Ślady
>
Archiwum
>
1992
>
Biuletyn (8-9) maj / lipiec
|
||
Ślady, numer 3 / 1992 (Biuletyn (8-9) maj / lipiec) Rekolekcje. JesteĹmy tutaj po to, by pomĂłc sobie pamiÄtaÄ Konferencja Notatki z rekolekcji Ruchu Komunia i Wyzwolenie, prowadzonych przez ks. JĂłzefa Adamowicza, Muszyna 1-3 maja 1992. Wszystko, cokolwiek tutaj zostanie powiedziane, bardziej czy mnie udolnie â wynika z jednego â z tego przedziwnego faktu, ktĂłry tu wĹaĹnie widzimy i w ktĂłrym uczestniczymy, tego, Ĺźe jesteĹmy razem. To jest zdumiewajÄ ce. Nic innego nie moĹźe w tej chwili byÄ w centrum uwagi, jak tylko te kilkaset twarzy, ktĂłre tu siÄ spotykajÄ . Ta medytacja ma jedno zadanie: pomĂłc rozumieÄ to, co siÄ tutaj dzieje, , pomĂłc rozumieÄ co oznacza to zgromadzenie tych kilkuset twarzy. Ĺťeby byĹo Ĺatwiej â to wrĂłÄmy do wczorajszej Ewangelii (J 6, 1-14). ZwrĂłÄcie uwagÄ na pierwsze zdanie: âSzedĹ za Nim wielki tĹum, bo widziano znaki, jakie czyniĹâ. Nasza obecnoĹÄ tutaj nie moĹźe byÄ wytĹumaczona inaczej jak tylko poprzez to zdanie. JesteĹmy tutaj, poniewaĹź widzieliĹmy znaki, widzieliĹmy cuda. W tym momencie kiedy bÄdÄ tych parÄ kolejnych rzeczy przedstawiaĹ, proszÄ was o to, byĹcie mieli w obie proĹciutkie pytanie: Jak to siÄ staĹ, Ĺźe tu jestem, tu w tym miejscu, ktĂłre nazywa siÄ Muszyna, w tym bardzo konkretnym szczegĂłle. Potrzebne jest chyba jedno wyjaĹnienie: znak, cud â to jest po prostu objawienie siÄ tego, co boskie, wewnÄ trz, poprzez t, co ludzkie, nasze. Tak to rozumie Biblia. Cud, znak â to jest manifestacja ObecnoĹci Tajemnicy wewnÄ trz okolicznoĹci Ĺźycia, okolicznoĹci stanowiÄ cych historie i w bardzo szczegĂłlnym konkrecie historii. W ten konkret historii w ktĂłrymĹ momencie â proszÄ na to zwrĂłciÄ uwagÄ â zostaĹem âzamieszanyâ takĹźe i ja. Albo inaczej, ta rzeczywistoĹÄ historyczna i konkretna, ktĂłrÄ jestem ja, staje siÄ miejscem, poprzez ktĂłre manifestuje siÄ obecnoĹÄ Boga. To siÄ nazywa znakiem. Ludzie z Ewangelii widzÄ czĹowieka, ktĂłry siÄ nazywa Jezus, i widzÄ , Ĺźe tam, gdzie On siÄ pojawia, dzieje siÄ coĹ dziwnego. Mianowicie, On jakby ryzykuje tÄ konfrontacjÄ z zastanÄ rzeczywistoĹciÄ , wchodzi jakby w sam Ĺrodek tego, co zastaje, co spotyka przemieniajÄ c to. Wszystko, co zostaje dotkniÄte obecnoĹciÄ czĹowieka o imieniu Jezus staje siÄ nowe. Mamy szereg przykĹadĂłw: byĹ czĹowiek Ĺlepy, Jezus go spotyka i Ĺlepy odzyskuje wzrok; czĹowiek gĹuchy â odzyskuje sĹuch, paralityk, ktĂłry leĹźaĹ caĹe swoje Ĺźycia na Ĺóşku- wstaje o wĹasnych siĹach, bierze na plecy swoje Ĺóşko i idzie do domu. Ĺazarz wraca do Ĺźycia â wychodzi z grobu. CzĹowiek zachĹanny upatrujÄ cy caĹy cel swego Ĺźycia w zbieraniu, w gromadzeniu dĂłbr za wszelkÄ cenÄ jak Zacheusz np. â staje siÄ w spotkaniu z Chrystusem czĹowiekiem