Ślady, numer 8 / 2012 (Strona Pierwsza) Strona Pierwsza
Chrystus jest czymĹ, co wydarza mi siÄ teraz Prezentacja ksiÄ
Ĺźki ks. Luigiego Giussaniego âChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie. U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia", 25 stycznia 2012. Teatro degli Arcimboldi (Mediolan) oraz transmisja satelitarna w caĹych WĹoszech Julian CarrĂłn
Pozdrawiam kaĹźdego z was, przede wszystkim osobistoĹci publiczne i duchowne, ktĂłre biorÄ
udziaĹ w tym wydarzeniu, jak rĂłwnieĹź wszystkich przyjacióŠobecnych tutaj oraz ĹÄ
czÄ
cych siÄ z nami w wielu miastach. DziÄkujÄ przedstawicielom wydawnictwa Rizzoli, Paolo Zaninoniemu i Ottavio Di Brizziemu.
WybraliĹmy takÄ
formÄ, by wspĂłlnie kontynuowaÄ drogÄ SzkoĹy WspĂłlnoty. Po ZmyĹle religijnym podejmiemy w tym roku lekturÄ ksiÄ
Ĺźki ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie. U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia, drugiego z trzech tomĂłw cyklu PerCorso autorstwa ksiÄdza Giussaniego.
âPrzybyĹ CzĹowiek, pewien mĹody CzĹowiek, ktĂłry pojawiĹ siÄ na Ĺwiecie w pewnym miasteczku, w pewnym zakÄ
tku Ziemi dajÄ
cym siÄ precyzyjnie okreĹliÄ â w Nazarecie. Kiedy przyjedzie siÄ do Ziemi ĹwiÄtej, do tej mieĹcinki, i wejdzie do tej chatki, w ktĂłrej wypisano sĹowa: Verbum caro hic factum est (Tajemnica Boga tutaj staĹa siÄ ciaĹem), po plecach przechodzÄ
dreszczeâ.
Fragment Et incarnatus est z Wielkiej Mszy c-moll Mozarta âw sposĂłb najpotÄĹźniejszy i najbardziej przekonujÄ
cy, najprostszy i najwiÄkszy wyraĹźa czĹowieka, ktĂłry rozpoznaje Chrystusa. Zbawienie jest ObecnoĹciÄ
â oto ĹşrĂłdĹo nadziei i uczucia w katolickim sercu Mozarta, w jego sercu kochajÄ
cym Chrystusaâ.
Et incarnatus est â mĂłwi ksiÄ
dz Giussani â âto Ĺpiew w czystej postaci, w ktĂłrym caĹe ludzkie dÄ
Ĺźenie rozpĹywa siÄ w pierwotnej przejrzystoĹci, w absolutnej czystoĹci spojrzenia, ktĂłre widzi i rozpoznaje. Et incarnatus est â to kontemplacja i bĹaganie jednoczeĹnie, struga pokoju i radoĹci wypĹywajÄ
ca ze zdumionego serca, ktĂłre oglÄ
da urzeczywistnienie swojego oczekiwania, cud speĹnienia swojej proĹby (âŚ).
ObyĹmy i my, jak Mozart, mogli z takÄ
prostotÄ
i intensywnoĹciÄ
kontemplowaÄ poczÄ
tek historii miĹosierdzia i przebaczenia, ktĂłre przyszĹo na Ĺwiat, i gasiÄ pragnienie u ĹşrĂłdĹa, ktĂłrym jest ÂŤtakÂť Maryi!
Ten przepiÄkny fragment pomaga nam siÄ skupiÄ w przepeĹnionym wdziÄcznoĹciÄ
milczeniu, dziÄki czemu w sercu moĹźe siÄ narodziÄ, moĹźe otworzyÄ siÄ w sercu kwiat naszego ÂŤtakÂť. (âŚ) Jak w Maryi, tej dziewczynie z Nazaretu, gdy zobaczyĹa NiemowlÄ, ktĂłre urodziĹa â ta bezgraniczna wiÄĹş wypeĹniaĹa jej czas i jej serce.
Gdyby religijna intensywnoĹÄ muzyki Mozarta â dzieĹo geniuszu bÄdÄ
cego darem Ducha ĹwiÄtego â przeniknÄĹa nasze serca, to nasze Ĺźycie, przy caĹym jego niepokoju, przeciwnoĹciach i trudach, staĹoby siÄ piÄkne tak jak ta muzykaâ (L. Giussani, Il divino incarnato, w: Spirto gentil. Un invito allâascolto della grande musica guidati da Luigi Giussani, Bur, Milano 2011, s. 54â55).
Cóş lepszego moĹźemy zrobiÄ, zaczynajÄ
c to spotkanie, niĹź wysĹuchaÄ tego fragmentu w postawie kontemplacji i bĹagania?
Et incarnatus est*
* âEt incarnatus est de Spiritu Sancto ex Maria Virgine, et homo factus estâ (âI za sprawÄ
Ducha ĹwiÄtego przyjÄ
Ĺ ciaĹo z Maryi Dziewicy. I staĹ siÄ czĹowiekiemâ), W.A. Mozart, Wielka Msza c-moll K 427. Zob. teĹź: Spirto Gentil, CD nr 24 (2002).
Trudno znaleĹşÄ lepszy artystyczny wyraz tego, co Eliot opisuje jako âmoment czasu i w czasie, / Nie poza czasem, lecz w czasie, ktĂłry nazywamy historiÄ
; / by rozciÄ
Ä, rozpĹataÄ Ĺwiat doczesny, / Moment w czasie, lecz wĹaĹnie czas powstaĹ z tego momentu: bez znaczenia nie ma bowiem czasu, a ten moment doczesny tworzyĹ znaczenieâ (T.S. Eliot, ChĂłry z âOpokiâ, w: tenĹźe, W moim poczÄ
tku jest mĂłj kres, tĹum. A. Pomorski, Ĺwiat KsiÄ
Ĺźki, Warszawa 2007, s. 196).
W obliczu tego wydarzenia â Boga, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiem, wyraĹźajÄ
c caĹÄ
swÄ
peĹnÄ
czuĹoĹci pasjÄ do czĹowieka â musimy powtĂłrzyÄ za psalmistÄ
: âKimĹźe jest czĹowiek, Ĺźe o nim pamiÄtasz? I kim syn czĹowieczy, Ĺźe siÄ nim zajmujesz?â (Por. Ps 8, 5). Niczym â liĹciem zmiatanym przez byle powiew wiatru. A jednak Ty staĹeĹ siÄ czĹowiekiem dla kaĹźdego z nas. KaĹźdy, kto przez moment bÄdzie prosty i pozwoli sobie usĹyszeÄ chrzeĹcijaĹskie orÄdzie, musi odczuÄ to samo poruszenie, ktĂłrego doznaĹa w sobie ElĹźbieta, gdy odwiedziĹa jÄ
Maryja noszÄ
ca w Ĺonie Jezusa. âGdy tylko ElĹźbieta usĹyszaĹa pozdrowienie Maryi, poruszyĹo siÄ dzieciÄ
tko w jej Ĺonieâ (Por. Ĺk 1, 39).
To samo dzieje siÄ dzisiaj z nami. Nam nÄdznym BĂłg, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiem, jest gĹoszony dzisiaj. Nie jesteĹmy juĹź sami z wĹasnÄ
nicoĹciÄ
. W tym momencie zagubienia, gdy wielu z nas porusza siÄ jakby po omacku w ciemnoĹci, otrzymujemy ĹaskÄ tej nowiny. Któş z nas nie pragnie przeĹźywaÄ kaĹźdej chwili Ĺźycia pod wpĹywem tego niezrĂłwnanego wzruszenia, wywoĹanego Jego obecnoĹciÄ
?
Ale czy to jest naprawdÄ moĹźliwe?
1. Wyzwanie dla czĹowieka naszych czasĂłw
âCzy czĹowiek wyksztaĹcony, dzisiejszy Europejczyk, moĹźe wierzyÄ, naprawdÄ wierzyÄ, w bĂłstwo syna BoĹźego, Jezusa Chrystusa?â (Por. F.M. Dostoevskij, I demoni; Taccuini per âI demoniâ, Sansoni, Firenze 1958, s. 1011). To zdanie Dostojewskiego streszcza wyzwanie, przed jakim staje dzisiaj wiara w Jezusa Chrystusa. Nie jest to wyzwanie natury ogĂłlnej, nie stawia pytania o to, czy wiara w Chrystusa jest moĹźliwa w ogĂłle. DecydujÄ
ce w pytaniu rosyjskiego pisarza jest to, Ĺźe odnosi siÄ do ĹciĹle zdefiniowanego kontekstu â do naszych czasĂłw. A za adresata obiera sobie konkretny typ czĹowieka â jednostkÄ kulturalnie uformowanÄ
, ktĂłra nie rezygnuje z korzystania z caĹej wĹadzy swojego rozumu, ze swojego ĹźÄ
dania wolnoĹci, z caĹej zdolnoĹci do kochania. Innymi sĹowy: czĹowieka, ktĂłry nie rezygnuje ze swojego czĹowieczeĹstwa. CzĹowieka, ktĂłry ma za sobÄ
wieki historii kultury, zobowiÄ
zujÄ
ce dziedzictwo, przenikniÄte racjonalizmem, spontanicznym zaufaniem do metod naukowych i podejrzliwoĹciÄ
wobec tego wszystkiego, co nie poddaje siÄ mierze rozumu. Czy typ ludzki obdarzony tymi cechami moĹźe dzisiaj wierzyÄ w to, co mĂłwiĹ o sobie Chrystus?
Innymi sĹowy: czy wiara ma jakiekolwiek szanse zakorzeniÄ siÄ, to znaczy wzbudziÄ fascynacjÄ, przyciÄ
gnÄ
Ä, przekonaÄ ludzi naszych czasĂłw?
Ale to pytanie nie dotyczy tylko tych, ktĂłrzy jeszcze nie spotkali Chrystusa, dotyczy rĂłwnieĹź nas: po wielu latach od spotkania Go Chrystus pozostaje odlegĹy od naszych serc, jak przypominaĹ nam ksiÄ
dz Giussani w roku 1982: âStaliĹcie siÄ doroĹli, zdobyliĹcie umiejÄtnoĹci zawodowe, a jednoczeĹnie jesteĹcie zagroĹźeni pewnym oddaleniem od Chrystusa (przede wszystkim wzglÄdem wzruszenia sprzed lat, wzglÄdem wzruszenia pewnÄ
sytuacjÄ
sprzed wielu lat). Istnieje jakby oddalenie od Chrystusa, z wyjÄ
tkiem pewnych okreĹlonych momentĂłw. ChcÄ powiedzieÄ, Ĺźe istnieje oddalenie od Chrystusa z wyjÄ
tkiem momentu, kiedy siÄ modlicie; istnieje oddalenie od Chrystusa za wyjÄ
tkiem momentu, zaĹóşmy, kiedy podejmujecie wykonanie jakichĹ dzieĹ w Jego imiÄ, w imiÄ KoĹcioĹa czy w imiÄ Ruchu. Jest tak, jakby Chrystus byĹ daleki od serca. ChciaĹoby siÄ powiedzieÄ za dawnym poetÄ
okresu Zjednoczenia WĹoch, Ĺźe pozostaje ono ÂŤw coĹ zupeĹnie innego zaangaĹźowaneÂť, nasze serce jest jakby wyĹÄ
czone, albo mĂłwiÄ
c dobitniej: Chrystus zostaje jakby oddzielony od serca z wyjÄ
tkiem momentĂłw pewnych dziaĹaĹ (chwila modlitwy lub zaangaĹźowania, podczas jakiegoĹ spotkania czy prowadzenia SzkoĹy WspĂłlnoty itd.).
To oddalenie Chrystusa od serca z wyjÄ
tkiem sytuacji, gdy Jego obecnoĹÄ zdaje siÄ dziaĹaÄ w pewnych okreĹlonych momentach, rodzi takĹźe innego rodzaju oddalenie, wyraĹźajÄ
ce siÄ skrajnym zakĹopotaniem miÄdzy nami â mĂłwiÄ takĹźe o mÄĹźach i Ĺźonach â wzajemnym skrajnym zakĹopotaniem (âŚ). Oddalenie Chrystusa od serca czyni jakiĹ waĹźny aspekt czyjegoĹ serca odlegĹym od istotnego aspektu serca kogoĹ drugiego z wyjÄ
tkiem pewnych wspĂłlnych dziaĹaĹ (dom do poprowadzenia, opieka nad dzieÄmi itd.). Istnieje relacja rĂłwnieĹź wĂłwczas, i niewÄ
tpliwie jest to relacja wzajemna, ale tylko w dziaĹaniach, w dzieĹach, we wspĂłlnych gestach, dziÄki ktĂłrym moĹźna siÄ spotkaÄ lub wy moĹźecie siÄ spotkaÄ. Kiedy jednak spotykacie siÄ we wspĂłlnym dziaĹaniu, ono nieco â mniej lub bardziej â zaciemnia horyzont waszego spojrzenia lub waszego odczuwaniaâ (L. Giussani, BliskoĹÄ z Chrystusem, 8 maja 1982, âĹladyâLitterae Communionisâ, nr 1 (2007), s. 2).
Ostatnio rĂłwnieĹź jeden z przyjacióŠdawaĹ nam znaÄ, Ĺźe nie dotyczy to tylko przeszĹoĹci: âPo serii spotkaĹ nie tylko wspĂłlnotowych, ale i osobistych, w ostatnim czasie zdaĹem sobie sprawÄ, Ĺźe zdanie ÂŤRzeczywistoĹÄ jest pozytywnaÂť staĹo siÄ faktycznie od momentu Inauguracji Roku wÄ
tkiem przewodnim, czego kolejnym dowodem staĹa siÄ ulotka o kryzysie, wyraĹźajÄ
ca osÄ
d przeĹźywanej sytuacji. Ale istnieje niebezpieczeĹstwo, Ĺźe to zdanie bÄdzie puste, nie tyle niezrozumiane, co pozbawione Ĺźyciowej pewnoĹci. Niekiedy ogarniajÄ
mnie wÄ
tpliwoĹci, bo jest pewien triumfalizm we wszystkim, co robimy, za nim jednak ukrywa siÄ tragicznoĹÄ Ĺźycia pozbawionego nadziei. My [bardzo czÄsto] nie jesteĹmy pewni drogi, ktĂłrÄ
idziemy, patrzÄ
c na rzeczywistoĹÄ takÄ
, jaka jest. Zgadzamy siÄ z tym osÄ
dem, zrozumieliĹmy go, ale nie jesteĹmy przekonani, nie jesteĹmy tak naprawdÄ uczuciowo przywiÄ
zani do prawdy naszego Ĺźyciaâ. Wystarczy zaobserwowaÄ, w jaki sposĂłb wielu spoĹrĂłd nas reagowaĹo na stwierdzenie, Ĺźe rzeczywistoĹÄ jest pozytywna, by uznaÄ zasadnoĹÄ takiej diagnozy.
Wszyscy dobrze wiemy, jak dĹuga jeszcze droga do przezwyciÄĹźenia tego dystansu, ktĂłry dzieli nas od wydarzenia obecnego Chrystusa. W tym Ĺwietle dopiero co postawione pytanie zyskuje caĹÄ
swojÄ
dramatycznoĹÄ: czy wiara ma realnÄ
moĹźliwoĹÄ przezwyciÄĹźenia tego oddalenia i zapuszczenia w nas korzeni?
W trakcie wykĹadu wygĹoszonego w 1996 roku kardynaĹ Ratzinger mĂłwiĹ, Ĺźe wiara ma jeszcze szansÄ, âdlatego (âŚ) Ĺźe odpowiada naturze czĹowieka. (âŚ) W czĹowieku Ĺźyje niewygasĹa tÄsknota za tym, co nieskoĹczoneâ (J. Ratzinger, Wiara, prawda, tolerancja. ChrzeĹcijaĹstwo a religie Ĺwiata, tĹum. R. ZajÄ
czkowski, JednoĹÄ, Kielce 2005, s. 110). W tych sĹowach wskazywaĹ na to, co jest koniecznym warunkiem sukcesu wiary â chrzeĹcijaĹstwo, by mĂłc ukazaÄ caĹy swĂłj potencjaĹ, to, jak bardzo jest prawdziwe, musi napotkaÄ czĹowieczeĹstwo wibrujÄ
ce w kaĹźdym z nas.
KsiÄ
Ĺźka, ktĂłrÄ
prezentujemy, prĂłbuje rozwinÄ
Ä tak postawiony problem, by mĂłc odpowiedzieÄ na niemoĹźliwy do zignorowania wymĂłg rozumnoĹci.
KsiÄ
dz Giussani stawia kwestiÄ wprost juĹź we wstÄpie: âChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie jest usiĹowaniem zdefiniowania ĹşrĂłdĹa, poczÄ
tku wiary apostoĹĂłw. W tej ksiÄ
Ĺźce chciaĹem wypowiedzieÄ racjÄ, ktĂłra pozwala czĹowiekowi wierzyÄ w Chrystusa: gĹÄboka, ludzka i rozumna zgodnoĹÄ jego potrzeb z wydarzeniem czĹowieka â Jezusa z Nazaretu. StaraĹem siÄ wiÄc ukazaÄ oczywistoĹÄ tej rozumnoĹci, z jakÄ
wiÄ
Ĺźemy siÄ z Chrystusem, a zatem jesteĹmy prowadzeni od doĹwiadczenia spotkania z Jego czĹowieczeĹstwem do wielkiego pytania o Jego boskoĹÄ. Tym, co pozwala wzrastaÄ, co rozszerza umysĹ, nie jest abstrakcyjne rozumowanie, lecz odnalezienie w czĹowieczeĹstwie momentu osiÄ
gniÄtej i wypowiedzianej prawdy. To jest wielkie odwrĂłcenie metody, ktĂłre charakteryzuje przejĹcie od zmysĹu religijnego do wiary: nie jest to juĹź wiÄcej jakieĹ poszukiwanie peĹne niewiadomych, ale (...) zaskakujÄ
ce odkrycie pewnego faktu, ktĂłry wydarzyĹ siÄ w historii ludziâ (L. Giussani, ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie. U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia, tĹum. D. Chodyniecki, Pallottinum, PoznaĹ 2002, s. 6).
By dostrzec nowoĹÄ tak postawionego problemu, trzeba dobrze zdaÄ sobie sprawÄ z tych sĹĂłw: to nie abstrakcyjne rozumowanie moĹźe poszerzyÄ rozum tak, by mĂłgĹ rozpoznaÄ Chrystusa, ale zwiÄ
zek miÄdzy potrzebami czĹowieka a Chrystusem, ktĂłry objawia siÄ w spotkaniu rzeczywistym, historycznym, w teraĹşniejszoĹci â zwiÄ
zek, ktĂłry czyni rozumnÄ
samÄ
wiarÄ. To wĹaĹnie dziÄki temu droga Ĺźycia staje siÄ prosta. Wystarczy spotkanie, w ktĂłrym dostrzegasz ten zwiÄ
zek. I wĹaĹnie wtedy, gdy takie spotkanie nie nastÄpuje â z powodu sprowadzenia chrzeĹcijaĹstwa do wywodu, do doktryny, do moralnoĹci, a z drugiej strony do pomniejszenia czĹowieczeĹstwa â miÄdzy czĹowiekiem a Chrystusem pojawia siÄ pÄkniÄcie, bruzda gĹÄbokiej obcoĹci (to obraz przekazany nam przez nowoĹźytnoĹÄ), oddzielenie.
ZauwaĹźajÄ
c to, ksiÄ
dz Giussani kaĹźe nam mieÄ siÄ na bacznoĹci przed najwiÄkszym ryzykiem zwiÄ
zanym z tegorocznÄ
SzkoĹÄ
WspĂłlnoty. Na czym ono polega? Dla olbrzymiej wiÄkszoĹci z nas ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie jest ksiÄ
ĹźkÄ
juĹź znanÄ
. I bardziej niĹź kiedykolwiek jesteĹmy wystawieni na pokusÄ przekonania, Ĺźe juĹź to znamy. W ten sposĂłb Ĺatwo moĹźemy popaĹÄ w redukowanie chrzeĹcijaĹstwa do âdoktrynyâ. Zwykle spodziewamy siÄ nowoĹci po tym, Ĺźe dostajemy coĹ innego, Ĺźe robimy czy czytamy coĹ innego niĹź zwykle. Ale nowoĹÄ nie polega na odmiennoĹci (nowa praca, nowy mÄ
Ĺź, nowa Ĺźona), ale na tym, Ĺźe wydarza siÄ to, czego pragniemy. A nie ma wiÄkszego wydarzenia niĹź to, w jakim odnajdujemy odpowiedĹş na potrzeby naszego serca. I tylko wydarzenie siÄ tego na nowo moĹźe przezwyciÄĹźyÄ oddzielenie Chrystusa od serca.
JeĹli Chrystus nie wydarza siÄ na nowo, to im wiÄcej czasu upĹywa, tym wiÄksze znaczenie zyskuje w nas ta âdwuznacznoĹÄ ÂŤstawania siÄ dorosĹymiÂťâ, o ktĂłrej mĂłwi ksiÄ
dz Giussani: âFaktycznie â to, co otrzymaliĹmy, zakorzenia siÄ w sposĂłb taki, Ĺźe nawet przynosi owoce, gdy tymczasem serce, wĹaĹnie serce, w dosĹownym znaczeniu tego sĹowa (...) jest jakby zakĹopotane wobec Chrystusa, zachowujÄ
c siÄ tak, jakby nie pogĹÄbiaĹo tej dajÄ
cej siÄ odczuÄ zaĹźyĹoĹci, chociaĹźby nawet z czystym sentymentalizmem charakterystycznym dla pewnego wieku w naszym Ĺźyciu. Jest to skrÄpowanie, ktĂłre jest oddaleniem od Niego, jakby to byĹa Jego nie-obecnoĹÄ, albo obecnoĹÄ, ktĂłra nie ma wpĹywu na serce. Nie dotyczy to podejmowanych dziaĹaĹ, w nich, owszem, moĹźe byÄ determinujÄ
cy (chodzimy do koĹcioĹa, ÂŤrobimyÂť Ruch, nawet odmawiamy KompletÄ, uczestniczymy w Szkole WspĂłlnoty, angaĹźujemy siÄ w gest charytatywny, udajemy siÄ to tu, to tam, by zakĹadaÄ grupy, a nawet ÂŤrzucamyÂť siÄ w politykÄ). Nie brakuje Go w dziaĹaniach â w rozlicznych dziaĹaniach moĹźe byÄ determinujÄ
cy, ale dla serca? Dla serca nie!â (Por. L. Giussani, BliskoĹÄ z Chrystusem, s. 2).
W takim razie prawdziwe pytanie brzmi: czego potrzeba, by z jak najwiÄkszÄ
jasnoĹciÄ
zobaczyÄ, Ĺźe Chrystus odpowiada sercu, a wiÄc by urzeczywistniĹo siÄ chrzeĹcijaĹskie doĹwiadczenie?
2. CzuĹe i peĹne pasji dostrzeĹźenie samego siebie
JuĹź w pierwszym akapicie ksiÄ
Ĺźki moĹźna zobaczyÄ, Ĺźe ksiÄ
dz Giussani Ĺwietnie zdaje sobie sprawÄ z tego, czego trzeba, by dostrzec ten zwiÄ
zek; fragment ten ukazuje nam metodologiczny geniusz jego podejĹcia. âNie moĹźna byĹoby w peĹni zdaÄ sobie sprawy ze znaczenia Jezusa Chrystusa, gdyby wczeĹniej nie nastÄ
piĹo wĹaĹciwe uĹwiadomienie sobie natury tego dynamizmu, ktĂłry sprawia, Ĺźe czĹowiek jest czĹowiekiem. Chrystus rzeczywiĹcie jawi siÄ jako odpowiedĹş na to, kim ÂŤjaÂť jestem, i tylko peĹna uwagi, a takĹźe delikatnoĹci oraz pasji ĹwiadomoĹÄ samego siebie moĹźe mnie ÂŤotworzyÄ na oĹcieş i przygotowaÄ do rozpoznania, podziwiania, dziÄkowania, do Ĺźycia Chrystusem. Bez tej ĹwiadomoĹci takĹźe imiÄ Jezusa Chrystusa staje siÄ tylko zwyczajnym imieniemâ (L. Giussani, ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie, s. 9).
Ĺťeby wiÄc mĂłc zdaÄ sobie w peĹni sprawÄ z tego, co znaczy âJezus Chrystusâ, kaĹźdy z nas musi stanÄ
Ä przed Nim z caĹym swoim czĹowieczeĹstwem. Bez tego czĹowieczeĹstwa, bez uwaĹźnej, czuĹej, peĹnej pasji ĹwiadomoĹci samego siebie, nie bÄdÄ mĂłgĹ rozpoznaÄ Chrystusa. A to po prostu dlatego, Ĺźe Chrystus przychodzi jako odpowiedĹş na to, czym ja jestem; dlatego, jeĹli nie uĹwiadamiam sobie samego siebie, nawet Chrystus staje siÄ w koĹcu zwykĹym imieniem.
Trudno znaleĹşÄ wiÄksze dowartoĹciowanie osoby niĹź to, jakiego dokonaĹo chrzeĹcijaĹstwo. Chrystus nie chce wchodziÄ po kryjomu, jakby korzystajÄ
c z rozproszenia, w Ĺźycie osoby â On chce wchodziÄ w ludzkie Ĺźycie gĹĂłwnymi drzwiami, to znaczy przechodzÄ
c przez jego czĹowieczeĹstwo, czĹowieczeĹstwo w peĹni Ĺwiadome, tworzone przez rozum i wolnoĹÄ. Chrystus poddaje siÄ sprawdzianowi wrodzonego ludzkiego kryterium â serca. Bez takiego porĂłwnania nie ma chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia, bez tego chrzeĹcijaĹstwo nie ma szans. AmerykaĹski teolog Reinhold Niebuhr dobrze pokazuje, dlaczego tak siÄ dzieje: âNie ma nic mniej wiarygodnego niĹź odpowiedĹş na pytanie, ktĂłrego siÄ nie stawiaâ (R. Niebuhr, The Nature and Destiny of Man, t. II, Niesbet & Co Ltd/Scribnerâs, LondonâNew York, s. 6â7).
JeĹli czĹowiek jest stworzony w ten sposĂłb, Ĺźe moĹźe rozpoznaÄ Chrystusa, na czym wiÄc polega problem? Co takiego utrudnia to rozpoznanie? Problem polega na tym, Ĺźe nasza pierwotna struktura zwykle zostaje pokryta skorupÄ
wpĹywu spoĹeczeĹstwa i historii, ktĂłra pomniejsza nasze pierwotne potrzeby. JeĹli czĹowiek nie jest obudzony z otÄpienia, wyzwolony z wĹasnej miary, ze znieksztaĹconej wersji wĹasnych potrzeb sprowadzonych tylko do okreĹlonego kontekstu, bÄdzie napotykaĹ na róşne przeszkody i hamulce w dostrzeĹźeniu tego zwiÄ
zku pozwalajÄ
cego rozpoznaÄ Chrystusa.
MoĹźemy zobaczyÄ rĂłwnieĹź w sobie to skrÄpowanie, ktĂłre prowadzi do redukcji; doĹwiadczamy tego, zderzajÄ
c siÄ z âdziesiÄ
tym trÄdowatymâ (por. Ĺk 16, 12) albo z reakcjÄ
Chrystusa na entuzjazm uczniĂłw spowodowany ich misyjnym sukcesem (por. Ĺk 20, 17â20) â my teĹź zadowalamy siÄ uzdrowieniem jak pozostaĹych dziewiÄciu trÄdowatych albo sukcesem jak uczniowie. Nie odczuwamy potrzeby czegoĹ wiÄcej. I przez to serce pozostaje oddalone od Chrystusa.
Na takÄ
egzystencjalnÄ
sytuacjÄ czĹowieka, ktĂłra jest owocem warunkĂłw historycznych, nie moĹźe odpowiedzieÄ chrzeĹcijaĹstwo sprowadzone do wywodu, ani tym bardziej do etyki. Ale jest to teĹź wielka szansa dla chrzeĹcijaĹstwa w dzisiejszej sytuacji â dziÄki temu moĹźe zdaÄ sobie sprawÄ, Ĺźe Ĺźaden z jego zredukowanych wariantĂłw nie moĹźe odpowiedzieÄ na palÄ
cÄ
potrzebÄ teraĹşniejszoĹci, jakÄ
odczuwa czĹowiek. Bo by pojÄ
Ä wartoĹÄ osoby moralnej i religijnej, trzeba nam ludzkiego geniuszu, to znaczy âpodstawowej, pierwotnej otwartoĹci ducha, autentycznej postawy dyspozycyjnoĹci i zaleĹźnoĹci, nie zaĹ samowystarczalnoĹciâ (Por. L. Giussani, ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie, s. 126). I tylko chrzeĹcijaĹstwo, ktĂłre przychodzi w swojej poczÄ
tkowej naturze wydarzenia w historii, jest w stanie pobudziÄ takie czĹowieczeĹstwo, ktĂłre pozwala czĹowiekowi Go zauwaĹźyÄ, przebijajÄ
c nieustannie pokrywajÄ
cÄ
jego serce skorupÄ.
3. ChrzeĹcijaĹstwo jako fakt
We fragmencie swojego Ĺťycia Jezusa François Mauriac opisuje pierwsze pojawienie siÄ na scenie Ĺwiata tej obecnoĹci, ktĂłra â od samego poczÄ
tku â staĹa siÄ âproblememâ, ktĂłrym pozostaje od tamtej chwili aĹź do dzisiaj:
âPo czterdziestu dniach postu i kontemplacji oto wraca na miejsce chrztu. JuĹź wczeĹniej wiedziaĹ, jak bÄdzie wyglÄ
daĹo to spotkanie: ÂŤBaranek BoĹźy!Âť â mĂłwi prorok, widzÄ
c, Ĺźe siÄ zbliĹźa (i oczywiĹcie mĂłwi to cichoâŚ). Tym razem dwĂłch z jego uczniĂłw byĹo z nim. Popatrzyli na Jezusa, i to spojrzenie wystarczyĹo: poszli za Nim aĹź do miejsca, w ktĂłrym mieszkaĹ. Jednym z tych dwĂłch byĹ Andrzej, brat Szymona; drugim â Jan, syn Zebedeusza: ÂŤJezus, spojrzawszy na niego, pokochaĹ goâŚÂť. To, co napisano o mĹodym bogaczu, ktĂłry miaĹ odejĹÄ ze smutkiem, stanowi tĹo dla tego fragmentu. Co zrobiĹ Jezus, by ich zatrzymaÄ? ÂŤUjrzawszy, Ĺźe oni idÄ
za Nim, odwrĂłciĹ siÄ i zapytaĹ: âCzego szukacie?â. Oni powiedzieli do Niego: âRabbi, (âŚ) gdzie mieszkasz?â. OdpowiedziaĹ im: âChodĹşcie, a zobaczycieâ. Poszli wiÄc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. ByĹo to okoĹo godziny dziesiÄ
tejÂťâ (Por. F. Mauriac, Ĺťycie Jezusa, tĹum. J. Kossakowska, Instytut Wydawniczy âPaxâ, Warszawa 1979).
Zadajmy sobie pytanie: jak to siÄ staĹo, Ĺźe On pozyskaĹ sobie Jana i Andrzeja tak od razu, aĹź do tego stopnia, Ĺźe uznali to za spotkanie z Mesjaszem? âWidaÄ dysproporcjÄ miÄdzy wielkÄ
prostotÄ
tego wydarzenia a pewnoĹciÄ
tych dwĂłch. JeĹli ten fakt rzeczywiĹcie miaĹ miejsce, rozpoznanie tego czĹowieka, tego, kim byĹ â nie do koĹca i nie w szczegĂłĹach, ale rozpoznanie jego jedynego w swoim rodzaju, niedajÄ
cego siÄ porĂłwnaÄ z niczym przymiotu (ÂŤboskiegoÂť) â musiaĹo wiÄc byÄ Ĺatwe. Dlaczego Ĺatwo Go byĹo rozpoznaÄ? Za sprawÄ
niedajÄ
cej siÄ z niczym porĂłwnaÄ wyjÄ
tkowoĹciâ (L. Giussani, S. Alberto, J. Prades, ZostawiÄ Ĺlady w historii Ĺwiata, tĹum. M. WĂłjcik-Cifoletti, M. Cifoletti, Opole 2011, s. 10).
Co znaczy sĹowo âwyjÄ
tkowoĹÄâ? Kiedy moĹźemy stwierdziÄ, Ĺźe jakaĹ rzecz jest âwyjÄ
tkowaâ? âKiedy dokĹadnie odpowiada pierwotnym oczekiwaniom serca, mimo iĹź uĹwiadomienie sobie tych oczekiwaĹ moĹźe byÄ tak bardzo nieuporzÄ
dkowane i mglisteâ (tamĹźe), jak wtedy, gdy widzimy niezwykle piÄkny krajobraz gĂłr, twarz kobiety lub gest peĹen czuĹoĹci i miĹoĹci â Ĺatwo to rozpoznaÄ, bo zwyciÄĹźa przyciÄ
gajÄ
ca siĹa tych rzeczy. WĹaĹnie taka wyjÄ
tkowoĹÄ, gdy siÄ wydarza, pobudza pierwotne doĹwiadczenie czĹowieka, niezaleĹźnie od tego, jak mglista i nieuporzÄ
dkowana jest ĹwiadomoĹÄ tego doĹwiadczenia; tak przebudzony czĹowiek moĹźe wydaÄ osÄ
d o tej wyjÄ
tkowoĹci.
W jaki sposĂłb moĹźna zdefiniowaÄ fenomen tutaj opisany?
âChrzeĹcijaĹstwo jest wydarzeniem. Nie ma innego sĹowa, ktĂłre lepiej mogĹoby okreĹliÄ jego naturÄ: nie jest to sĹowo ÂŤprawoÂť ani sĹowa ÂŤideologiaÂť, ÂŤkoncepcjaÂť czy ÂŤprojektÂť. ChrzeĹcijaĹstwo nie jest religijnÄ
doktrynÄ
, zbiorem moralnych praw ani ogĂłĹem rytĂłw. ChrzeĹcijaĹstwo jest faktem, wydarzeniem: wszystko inne jest tego konsekwencjÄ
â. Dlatego decydujÄ
ce jest sĹowo âwydarzenieâ: âPokazuje ono metodÄ, ktĂłrÄ
wybraĹ i posĹuĹźyĹ siÄ BĂłg, by zbawiÄ czĹowieka: BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem w Ĺonie piÄtnasto-, moĹźe siedemnastoletniej dziewczyny o imieniu Maryja, w ÂŤĹźywocie (âŚ), ktĂłry gospodÄ
byĹ naszej NadziejeÂť, jak mĂłwi Dante. SposĂłb, w jaki BĂłg wszedĹ z nami w relacjÄ, aĹźeby nas zbawiÄ, jest wydarzeniem, a nie religijnÄ
myĹlÄ
lub sentymentemâ (tamĹźe, s. 12â13).
Ale uwaga: zanim pĂłjdziemy dalej, chcÄ od razu wskazaÄ na czyhajÄ
cÄ
tutaj pokusÄ. ChoÄby ze wzglÄdu na to, jak czÄsto powtarzaĹ to ksiÄ
dz Giussani, nikt z nas nie zaprzeczy, Ĺźe chrzeĹcijaĹstwo jest wydarzeniem. Ale my czÄsto sprowadzamy wydarzenie do czegoĹ z przeszĹoĹci â czy to do poczÄ
tku historii chrzeĹcijaĹstwa dwa tysiÄ
ce lat temu, czy to do poczÄ
tku naszego wĹasnego spotkania â jeĹli nie po prostu do abstrakcyjnego pojÄcia. Ale jeĹli redukujemy to do faktu z przeszĹoĹci albo do pojÄcia, to w teraĹşniejszoĹci pozostaje z chrzeĹcijaĹstwa tylko etyka. Tak jak wtedy, gdy koĹczy siÄ wydarzenie miĹoĹci dwĂłch osĂłb i pozostajÄ
tylko rzeczy do zrobienia, zadania do wykonania. Pozostawiamy za sobÄ
fascynacjÄ i wzrasta wzajemne oddalenie.
W takim razie co to znaczy, Ĺźe naturÄ
chrzeĹcijaĹstwa, podobnie jak zakochania, jest wydarzenie? Sam ksiÄ
dz Giussani odpowiada na to sĹowami z wielkanocnego plakatu:
âWydarzenie nie oznacza tylko czegoĹ, co siÄ staĹo i od czego wszystko siÄ zaczÄĹo, ale coĹ, co pobudza teraĹşniejszoĹÄ, okreĹla teraĹşniejszoĹÄ, wypeĹnia teraĹşniejszoĹÄ treĹciÄ
, umoĹźliwia teraĹşniejszoĹÄ. To, co znamy lub posiadamy, staje siÄ doĹwiadczeniem, jeĹli otrzymujemy to teraz â jest jakaĹ rÄka, ktĂłra podaje mi to teraz, jest jakaĹ twarz, ktĂłra wyĹania siÄ teraz, jest krew, ktĂłra pĹynie teraz, jest zmartwychwstanie, ktĂłre dzieje siÄ teraz. Poza tym ÂŤterazÂť nie ma nic! Moje ÂŤjaÂť moĹźe byÄ poruszone, wzruszone, a wiÄc przemienione, wyĹÄ
cznie przez coĹ teraĹşniejszego â przez wydarzenie. Chrystus jest czymĹ, co mi siÄ wydarzaâ. JeĹli porĂłwnamy ten opis ksiÄdza Giussaniego ze sposobem, w jaki zwykle mĂłwimy o chrzeĹcijaĹstwie, to moĹźemy zmierzyÄ swoje oddalenie wywoĹane przez uznawanie tych sĹĂłw za oczywiste, za juĹź znane i zobaczyÄ, jak czÄsto nieĹwiadomie redukujemy w ten sposĂłb chrzeĹcijaĹstwo. âA zatem, aby to, o czym wiemy â Chrystus, wszystkie rozwaĹźania o Chrystusie â staĹo siÄ doĹwiadczeniem, musi byÄ czymĹ obecnym teraz, czymĹ, co nas prowokuje i porusza â czymĹ teraĹşniejszym, jak wtedy dla Andrzeja i Jana. ChrzeĹcijaĹstwo, Chrystus, jest dokĹadnie tym samym, czym dla Andrzeja i Jana, kiedy za Nim szli: wyobraĹşcie sobie ten moment, kiedy siÄ odwrĂłciĹ, jak ich to poruszyĹo! I kiedy poszli do Jego domu⌠Tak jest zawsze, aĹź do dzisiaj, aĹź do tej chwili!â (Comunione e Liberazione, Plakat wielkanocny 2011).
Bez takiej rĂłwnoczesnoĹci nie ma mowy o rozwoju, wydarzenie odchodzi w przeszĹoĹÄ, coraz bardziej tonÄ
c w gĹÄbinach czasu. I tak, z biegiem lat, zamiast zapeĹniaÄ szczelinÄ oddzielajÄ
cÄ
serce od Chrystusa, poszerzamy jÄ
.
Ale doĹwiadczenie, o ktĂłrym ĹwiadczyĹ ksiÄ
dz Giussani, bardzo siÄ od tego róşniĹo â coraz bardziej z biegiem lat jego Ĺźycia:
âNatkniÄcie siÄ na obecnoĹÄ odmiennego czĹowieczeĹstwa uprzedza nie tylko poczÄ
tek, lecz kaĹźdy moment, ktĂłry nastÄpuje potem: rok czy dwadzieĹcia lat potem. Fenomen poczÄ
tkowy â zetkniÄcie siÄ z odmiennoĹciÄ
czĹowieczeĹstwa, zachwyt, ktĂłry siÄ rodzi â jest przeznaczony na to, aby byÄ poczÄ
tkowym i pierwotnym fenomenem kaĹźdego momentu rozwoju. Bo nie ma Ĺźadnego rozwoju, jeĹli Ăłw pierwszy kontakt nie powtarza siÄ, to znaczy jeĹli wydarzenie nie jest dalej aktualne. Albo siÄ odnawia, albo nic siÄ nie dzieje i natychmiast wydarzenie staje siÄ przedmiotem teoretycznych dociekaĹ [staje siÄ pojÄciem], i po omacku szuka siÄ zastÄpczych punktĂłw oparcia zamiast Tego, ktĂłry naprawdÄ leĹźy u poczÄ
tku odmiennoĹci. Czynnikiem pierwotnym jest â nieustannie â zderzanie siÄ z odmiennÄ
rzeczywistoĹciÄ
ludzkÄ
. JeĹli zatem nie przytrafia siÄ na powrĂłt i nie odnawia siÄ to, co siÄ wydarzyĹo na poczÄ
tku, nie urzeczywistnia siÄ prawdziwa kontynuacja: jeĹli czĹowiek teraz nie przeĹźywa kontaktu z nowÄ
rzeczywistoĹciÄ
ludzkÄ
, nie rozumie tego, co mu siÄ wydarzyĹo wczeĹniej. Wydarzenie poczÄ
tkowe rozĹwietla siÄ i pogĹÄbia, a tym samym ksztaĹtuje siÄ jakaĹ kontynuacja, rozwĂłj, jedynie o ile przytrafia siÄ na powrĂłtâ (L. Giussani, CoĹ, co jest przedtem, za: www.cl.opoka.org.pl/artykuly).
I ksiÄ
dz Giussani konkluduje:
âKontynuacja tego, co siÄ wydarzyĹo na poczÄ
tku, urzeczywistnia siÄ jedynie poprzez ĹaskÄ ciÄ
gle nowego zderzania siÄ, budzÄ
cego zachwyt tak, jak to byĹo za pierwszym razem. W przeciwnym wypadku, w miejsce zachwytu gĂłrÄ biorÄ
myĹli, ktĂłre zdolni jesteĹmy organizowaÄ dziÄki osobistemu rozwojowi kulturalnemu, krytyczne oceny, formuĹowane z punktu widzenia wĹasnej wraĹźliwoĹci w stosunku do tego, co siÄ przeĹźyĹo i co siÄ przeĹźywa, pomysĹy na zmiany, jakie moĹźna by wprowadziÄ i tak dalejâ (Por. tamĹźe).
Dlatego sposĂłb, jaki Tajemnica wybraĹa, by do nas dotrzeÄ â fakt, wydarzenie, a nie nasze myĹli czy sentymenty â jest najodpowiedniejszy w historycznej sytuacji czĹowieka, jako jedyny jest w stanie przezwyciÄĹźyÄ nasze oddalenie od Niego:
âBĂłg wkroczyĹ w Ĺźycie czĹowieka jako czĹowiek, w ludzkiej postaci, aby daÄ siÄ rozpoznaÄ. W ten sposĂłb myĹl, wyobraĹşnia i afektywnoĹÄ czĹowieka zostaĹy jakby ÂŤzablokowaneÂť, namagnesowane przez Niego. ChrzeĹcijaĹskie wydarzenie ma formÄ ÂŤspotkaniaÂť â ludzkiego spotkania w banalnej, codziennej rzeczywistoĹciâ (L. Giussani, S. Alberto, J. Prades, ZostawiÄ Ĺlady w historii Ĺwiata, s. 24), ktĂłre potrafi przyciÄ
gnÄ
Ä caĹe nasze uczucie i caĹÄ
naszÄ
wolnoĹÄ. Wydarzenie chrzeĹcijaĹskie nie wymaga od czĹowieka zmiany, przygotowania ani speĹnienia jakichĹ warunkĂłw wstÄpnych â ono wdziera siÄ i wydarza jak zakochanie. Jego obecnoĹÄ wĹaĹnie dziÄki swojej niezwykĹoĹci, to znaczy przez to, Ĺźe jako jedyna jest w stanie odpowiedzieÄ na pierwotne potrzeby serca, jest w stanie je przebudziÄ w caĹym ich ogromie, choÄ bardzo czÄsto sÄ
zasypane ciÄĹźkim gruzem, i otworzyÄ caĹy ludzki rozum, przyciÄ
gajÄ
c uczuciowoĹÄ. Gdy widzi siÄ obecnoĹÄ odpowiedzi, pytanie wyzwala siÄ w caĹej swojej pierwotnej, niezmierzonej gĹÄbi. âFenomen spotkania odznacza siÄ jakoĹciowÄ
róşnicÄ
, zauwaĹźalnÄ
odmiennoĹciÄ
Ĺźycia. Spotkanie jest wiÄc natkniÄciem siÄ na odmiennoĹÄ, ktĂłra pociÄ
ga, poniewaĹź odpowiada sercu; dlatego spotkanie przechodzi przez porĂłwnanie i osÄ
d rozumu oraz rozbudza wolnoĹÄ, dotykajÄ
c jej afektywnoĹciâ (tamĹźe, s. 26).
Mowa tu dokĹadnie o tym, co ksiÄ
dz Giussani nazywa odwrĂłceniem metody religijnej: âW hipotezie stwierdzajÄ
cej, Ĺźe tajemnica wkroczyĹa w Ĺźycie czĹowieka, przemawiajÄ
c do niego ludzkim jÄzykiem, relacja czĹowiekâprzeznaczenie nie bÄdzie juĹź odtÄ
d opieraÄ siÄ na ludzkim wysiĹku, to znaczy na tworzeniu i wyobraĹşni, na badaniu, refleksji zwrĂłconej ku czemuĹ dalekiemu, tajemniczemu, na peĹnym napiÄcia oczekiwaniu na nieobecnego. BÄdzie natomiast napotykaniem obecnego. Gdyby BĂłg objawiĹ w ludzkiej historii swojÄ
szczegĂłlnÄ
wolÄ, gdyby wskazaĹ drogÄ dojĹcia do Niego, to najwaĹźniejszym problemem zjawiska religijnego nie byĹoby juĹź usiĹowanie ÂŤwyobraĹźenia sobieÂť Boga, ktĂłre rĂłwnieĹź jest wyrazem najwiÄkszej godnoĹci czĹowieka: caĹy problem polegaĹby na czystym geĹcie wolnoĹci, ktĂłra tÄ wolÄ przyjmuje lub odrzucaâ (L. Giussani, ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie, s. 47â48). WĹaĹnie na tym polega odwrĂłcenie metody: âNie jest juĹź najwaĹźniejszy wysiĹek inteligencji i twĂłrczej woli, zmÄczonej wyobraĹşni, jakiegoĹ zagmatwanego moralizmu: lecz najwaĹźniejsze jest proste rozpoznanie; zachowanie analogiczne jak u kogoĹ, kto widzÄ
c nadchodzÄ
cego przyjaciela, rozpoznaje go wĹrĂłd wielu innych ludzi i go pozdrawiaâ (tamĹźe, s. 48).
Tutaj rozpoczyna siÄ przygoda poznania: âKiedy spotyka siÄ waĹźnÄ
dla naszego Ĺźycia osobÄ, zawsze jest taki pierwszy moment, w ktĂłrym siÄ to jasno ukazuje; czujemy wewnÄtrzny nacisk spowodowany oczywistoĹciÄ
nieomylnego rozpoznania: ÂŤTak, to onÂť, ÂŤTo onaÂť. Jednak to wraĹźenie nabierze egzystencjalnego znaczenia tylko wĂłwczas, gdy bÄdzie moĹźliwe powtarzanie siÄ, potwierdzanie siÄ owego doĹwiadczenia. To znaczy, Ĺźe tylko wspĂłĹdzielenie Ĺźycia powoduje, iĹź owo wraĹźenie zapada w nas wciÄ
Ĺź gĹÄbiej i gruntowniej, aĹź w pewnym momencie staje siÄ ono pewnoĹciÄ
. (âŚ) Rezultatem wspĂłlnego Ĺźycia [uczniĂłw i Jezusa] bÄdzie potwierdzenie siÄ tej wyjÄ
tkowoĹci, tej odmiennoĹci, ktĂłra uderzyĹa ich od pierwszej chwili. Wraz ze wspĂłĹdzieleniem Ĺźycia takie przekonanie bÄdzie siÄ utwierdzaÄ i wzrastaÄâ (tamĹźe, 76â77). Dla ksiÄdza Giussaniego âtwierdzenie, Ĺźe poznanie jakiegoĹ przedmiotu wymaga przestrzeni i czasu, jest do tego stopnia prawdziwe, iĹź tym bardziej nie przeczy tej zasadzie przedmiot, ktĂłry pretenduje do bycia jedynym, wyjÄ
tkowym. RĂłwnieĹź ci, ktĂłrzy jako pierwsi spotkali owÄ
wyjÄ
tkowoĹÄ, musieli pĂłjĹÄ tÄ
drogÄ
â (tamĹźe, 77â78).
Z wĹaĹciwym sobie geniuszem ksiÄ
dz Giussani pokazuje nam dwa aspekty metody, bezcenne dla osiÄ
gniÄcia Ĺźyciowej pewnoĹci co do tego, Ĺźe Tajemnica wkroczyĹa w historiÄ i staĹa siÄ jej czÄĹciÄ
: pierwszy odnosi siÄ do faktu, Ĺźe âtym bardziej jestem zdolny osiÄ
gnÄ
Ä pewnoĹÄ co do drugiego czĹowieka, im z wiÄkszÄ
uwagÄ
patrzÄ na jego Ĺźycie, to znaczy im bardziej wspĂłĹdzielÄ jego Ĺźycie. Konieczna harmonia z przedmiotem, ktĂłry chcemy poznaÄ, to Ĺźywa skĹonnoĹÄ ksztaĹtujÄ
ca siÄ w czasie, we wzajemnych odniesieniach, we wspĂłĹĹźyciu. Na przykĹad w Ewangelii to, Ĺźe owemu CzĹowiekowi, Jezusowi, trzeba zaufaÄ, mĂłgĹ zrozumieÄ tylko ten, kto poszedĹ za Nim i wspĂłĹdzieliĹ z Nim Ĺźycie, nie zaĹ tĹum, ktĂłry chodziĹ za Nim, aby doznaÄ uzdrowieniaâ (tamĹźe, 64â65). Drugim elementem, do rozwaĹźenia ktĂłrego zachÄca nas ksiÄ
dz Giussani, jest fakt, Ĺźe âim bardziej ktoĹ jest ludzki, tym wiÄkszÄ
posiada zdolnoĹÄ do osiÄ
gniÄcia pewnoĹci co do drugiego czĹowieka na podstawie niewielu znakĂłw, dowodĂłw. Na tym wĹaĹciwie polega ludzki geniusz. PodkreĹla to Pierre Rousselot w nastÄpujÄ
cym, piÄknym tekĹcie: ÂŤIm Ĺźywsza i bardziej przenikliwa jest inteligencja, tym wiÄksza pewnoĹÄ, Ĺźe wystarczy jej nawet sĹaby, delikatny znak do tego, aby dojĹÄ z pewnoĹciÄ
do jakiegoĹ wniosku. (...) To wĹaĹnie z tego powodu niepodwaĹźalna tradycja wywodzÄ
ca siÄ z samej Ewangelii pochwala tych, ktĂłrzy nie potrzebujÄ
cudĂłw, by wierzyÄ. Nie chwali siÄ ich wcale za wiarÄ bez rozumnych podstaw: byĹoby to godne poĹźaĹowania; lecz widzi siÄ w nich dusze rzeczywiĹcie oĹwiecone i zdolne do tego, by za poĹrednictwem maleĹkich znakĂłw dostrzec i pojÄ
Ä wielkÄ
prawdÄÂť. TakĹźe owa inteligencja odczytujÄ
ca minimalne znaki, choÄ czĹowiek dysponuje niÄ
na poziomie naturalnym, aby przeĹźyÄ, potrzebuje czasu i miejsca, by siÄ rozwinÄ
Ä, dojrzeÄ. To jest dar, ktĂłry potrzebny jest do zrozumienia ÂŤroszczenia JezusaÂť. MnoĹźenie siÄ znakĂłw zwiÄ
zanych z Jego OsobÄ
prowadzi do rozumnego wniosku, Ĺźe mogÄ Mu zaufaÄâ (tamĹźe, 65â66). WĹaĹnie znaki, ktĂłre pojawiĹy siÄ we wspĂłlnym Ĺźyciu z Nim, wzbudziĹy pytanie: âKimĹźe On jest?â. A na to pytanie nie mogli znaleĹşÄ odpowiedzi adekwatniejszej niĹź ta, ktĂłrÄ
dawaĹ On sam.
Ta ostatnia uwaga wprowadza nas w wielki temat wiary. Bowiem âÂŤwiaraÂť to postawa czĹowieka poruszonego chrzeĹcijaĹskim wydarzeniem, ktĂłry je uznaje i do niego lgnie. Nasza postawa wobec wydarzenia Chrystusa jest taka sama jak postawa Zacheusza wobec CzĹowieka, ktĂłry zatrzymawszy siÄ pod drzewem, powiedziaĹ do niego: ÂŤZejdĹş szybko, przyjdÄ do twojego domuÂť [wyobraĹşcie sobie, jak siÄ poczuĹ potraktowany]. Taka sama jest postawa wdowy, ktĂłrej jedyny syn umarĹ. Jezus przemĂłwiĹ do niej [z caĹÄ
czuĹoĹciÄ
kryjÄ
cÄ
siÄ w Jego spojrzeniu] w sposĂłb, ktĂłry wydaje nam siÄ tak niedorzeczny: ÂŤKobieto, nie pĹacz!Âť. To przecieĹź absurd powiedzieÄ matce, ktĂłra straciĹa jedynego syna: ÂŤKobieto, nie pĹacz!Âť. Dla tamtych ludzi â ale takĹźe dla nas â byĹo to doĹwiadczenie obecnoĹci czegoĹ zasadniczo odmiennego od naszych wyobraĹźeĹ, a co jednoczeĹnie caĹkowicie i pierwotnie odpowiada gĹÄbokim oczekiwaniom naszej osoby. (...) SzczeroĹÄ uznania, prostota przyjÄcia oraz miĹosne przylgniÄcie do takiej ObecnoĹci â oto czym jest wiara. (...) Wiara zasadniczo jest uznaniem odmiennej ObecnoĹci, uznaniem wyjÄ
tkowej, Boskiej ObecnoĹci. WyjÄ
tkowoĹÄ nie wydarza siÄ tak po prostu, zwyczajnie; dlatego gdy siÄ wydarza, czĹowiek mĂłwi: ÂŤTo coĹ zupeĹnie innego! StajÄ wobec ponadludzkiej mocy!Âť. Kto wie, ile razy Samarytanka â nie zdajÄ
c sobie z tego wczeĹniej sprawy â pragnÄĹa, by ktoĹ potraktowaĹ jÄ
tak, jak przy studni potraktowaĹ jÄ
Chrystus; kiedy siÄ to wydarzyĹo, od razu Go rozpoznaĹaâ (L. Giussani, S. Alberto, J. Prades, ZostawiÄ Ĺlady w historii Ĺwiata, s. 28â31).
Nie ma nic bardziej odlegĹego od oddzielonej od czĹowieczeĹstwa âwiaryâ niĹź wiara pojmowana w ten sposĂłb â potrzebuje ona drogi poznania angaĹźujÄ
cej rozum, uczucie, wolnoĹÄ w obliczu nieporĂłwnywalnego z niczym faktu! Dlatego âwiara przynaleĹźy do wydarzenia, poniewaĹź â bÄdÄ
c miĹosnym uznaniem obecnoĹci czegoĹ nadzwyczajnego â jest darem, ĹaskÄ
. Tak jak Chrystus daje mi siÄ w teraĹşniejszym wydarzeniu, tak teĹź oĹźywia On we mnie zdolnoĹÄ uchwycenia i uznania wyjÄ
tkowoĹci tego wydarzenia. W ten sposĂłb moja wolnoĹÄ akceptuje to wydarzenie, uznaje jeâ (tamĹźe, s. 32).
Ale co pozwala mi stwierdziÄ, Ĺźe to, co uznaje wiara, jest prawdziwe, rzeczywiste?
4. Nowe czĹowieczeĹstwo: weryfikacja chrzeĹcijaĹskiej wiary
Co siÄ dzieje w momencie, kiedy na moich oczach nastÄpuje chrzeĹcijaĹskie wydarzenie? Rozkwita moje czĹowieczeĹstwo: âChrzeĹcijaĹstwo jest wydarzeniem, ktĂłre ÂŤjaÂť napotyka i odkrywa, Ĺźe jest mu ono ÂŤpokrewneÂť; jest to fakt, ktĂłry odsĹania ÂŤjaÂť przed samym ÂŤjaÂťâ (tamĹźe, s. 13). âKiedy spotkaĹem Chrystusa, odkryĹem, Ĺźe jestem czĹowiekiemâ â te sĹowa Rzymianina Mariusza Wiktoryna dobrze wyraĹźajÄ
to, co siÄ dzieje, gdy wiara jest rzeczywistym doĹwiadczeniem. W tym wywyĹźszeniu czĹowieczeĹstwa mieĹci siÄ caĹa rozumnoĹÄ chrzeĹcijaĹskiej wiary.
Wydarzenie Chrystusa rozpoznanego (wiara) pozwala przeĹźywaÄ wszystko w inny sposĂłb. WĹaĹnie ten nowy, âwywrotowy i zaskakujÄ
cyâ (L. Giussani, Dallâutopia alla presenza (1975â1978), BUR, Milano 2006, s. 330), jak mĂłwiĹ ksiÄ
dz Giussani, sposĂłb przeĹźywania codziennoĹci weryfikuje, czy spotkanie byĹo prawdziwe: Chrystus umacnia rozum, Chrystus pogĹÄbia uczucie, Chrystus powiÄksza wolnoĹÄ! âDlaczego wierzyÄ? PoniewaĹź wiara pozwala mi zrealizowaÄ moje czĹowieczeĹstwo wraz z jego potrzebami, zmienia na lepsze, pozwala iĹÄ naprzĂłd mojemu czĹowieczeĹstwuâ (tamĹźe, s. 359), umacnia caĹe moje czĹowieczeĹstwo. A kto nie pragnie dla siebie takiego umocnienia?
JesteĹmy razem w tej przygodzie, by siÄ wzajemnie podtrzymywaÄ. JeĹli chcemy, by doĹwiadczenie, w ktĂłre zostaliĹmy zaangaĹźowani, nie skamieniaĹo w doktrynÄ, ta wzajemna pomoc w tym roku nie moĹźe przyjmowaÄ innego ksztaĹtu, jak tylko Ĺwiadectwa. Ale to nie zmienia faktu, Ĺźe jest to sprawa caĹkowicie i definitywnie osobista â na chrzeĹcijaĹskie roszczenie mogÄ odpowiedzieÄ Panu tylko ja. ChrzeĹcijaĹstwo, nalega ksiÄ
dz Giussani, âwydarza siÄ w komunii, ale rozgrywa siÄ caĹkowicie w wolnoĹci osobyâ (tamĹźe, s. 327). âCaĹy problem tkwi w rzeczywistej wierze kaĹźdej osoby. (âŚ) W efekcie tego jedynÄ
i dramatycznÄ
kwestiÄ
jest osobista wiara, wiara jako odpowiedĹş na wĹasnÄ
ludzkÄ
historiÄ; to jest jedyny, dramatyczny problem kaĹźdego dnia i kaĹźdej godziny, poniewaĹź wiara stanowi wyzwanie dla wolnoĹci; nie ma nic bardziej danego, bardziej ofiarowanego niĹź wiara i nie ma nic mniej automatycznego niĹź wiaraâ (L. Giussani, Il rischio educativo, SEI, Torino 1995, s. 162â163).
Inicjatywa Chrystusa w naszym Ĺźyciu, Jego wydarzanie siÄ pobudza naszÄ
wolnoĹÄ i jej wymaga, rzuca jej najwiÄksze wyzwanie na poczÄ
tku i w kaĹźdym momencie drogi. KsiÄ
dz Giussani mĂłwi nam to jasno: âJezus Chrystus nie przyszedĹ na Ĺwiat, aby wyrÄczyÄ czĹowieka w jego pracy, w jego wolnoĹci lub aby wyeliminowaÄ Ĺźyciowe prĂłby â egzystencjalny warunek wolnoĹci. On przyszedĹ na Ĺwiat, Ĺźeby przywoĹaÄ czĹowieka do istoty rzeczy, ukazaÄ mu rozwiÄ
zanie wszystkich problemĂłw, jego fundamentalnÄ
strukturÄ i realnÄ
sytuacjÄ. RzeczywiĹcie, wszystkie problemy, do ktĂłrych rozwiÄ
zania czĹowiek jest wezwany w wyniku Ĺźyciowych doĹwiadczeĹ, komplikujÄ
siÄ, zamiast znikaÄ, jeĹli nie sÄ
ocalone okreĹlone, podstawowe wartoĹci. Jezus Chrystus przyszedĹ, aby ponownie wezwaÄ czĹowieka do prawdziwej religijnoĹci, bez ktĂłrej kaĹźda pretensja do posiadania rozwiÄ
zania ludzkich problemĂłw jest kĹamstwem. Problemy poznania sensu wszystkich rzeczy (prawda), wĹaĹciwego posĹugiwania siÄ rzeczami (praca), problemy peĹnej ĹwiadomoĹci (miĹoĹÄ), ludzkiego wspĂłĹĹźycia (spoĹeczeĹstwo i polityka) nie posiadajÄ
wĹaĹciwego fundamentu i dlatego powodujÄ
wciÄ
Ĺź zwiÄkszajÄ
ce siÄ zamieszanie w historii jednostki i ludzkoĹci na takÄ
miarÄ, na jakÄ
w wysiĹkach podejmowanych w celu ich rozwiÄ
zania nie opierajÄ
siÄ one na religijnoĹci (ÂŤKaĹźdy, kto idzie za MnÄ
, stokroÄ tyle otrzyma i Ĺźycie wieczne odziedziczyÂť)â (L. Giussani, ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie, s. 155â156) â stokroÄ wiÄcej miĹoĹci, rozumu i wyzwolenia wskazuje na rozumnoĹÄ aktu wiary i przezwyciÄĹźa kaĹźdÄ
prĂłbÄ âdostawianiaâ bĂłstwa Chrystusa do mojego czĹowieczeĹstwa, âdostawianiaâ Chrystusa do mojego serca.
W ten sposĂłb Chrystus poddaje siÄ weryfikacji naszego serca: nie prosi, byĹmy wierzyli Mu a priori, bez niczego. Dlatego âchrzeĹcijaĹskie roszczenieâ jest najwiÄkszym wyzwaniem, jakie moĹźe zostaÄ rzucone czĹowiekowi, gdyĹź mobilizuje wszystko, co mamy do dyspozycji: rozum, uczucie, wolnoĹÄ, by mĂłc dokonaÄ weryfikacji. Nikt nas w tym nie zastÄ
pi, nie zrobiĹ tego nawet Chrystus:
âWiara nie moĹźe oszukiwaÄ, nie moĹźe twierdziÄ ÂŤtak juĹź jestÂť, dostajÄ
c za darmo twoje czyste potwierdzenie. Nie! Wiara nie moĹźe oszukiwaÄ, bo w jakiĹ sposĂłb jest zwiÄ
zana z twoim doĹwiadczeniem â w gruncie rzeczy jak gdyby musi stanÄ
Ä przed trybunaĹem, w ktĂłrym sÄ
dzisz w oparciu o swoje doĹwiadczenie. Ale rĂłwnieĹź i ty nie moĹźesz oszukiwaÄ, poniewaĹź by mĂłc jÄ
osÄ
dziÄ, musisz jej uĹźywaÄ, by przekonaÄ siÄ, czy przemienia Ĺźycie, musisz jÄ
przeĹźyÄ na serio; nie jakÄ
Ĺ wiarÄ wedle twojej interpretacji, ale wiarÄ takÄ
, jaka zostaĹa ci przekazana, autentycznÄ
wiarÄ. Dlatego nasze rozumienie wiary bezpoĹrednio siÄ ĹÄ
czy z godzinami dnia, ze zwykĹÄ
praktykÄ
Ĺźycia. (âŚ) JeĹli ty, zakochujÄ
c siÄ w dziewczynie, albo kilkakrotnie juĹź przeĹźywszy zakochanie, nie zrozumiaĹeĹ, w jaki sposĂłb wiara przemienia tÄ relacjÄ, nigdy nie powiedziaĹeĹ ze zdumieniem: ÂŤTo niezwykĹe, jak wiara czyni moje Ĺźycie bardziej ludzkim!Âť; jeĹli nigdy nie mogĹeĹ czegoĹ takiego powiedzieÄ, to nigdy nie bÄdziesz przekonany co do wiary, nigdy nic na niej nie zbudujesz, nic siÄ z niej nie narodzi, poniewaĹź nie dotknÄĹa twojego wnÄtrzaâ (L. Giussani, Lâio rinasce in un incontro (1986â1987), Bur, Milano 2010, s. 300â301).
Rok temu, w czasie prezentacji ZmysĹu religijnego, prosiĹem, by potraktowaÄ zmysĹ religijny jako sprawdzian wiary, prĂłbujÄ
c podjÄ
Ä troskÄ ksiÄdza Giussaniego: âMy, chrzeĹcijanie, w klimacie nowoczesnoĹci zostaliĹmy oderwani nie bezpoĹrednio od chrzeĹcijaĹskich stwierdzeĹ, nie od chrzeĹcijaĹskich obrzÄdĂłw, nie od praw dekalogu. ZostaliĹmy oderwani od ludzkiego fundamentu, od zmysĹu religijnego. Nasza wiara nie jest juĹź religijnoĹciÄ
. Nasza wiara nie odpowiada juĹź tak jak powinna na uczucie religijne; nasza wiara zatem nie jest Ĺwiadoma, to wiara, ktĂłra juĹź nie rozumie samej siebieâ (L. Giussani, âLa coscienza religiosa dellâuomo modernoâ, pro manuscripto, Centro Culturale âJacques Maritainâ, Chieti, 21 novembre 1985, s. 15).
Analogicznie dzisiaj proszÄ was, byĹcie pozostali w tej samej perspektywie weryfikacji, stajÄ
c naprzeciw ksiÄ
Ĺźki ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie. Ale co to znaczy? Jak zweryfikowaÄ, Ĺźe Chrystus jako obecne wydarzenie wkroczyĹ w nasze Ĺźycie? Jak juĹź powiedzieliĹmy: przez speĹnienie czĹowieczeĹstwa stokroÄ wiÄcej rozumu, uczucia, wolnoĹci â to wciÄ
Ĺź stanowi podstawowÄ
i koniecznÄ
weryfikacjÄ rozumnoĹci wiary, prawdy chrzeĹcijaĹskiej propozycji, dowĂłd jej wiarygodnoĹci. Ale jÄ
drem takiej weryfikacji, poprzez przemianÄ, jest wzrost samej wiary, miĹosnego rozpoznania Jego obecnoĹci. âTwoja obecnoĹÄ jest warta wiÄcej niĹź Ĺźycieâ. To, Ĺźe znĂłw zaczynasz Go szukaÄ, jak to uczyniĹ dziesiÄ
ty trÄdowaty, jest warte wiÄcej niĹź uzdrowienie; to, Ĺźe zostaĹeĹ wybrany jak uczniowie, jest wiÄcej warte niĹź sukces! Szczytem weryfikacji jest pojawienie siÄ oczekiwania, miĹosnej znajomoĹci, ktĂłra roĹnie w miarÄ, jak roĹnie doĹwiadczenie wzajemnoĹci, to uczucie, ktĂłre zawiera w sobie wszystkie inne uczucia.
W centrum tego âstokroÄâ, ktĂłrego doĹwiadczamy, dominuje pogĹÄbianie siÄ relacji z Chrystusem: zaĹźyĹoĹÄ, pragnienie potwierdzania Go, ĹatwoĹÄ rozpoznawania Go (âTo jest Pan!â â powiedziaĹ ĹwiÄty Jan). NajgĹÄbszÄ
przemianÄ
jest sama wiara. W ciÄ
gĹym, codziennym spotykaniu Jego rzeczywistej obecnoĹci nasze pytanie, nasze nieskoĹczone pragnienie odnajduje odpowiedĹş, a jednoczeĹnie powiÄksza siÄ i poszerza. I tak staje siÄ Ĺatwiejsze, w pewnym sensie bardziej ânieuniknioneâ rozpoznanie Go jako jedynego, ktĂłry potrafi na nie odpowiedzieÄ. Tylko w ten sposĂłb moĹźna ostatecznie przezwyciÄĹźyÄ oddalenie serca od Chrystusa.
Kierunek tegorocznej drogi moĹźna by streĹciÄ sĹowami ĹwiÄtego PawĹa: âDokĹadam siĹ w biegu, aby Go pochwyciÄ, ja, ktĂłrego juĹź pochwyciĹ Chrystusâ (por. Flp 3, 12). KaĹźdego z nas pochwyciĹ Chrystus. Im silniej czĹowiek zostaĹ pochwycony, tym bardziej dokĹada siĹ w biegu, by jeszcze lepiej Go pochwyciÄ. Naszym ostatecznym celem nie jest juĹź nawet przemiana, to znaczy nasza miara tego âstokroÄ wiÄcejâ, ale Jego obecnoĹÄ, relacja z Nim, jak w kaĹźdej naprawdÄ ludzkiej miĹosnej relacji â nic nie zaspokaja z wyjÄ
tkiem obecnoĹci ukochanej osoby. DziÄki temu na Ĺwiecie pojawia siÄ czĹowiek, ktĂłrego nie moĹźna zredukowaÄ, ktĂłry nie zadowala siÄ Ĺźadnym âpoĹrednimâ celem, Ĺźadnym uzdrowieniem ani sukcesem, ktĂłry jest ciÄ
gle w biegu, przyciÄ
gany przez Jego obecnoĹÄ. DziÄki temu staje siÄ teĹź wolny wobec historii, nieposkromiony w odbudowie zniszczonych domĂłw. W taki sposĂłb bÄdziemy mogli przysĹuĹźyÄ siÄ Ĺwiatu.
Na naszÄ
drogÄ ksiÄ
dz Giussani zalecaĹ nam zawsze pewien gest, ktĂłry zawiera w sobie caĹÄ
treĹÄ chrzeĹcijaĹskiego wydarzenia â AnioĹ PaĹski. ProĹmy, by wydarzaĹo siÄ ono w nas coraz bardziej za kaĹźdym razem, gdy odmawiamy tÄ modlitwÄ. BÄdzie to jasny znak tego, Ĺźe postÄpujemy w drodze.
AnioĹ PaĹski
Wszystkim dziÄkujÄ za uwagÄ i udziaĹ. |