Ślady
>
Archiwum
>
2021
>
listopad / grudzień
|
||
Ślady, numer 6 / 2021 (listopad / grudzień) Ścieżki Mój przyjaciel Dostojewski W 200. rocznicę urodzin Dostojewskiego były anglikański prymas Rowan Williams opowiada, w jaki sposób rosyjski geniusz zmienił jego sposób patrzenia Giuseppe Pezzini 11 listopada minęła 200. rocznica urodzin Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego, jednej z najbardziej imponujących i tajemniczych postaci literatury światowej. Gracz, Zbrodnia i kara, Idiota, Biesy, Bracia Karamazow. Kto jeszcze może pochwalić się takim bukietem arcydzieł? Ci, którzy go kochają, kochają go miłością bezwarunkową, głęboką i wdzięczną. Jest wśród nich Rowan Williams, były arcybiskup Canterbury, światowej sławy teolog, krytyk literacki, pisarz i poeta. Uchodzi za jednego z najbardziej błyskotliwych umysłów w świecie anglosaskim, a rosyjskiemu pisarzowi zadedykował książkę Dostoevsky: Language, Faith and Fiction („Dostojewski. Język, wiara i fikcja”, 2008). Przyjaźń między Rowanem a Fiodorem Michajłowiczem trwa od wielu lat i rozwijała się równolegle do ciągłego zainteresowania rosyjską teologią prawosławną, której Rowan poświęcił swoją pracę doktorską. Tytuł jego najnowszej książki brzmi Looking East in Winter („Patrząc na Wschód zimą”) i przypomina werset z autobiograficznego wiersza. Zapytaliśmy go, jak ten wielki artysta zmienił jego życie i sposób patrzenia na świat. I dlaczego warto go czytać – albo powrócić do jego lektury – właśnie dzisiaj.
Jaka wygląda przyjaźń Jego Eminencji z Dostojewskim? To wielki dar móc mówić o tym pisarzu, który był dla mnie latarnią morską, punktem orientacyjnym. Po raz pierwszy natknąłem się na niego, kiedy byłem chłopcem, czytając cytaty w książkach innych autorów. Przeczuwałem, że chodziło o pisarza aktualnego, odważnego, realistę, który był również chrześcijaninem głęboko zakorzenionym w prawosławiu. W każdym razie dopiero na studiach udało mi się przeczytać Braci Karamazow. Mam jeszcze wydanie, które kupiłem w wieku 20 lat, w którym znajduje się kilka krótkich notatek odzwierciedlających moje wrażenia z tamtych czasów. Jest wśród nich zdanie, które usłyszałem od pewnego księdza: „XX wiek może jeszcze zrozumieć język Boga, ponieważ jest to język Kalwarii”.
Skąd ta notatka? Odzwierciedlała to, co czułem, gdy czytałem powieść. Język Boga jest językiem człowieczeństwa doprowadzonego do skrajności, straty i cierpienia. Boga spotykamy nie tylko w chwilach ekstazy i zadowolenia. Boga spotykamy również w chwilach zagubienia i straty, rozpoznania naszego wewnętrznego zamętu i czasami naszej wewnętrznej pustki. Czytałem o tym w Braciach Karamazow i dostrzegałem to w sobie i w moim świecie. Kolejne lata były tak naprawdę moim pierwszym spotkaniem z wielkimi powieściami, portretami zdezorientowanego i chaotycznego społeczeństwa oraz sposobu, w jaki mogą wkraść się do niego głęboko destrukcyjne siły. Zatem są to powieści, do których lektury często wracam. Przeczytałem następnie także wcześniejsze prace Dostojewskiego, takie jak Zapiski z podziemia i Dziennik pisarza, ów zbiór pism bardzo niejednorodnych i raczej niejednoznacznych. Ale wróciłem do niego, jak Pan mówi, jako przyjaciel, przyjaciel bardzo wymagający, krytyczny, trudny, wywołujący zakłopotanie. W każdym razie była to głęboka relacja.
Co Jego Eminencja lubi w twórczości Dostojewskiego? Dostojewski posiada niezwykły dar odtwarzania w jednej scenie niezapomnianych detali. Mogą dotyczyć wyglądu jakiejś postaci lub szczegółu pomieszczenia, w którym toczy się akcja. Niemal streszczając strach lub okrucieństwo jakiejś sceny, w najdrobniejszym pozornie nieistotnym szczególe.
Na przykład? Straszliwa, przerażająca opowieść Stawrogina w Biesach, który wykorzystuje małą dziewczynkę. Stawrogin patrzy przez szparę w drzwiach, jak mała się wiesza. I w tym momencie nagle sobie przypomina, kiedy pewnego razu patrzył przez okno na czerwonego pająka siedzącego na liściu geranium. Ta notatka, w jakiś sposób jak nic innego krystalizuje okrucieństwo sceny. Najwyraźniej jest to dar dostrzegania szczegółu pozornie przypadkowego. Ja również chciałbym potrafić to robić, kiedy piszę. Inny przykład znajduje się w Zbrodni i karze: zabójca Raskolnikow czuje, że jego serce pęka z powodu cierpienia zwierzęcia. Te małe szczegóły, które nadają opowieści głęboką fizyczność, są ważne. Ale być może jest jeszcze ciekawszy aspekt, na który zwrócił uwagę Michaił Bachtin w jednym z najważniejszych opracowań poświęconych poetyce Dostojewskiego. Bachtin jako pierwszy zauważył, że Dostojewski tworzy w sposób dialogiczny i polifoniczny, wprowadzając do gry różne głosy. Pisarz w opowiadaniu przyznaje temu, kto ma odmienną opinię od jego, całą możliwą wolność. Lubił mówić, że byłby w stanie lepiej wspierać ateizm niż większość ateistów. Jego talent wchodzenia w umysł i serce drugiego człowieka wydaje mi się stanowić centrum jego sukcesu. A jest to coś, co zawsze uważałem za cenne. W pewnym sensie jest to głęboko chrześcijańskie: jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg zbawia, nie mówiąc do nas w ciszy, ale zamieszkując w naszym ludzkim głosie. Święty Augustyn mówi, że Chrystus przemawia głosem grzesznej i zagubionej ludzkości. Zabiera ją ze sobą, utożsamia się z doświadczeniem ludzkości, które bardzo różni się od Jego pogodnej i nieprzerwanej kontemplacji Ojca. Dostojewski zawsze stara się pokonywać tę barierę, by wejść w serce drugiego. Mówi to, co chce powiedzieć, zarazem pozwalając, by różne głosy rozmawiały ze sobą. Nie rozpoczyna od ustalonego wcześniej programu narracyjnego, ale próbuje zamieszkać w głosie drugiego.
Jego Eminencja jest kapłanem, teologiem, poetą i pisarzem. Co dała życiu Jego Eminencji sztuka Dostojewskiego? Jako ksiądz zawsze myślałem, że zasadniczą rzeczą jest posiadanie przynajmniej odrobiny tej dyspozycyjności, o których właśnie mówiłem, żeby utożsamić się z doświadczeniem drugiego człowieka. Nie po to, by interweniować z zewnątrz, ale starać się towarzyszyć w swoim sercu i w swojej modlitwie osobie proszącej o pomoc i duszpasterską radę. Ta postawa była bardzo obecna w moim kapłańskim sercu. Także jako teolog lubię rozwijać swoją myśl w dialogu, pragnę mieć rozmówcę, w rozmowę z którym mógłbym się zaangażować. Czasami chodzi o głos, z którym jestem głęboko zestrojony, innym razem taki, z którym nie do końca tak jest. Ale tak czy inaczej jest to inny głos, który wydobywa nieoczekiwane rzeczy z mojego umysłu.
A jako pisarz? Przychodzi mi na myśl anglikański poeta George Herbert, który różni się od Dostojewskiego do granic możliwości. Ale on także uwielbia oddawać głos drugiemu. Lubi, by jego poezja wyrażała pewne aspekty trudności, walki i ciemności, którym jako kapłan nie potrafi stawić czoła, ale musi oddać im głos, musi je wydobyć. Tak samo jako poeta czuję, że mogę dać wyraz uczuciom, spostrzeżeniom, które niekoniecznie są tam, gdzie bym chciał, ale potrzebują być uzewnętrznione, aby można je było zobaczyć i zrozumieć.
Czy jest jakiś epizod, który zapadł Jego Eminencji w serce? Myślę o scenie na początku Braci Karamazow, jego ostatniej powieści, najdłuższej i pod pewnymi względami największej. Starzec Zosima – święty duchowy ojciec – spotkając rodzinę Karamazowów, pada na twarz przed Mitją, najstarszym synem, który jest rozpustnym żołnierzem i pijakiem. Zosima oddaje mu najwyższą cześć, ponieważ widzi w nim proroczo cierpienie, które go zmiażdży i odrodzi, a ostatecznie sprawi, że stanie się prawdziwym centrum moralnym, moralnym szczytem historii. Ten obraz świętego starca kłaniającego się żołnierzowi jest bardzo mocny. Następnie, w dalszej części powieści, myślę o Aloszy, najmłodszym z braci, który czuwając nad zwłokami Zosimy, ma niezwykłą wizję promieniejącej twarzy starca. A święty mówi mu, że w zaświatach jest radość i niewyobrażalna obfitość i że świat odzwierciedla chwałę Bożą i wszyscy jesteśmy zaproszeni na ucztę weselną. Sugestywny tytuł rozdziału brzmi „Kana Galilejska”.
Jego Eminencja lubi bardziej „mistycznego” Dostojewskiego. Właściwie to uwielbiam także te momenty w Biesach, w których wyłania się ciemniejsza strona wyobraźni, ta, którą niektórzy nazwali „wyobraźnią filmową”, to znaczy jego zdolność do prezentowania mocnej wizualnie sceny. Na przykład: pod koniec powieści, kiedy Piotr, który jest jednym z wyjątkowych złoczyńców w książce, przekonał jednego ze swoich wspólników, by popełnił samobójstwo. Mężczyzna wszedł do pokoju obok z pistoletem. Piotr czeka na dźwięk wystrzału, ale nic się nie dzieje. Ze świecą w ręku idzie zobaczyć, co się stało. Jest całkiem ciemno i nie widzi nikogo. W końcu powoli odwraca się ze świecą i widzi człowieka opartego o ścianę – jego oczy są utkwione w próżnię. Zszokowany Piotr upuszcza świecę, a ten drugi bierze go za rękę i przegryza palec do kości. Jest to moment o niezwykłej kinowej intensywności, która pomaga przywołać przerażającą, irracjonalną otchłań zła i zniszczenia, rozwijającą się w powieści. Jest to niezapomniana scena. Jeden z najbardziej szokujących fragmentów, jakie Dostojewski kiedykolwiek napisał.
Czego uczy Dostojewski nas, żyjących w nowej erze, w której nie sądzę, żeby stare kategorie rozumienia świata były jeszcze aktualne? Co oferuje naszemu postmodernistycznemu, naznaczonemu pandemią światu? Po pierwsze, Dostojewski wierzy, że cierpienie nie jest karą wymierzoną przez Boga, ale zawsze jest sposobem, by się czegoś nauczyć, zwłaszcza czegoś o kruchości, którą wszyscy współdzielimy. Nikt z nas nie jest chroniony jako istota ludzka sama w sobie, a zatem musimy chronić się nawzajem. Nie jesteśmy nieśmiertelni, nie jesteśmy zabezpieczeni przed bólem i porażką. Dlatego ważne jest, aby nie ubóstwiać sukcesu i kontroli, ale zawsze myśleć o tym, jak pogłębić wzajemną troskę o siebie nawzajem i ochronę. Myślę, że to jest fundamentalna koncepcja u Dostojewskiego i opiera się na jego głębokiej chrześcijańskiej pewności co do stworzenia i wcielenia. Druga rzecz to motyw, który pojawia się więcej niż jeden raz w Braciach Karamazow w rozważaniach Zosimy o jego życiu i w odkryciu Mitji pod koniec powieści: jesteśmy odpowiedzialni i musimy odpowiadać za siebie nawzajem. Czasami jest to źle rozumiane, jakby Dostojewski mówił tylko: „Wszyscy jesteśmy winni”. Tak nie jest, ale wszyscy jesteśmy odpowiedzialni. Kondycja świata, w którym żyjemy, jest czymś, za co jesteśmy odpowiedzialni, za co, jak powiedziałby Dostojewski, mamy „odpowiedzialność nieograniczoną”.
W jakim sensie? To nie znaczy, że musimy usiłować brać odpowiedzialność za wszystko i za wszystkich, ale że gdziekolwiek się znajdziemy, pojawi się przywołanie do odpowiedzialności, że nie możemy decydować z góry. Nie wiemy, skąd nadejdzie, ale gdziekolwiek jesteśmy, zawsze jest moment, kiedy Bóg może interweniować, mówiąc: „Uważam, że jesteś odpowiedzialny za tę sytuację”. Taki jest nasz świat. Należymy do niego i jesteśmy odpowiedzialni za to uwarunkowanie. Współdzielimy otaczającą nas kruchość, a zatem naszym zadaniem jest chronienie, opieka i wynikające z tego ryzyko.
Jaką książkę Jego Eminencja poleciłby temu, kto chce zapoznać się z tym autorem? Przede wszystkim powiedziałbym tym, którzy boją się Dostojewskiego, to, o czym często zapominają brytyjscy czytelnicy i, jak podejrzewam, wielu innych czytelników: chodzi o świetnego pisarza komicznego. Nie myślimy o nim w ten sposób, ponieważ tak naprawdę opowiada o horrorach i tragediach, w rzeczywistości jest wielkim satyrycznym piórem, a jego portrety różnych typów życia świeckiego i religijnego – na przykład niezwykła postać ojca Feraponta w Braciach Karamazow albo zdemaskowanie zarozumiałych liberalnych intelektualistów w Biesach – są zabawne i chcą być zabawne. Są to bardzo głębokie opisy i tak komiczne, że okazują się niezapomniane. Ale gdybym miał wprowadzić kogoś w Dostojewskiego po raz pierwszy, prawdopodobnie odesłałbym go do Zbrodni i kary. Ja sam nie zacząłem od niej, ale to chyba najbardziej przystępna powieść. To historia młodego, niespokojnego człowieka, który przeżywa gorączkowo rzeczywistość w swojej głowie do tego stopnia, że jego wewnętrzne fantazje prowadzą go do straszliwej zbrodni i musi zrozumieć, co zrobił, oraz ponieść jej konsekwencje. Otaczają go postacie groteskowe , a jednocześnie komiczne i tragiczne. Posiada rozmach, ma energię. Niektóre z późniejszych powieści będą wymagały więcej czasu, żeby się do nich zbliżyć, ale to jest dobry początek.
A dla tych, którzy już ją przeczytali i chcą odkryć go na nowo? Polecam im Biesy. Nawet jeśli nie jest to tak głęboka powieść jak Bracia Karamazow, posiada głębię nieubłaganej analizy naszych samooszukańczych i egoistycznych nawyków. Sposób, w jaki jedna klasa intelektualna może być skorumpowana i zwulgaryzowana, sposób, w jaki rewolucyjny zapał i pragnienie sprawiedliwości mogą stać się wymówką dla przemocy, w którą wnikają głęboko zagrażające siły, tworząc rodzaj próżni wsysającej osoby. Jest to bardzo trzeźwa powieść, ale którą w epoce postprawdy i nihilizmu powinniśmy czytać i medytować. |