Ślady, numer 9 / 2007 (Strona Pierwsza) Strona Pierwsza
ByÄ pewnymi wielkich rzeczy Proponujemy lekturÄ fragmentu wyjÄtego z nowej ksiÄ
Ĺźki ks. Luigiego Giussaniego Pewni niektĂłrych wielkich rzeczy (1979-1981)
Publikacja ta stanowi drugi tom âEkipâ, zbioru zawierajÄ
cego wykĹady i rozmowy ks. Giussaniego z odpowiedzialnymi za studentĂłw Comunione e Liberazione, ukazujÄ
cego siÄ nakĹadem wydawnictwa Bur Rizzoli, w kierowanej przez Juliana CarrĂłna serii wydawniczej âKsiÄ
Ĺźki ducha chrzeĹcijaĹskiegoâ. KsiÄ
Ĺźka pojawiĹa siÄ w poĹowie lipca w ksiÄgarniach wĹoskich, a jej prezentacja znalazĹa siÄ w programie Meetingu w Rimini. WĹaĹnie to niezwykle piÄkne zaangaĹźowanie, jakie staĹo siÄ udziaĹem wiÄkszoĹci naszych ludzi â z obecnymi tutaj i ich wspĂłlnotami na czele (z pewnoĹciÄ
wiÄkszoĹÄ wspĂłlnot uniwersyteckich, choÄ nie wszystkie, przeĹźyĹa minione pĂłĹtora miesiÄ
ca w Ĺźywy i piÄkny sposĂłb) -, wĹaĹnie to zaangaĹźowanie potwierdza obserwacjÄ, Ĺźe jest coĹ, co wywoĹuje niepokĂłj. Wszyscy bowiem czujemy groĹźÄ
ce niebezpieczeĹstwo pozostawania na poziomie pewnej âlinii wodnejâ*, w pewnym zawieszeniu (suspence) pomiÄdzy zaangaĹźowaniem w CUSL czy w CLU** a codziennym, osobistym Ĺźyciem. Ĺťyciem tak bardzo utrudzonym przez brak motywĂłw, czyniÄ
cych godnymi, peĹnymi smaku i ludzkimi sprawy oraz przedsiÄwziÄcia, w ktĂłrych uczestniczymy kaĹźdego dnia. ZacytujÄ wypowiedĹş, ktĂłra odpowiada na tÄ trudnoĹÄ za pomocÄ
piÄknego wyraĹźenia. KtoĹ powiedziaĹ: âTrzeba, abyĹmy stali siÄ bardziej ubogimiâ, i uĹźyĹ tego okreĹlenia w prawdziwie chrzeĹcijaĹski sposĂłb, stawiajÄ
c w centrum wĹaĹciwÄ
jego wartoĹÄ. Bardziej ubodzy â co to znaczy: âbyÄ bardziej ubogimi?â Czy pamiÄtacie, co ta osoba powiedziaĹa? âByÄ pewnymi niektĂłrych wielkich rzeczyâ. Ubogim jest ten, kto jest pewny niektĂłrych wielkich rzeczy, dziÄki czemu â ktoĹ pewny niektĂłrych wielkich rzeczy â wybuduje katedrÄ, a sam bÄdzie ĹźyĹ w klitce, stokroÄ bardziej po ludzku niĹź ten, dla kogo ostatecznym horyzontem jest absolutnie komfortowy apartament, a potem â jeĹźeli przyjdzie â da rĂłwnieĹź obola (drobna moneta w staroĹźytnej Grecji â przyp. tĹum.) dla KoĹcioĹa. Ubodzy, czyli pewni niektĂłrych wielkich rzeczy. Dlaczego ubĂłstwo jest byciem pewnymi? PoniewaĹź pewnoĹÄ oznacza powierzenie siebie, przezwyciÄĹźenie siebie, oznacza, Ĺźe ja jestem kimĹ maleĹkim, jestem nikim, a rzeczÄ
