Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2003 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2003 (marzec / kwiecień)

Pierwszy plan. Wojna i pokój

Nadzieja wbrew nadziei

Fragmenty wywiadu z ks. arcybiskupem Martino przewodniczącym Papieskiej Rady „Justitia et Pax” („Sprawiedliwość i pokój”).

Pod redakcją Riccarda Piola


Ostatnio jest popularny wśród dziennikarzy. Był bowiem przez 16 lat stałym obserwatorem Stolicy Apostolskiej przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, a obecnie jest przewodniczącym Papieskiej Rady „Justitia et Pax” („Sprawiedliwość i pokój”). Ks. arcybiskup Renato Raffaele Martino nie zwykł posługiwać się półsłówkami i w momencie kryzysu tak poważnego jak obecny, zdecydowanie podkreśla to, co Ojciec Święty powtarza wszystkim, katolikom i niekatolikom, rządzącym państwami i zwyczajnym ludziom.

 

Papież powiedział, że „tylko pomoc z Nieba może dać nam nadzieje na jaśniejszą przyszłość...” A przecież, podczas gdy wielu wychwala go za rzekome popieranie ich pacyfizmu, niewielu podejmuje jego wezwanie do nawrócenia i do modlitwy, które potwierdza, iż tylko w Bogu jest źródło umożliwiające zaistnienie prawdziwego pokoju.

Ojciec Święty poprzez swoje apele przechodzi od tradycyjnej dyplomacji kontaktów z osobami będącymi stronami w konflikcie lub zainteresowanymi jego rozwiązaniem, do dyplomacji modlitwy. Widzimy wyraźnie jak Papież łączy te dwie rzeczy. Ten wymiar dyplomacji papieskiej, to znaczy modlitwa, pokuta i post może się „pacyfistom” wydawać dziwny i może być niezrozumiały, ale my dobrze wiemy, że kwestia pokoju stanowi integralną część naszego bycia chrześcijanami, katolikami. Kogo przyjęliśmy w Betlejem? Właśnie Księcia pokoju. Nazywamy pokój także innym imieniem: miłość. A Bóg jest miłością, zatem sam Bóg jest pokojem, a my chrześcijanie jesteśmy wezwani do pójścia za miłością, do bycia miłością. Na tym polega problem pokoju.

 

Czy więc ktoś nie mógłby powiedzieć, że pokój jest dogmatem Kościoła katolickiego?

Jest czymś więcej. Jest samą istotą naszego bycia katolikami, ponieważ pokój to miłość, to sam Bóg, na którego wszyscy powinniśmy patrzeć. Ojciec Święty daje nam również do ręki narzędzie do czynienia pokoju: wskazuje na modlitwę różańcową w roku jej poświęconym; zachęca do uciekania się do Matki Bożej: to jest pomoc, jaką daje nam Papież.

 

Podobnie jak dzień postu ustalony na 5 marca. To także owa pomoc?

Oczywiście. To nie tylko gest symboliczny. Również nie przypadkiem łączy się on z Wielkim Postem, który dla nas katolików jest przede wszystkim drogą osobistego nawrócenia. Ojciec Święty proponując post w intencji pokoju, pomaga nam także w utożsamieniu się z cierpieniami, jakich doświadcza wielu naszych braci, choćby tylko na płaszczyźnie psychologicznej. Spróbujmy znaleźć się w położeniu Irakijczyków. Post ma również ten wymiar: pomaga nam, aby nasze opowiedzenie się za pokojem nie było jakimś nieokreślonym uczuciem, ale realnym znakiem ludzkiej solidarności.

 

W ramach owego nieokreślonego uczucia, powierzchownego dążenia do pokoju, próbuje się zestawić obok siebie zarówno postawę Papieża wobec Busha jak i stwierdzenia typu: „Chcemy wykorzenić wojnę z historii”. Nie wydaje się Ekscelencji, że zaangażowanie papieża na rzecz pokoju zbyt często traktowane jest instrumentalnie?

Ojciec Święty nie jest pacyfistą w znaczeniu jakie nadaje się dzisiaj temu słowu. I powiedzieliśmy już z jakiego powodu nie można go tak określać. Wystarczy przyjrzeć się temu, o czym on zawsze mówi. W przemówieniu do korpusu dyplomatycznego z 13 stycznia powiedział, że interwencja zbrojna może być ostatecznością, ale tylko wtedy, gdy zostały wyczerpane wszelkie możliwe wysiłki w celu uniknięcia konfliktu. Jego skala powinna być jednak proporcjonalna do poniesionych szkód, musi liczyć się z sytuacją bezbronnej ludzkości i musi być odpowiedzią na atak, nie zaś na możliwość ataku.

 

Przede wszystkim na poziomie międzynarodowym, także ci, którzy nie zgadzają się z papieskim osądem sytuacji, nie mogą uniknąć konfrontacji z jego głosem. Jak Ekscelencja tłumaczy ten fakt?

Tutaj mógłbym odwołać się do moich wspomnień z długiej służby dyplomatycznej przy Stolicy Apostolskiej. W 1972 r. pojechałem do Bukaresztu na konferencję UNESCO, jako obserwator z Watykanu. Zaraz na samym początku zauważyłem, że na sali było raczej niewielu delegatów, a każdy po wygłoszeniu swego przemówienia wychodził. Gdy nadeszła moja kolej – a było to przy końcu konferencji, gdyż obserwatorzy przemawiają po stałych członkach – sala wypełniła się wszystkimi delegatami. Wygłosiłem swoje przemówienie, a po nim – było to w czasie, gdy istniały dwa przeciwstawne bloki, panowała zimna wojna itd. – niektórzy delegaci z państw spoza tzw. „żelaznej kurtyny” przychodzili do mnie i mówili: „Dziękujemy Księdzu za wystąpienie, tylko Stolica Apostolska może przemawiać z najwyższego pułapu; my jesteśmy zmuszeni bronić naszych interesów, a te zasady etyczne, które ksiądz przypomniał są absolutnie niezbędne”.

 

A zatem zadaniem Stolicy Apostolskiej jest także mówić o tym, o czym inni z różnych powodów nie mogą lub nie chcą mówić?

Tutaj ujawnia się cała moc i słabość Stolicy Apostolskiej: gdyż Ojciec Święty przypomina nam, katolikom na świecie, podstawowe zasady moralne. Nie ma żadnego innego narzędzia władzy. Papież nie może powiedzieć: „Rób tak, bo jeśli nie to...”, gdyż nie posiada on owych słynnych dywizji, o które pytał swego czasu Stalin. Już Paweł VI, zabierając głos na forum ONZ w 1965 r. zaoferował światu służbę chrześcijan, których nazwał „ekspertami w dziedzinie człowieczeństwa”.

 

Eksperci od człowieczeństwa, którzy posiadają ściśle określoną tożsamość. Czy nie wydaje się Ekscelencji, że wielu wolałoby, aby mówiono o zasadach moralnych bez wyraźnego odniesienia do Chrystusa?

Ale my nie możemy postępować inaczej! Jan Paweł II w 1995 r., po zakończeniu swojej wizyty w ONZ – ja tam wówczas byłem i przypominam sobie to zdarzenie – wsiadł do samochodu i powiedział: „Powiedziałem im to!”. Ja nie rozumiałem o co mu chodzi i zapytałem go: „Ojcze Święty, co takiego?”. A on na to: „Że motywem naszego działania jest Jezus Chrystus”. I faktycznie, w swoim wspaniałym wystąpieniu przypomniał zebranym zasady moralne, a następnie powiedział: „Moja nadzieja i ufność opierają się na Jezusie Chrystusie”. I to dodało mi otuchy, gdyż właśnie to chcemy czynić przez naszą obecność w ONZ i we wszystkich okolicznościach, w jakich się znajdujemy: wprowadzać orędzie Jezusa Chrystusa we wszystkie sprawy i problemy o międzynarodowym znaczeniu. Oczywiście te podstawowe zasady moralne są do przyjęcia przez wszystkich: obrona życia, rodziny, prawa do rozwoju i postępu, centralne miejsce osoby ludzkiej, godność człowieka.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją