Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2003 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2003 (lipiec / sierpień)

Pierwszy plan. Syndrom Czarnobyla

Botturi. Bezsilna wolność. Wobec problemu dobra i zła

Manicheizm relatywizuje ludzką wolność, nie jest ona już miejscem, gdzie dobro nieustannie ściera się ze złem. Walka rozgrywa się poza wolnością. Profesor Botturi omawia aktualny problem moralny

pod redakcją Davide Perillo


«Podstawowy problem polega na tym, że w życiu człowieka doświadczenie zła i narzuca się z wielką siłą. Tak było zawsze, w każdym czasie. Tutaj leży źródło postawy manichejskiej». Francesco Botturiego, wykładowcę filozofii moralnej z Uniwersytetu Katolickiego w Mediolanie, bardzo poruszyła uwaga wypowiedziana podczas tegorocznych Rekolekcji Bractwa Komunia i Wyzwolenie. Była mowa o «powrocie manicheizmu», poglądu, który «eliminuje wolność», przeciwstawiając sobie dobro i zło jako «idee z góry określone». Albo lepiej, stawia obok siebie dwie idee - «ideę (a nie doświadczenie) dobra oraz, przede wszystkim, przekonanie o nieuchronności zła». Pokusa, ujęta w doktrynę już w III wieku w historii często powraca. Także dzisiaj. Ale w jakiej formie? A przede wszystkim dlaczego? «To prawda, że dualizm manichejski nadal jest aktualny. Jeśli nie jako doktryna, to przynajmniej jako postawa. W manicheizmie zło jest czymś, co przeciwstawia się dobru: zasadą walczącą przeciwko zasadzie dobra, by ją zwyciężyć. To bardzo radykalna walka. Z tego punktu widzenia wizja manichejska ma w sobie coś prawdziwego: rodzi się ona z dramatycznego spojrzenia na rzeczywistość. Na tym polega jej urok».

Czy to znaczy, że poważnie traktuje problem zła?

Właśnie. To początkowo pociągało także św. Augustyna, który przed swoim nawróceniem przeszedł przez okres zainteresowania manicheizmem. Później właśnie on ukazał słabość manichejskiej teorii dualizmu: zło nie jest czymś, jakimś bytem (byłoby pozytywne), nie jest nawet tylko negacją (zwyczajnie by go nie było). Jest ono tylko brakiem, nieistnieniem czegoś, co powinno istnieć. W każdym wypadku nie jest ono zasadą, która istniałaby sama w sobie. W ten sposób Augustyn przezwycięża teoretyczną sprzeczność dualizmu manichejskiego, nie pozbawiając przy tym dramatyzmu samego problemu zła. A zatem, pozostawia nietkniętym cały dramat egzystencji naznaczonej złem.

Manicheizm wychodzi od dramatycznego doświadczenia zła, ale dochodzi do usankcjonowania go jako zasady. Czy w konsekwencji nie prowadzi do likwidacji «odpowiedzialności»?

Manicheizm relatywizuje ludzką wolność. Nie czyni z niej miejsca aktywnej walki, tylko teatr walki. Bohaterami starcia pomiędzy dobrem i złem są metafizyczne zasady.

Jak dzisiaj przejawia się ta tendencja?

Dzisiaj nie mamy już do czynienia z doktryną manichejską w pierwotnej postaci, nie ujmuje się jej w teoretyczny system, gdyż współczesna kultura nie posiada odpowiedniej wrażliwości metafizycznej. Istnieją jednak zachowania manichejskie, typowy rezultat postaw ideologicznych, gdzie czynniki na polu walki są utożsamiane z podmiotami społecznymi.

A zatem przechodzi się od walki między dobrem i złem do przeciwstawiania sobie ludzi dobrych i złych...

Dokładnie tak. Jest to pokusa typowa dla współczesnej epoki: mesjanizm komunistyczny potrzebuje kapitalisty jako najgorszego wroga, nazizm Żyda, itd. To schematy powielane również dzisiaj. Wszelkie fundamentalizmy działają w ten sposób: istnieje ktoś, kto po prostu jest przeciwnikiem, ale paranoicznie utożsamia się go ze złem. Przypomina to bardzo ideę «kozła ofiarnego» (na nowo przywoływaną przez A. Girarda), na którego zrzuca się winy, przypisując mu wywoływanie konfliktów społecznych,  czyni się tak dla ocalenia jedności społecznej, a więc dla pokoju.

Co się kryje za tym mechanizmem?

Niemożność zniesienia zła. Jest ono skandaliczne i nie znajduje się dostatecznie mocnej racji ani energii, będącej w stanie je przezwyciężyć. Spontanicznie pojawia się więc pokusa wykreślenia go, oddalenia od siebie, od swojej grupy oraz własnego środowiska... W ten sposób przenosi się je na zewnątrz, by stawić mu czoła i w jakiś sposób nad nim zapanować. Jest to problem ucieczki przed cierpieniem: nie potrafi się znieść cierpienia. spowodowanego przez zło. Tworzy się zatem mechanizm resentymentu przeciwko niemu, co przejawia się w występowaniu przeciwko komuś. Stanowi to głęboka i pełna zawiści niechęć, mogącą niekiedy przybrać postać humanitaryzmu. Proszę pomyśleć o pewnym, specyficznym podejściu do ludzkich problemów przejawiającym się w usprawiedliwianiu rozwodów, aborcji, manipulacji genetycznych, eutanazji... W gruncie rzeczy robi się to, by zmniejszyć swój lęk przed cierpieniem i zaspokoić swój resentyment, bo przecież cierpienie sprawia, że odczuwamy naszą niemoc.

A zatem co to znaczy, że w tej grze «wolność zostaje zahamowana przez doświadczenie ograniczenia»?

To sprawa zasadnicza. Wolność jest autonomicznym przylgnięciem do dobra. Lecz owa zdolność przylgnięcia do dobra zostaje poddana próbie. Przylgnięcie do dobra dokonuje się poprzez wybór, będący władzą wystawioną na duże ryzyko i dramaty. Dualistyczna wizja jest niejako usankcjonowana, umocniona przez doświadczenie zła i nie pozwala człowiekowi popatrzyć na siebie jako na miejsce, rozgrywającego się dramatu. Czyniąc tak nie potrafi on żyć pełnią swojej wolności. Odrzucenie zła, oddalenie go od siebie, a utożsamienie z czymś lub kimś «innym» jest wyrzeczeniem się głębi swojej wolności.

Aż po lęk przed wolnością, jak mówił ks. Pino?

Św. Tomasz napisał, że «malum etiam habet quandam infinitatem», to znaczy, że «nawet zło ma w sobie coś nieskończonego». Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to stwierdzenie manichejskie. W rzeczywistości oznacza ono, że im większe jest zło, tym bardziej oddziałuje na relację wolności z bytem. Patrzeć mu prosto w twarz i brać na siebie całe wielkie bogactwo wolności to zadanie przyprawiające o zawrót głowy. Zadanie bardzo szlachetne, ale też napawające lękiem. Dlatego u człowieka pojawia się pokusa ucieczki.

Doświadczenie pokazuje nam jednak, że «także w samej wolności, w mojej wolności jest jakaś trucizna», jak mówiono w Rimini: trucizną jest grzech pierworodny.

Tak, ponieważ pozostaje zagadka wolności zdolnej do czynienia zła. Jeśli wolność jest zasadniczo autonomicznym przylgnięciem do dobra, to dlaczego potrafi popełniać zło? Tutaj zewnętrzne zgorszenie staje się wewnętrznym. Człowiek zastanawiający się nad możliwością popełnienia zła, nie potrafi nie gorszyć się samym sobą. Dlatego osoba tak naprawdę nie jest w stanie zmierzyć się z zagadką swojej wolności. Staje się to możliwe tylko pod jednym warunkiem: że jego zło będzie już w jakiś sposób odkupione. Tylko w perspektywie przyszłej obietnicy albo obecnego tu i teraz zbawienia, istnieje możliwość przezwyciężenia lęku przed wolnością. Starożytna, żydowska koncepcja zła, a potem chrześcijańska, przypisuje je człowiekowi. Ale idea ta jednocześnie wiąże się z „obietnicą” i z pierwszą formą „przymierza” Boga z człowiekiem: wygnanie człowieka z raju ziemskiego dokonuje się równocześnie z zapowiedzią walki kobiety z wężem oraz przejawami troski Boga o człowieka, którego On z miłością ubiera w odzienie ze skór (por. Rdz 3,15.21 ).

I na mocy obietnicy zbawienia ma się odwagę podjąć dramatyczne wyzwanie jakie niesie wolność?

Tylko z pomocą łaski można znieść samą prawdę o grzechu pierworodnym. Jeśli się nad tym zastanowimy, zauważamy, że prawda o grzechu pierworodnym jest straszna. Wcale nie mniej dramatyczna od manichejskiej koncepcji zła.

Jaka jest więc różnica pomiędzy wywyższeniem zła i uznaniem go za nieuniknioną zasadę, jak to ma miejsce w manicheizmie, a faktem, że wolność jest nieuchronnie zraniona, a zatem niezdolna do czynienia dobra o własnych siłach?

W jednym przypadku mówi się o niepodważalnej metafizycznej zasadzie, w drugim o sytuacji wolności, która sama w sobie, minio popełnianego zła, pozostaje pragnieniem dobra. Jeśli się to podważa, popada się w luterański pesymizm. Tymczasem ocena grzechu nabiera sensu tylko w świetle łaski, nadającej sens wolności, jak ujmuje to w niedościgniony sposób św. Paweł.

Ale jeśli tak, to grzech nie jest już obiekcją: staje się znakiem odsyłającym do czegoś większego. Ograniczenie staje się «stopniem» na drodze ku czemuś większemu, jak często mawia ks. Giussani... A zatem jak objawia się łaska?

Fakt, że grzech to kwestia wolności i że zło jest związane z wolnością, pociąga za sobą następującą konsekwencję: jeśli odpowiedz na zło istnieje, nie może być ona niczym innym, jak tylko dziełem innej wolności. Nic może być wynikiem działania jakiejś anonimowej zasady czy zastosowania dowolnych reguł. Natura problemu jest taka, że nie może go rozwiązać żadna formuła, ani indywidualna ani zbiorowa, ani wewnętrzna ani zewnętrzna. Wolność ze swej natury nie może posiadać innej miary jak sama wolność. I jeśli wolność jest chora, jej miarą może być tylko wolność zdrowa, zatroskana o nią, co znaczy, że pozostaje zdolna do miłości, do której wolność chora nie jest (już) zdolna. Jest nią wolność Chrystusa, wychodząca na spotkanie ludzkiej wolności. Tylko miłosierdzie jest odpowiednią miarą wolności, która zagubiła samą siebie. Ks. Giussani określa miłosierdzie jako «odnawiającą sprawiedliwość».

 

Wydaje się, jakby dzisiaj wszyscy młodzi ludzie byli dotknięci czymś w rodzaju syndromu Czarnobyla, pozostałości po wielkim wybuchu nuklearnym: ich organizm ma taką samą strukturę jak dawniej, ale nie jest już zdolny do żadnego dynamizmu. Powszechnie panująca mentalność zawłaszczyła ich sobie, dokonała w nich czegoś w rodzaju fizjologicznego skrzywienia. Odnosi się wrażenie, że dzisiaj nie istnieje już żadna realna oczywistość, a jest tylko moda, która jest narzędziem władzy. Także orędzie chrześcijańskie z o wiele większą trudnością staje się życiem i przekonaniem. To, co się słyszy i widzi tak naprawdę nie jest przyswajane: otoczenie, dominująca mentalność, natrętna i wszechogarniająca kultura oraz władza sprawiają, że stajemy się obcy dla samych siebie. To zaś oznacza, że z jednej strony w relacji do samych siebie poruszamy się w sferze abstrakcji i jesteśmy wypaleni uczuciowo (podobnie jak baterie, które zamiast pracować wiele godzin rozładowują się po kilku minutach), z drugiej zaś szukamy schronienia i oparcia we wspólnocie.

(ks. Giussani do ekip studenckich ruchu Comunione e Liberazione, luty 1987)

 

Pragnienie i władza

Cały wysiłek władzy oraz dominującej kultury skupia się na zdławieniu podstawowych pragnień ludzkiego „ja” poprzez umiejętne ich osłabianie i wygaszanie: chce się podciąć u samego korzenia możliwość zaistnienia pragnień, wysuszyć źródło.

(ks. Giussani do Ekip studenckich CL, luty 1987)

NATOMIAST

Cały wysiłek człowieka skupia się na poszukiwaniu zaspokojenia, szczęścia. Bóg nie tylko uczestniczy w tych dążeniach, ale właśnie w nich jest zawarta Jego odpowiedź, Jego obecność, ta Obecność, która prowadzi do wyznania: „To prawda, właśnie tak”.

(ks. Giussani podczas Triduum Paschalnego Młodzieży Uczniowskiej, kwiecień 2003)

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją