Ślady
>
Archiwum
>
2012
>
Strona Pierwsza
|
||
Ślady, numer 7 / 2012 (Strona Pierwsza) Strona Pierwsza OdmiennoĹÄ dzieĹa Notatki z zebrania SzkoĹy DzieĹ (Scuola delle Opere) dla czĹonkĂłw Towarzystwa DzieĹ â DzieĹa SpoĹeczne (Compagnia delle Opere â Opere Sociali) Mediolan, 13 czerwca 2012 Bernhard Scholz. SzkoĹa DzieĹ powstaĹa po to, by umoĹźliwiÄ dialog i nieustannÄ formacjÄ oraz dawaÄ wsparcie we wszystkich kwestiach dotyczÄ cych dzieĹ spoĹecznych. RozmawialiĹmy o wolnoĹci jako o fundamencie rzeczywistej budowli, o kimĹ, kto nie obarcza innych, ale angaĹźuje siÄ w pierwszej osobie; rozmawialiĹmy o zawodowym starcie mĹodych, o statusie gospodarczym, ktĂłry nie jest celem, ale absolutnie decydujÄ cym narzÄdziem, o otwarciu dzieĹ na Ĺwiat, o wspĂłĹpracy, poniewaĹź to rĂłwnieĹź jest decydujÄ ce dla rozwoju dzieĹa. Podczas caĹej tej drogi coraz wyraĹşniej byĹo widaÄ, Ĺźe rozwĂłj ten zaleĹźy od podmiotu, albo lepiej, od grona osĂłb, ktĂłre pracujÄ dla oraz w dziele. UĹwiadomiliĹmy sobie rĂłwnieĹź lepiej, Ĺźe w tym Ĺwiecie â w ktĂłrym jest wiele projektĂłw usiĹujÄ cych zastÄ piÄ osobÄ i jej odpowiedzialnoĹÄ automatyzmami, modelami i mechanizmami â odkrywamy ludzkie piÄkno, kiedy zaczynamy rozumieÄ, Ĺźe wszystko, dzieĹa i profesjonalizm, sÄ wyrazem angaĹźujÄ cego siÄ âjaâ. Potrzeba wiÄc autentycznie ludzkiej postawy, aby dzieĹo rzeczywiĹcie mogĹo sĹuĹźyÄ czĹowiekowi. Dlatego jesteĹmy bardzo wdziÄczni za to, Ĺźe dzisiaj wieczorem jest tutaj ksiÄ dz CarrĂłn, ktĂłry przyjÄ Ĺ zaproszenie. Jest to sposobna okazja do tego, by jeszcze lepiej odkryÄ, na czym polega ta ludzka autentycznoĹÄ, na czym polega prawdziwa postawa, twĂłrcza, zdolna przeksztaĹciÄ rzeczywistoĹÄ dla dobra wszystkich.
Monica Poletto. Pytania zadawane tego wieczoru rodzÄ siÄ przede wszystkim z tegorocznej pracy SzkoĹy DzieĹ, a dotyczÄ wielu tematĂłw. W rozmowach oraz podczas drogi przebytej w tych latach czÄsto wyĹaniaĹy siÄ punkty krytyczne oraz trudnoĹci; to coĹ, w czym w pewnym momencie zaczÄliĹmy siÄ rozsmakowywaÄ, poniewaĹź zdaliĹmy sobie sprawÄ, Ĺźe czÄĹciÄ ludzkiej i przyjacielskiej drogi jest stawianie czoĹa wszystkim krytycznym sytuacjom, wyĹaniajÄ cym siÄ podczas naszej pracy. To, Ĺźe tego wieczoru stawimy czoĹa niektĂłrym z tych trudnoĹci, wiÄ Ĺźe siÄ z zauwaĹźaniem wielkiej pozytywnoĹci â uzdalniajÄ nas one bowiem do obejmowania spojrzeniem wszystkiego.
WypowiedĹş. PracujÄ c nad formacjÄ â co dla nas oznacza pomaganie dzieĹom, by byĹy bardziej profesjonalne, by umoĹźliwiaĹy solidarne dziaĹanie â interesuje nas pogĹÄbienie zwiÄ zku miÄdzy dwoma stwierdzeniami, ktĂłre czasem wydajÄ siÄ ze sobÄ nie zgadzaÄ, a wrÄcz sobie przeczyÄ. Pierwsza kwestia to stwierdzenie, Ĺźe âpo owocu poznaje siÄ drzewoâ, a wiÄc Ĺźe w jakiejĹ mierze rezultat wiÄ Ĺźe siÄ z istotÄ naszego dziaĹania. Drugie stwierdzenie, ktĂłre czÄsto powtarzamy miÄdzy sobÄ , mĂłwi, Ĺźe âtrzeba byÄ wolnym od rezultatuâ. CzÄsto dostrzegamy w sobie opĂłr w patrzeniu z realizmem na wynik naszych dziaĹaĹ. Ĺatwiej zatrzymaÄ siÄ na przesĹance â na racjach, ze wzglÄdu na ktĂłre coĹ robimy â przyjÄ Ä cel po czÄĹci, akcentujÄ c niemal wyĹÄ cznie sukcesy, a cenzurujÄ c punkty krytyczne, brak umiejÄtnoĹci. ZauwaĹźyliĹmy, Ĺźe pewien sposĂłb mĂłwienia: âJesteĹmy wolni od rezultatuâ, o ile nie jest wyrazem nieodpowiedzialnoĹci, wyraĹźa ogromny lÄk w patrzeniu na rezultat, poniewaĹź czujemy, Ĺźe on nas stanowi. JednoczeĹnie odkrywamy, jak fascynujÄ ce i po ludzku opĹacalne jest dÄ Ĺźenie do spoglÄ dania na rezultat naszych dziaĹaĹ z pragnieniem, by wszystkie czynniki wyĹoniĹy siÄ z rezultatu, tak byĹmy pozwolili siÄ korygowaÄ przez to, co siÄ wydarza. W jaki sposĂłb pogodziÄ dÄ Ĺźenie do nauczenia siÄ czegoĹ z samego rezultatu z wolnoĹciÄ od samego rezultatu?
Ks. JuliĂĄn CarrĂłn. Nie wystarczy tylko wyjaĹnienie, by udzieliÄ odpowiedzi. Bardzo waĹźne jest, byĹmy zdali sobie sprawÄ, Ĺźe nie wystarczajÄ nam wyjaĹnienia, ale Ĺźe potrzebujemy urzeczywistniania tego, co usĹyszeliĹmy w odpowiedzi. By mĂłc rozpoznaÄ i zrealizowaÄ to, co usĹyszeliĹmy w odpowiedzi, potrzeba ludzkiego doĹwiadczenia, tego, co stanowi istotÄ, bez czego odpowiedĹş pozostaje teoretyczna. To jest decydujÄ ce. Dlatego jeĹli caĹe dzisiejsze spotkanie nie zostanie wĹÄ czone w drogÄ, ktĂłrÄ zmierzamy, robiÄ c SzkoĹÄ WspĂłlnoty, zapewniam was, Ĺźe jest to strata czasu, nawet jeĹli uda nam siÄ dokĹadnie odpowiedzieÄ na wszystkie pytania, poniewaĹź nie wystarczy âznaÄâ odpowiedzi. To jest oczywisty przykĹad: jak mogÄ byÄ tak naprawdÄ wolny od rezultatu? PierwszÄ rzeczÄ , jakÄ trzeba zrozumieÄ, by zaczÄ Ä byÄ wolnymi, jest uznanie â co kaĹźdy moĹźe od razu rozpoznaÄ na podstawie wĹasnego doĹwiadczenia â Ĺźe kaĹźde dzieĹo, kaĹźde usiĹowanie odpowiedzenia na potrzebÄ zawsze jest niedoskonaĹe. A to nie tylko dlatego, Ĺźe jesteĹmy grzesznikami â nawet najwiÄkszy ze ĹwiÄtych nie moĹźe zrobiÄ nic innego, jak tylko podjÄ Ä ironiczne usiĹowanie. JeĹli zaczniemy uznawaÄ niedoskonaĹoĹÄ kaĹźdego ludzkiego dziaĹania, kaĹźdego ludzkiego gestu, kaĹźdego ludzkiego usiĹowania, wĂłwczas powoli zaczniemy w sposĂłb wolny patrzeÄ na to, co siÄ nie udaje, uznawaÄ to, nie czujÄ c siÄ osÄ dzonymi albo zakwestionowanymi tylko ze wzglÄdu na to, poniewaĹź kaĹźdemu ludzkiemu gestowi przynaleĹźne jest bycie niedoskonaĹym. Pomimo tego, co wszyscy uznajemy, poniewaĹź doĹwiadczamy tego codziennie, czasem â jak mĂłwicie â jesteĹmy gotowi uznaÄ sprawy, ktĂłre ukĹadajÄ siÄ pomyĹlnie, uwydatniajÄ c sukcesy, jesteĹmy jednak mniej skĹonni do uznania punktĂłw krytycznych. Dlaczego? PoniewaĹź pojawia siÄ ogromny lÄk. PamiÄtam dobrze, nie byĹo mniej przyjemnej rzeczy dla uczÄ cych w szkole, w ktĂłrej byĹem dyrektorem, niĹź osÄ dzanie tego, co siÄ wydarzaĹo. ZadawaĹem bardzo proste pytanie: âCzego po czterech latach liceum doĹwiadczyĹ mĹody czĹowiek, ktĂłry przyszedĹ do naszej szkoĹy? Czy moĹźemy wydaÄ osÄ d, by zaczÄ Ä rozumieÄ, jaki jest rezultat naszego wychowawczego usiĹowania, rĂłwnieĹź po to by coĹ poprawiÄ albo zmieniÄ?â. Byli gotowi na wszystko, za wyjÄ tkiem zaakceptowania osÄ du. Pozostaje co najwyĹźej sentymentalizm, dlatego uczniowie po ukoĹczeniu szkoĹy, gdy spotkajÄ nas na ulicy, uprzejmie nas pozdrawiajÄ . Gratulacje! Czy to jest wszystko, na co nas staÄ? CzÄsto boimy siÄ, poniewaĹź wartoĹÄ upatrujemy w tym, co robimy. Bardzo trafnie mĂłwiĹ o tym ksiÄ dz Giussani w artykule z 2000 roku, opublikowanym ponownie na Ĺamach majowo-czerwcowego numeru âĹladĂłwâ, w ktĂłrym broniĹ Jana PawĹa II, proszÄ cego o przebaczenie grzechĂłw popeĹnionych przez KoĹcióŠw ciÄ gu historii. W pewnym momencie mĂłwi: âWszystkie ideologie posiadajÄ pewien aspekt, wskutek ktĂłrego czĹowiek jest pewnym przynajmniej jakiejĹ jednej rzeczy, ktĂłrÄ sam tworzyâ. To znaczy: ideologie przypisujÄ wartoĹÄ temu, co robiÄ . I jaka jest tego konsekwencja? CzĹowiek ânie jest w stanie (âŚ) zrezygnowaÄ ani poddaÄ w wÄ tpliwoĹÄâ tego, co robi. Proste, krystaliczne jak woda. To jest ideologia; âale chrzeĹcijanin wie, Ĺźe jego wysiĹki i wszystko, co posiada albo co czyni, zawsze muszÄ ustÄ piÄ prawdzieâ. PoniewaĹź jest niedoskonaĹy, a wiÄc prawda jest wiÄksza od tego, co udaje nam siÄ czyniÄ. Odnosi siÄ to zarĂłwno do poziomu osobistego, jak i do pracy, niezaleĹźnie od podejmowanego dzieĹa. Co wiÄc pozwala czĹowiekowi uznaÄ ograniczenia tego, co robi? KsiÄ dz Giussani mĂłwi o tym w tym zdaniu: âChrzeĹcijanin nie jest przywiÄ zany do niczego za wyjÄ tkiem Chrystusaâ (L. Giussani, Quella grande forza del Papa in ginocchio, âLa Repubblicaâ, 15 marca 2000, s. 16; tĹum.: Wielka siĹa PapieĹźa na kolanach, âĹladyâ 3/2012, s. 30â31). Tylko wtedy, gdy jesteĹmy przywiÄ zani do Chrystusa, tylko wtedy, gdy nie upatrujemy naszej wartoĹci w niczym innym, jak tylko w Jezusie â moĹźe udaÄ nam siÄ uznaÄ ograniczenia tego, co robimy. Dlatego waĹźne jest, byĹmy zdali sobie sprawÄ, Ĺźe nie wystarczy wiedzieÄ, Ĺźe dzieĹo jest niedoskonaĹe, nie wystarczy wiedzieÄ, Ĺźe ideologie przypisujÄ wartoĹÄ temu, co robiÄ , nie wystarczy wiedzieÄ, Ĺźe jedynÄ moĹźliwoĹciÄ jest posiadanie Jezusa, ale trzeba, by Jezus byĹ obecny w sposĂłb tak rzeczywisty, by byĹ tak oczywistym doĹwiadczeniem, bym mĂłgĹ patrzeÄ na moje ograniczenie bez zgorszenia, poniewaĹź moja wartoĹÄ nie leĹźy w tym, poniewaĹź moja wartoĹÄ naprawdÄ znajduje siÄ w Chrystusie: âChrzeĹcijanin nie jest przywiÄ zany do niczego za wyjÄ tkiem Chrystusaâ. A tego nie improwizuje siÄ, dokonujÄ c dzieĹa, poniewaĹź to nie przynaleĹźy do dzieĹa, ale przynaleĹźy do drogi wiary, ktĂłrÄ kaĹźdy zmierza. A jeĹli tego nie robi, oczywiste jest, Ĺźe przejawia siÄ to potem w braku zdolnoĹci uznawania ograniczeĹ dzieĹa; w ten sposĂłb wiele razy problemy sÄ nierozwiÄ zanymi osobistymi problemami. To nie sÄ problemy dzieĹa, to nasze problemy: nie stanowi nas wĹaĹciwa istota potrzebna do uznania tego, co jest niedoskonaĹe i co nie ukĹada siÄ tak, jak powinno. A wiÄc tylko ktoĹ, kto posiada stanowiÄ cÄ go istotÄ, moĹźe nieustannie dÄ ĹźyÄ do tego, by siÄ uczyÄ, bÄdÄ c wolnym od rezultatu. Bez takiego doĹwiadczenia â ktĂłre przychodzi wczeĹniej albo dojrzewa poprzez to, co ktoĹ robi â nie potrafimy odpowiedzieÄ na pytania, nawet jeĹli znamy teoretycznÄ odpowiedĹş.
WypowiedĹş. Na poczÄ tku, kiedy dzieĹo jest maĹe, bardzo Ĺatwo jest nie utraciÄ jego korzeni; mission dzieĹa jest jasna i generalnie osoby, ktĂłre je prowadzÄ , dÄ ĹźÄ do tego, by nie zagubiÄ celu. Dla wielu jednak, z czasem, gdy dzieĹo siÄ rozrasta, pojawiajÄ siÄ rozstaje drĂłg i kiedy czĹowiek to sobie uĹwiadamia, nie ma juĹź jasnoĹci co do mission dzieĹa oraz jego korzeni. Niepokoi mnie to, Ĺźe nasze dzieĹo rozrasta siÄ coraz bardziej, przychodzÄ nowi wolontariusze i przynoszÄ nowe propozycje modyfikacji. Ten nacisk na zmianÄ jest pozytywnym aspektem, poniewaĹź zmusza nas do dziaĹania i nie daje nam spokoju; niesie jednak ryzyko oddalenia siÄ od korzeni oraz od celu dzieĹa. KaĹźdego dnia staczamy prawdziwÄ walkÄ o utrzymanie Ĺźywej mission dzieĹa i czasem wydaje mi siÄ, Ĺźe nie dam rady utrzymaÄ jej dĹugo ĹźywÄ . ChciaĹbym, byĹ pomĂłgĹ mi zrozumieÄ, jak mogÄ przeĹźywaÄ to naturalne rozrastanie siÄ dzieĹa bez oddalania siÄ od jego korzeni oraz zagubienia jasnoĹci co do jego celu.
WypowiedĹş. My takĹźe w tych latach musieliĹmy skonfrontowaÄ siÄ z kryzysem, ktĂłry przeĹźywamy. NiektĂłrym dzieĹom zagraĹźa zakoĹczenie doĹwiadczenia, ktĂłre uchodzi za bogactwo dla innych oraz dla tego, kto je prowadzi. Z pewnoĹciÄ nie jest to najĹatwiejszy moment. W obliczu kryzysu brakuje zwyczajnej operatywnoĹci, trzeba siÄ uczyÄ, wprowadzaÄ i rozwijaÄ niektĂłre aktywnoĹci, ktĂłre do tej pory nie byĹy w zwyczaju, takie jak na przykĹad komercjalizacja czy zarzÄ dzanie. Trzeba jeszcze raz przyjrzeÄ siÄ typologii oraz jakoĹci usĹug. Trzeba, jednym sĹowem, wchodziÄ w dogĹÄbnÄ interakcjÄ z rzeczywistoĹciÄ , ktĂłrÄ mamy przed sobÄ , w interakcjÄ z caĹkowicie zmieniajÄ cym siÄ kontekstem. Nie przeczÄ, Ĺźe ta praca jest spontaniczna oraz naturalna. âCo robimy?â, âDokÄ d zmierzamy?â â sÄ to pytania, ktĂłre nieustannie zadajemy sobie w naszym gronie. Gdy stawi siÄ im czoĹa, czÄsto wyĹania siÄ pytanie dotyczÄ ce korzeni dzieĹa, jego celu. Wiele naszych spĂłĹek, w istocie, zrodziĹo siÄ z doĹwiadczenia wolontariatu, dziaĹalnoĹci charytatywnej, z doĹwiadczenia byÄ moĹźe nieco pionierskiego, wiele lat temu, w sposĂłb caĹkowicie innowacyjny, by z hojnoĹciÄ odpowiedzieÄ na potrzeby spotkanych osĂłb, a ten, kto powoĹywaĹ je do istnienia, daĹ naprawdÄ wiele, by zaistniaĹy. W tej pracy polegajÄ cej na nieustannym konfrontowaniu siÄ z aktualnÄ sytuacjÄ zauwaĹźyĹem, Ĺźe impuls do konfrontacji z kontekstem, a wiÄc rozwijanie siÄ samego dzieĹa, zostaje wstrzymany przez okreĹlony sposĂłb odnoszenia siÄ do korzeni dzieĹa, przede wszystkim jeĹli nie byĹo ono podtrzymywane przez doĹwiadczenie przeĹźywane z biegiem lat, w wyniku czego zasadza siÄ ono dzisiaj na poczÄ tkowych metodach. Jak przezwyciÄĹźyÄ tÄ formÄ bycia niemal w posiadaniu korzeni dzieĹa, ktĂłre w obliczu prĂłby faktĂłw okazuje siÄ przeszkodÄ w rozwijaniu siÄ dzieĹa? SkÄ d wypĹywa ten bĹÄ d?
Ks. CarrĂłn. Oczywistym jest, Ĺźe w kaĹźdym dziele, w ktĂłrym jest Ĺźycie, wystÄpuje ryzyko. JeĹli jest Ĺźycie i Ĺźycie siÄ toczy, zawsze wystÄpuje ryzyko. I to samo przez siÄ jest nieuniknione, poniewaĹź nasze Ĺźycie nieustannie konfrontuje siÄ z naszÄ wolnoĹciÄ . Dlatego nie jest to tyle problem rozrastania siÄ dzieĹa albo nie; problem polega na tym, Ĺźe kaĹźde dzieĹo konfrontuje siÄ z wolnoĹciÄ osoby. Nawet brak rozwoju nie zapewniĹby w istocie trwaĹoĹci jego korzeniom. TrudnoĹÄ tego, o co pytacie, jest innÄ oznakÄ tego nihilizmu, o ktĂłrym mĂłwiliĹmy podczas ostatnich Rekolekcji Bractwa. ChcielibyĹmy, by wszystko dokonywaĹo siÄ zawsze mechaniczne, by nie wystÄpowaĹo ryzyko. Zawsze docieramy do tego punktu: do zgorszenia wolnoĹciÄ . OpowiadaĹem juĹź o przygodzie z taksĂłwkarzem, ktĂłry gdy tylko zorientowaĹ siÄ, Ĺźe jestem ksiÄdzem, powiedziaĹ mi, Ĺźe skandalem jest to, Ĺźe BĂłg zostawiĹ ludziom wolnoĹÄ. PowiedziaĹem mu: âPrzepraszam, ale czy chciaĹby pan, Ĺźeby pana Ĺźona kochaĹa pana nie dobrowolnie, ale dlatego Ĺźe byĹaby do tego przymuszana przez jakiĹ biologiczny mechanizm? â W Ĺźadnym razie! â SÄ dzi pan wiÄc, Ĺźe Tajemnica ma gorszy gust od pana?! Tajemnica stworzyĹa czĹowieka wolnym wĹaĹnie dlatego, Ĺźe nie ma gorszego gustu od panaâ. Wszystkie prawa WszechĹwiata nie sÄ warte âtakâ wypowiedzianego w sposĂłb wolny. Kiedy ktoĹ ciÄ kocha, to dla twojego Ĺźycia jest to waĹźniejsze od wszystkich praw WszechĹwiata. WolnoĹÄ nie jest wiÄc jakimĹ haraczem do zapĹacenia albo czymĹ, co trzeba przetrzymaÄ, ale jest to fascynujÄ ca umiejÄtnoĹÄ, ktĂłrÄ posiadamy my, ludzie, a ktĂłra pozwala nam nie postÄpowaÄ mechanicznie, ale ĹźyÄ, ryzykowaÄ, uczestniczyÄ w przygodzie. A wiÄc wzrastaÄ, stawaÄ siÄ coraz bardziej sobÄ , poniewaĹź wciÄ Ĺź moĹźemy coraz bardziej angaĹźowaÄ siÄ w to, co robimy. WĂłwczas zamiast siÄ baÄ, musimy robiÄ uĹźytek z kaĹźdej sposobnoĹci, traktowaÄ wszystko jako okazje do moĹźliwoĹci wzrastania w naszej samoĹwiadomoĹci. A jeĹli przyjdÄ inni, by zaangaĹźowaÄ siÄ w nasze dzieĹa, sÄ oni wyzwaniem dla kaĹźdego z was, poniewaĹź jest to moĹźliwoĹÄ rodzenia takĹźe ich w tej perspektywie, przyzwolenia na to, by stawali siÄ ludĹşmi, przyzwolenia im na uczestniczenie. Na co przydaje siÄ dzieĹo, jeĹli nie czyni ludzi bardziej ludĹşmi? Nie przydawaĹoby siÄ na nic, byĹoby przegrane juĹź na starcie. Tymczasem jeĹli kaĹźdy, kto przychodzi, jest moĹźliwoĹciÄ i wyzwaniem dla nas (poniewaĹź nie pozwala nam traktowaÄ spraw jako czegoĹ oczywistego i prosi nas o bycie obecnymi tak, jak gdyby to byĹ pierwszy dzieĹ), wĂłwczas daje wkĹad innego Ĺwiata, byĹmy nie musieli kisiÄ siÄ we wĹasnym sosie, w naszej biernoĹci, w tym, co juĹź wiemy, poniewaĹź musimy dawaÄ Ĺwiadectwo drugiemu, ktĂłry przychodzi, o tym, co nas porusza. I to, paradoksalnie, jest najwiÄkszÄ okazjÄ do tego, by dzieĹo nie zagubiĹo swoich korzeni. To ja nieustannie potrzebujÄ korzeni, by przeĹźywaÄ kaĹźdÄ sytuacjÄ! Dlatego nie moĹźna mĂłwiÄ o korzeniach jako o czymĹ statycznym, poniewaĹź trzeba, bym odpowiadaĹ i stawiaĹ czoĹa wyzwaniom, ktĂłre zawiera teraĹşniejszoĹÄ, bÄdÄ ca miejscem weryfikacji samych korzeni (tego, czy sÄ one w stanie podjÄ Ä wszystkie wyzwania, jakie rzuca wciÄ Ĺź nowa rzeczywistoĹÄ). WystarczyĹoby pomyĹleÄ o tym, jak wiara w kaĹźdej epoce historycznej zawsze musiaĹa stawiaÄ czoĹa wyzwaniu komunikowania tego samego przesĹania w innym jÄzyku, rozumiejÄ c, Ĺźe by pozostaÄ wiernÄ samej sobie, musi siÄ rozwijaÄ. Nie wystarczaĹo mechaniczne powtarzanie pewnych sĹĂłw, poniewaĹź sĹowa zmieniaĹy znaczenie albo uĹźywaĹo siÄ innych terminĂłw. WĂłwczas trzeba byĹo czerpaÄ z korzeni, bo w przeciwnym razie siÄ gubiĹy. Widzicie? Jest na odwrĂłt: korzenie trwajÄ tylko jako coĹ ĹźyjÄ cego. W przeciwnym razie obumierajÄ i zostajÄ pogrzebane, albo teĹź gubiÄ siÄ po drodze, zmieniajÄ c punkt ĹşrĂłdĹowy. Tymczasem wĹaĹnie to, Ĺźe korzenie sÄ nieustannie potrzebne do tego, by stawiÄ czoĹa wyzwaniu teraĹşniejszoĹci, sprawia, Ĺźe pozostajÄ one Ĺźywe. Potrzebujemy ich; dlatego nie wystarcza formalne powtarzanie. KsiÄ dz Giussani mĂłwiĹ, Ĺźe by komunikowaÄ chrzeĹcijaĹstwo, trzeba w jakiĹ sposĂłb nieustannie âstwarzaÄ je na nowoâ. Gdyby ksiÄ dz Giussani tego nie robiĹ, wielu z nas nie byĹoby tutaj dzisiaj. Nie wystarcza formalne powtarzanie tego, co stanowi korzenie, poniewaĹź korzenie nigdy nie sÄ formalne! Korzenie sÄ wydarzeniem, punktem zapalnym, ktĂłry w pewnym momencie sprawiĹ, Ĺźe wyzwoliĹa siÄ czyjaĹ wolnoĹÄ. JeĹli nie ma czegoĹ wiÄcej, wĂłwczas wszystko staje siÄ pĹaskie. Dlatego ksiÄ dz Giussani mĂłwiĹ zawsze, Ĺźe metoda zawsze jest taka sama: coĹ, co przychodzi wczeĹniej. Ale nie tylko u zarania: to coĹ, co przychodzi wczeĹniej, jest zawsze, w kaĹźdym momencie drogi, poniewaĹź jest wĹaĹnie wydarzeniem. Korzenie sÄ wydarzeniem, sÄ bodĹşcem, sÄ genialnoĹciÄ , nowoĹciÄ . Te korzenie muszÄ trwaÄ, nie tak jak na poczÄ tku, ale te same, co na poczÄ tku.
WypowiedĹş. Zaczynamy rozumieÄ, jak waĹźne jest to, by miejsca zarzÄ dzania dzieĹami byĹy miejscami rzeczywistego brania odpowiedzialnoĹci. CzÄsto bowiem branie odpowiedzialnoĹci poĹrĂłd nas byĹo i jest usuwane przez stwierdzenie: âJestem w tym miejscu dla siebieâ. Wydaje nam siÄ jednak, Ĺźe ten dualizm musi zostaÄ osÄ dzony wĹaĹnie jako dualizm; w istocie, w moim doĹwiadczeniu nie jestem w stanie myĹleÄ, Ĺźe jakieĹ miejsce jest dla mnie, jeĹli nie wezmÄ odpowiedzialnoĹci, ktĂłra wiÄ Ĺźe siÄ z tym miejscem. Stwierdziwszy to, czÄsto zauwaĹźamy, Ĺźe przejĹcie od tego, co ironicznie nazywamy âmonarchiÄ â, do wspĂłĹdzielonego zarzÄ dzania wciÄ Ĺź jeszcze przychodzi z trudem, a trud wspĂłĹdzielenia zarzÄ dzania idzie ramiÄ w ramiÄ z trudem wspĂłĹdzielenia odpowiedzialnoĹci, czyli dopuszczenia do tego, by osoby wzrastaĹy. Tam, gdzie dokonaĹo siÄ to przejĹcie, byliĹmy Ĺwiadkami przeĹźywania niewiarygodnych doĹwiadczeĹ. SÄ spĂłĹki, w ktĂłrych podczas kryzysu odpowiedzialnoĹÄ podjÄli wszyscy â byĹ to jednak owoc pracy tego, kto nimi kieruje, oraz zaangaĹźowania osĂłb. Nie jest to coĹ, co zostaje wymyĹlone. A zarazem jest to owoc, za ktĂłry jesteĹmy wdziÄczni. W dzieĹach zaczyna uczestniczyÄ wielu mĹodych, ktĂłrzy wzrastajÄ i stajÄ siÄ odpowiedzialni. Nam wydaje siÄ, Ĺźe ten wciÄ Ĺź obecny trud wynika z problemu pojmowania. Ja nie przeĹźywam wspĂłĹodpowiedzialnoĹci, jeĹli nie uwaĹźam, Ĺźe jest to âcoĹ wiÄcejâ dla mnie, co stanowi czÄĹÄ mojej natury, co jest w jakiĹ sposĂłb odpowiadaniem na rzeczywistoĹÄ poprzez odkrywanie nowych czynnikĂłw, co stanowi dobro czy to dla mnie, czy dla dzieĹa.
Ks. CarrĂłn. WziÄcie odpowiedzialnoĹci jest znakiem dojrzaĹoĹci dorosĹej osoby, bez podejmowania w naszym gronie odpowiedzialnoĹci wciÄ Ĺź jesteĹmy dzieÄmi. A wiÄc wziÄcie na siebie odpowiedzialnoĹci jest znakiem tego, Ĺźe wzrastamy jako ludzie. To jest dla nas decydujÄ ce, poniewaĹź w ten sposĂłb realizujemy nasze czĹowieczeĹstwo. My realizujemy siÄ jako osoby na tej drodze. To nie tak, Ĺźe realizacja mojego Ĺźycia biegnie swoim torem, a dzieĹo swoim, jak gdyby wystÄpowaĹ dualizm. Nie: ja realizujÄ siÄ, podejmujÄ c wszystkie wyzwania, jakie rzuca mi Ĺźycie, w domu, w relacjach, w pracy, a takĹźe w odpowiedzialnoĹci, jakÄ muszÄ na siebie wziÄ Ä. Dlatego Ĺźycie to uczenie siÄ relacji istniejÄ cej miÄdzy âjaâ, jakim jest kaĹźdy z nas, a wychodzÄ cymi nam na spotkanie osobami, rzeczami, wyzwaniami, okolicznoĹciami. JeĹli nie odpowiadamy na to, nie odpowiadamy na sposoby, w jakie Tajemnica przyzywa nas za poĹrednictwem rzeczywistoĹci, a wiÄc nie wzrastamy. PomyĹlcie, co by byĹo, gdyby rzeczywistoĹÄ nie rzucaĹa wam wyzwania, gdyby jej nie byĹo, gdyby istniaĹa, nie prowokujÄ c was. Nasz elektroencefalogram byĹby pĹaski, jak widzimy to w przypadku wielu spoĹrĂłd nas wokĂłĹ. JeĹli ktoĹ zaczyna patrzeÄ na rzeczywistoĹÄ w ten sposĂłb, zaczyna dostrzegaÄ, Ĺźe to rzeczywistoĹÄ go prowokuje, jest dobrem. Jest dobrem, poniewaĹź nie pozostajÄ w stanie, w ktĂłrym elektroencefalogram wychodzi pĹaski. WĂłwczas zaczynam patrzeÄ na rzeczywistoĹÄ jako na przyjaznÄ , na kaĹźdÄ okolicznoĹÄ jako na przyjaznÄ . A kaĹźdy, kto wchodzi w mĂłj horyzont â niezaleĹźnie od intencji, z jakimi to robi, od tego, czy siÄ myli, czy ma racjÄ â kaĹźe mi siÄ zaangaĹźowaÄ. JeĹli kaĹźdy z nas nie odpowiada na to, Ĺźycie upĹywa, nie realizujÄ c celu, dla ktĂłrego istnieje, to znaczy nie sprawia, Ĺźe coraz bardziej stajemy siÄ sobÄ . Dlatego prawdziwe jest to, co ksiÄ dz Giussani mĂłwi w dziesiÄ tym rozdziale ZmysĹu religijnego, Ĺźe osoba, dla ktĂłrej rzeczywistoĹÄ nie jest intensywnym wyzwaniem, nie moĹźe posiadaÄ ĹwiadomoĹci siebie, jakÄ posiada inna osoba, dla ktĂłrej rzeczywistoĹÄ jest wyzwaniem. Nie dlatego jednak, Ĺźe ta osoba jest lepsza albo gorsza, bardziej albo mniej inteligentna. Nie. Chodzi o to, Ĺźe jeĹli rzeczywistoĹÄ nie rzuca ci wyzwaĹ i nie prowokuje ciÄ, i nie kaĹźe ci zaangaĹźowaÄ wszystkich twoich zasobĂłw, jest tak, jakby ktoĹ nie wykonywaĹ Ĺźadnego Äwiczenia fizycznego. JeĹli nic nie robi, nie Ĺźeby siÄ uszkadzaĹ, po prostu stoi w miejscu, sparaliĹźowany; nie robi nic âprzeciwâ, ale jako Ĺźe od ÄwiczeĹ zasadniczo zaleĹźy stan fizyczny, jeĹli ich nie wykonuje, wiemy, co siÄ dzieje. To jest banalny przykĹad na to, co dzieje siÄ w Ĺźyciu, w ludzkim istnieniu: jeĹli mojej inteligencji nie jest rzucane wyzwanie, jeĹli mojej wolnoĹci nie jest rzucane wyzwanie, jeĹli mojej miĹoĹci nie jest rzucane wyzwanie, jestem jak ĹźyjÄ cy nieboszczyk. WĂłwczas, jeĹli nie rozumiemy, Ĺźe jest to dobro, bronimy siÄ, opadamy z siĹ i wciÄ Ĺź narzekamy na wyzwania rzucane przez Ĺźycie. JeĹli natomiast zacznÄ rozumieÄ, wĂłwczas pragnÄ, by nie byĹo mi zaoszczÄdzone Ĺźadne wyzwanie, poniewaĹź jest ono okazjÄ , gdyĹź na cokolwiek Tajemnica przyzwala, nawet jeĹli tego nie rozumiemy, jest nam to dane dla naszej dojrzaĹoĹci, dla naszego wzrostu, dla naszego czĹowieczeĹstwa. To jest wartoĹÄ czasu, historii: sprawiÄ, Ĺźe staniemy siÄ bardziej sobÄ . JeĹli tego nie rozumiemy, bronimy siÄ. A przed czym bronimy siÄ najbardziej? Przed tym, co rzuca nam najwiÄksze wyzwanie: przed âtyâ drugiego. Dlaczego wĂłwczas czÄsto posiadamy tÄ âmonarchicznÄ â koncepcjÄ? PoniewaĹź drugi naprzykrza mi siÄ i byĹoby lepiej, gdyby go nie byĹo. To jest koncepcja, ktĂłrÄ z trudem siÄ kwestionuje. To jest bĹÄdna koncepcja âjaâ: myĹlÄ, Ĺźe mogÄ powiedzieÄ âjaâ, nie mĂłwiÄ c âtyâ. I broniÄ siÄ przed drugim, zamiast uznaÄ â jak to siÄ dzieje wiele razy, kiedy jesteĹmy lojalni â Ĺźe jeĹli usiÄ dziemy wokóŠstoĹu z innymi, wyĹania siÄ taka iloĹÄ pomysĹĂłw, Ĺźe mnie samemu nigdy nie przyszĹyby one do gĹowy. WĂłwczas widzimy, Ĺźe drugi jest decydujÄ cym punktem, Ĺźe daje mi coĹ, co mi siÄ opĹaca, a wiÄc Ĺźe bronienie siÄ przed drugim jest gĹupotÄ . W ten sposĂłb drugi nie jest czymĹ, czego trzeba unikaÄ, trzymaÄ siÄ od niego z daleka, poniewaĹź âzawraca gĹowÄâ; przeciwnie, zaczynam postrzegaÄ drugiego jako kogoĹ, kto moĹźe wnieĹÄ wkĹad w moje dzieĹo, w to, co chcÄ zbudowaÄ. PoniewaĹź drugi moĹźe wnosiÄ wkĹad tylko wtedy, gdy zostawiÄ mu przestrzeĹ, by to robiĹ. MoĹźecie sprawdziÄ, jaki jest wasz sposĂłb rozumowania przy pomocy bardzo prostego testu: przed drugim siÄ bronicie czy teĹź szanujecie go jako dobro i zasĂłb? I od razu zrozumiecie, jakie jest wasze pojÄcie o waszym âjaâ. Ĺťycie jest proste, poniewaĹź w kaĹźdej rzeczy, z ktĂłrÄ pozostajemy w relacji, pokazujemy samym sobie, czy drugi stanowi czÄĹÄ sposobu, w jaki mĂłwiÄ âjaâ, czy teĹź drugi znajduje siÄ na zewnÄ trz i stoi obok mojego âjaâ. âJaâ jest pojmowane albo jako relacja, albo jako wyizolowanie. To jest wielkie wyzwanie.
WypowiedĹş. Innym aspektem odpowiedzialnoĹci, z ktĂłrej ogromnej roli zdaliĹmy sobie sprawÄ, jest kwestia zbieĹźnoĹci miÄdzy formÄ a treĹciÄ rzeczy. NieposĹuszeĹstwo formie dzieĹa â przez co miejsca formalnej odpowiedzialnoĹci nie utoĹźsamiajÄ siÄ z miejscami rzeczywistej odpowiedzialnoĹci â tworzy punkt nieposĹuszeĹstwa w ramach dzieĹa, co odbija siÄ na wszystkim, rĂłwnieĹź na tym, Ĺźe ten, kto przewodzi, projektuje samego siebie i swoje wyobraĹźenie.
Ks. CarrĂłn. To jest dualizm w dziele. JeĹli chcecie opróşniÄ miejsca odpowiedzialnoĹci, wystarczy bardzo prosta rzecz: decydowanie poza tymi miejscami. JuĹź je uĹmierciliĹcie, poniewaĹź przynosicie do miejsc odpowiedzialnoĹci sprawy, co do ktĂłrych decyzja juĹź zostaĹa podjÄta. A wĂłwczas jest to kpina! W ten sposĂłb miejsca odpowiedzialnoĹci stajÄ siÄ formalne. To jest kpina w stosunku do osĂłb, ktĂłre zapraszacie do miejsc odpowiedzialnoĹci: âJeĹli juĹź zdecydowaĹeĹ, do czego mnie zapraszasz? A jeĹli mnie tutaj zapraszasz, dlaczego nie decydujesz tutaj? To znaczy, Ĺźe mnie nie potrzebujeszâ. Musicie byÄ wolni w odsyĹaniu z kwitkiem tego, kto zachowuje siÄ tak w stosunku do nas, jeĹli macie tÄ wolnoĹÄ: âNie przychodzÄ juĹź wiÄcej do miejsca formalnegoâ. PoniewaĹź to grĂłb dla waszych dzieĹ, poniewaĹź to sprzyja personalizmom, ktĂłre nie prowadzÄ do niczego dobrego. JeĹli powoĹujemy pewne organy do zarzÄ dzania firmÄ , robimy to nie dlatego, Ĺźe nie mamy do siebie zaufania, ale poniewaĹź znamy wszystkie swoje ograniczenia. JednÄ z rzeczy wywoĹujÄ cych najwiÄkszy zamÄt w czasie, kiedy byĹem dyrektorem szkoĹy, byĹo uĹoĹźenie planu zajÄÄ. ToczyĹa siÄ wielka coroczna debata, poniewaĹź przy dobrym rozkĹadzie zajÄÄ rok szkolny wyglÄ da zupeĹnie inaczej. Jakie byĹo wyjĹcie z tej sytuacji? Powiedzenie: âBy uniknÄ Ä tego, bym zrobiĹ coĹ wypĹywajÄ cego z mojego subiektywizmu i byĹcie nie prĂłbowali mnie szantaĹźowaÄ, uzgodnijmy wczeĹniej jednÄ rzecz: stwĂłrzmy kryteria. W ten sposĂłb juĹź wiÄcej nie bÄdziecie mi siÄ naprzykrzaÄ. Nie chcÄ bowiem ulegaÄ mojemu subiektywizmowi (mogÄ mu ulegaÄ ze wzglÄdu na mojÄ kruchoĹÄ, tak jak wy); ale takĹźe wy moĹźecie mu ulegaÄ, nie tylko ja. A wiÄc stwĂłrzmy kryteria, ktĂłre potem zastosujemyâ. Dlatego od kiedy jestem w Mediolanie, by przewodniczyÄ Ruchowi, mam tylko jednÄ reguĹÄ przewodniczenia: kaĹźdy jest wolny w posiadaniu wszystkich relacji, jakie ma, z kim chce, to nie tylko nie jest negatywne, ale jest dobrem dla nas wszystkich; w kaĹźdym razie sÄ miejsca podejmowania decyzji i niech nikt nie pozwala sobie decydowaÄ o czymĹ, co dotyczy samego Ruchu, poza nimi. Koniec, kropka, nie ma innej zasady. To jest sposĂłb na to, by nie opróşniÄ miejsca zarzÄ dzania, poniewaĹź jeĹli o sprawach decyduje siÄ na zewnÄ trz, wĂłwczas opróşniasz je automatycznie.
WypowiedĹş. W roku 2009 powiedziaĹeĹ do Towarzystwa DzieĹ: âPrzenikanie darmowoĹci w szczeliny naszych kalkulacji powinno zawsze widnieÄ przed nami jako ideaĹ, jako pewne napiÄcie. PoniewaĹź â jako Ĺźe wszyscy jesteĹmy grzesznikami â nie jesteĹmy chronieni przed upadkiem naszej bezinteresownoĹci i popadniÄciem w czyste kalkulacje, przy przekonaniu, Ĺźe ocala nas po prostu przynaleĹźnoĹÄ do naszej przyjaĹşni. Nieustannie czyha ryzyko obwarowywania siÄ w maĹym korporacyjnym Ĺwiatku naszego dzieĹa, byÄ moĹźe nawet z planem zdobycia politycznej hegemonii. DarmowoĹÄ jako ostateczna korzyĹÄ oznacza wyĹcig w poszukiwaniu dobra, ktĂłre wyraĹźa siÄ w poszanowaniu prawa, ale ktĂłre z darmowoĹci czyni przywiÄ zanie, budowanie dla dobra wspĂłlnego, poprawianie bez przemilczeĹ wobec ciÄ gĹego upadaniaâ (J. CarrĂłn, Twoje dzieĹo jest dobrem dla wszystkich, âĹladyâ 1/2010, s. VIII). To zaczÄĹo byÄ dla nas punktem wyjĹcia do pracy. Opowiem o pewnym fakcie. WykonujÄ c niedawno zlecenie dla pewnej instytucji, zostaliĹmy wezwani do wydania w bardzo krĂłtkim czasie naszego osÄ du dotyczÄ cego pewnego projektu prawnego. MogĹo siÄ to staÄ ogromnym powodem do narzekaĹ: jak to zwykle publiczna administracja, udajÄ ca, Ĺźe bierze pod uwagÄ nasze opinie, niepotrzebna praca, ktĂłra nie przyniesie Ĺźadnego owocu, zwyciÄĹźÄ inne mechanizmy⌠Tymczasem zabraliĹmy siÄ do rozeznania sytuacji, pewni, Ĺźe w zmieniajÄ cym siÄ Ĺwiecie aktywny i wolny od narzekaĹ udziaĹ jest prawdziwym zasobem. W nieoczekiwanym rezultacie tej intensywnej i gorÄ czkowej pracy nasi rozmĂłwcy wziÄli pod uwagÄ nasze osÄ dy. KtoĹ spoĹrĂłd nas skomentowaĹ to: âTo jest metoda. Aktywny i wolny od narzekaĹ udziaĹ jest prawdziwym zasobemâ. MĂłwiÄ o tym nie po to, by powiedzieÄ, jacy jesteĹmy wspaniali, ale by pokazaÄ, jak pokorna praca polegajÄ ca na konfrontacji oraz otwarte stanowisko, ktĂłre jako ideaĹ dowartoĹciowuje w pierwszej kolejnoĹci ideaĹ dobra wspĂłlnego, przynosi w rezultacie ogromnÄ satysfakcjÄ, a jeĹli taka jest BoĹźa wola, przynosi rĂłwnieĹź te nieoczekiwane owoce. SÄ jednak momenty, w ktĂłrych w relacjach instytucjonalnych Ĺcieramy siÄ ze stanowiskami ideologicznymi, z nieustÄpliwoĹciÄ rozmĂłwcy, za ktĂłrÄ podÄ Ĺźa narzekanie hamujÄ ce bezinteresownoĹÄ, dÄ Ĺźenie do dobra wspĂłlnego, o ktĂłrym mĂłwiĹeĹ. Bardzo czÄsto wydaje siÄ, Ĺźe najbardziej powszechna jest postawa biernoĹci, ĹcierajÄ ca siÄ z postawÄ , ktĂłrÄ odkryliĹmy niedawno. Jak pomĂłc sobie w utrzymywaniu Ĺźywym tego dÄ Ĺźenia do bezinteresownoĹci, rĂłwnieĹź w tych momentach, w ktĂłrych starcie z instytucjÄ wydaje siÄ jedynym dostÄpnym rozwiÄ zaniem?
Ks. CarrĂłn. Jak utrzymywaÄ bezinteresownoĹÄ ĹźywÄ ? Innymi sĹowy: jakie doĹwiadczenie Ĺźycia rozbudza jÄ w tobie? To nie zaleĹźy od instytucji, nie zaleĹźy od naszej zdolnoĹci, ale od przynaleĹźenia do miejsca Ĺźycia, ktĂłre nieustannie ciÄ rozbudza i sprawia, Ĺźe jesteĹ w stanie bardziej uczestniczyÄ w doĹwiadczeniu pozwalajÄ cym ci obfitowaÄ w tÄ peĹniÄ, z ktĂłrej moĹźe zrodziÄ siÄ bezinteresownoĹÄ. PoniewaĹź bezinteresownoĹÄ jest wystÄpowaniem z brzegĂłw, wylewaniem siÄ peĹni. MoĹźemy wyjĹÄ od peĹni albo od pustki. JeĹli wychodzimy od pustki, zawsze bÄdziemy we wĹadaniu rezultatu, tego, co udaje nam siÄ zrobiÄ. A jeĹli tak jest, gdy tylko droga zacznie piÄ Ä siÄ do gĂłry, zmÄczymy siÄ i damy za wygranÄ . Tymczasem, by ĹźyÄ bezinteresownoĹciÄ , nie wystarczy wypowiedzieÄ sĹowo âbezinteresownoĹÄâ albo wiedzieÄ, co to jest. Trzeba, by bezinteresownoĹÄ siÄ wydarzaĹa, trzeba, byĹmy uczestniczyli w doĹwiadczeniu, w wyniku ktĂłrego Ĺźadna poraĹźka nie bÄdzie mogĹa nas zatrzymaÄ, poniewaĹź nie zaleĹźymy od niej, poniewaĹź punkt ĹşrĂłdĹowy naszej bezinteresownoĹci znajduje siÄ gdzie indziej! To jest wartoĹÄ chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia jako punktu ĹşrĂłdĹowego sposobu bycia w rzeczywistoĹci w odmienny sposĂłb, naprawdÄ nowy. Wszyscy inni, tak naprawdÄ, narzekajÄ . Dlaczego? Nieuniknienie narzekajÄ nie dlatego, Ĺźe sÄ Ĺşli, ale poniewaĹź nie posiadajÄ doĹwiadczenia w teraĹşniejszoĹci, ktĂłre wypeĹniaĹoby ich nieustannie. A to nie jest problem dzieĹa, drugiego, ktĂłry nie daje wam posĹuchu, instytucji⌠Nawet gdyby wszyscy dali wam posĹuch, problem naszej bezinteresownoĹci pozostaĹby nierozwiÄ zany. Tylko odmienne korzenie czyniÄ bohaterami w pracy; nie w pracy powierzchownej, ale w pracy dogĹÄbnej. Nie moĹźemy myĹleÄ, Ĺźe â poniewaĹź Ĺźyjemy piÄknym doĹwiadczeniem â ta praca bÄdzie nam oszczÄdzona, jak gdyby wystarczyĹo wypowiedzieÄ magiczne sĹowo. Nie, trzeba wejĹÄ w meritum spraw i pokazaÄ poprzez to, co takiego robicie, by mieÄ na uwadze wszystkie czynniki i umieÄ lepiej rozwiÄ zaÄ pojawiajÄ ce siÄ problemy. A to â wszyscy o tym wiemy â nie dokonuje siÄ z dnia na dzieĹ, ale jest pracÄ , jak doskonale powiedziaĹeĹ. Czasem jednak musicie walczyÄ przeciwko ideologicznemu stanowisku. WĂłwczas jest to wyzwanie dla twojej kreatywnoĹci. Czy nie musisz tego robiÄ z twoimi dzieÄmi, ktĂłre czasem popeĹniajÄ bĹÄdy, a potem znajdujÄ siÄ w Ĺlepym zauĹku? I co wtedy robisz? OdsyĹasz je z kwitkiem? Czy teĹź sÄ dla ciebie wyzwaniem? âCo mogÄ im powiedzieÄ? Co mogÄ im opowiedzieÄ? Co mogÄ daÄ im do przeczytania?â. I kĹadziesz siÄ do Ĺóşka, budzisz siÄ rano i idziesz do pracy. A potem â âwĹaĹnie to!â â przydarza ci siÄ coĹ, co podpowiada ci, co moĹźesz im daÄ. Nie inaczej jest z rozmĂłwcami w pracy, poniewaĹź chodzi o relacje. WĂłwczas zastanĂłw siÄ, czy za kaĹźdym razem, kiedy znajdujesz siÄ w konkretnej sytuacji, angaĹźujesz siÄ; wyobraĹş sobie, Ĺźe zamiast narzekaÄ na ideologiÄ drugiego, zadajesz sobie nieustannie pytanie: âJak ja mam wejĹÄ w relacjÄ z tÄ sytuacjÄ ? Co mu mogÄ powiedzieÄ, Ĺźeby siÄ nie broniĹ? Co mogÄ mu zaproponowaÄ? Co mogÄ mu opowiedzieÄ?â. A czÄsto drugi moĹźe nie rozumieÄ. CzÄsto przytaczam przykĹad z Abrahamem. WyobraĹş sobie, co by byĹo, gdyby po tym, jak zostaĹ on wezwany, poszedĹ do Boga narzekaÄ: âSpĂłjrz, ci tam nie dajÄ mi posĹuchu, nie rozumiejÄ , sÄ ideologiczniâŚâ (to samo, co my mĂłwimy). Co odpowiedziaĹby mu na to BĂłg? âAle przecieĹź wĹaĹnie dlatego ciÄ powoĹaĹem! Oni nie rozumiejÄ : dlatego powoĹaĹem ciebie, aby zaczÄli rozumieÄ!â. BĂłg daje ĹaskÄ jednemu, aby za jego poĹrednictwem mĂłgĹ dotrzeÄ do innych. My natomiast obwiniamy drugiego, poniewaĹź nie rozumie. Nie! Ty dostaĹeĹ ten sposĂłb percepcji, tÄ ĹaskÄ, tÄ iskrÄ, by coĹ zaczÄ Ä â Ĺaska jest dla ciebie i dotrze ona w pewien sposĂłb do innych za twoim poĹrednictwem oraz za poĹrednictwem nieznanego ci planu. WyobraĹş sobie, Ĺźe Abraham zaczÄ Ĺby odliczaÄ, ile czasu musiaĹo upĹynÄ Ä, by inni zrozumieli⌠ZmÄczyĹby siÄ po kilku dniach. To nie my decydujemy o BoĹźym planie uczestniczenia innych w tym, co BĂłg nam daje.
WypowiedĹş. To, co nazywasz âhegemonicznym planemâ, wydaje siÄ pĂłjĹciem na skrĂłty. Czasem odnosi siÄ wraĹźenie, Ĺźe postawa bezinteresownoĹci jest postawÄ sĹabszÄ . ChciaĹbym, by ten punkt zostaĹ pogĹÄbiony, poniewaĹź wydaje mi siÄ, Ĺźe otrzymywany rezultat jest jakoĹciowo odmienny, poniewaĹź hegemonia zakĹada, Ĺźe wolnoĹÄ nie istnieje.
Ks. CarrĂłn. WĹaĹnie tak. Przy pomocy hegemonii moĹźesz dotrzeÄ do celu, poniewaĹź masz towarzysza przywiÄ zanego do siebie linÄ , a nie dlatego, Ĺźe go przekonaĹeĹ. W ten sposĂłb nie pracujesz nad racjami twojego wkĹadu na rzecz Ĺwiata. Wiele razy moĹźemy siÄ zadowoliÄ posiadaniem hegemonicznej przewagi, w gruncie rzeczy jednak przegrywamy na polu kultury. Tymczasem moĹźemy zwyciÄĹźyÄ na polu kultury, nawet jeĹli nie posiadamy hegemonicznej przewagi. Oznacza to, Ĺźe nie mamy bliĹşniemu do zakomunikowania nic innego, jak tylko to, co nam siÄ wydarzyĹo (i nie wiemy, ile czasu bÄdziemy potrzebowaÄ i ile bÄdzie nam potrzeba ĹrodkĂłw do tego, by to odniosĹo zwyciÄstwo. Kiedy ĹwiÄty Benedykt rozpoczynaĹ, kto by pomyĹlaĹ, Ĺźe bÄdzie potrzeba tylu wiekĂłw!). My jednak rozumujemy w ten sposĂłb: albo wĹoĹźÄ monetÄ do maszyny i wypadnie napĂłj, albo popeĹniÄ bĹÄ d. Nie, nie ma bĹÄdu, po prostu o rytmie decyduje Drugi, plan jest planem Drugiego. Dlatego jeĹźeli ktoĹ nie posiada odpowiedniego fundamentu, ile czasu wytrzyma? Problem nie polega na tym, Ĺźe sprawy nie postÄpujÄ naprzĂłd zgodnie z naszymi przewidywaniami, ale Ĺźe nie posiadamy stanowiÄ cej nas istoty. A wiÄc narzekamy, my rĂłwnieĹź zaczynamy uczestniczyÄ w powszechnym narzekaniu. Albo zwyczajnie dajemy za wygranÄ . Dlatego wiele osĂłb bardzo Ĺatwo po jednym, dwĂłch, trzech razach mÄczy siÄ i sobie odpuszcza. Problem polega na dÄ Ĺźeniu. Tak jak postÄpujesz z twoimi dzieÄmi. PomyĹl, Ĺźe twoja Ĺźona liczyĹaby, ile razy musi siÄ uĹmiechnÄ Ä, by na twarzy dziecka pojawiĹ siÄ pierwszy uĹmiech. SpĂłjrz, ile razy w ten sposĂłb traktowaĹeĹ rozmĂłwcĂłw w pracy! ZastanĂłw siÄ, a zobaczysz, Ĺźe nie ma duĹźej róşnicy.
WypowiedĹş. Pytanie dotyczy wspĂłĹpracy z innymi pracownikami. Miejsce pracy jest miejscem formacji oraz wychowania. Gdy wchodzi siÄ w rzeczywistoĹÄ pracy, uczy siÄ jednoczeĹnie zawodu i ludzkiej postawy. Jednym z najbardziej znaczÄ cych aspektĂłw mojej pracy jest szkolenie pracownikĂłw (nauczycieli, opiekunĂłw, wychowawcĂłw). BÄdÄ c odpowiedzialnym za nauczenie zawodu, majÄ c koĹo siebie przede wszystkim ludzi mĹodych, ktĂłrzy zaczynajÄ ze mnÄ pracowaÄ, musi leĹźeÄ mi na sercu przekazanie metody. A metoda nigdy nie jest technikÄ , nie moĹźe siÄ ograniczyÄ tylko do aspektu zawodowego. JednoczeĹnie to poprzez dokĹadnoĹÄ w przekazywaniu metody przekazuje siÄ ludzkÄ postawÄ. Ta jednoĹÄ (miÄdzy wyuczeniem siÄ zawodu a autentycznie ludzkÄ postawÄ ) sprawia mi trudnoĹÄ, poniewaĹź zauwaĹźam, Ĺźe mogÄ Ĺatwo popaĹÄ w powierzchowny sposĂłb nauczania zawodu, a przywoĹanie do ludzkiej postawy pozostanie tylko zachÄtÄ .
Ks. CarrĂłn. Niepotrzebnie, poniewaĹź moĹźesz rozbudziÄ ludzkÄ postawÄ tylko poprzez to, co robisz. Nie jest tak, Ĺźe mÄczysz swoich uczniĂłw przez godzinÄ zajÄÄ, a potem prawisz im moraĹy w ciÄ gu ostatnich piÄciu minut! Problem polega na tym, czy uda ci siÄ przez godzinÄ trzymaÄ ich w napiÄciu, poniewaĹź to, co tĹumaczysz, jest tak interesujÄ ce (poprzez narzÄdzia, przy pomocy ktĂłrych im tĹumaczysz, metodÄ, jakÄ siÄ posĹugujesz). W ten sposĂłb nauczasz metody i rozbudzasz czĹowieczeĹstwo. W przeciwnym razie rozbudzanie czĹowieczeĹstwa redukuje siÄ do prawienia moraĹĂłw. Tutaj, jak zawsze uczyĹ nas ksiÄ dz Giussani, treĹÄ i metoda sÄ ze sobÄ zbieĹźne. Jezus nie prawi najpierw moraĹĂłw Zacheuszowi, a potem mĂłwi do niego: âPrzyjdÄ do twojego domuâ. Nie. MĂłwi mu tylko jednÄ rzecz: âPrzyjdÄ do twojego domuâ. Zacheusz zrozumiaĹ od razu. PrzyjÄ Ĺ Go uszczÄĹliwiony. Spojrzenie (treĹÄ) i sĹowo (metoda), ktĂłre Jezus wypowiada, sÄ ze sobÄ zbieĹźne; nie sÄ to dwie róşne rzeczy. Nasz brak troski o metodÄ wynika z naszego braku miĹoĹci do treĹci; w istocie, treĹÄ komunikuje siÄ tylko poprzez formÄ, metodÄ. Dlatego ksiÄ dz Giussani byĹ tak bardzo przywiÄ zany do kwestii metodologicznej, poniewaĹź to wĹaĹnie za poĹrednictwem metody sprawiasz, Ĺźe coĹ wnika w tkankÄ istnienia mĹodzieĹźy. Tego ranka jeden z nauczycieli opowiadaĹ mi o swojej bardzo zdolnej koleĹźance, urzekajÄ cej uczniĂłw metodÄ wyjaĹniania zagadnieĹ, ktĂłre dla innych sÄ nudne; pewnego razu jedna z mam mĂłwi jej: âZazdroszczÄ mojej cĂłrce, Ĺźe ma takÄ nauczycielkÄ!â. Co musiaĹa zobaczyÄ mama tej dziewczyny! O czym musiaĹa opowiedzieÄ jej cĂłrka, Ĺźe ta jej zazdroĹci! Tej toĹźsamoĹci miÄdzy treĹciÄ a metodÄ nie da siÄ wymyĹliÄ w jeden dzieĹ.
WypowiedĹş. Dzisiaj, kiedy jesteĹmy proszeni o opisanie, skÄ d pochodzÄ , jaki jest akt generujÄ cy nasze dzieĹa, wciÄ Ĺź mĂłwimy zazwyczaj, Ĺźe zrodziĹy siÄ one z usiĹowania odpowiedzenia na potrzebÄ. DoĹwiadczenie nauczyĹo nas jednak, Ĺźe rozwoju dzieĹa nie moĹźe determinowaÄ potrzeba, ale Ĺźe musi cechowaÄ go realizm i roztropnoĹÄ. KsiÄ dz Giussani powiedziaĹ rĂłwnieĹź w 1987 roku w Assago: âDzieĹa zrodzone z autentycznej odpowiedzialnoĹci muszÄ charakteryzowaÄ siÄ realizmem i roztropnoĹciÄ . Realizm wiÄ Ĺźe siÄ z wagÄ faktu, Ĺźe fundamentem prawdy jest dostosowanie siÄ intelektu do rzeczywistoĹci; tymczasem roztropnoĹÄ, ktĂłra w Sumie teologicznej ĹwiÄtego Tomasza jest zdefiniowana jako wĹaĹciwe kryterium tego, co siÄ robi, mierzy siÄ prawdÄ rzeczy wczeĹniej niĹź moralnoĹciÄ , etycznym aspektem dobra. DzieĹo, wĹaĹnie ze wzglÄdu na tÄ koniecznoĹÄ cechowania siÄ realizmem oraz roztropnoĹciÄ , staje siÄ znakiem siĹy wyobraĹşni, poĹwiÄcenia i otwartoĹciâ (L. Giussani, Lâio, potere, le opere, Marietti 1820, Genova 2000, s. 169). Z drugiej strony wiemy, Ĺźe kaĹźda nasza dziaĹalnoĹÄ, kaĹźda ludzka dziaĹalnoĹÄ w ogĂłle, zawiera jakÄ Ĺ dozÄ ryzyka, tego, co nazywamy balansowaniem na krawÄdzi przepaĹci. CzÄsto stwierdzaliĹmy to na podstawie doĹwiadczenia: wĹaĹnie w chwilach mniej przygotowanych, mniej zaplanowanych coĹ siÄ wydarzaĹo i OpatrznoĹÄ otwieraĹa przed nami nowe, nieprzewidywalne drogi. Jednak ponosimy nieustannie ryzyko i tutaj leĹźy istota problemu: ograniczanie i wynaturzanie naszych dzieĹ w wyniku usiĹowania zagwarantowania im statusu gospodarczego. Bardzo czÄsto potrzeba gospodarcza, ktĂłra przewaĹźa, oraz utrzymanie miejsc pracy, przede wszystkim teraz, groĹźÄ wynaturzeniem oraz ograniczeniem samego dzieĹa. Dlatego pytanie brzmi: w jaki sposĂłb realizm oraz roztropnoĹÄ nie stanÄ siÄ miarÄ oraz hamulcem rozwoju? A w obliczu nacisku rzeczywistoĹci â spotkana potrzeba, okazja, propozycja, nowa, rodzÄ ca siÄ relacja, pragnienie wsparcia nowych dzieĹ â w jaki sposĂłb realizm i roztropnoĹÄ sugerujÄ , jakie kroki podejmowaÄ?
Ks. CarrĂłn. Realizm i roztropnoĹÄ muszÄ nieustannie monitorowaÄ sytuacjÄ. JeĹli sytuacja siÄ zmienia, realizm i roztropnoĹÄ mogÄ zmusiÄ was do zmiany wymiaru dzieĹa. Nie moĹźecie uparcie kontynuowaÄ, wbrew realizmowi i roztropnoĹci, iĹÄ dalej, jak gdyby nigdy nic. Realizm i roztropnoĹÄ sÄ sposobem przezwyciÄĹźenia dualizmu. Wiara rozbudza rozum i kaĹźe go uĹźywaÄ zgodnie ze wszystkimi kryteriami poznania rzeczywistoĹci, zgodnie ze wszystkimi czynnikami, a wiÄc z realizmem oraz zastosowaniem roztropnoĹci jako wĹaĹciwego kryterium (jak mĂłwi ĹwiÄty Tomasz) tego, co siÄ robi. JeĹli zaczniecie tworzyÄ w dziele abstrakcjÄ takiego uĹźycia rozumu, wĂłwczas zaczniecie wystÄpowaÄ przeciwko rozumowi. Chcecie odpowiedzieÄ na potrzebÄ czy szukacie uznania dla samych siebie? Jezus mĂłgĹ rozwiÄ zaÄ problemy, z jakimi boryka siÄ ONZ w krajach Trzeciego Ĺwiata, wystarczyĹo ulec pierwszej pokusie na pustyni: âSpraw, by te kamienie staĹy siÄ chlebemâ. MĂłgĹ to zrobiÄ i problem byĹby rozwiÄ zany. Dlaczego tego nie zrobiĹ? PoniewaĹź BoĹźy plan byĹ inny, byĹby to Jego sposĂłb zdobycia uznania dla samego siebie, wbrew BoĹźemu planowi. A wiÄc nie wszystko, co wydaje siÄ dobre, jeĹli jest wbrew BoĹźemu planowi, jest sĹuszne, poniewaĹź wiele razy nie wiemy, czy szukamy uznania dla BoĹźego planu czy tylko dla wĹasnego widzimisiÄ. A skÄ d to wiemy? Gdy jesteĹmy posĹuszni sposobowi, w jaki Tajemnica daje nam Ĺrodki. JeĹli mamy ich tyle, by zrobiÄ piÄÄ rzeczy â mĂłwiÄ zawsze â nie rĂłbmy czterech i pĂłĹ, zrĂłbmy piÄÄ. JeĹli jednak moĹźemy zrobiÄ tylko trzy, zrĂłbmy trzy. PoniewaĹź zanim jeszcze bÄdziemy odpowiadaÄ zgodnie z naszÄ miarÄ , wczeĹniej musimy nauczyÄ siÄ posĹuszeĹstwa. ZresztÄ , nawet jeĹli zrobiĹbym 28 rzeczy zamiast trzech, wciÄ Ĺź byĹaby to kropla w morzu potrzeb. To jest nasze roszczenie: myĹlimy, Ĺźe nadymajÄ c nieco bardziej dzieĹo, rozwiÄ Ĺźemy jakiĹ problem. Niczego nie rozwiÄ Ĺźemy! Zaspokoimy tylko odrobinÄ wiÄcej z potrzeby, ktĂłra jest ogromna w stosunku do caĹej reszty, jaka zostaje do zrobienia. A wiÄc, jeĹli w pewnym momencie trzeba przywrĂłciÄ wĹaĹciwy wymiar dzieĹu ze wzglÄdu na realizm i roztropnoĹÄ, musicie przywrĂłciÄ mu wĹaĹciwy wymiar. PoniewaĹź to jest sposĂłb, w jaki jesteĹcie posĹuszni. JeĹli potem sytuacja siÄ zmienia i moĹźecie jeszcze raz zrobiÄ to, co robiliĹcie wczeĹniej, trzeba zmieniÄ wymiar dzieĹa raz jeszcze, poniewaĹź niezmiennie chodzi o posĹuszeĹstwo. JeĹli tak nie robicie (w imiÄ potrzeby, w imiÄ tego, co jest dobre, w imiÄ tego, Ĺźe jest to sĹuszne dzieĹo, w imiÄ nie wiem, czego jeszcze), zajmujecie siÄ swoimi sprawami, szukacie uznania dla samych siebie, poniewaĹź nie akceptujecie znakĂłw rzeczywistoĹci. I w ten sposĂłb pakujecie siÄ w kĹopoty, ale to nie jest BoĹźy plan. To jest szukanie uznania dla wĹasnego widzimisiÄ. To, by dzieĹo naprawdÄ byĹo obecnoĹciÄ , nie zaleĹźy od wymiarĂłw dzieĹa, zaleĹźy od odmiennoĹci, jakÄ ono niesie. Dlatego ksiÄ dz Giussani uĹźywaĹ sĹowa âprzykĹadâ. DzieĹa nie sÄ usiĹowaniem odpowiedzenia na wszystkie istniejÄ ce potrzeby, sÄ tylko przykĹadem. Dlatego sĹyszeliĹcie, gdy innym razem mĂłwiĹem, Ĺźe Jezus nie uzdrowiĹ wszystkich chorych, ktĂłrzy Ĺźyli w Jego czasach. MĂłgĹ to zrobiÄ, nie chodzi o to, Ĺźe nie miaĹ do tego ĹrodkĂłw. Ale BoĹźy plan byĹ inny. JeĹli BĂłg tego nie robi, czy jest tak dlatego, Ĺźe nie ma do tego ĹrodkĂłw, czy teĹź dlatego Ĺźe Jego plan jest inny? ByÄ moĹźe musimy sobie zadaÄ to bardzo proste pytanie, poniewaĹź to napeĹni nas pokojem, nie dlatego, Ĺźe tak jest dla nas wygodniej i ĹźebyĹmy nie robili tego, co musimy robiÄ (jak gdyby byĹ to jakiĹ uspokajajÄ cy nas narkotyk), ale byĹmy pamiÄtali, Ĺźe BoĹźy plan jest tym, co musi âzarzÄ dzaÄâ dzieĹami. Co rozumiemy przez posĹuszeĹstwo BoĹźemu planowi? Zwyczajne posĹuszeĹstwo znakom. PrzykĹad: naszym przyjacioĹom w Irlandii z racji odbywania siÄ Kongresu Eucharystycznego przyszĹo na myĹl, by zrobiÄ coĹ znaczÄ cego. I jeden z nich powiedziaĹ: âSprowadĹşmy wystawÄ ÂŤOczami ApostoĹĂłwÂť, opowiadajÄ cÄ o Ĺźyciu Jezusa, pokazanÄ podczas Meetingu w roku 2011â. SzaleĹstwo! WydawaĹo siÄ to szaleĹstwem. âSprĂłbujmy. SprĂłbujmy siÄ przekonaÄ, czy znajdziemy Ĺrodki, by to zrobiÄâ. WydawaĹo siÄ to rzeczÄ niemoĹźliwÄ : taka maĹa wspĂłlnota, a taki wielki wydatek. Od poczÄ tku zachÄcaĹem ich: âJest jeden warunek: bÄ dĹşmy posĹuszni znakom. JeĹli znajdziemy osoby, ktĂłre zrozumiejÄ doniosĹoĹÄ, jakÄ moĹźe mieÄ to przedsiÄwziÄcie dla KoĹcioĹa w Irlandii, zrĂłbmy to. W przeciwnym razie, spokojnie, widocznie Pan tego nie chce. JeĹli chce, poruszy to, co musi poruszyÄâ. W istocie, poruszyĹ i udaĹo im siÄ zrobiÄ wystawÄ w wielkim stylu. Opowiadali mi dzisiaj o zdumiewajÄ cych rzeczach, jakie siÄ wydarzajÄ . To jest metoda. JeĹli siÄ uda, zrĂłbmy to, z odwagÄ , nie oszczÄdzajÄ c siÄ. Ale jeĹli nam siÄ nie uda, zatrzymajmy siÄ, by nie wyrzÄ dziÄ szkĂłd.
|