Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > Strona Pierwsza

Ślady, numer 8 / 2018 (Strona Pierwsza)

Żyjący znaczy obecny!

Dzień Inauguracji Roku dla Dorosłych i Studentów Ruchu Comunione e Liberazione Mediolanum Forum, Assago (Mediolan), 29 września 2018


Ks. JuliĂĄn CarrĂłn

Rozpoczynanie na nowo nie jest żadnym pewnikiem, jest łaską, nieomylnym znakiem troski Boga o każdego z nas. Jakimż kontruderzeniem, jakąż wdzięcznością jest uświadomienie sobie, że nie jesteśmy zdani na pastwę naszej nicości! Ale tę łaskę każdy z nas przyjął, skoro jest teraz tutaj. Prośmy więc Ducha Świętego – który jest źródłowym punktem tego poruszenia – by otworzył nas wszystkich szeroko, otworzył szeroko całe nasze „ja” na przyjęcie tej łaski, i prośmy Go, by ta łaska w nas nie była na próżno.

Przyjdź, Duchu Święty

Witam wszystkich tu obecnych oraz łączących się drogą satelitarną. W tym roku obchodzimy 50-lecie wydarzeń roku ’68, który był, jak wszyscy wiemy, momentem przełomowym (Benedykt XVI nazwał go „cezurą” w naszej najnowszej historii) i mimo że wyszedł od słusznych potrzeb – większej autentyczności i wolności – zakończył się, doprowadzając do kryzysu całe nasze społeczeństwo. Dzisiaj stajemy wobec innego potężnego przełomowego momentu, na który papież Franciszek wskazuje jako na „epokową przemianę”, charakteryzującego się tym, co nazwaliśmy „upadkiem oczywistości” (ileż razy powtarzaliśmy to sobie w ostatnich latach, z wciąż coraz większą świadomością). To, co jeszcze kilka dziesięcioleci temu wydawało się oczywiste, jeśli chodzi o fundamenty życia osobistego i społecznego, nie jest już jasne dla większości współczesnych nam ludzi. Najbardziej bezpośrednią konsekwencją tego jest wielki zamęt, który wszyscy odczuwamy. O czym daje świadectwo jeden z najważniejszych niemieckich socjologów, Urlich Beck, w swojej ostatniej (opublikowanej pośmiertnie) książce. Mówi wprost: „Świat się wykoleił. Wielu jest o tym przekonanych. Tułamy się bez celu, w zamęcie, debatując nad za i przeciw w sprawie tej czy tamtej kwestii. Co do jednego stwierdzenia zgadza się większość ludzi na wszystkich kontynentach, niezależnie od wszystkich antagonizmów:«Nie rozumiem już świata»” (La metamorfosi del mondo, Laterza, Bari 2017, s. XIII).


Wielu zadaje więc sobie pytanie: od czego można zacząć na nowo? Skąd znów wyruszyć? Właśnie dlatego poruszyło mnie bardzo nagranie z wystąpieniem księdza Giussaniego ze spotkania z grupką dorosłych zgromadzonych wokół Centrum Kultury Péguyego, którzy mieli potem dać początek Comunione e Liberazione. Jest 1 listopada w Varigotti. Znajdujemy się w szczytowym punkcie kryzysu, który w tym samym roku uderzył w GS. Ksiądz Giussani zabiera głos pośród powszechnego zagubienia i zadaje sobie pytanie: od czego zacząć na nowo? Co naprawdę może być wsparciem dla życia w chwili tak wielkiego zamętu? Co jest w stanie wytrzymać próbę czasu? Jego odpowiedź zawiera się w słowach, które teraz usłyszymy. W związku z tym, że nagranie to zrobiło na mnie duże wrażenie i odebrałem je jako zdecydowanie odpowiadające obecnej sytuacji, postanowiłem dać je do posłuchania także wam. Zwróćcie uwagę nie tylko na słowa, ale także na ton i sposób, w jaki ksiądz Giussani zwraca się do nielicznych osób z Centrum Kultury Péguyego, które go słuchają. Wydało mi się ważną rzeczą, by także nasi przyjaciele z zagranicy – którzy uczestniczą w tym spotkaniu na żywo albo zobaczą je w późniejszym czasie – mogli wysłuchać wystąpienia księdza Giussaniego, a nie tylko przeczytać tłumaczenie, by łatwiej im było utożsamić się z treściami, nad którymi będziemy wszyscy pracować w październiku.

 

Wprowadzenie ks. Luigiego Giussaniego do rekolekcji dla Centrum Kultury Ch. PĂŠguyego (Varigotti, 1 listopada 1968 r.) pod red. ks. JuliĂĄna CarrĂłna

 

Ks. Luigi Giussani: Pozostańmy przez chwilę w ciszy wobec Boga (myśląc o tym, po co tu przyszliśmy, mimo Ĺźe nie pojęliśmy jeszcze odpowiedzi). KrĂłtka chwila ciszy Miejmy przynajmniej nadzieję, Ĺźe Pan pozwoli nam na zakończenie tych dni pojąć jasno, po co tu przyszliśmy, w takim stopniu, w jakim tej jasności brakowało na początku. Nigdy nie czułem się tak zakłopotany i nigdy teĹź nie odczuwałem takiego strachu, mĂłwiąc z tego miejsca, po 15 latach, jak tym razem, poniewaĹź „tym razem” jest jakby ostatnim owocem, jest jakby końcowym etapem pewnej historii. Tym samym wskazuję juĹź, co powinno być dla mnie treścią tych dni, juĹź mĂłwię przynajmniej o tym, jak waĹźna powinna być dla mnie treść tych dni. To tak, jakbyśmy dotykali istoty tego, czego 15 lat temu zaczęliśmy poszukiwać właśnie w tym miejscu. A strach czy teĹź zakłopotanie wynika z tego, co muszę jeszcze powiedzieć. Wszyscy jesteśmy pełni nadziei, Ĺźe te dni mają nam coś do powiedzenia; Ĺźe nie tylko nie są dniami straconymi, ale Ĺźe ustalają: ugruntowują coś, pozwalają postawić nieodwracalny krok. Wszyscy mamy tę nadzieję, ale zasadnicza róşnica w stosunku do wszystkich innych okazji, przy ktĂłrych się zbieraliśmy, polega na tym: Ĺźe ta nadzieja juĹź nie jest w tym, co wam zostało dane, ale w was. Nie jest to juĹź nadzieja, ktĂłrą pokłada się w tym, co jakiś głos albo okoliczności będą mogły wam dać w tych dniach, jest to natomiast nadzieja, ktĂłrą kaĹźdy musi pokładać, nie twierdzę, Ĺźe w samym sobie (mając na myśli znaczenie tego słowa wyraĹźające autonomię jednostki), ale w czymś, co znajduje się w nim, w was. Powiedzmy to jasno, prosto: tym razem jest to nadzieja w was, jest to nadzieja we mnie i w tobie, w tobie i we mnie, jest to nadzieja w naszej osobie albo w czymś, co znajduje się w naszej osobie. Nie jest to nadzieja w czymś z zewnątrz, nie jest to nadzieja w jakimś głosie, w okolicznościach, w jakiejś sytuacji, w jakiejś okazji – nie jest to nadzieja w tym, jest to nadzieja w czymś, co znajduje się w nas. Dlatego pokładam nadzieję w tobie, a nie ty nadzieję w tym, Ĺźe ja mogę być zdolny coś ci poradzić. W gruncie rzeczy, na tym polega róşnica między słuchaczem dziecięcym czy nastoletnim a słuchaczem dorosłym, dojrzałym; poniewaĹź w dojrzałej osobie, w dorosłym człowieku, całe to dramatyczne wydarzenie Ĺźycia i jego sensu, jego wartości, dokonuje się w nim. Nie chodzi o to, Ĺźe wszystkie czynniki, albo czynniki determinujące, musi zweryfikować samodzielnie w pierwszej osobie. Przeciwnie! Ale to wszystko, co określa jego wartość rozstrzyga się w nim: BĂłg czy Szatan, jak wolicie – przywołanie Tajemnicy Chrystusa albo dobywające się z wnętrzności przywołanie świata – to właśnie w tobie rozgrywają swĂłj dramat, rozgrywają swoje przywołanie. IleĹź razy zdumiewało nas to zdanie z Ewangelii: „Czy sądzicie, Ĺźe kiedy Syn człowieczy powrĂłci, znajdzie jeszcze wiarę na ziemi?” (por. Łk 18, 8). Sądzę, Ĺźe w całej naszej historii nie było ani jednego momentu – momentu w sensie czasowym – w ktĂłrym to zdanie wypowiedziane przez Chrystusa z nostalgią, smutkiem, ukazało się, mogło wybrzmieć tak aktualnie jak teraz: „Czy sądzicie, Ĺźe kiedy Syn człowieczy powrĂłci, znajdzie jeszcze wiarę na ziemi?”.

 

To właśnie wiary poszukujemy, to w wiarę chcemy wniknąć, to wiarą chcemy żyć. Wydaje się, że wokół wszystko współpracuje, że wszystko współdziała z działającą siłą, która tę wiarę stara się wyeliminować albo zniszczyć, albo ogołocić, albo sprowadzić do kategorii czysto racjonalnych, do kategorii naturalistycznych, na zewnątrz i wewnątrz chrześcijańskiego świata, dzisiaj oprócz tego, że na zewnątrz, również wewnątrz. To właśnie autentycznej wiary, albo autentyczności wiary, poszukujemy. Nie poszukujemy niczego innego. Właśnie dlatego dyskurs w tych dniach oraz praca w tych dniach wskazuje coś, w czym każdy z nas ryzykuje, ryzykuje samego siebie. Dlatego staraliśmy się, by nasz sposób rozumowania był jasny, zanim tu przyszliśmy. Jesteśmy gotowi rozmawiać z całym światem, iść wszędzie w świat, ale potrzebujemy jakiegoś domu, potrzebujemy jakiegoś miejsca, gdzie słowo byłoby słowem, „wyrażeniem”, i gdzie relacja byłaby „sercem”, serdeczna, gdzie towarzystwo byłoby pozytywne, gdzie słowa byłyby jednoznaczne i sposób rozumowania byłby jednoznaczny; i chleb byłby chlebem a woda wodą.

 

Dlatego, zanim tu przyszliśmy, chcieliśmy być dobrze zrozumianymi i czerpiąc z historii, zwłaszcza z historii ostatnich lat, szczegĂłlnie ostatniego roku, czerpiąc te przedświty ostatecznej wizji spraw, te akcenty, te impulsy w kierunku radykalnej „wersji” naszego sposobu pojmowania świata, czerpiąc więc z doświadczenia tego ostatniego roku, tych ostatnich lat, te impulsy, te pierwsze przedświty, te pierwsze wskazania, powiedzieliśmy sobie, Ĺźe w tych kwestiach chodzi o naszą osobę, zgadzamy się zaryzykować naszą osobę. Dlatego one stanowią perymetr przyjaĹşni, ktĂłra jest zasadniczym warunkiem tego, by człowiek mĂłgł stać się sobą, mĂłgł zmierzać bez naraĹźania się na nieprzezwyciężone niebezpieczeństwo, bez niebezpieczeństwa niemoĹźliwego do pokonania. Dlatego pomimo liczebności, tym, co powinno stanowić pokarm tonacji tych dni, jej pokarm, jest atmosfera głębokiej, choć na wskroś dyskretnej, bliskości; bliskości spokojnej i dyskretnej, ale głębokiej, ktĂłra kocha, ktĂłra pragnie, ktĂłra czeka tylko, aĹź się rozjaśni, rozjaśni się ostatecznie albo będzie rozjaśniać się coraz bardziej. W tym sensie – jest to zrozumiałe – Ĺźe kaĹźdy z nas pokłada swoją nadzieję w drugim: nadzieja jest pokładana w tobie i jest pokładana we mnie, poniewaĹź jest pokładana w twojej szczerości, ale uĹźyjmy właściwego słowa: jest pokładana w twoim „ubĂłstwie ducha”. Nie jakaś intelektualna ciekawość, ale ubĂłstwo ducha musi nam towarzyszyć w tym towarzystwie, jutro, pojutrze, w poniedziałek. UbĂłstwo ducha, ubĂłstwo autentyczne, nie ubĂłstwo nędzne, nie ubĂłstwo brzydkie, mimo Ĺźe Ewangelia wskazuje w nędznym i brzydkim ubĂłstwie okazję, ktĂłrą BĂłg się posługuje, by zmusić człowieka do tego, by dotarł do istoty rzeczy; ale bez ubĂłstwa ducha nawet najczarniejsze ubĂłstwo nie stanie się – rzecz jasna – okazją do pogłębienia, poniewaĹź tylko nawrĂłcenie pozwala zrozumieć i nadaje wartość, i to w ubĂłstwie ducha jest nawrĂłcenie. A więc ubĂłstwo ducha. Najbardziej radykalnym symptomem ubĂłstwa ducha jest wsłuchiwanie się, jest postawa wsłuchiwania się na nowo oraz słuchania: wsłuchiwania na nowo w to, co zostało juĹź nam dane, dane w obfitości, poniewaĹź BĂłg, będąc stwĂłrcą, budowniczym, nie moĹźe przygotować nam teraz czegoś, co nie odnosiłoby się do tego, co juĹź zostało nam dane; oraz słuchania, poniewaĹź – no właśnie! – dlatego, Ĺźe jest On stwĂłrcą, kaĹźda chwila zawiera nowość, nowość zdumiewającą, ktĂłra napiera na naszą egzystencję i prowokuje ją do drogi, albo prowokuje ją do odkrywania i budowania.

 

Te dni są wydarzeniem, ktĂłre musi urzeczywistnić się w naszym wnętrzu. Jest to wydarzenie, ktĂłre musi dokonać się w naszym wnętrzu, poniewaĹź to, co staramy się robić, to nie jakieś stowarzyszenie. To byłoby juĹź coś, powiedział ktoś dziś wieczorem, gdybyśmy poszli stąd, zrozumiawszy, Ĺźe w Ĺźadnym razie nie chcemy zakładać stowarzyszenia – niezaleĹźnie od całego organizmu, w ktĂłrym przyjaźń poszukuje drogi i potwierdzenia – to nie stowarzyszenie jest na szym celem, ale – by uĹźyć wypowiedzianego juĹź słowa – „wiara”, jasność, konkretna, określona, jasność wiary. PoniewaĹź wtedy twoja osoba, przemieniona od środka, gdziekolwiek pĂłjdzie, cokolwiek będzie robiła, w jakąkolwiek relację wejdzie, będzie tworzyła część tego organizmu, ktĂłrego my jesteśmy tak wraĹźliwymi partners, organizmu Chrystusa na świecie.

 

Nie wiem, jak wyrazić to, co wrze teraz w moim wnętrzu, ponieważ chciałbym, przy pomocy tej przesłanki, oczyścić pole ze wszystkich przeszkód, a zdaję sobie sprawę, że nie dam rady. Ale ja rozumiem następującą rzecz: słowo „wiara”, tak, jak ja je wypowiedziałem, albo słowo „Chrystus”, jak powiedziałem chwilę temu, albo słowo „organizm Chrystusa na świecie”, jak powiedziałem przed momentem, te słowa, tak jak wszystkie, które wypowiedziałem, jakże innym echem rozlegają się we mnie i w was; jakiż inny jest pośród nas ich wydźwięk! Dla wielu spośród was te słowa być może wciąż jeszcze rozbrzmiewają poza wami. W każdym razie, niezależnie od tego – mimo że mogą być odczuwane jako coś zewnętrznego albo głęboko zapisanego we własnej osobowości – tak jak ja je odczuwam – tym, do czego dążymy w tych dniach wobec tych słów, jest nawrócenie. To jest wydarzenie, nie porozumienie się, by coś zrobić; nie jakaś struktura do wymyślenia albo do ocalenia, ale wydarzenie w nas samych, ponieważ dorosły człowiek stworzy strukturę jako dzieło swoich rąk, jeśli i o ile w środku będzie miał oblicze, które te słowa muszą określać, jeśli będzie miał serce, inteligencję i serce, którego treścią będą musiały być te słowa.

 

Jan XXIII mĂłwił o znaku czasĂłw, kochał mĂłwić o „znaku czasĂłw” (por. encyklika Pacem in terris, s. 21). My takĹźe uĹźywamy tego sformułowania i poszukujemy znaku czasĂłw odnoszącego się do pedagogii wiary, do naszej relacji wiary, do naszej relacji z wiarą. Wydaje mi się, Ĺźe ten znak czasĂłw moĹźe być zdefiniowany w ten sposĂłb. 15 lat temu, kiedy zaczynaliśmy z GioventĂš Studentesca – kaĹźdy z was to pamięta – impulsem, motywacją (nie mĂłwię 15 lat temu dla kaĹźdego z was, ale mĂłwię, Ĺźe jest to postawa, ktĂłra przetrwała do teraz), impulsem do przywołania, podłoĹźem, na ktĂłrym poszukiwaliśmy oparcia, racją – otóş właśnie – w ktĂłrej szukało się oparcia, by skłaniać do przylgnięcia, podłoĹźem, motywacją, na ktĂłrych staraliśmy się budować, była z reguły następująca rzecz: urodziliśmy się w pewnej tradycji, nie jest rzeczą słuszną, byśmy nadal kontynuowali tę tradycję albo ją porzucili, jeśli najpierw się w nią nie zaangaĹźujemy. Historia formułowała wobec nas obowiązek bycia lojalnym wobec niej. W moim doświadczeniu był to rodzaj przywołania będącego katalizatorem dobrych zamiarĂłw, katalizatorem jakiegoś minimum prostoty serca, ktĂłra jeszcze pozostała. W kaĹźdym razie, w moim doświadczeniu, to właśnie ten rodzaj przywołania, to ten rodzaj racji poruszał wszystkich ludzi, ktĂłrzy z nami szli. MĂłwię o motywacji czy teĹź pobudce oczywistej, sformułowanej, zdefiniowanej. Otóş jeśli istnieje taki zdumiewający aspekt jak znak czasĂłw, albo znaku czasĂłw, to polega on na tym, Ĺźe dzisiaj podobny rodzaj przywołania juĹź by się nie ostał, juĹź by się nie ostał. Dla młodego człowieka, i dla kaĹźdego z nas, w takim stopniu, w jakim zachowuje w środku odrobinę młodości, tradycja jako powĂłd i przywołanie juĹź nie wystarcza; słowo to w człowieku bardzo zrĂłwnowaĹźonym i wraĹźliwym mogłoby nawet wzbudzić emocję i poruszenie, ale nie owo wraĹźenie, ktĂłre wprawia w ruch. Gdybym musiał obecnie poprosić młodzieĹź, by przyszli do GS, nie sądzę, Ĺźebym posłuĹźył się jeszcze tą racją.

 

Jest to prawda, i moĹźna takĹźe podkreślić, dlaczego tak jest. Nasze czasy – ileĹź razy mieliśmy okazję zwrĂłcić na to uwagę – to czasy, w ktĂłrych historia przeĹźywa wyraĹşnie krytyczny moment, a więc moment zaangaĹźowania w weryfikację i zrewolucjonizowanie spraw. W tym sensie historia przeĹźywa moment, w ktĂłrym zostaje zatracony sens historii. Zajęty i zafascynowany teraĹşniejszym działaniem człowiek gubi sens historii. Z tego punktu widzenia czasy takie jak nasze, będąc bogate w nadzwyczajną energię, będąc bogate w niewyobraĹźalną jeszcze parę lat temu siłę działania – są skrajnie ubogie duchowo, ale nie w ewangelicznym znaczeniu tego słowa; jest to epoka skrajnie uboga, poniewaĹź bogactwo ducha jest zasadniczo fenomenem, wydarzeniem syntezy, a sens historii jest najwyĹźszym wskaĹşnikiem bogactwa duchowego.

 

Jest jednak drugi aspekt tego znaku czasĂłw, potwierdzający zapytanie, ktĂłre wysunął pierwszy punkt. Jest jeszcze inny sposĂłb, w jaki nie moĹźna juĹź zaczynać, by przywoływać do wiary; jest inny sposĂłb, w jaki moĹźna jeszcze wzbudzić podziw osoby inteligentnej, ale nie owo poruszenie osoby, ktĂłre sprawia, Ĺźe przechodzi ona do czegoś nowego, sprawia, Ĺźe angaĹźuje się ona w coś do zrobienia, w coś ostatecznego, definiującego i definitywnego – ileĹź razy przywoływaliśmy przecieĹź do tego! Nie chodzi o to, Ĺźe chrześcijańska filozofia Ĺźycia, chrześcijańskie spojrzenie na świat, chrześcijańska teoria istnienia jest pełniejsza, Ĺźe jest kompletna w stosunku do innych, doskonała, wywaĹźona, rozumiejąca, bardzo ludzka. To nawet nie zachwyt jakąś doskonałą teorią moĹźe poruszyć współczesnego młodego człowieka i kaĹźdego z nas, w takim stopniu, w jakim mamy w sobie coś młodzieńczego. Tradycja i teoria, tradycja i dyskurs, nie są juĹź w stanie poruszyć współczesnego człowieka. MĂłwiłem o młodym człowieku, ale to minimum młodości, o ktĂłrym wspomniałem wcześniej, pozostaje w człowieku na całe jego Ĺźycie, dlatego takĹźe w naszym przypadku tak jest, jest tak takĹźe w przypadku człowieka dorosłego i dojrzałego; co więcej, w przypadku człowieka dorosłego i dojrzałego nie stawia się tego problemu, właśnie dlatego, Ĺźe by stać się dorosłymi w wierze, trzeba go pokonać, trzeba przezwyciężyć fascynujące przywołanie historycznej przyczyny oraz budzące podziw przywołanie piękna pochodzącego z perfekcyjnej teorii. Współczesnego człowieka nie jest w stanie juĹź poruszyć ani historia, ani doktryna, ani tradycja, ani dyskurs. Chrześcijańska tradycja i filozofia, chrześcijańska tradycja i dyskurs, stworzyły i wciąż tworzą chrześcijańskość, nie chrześcijaństwo. Pod pojęciem „chrześcijańskość” rozumiemy Ăłw nurt, Ăłw prąd, owo koryto rozpoznawalne na polu historii i charakteryzujące się, no właśnie, określonymi sformułowaniami myślowymi, określonymi sposobami rozumowania, określonymi regułami moralnymi, określonymi wartościami, ktĂłre są uwypuklane, określonymi praktycznymi postawami, określonymi formami. Tradycja i dyskurs, tradycja i chrześcijańska kultura, tradycja i teologia, jeśli wolicie, tradycja i chrześcijańska doktryna – tworzą formy.

 

Chrześcijaństwo jest zupełnie czymś innym, mimo Ĺźe, to jasne, chrześcijaństwo zawiera w sobie to wszystko, o czym powiedzieliśmy. Nie tylko odzyskuje, ale wywyĹźsza wartość historii, sprawia, Ĺźe tradycja jest Ĺźyjącą rzeczywistością, odzyskuje filozofowanie w głębokim znaczeniu tego słowa, odzyskuje inteligentne uporządkowanie. Nie tylko, ale je wywyĹźsza do tego stopnia, Ĺźe ostatecznie sprawia, iĹź staje się ono Ĺźyjącą rzeczywistością w nas. Oto chrześcijaństwo jest tym „czymś”, co czyni z tradycji Ĺźywą rzeczywistość, co sprawia, Ĺźe system myślowy staje się Ĺźywą rzeczywistością, co sprawia, Ĺźe Ĺźyjące staje się to, co minęło, co czyni Ĺźyjącą myśl, ideę i wartość.

 

Ale Ĺźyjący znaczy obecny! Pod względem metodologicznym nie moĹźemy zrobić nic innego – jeśli nie chcemy się pogrążyć w zamęcie – jak tylko wrĂłcić do początku: jaki był początek, jak to się zaczęło? To było wydarzenie. Chrześcijaństwo jest wydarzeniem. Chrześcijańskość jest społeczno-historycznym prądem, ale chrześcijaństwo jest wydarzeniem. Chrześcijańskość to uporządkowane formy, ale chrześcijaństwo jest wydarzeniem. Powiedzmy to sobie więc: jak zaczęli wierzyć? Na czym polegało to wydarzenie, ktĂłre wzbudziło takie zainteresowanie, wywołało takie wraĹźenie, Ĺźe ludzie po raz pierwszy zaryzykowali siebie wobec tego, co mieli przed sobą, Ĺźe ludzie po raz pierwszy mieli w środku zapaloną wiarę, Ĺźe chrześcijanin pojawił się na świecie? Co to było za wydarzenie, jakiego rodzaju było to wydarzenie? Nie uwierzyli, poniewaĹź Chrystus mĂłwił o tych rzeczach; nie uwierzyli, poniewaĹź Chrystus czynił te cuda, nie uwierzyli, poniewaĹź Chrystus cytował prorokĂłw, nie uwierzyli, poniewaĹź Chrystus wskrzeszał umarłych. IluĹź ludzi, przewaĹźająca większość, słyszało, jak mĂłwił w ten sposĂłb, słyszeli, jak wypowiadał te słowa, widzieli, jak dokonywał cudĂłw, a nie stali się uczestnikami wydarzenia. Wydarzenie było czymś, czego cud albo wywĂłd były częścią, były elementami, były czynnikami, ale było coś innego, coś więcej, coś tak odmiennego, Ĺźe nadawało znaczenie wywodowi i cudowi. Uwierzyli ze względu na to, Ĺźe Chrystus się pojawił. Uwierzyli ze względu na tę obecność, nie ze względu na tę czy tamtą rzecz, ktĂłrą czynił lub mĂłwił. Wierzyli ze względu na obecność. Obecność nie gładką albo głupią, obecność nie bez twarzy – obecność o ściśle określonej twarzy, obecność napełnioną słowem, to znaczy napełnioną propozycją. Uwierzyli ze względu na obecność napełnioną propozycją. Obecność napełniona propozycją jest więc obecnością napełnioną znaczeniem. Przy pomocy jakiego terminu moĹźna zdefiniować w doskonały sposĂłb wydarzenie obecności napełnionej propozycją, napełnionej znaczeniem dla Ĺźycia (poniewaĹź propozycja jest znaczeniem dla Ĺźycia)?

 

Jest pewien szczegół, pewien wyróşnik, ktĂłry trzeba jeszcze podkreślić, ktĂłremu nie moĹźna pozwolić umknąć: nie wszystkie obecności, nie pierwsza lepsza obecność jest napełniona znaczeniem, pardon, nie pierwsza lepsza obecność zawierająca propozycję jest napełniona znaczeniem, tak by mogła zostać zdefiniowana przez słowo, ktĂłrego za chwilę uĹźyjemy; ale obecność zawierająca propozycję jest napełniona znaczeniem – do tego stopnia, Ĺźe moĹźe ją zdefiniować słowo, ktĂłrego uĹźyjemy – tylko dlatego, Ĺźe ma coś nieprzewidywalnego, nieprzewidzianego i nieprzewidywalnego, to znaczy posiada w sobie radykalną nowość. Radykalną nowość, o ktĂłrej ja ponownie powiem, ktĂłrą na nowo opiszę przy pomocy określeń „nieprzewidziany” i „nieprzewidywalny”: jest to rzecz, ktĂłrej nie było, a ktĂłra jest, jest teraz; jest to rzecz, ktĂłrej nie mogło być, a ktĂłra teraz jest. Rzecz, ktĂłrej nie mogło być, a ktĂłra jest tutaj. Rzecz, ktĂłrej nie mogło być, to znaczy, Ĺźe nie była regułą, Ĺźe nie była spĂłjna z całą mądrością, z całym doświadczeniem, ze wszystkimi wcześniejszymi dyskursami, z całą tradycją. Jest to wyraĹźanie się potęgi „więcej”, jest to wyraĹźanie się większej potęgi, jest to obecność większej potęgi, jakkolwiek by ją nazwać, nawet jeśli bardziej lub mniej pospiesznie nasza krytyczna świadomość starałaby się potem sprowadzić to niezaprzeczalne wraĹźenie, to wraĹźenie nieodparte w pierwszym momencie, nawet jeśli nasza krytyczna świadomość usiłowałaby mniej lub bardziej pospiesznie zredukować ją do wcześniejszych kategorii, tradycji albo swojego wcześniejszego dyskursu, swojego uprzedniego rozwaĹźania, swojej uprzedniej mądrości, swojego uprzedniego doświadczenia. A więc – podsumowując – obecność przepełniona propozycją, dlatego wypełniona znaczeniem. Ale to „dlatego” wymaga dopowiedzenia. Propozycja jest pełna znaczenia, obecność zawierająca propozycję jest pełna znaczenia, w takim stopniu, w jakim wewnątrz posiada coś, czego nie da się sprowadzić do przeszłości, to znaczy do naszej teraĹşniejszości, ktĂłra rodzi się z przeszłości. W niej znajduje się radykalna nowość. W porządku, słowem wskazującym ten fenomen jest słowo „orędzie”. Chrześcijaństwo zrodziło się jako orędzie: było tą osobą, ktĂłra mĂłwiła w ten sposĂłb, ktĂłra czyniła w ten sposĂłb, ale to była ona, ta osoba, ktĂłra mĂłwiła i czyniła; to była ta osoba, była całością, była wszystkim, była tą obecnością napełnioną propozycją, wypełnioną znaczeniem, z nieredukowalną nowością. Była doświadczeniem nieredukowalnej nowości. SprĂłbujcie pomyśleć, z delikatnością ducha, z dyskrecją, nie w znaczeniu nieśmiałości, przeciwnie, ale zawstydzenia, z głębokim wyczuciem płynącym z delikatności ubĂłstwa ducha, sprĂłbujcie pomyśleć o tej dziewczynie, ktĂłra przebywała w domu i… usłyszała orędzie: o Madonnie. Coś ostatecznie niedającego się sprowadzić do wcześniejszych wydarzeń, z ktĂłrych składała się jej teraĹşniejszość. Ale dlaczego uwierzyły te setki osĂłb, gdy tylko Duch Święty zstąpił na Apostołów? Dlaczego uwierzyli, kiedy Piotr zaczął krzyczeć na ulicy? Dlaczego? MĂłgł to być tylko budzący zaciekawienie fakt, Ĺźe ktoś mĂłwi i rozumiano go w wielu językach; mĂłgł to być tylko intelektualny fakt, Ĺźe w swoim wywodzie zaczął, jak to zrobił, przyglądać się całej Ĺźydowskiej historii prowadzącej do tego Człowieku, ktĂłrego zamordowali kilka dni wcześniej. Orędziem była ta rzecz, było nim to, co się wydarzało, było nim to wydarzeniem, orędziem była całość tego wydarzenia, ktĂłre poruszało, to znaczy wywierało wraĹźenie, całość tego wydarzenia, ktĂłre przynosiło coś, czego nie mogli jasno rozszyfrować i zdefiniować, ale było to coś odmiennego, jakaś nowość, propozycja – o rany, jakaĹź propozycja! – propozycja, ktĂłra zmieniała. Nie byli w stanie rozszyfrować wartości i uwarunkowań tej zmiany, ani trochę. Dlatego słowo „orędzie” natychmiast przywołuje tylko jedno inne słowo, a jest nim słowo „nawrĂłcenie”.

 

Ale Ĺźeby nie podkreślać tych wszystkich składnikĂłw, albo wszystkich powiązań, lepiej, wysilmy wyobraĹşnię, utoĹźsammy się z tym momentem: to właśnie całe to wydarzenie zaskoczyło tamtych ludzi; a byli zaskoczeni i zmienili się, poniewaĹź to wydarzenie było pełne znaczenia, nowe, nieprzewidziane i nieprzewidywalne. Ale dlaczego ludzie ze Smyrny albo z Aten, z Miletu czy z Filippi, przylgnęli – ci, ktĂłrzy przylgnęli – do świętego Pawła? Czy ze względu na słowa, ktĂłre wypowiadał? Czy ze względu na czyny, ktĂłrych dokonywał? TakĹźe! Ze względu na to wszystko razem, co słowo „orędzie” opisuje w całym swoim perymetrze. To było orędzie: obecność czegoś, co proponowało pewną zmianę, jakąś nowość. Jest w naszej historii pojęcie, w historii naszych starań, ktĂłre jest bliskie temu, co tego wieczoru prĂłbowaliśmy wydobyć, a jest nim słowo „spotkanie”. Otóş słowo „spotkanie” posiada znaczenie przykuwające uwagę pod względem egzystencjalnym, egzystencjalnie prawdziwe, tylko i wyłącznie wtedy, gdy spotkanie pokrywa się z orędziem – obecnością napełnioną znaczeniem. Jest pewien szczegĂłlny symptom, ktĂłry pragnę podkreślić, Ĺźeby sprawa stała się jeszcze bardziej zrozumiała. Obecność zawierająca propozycję jest orędziem; staje się ona naprawdę napełniona znaczeniem, jest naprawdę orędziem w takiej mierze, w jakiej angaĹźuje w znaczenie wyraĹźane przez osobę, ktĂłra je przynosi, ktĂłra przynosi to znaczenie. Orędzie jest obecnością osoby zaangaĹźowanej w pełni w znaczenie świata, w znaczenie Ĺźycia. PoniewaĹź to, co zmienia Ĺźycie, to, co zmienia nas, pewne wraĹźenie jest egzystencjalne, to znaczy zmienia Ĺźycie, w takim stopniu, w jakim przynosi pewną koncepcję świata, wizję świata. Dlatego orędzie jest obecnością, jest obecnością napełnioną znaczeniem, ale obecnością, ktĂłra angaĹźuje w to znaczenie osobę przynoszącą owo znaczenie.

 

Osoba zaangaĹźowana w pełni w pewne znaczenie świata i Ĺźycia – tym był Chrystus dla tego, kto Go słuchał; tym był Piotr dla tego, kto go słuchał; tym był Paweł dla tego, kto go słuchał z ubĂłstwem ducha. PoniewaĹź co takiego dzieje się właśnie, gdy brakuje ubĂłstwa ducha, dokładnie wprost proporcjonalnie do tego, w jakim stopniu brakuje ubĂłstwa ducha? Człowiek juĹź wszystko wie, sądzi, Ĺźe wie, i redukuje wszystko do tego, co juĹź wie, dąży do sprowadzania wszystkiego do tego, co juĹź wie. Tylko ubogi w duchu moĹźe zostać wzbogacony, bogactwo jest tylko dla niego. Dla kogoś innego nie jest niczym innym, jak tylko konsumpcją, to znaczy Ĺźyciem z profitĂłw, ktĂłre jest konsumpcją. My wszyscy, jeśli tu jesteśmy, jesteśmy, poniewaĹź w jakiś sposĂłb to orędzie nas dotknęło, poniewaĹź w jakiś sposĂłb ta obecność, ktĂłra angaĹźowała osobę w znaczenie świata i Ĺźycia, została nam dana. Jakby nie było, juĹź tylko z tego powodu, Ĺźe tu jesteśmy, nie jest moĹźliwe, by to orędzie nas nie poruszyło, by nie zostało dane takĹźe nam. To jest wydarzenie. Powiedziałem: zawsze uĹźywaliśmy słowa „spotkanie”, ale słowo „spotkanie” nie wyraĹźa całej głębi zagadnienia, słowo „orędzie” tak, poniewaĹź słowo „orędzie” otwiera na ościeĹź – pomijając to wszystko, co moĹźna powiedzieć – tajemniczy sens tej potęgi albo tej potężnej woli, albo tej inteligencji i potężnej woli, za ktĂłrych sprawą rzecz się wydarzyła, za ktĂłrych sprawą ta obecność jest. Jak to moĹźliwe, Ĺźe jest? Słowo „orędzie” otwiera szeroko (pomijając to wszystko, co moĹźna powiedzieć) z jasnością sens Tajemnicy Ojca, sens Tajemnicy Boga, sens woli Ojca, sens BoĹźego planu, sens Boga – pana człowieka i historii, ktĂłry sprawia, Ĺźe wydarza mi się orędzie, a komuś innemu nie; komuś innemu tak, a mnie nie, ktĂłry postanawia zwiastować o sobie Madonnie – dziewczynie zupełnie nieznanej, bez wartości, mĂłwiąc po światowemu – ktĂłry postanawia jej o sobie oznajmić, ktĂłry postanawia zwiastować siebie ubogim rybakom, ktĂłry postanawia jednemu, dwĂłm (Nikodemowi, JĂłzefowi z Arymatei…) uczonym ludu zwiastować siebie, a nie trzystu innym z Sanhedrynu. Ta wolność zdumiewająca i absolutna dotknęła mnie i kaĹźdego, skoro jest tutaj osobiście. Ale to jest zagadnienie, ktĂłre pozostawię otwartym; wychodząc stąd, powinniśmy spojrzeć mu w twarz. Uświadomić sobie to wydarzenie, ktĂłre nam się przytrafiło, zdać sobie sprawę z tego, co znaczy chrześcijaństwo: chrześcijaństwo oznacza to orędzie. Chrześcijaństwo nie oznacza oddania pieniędzy ubogim, chrześcijaństwo nie oznacza wzięcia 34 dzieci innych ludzi do swojego domu, chrześcijaństwo nie oznacza załoĹźenia tiary, chrześcijaństwo nie oznacza modlenia się do Boga, chrześcijaństwo nie oznacza spełniania religijnych gestĂłw, poniewaĹź wszystkie te rzeczy, jako rodzaj rzeczy, są moĹźliwe we wszystkich ludzkich doświadczeniach. Chrześcijaństwo jest czymś, co jest nam dane i co nas otwiera jako dane, otwiera nas jako orędzie, nieprzewidziana i nieprzewidywalna rzeczywistość: nie było go i jest tutaj; nie mogło go być, a jest, jest obecne. Nie mogło tu być, a jest obecne: absolutna nowość. Pomyślcie o tym, co czuli pasterze, słysząc orędzie Anioła, albo Mędrcy, gdy dowiedzieli się o orędziu, ktĂłrego znakiem była gwiazda. Radykalna nowość, nowość całkowita, nie mogło tu być, a jest, nie mogło tu być, poniewaĹź nigdy o nim nie pomyśleliśmy, nie mogliśmy o nim myśleć, a jest. Chrześcijaństwo jest tym wydarzeniem, jest wydarzeniem się tego orędzia. Orędzie przede wszystkim nie dlatego, Ĺźe ja je słyszę, ale poniewaĹź zjawia się przede mną: jest propozycją, jest rodzajem propozycji, jest typem propozycji, jest rodzajem znaczenia, typem znaczenia, ktĂłre zostaje mi przekazane, ktĂłre zostaje zaproponowane, ktĂłre zjawia się przede mną w postaci osĂłb zaangaĹźowanych w nie, w jakiś sposĂłb w nie zaangaĹźowanych. Do głoszenia pewnego orędzia BĂłg wybrał zdrajcę; do tego orędzia BĂłg wybrał ludzi ubogich, apostołów; BĂłg wybiera do tego orędzia grzesznikĂłw, poniewaĹź wszystko zaleĹźy od potęgi, ktĂłra je ukazuje. To wszystko znajduje się w wydarzeniu – nie w tym, czym jesteśmy, moĹźemy być – mĂłwię – pod względem wartości moralnej. Jest w czymś, co znajduje się poza nami i co proponuje się naszemu wnętrzu; ale jest poza nami: jest to wydarzenie poza nami, dokładnie tak jak morze podczas sztormu. Wydarzenie poza nami, wydarzenie, ktĂłre jest orędziem; wydarzenie, ktĂłre spoza nas, nieprzewidywalne – nie moĹźna go było przewidzieć – wyłania się i nas przenika, wnika w nas, do samego naszego wnętrza, ze swoją propozycją; a ta propozycja, ktĂłra wnika do samego naszego wnętrza, angaĹźuje takĹźe tę biedną osobę, ktĂłra je przynosi, wbrew jej woli. Pamiętacie rozdział z Księgi Jeremiasza, kiedy w pewnym momencie, znuĹźony, prĂłbował zbuntować się przeciwko Bogu, rozwaĹźaliśmy go wiele razy: „Powiedziałem sobie: ÂŤNie będę juĹź mĂłwił w Jego imię, wystarczy! Usunę się sprzed Jego oblicza, nie będę juĹź mĂłwił w Jego imię». Ale był we mnie jak jakiś trawiący ogień, jak trawiący ogień w moich kościach, a ja wysilałem się, prĂłbując go stłumić, i nie dawałem rady, i byłem zmuszony wyjść i krzyczeć jeszcze: ÂŤPrzekleństwo i nieszczęście temu, kto nie słucha Jahwe»” (por. Jr 20, 9; 22, 5).

 

Trzeba wymazać przeszłość, by zrozumieć, czym jest chrześcijaństwo, trzeba wymazać całą konotację przeszłości, by zrozumieć, czym jest teraz, teraz, teraz. Oczywiście, nie przeszłość wczorajszą albo przedwczorajszą, ponieważ chrześcijaństwo jest obecnością wewnątrz twojego życia, obecnością, która angażuje życie innych osób. Inne osoby, by przynieść ci propozycję, zaangażowały swoje życie, i jest to propozycja, która rości sobie prawo do tego, byś ty zaangażował twoje życie. Ale jest to propozycja, która by rościć sobie prawo, byś ty zaangażował twoje życie, jest pełna znaczenia, jest pełna nowości nie do pomyślenia, dokonuje niewyobrażalnej zmiany, niewyobrażalnej. Zasadniczą rzeczą, którą trzeba zacząć oczyszczać w nas, zacząć „odpakowywać” z całego papieru, w który jest owinięta, by zobaczyć dar znajdujący się w środku, by odkryć jasne oblicze, które zawiera, rzeczą, której znów trzeba zacząć patrzeć w twarz, jest ta rzeczywistość absolutnie żyjąca, obecna, którą jest chrześcijaństwo.

 

Chrześcijaństwo jest orędziem, fenomenem, dlatego teĹź osoby, jedna osoba – pomyślcie o Chrystusie – jedna osoba poprzez sposĂłb bycia, zaangaĹźowanie swojego Ĺźycia, przynosi propozycję, ktĂłra dąży do tego, by zmienić twoje Ĺźycie. Jest to roszczenie, ktĂłre nie moĹźe istnieć inaczej jak tylko ze względu na całkowicie nowe znaczenie. Jakąż gĂłrę odpadĂłw trzeba usunąć z powierzchni – i o wiele głębiej niĹź z powierzchni – naszej świadomości, naszej duszy, naszej inteligencji, naszej wraĹźliwości, by zacząć zmierzać ku temu, czego to słowo, zmierzać ku egzystencjalnej rzeczywistości, ktĂłrej to słowo „orędzie” zaczyna być echem, chce być echem! Jakąż masę odpadĂłw, jakąż skorupę trzeba rozłupać! Dlatego pierwsza lepsza postawa zaciekawienia, w takim stopniu, w jakim postawa zaciekawienia charakteryzuje się intelektualnym zaciekawieniem, ze względu na to wiele – no właśnie – nie wystarczy, Ĺźeby zrozumieć. Pozwala na to tylko ubĂłstwo ducha, to ubĂłstwo ducha, ktĂłre sprawia, Ĺźe krzyczymy: „Panie, ukaĹź mi swoje oblicze!” (por. Ps 7, 8-9), tylko ubĂłstwo ducha kaĹźe nam krzyczeć: „Moja dusza jest spragniona Ĺźywego Boga” (por. Ps 42, 3). Potrzeba ogołocenia tego słowa, szczerości tego słowa, doskonałej czystości tego słowa, ktĂłre moĹźe się ostać, nieskazitelne, pod pręgierzem kaĹźdego zła, kaĹźdego grzechu, kaĹźdego zniesławienia, a moĹźe go nie być, moĹźe nie istnieć w doskonałej duszy faryzeusza, w moralnie nieskalanej duszy faryzeusza.

 

Kiedy dziś wieczorem, przed przyjściem tutaj, mówiłem sobie: „Ja teraz muszę tam iść, by powiedzieć o tym…”, tym, co umocniło mnie w decyzji przyjęcia tego niewdzięcznego zadania, była tylko i wyłącznie ta myśl, mówiąc po ludzku: że te słowa, że to słowo albo że słowa takie jak te muszą tam paść, mimo że wydają się odbijać jak o kamień, albo wydają się ześlizgiwać jak po marmurze; muszą być tam rzucone, ponieważ otwiera je tylko wytrwałość w drodze, otwiera je na oścież, sprawia, że zagarnia nas ich siła, ich wartość, która sprawia, że jesteśmy całkowicie przez nie pochwyceni. Ale ta wytrwałość nie może się w nas pojawić, nie może w nas istnieć inaczej jak tylko w sytuacji współdzielenia życia: to właśnie współdzielenie życia daje tę wytrwałość, tylko współdzielenie życia.

 

Ponieważ potrzeba przecież, by zakończył się jeden okres i rozpoczął drugi: definitywny, dojrzały. To słowo stoi u początków naszego dojrzałego chrześcijaństwa, albo chrześcijaństwa, jest tym, co może wytrzymać uderzenie czasów, co więcej, cios całej historii. Ponieważ to orędzie, które zaczęło zaskakiwać dwie osoby (pierwszy rozdział świętego Jana), dwie: Jana i Andrzeja, dwa tysiące lat temu, to orędzie, ta osoba tam, jest dokładnie tym samym fenomenem, który nas tu przyciągnął, i jest to fenomen, dzięki któremu możemy pozostać w Kościele Bożym. Ale teraz nie może być już biernie przyjmowane, czasy nam na to nie pozwalają, dwa czasy: czas historii („znak czasów”) i czas naszego życia, ponieważ nie można pozostać, jako osoby dorosłe, chrześcijanami z pewną autentycznością inaczej jak poprzez doświadczenie tego wydarzenia, inaczej jak przez uświadomienie sobie orędzia. Przede wszystkim – jest to jasne – nie można byłoby być orędziem dla innych, to znaczy nie można byłoby wspierać Tajemnicy Chrystusa na świecie, współpracować z nią, rozprzestrzeniać – mówi się – chrześcijaństwa na świecie. Nie można być wiernymi Kościołowi, nie można przynależeć do Boga w bitwie świata, nie można być misjonarzami, jednym słowem, inaczej jak za sprawą nieustannie przeżywanego orędzia, a przez to także orędzia, w którym ma się udział. Wielu będzie mogło się wydawać, że nie. Tymczasem mówię wam, że tak, że dokonuje się radykalna zmiana, nie twierdzę, że w gruncie rzeczy, ostatecznie, koniecznie, naszego zachowania, ale naszej świadomości, naszego sposobu definiowania rzeczy – tak, a przez to rozwoju naszej postawy. Ponieważ rozwój naszej postawy, nowe budowanie na naszej teraźniejszości, nie może się dokonać inaczej jak przez ujawnioną świadomość, inaczej jak przez określoną świadomość. Mówię wam, że musi się dokonać radykalna zmiana, że za sprawą słowa „orędzie” dokonuje się radykalna zmiana naszej świadomości, naszego sposobu myślenia, naszego sposobu porządkowania spraw. ■

 

Ks. CarrĂłn

Niezły wstrząs, taki, Ĺźe aĹź zamilkliśmy, prosząc, by usłyszane słowa – ktĂłre wiele razy pozostają na zewnątrz, ze względu na inne echo, jakim rozbrzmiewają w nim i w nas, jak nam zostało powiedziane – mogły stać się nasze! Będziemy mieć czas, by stworzyć przestrzeń dla tego milczenia oraz dla pracy nad tym, co usłyszeliśmy. Po 50 latach jeszcze bardziej uderza to, Ĺźe gdy panował tak wielki zamęt, ksiądz Giussani potrafił tak jasno osądzić sytuację Kościoła i świata oraz to, jaka powinna być odpowiedĹş. Co jest w stanie nie ugiąć się wobec sytuacji takiej, jak ta obecna? Jedyną rzeczą, ktĂłra moĹźe wytrzymać, jest orędzie – jak słyszeliśmy – ktĂłre zaczęło rozlegać się echem, kiedy Jezus zwrĂłcił się do tych dwĂłch, Jana i Andrzeja, wywołując fenomen, ktĂłry ich pociągnął. Tylko wydarzenie się na nowo tego samego fenomenu pozwoli na dłuĹźszą metę pozostać w Kościele BoĹźym. Nie będzie moĹźna wytrzymać inaczej jak tylko za sprawą odnowienia się tej samej atrakcyjności. Dlatego ksiądz Giussani przypominał nam o odwiecznej metodzie, od pierwszej chwili po teraz, proponując nam na nowo pytanie: jak to się zaczęło? Jak zaczęli wierzyć? Co jest rĂłwnoznaczne z pytaniem: jak my moĹźemy dalej wierzyć? „Uwierzyli ze względu na tę obecność […], obecność o ściśle określonej twarzy, napełnioną słowem, to znaczy napełnioną propozycją”. Obecność Jezusa była obecnością, ktĂłra przynosiła orędzie. Ale „obecność zawierająca propozycję jest orędziem; staje się ona […] napełniona znaczeniem, […] w takiej mierze, w jakiej angaĹźuje w znaczenie wyraĹźane przez osobę, ktĂłra je przynosi, ktĂłra przynosi to znaczenie”; to znaczy orędziem, obecnością jest świadek, w ktĂłrym słowo stało się ciałem, jego częścią. Dlatego ksiądz Giussani kończy: „Potrzeba przecieĹź, by zakończył się jeden okres i rozpoczął drugi: definitywny, dojrzały. […] Ale teraz [chrześcijaństwo] nie moĹźe być juĹź biernie przyjmowane […], poniewaĹź nie moĹźna pozostać, jako osoby dorosłe, chrześcijanami z pewną autentycznością inaczej jak poprzez doświadczenie tego wydarzenia, inaczej jak przez uświadomienie sobie orędzia”.

 

W jaki sposób to wydarzenie staje się doświadczeniem dla każdego z nas, jak wchodzi w samo wnętrze naszego „ja”? On sam nam o tym przypomniał: tylko poprzez cierpliwą wędrówkę, dzięki której to, co nas pochwyciło, będzie mogło zacząć determinować w nas wszystko. Do tego ksiądz Giussani nas zaprasza: do „wytrwałości w drodze”, bez której iluzją jest myślenie, że wydarzenie stanie się naszym doświadczeniem. Prośmy Pana, by pozwolił nam na nowo doświadczyć w naszym wnętrzu tego wydarzenia, tej nowości, która nas pochwyciła, ażeby początek nigdy nie zredukował się do fenomenu z przeszłości. Prośmy Go o łaskę zdania sobie sprawy, w tym momencie zamętu panującego także w Kościele, z odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa, z pewnością nie ze względu na nasze zasługi, ale ze względu na to, co otrzymaliśmy: na metodę, poprzez którą chrześcijańskie orędzie w swojej istocie może wejść do życia każdego, aż po zaangażowanie całej naszej osoby, to znaczy wydarzenie teraz, świadka, jakimi są ksiądz Giussani i papież Franciszek. ■

 

Msza św. Homilia ks. Juliána Carróna

Liturgia Mszy św.: Lb 11, 25-29; Ps 18 (19); Jk 5, 1-6; Mk 9, 38-43.45.47-48

 

To Bóg wychodzi zawsze z inicjatywą, powiedzieliśmy podczas Rekolekcji Bractwa. Dzisiejsza liturgia pokazuje nam to ponownie: by ocalić swój lud, Bóg podejmuje inicjatywę wobec jednego człowieka, Mojżesza. Ale natychmiast angażuje innych: Duch otrzymany przez Mojżesza przechodzi na innych 68 mężczyzn, ażeby mogli komunikować to, co zostało dane Mojżeszowi. I to pierwsze posunięcie było zaledwie zwiastunem wielkiej inicjatywy, którą Bóg miał dopiero podjąć, inicjatywy posłania swojego Syna, by doprowadzić do spełnienia usiłowanie podejmowane przez Mojżesza. W ten sposób dar, który Jezus umieszcza w historii, zaczyna być komunikowany pierwszym ludziom, którzy Go spotkali: uczniom. Dobrze znamy taką metodę Boga. To działanie Ducha Świętego to w istocie to samo działanie, za sprawą którego my tu jesteśmy. Dalej posługując się tą samą metodą, Tajemnica powzięła inicjatywę względem jednego człowieka, księdza Giussaniego, dając mu łaskę Ducha Świętego, ażeby mógł dotrzeć do nas przy pomocy tego akcentu, tej mocy – o której dopiero co usłyszeliśmy, słuchając wspólnie jego słów, przy pomocy tej intensywności, która sprawiła, że wszyscy zainteresowaliśmy się chrześcijaństwem, mając w ten sposób udział w jego duchu, w jego darze, w jego łasce. Wzrusza to, w jaki sposób ta metoda nie naznacza tylko początku jakiejś historii z przeszłości, ale dalej urzeczywistnia w teraźniejszości troskę, z jaką Bóg opiekuje się nami.

 

Ale jeśli nie uświadomimy sobie całej darmowości tego daru, moĹźemy natychmiast prĂłbować nim zawładnąć. Słyszeliśmy o tym w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Z racji tego, Ĺźe duch MojĹźesza dotarł takĹźe do dwĂłch osĂłb, ktĂłre pozostawały poza obdarowaną nim grupą, gdy Jozue zobaczył, Ĺźe prorokują, poszedł do MojĹźesza, by mu powiedzieć: „MojĹźeszu, panie mĂłj, zabroń im!”. Ale MojĹźesz odpowiada mu: „CzyĹź zazdrosny jesteś o mnie?”. Przytrafiło się to takĹźe uczniom Jezusa, jak mĂłwi Ewangelia: „Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami” – to znaczy poniewaĹź nie przynaleĹźał do ich kręgu. MojĹźesz najpierw, a potem Jezus nie zgadzają się na taką postawę zamknięcia. MojĹźesz mĂłwi: „Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha!”. MĂłwiąc innymi słowami: „Nie zdajecie sobie sprawy, Ĺźe BĂłg podarował mi Ducha, aĹźeby dotarł do wszystkich?”. To samo robi Jezus z uczniami: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię Moje, nie będzie mĂłgł zaraz Ĺşle mĂłwić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”. Jezus demaskuje pokusę przemienienia daru, ktĂłry otrzymujemy, w posiadanie i posługiwanie się nim w „patrymonial ny” sposĂłb, zapominając, Ĺźe został nam dany bezinteresownie, zapominając ponadto, Ĺźe samą naturą charyzmatu, łaski Ducha Świętego, jest bycie dla wszystkich. Jest on dany jednemu, aĹźeby dotarł do wszystkich zgodnie z planem, ktĂłry nie jest naszym. Dlatego Jezus, tak samo jak MojĹźesz i ci wszyscy, ktĂłrzy naprawdę otrzymali Ducha, korygują usiłowania patrymonialnego uĹźywania otrzymanej łaski. Tak jak ksiądz Giussani korygował nas. Słuchając tych czytań, słyszymy, jak rozlega się w nas echem to oto zdanie księdza Giussaniego: „Uwydatnione zostaje to, co pozytywne [pozytywność, ktĂłrą dostrzegamy w kaĹźdym spotkanym na ulicy człowieku], pomimo tego, Ĺźe znajduje się w tym ograniczenie; cała reszta natomiast zostaje zawierzona miłosierdziu Ojca” (L. Giussani – S. Alberto – A. Prades, Zostawić ślady w historii świata, Opole 2011, s. 161), poniewaĹź to nie my definiujemy sposĂłb, w jaki Duch ma działać. Duch tchnie, gdzie chce, takĹźe poza Kościołem – co Kościół zawsze potwierdzał – a więc takĹźe poza naszym kręgiem! A zatem jakĹźe musimy być uwaĹźni, jakĹźe czujni, by rozpoznać i podążać za kaĹźdym posunięciem Ducha, w kimkolwiek się ono objawi, tak by człowiek ten stał się naszym towarzyszem drogi, poniewaĹź „kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego Ĺźe naleĹźycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.

 

Zamiast przejmować się rozporządzaniem działalnością Ducha, zajmijmy się naszym nawrĂłceniem, aĹźeby nikt z nas nie stał się powodem zgorszenia. „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, ktĂłrzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze”. Jesteśmy wezwani do przeĹźywania daru, ktĂłry otrzymaliśmy, usuwając to wszystko, co mu przeszkadza – nawet rękę albo nogę czy teĹź oko, jeśli staje się powodem zgorszenia, mĂłwi Jezus – aĹźeby mĂłgł on rozbłysnąć. Jakąż dysproporcję odczuwamy wobec tego daru! Ale jeśli naprawdę zaczniemy być świadomi tej dysproporcji, nie moĹźemy nie prosić, by łaska, ktĂłrą otrzymaliśmy (otrzymaliśmy dla wszystkich, jako pierwszy zadatek pewnego planu, ktĂłry urzeczywistnia się w nas dla innych), mogła rozbłyskiwać wciąż coraz bardziej wobec wszystkich, i byśmy nie gorszyli nikogo „dziwnym”, posesywnym albo błędnym uĹźywaniem otrzymanej łaski. ■


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją