Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2003 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2003 (wrzesień / październik)

CL. Polska

U źródeł powołania

W bieżącym roku przypada 20 rocznica obecności ruchu CL w Polsce. Pierwszym odpowiedzialnym krajowym Ruchu był ks. Zdzisław Seremak (1937-1991).Publikujemy fragment szerszego opracowania o jego życiu i dziele.

Piotr Chlastawa


Zdzisław wzbudzał w ludziach sympatię i zaufanie, był przez bardzo wielu lubiany. Zawsze gromadzili się przy nim bliscy. Szanowano go za wiedzę i odwagę. Halina Romańczyk-Orlof wspomina: „Był ciekawy świata, wrażliwy na krzywdę i niesprawiedliwość, pełen wiary, że wszystko można zmienić na lepsze. On mądry, oczytany, bardzo odważny, głośno i spontanicznie wyrażał swoje opinie, bronił tych, którym działa się krzywda. Ten wszechstronnie uzdolniony realista umiał dostrzegać piękno w każdej jego postaci. Potrafił ocenić przyjaźń”.

Był czas powstawania pierwszych przyjaźni i sympatii, tworzyły się więzi koleżeństwa. Dla młodego Zdzisława mieszało się to z kryzysem wewnętrznym, tak charakterystycznym dla wieku młodzieńczego. Te rozterki były tym większe, im większe widział dysproporcje między radością i życzliwością płynącą z serca a skostniałymi zasadami życia społecznego. Dlatego też coraz częściej pojawiała się refleksja nad sobą i swoim życiem. Dzięki inteligencji, mógł tę refleksję pogłębiać i czynić coraz bardziej prawdziwą. Dzięki zaś wrodzonej pozytywności i dobroci dzielił się i pomagał innym w ich trudnych sytuacjach życiowych. Wielkością Zdzisława było to, że wewnętrzne zamieszanie nie odebrało mu poczucia humoru i życzliwości wobec ludzi. Umiał ocalić w sobie to wszystko i do końca życia emanować nimi. Jedną z takich humorystycznych sytuacji wspomina Halina Bończak-Papst: „Byliśmy już w klasie maturalnej na przełomie 1954-1955 r. i postanowiliśmy sobie nawzajem w klasie urządzić «gwiazdkę». Dziewczęta wymyślały co by tu chłopcom kupić, czy zrobić. U chłopców Zdzisław przejął inicjatywę. Za jego namową wszystkie dziewczęta dostały czekoladę i trzy broszurki - «Będę matką», «Co każda dziewczyna wiedzieć powinna» i trzecia w tym stylu (nie pamiętam). Czytałyśmy te książeczki z wypiekami na twarzach i z zapartym tchem. Chłopcy – tymczasem – a głównie inicjator omal nie zostali zawieszeni w prawach ucznia i nie wylecieli ze szkoły. Tak nas wtedy wychowywali”.

Wewnętrzne rozterki potęgował kryzys wiary, podsycany działalnością władz komunistycznych przez ZMP, do którego należał Zdzisław. Mimo to wiary nie stracił. Uczęszczał przez cały czas na lekcje religii, a Bóg miał zawsze duże znaczenie w jego życiu. Patrząc z perspektywy czasu można powiedzieć, że ten kryzys wiary pomógł w podjęciu życiowej decyzji, odkryciu powołania.

Zbliżał się koniec edukacji szkolnej Zdzisława w Liceum i coraz częściej w rozmowach koleżeńskich przewijał się temat wyboru studiów i przyszłości. Koleżanka z klasy Danuta Kuc-Leciej wspomina: „przed maturą mówił nam, że wybiera studia medyczne, to znowu aktorskie, a gdy po maturze oświadczył, że wstępuje do Seminarium duchownego – nie wierzyliśmy”.

Czas uciekał i należało podjąć decyzję, w którą stronę skierować swoje zainteresowania. Było to coraz trudniejsze ponieważ wcześniejsze plany zderzały się z wolą Bożą. Dlatego jeszcze w czasie studniówki wszystko było otwarte. Halina Romańczyk-Orlof wspomina: „Wspominam jego studniówkę, był taki zwyczaj, że na studniówkę chłopcom wyszywano na szkolnych pluszowych niebieskich czapkach z czarnym daszkiem symbol uczelni, na którą wybierają się po maturze. Zdzich miał dwie czapki, na jednej koleżanka z klasy wyszyłam kielich z wężem, symbol medycyny, na drugiej ja (wiedziałam od kilku miesięcy, gdzie i dlaczego wybiera się naprawdę), wyszyłam monstrancję z hostią. Do dziś pamiętam, że złote nici dostałam od siostry zakonnej, hafciarki z Krotoszyna”. Czapkę z kielichem i wężem wyszyła Halina Bończak-Papst opisująca tak to wydarzenie: „W połowie 1954 r. Zdzich zaczął robić «maślane» oczy do pewnej Basi, ale nadal byliśmy przyjaciółmi.

Przed maturą Zdzich snuł plany o medycynie i jak każe zwyczaj «swoim» chłopcom dziewczyny wyszywały na czapkach ich przyszłe studenckie insygnia. Ja Zdzisławowi wyszyłam więc «węża Eskulapa» owijającego kielich.

Po maturze wyjechałam do ciotki i gdy wróciłam po miesiącu, w domu zastałam list napisany ołówkiem – był od Zdzisława. Żegnał mnie, życzył szczęścia i błogosławieństwa – wybierał się do Seminarium Duchownego. Byłam zaskoczona tą decyzją i poczułam coś w rodzaju żalu, jakby już nie należał do tego świata”.

Nikt nie zna głębi ludzkiego serca i Bożych dróg, którymi wędruje do człowieka. Dzieje się to delikatnie, lecz stanowczo droga nieustannie się poszerza. Tak było również ze Zdzisławem. Myśl jak ziarno padła w serce i pomału dojrzewała robiąc miejsce ostatecznemu wezwaniu. Mądry i uważny nie przegapił tych sygnałów, biorąc je pod uwagę i pomału oswajając się z czymś, czego nie potrafił jeszcze zrozumieć i ogarnąć. Ogromna inteligencja mierzyła się nieustannie z Bożą propozycją podporządkowując się Jej w sposób świadomy, bez egzaltacji i naiwności. Tak opisuje ten czas ks. Zdzisław, udzielając wywiadu swemu przyjacielowi Zdzisławowi Bradelowi w 1985 r.: „Nic nie wskazywało na to, ze kiedykolwiek zostanę kapłanem. Byłem normalnym, od dłuższego czasu przeżywającym głęboki kryzys wiary aktywnym i przekonanym ZMP-owcem. W klasie maturalnej zdecydowałem się na studia medyczne i wydawało mi się, że moja przyszłość jest już postanowiona. Pamiętam jeden jedyny tylko jakby przebłysk, postawione trochę tak w próżnię pytanie: «A gdyby tak... kapłaństwo?» Było to podczas tańca na balu sylwestrowym... Później do tej myśli nie wracałem, ani też nic się w moim życiu nie zmieniło. Kolejny, tym razem decydujący moment, czy może wydarzenie miało miejsce już po maturze, ale przed odebraniem dyplomów maturalnych, dokładnie 12 czerwca 1955 roku. Przypadkowo wszedłem do kościoła podczas odprawianej Mszy św. Po kilku chwilach wyszedłem z niego jako człowiek głęboko wierzący, zdecydowany na wstąpienie do seminarium. Tego dnia popołudniu klęczałem już u krat konfesjonału... Nastąpiła  radykalna zmiana życia. Zdumienie moich rodziców, profesorów, kolegów i koleżanek, moje też. Wycofałem złożone już na Akademię Medyczną «papiery». Dyplom maturalny odbierałem świadom swej dalszej drogi. W sierpniu 1955 roku znalazłem się w seminarium wrocławskim, a pięć lat później, dokładnie 14 sierpnia 1960 roku, mając niespełna 23 lata przyjąłem święcenia kapłańskie”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją