Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2021 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2021 (marzec / kwiecień)

Pierwszy Plan. Irak

Jest historia, która wydarza się teraz

Odrzucamy to, co się dzieje. Chcielibyśmy to wymazać. Rzucając wyzwanie tej mentalności w czasie pandemii, papież udał się do Iraku, aby pokazać nam świadków. Ponieważ życie nie jest problemem dostosowywania się. Jest to „odpowiedź na wezwanie” poprzez następujące po sobie kolejno wydarzenia

Fernado de Haro


Przyznajmy to. Wszyscy utożsamiamy się w jakiś sposób z jedną z grudniowych okładek czasopisma „Time”. Na białym tle rok pandemii 2020, przekreślony czerwonym iksem. Wszyscy w jakiś sposób chcieliśmy, żeby te miesiące nie istniały, żebyśmy nie musieli pozostawać zamknięci w domu, żeby choroba nie była tak blisko, żeby śmierć znów stała się czymś ukrytym i odległym, żeby fale udręki nie były takie natarczywe. A kiedy to pragnienie się nie spełniło, poczuliśmy się pokonani, niezdolni do życia w trudnym, nigdy wcześniej niewyobrażalnym czasie, w czasie, kiedy okoliczności nie zgadzają się z ideą, jaką mieliśmy na temat tego, jak powinno być. Nasza normalność nie była przygotowana na tego rodzaju sytuację. Dlatego nasza normalność już była kryzysem.

 

Odkryliśmy to teraz. My, mężczyźni i kobiety początku XXI wieku, negujemy historię, wydarzenia i okoliczności, które nie mieszczą się w naszych z góry ustalonych planach. Trzydzieści lat temu powiedziano nam, że triumf liberalnej demokracji, globalizacja, umiędzynarodowienie łańcuchów dostaw oraz stworzenie dużego, światowego rynku spełni prawie każde nasze pragnienie. Musieliśmy kochać historię, ponieważ miała nam dać wszystko. Teraz musimy ją wymazać, usunąć.

Jake Angeli obudził się 6 stycznia, przebrał się za bawoła i poszedł szturmować Kapitol, ponieważ nie mógł zaakceptować historii, w której prezydentem jego kraju nie był Donald Trump. Konieczne było anulowanie zwycięstwa Bidena. Kilka miesięcy wcześniej, w czerwcu, siedmioro młodych ludzi obudziło się w Miami z zamiarem usunięcia nie teraźniejszości, ale przeszłości. Uzbrojeni w czerwoną farbę skierowali się w stronę pomnika Krzysztofa Kolumba. Czuli się częścią ruchu anulowania.

 

W rzeczywistości cancel culture – kultura anulowania nie jest tylko formą protestu, który przeskoczył z sieci społecznościowych do życia publicznego, by zbojkotować napastników, by zaatakować posągi domniemanych lub rzeczywistych rasistów lub kolonizatorów z innych wieków. Kultura anulowania jest wyrazem słabego „ja”, które nie wie, jak odnosić się do historii i okoliczności, w których żyje. Historii i okoliczności, które uparcie odmawiają poddania się filtrom naszych najczęściej używanych aplikacji.

Nie jest to problem odporności – modne dzisiaj słowo. Nie chodzi o to, że nie potrafimy znieść ze stoicyzmem tego, co się nam przydarza. Gdybyśmy potrzebowali tylko wytrenowania charakteru, byłoby łatwo. Ale słabość „ja” nie jest jedynie i zasadniczo psychologiczna. Jest to słabość wynikająca z braku zrozumienia, że „ja” jest powołaniem, odpowiedzią na wezwanie, które posługuje się gramatyką i składnią historii, następujących po sobie wydarzeń. Najbardziej wyjątkowa, najbardziej osobista rzecz, jaką posiadamy, nasze „ja”, może rozwijać się i wzrastać jedynie poprzez dobrowolne i ufne odpowiadanie Tajemnicy, która przywołuje nas za pośrednictwem określonych uwarunkowań i sytuacji. Ale my pojmujemy historię jako córkę bez ojca, ponieważ nie możemy zredukować jej do naszej analizy. I dlatego jawi się nam jako enigmatyczne następstwo niekorzystnych, pozbawionych sensu wydarzeń.

W takim właśnie kontekście odbyła się podróż papieża do Iraku. Stała się najbardziej właściwą odpowiedzią na cancel culture. Podczas gdy pandemia jeszcze się nie zakończyła, Franciszek zapragnął udać się do miejsca, w którym Bóg wezwał Abrahama, gdzie „ja” wyłoniło się w odpowiedzi na powołanie, które miało formę historii, a nie wybranych okoliczności. „Tutaj usłyszał on Boże wezwanie, stąd wyruszył w podróż, która miała zmienić historię. Jesteśmy owocem tego wezwania i tej podróży” – powiedział w Ur. Zaprosił nas, byśmy spojrzeli na patriarchę Abrahama. „Bóg obiecuje mu wspaniałych potomków, ale jest on stary i bezdzietny. To właśnie w jego cierpliwej i ufnej starości Bóg czyni cuda i daje mu syna”. Franciszek chciał spotkać się z Ali al-Sistanim, muzułmańskim przywódcą, synem patriarchy, przewodnikiem społeczności szyickiej, który w przeciwieństwie do dominującego w Iraku szyizmu nie poddał wezwania, które Tajemnica dokonuje poprzez okoliczności, ideologicznej interpretacji teologii politycznej.

 

Papież udał się do miejsca, które na początku tego wieku stanowiło epicentrum dżihadyzmu, tam, gdzie pragnienie wymazania historii przekształciło się w brutalny nihilizm ze wstrząsającymi konsekwencjami. Do miejsca, gdzie iraccy chrześcijanie, chrześcijanie z Bliskiego Wschodu, ofiarowali całemu światu świadectwo tego, jak tak negatywna okoliczność jak prześladowania może być okazją do potwierdzenia pozytywności, zwycięskiej miłości – do Mosulu. Tutaj „w naszych czasach powstało wielu świadków: świadków często pomijanych w serwisach informacyjnych, ale cennych w oczach Boga; świadków, którzy żyjąc Błogosławieństwami, pomagają Bogu wypełnić Jego obietnice pokoju” – powiedział papież.

W Mosulu, gdzie jeszcze niedawno czarne flagi kalifatu śmierci powiewały pośród gruzów, Franciszek przypomniał „tak nieludzką burzę, w której zniszczono starożytne miejsca kultu, a tysiące ludzi – muzułmanów, chrześcijan, jazydów, którzy zostali unicestwieni przez terroryzm, i innych – przymusowo wysiedlono lub zabito!”. I chciał wskazać na tych, którzy w takich warunkach dziękowali „Panu, który zawsze was wspierał w dobrych i złych czasach, w zdrowiu i w chorobie”.

Papież dalej cytował poszczególne historie, przekonany że „dawanie świadectwa jest sposobem urzeczywistniania mądrości Jezusa. W ten sposób zmienia się świat: nie za pomocą władzy czy siły, ale poprzez Błogosławieństwa”. Zaprosił nas, byśmy na nowo odczytali odpowiedzi świadków, dla których „terroryzm i śmierć nigdy nie mają ostatniego słowa”.

 

Świadectwo i okoliczności. Tak oto wyłania się „ja”, „ja” ugruntowane, świadome dziedzictwa, przynależności, w której tkwi jego siła. Kiedy życiowe wyzwania ponaglają, a w Iraku bardzo ponaglały, trzeba, żeby byli świadkowie. Jak powiedział Franciszek w Bagdadzie: „Jak reaguję na sytuacje, które nie układają się po mojej myśli? W obliczu przeciwności losu zawsze pojawiają się dwie pokusy. Pierwszą z nich jest ucieczka: uciec, odwrócić się, nie chcieć już więcej wiedzieć. Druga to reakcja w gniewie, z użyciem siły”. To właśnie w tych momentach staje się jasne, co jest potrzebne, żeby żyć. Franciszek wyznał, że wzruszył się w Karakosz, kiedy spotkał Dohę Sabah, młodą kobietę, która straciła syna podczas pierwszych ataków, wierzącą, że „przebaczenie jest konieczne, aby trwać w miłości”. Powiedział też, że uderzyło go „świadectwo Dawooda i Hasana, chrześcijanina i muzułmanina, którzy pomimo różnic razem studiowali i pracowali”. Albo jeszcze „Najy, ze wspólnoty sabejczyków i mandejczyków, który stracił życie, próbując uratować rodzinę swojego muzułmańskiego sąsiada”.

Zdaniem Franciszka metoda jest następująca: tylko życie może poruszyć życie. „Nigdy nie zapominajmy, że Chrystus jest głoszony przede wszystkim przez świadectwo życia przemienionego radością Ewangelii – podkreślił. – Jak widzimy na podstawie starożytnej historii Kościoła na tych ziemiach, żywa wiara w Jezusa jest «zaraźliwa», może zmienić świat”.

 

 

* Fernando De Haro jest współredaktorem radia „La Tarde” (Cope)


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją