźe BĂłg jest tamtym czĹowiekiem, do ktĂłrego jestem tak bardzo przywiÄ zany uczuciowo, z ktĂłrym jestem tak zaprzyjaĹşniony, ktĂłry mnie kocha, z ktĂłrym jestem tak bliski i zĹźyty, tym czĹowiekiem tu, ktĂłry je ze mnÄ , oraz w fakcie, Ĺźe BĂłg, Ĺźe Tajemnica Boga jest obecna w geĹcie czynionym przez wspĂłlnotÄ KoĹcioĹa - wspĂłlnotÄ chrzeĹcijaĹskÄ -, czyli w sakramencie. Jaka jest róşnica pomiÄdzy pierwszym i drugim aspektem Tajemnicy? Ĺťadna. Drugi aspekt nie jest wcale bardziej tajemniczy, SpowiedĹş czy Komunia nie sÄ bardziej tajemnicze niĹź âobrazâ Jana Ewangelisty siedzÄ cego tuĹź obok Jezusa Chrystusa. W tych dwĂłch aspektach jednej Tajemnicy nie ma absolutnie Ĺźadnej nierĂłwnomiernoĹci. Faktycznie Tajemnica Sakramentu jest dokĹadnie taka jak Tajemnica, ktĂłrÄ
ĹźyĹ Jan Ewangelista, ma ten sam âukĹadâ. BĂłg - niewidzialny, niepojÄty, bezmierny, gĹÄbia rzeczy - czyni siebie doĹwiadczalnym: nie jako BĂłg, BĂłg nie moĹźe staÄ siÄ doĹwiadczalnym jako BĂłg, ale przekĹada siÄ w pewnÄ
obecnoĹÄ, w pewnÄ
teraĹşniejszÄ
rzeczywistoĹÄ, ktĂłrÄ
spotykam, Twierdzenie, Ĺźe SpowiedĹş przemienia jest caĹkowicie bezpodstawne dla kogoĹ, kto jej nie stosuje lub podejmuje jako sposĂłb bycia poboĹźnym, jako poboĹźnÄ praktykÄ, a nie w prostocie, jako przyjÄcie Tajemnicy. Tak samo, jeĹźeli nie Ĺźyje siÄ KomuniÄ , kiedy siÄ jej nie przyjmuje lub przyjmuje dla bycia poboĹźnym, jako poboĹźnÄ praktykÄ, caĹkowicie nieuzasadnionym i abstrakcyjnym bÄdzie powiedzenie, Ĺźe Komunia przemienia, Ĺźe stwarza nowego czĹowieka, socjologicznie widzialnego, z innÄ mentalnoĹciÄ , z bezgranicznie gĹÄbszÄ wraĹźliwoĹciÄ w odczuwaniu czĹowieka i jego przeznaczenia. BÄdzie to absurdem, jeĹźeli nie przyjmuje siÄ jej jak Ĺźebrak zanurzajÄ cy siÄ w Tajemnicy Boga, pozbawiony roszczeĹ, ale pewny, Ĺźe Odkupienie przyjdzie, Ĺźe siÄ ukaĹźe kiedy BĂłg zechce i tak, jak BĂłg zechce. WewnÄ trz jednak juĹź siÄ wydarza, ktoĹ ĹźyjÄ c tymi gestami nie moĹźe byÄ caĹkowicie jak przedtem, nie moĹźe. NajwiÄkszym zagroĹźeniem dla kogoĹ kto przystÄpuje do SakramentĂłw jest zatem przystÄpowanie nie ze wzglÄdu na to czym one sÄ , ale dla jakiegoĹ wyobraĹźenia wynikajÄ cego z racjonalistycznej lub moralistycznej redukcji rzeczy, ktĂłra w istocie jest czystÄ TajemnicÄ . Sytuacja w jakiej znajduje siÄ Jan Ewangelista, mĹodzieniec opierajÄ cy gĹowÄ na tamtym czĹowieku, obiektywnie i realnie - stwierdzajÄ c to nie jestem âszalonyâ - powraca w sakramencie. JeĹli ktoĹ dochowuje wiary i nieprzerwanie pozostaje na drodze sakramentĂłw, trwa w spotkaniu, staje siÄ inny, zmienia siÄ jego mentalnoĹÄ, wraĹźliwoĹÄ i Ĺźyciowa energia. IstniejÄ moĹźliwoĹci moralne absolutnie niepojÄte poza przeĹźywanym, Ĺźywym chrzeĹcijaĹstwem (nie w podtrzymywanej moralnoĹci, nie w realizowanej religijnoĹÄ, ale w przeĹźywanym chrzeĹcijaĹstwie, sprawia to Tajemnica, ktĂłrÄ rozpoznaje siÄ jako obecnÄ , proszÄ c aby weszĹa w ciaĹo i koĹci, w kaĹźde dziaĹanie, BĂłg, ktĂłrego siÄ zaprasza, aby byĹ wewnÄ trz kaĹźdego podejmowanego czynu, wewnÄ trz samego Ĺźycia, BĂłg, ktĂłrego siÄ przyjmuje i prosi, aby coraz bardziej wchodziĹ w Ĺźycie). Na przykĹad wiernoĹÄ w miĹoĹci i miĹoĹÄ do prawdy - niemoĹźliwe jest zatrzymanie siÄ, niemoĹźliwe jest, aby to, co siÄ wydarza staĹo siÄ przeszkodÄ , zgorszeniem i zatrzymaĹo w wÄdrĂłwce. Przede wszystkim zaĹ pojawia siÄ zdolnoĹÄ ciÄ gĹoĹci, nie jakiejĹ ciÄ gĹoĹci abstrakcyjnej, ale ciÄ gĹoĹci ponownego rozpoczynania, ciÄ gĹoĹci zawsze obecnego Ĺźycia, realistycznie zawsze obecnego, ciÄ gĹoĹci Zmartwychwstania. Rozumiecie zatem jak, moim zdaniem, musi przemieniÄ siÄ, musi zmieniÄ siÄ, musi nawrĂłciÄ siÄ wasza postawa wobec tych rzeczy, wobec momentĂłw Ĺźycia stanowiÄ cych oparcie tak, jak Jezus Chrystus stanowi oparcie naszej historii. Nie bylibyĹmy tutaj z takim pokojem miÄdzy nami, aby o tym mĂłwiÄ, nigdy byĹmy siÄ nie spotkali, gdyby nie zdarzyĹ siÄ ten Fakt. Pierwszym aspektem naszego nawrĂłcenia, pierwszym sposobem zapuszczenia do wnÄtrza naszego Ĺźycia Ĺźarliwej ĹwiadomoĹci tego âwiÄcejâ, sposobem, aby to âwiÄcejâ staĹo siÄ konkretne, aby staĹo siÄ duszÄ przemieniajÄ cÄ nasze praktyczne Ĺźycie, aby zaczÄ Ä doĹwiadczaÄ tego âwiÄcejâ poĹrĂłd spraw, ktĂłre codziennie podejmujemy, poĹrĂłd obowiÄ zkĂłw, podczas zamiatania podĹogi, uczenia siÄ czy jedzenia (jak z innego punktu widzenia mĂłwiĹ Szaniawski, ukazujÄ c wieĹniaka czyniÄ cego przed posiĹkiem znak krzyĹźa), aby to âwiÄcejâ weszĹo do wnÄtrza, Ĺwiadome, wciÄ Ĺź bardziej wibrujÄ ce, przeksztaĹcone, przyjacielskie, rodzinne, rozpoznane, aby nasza wÄdrĂłwka nie byĹa chodzeniem we mgle, pierwszym punktem nie bÄdzie zebranie siÄ i zrobienie nie wiadomo czego. Pierwszym sposobem realizowania tego "wiÄcej", realizowania nawrĂłcenia, jest przystÄpowanie do SakramentĂłw. Nie polega to na speĹnianiu praktyki religijnej, do ktĂłrej was popycham, ale na ĹwiadomoĹci gestu, rzeczywistoĹci stanowiÄ cej TajemnicÄ, czerpiÄ c z niej staniecie siÄ inni. DoĹwiadczycie tego, obiecujÄ wam, kiedy BĂłg zechce i tak, jak zachce. Nie wzywam was do jakiejĹ poboĹźnej praktyki, ale do momentu, ktĂłrym jest Tajemnica.
2. ĹwiadomoĹÄ wĹasnej nicoĹci i pragnienie speĹnienia Jak zachowasz siÄ wobec Tajemnicy? Czy wejdziesz w z niÄ w ukĹad? Zawrzesz umowÄ? âPrzygotujesz siÄâ i wĂłwczas powiesz: âTeraz mam prawo przyjĹÄ i zbliĹźyÄ siÄ do ciebie?â Czy zbliĹźysz siÄ do Tajemnicy tak, Ĺźe najpierw uporzÄ dkujesz samodzielnie sprawy, a potem powiesz: âTeraz zatem Ty musisz mnie przyjÄ Ä?â ByĹoby to roszczenie i zarozumiaĹoĹÄ. Aby zbliĹźyÄ siÄ do Tajemnicy wymagana jest jedna tylko rzecz: ĹwiadomoĹÄ naszej niezdatnoĹci, ktĂłra jest wiÄksza niĹź nicoĹÄ, naszej fundamentalnej niezdolnoĹci i ciÄ gĹego wiaroĹomstwa, karygodnej biedy, naszej chcianej niedoskonaĹoĹci, naszej nieprzytomnoĹci, ciÄ gĹej nieudolnoĹci, naszego bycia niczym. SĹowo ânicâ nie wyraĹźa jednak dostatecznie tego, czym jesteĹmy. Istnieje wyĹÄ cznie jeden warunek: ĹwiadomoĹÄ czym siÄ jest, i to wystarczy. Aby zbliĹźyÄ siÄ do Tajemnicy jest tylko ta jedna koniecznoĹÄ. Nawet jeĹźeli sposĂłb zbliĹźenia siÄ do Tajemnicy przez sakrament róşni siÄ od sytuacji, kiedy ktoĹ spoĹźywa posiĹek razem z drugim i kĹadzie gĹowÄ na jego ramieniu, sĹucha jak ten mĂłwi o koĹcu Ĺwiata i SÄ dzie, oraz lÄka siÄ gĹosu, ktĂłry juĹź teraz go osÄ dza, chodzi jednak o róşne sposoby podejĹcia do tej samej Tajemnicy. W ten sposĂłb Chrystus pozostawiĹ nam pod okreĹlonymi postaciami samego siebie. SpowiedĹş i Komunia sÄ dwiema podstawowymi postaciami, przez ktĂłre zbliĹźamy siÄ do Tajemnicy. SÄ to dwie postacie podstawowe, poniewaĹź jedna znajduje siÄ u poczÄ tku, a druga w gĹÄbi naszej postawy, ale logika jest jedna. StanowiÄ one wspĂłĹczynniki logiczne jednej postawy. Z tego punktu widzenia najbardziej jednoznacznÄ stronicÄ Ewangelii, jak powiedziaĹem dziĹ rano, jest na pewno ta, ogĹaszajÄ ca, Ĺźe celnik wyszedĹ ze ĹwiÄ tyni usprawiedliwiony - Ewangelia ukazujÄ c jak on postÄ piĹ nie mĂłwi tego aby wprowadzaÄ w bĹÄ d, bynajmniej nie po to. PrzechodzÄ c do szczegĂłĹĂłw, SpowiedĹş nie moĹźe byÄ rozwaĹźana tak, jaki teraz chce ukazaÄ, gdyĹź w taki sposĂłb podejmowana, jest moralistycznÄ , poboĹźnÄ praktykÄ . Mianowicie: âAby pĂłjĹÄ, aby przystÄ piÄ do spowiedzi, muszÄ byÄ zdecydowany na pozostawienie rzeczy, ktĂłre dotÄ d czyniĹem, inaczej byĹbym oszustem, hipokrytÄ , gdyĹź poszedĹbym wiedzÄ c, Ĺźe za godzinÄ mogÄ nadal bĹÄ dziÄ, jeĹli bÄdÄ miaĹ okazjÄ zbĹÄ dzÄ po trzech minutach. Zatem, pĂłjdÄ do Spowiedzi kiedy zdecydujÄâ. A ja zapytam, jaka jest potrzeba, aby weszĹa w twoje Ĺźycie Tajemnica Boga, skoro sam jesteĹ juĹź zdolny do zdecydowania. W innym przypadku ktoĹ moĹźe staraÄ siÄ dotrzeÄ do Spowiedzi w pewien wewnÄtrzny sposĂłb, poprzez stan ducha, ktĂłry zawiera juĹź nawrĂłcenie: gorzkie opĹakiwanie uchybienia, odczuwanie udrÄki swojego bĹÄdu. Powiem jednak: skoro juĹź siÄ przemieniĹeĹ, zbyteczne jest abyĹ siÄ spowiadaĹ. To, do czego zmierzasz bÄdzie tylko formalistycznym potwierdzeniem. Jest to faktycznie formalizm. Tymczasem w spowiedzi jest tylko to, Ĺźe idziesz na spotkanie, poniewaĹź nic nie potrafisz, nie jesteĹ zdolny, a zatem, przede wszystkim, nie jesteĹ zdolny by postanowiÄ dobro. Idziesz na spotkanie, bo jesteĹ zablokowany przez twĂłj bĹÄ
d. Dlatego teĹź idziesz na to spotkanie jak ku jakiejĹ obcej rzeczy, wobec ktĂłrej jesteĹ nieprzepuszczalny, jesteĹ wypeĹniony przez twoje zĹe uczucie, jesteĹ ich peĹny. Rozpoznajesz, Ĺźe jesteĹ biednym czĹowiekiem, W spowiedzi bĂłl nie jest uczuciem, stanowi osÄ d, uznanie, Ĺźe czyn nie byĹ miĹoĹciÄ , wolnoĹciÄ , otwartoĹciÄ na "wiÄcej", nie byĹ czÄĹciÄ pewnego kontekstu, ale roszczeniami i dÄ Ĺźeniem do bycia prawem dla samego siebie. BĂłl jest osÄ dem i postanowieniem, nie programem nad ktĂłrym panujesz (nie jest tak, Ĺźe natychmiast staĹeĹ siÄ panem samego siebie!), gdyĹź byĹby wĂłwczas nieuĹźyteczny, przenosiĹby TajemnicÄ Chrystusa na inne miejsce, sam byĹby sposobem, aby ciÄ zbawiÄ. DecyzjÄ jest wĹaĹnie ten krzyk ostatniej resztki szczeroĹci w tobie: âJa nie potrafiÄ, BoĹźe, Ty mnie przemieĹ. Ja nie wiem jak to zrobiÄ, nie wiem jak postÄpowaÄ, nie wiem jak zmieniÄ, Ty mnie ocalâ. DecydujÄ cÄ jest ta ostatnia resztka szczeroĹci, ktĂłra, nie znajdujÄ c w sobie uznawanego za konieczne rozwiÄ zania, przywoĹuje TajemnicÄ Boga, moc Boga. Dlatego jest oczywiste, Ĺźe BĂłg jest potÄĹźniejszy niĹź nasza niezdatnoĹÄ i zĹoĹliwoĹÄ, moc Boga jest wiÄksza. MiĹosierdzie Boga jest wiÄksze niĹź grzech. Nie znaczy to jednak, Ĺźe BĂłg jest kĹamcÄ i mĂłwi: âJesteĹ dobry kiedy jesteĹ zĹyâ. BĂłg nie uĹwiÄci twojego dobra kiedy chcesz zĹa. BĂłg, potrzebuje tylko jednego punktu oparcia w tobie, najmniejszego punktu prawdy, aby swojÄ mocÄ zbudowaÄ na nim twoje nawrĂłcenie. Aby ciÄ stworzyÄ na nowo! Tylko moc BoĹźa moĹźe ciÄ na nowo stworzyÄ, ale potrzebuje jednego punktu prawdy w tobie. PoniewaĹź BĂłg nie moĹźe budowaÄ na kĹamstwie. Tym najmniejszym punktem prawdy w tobie jest szczeroĹÄ proĹby, i to wystarczy. SpowiedĹş jest modlitwÄ , bĹaganiem, nie jakimĹ ustalonym programem. Jedynym warunkiem jest szczeroĹÄ bĹagania. Taka szczeroĹÄ, czyĹź nie moĹźe byÄ rĂłwnieĹź w kimĹ, kto czuje siÄ usidlony i pewny Ĺźe nadal bÄdzie bĹÄ dziĹ! JeĹli ktoĹ, czujÄ c siÄ omotany w pewnej sytuacji, nie idzie do spowiedzi, popeĹnia dwa powaĹźne bĹÄdy: przede wszystkim, w gruncie rzeczy, pogĹÄbia swojÄ negatywnÄ sytuacjÄ, utwierdza jÄ , a nastÄpnie, coraz bardziej oddala siÄ rĂłwnieĹź od religii. Taka jest logika drogi grzechu. ZĹy czyn, pozostajÄ c, staje siÄ historiÄ zĹa, a kresem tej historii jest kĹamstwo. CzĹowiek porzuca prawdÄ, nawet jeĹźeli idzie jeszcze do koĹcioĹa, brakuje w tym przylgniÄcia i uznania. Jaka jest zatem ostatnia resztka prawdy o sobie, dla kogoĹ, kto caĹkowicie usidlony rozumie, Ĺźe nie zdoĹa z tego wybrnÄ Ä, kto jest pewny, Ĺźe znowu zbĹÄ dzi? Jest to woĹanie do Boga: âBoĹźe, przemieĹ mnie, poniewaĹź ja nie jestem w stanie siÄ zmieniÄ. UczyĹ ze mnÄ co zechcesz, poniewaĹź ja nie potrafiÄ siÄ zmieniÄ. ZbĹÄ dzÄ za godzinÄ, zbĹÄ dzÄ dziĹ wieczorem, zbĹÄ dzÄ jutroâ. To, co wam mĂłwiÄ nie jest jednak jakÄ Ĺ instrukcjÄ , to znaczy, nie mĂłwiÄ: "ZaĹóşcie sobie, Ĺźe zawsze zbĹÄ dzicie, wystarczy, Ĺźe woĹacie do Boga, jak to przedstawiĹem". Nie, poniewaĹź takie woĹanie nie byĹoby szczere. BĹaganie jest szczere, proĹba jest szczera, jeĹli ktoĹ rzeczywiĹcie nie moĹźe postÄpowaÄ inaczej, nie potrafi dziaĹaÄ inaczej. Jest szczere, kiedy czĹowiek jest caĹy sprÄĹźony, aby uczyniÄ ile moĹźe, rĂłwnieĹź uciÄ Ä krĂłtko, jeĹli zdoĹa. Nie chodzi tu o wyeliminowanie wspĂłĹpracy, ale o realistyczne stwierdzenie twojej sytuacji, siĹ i warunkĂłw. Przypomnijcie sobie wypowiedĹş Marshalla, dotyczÄ
cÄ
wĹaĹnie tego punktu, wypowiedĹş bardzo wnikliwÄ
i moim zdaniem definitywnÄ
w jej jasnoĹci. Przeor Gaston, bohater ksiÄ
Ĺźki Grosz dla kaĹźdego czĹowieka [A ogni uomo un soldo], musi wyspowiadaÄ schwytanego przez francuskich partyzantĂłw Niemca, ktĂłry ma zostaÄ zabity. PoniewaĹź jest katolikiem Pozostajecie bez wybaczenia, jeĹli siÄ nie spowiadacie. Bez wybaczenia, poniewaĹź daleko od Spowiedzi trzyma was nie to, co uczyniliĹcie, nie samopoczucie. Ani jedna, ani druga z tych rzeczy, w Ĺźadnym przypadku, nie moĹźe oddaliÄ was od Spowiedzi, nie moĹźe uzasadniÄ oddalenia od Spowiedzi. Oddala tylko jedna rzecz: kĹamstwo wzglÄdem siebie samych. To jest zanegowanie owego âwiÄcejâ, wyparcie siÄ âwiÄcejâ, zanegowanie Boga, wyparcie siÄ Jezusa Chrystusa. Jest jeszcze ostatni fragment dzisiejszego czytania: âA byĹa nocâ. Potem, czujecie siÄ spokojni, oby tylko, czujecie, Ĺźe jesteĹcie w porzÄ dku, poniewaĹź oskarĹźacie chrzeĹcijaĹstwo, Ĺźe nie ma juĹź argumentĂłw aby siÄ utrzymaÄ. âA byĹa nocâ. Jest to przede wszystkim zdrada siebie samych, nie Chrystusa czy Boga wedĹug tradycji w jakiej zostaliĹcie wychowani. Jest to coĹ gĹÄbszego, to znaczy zdrada Boga i Chrystusa, Boga i jego Objawienia, na ile sÄ Oni wpisani w wasze czĹowieczeĹstwo, w wasze ciaĹo, zdrada tego "wiÄcej", ktĂłrego siÄ wypieracie. Jest to kĹamstwo przeciwko sobie samym, grzech przeciw prawdzie. To wĹaĹnie jest zasadniczym punktem. Oddala was od Spowiedzi brak pragnienia dobra, brak zaakceptowania bĹagania o dobro, tylko to. Fakt przewidywanej przemiany jest cudem, bo jutro znowu zbĹÄ dzicie, jednak cud moĹźe siÄ zdarzyÄ i musicie o niego prosiÄ, jeĹli chcecie dobra, jeĹli chcecie "wiÄcej", jeĹli chcecie byÄ prawdziwi. Cud moĹźe siÄ zdarzyÄ za dwadzieĹcia lat, kiedy umrze konkubina. Nie waĹźne, mĂłwiÄ to, nie aby wpaĹÄ jawnie w pewien tor systematycznego wiaroĹomstwa, ale aby scentrowaÄ, zogniskowaÄ caĹy problem w jego sercu, w jego ostatecznej prawdzie, w jego istocie. JesteĹcie daleko od Komunii nie przez nastrĂłj, albo dlatego, Ĺźe nie odczuwacie - a zatem mĂłwicie, Ĺźe byĹaby to obĹuda. JesteĹcie obĹudnikami, ale nie dlatego, Ĺźe byĹaby to obĹuda. JesteĹcie obĹudnikami, poniewaĹź obĹudÄ jest negowanie tego, co mamy w sobie. Jest to moĹźe nieĹmiaĹe, bo zastraszone, peĹne lÄku, bo przeraĹźone, caĹe zamazane i nieokreĹlone, poniewaĹź nie byĹo karmione i wychowywane przez Ĺźycie spoĹeczne w jakim siÄ znajdujemy, ale jednak istnieje. Negujecie to "wiÄcej", miaĹźdĹźycie nogami to "wiÄcej", nieustannie samym sobie zakazujecie lepszej czÄĹci, nie pragniecie dobra, dlatego pozostajecie daleko od Komunii. I jesteĹcie obĹudnikami mĂłwiÄ c: "Jestem oddalony, bo byĹaby to hipokryzja". PoniewaĹź przystÄ pienie do Komunii jest krzykiem, woĹaniem biedaka, krzykiem czĹowieka porzuconego, ktĂłry juĹź nic nie rozumie i nie czuje, i dlatego ucieka siÄ do czyniÄ cej wszystko siĹy, do Tajemnicy, do mocy, ktĂłra go nawrĂłci. Ucieka siÄ do Tajemnicy Boga, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiem, wcielajÄ c siÄ w jego Ĺźycie, dosiÄgnÄ Ĺ go swoimi sĹowami i faktami poprzez TajemnicÄ KoĹcioĹa i mĂłwi do niego: "Jestem tu", ktĂłry przemieniĹ wielu i dlatego moĹźe przemieniÄ takĹźe ciebie. Komunia to osÄ d i pragnienie dobra, woĹanie wobec dobra. Nie jest nastrojem, uczuciem, upodobaniem, szczeroĹciÄ kupca. W tym sensie, zatem, zapraszam was do podsycania tego "wiÄcej", aby staÄ siÄ wreszcie ludĹşmi, aby ĹźyÄ po ludzku, aby nasze czyny miaĹy duszÄ, ktĂłrej im zazwyczaj brakuje, aĹźeby nasz niepokĂłj zostaĹ rozjaĹniony i byĹ prowadzony, aby wyznacznikiem naszego Ĺźycia byĹo miĹosierdzie, to znaczy miĹoĹÄ, aby dziaĹaÄ z coraz wiÄkszÄ ĹwiadomoĹciÄ zwiÄ zku naszego dziaĹania z wielkim kontekstem dla ktĂłrego jest ono podejmowane i w ktĂłrym istnieje, aby nasze Ĺźycie byĹo chrzeĹcijaĹskie, aby zrozumieÄ czym jest BĂłg i Ĺźe BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem, aby zrozumieÄ czym jest moc boĹźa, aby doĹwiadczyÄ, Ĺźe Chrystus jest prawdziwy, Ĺźe moc boĹźa staĹa siÄ widzialna miÄdzy nami, zapraszam was przede wszystkim do spotkania z sakramentami. Jedynym powodem naszego zbliĹźania siÄ do sakramentĂłw jest spotkanie z rzeczywistoĹciÄ , ktĂłrej nie moĹźemy chociaĹźby niewyraĹşnie rozpoznaÄ, nie moĹźemy zrozumieÄ, a ktĂłrÄ spotykamy, jako pewne dziwne uzupeĹnienie gestĂłw sakramentalnych. Kiedy nimi Ĺźyjemy, one same rozjaĹniajÄ siÄ i rĂłwnieĹź, coraz wyraĹşniej, okreĹlajÄ w naszej duszy pewnÄ metodologiÄ Ĺźycia, moĹźliwÄ do zastosowania we wszystkich relacjach i we wszystkich naszych dziaĹaniach, a mianowicie odnoszenie SakramentĂłw do Ĺźycia, lub teĹź czynienie wszystkich swoich relacji KomuniÄ . Ale to sÄ cele, ktĂłre przyjdÄ później. PierwszÄ waĹźnÄ sprawÄ jest zaczÄ Ä. WaĹźne jest aby rozpoznaÄ ObecnoĹÄ, aby woĹaÄ do tej ObecnoĹci, poniewaĹź w Niej jest moc Tego, ktĂłry stwarza wszystkie rzeczy. DokĹadnie tak owa moc byĹa obecna w twarzy Chrystusa, w czĹowieku Chrystusie, a faryzeusze jÄ usunÄli, tak jak my usuwamy Sakramenty z naszego Ĺźycia, Jego ObecnoĹÄ w naszym Ĺźyciu, Jego fizycznÄ ObecnoĹÄ. Ewentualnie powstrzymujemy jÄ dostosowujÄ c do naszego odczuwania, redukujemy do naszych uczuÄ, teologicznych teorii lub wiedzy historycznej. Tymczasem jest to ObecnoĹÄ, choÄ stanowi rzeczywistoĹÄ trudnÄ do zrealizowania, transcendentnÄ , nienaturalnÄ , nieprzyswajalnÄ , nieprzenikalnÄ , âabsurdalnÄ â, niewiadomÄ . W tym jest chrzeĹcijaĹstwo, i rĂłwnieĹź zrozumienie i ĹwiatĹo w tym biorÄ poczÄ tek. To jednak wprowadza ostatniÄ sprawÄ, ktĂłrÄ chciaĹem powiedzieÄ.
3. Sakrament, najprostsza forma modlitwy Pierwszym sposobem rozpalenia i podsycania w nas, tego fenomenu, nazwanego âwiÄcejâ, fenomenu, przez ktĂłry nasze dziaĹanie zmienia siÄ, choÄ pozostaje sobÄ (zamiatanie podĹogi pozostanie zamiataniem podĹogi, uczenie siÄ pozostanie uczeniem siÄ, bycie lekarzem pozostanie byciem lekarzem, miĹoĹÄ czĹowieka, miĹoĹciÄ czĹowieka, a podnoszenie dzieci podnoszeniem dzieci, nie stanie siÄ czymĹ innym, nawet jeĹli wewnÄ trz wzroĹnie, ale jest to pewna nowoĹÄ, wewnÄ trz tych samych rzeczy, owo "wiÄcej", ktĂłre je przetwarza, otwiera na oĹcieĹź, tak, Ĺźe ktoĹ czuje siÄ innym czĹowiekiem. Czuje siÄ jak nowo narodzony, jak wspaniale wyraziĹ cytowany tego ranka fragment tekstu PĂŠguy, przytaczajÄ cy myĹl wypowiedzianÄ przez Jezusa do Nikodema w trzecim rozdziale Ewangelii Ĺw. Jana). PierwszÄ rzeczÄ do zrobienia nie jest nauczenie siÄ jak zmieniÄ wĹasne postÄpowanie, przeprowadzenie analizy psychologicznej czy zrealizowanie jakiegoĹ duchowego programu, nie jest to coĹ, co musimy zrobiÄ my, nie. PierwszÄ rzeczÄ , ktĂłrÄ naleĹźy podjÄ Ä jest modlitwa, czyli proĹba, proĹba, aby nastÄ piĹo w nas nawrĂłcenie, rĂłwnieĹź jeĹli nie rozumiemy, co oznacza to nawrĂłcenie. UsiĹujÄ wyraziÄ pewnÄ mojÄ emfazÄ, pewne odbicie mojego odczuwania, bardziej niĹź jakieĹ koncepcje czy idee. Jest pewne odczucie, ktĂłre prĂłbowaĹem wywoĹaÄ wczoraj, a dziĹ chciaĹbym przyczyniÄ siÄ do jego ponownego stworzenia - czy moĹźe jeszcze lepiej - jest pewne przeczucie czegoĹ, co powinno przemieniaÄ, powinno przemieniaÄ zwyczajne Ĺźycie: sposĂłb pisania, jedzenia, sposĂłb podania rÄki dziewczynie. Jest coĹ, co musi zmieniaÄ. PierwszÄ rzeczÄ potrzebnÄ , aby utrzymaĹo siÄ to przeczucie, aby wzrastaĹo i zaczÄĹa siÄ naprawdÄ wewnÄtrzna przemiana, i aby w krĂłtkim czasie przemiana byĹa zauwaĹźalna na zewnÄ trz, jest modlitwa, proĹba aby tak siÄ staĹo. Nie chodzi o zabranie siÄ do robienia czegoĹ, poza proszeniem o przemianÄ. Sakrament jest obiektywnym i najprostszym sposobem tego "proszenia"; najprostszym, poniewaĹź jest tylko gestem, czĹowiek przystÄpuje do niego i to wystarczy. Podczas gdy modlitwa zawiera wypowiadanie sĹĂłw, ujmowanie myĹli, uczuÄ, przede wszystkim wyszukiwanie sĹĂłw. Sakrament jest aspektem pierwotnym, prostszym: jest cichym gestem - w tym znaczeniu jest czystÄ obecnoĹciÄ , byciem - , jak wĂłwczas, kiedy ktoĹ staje wobec drugiego i nie wie jak powiedzieÄ, i prosi samÄ swojÄ obecnoĹciÄ .
Sakrament jest byciem - dlatego Jezus Chrystus uczyniĹ go obowiÄ zkowym, nie wskazaĹ natomiast, Ĺźe obowiÄ zkowe jest Ojcze Nasz. Wy natomiast nie przywiÄ zujecie do tego wagi, taka jest wasza postawa. KtoĹ moĹźe przystÄ piÄ do spowiedzi i przyjmowaÄ KomuniÄ rĂłwnieĹź tylko przystÄpujÄ c, odpowiadajÄ c na to, co mĂłwi ksiÄ dz, o co ksiÄ dz, z mÄ droĹciÄ pĹynÄ cÄ ze znajomoĹci czĹowieka, zapyta, i to wystarczy. Nawet wskazujÄ c tak lub nie skinieniem gĹowy, i to wystarczy. Komunie wystarczy przyjÄ Ä, to sam gest, dlatego zarĂłwno ktoĹ prosty, jak i profesor uniwersytecki mogÄ go uczyniÄ w ten sam sposĂłb. Podczas gdy modlitwa bÄdzie juĹź zabarwiona przez róşnice kultury i ĹwiadomoĹci. JednakĹźe modlitwa jest fenomenem szerszym, poniewaĹź takĹźe Sakrament jest modlitwÄ , jest najprostszÄ formÄ modlitwy. Modlitwa to nic innego jak proĹba o bycie sobÄ , o stanie siÄ sobÄ , proĹba o to, by staÄ siÄ doskonaĹym, by siÄ speĹniÄ. Jest proĹbÄ , aby wydarzyĹo siÄ owo "wiÄcej", aby staÄ siÄ tym, czym siÄ powinno staÄ, proĹbÄ o tÄ "istotÄ rzeczy", ktĂłrej brak zauwaĹźaĹ Jewtuszenko. Modlitwa jest proszeniem o wolnoĹÄ, proszeniem o miĹosierdzie, o miĹoĹÄ, o Ĺźycie jako miĹoĹÄ, proszeniem, aby przemieniĹo siÄ nasze ciÄĹźkie i banalne, to znaczy zwyczajne dziaĹanie (zwykĹe, banalne rzeczy). JeĹli zechcecie byÄ ludĹşmi w peĹni, do czego miĹoĹÄ siĹÄ rzeczy powinna was popychaÄ, nowoĹÄ musi zdarzyÄ siÄ wewnÄ trz rzeczy banalnych: w sposobie uczenia siÄ, zamiatania podĹogi, w rozmowie z dziewczynÄ , ale teĹź wewnÄ trz ryzyka politycznego, jeĹli bÄdziecie chcieli je podejmowaÄ. Dlatego pierwszym warunkiem jest modlitwa, ustÄpstwo, w ktĂłrym decyduje ubĂłstwo, nÄdza i groza, bieda i pustynia waszego Ĺźycia. RĂłwnieĹź tu mniemacie, Ĺźe modlitwa utoĹźsamia siÄ z waszym, okreĹlonym uczuciem, macie bowiem dziwnÄ koncepcjÄ modlitwy. Tymczasem jest to osÄ d oraz pewien rytuaĹ, i to wszystko. Im bardziej oschĹy siÄ czujÄ, im bardziej chĹodny, daleki, niezdolny, im bardziej nie wiem, co mĂłwiÄ, im bardziej czujÄ siÄ jakby bez wiary, tym bardziej woĹam. Nawet kiedy ktoĹ Ĺwiadomie zostaĹ ateistÄ , powinien jeszcze prosiÄ: "BoĹźe, jeĹźeli istniejesz, objaw mi siÄ". CzĹowiek zaczyna byÄ czĹowiekiem, kiedy dociera do tego punktu. PoniĹźej jest nieszczeĹnikiem, przestÄpcÄ i we wszystkim, co robi wyrzÄ dza szkodÄ, kaĹźdÄ rzecz, ktĂłrÄ podejmuje robi Ĺşle i stanowi Ĺmiertelne zagroĹźenie dla kaĹźdego, kto siÄ do niego zbliĹźa, kto wspĂłĹdzieli z nim Ĺźycie. I odwrotnie, kiedy wewnÄ trz Ĺźycia jest nieustannie to woĹanie, kaĹźdy defekt, wada, zmÄczenie, kaĹźde ubĂłstwo i sĹaboĹÄ, kaĹźde zĹe przyzwyczajenie, staje siÄ dobrem, jako kierunek, ktĂłrego czas i kres naleĹźÄ do Boga. Dlatego potrzeba cierpliwoĹci, ktĂłra bezpoĹrednio widoczna jest jako wyrozumiaĹoĹÄ wobec innych, jako sposĂłb traktowania drugiego czĹowieka, przede wszystkim jako sposĂłb osÄ dzania go. PierwszÄ rzeczÄ w nas, ulegajÄ cÄ przemianie jest osÄ d o innych. Jako pierwsza, pojawi siÄ w nas niesamowita wyrozumiaĹoĹÄ. Bycie wyrozumiaĹym znaczy Ĺźe, wprost, fizjologicznie, twĂłj duch siÄ rozszerza, poniewaĹź obejmuje drugiego, ogarnie drugiego, zaczyna kochaÄ drugiego. Potwierdzenie siebie rozpoczyna realizowanie siebie samego, nawet jeĹźeli caĹa lista defektĂłw mechanicznie nadal istnieje. Chrystus przyszedĹ na Ĺwiat, jako ziarno, wszedĹ w historiÄ, i naprawdÄ trzeba Go zdradziÄ, aby powiedzieÄ, Ĺźe przez dwa tysiÄ ce lat niczego nie zdziaĹaĹ. Wystarczy bowiem iĹÄ za Nim jeden metr, aby pojÄ Ä, Ĺźe zmienia, juĹź zmienia. JeĹli jednak nie doĹwiadczysz, co Chrystus zmienia w tobie, moĹźesz oczywiĹcie powiedzieÄ, Ĺźe przez dwa tysiÄ ce lat nie zdziaĹaĹ niczego. Jest ziarno rzucone w historiÄ, przetwarzajÄ ce historiÄ zgodnie z czasem i zamysĹem boĹźym. W ten sposĂłb owo wypeĹniajÄ ce nasze wnÄtrze woĹanie, ten gest, przekĹadajÄ cy siÄ przede wszystkim na Sakrament, wyraĹźajÄ cy siÄ w echu modlitwy, jest ziarnem przemieniajÄ cym historiÄ waszego Ĺźycia zgodnie z czasem i sposobem nakreĹlonymi przez Boga. Ja jestem w tej sytuacji spokojny, poniewaĹź nie mogÄ narzucaÄ Bogu mojego poĹpiechu, co byĹoby jeszcze, w gĹÄbi, ostatnim, podstÄpnym sposobem usiĹowania potwierdzenia siebie i ratowania siÄ przed upokorzeniem. Na koniec przeczytam wam znany fragment, poniewaĹź sami nigdy go nie czytacie z uwagÄ . âGdy Jezus przebywaĹ w jakimĹ miejscu na modlitwie [wyobraĹşcie sobie, jak siÄ modli, a jego uczniowie, nieco oddaleni, patrzÄ
na Niego, poniewaĹź jest to wyjÄ
tkowy widok. CzĹowiek Ĺwiadomy, wyobraĹşcie sobie, co za widok, czĹowiek Ĺwiadomy caĹym sobÄ
. Moment, kiedy czĹowiek jest Ĺwiadomy. Gdy taki moment staje siÄ przyzwyczajeniem, gdy czĹowiek zaczyna stabilnie byÄ czĹowiekiem, zaczyna doĹwiadczaÄ atrakcyjnoĹci, jakiej nikt z nas, nie moĹźe porĂłwnaÄ z czymĹ, co byĹoby podobne, poniewaĹź jest tak wyjÄ
tkowa. Ale w tym wĹaĹnie zaczyna siÄ atrakcyjnoĹÄ czĹowieka. WĂłwczas, ktoĹ zaczyna naprawdÄ rozumieÄ wielkoĹÄ ducha jako dominujÄ
cego i zdolnego ogarnÄ
Ä materiÄ, wĂłwczas zaczyna siÄ przemieniaÄ: te same dane fizyczne, te same dane biologiczne zostajÄ
pociÄ
gniÄte siĹÄ
i atrakcyjnoĹciÄ
tego innego czynnika. Co dacie waszej Ĺźonie, co dacie mÄĹźowi, co dacie dzieciom, jeĹli nie dÄ
Ĺźycie ku temu, jeĹli nie prosicie o tÄ drogÄ?] i skoĹczyĹ jÄ
, rzekĹ jeden z uczniĂłw do Niego: ÂŤPanie, naucz nas siÄ modliÄ, jak i Jan nauczyĹ swoich uczniĂłwÂť. A On rzekĹ do nich: ÂŤKiedy siÄ modlicie, mĂłwcie: Ojcze, niech siÄ ĹwiÄci Twoje imiÄ [âimiÄâ, w jÄzyku hebrajskim znaczy "moc": niech Twoja moc dziaĹa w Ĺwiecie]; niech przyjdzie Twoje krĂłlestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na kaĹźdy dzieĹ i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy kaĹźdemu, kto nam zawini; i nie dopuĹÄ, byĹmy ulegli pokusieÂť. Dalej mĂłwiĹ do nich: ÂŤKtoĹ z was, majÄ
c przyjaciela, pĂłjdzie do niego o pĂłĹnocy i powie mu: "Przyjacielu, uĹźycz mi trzy chleby, bo mĂłj przyjaciel przyszedĹ do mnie z drogi, a nie mam, co mu podaÄ". Lecz tamten odpowie z wewnÄ
trz: "Nie naprzykrzaj mi siÄ! Drzwi sÄ
juĹź zamkniÄte i moje dzieci leĹźÄ
ze mnÄ
w Ĺóşku [byĹo zatem jedno Ĺóşko]. Nie mogÄ wstaÄ i daÄ tobie". MĂłwiÄ wam: ChociaĹźby nie wstaĹ i nie daĹ z tego powodu, Ĺźe jest jego przyjacielem, to z powodu jego natrÄctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. I Ja wam powiadam: ProĹcie, PoproszÄ teraz, abyĹcie spÄdzili kwadrans w milczeniu, bez sĹowa. W ciÄ gu tych minut zatrzymajcie siÄ wobec tego, o czym mĂłwiliĹmy. SzczegĂłlnie zapraszam, abyĹcie zwrĂłcili uwagÄ na tÄ rzeczywistoĹci najbardziej aktywnÄ , operatywnÄ , praktycznÄ , wyraĹşnie ludzkÄ . Nie istnieje nic ludzkiego, jeĹli nie jest pod napiÄciem proĹby, proĹby o "wiÄcej", to znaczy, jeĹli nie jest podejmowane ze ĹwiadomoĹci istnienia czegoĹ, czego jeszcze nie mamy w tym, co robimy, w tym, czym jesteĹmy. ZwrĂłÄcie uwagÄ na taki moment waszego dnia, albo lepiej, na moment w waszym zwykĹym sposobie dziaĹania, ktĂłry wymaga modlitwy, czyli proĹby. To bowiem jest szansa, aby staĹ siÄ przyzwyczajeniem ten szlachetny punkt, ktĂłry jest jedynym momentem aktualizacji naszego czĹowieczeĹstwa w peĹnym jego wymiarze (inaczej zostaje ono zdeptane, zmiaĹźdĹźone przez niesamowity masochizm lub sadyzm, ktĂłry KoĹcióŠKatolicki nazywa grzechem pierworodnym). Potrzeba, aby ta proĹba staĹa siÄ przyzwyczajeniem - jak mam zwyczaj mĂłwiÄ - do tego stopnia, Ĺźe jest jakby wciÄ Ĺź obecna: robicie wszystko, ale ukradkiem jest zawsze ĹwiatĹo, cieĹ, czy zarys obecnej proĹby. Przede wszystkim jednak potrzeba przynajmniej, abyĹcie w ciÄ gu dnia potrafili ustaliÄ, wykroiÄ moment, w ktĂłrym chcielibyĹcie odnaleĹşÄ siebie, chcielibyĹcie byÄ prawdziwi, w ktĂłrym bÄdziecie zainteresowani, aby w waszej, caĹkowicie rozproszonej codziennoĹci pojawiĹa siÄ chociaĹźby chwila prawdy. Taki moment prawdy nie jest chaotycznym krzykiem ku jakiemuĹ quid, ktĂłre siÄ nazywa BĂłg, ale proĹbÄ o nawrĂłcenie: âPrzyjdĹş KrĂłlestwo Twojeâ, nawet, jeĹźeli nie potrafi siÄ tego wydarzenia szczegĂłĹowo, zgodnie z tworzÄ cymi je czynnikami, opisaÄ. Tego siÄ nauczycie.
tĹum. Urszula PiÄtka |