prawdziwÄ
i wielkÄ
jest coĹ innego: tym wĹaĹnie jest ubĂłstwo. Tak pojmowane ubĂłstwo czyni wolnymi, czyni aktywnymi, Ĺźywymi, wĹaĹnie dlatego, Ĺźe prawem czĹowieka, prawem tego stabilnego mechanizmu naturalnego, ktĂłry nazywamy czĹowiekiem, jest miĹoĹÄ, miĹoĹÄ natomiast to potwierdzanie czegoĹ innego jako znaczenia siebie. StÄ
d teĹź, jeĹli nieĹatwo jest znaleĹşÄ poĹrĂłd nas osoby pewne, to dlatego, Ĺźe poĹrĂłd nas nie ma jeszcze ubĂłstwa. UbĂłstwo jest bowiem rzeczywiĹcie czymĹ bardzo dojrzaĹym. (...). PrzeĹźywamy odpowiedzialnoĹÄ raczej w wymiarze krytyki niĹź kreatywnoĹci, to znaczy, odpowiadamy za pewnÄ
sytuacjÄ, gdy ta wywoĹuje powaĹźne wÄ
tpliwoĹci. Kiedy sprawy przybierajÄ
postaÄ znaczÄ
cej obiekcji wobec naszej postawy czĹonkĂłw CL, wĂłwczas stajemy siÄ krytyczni. Nie jesteĹmy jednak kreatywni, poniewaĹź twĂłrczoĹÄ to wiara, ktĂłra ryzykuje zaangaĹźowanie w dane okolicznoĹci, przemieniajÄ
c je, czyli tworzÄ
c coĹ innego. W ten sposĂłb, np. w relacji chĹopak-dziewczyna postawa krytyczna nazywa siÄ moralizmem, natomiast postawa twĂłrcza jest czymĹ, co sprawia, Ĺźe ta relacja staje siÄ inna. Moralizm, gdy przekracza pewne granice, pozostawia ciÄ zaniepokojonym â coraz mniej â lecz pozostawia â tymczasem postawa kreatywna to coĹ zupeĹnie innego: inna staje siÄ sama relacja, inny staje siÄ sposĂłb patrzenia i myĹlenia, i to jest juĹź czÄ
stkÄ
nowego czĹowieczeĹstwa. Postawa krytyczna nie przyczynia siÄ do powstania odmiennego czĹowieczeĹstwa, co najwyĹźej wzmaga zamieszanie (jedynym smakiem moĹźe byÄ wĂłwczas spieranie siÄ). âProblememâ jest wĹaĹnie wiara, ktĂłra podejmuje ryzyko w okolicznoĹciach, ktĂłra mobilizuje mnie wobec jakiejĹ okolicznoĹci, gdy ta jest mi przeciwna i chciaĹaby, abym straciĹ pewnoĹÄ odnoĹnie do nielicznych wielkich spraw. Co wspĂłlnego ma ideaĹ ze studiowaniem, z pieniÄdzmi, z rodzinÄ
, ktĂłrÄ
zamierzasz zaĹoĹźyÄ lub juĹź zaĹoĹźyĹeĹ? Cóş to ma wspĂłlnego? Otóş, to jest wĹaĹnie âproblemâ, tu pojawia siÄ problem, gdyĹź owe sytuacje chciaĹyby, abym zrezygnowaĹ z pewnoĹci i przyjÄ
Ĺ bardziej banalnÄ
postawÄ reaktywnoĹci. A zatem jestem mobilizowany i walczÄ przeciwko tej obiekcji, przeciwko temu atakowi: kontratakujÄ, a kiedy kontratakujÄ, wiara mobilizuje mnie i pozwala mi pojmowaÄ w inny sposĂłb mojÄ
relacjÄ z rzeczami, ktĂłre mnie interesujÄ
. I tak rodzi siÄ doĹwiadczenie odmiennego czĹowieczeĹstwa. Sprawdzianem jest zaĹ to, Ĺźe wiara wzrasta i staje siÄ potÄĹźna. Co pozwala, aby problematycznoĹÄ pozostaĹa naprawdÄ dynamizmem wĹaĹciwym przy podejmowaniu problemĂłw? Co uniemoĹźliwia popadniÄcie w problematyzowanie, lub w sceptycyzm, co jest tym samym? Kiedy bowiem dochodzi do tego, Ĺźe sprawy stajÄ
siÄ obiekcjami a czĹowiek pozostaje wobec nich jak niepeĹnosprawny, z rÄkoma, ktĂłre nie wiedzÄ
jak siÄ poruszaÄ, zagĹÄbia siÄ w nim pewien powiew sceptycyzmu lub âzagubienia siÄâ. Co nie pozwala na popadniÄcie problematyzowanie, umoĹźliwiajÄ
c natomiast uchwycenie problematyki, czyli na Ĺźycie w intensywny sposĂłb? Ĺťycie jest bowiem wÄ
tkiem problemĂłw, kiedy je przeĹźywamy ideaĹ dziaĹa w nas, uderza i zwyciÄĹźa, albo, co jest tym samym, przyczynia siÄ do odradzania siÄ czĹowieczeĹstwa. Co pozwala, abyĹmy nie popadali w problematyzowanie, ale przeĹźywali problemy na pewnym zdrowym poziomie? Tym, co usuwa problematyzowanie jest âbycie wewnÄ
trz historycznego sposobu, ktĂłry umoĹźliwia mi relacjÄ z Chrystusemâ, jak to zostaĹo powiedziane. Tym, co usuwa problematyzowanie jest bycie wewnÄ
trz, trwanie wewnÄ
trz historycznego sposobu, ktĂłry umoĹźliwia mi relacjÄ z Chrystusem. Gdyby jakiĹ pĹĂłd byĹ w stanie myĹleÄ (âO BoĹźe, jak teraz bÄdÄ oddychaÄ, jak bÄdÄ siÄ odĹźywiaÄ, jak bÄdÄ
przebiegaÄ procesy metaboliczne w moich komĂłrkach?â), w jaki sposĂłb mĂłgĹby uniknÄ
Ä problematyzowania? Problematyzowanie, prowadzÄ
ce do wielu obiekcji, uczyniĹyby go zimnym, zalÄknionym a w koĹcu sceptycznym: âNie moĹźna ĹźyÄ!â Natomiast: co daĹoby owemu maĹemu pĹodowi siĹÄ przebicia (âzaczepnoĹÄâ), tzn. zdolnoĹÄ do stawienia czoĹa problematyce Ĺźycia? Trwanie wewnÄ
trz historycznego sposobu, ktĂłry umoĹźliwia mu relacjÄ z Ĺźyciem, trwanie wewnÄ
trz sposobu, jakim jest Ĺono, jakim jest jego matka, to jedno Ĺono. MĂłgĹby mieÄ miliardy innych Ĺon w historii! Lecz to abstrakcja: dla niego jest to jedno, nie jakieĹ inne (nie sÄ
dzÄ, aby na poziomie tych rzeczy mĂłgĹ spokojnie zostaÄ dokonany przeszczep!). W piÄ
tym kroku powracamy jeszcze do drugiego, tzn. zostajemy przynagleni do przyjrzenia siÄ sĹowu âwiaraâ. âTrwanie wewnÄ
trz historycznego sposobu, ktĂłry umoĹźliwia ci relacjÄ z Chrystusemâ jest sformuĹowaniem syntetycznym i ostatecznym.
Wiara. Czym sÄ
owe ânieliczne wielkie rzeczyâ?. Po pierwsze, jest to obecna poĹrĂłd nas, w ludzkiej postaci Tajemnica, ktĂłra wszystko czyni: staĹ siÄ czĹowiekiem i ta rzeczywistoĹÄ jest poĹrĂłd nas (âBÄdÄ z wami aĹź do skoĹczenia Ĺwiataâ[1]). Nic nie zdoĹa tej obecnoĹci usunÄ
Ä z historii, z czasu i przestrzeni, Ĺźadna zdrada czy zmazywanie, jakich wszyscy siÄ dopuszczamy. JakiĹ czas temu, po ukazaniu siÄ informacji na temat referendum, mĂłwiĹem: âOto moment, w ktĂłrym byĹoby piÄknie, gdyby nas byĹo tylko dwunastu w caĹym Ĺwiecieâ. ChciaĹem powiedzieÄ, Ĺźe jest wĹaĹnie chwila, w ktĂłrej wraca siÄ do poczÄ
tku, poniewaĹź jak nigdy dotÄ
d zostaĹo zademonstrowane, Ĺźe mentalnoĹÄ nie jest juĹź chrzeĹcijaĹska. ChrzeĹcijaĹstwo jako staĹa obecnoĹÄ, spoista (posiadajÄ
ca okreĹlonÄ
konsystencjÄ), a zatem zdolna do âprzekazywaniaâ, do tworzenia tradycji, do komunikowania, wĹaĹciwie juĹź nie istnieje: musi siÄ odrodziÄ. Musi odrodziÄ siÄ jako przynaglenie wobec codziennych problemĂłw, czyli wobec codziennego Ĺźycia. ChciaĹbym to mocno podkreĹliĹ, gdyĹź samo sĹowo âĹźycieâ jest nieco dwuznaczne, moĹźe byÄ rozumiane w sensie witalistycznym, a zatem przeĹźywanie Ĺźycia byĹoby pewnÄ
reaktywnoĹciÄ
, co jest niezbyt ludzkie. Ĺťycie ludzkie skĹada siÄ z inteligencji i wolnoĹci, czyli z osÄ
dĂłw, wyborĂłw i energii afektywnej: tym jest Ĺźycie jako problematycznoĹÄ, Ĺźycie jako problem. Nie bÄdÄ wam powtarzaĹ przytaczanego przez Stuarta porĂłwnania o Ezopowym worku. Co jest charakterystyczne dla przejĹcia od wieku dzieciÄcego, od dzieciĹstwa do poczÄ
tku pewnej ĹwiadomoĹci osobowej? Chodzi o wiek pomiÄdzy dwunastym a piÄtnastym rokiem Ĺźycia; lecz teraz pozostawmy sam czas tej przemiany, ktĂłrego nie da siÄ okreĹliÄ matematycznie. Nas interesuje fakt, Ĺźe tym, co charakteryzuje Ăłw poczÄ
tek ĹwiadomoĹci osobowej, a zatem i poczucia wĹasnej toĹźsamoĹci, jest przejĹcie od posiadania â dlatego, ze siÄ otrzymuje, czyli od danych pochodzÄ
cych z tradycji âtrĂ ditoâ â do problematycznoĹci, czyli do krytycznoĹci i wyboru. Naprzeciw tego, co zostaĹo nam dane ktoĹ pyta: âDlaczego?â, i âzachowuje to, co szlachetneâ[2], jak mĂłwi Ĺw. PaweĹ do Tesaloniczan. Zatem, przynaglenie, aby czyniÄ Ĺźycie âproblememâ, czyli âwojnÄ
â, przynaglenie do przeĹźywania Ĺźycia jako wojny, jest jedno, a mianowicie Chrystus, bÄdÄ
cy obecnoĹciÄ
w Ĺwiecie. Zasadniczym punktem jest zatem fakt, Ĺźe wiara to uznanie tej obecnoĹci, i tyle. To sÄ
owe ânieliczne wielkie rzeczyâ, ktĂłre stanowiÄ
o bogactwie naszego ubĂłstwa, czyli o naszej prawdzie. Wiara jest uznaniem Chrystusa. Co jest zatem zasadniczym punktem sprawy? Jest nim to, Ĺźe wszyscy mĂłwimy: âChrystusâ, ale ten Chrystus jakby nie istniaĹ; poniewaĹź Chrystus jest odpowiedziÄ
, jest sensem, Chrystus jest formÄ
, jest znaczeniem Ĺźycia, dlatego jest teĹź znaczeniem i formÄ
relacji afektywnej, uĹźywania rzeczy czy sposobu patrzenia na przyrodÄ, na czas i przestrzeĹ, na swĂłj wĹasny projekt przyszĹoĹci czy wĹasnÄ
przeszĹoĹÄ. Chrystus musi staÄ siÄ formÄ
tego wszystkiego, ĹźywÄ
i faktycznÄ
inspiracjÄ
wszystkiego, kryterium. Jak to ujÄ
Ĺ Romano Guardini w przepiÄknym wyraĹźeniu, wielokrotnie przeze mnie cytowanym (najpiÄkniejszym ze wszystkich, jakie kiedykolwiek sĹyszaĹem i najbardziej syntetycznym): âW doĹwiadczeniu wielkiej miĹoĹci wszystko staje siÄ wydarzeniem w jej obrÄbieâ[3]. WielkÄ
rzeczÄ
, dziÄki ktĂłrej wszystko staje siÄ wydarzeniem w jej obrÄbie (czyli zostaje przez niÄ
okreĹlone) jest wiara. Wiara jest usprawiedliwieniem. âmĂłj sprawiedliwy Ĺźyje z wiaryâ[4]. Co uzasadnia twojÄ
relacjÄ z ojcem i matkÄ
? Wiara. Co uzasadnia relacjÄ z twojÄ
kobietÄ
? Wiara. I co uzasadnia twĂłj sposĂłb uczenia siÄ? Wiara. I co uzasadnia twĂłj sposĂłb wchodzenia w relacje ze wszystkimi formami solidarnoĹci miÄdzy pracownikami, ktĂłre nazywa siÄ zwiÄ
zkami zawodowymi? Wiara. SprawiedliwoĹÄ jest wiarÄ
, a wiara jest uznaniem tej ObecnoĹci: treĹciÄ
wiary jest Chrystus. Tu mamy dwie sprawy, ktĂłre naleĹźy wziÄ
Ä pod uwagÄ, a ktĂłre juĹź wĹaĹciwie zostaĹy podjÄte dzisiejszego poranka.
1. Najpierw pewna uwaga negatywna, to znaczy: skoro ideaĹem jest osoba Chrystusa, to dziĹ rano mogliĹmy dostrzec pewien dystans pomiÄdzy tym, co widzimy w nas i poza nami a ideaĹem: âNie czujÄ goâ, âjest dla mnie abstrakcjÄ
â, albo âjestem inny niĹź powinienem byÄ, wstydzÄ siÄ tego, Jego sĹowa sÄ
dalekie od tego, co czyniÄâ. Dystans. Z tym zwiÄ
zana jest pierwsza bolesna rzecz, jaka musi siÄ dokonaÄ; co wiÄcej, to jest wĹaĹnie najwyĹźsza spĂłjnoĹÄ, ktĂłra musi wyprzedziÄ jakiekolwiek dÄ
Ĺźenie do spĂłjnoĹci. Co jest najwiÄkszÄ
spĂłjnoĹciÄ
wobec Chrystusa, w uznaniu Chrystusa? To, Ĺźe nawet jeĹli jesteĹ niczym, Chrystus jest wiÄkszy od tego wszystkiego, potrafi to przezwyciÄĹźyÄ, jest potÄĹźniejszy niĹź caĹa studnia twojej nÄdzy. StÄ
d teĹź wiara jest pewnoĹciÄ
, ktĂłra nigdy nie pozwala na utratÄ pogody ducha, gdyĹź motywem pogody ducha jest pewnoĹÄ wiÄksza niĹź wszelkie rozwaĹźania, jakie czyniÄ o sobie. To jest miĹoĹÄ, potwierdzenie czegoĹ innego. RobiÄ zawsze porĂłwnanie do dziecka, gdyĹź jest to porĂłwnanie najdoskonalsze. MĂłgĹbym przytoczyÄ porĂłwnanie z osobÄ
, ktĂłra naprawdÄ kocha, ktĂłra jest naprawdÄ gĹÄboko zakochana w drugiej osobie, lecz to zdarza siÄ bardzo rzadko i nie jest pozbawione licznych bĹÄdĂłw, jak powiedziaĹ Ĺw. Tomasz z Akwinu[5] o czĹowieku zdobywajÄ
cym wiedzÄ na temat egzystencji Boga; w dziecku natomiast natura osiÄ
ga to natychmiast. Dziecko ze swej natury jest pogodne â ze swej natury jest pogodne! âkiedy przebywa w naturalnych dla siebie warunkach, a warunkami naturalnymi dla niego jest obecnoĹÄ ojca i matki. Nawet jeĹli zrobiĹoby coĹ zĹego, jeĹli chwilÄ wczeĹniej popeĹniĹoby to czy owo, gdy matka bierze je w objÄcia, staje siÄ pogodne, wszystko mu przechodzi, poniewaĹź jego konsystencjÄ
jest potwierdzenie kobiety, ktĂłrÄ
ma przed sobÄ
. Twarz dziecka wyraĹźa to w niepowtarzalny i spektakularny sposĂłb, gdy ktoĹ inteligentnie patrzy. Dlatego teĹź jakiejkolwiek natury dystans (ânie czujÄâ, âto abstrakcyjneâ, âto tylko sĹowoâ), jakikolwiek dystans nie jest obiekcjÄ
dla pewnoĹci, ktĂłra nazywa siÄ âwiarÄ
â oraz dla energii wolnoĹci, jakÄ
ta pewnoĹÄ angaĹźuje. To jest punkt wyjĹcia obdarzajÄ
cy pewnÄ
charakterystycznÄ
zdolnoĹciÄ
zachowania pogody ducha, absolutnie nie do pojÄcia poza doĹwiadczeniem wiary chrzeĹcijaĹskiej: istotnie, nie istnieje nic bardziej dziwnego od realnej radoĹci wewnÄ
trz jednostki, Ĺwiadomej tego, kim jest, Ĺwiadomej swojej nÄdzy. To jest istotnie rzecz nie z tego Ĺwiata: jest czymĹ z innego Ĺwiata, bÄdÄ
c zarazem tym, czymĹ ktoĹ Ĺźyje, lecz nie jest to moĹźliwe poza zasiÄgiem naszej wiary.
2. Drugi akcent jest pozytywny. Dystans, Ĺźaden dystans nie jest obiekcjÄ
: obiekcjÄ
jest to, Ĺźe ulegniesz problematyzowaniu, albo wĹÄ
czysz zastrzeĹźenie w swojÄ
toĹźsamoĹÄ. Tymczasem wiara, czyli uznanie Ciebie, o Chryste, za obecnego (âUznajÄ, Ĺźe jesteĹ obecnyâ) niesie zadanie wielkie jak Ĺwiat i historia; wiara â uznanie Chrystusa za coĹ wielkiego, co jest bogactwem mojego ubĂłstwa â stanowi ziarno nowego ludu. OkreĹlenia âniesie zdanie wielkie jak Ĺwiat i historiaâ oraz âjest ziarnem nowego luduâ, wyraĹźajÄ
to samo. Jest to obalenie (usuniÄcie) kategorii prywatnoĹci; kategoria prywatnoĹci wĹaĹciwie znika. W koncepcji chrzeĹcijaĹskiej kategoria prywatnoĹci nie istnieje, istnieje natomiast pojÄcie zasĹugi, czyli wartoĹci czynu. Moralna wartoĹÄ czynu â nazywana wĹaĹnie âzasĹugÄ
â â jest proporcjÄ
zachodzÄ
cÄ
pomiÄdzy czynem a BoĹźym zamysĹem. DziaĹanie jest moralne, kiedy pozostaje w âfunkcji, w sĹuĹźbie czegoĹâ, tzn. kiedy szerzy KrĂłlestwo BoĹźe, kiedy jest dla Ĺwiata: dziaĹanie moralne ma miejsce wtedy, kiedy wspomaga Ĺwiat w jego zrealizowaniu siÄ. ZwrĂłÄcie uwagÄ, Ĺźe tym dziaĹaniem jest nie tylko walka o przeprowadzenie jakiegoĹ Referendum â takim dziaĹaniem moĹźe byÄ takĹźe mycie naczyĹ. Kategoria prywatnoĹci nie istnieje, nie ma jej, tak jak nie moĹźe byÄ ani jednego wĹosa na gĹowie, ktĂłry byĹby samoistny, poniewaĹź ânawet wĹosy na waszej gĹowie sÄ
policzoneâ[6], jak teĹź nie moĹźna powiedzieÄ Ĺźartem nawet jednego sĹowa, ktĂłre nie miaĹoby znaczenia dla Ĺźycia wiecznego (âz kaĹźdego bezuĹźytecznego sĹowa zdacie sprawÄ w dzieĹ ostatecznyâ[7]). StÄ
d teĹź, stale w codziennoĹci, ta wielkoĹÄ rozszerza percepcjÄ wĹasnego czĹowieczeĹstwa, rozszerza postrzeganie swojej relacji ze wszystkim. Lecz, jeĹźeli wiara jest uznaniem Chrystusa, wielkiego nieznanego poĹrĂłd nas, naprawdÄ ukrytego poĹrĂłd nas Boga, wielkiego upomnienia, przez ktĂłre stajemy siÄ wspĂłlnikami âĹwiata, ktĂłry caĹkowicie tkwi w kĹamstwieâ[8], kĹamstwem jest nie uznanie Chrystusa, kĹamcÄ
jest ten, kto nie uznaje Chrystusa. Zatem, kolejnÄ
z ânielicznych wielkich rzeczyâ, o ktĂłrych byĹa mowa jest nasze towarzystwo, jak to zostaĹo nastÄpnie pokazane. JeĹźeli Chrystus jest ideaĹem, trzeba, aby to nie zostaĹo psychologizmem. Psychologizmem jest wszystko, co zostaje wypracowane albo zredukowane do naszych myĹli bÄ
dĹş do naszych sentymentĂłw; do rzeczywistoĹci czysto psychologicznej przynaleĹźy wszystko, co pozostaje myĹlÄ
, sentymentem lub wyobraĹźeniem. JeĹli Chrystus jest ideaĹem, to trzeba, aby nie pozostawaĹ On psychologizmem. KtoĹ powiedziaĹ dziĹ rano: âTÄ ÂŤideÄÂť mogÄ zobaczyÄâ. NaszÄ
tragediÄ
jest fakt, Ĺźe Chrystus pozostaje ideÄ
, a tymczasem jest On obecnoĹciÄ
i mogÄ Go zobaczyÄ, czyli powinienem Go rozpoznaÄ w naszym towarzystwie, w tym Ĺźywym wydarzeniu naszego towarzystwa, nawet gdyby nas pozostaĹo dwunastu na caĹym Ĺwiecie: nasze towarzystwo, Ĺźywy fakt, ktĂłrego znaczenie przewyĹźsza formÄ i konsystencjÄ. Znaczenie naszego towarzystwa przewyĹźsza to, czym jesteĹmy i sumÄ wszystkiego, czym jesteĹmy, jak to juĹź powiedziaĹem ostatnim razem. Nawet gdybyĹmy byli tysiÄ
c razy bardziej nÄdzni niĹź jesteĹmy, nasze towarzystwo jest rzeczÄ
ĹwiÄtÄ
, wielkÄ
, poniewaĹź jest ono jak osĹona, jak znak czegoĹ wielkiego, co jest bogactwem naszego ubĂłstwa. W ten sposĂłb nasza ĹwiadomoĹÄ zrywa siÄ, nasze Ĺźycie zrywa siÄ, kiedy pierwszÄ
danÄ
nam rzeczÄ
, czyli pierwszym przedmiotem, ktĂłry nas interesuje, jest to, co spotkaliĹmy. To, co spotkaliĹmy jest treĹciÄ
wiary: towarzystwo, ktĂłrego znaczenie i konsystencja sÄ
czymĹ wiÄkszym niĹź ci, ktĂłrzy je tworzÄ
â jest nim Chrystus. ZaufaÄ zatem temu towarzystwu; zaufaÄ, âcredere se alicuiâ, studiowaliĹmy w gramatyce ĹaciĹskiej, âpowierzyÄ siÄ komuĹâ [affidarci a], âoddaÄ siÄ komuĹâ [darci a], czyli âprzynaleĹźeÄâ [appartenere], to jest to, co nas okreĹla: jesteĹmy zdefiniowani przez przynaleĹźnoĹÄ przez przynaleĹźnoĹÄ do Chrystusa, ktĂłry, jeĹli nie jest wewnÄ
trz historycznego sposobu w jakim Go spotkaliĹmy, pozostaje abstrakcyjnÄ
ideÄ
. Historyczny sposĂłb Ĺmieszy, lecz bez niego nie przynaleĹźymy do Niego. Towarzystwo miÄdzy nami jest zatem, nie âjako ochrona przed ciosamiâ, jak zostaĹo dokĹadnie powiedziane dzisiejszego ranka, nie âkiedy pĹaciâ, jak powiedziano rĂłwnie dosadnie, lecz jako wsparcie mojej osobistej postawy, jako przywoĹanie, utrzymanie i korekta dla mojej osobistej postawy, czyli mojej wiary, mojego uznania Chrystusa. Dlatego, byÄ moĹźe, formuĹÄ
, za ktĂłrÄ
winniĹmy podÄ
ĹźaÄ w tym pierwszym fragmencie drogi, ktĂłrÄ
powinniĹmy odkryÄ po tych nowych miesiÄ
cach, jest ta: âĹťycie nie jest czymĹ wiÄcej niĹź ideaĹ, Ĺźycie nie moĹźe byÄ czymĹ wiÄcej niĹź ideaĹ, ale ideaĹ jest czymĹ wiÄcej niĹź Ĺźycieâ, zgodnie z tym, co zostaĹo powiedziane dziĹ rano. Ĺťycie jest czymĹ wiÄcej niĹź ideaĹ, kiedy okolicznoĹci, liczne okolicznoĹci, te, ktĂłre byÄ moĹźe napierajÄ
bardziej indywidualnie, uchylajÄ
siÄ od osÄ
du i do obciÄ
Ĺźenia, od ataku ideaĹu: odrzucamy problem, walkÄ i problem. Ĺťycie staje siÄ wĂłwczas czymĹ wiÄcej niĹź ideaĹ, ideaĹ zaĹ wycofuje siÄ do kÄ
ta, jakby do wnÄki, ktĂłrÄ
w pewnych momentach okadzamy. IdeaĹ jednak jest czymĹ wiÄcej niĹź Ĺźycie: âTwoja Ĺaska wiÄcej znaczy niĹź Ĺźycieâ[9], jak mĂłwi Psalm, ktĂłry wielokrotnie powtarzaliĹmy. Czyli: âTwoja obecnoĹÄ znaczy wiÄcej niĹź Ĺźycieâ.
Do zobaczenia, wszystkiego najlepszego!
[1] Zob. Mt 28,20. [2] Por. 1 Tes 5, 21. [3] R.Guardini, L`essenza del cristianesimo, [Istota chrzeĹcijaĹstwa], Morcelliana, Brescia 1980, s. 12. [4] âSprawiedliwy ĹźyÄ bÄdzie dziÄki swej wiernoĹciâ (Ha 2, 4). [5] Zob. Ĺw. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I, q. 1, art. 1. [6] Zob. Mt 10, 30; Ĺk 12, 7. [7] Zob. Mt 12, 36. [8] Zob. J 8, 44. [9] Ps 63, 4. |