szczodrym: âPoĹowÄ mego majÄ tku oddajÄ ubogim, a kogo skrzywdziĹem, oddam w czwĂłrnasĂłbâ. Magdalena np. osaczona i przez zĹo i przez obroĹcĂłw porzÄ dku â w spotkaniu z Jezusem zostaje uwolniona. Tak to opowiada Ewangelia. Po prostu ludzie, o ktĂłrych opowiada Ewangelia to widzÄ , widzÄ to na wĹasne oczy. CzĹowiek ma w sobie bardzo zdecydowany sprzeciw wobec tego, co go w jakiĹ sposĂłb ogranicza i zniewala. Inaczej mĂłwiÄ c, w sposĂłb pozytywny, napisaĹ to nasz Ruch na plakacie BoĹźe Narodzenie w roku 1991: Nasza natura â to wymĂłg prawdy i speĹnienia, czyli szczÄĹcia. CaĹy dynamizm czĹowieka, bez wzglÄdu na to, co robi, podyktowany jest przez ten wymĂłg, ktĂłry konstytuuje czĹowieka â to znaczy, ja siÄ po prostu nie zgadzam na to, Ĺźeby chorowaÄ, umieraÄ, cierpieÄ. Nie zgadzam siÄ: ja potrzebujÄ peĹni, ja potrzebujÄ Ĺźycia, ja potrzebuje wolnoĹci, ja potrzebuje pracy, ja chcÄ byÄ szczÄĹliwy. To jest ten podstawowy wymĂłg, ktĂłry w zasadzie stoi u ĹşrĂłdĹa jakiegokolwiek dziaĹania, nawet jeĹli czĹowiek o tym nie wie. Nawet jeĹli w tym dziaĹaniu szamocze siÄ jak jakaĹ ryba zĹapana w sieÄ. CaĹy dynamizm czĹowieka â tak napisane zostaĹo na plakacie â bez wzglÄdu na to, co robi, podyktowany jest przez ten wymĂłg, ktĂłry konstytuuje czĹowieka â a na ktĂłry nie jest on [czĹowiek] w stanie daÄ wyczerpujÄ cej odpowiedzi. Jest rzeczÄ zupeĹnie naturalnÄ , Ĺźe ludzie widzÄ c, iĹź ten sprzeciw wobec zĹa, ktĂłry przynosi obecnoĹÄ Chrystusa, jest skuteczny, Ĺźe ten wymĂłg, pragnienie prawdy, szczÄĹcia, speĹnia rzeczywiĹcie znajduje odpowiedĹş â zostawiajÄ po prostu swoje sprawy i idÄ za Jezusem. I stÄ d siÄ bierze ten wielki tĹum. OdpowiedĹş na wezwanie, ktĂłre stawia wobec czĹowieka BĂłg, obecnoĹÄ Boga w ludzkim ciele â ta odpowiedĹş nie rodzi siÄ mocÄ decyzji, ktĂłrÄ ja podejmÄ analizujÄ c róşnego rodzaju czynniki, ktĂłre jestem w stanie uchwyciÄ. OdpowiedĹş jest jakby juĹź podarowana w sercu czĹowieka przez naturÄ w jakÄ czĹowiek zostaĹ przez Boga obdarowany. ObecnoĹÄ Jezusa dla wielu tych ludzi z Ewangelii jest w zasadzie dopiero moĹźliwoĹciÄ odkrycia tego, Ĺźe majÄ w sobie to pragnienie, odkrycia tego, co konstytuuje ich jako ludzi, w ich toĹźsamoĹci. ZwrĂłÄcie uwagÄ: wielu z nich widziaĹo na wĹasne oczy; natomiast wielu innych znalazĹo siÄ przy Panu Jezusie dlatego, Ĺźe ktoĹ im powiedziaĹ. Jeden drugiemu mĂłwiĹ, to, co widziaĹ: Ĺźe np. Ĺlepy odzyskaĹ wzrok. âWidziaĹem jak czterech ludzi przyniosĹo paralityka na ĹoĹźu, a potem ten sam czĹowiek wychodzi z ĹoĹźem na plecach i na wĹasnych nogachâ. âWidziaĹem radoĹÄ w oczach Magdaleny, w oczach Zacheuszaâ. âWidziaĹem jak Ĺazarz wychodziĹ z grobuâ itd. WidziaĹem, widziaĹem, widziaĹem... W tym tak zwyczajnym powiedzeniu: widziaĹem, kryje siÄ wezwanie, ktĂłremu nie sposĂłb siÄ oprzeÄ. To znaczy, jeĹli on widziaĹ, to i ja mogÄ zobaczyÄ. Czasem â i to teĹź Ewangelia notuje â ktoĹ bardzo zachÄca drugiego: chodĹş i zobacz. KaĹźdy chce, Ĺźeby jego Ĺźycie byĹo piÄkne. Natomiast droga, na ktĂłrej dokonuje siÄ spotkanie z piÄknem Ĺźycia, u swoich poczÄ tkĂłw nie ma nic wspĂłlnego z jakiegokolwiek typu â kombinacjamiâ. Na poczÄ tku po prostu pojawia siÄ coĹ, pojawia siÄ fakt. Albo ktoĹ zwyczajnie mĂłwi: ja widziaĹem coĹ, co mi siÄ pojawiĹo, chodĹş zobacz i ty. JeĹli tego typu obserwacja nie zostanie przez nas powaĹźnie potraktowana, to ryzykujemy, Ĺźe przejdziemy przez Ĺźycie, przebogate w wezwania, z ktĂłrych moĹźe wyrosnÄ Ä coĹ przepiÄknego dla kaĹźdego z nas, nie dotykajÄ c i nie przyjmujÄ c niczego z tych darĂłw dla nas przeznaczonych. OczywiĹcie, prostota tego wezwania, wobec ktĂłrego czĹowiek staje, jest wrÄcz skandaliczna, jest gorszÄ ca. Bo czĹowiek juĹź tak jest zdeprawowany, Ĺźe w zasadzie to on juĹź sam ma przewidziane przez siebie lub narzucone mu przez kogoĹ wyobraĹźenie, jak powinna dokonaÄ siÄ przemiana jego Ĺźycia. PamiÄtacie z Ewangelii: âMy mamy Abrahama za Ojca, my mamy dziedzictwo my mamy Prawoâ. TĹumy idÄ za Jezusem: tak, ale to jest tĹum, ktĂłry nie zna Prawa, tĹum jest przeklÄty: Kto z faryzeuszy uwierzyĹ w Niego. A Natanael, ktĂłry teĹź bardzo zwyczajnie pyta: âA cóş dobrego moĹźe byÄ z Nazaretu?â To jest ten moment, w ktĂłrym moĹźna siÄ potknÄ Ä i przegraÄ caĹe swoje Ĺźycie. Trzeba powiedzieÄ jednoznacznie, Ĺźe tylko wtedy, kiedy czĹowiek umie poddaÄ siÄ prostocie tego wezwania: po prostu przyjdzie i zobaczy, wtedy stanie siÄ â jak to sam Chrystus mĂłwiĹ â czĹowiekiem o szczÄĹliwych oczach, ktĂłre widzÄ to, co chcieli widzieÄ prorocy i krĂłlowie, a nie widzieli. I teraz tak samo jednoznacznie chcÄ wam powiedzieÄ i was poprosiÄ, ĹźebyĹcie to sobie jasno uĹwiadomili, Ĺźe jeĹli bÄdzie w was jakiĹ opĂłr: intelektualny czy uczuciowy, to oznacza to, iĹź w kaĹźdym z nas staĹo siÄ dokĹadnie to samo, co z tymi ludĹşmi z Ewangelii. Tak wiÄc ta historia opowiedziana na kartach Ewangelii ma swĂłj dalszy ciÄ g i bÄdzie trwaĹa aĹź do skoĹczenia Ĺwiata. I my w tÄ historiÄ teĹź jesteĹmy w Muszynie â w gĂłrach, a nie nad jeziorem, w tej chwili mamy wiek dwudziesty, a nie poczÄ tek naszej ery, my jesteĹmy Polakami, a nie Ĺťydami. MoĹźemy wymieniÄ jeszcze tysiÄ ce okolicznoĹci, ktĂłre nas róşniÄ , ale okolicznoĹci sÄ po prostu jakby formÄ , zaĹ treĹÄ, zawartoĹÄ tego, co siÄ dzieje jest dokĹadnie ta sama jak na kartach Ewangelii. ZostaliĹmy postawieni wobec obecnej wĹrĂłd nas, w naszej osobistej historii, Tajemnicy Biga w Chrystusie, Boga w ludzkim ciele, wobec Faktu, ktĂłry jes obecny tu i teraz, dzisiaj dla nas, dla nie, specjalnie dla mnie, aby podjÄ Ä tÄ zwyciÄskÄ konfrontacjÄ z zastaĹÄ rzeczywistoĹciÄ mojego Ĺźycia, aby ja przemieniÄ i zamanifestowaÄ wĹaĹnie to, co siÄ nazywa znakiem. Generalnie, to nie jesteĹmy przyzwyczajeni do takiego typu myĹlenia. Wierzymy, Ĺźe BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem, ale...co z tego? MĂłwiÄ wam teraz bardzo powaĹźnie: BĂłg, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiem, spotkaĹ ciebie i mnie, na tej szczegĂłlnej drodze, jakÄ jest moja i twoja osobista historia. I to spotkanie nasze dzisiaj to jest kawaĹek, czÄ stka tej mojej i twojej historii. I tu siÄ manifestuje obecnoĹÄ tajemnicy przez to wĹaĹnie, Ĺźe my jesteĹmy razem. I nasze gĹowy, i nasza uwaga, i nasze serca muszÄ byÄ podniesione ku tej wĹaĹnie tajemnicy, a nie ku temu wszystkiemu, co jesteĹmy w stanie zauwaĹźyÄ jakoĹ swego rodzaju formy obecnoĹci tej tajemnicy, do pewnych okolicznoĹci, do ktĂłrych jesteĹmy bardzo czÄsto przywiÄ zani. I teraz sytuacja wyglÄ da tak, Ĺźe albo sam na wĹasne oczy widziaĹeĹ te znaki (w tej chwili nie ma tu nikogo, kto by go nie widziaĹ, bo to jest znak: my jesteĹmy jego znakiem, my jesteĹmy znakiem obecnoĹci Boga. A kto by wyszedĹ z tej sali mĂłwiÄ c: ja nie spotkaĹem Chrystusa, bÄdzie kĹamaĹ, bÄdzie kĹamcÄ ). A przyszliĹmy tutaj, byÄ moĹźe dzisiaj po raz pierwszy, dlatego Ĺźe znowu ktoĹ powiedziaĹ: ja widziaĹem, na sobie czy na kimĹ, przemienione czĹowieczeĹstwo, odnowione Ĺźycie, prawoĹÄ, pokĂłj, jednoĹÄ, zgodnoĹÄ â ja widziaĹem. Tym, co konstytuuje to nasze zgromadzenie, to nasze towarzystwo, jest wyĹÄ cznie to, Ĺźe ty i ja rozpoznaliĹmy wĹaĹnie tÄ obecnoĹÄ poĹrĂłd nas, pomiÄdzy nami, w samym Ĺrodku naszej historii, naszej drogi. ZostaliĹmy po prostu przez Chrystusa odszukani i postawieni wobec Niego, wobec Niego samego. On nas odnalazĹ, wybraĹ, wezwaĹ. To w jÄzyku teologii nazywa siÄ ĹaskÄ . ProszÄ na to zwrĂłciÄ uwagÄ, bo to znowu moĹźe pomĂłc nam rozumieÄ, co tu siÄ dzieje. Jak Ĺlepy odzyskaĹ wzrok to byÄ moĹźe niektĂłrzy mĂłwili: ĹaskÄ jest to, Ĺźe byĹ Ĺlepy, a teraz widzi. ByÄ moĹźe i my tak mĂłwimy. Albo jak komuĹ wrĂłciĹa moĹźliwoĹÄ wĹadania rÄkÄ , ktĂłra przedtem byĹa bezwĹadna â to moĹźe powiedziaĹ: ĹaskÄ jest to Ĺźe mogÄ rÄkÄ poruszaÄ. A tymczasem ĹaskÄ jest to, Ĺźe Ten, ktĂłry ruszyĹ tÄ rÄkÄ, jest Ten, ktĂłry otworzyĹ te Ĺlepe oczy. To jest Ĺaska. I tak samo konkretyzujÄ c do naszej sytuacji: ĹaskÄ jest nasze towarzystwo, nasza przyjaĹşĹ, nasz jednoĹÄ. Nie to, co ja mogÄ wynieĹÄ z tego spotkania. ĹaskÄ jest to towarzystwo, ten fakt ĹźyjÄ cej przyjaĹşĹ, chociaĹź z wieloma z nas siÄ nie znamy. Ale jednoĹÄ miÄdzy nami jest gĹÄbsza, niĹź wynikajÄ ca z jakiejkolwiek emocjonalnej przyjaĹşĹ, wspĂłlnoty, interesĂłw, wspĂłlnej drogi itd., bo odnajduje swĂłj korzeĹ w obecnoĹci Tego, ktĂłry jako jedyny moĹźe zjednoczyÄ. W tym momencie jest jakby okazja przygotowaÄ treĹÄ plakatu wielkanocnego na ten rok. On jakby bardzo wyraĹşnie koresponduje z tym, o czym mĂłwimy. Na poczÄ tku jest krĂłciutki tekst z Bernarda z Clairaux, ktĂłry brzmi tak: Dlaczego szukasz SĹowa pomiÄdzy martwymi sĹowy, skoro On stajÄ c siÄ ciaĹem, uczyniĹ siÄ widzialnym. I potem jest parÄ zdaĹ ks. Giussaniego: WpĹyw tego towarzystwa danego ci â zauwaĹźcie: nikt sobie nie wybraĹ tego towarzystwa, ono ci zostaĹo podarowane. Tak samo jak Ăłw czĹowiek sparaliĹźowany, ktĂłry ileĹ tam lat ĹźyĹ nad sadzawkÄ Siloe, nie mogÄ c siÄ do mniej dostaÄ, gdy nastÄpowaĹo poruszenie wody. KtĂłregoĹ dnia, ni stÄ d ni z owÄ d, stanÄ Ĺ przed nim Jezus, mĂłwiÄ c: chcesz byÄ zdrowy? Jezus zostaĹ mu podarowany. Jezus mu siÄ podarowaĹ. Nam zostaĹo podarowane to wĹaĹnie towarzystwo, ta przyjaĹşĹ, ta jednoĹÄ. Nikt z nas tutaj niczego nie wybraĹ. JeĹli wybraĹ â to prÄdzej czy później wybierze sposĂłb przeciwny, to znaczy â porzuci. My nie jesteĹmy w stanie byÄ ze sobÄ razem i znosiÄ siÄ nawzajem, jeĹli punktem wyjĹcia jest nasz wybĂłr. To proszÄ wziÄ Ä na serio. Natomiast, jeĹli przyjmujemy obecnoĹÄ jako podarunek, jako ĹaskÄ, dar niespodziewany, nieoczekiwany â to pozostaniemy tu na zawsze i w tej teraĹşniejszoĹci bardzo kruchej i przemijajÄ cej bÄ1)dziemy zaczÄ tkiem nowego, wiecznego, nieĹmiertelnego Ĺźycia. WpĹyw tego danego ci towarzystwa polega na tym, aby przywoĹaÄ ciÄ do racji, czyli do motywu, do tej ksztaĹtujÄ cej nasze Ĺźycie podstawowej zasady. WokóŠszaleje burza, uderzajÄ fale, lecz w pobliĹźy sĹyszysz gĹos, ktĂłry przypomina ci racje, przywoĹuje, ĹźebyĹ nie daĹ siÄ ponieĹÄ falom, nie poddaĹ siÄ. To moĹźe siÄ dokonywaÄ na róşne sposoby: âA co oni majÄ mi do powiedzenia tych kilka czy nawet kilkadziesiÄ t osĂłb? A co to w ogĂłle za towarzystwo? A kto tu jest jakiĹ âwaĹźnyâ?, a dlaczego niby ich racja jest wiÄksza niĹź moja racja? â To sÄ tego róşnego rodzaju burze i fale wĹrĂłd ktĂłrych bardzo czÄsto jesteĹmy. Towarzystwo ciÄ przywoĹuje, ĹźebyĹ siÄ nie daĹ wodziÄ falom â ĹźebyĹ siÄ nie poddaĹ. Towarzystwo mĂłwi ci: âzobaczysz, zaĹwieci sĹoĹce, przykryĹa ciÄ fala, ale wypĹyniesz na wierzchâ i bÄdzie sĹoĹce. PoniewaĹź jest â nieustannie jest, ten fakt ĹźyjÄ cej jednoĹci, to on ci wciÄ Ĺź daje nadziejÄ. DopĂłki jest Jezus, dopĂłty jest nadzieja na nowe Ĺźycie. On jest. Ta jednoĹÄ ludzi wierzÄ cych teĹź jest, to towarzystwo jest. âZobaczysz, zaĹwieci sĹoĹce, przykryĹa ciÄ fala, ale wypĹyniesz na wierzchâ i bÄdzie sĹoĹce. Przede wszystkim mĂłwi ci: Patrz! I patrz, patrz â jest! PoniewaĹź w kaĹźdym towarzystwie powoĹaniowym sÄ osoby albo chwile w Ĺźyciu osĂłb, na ktĂłre naleĹźy patrzeÄ â Dlaczego? Dlatego, Ĺźe te osoby lub te chwile w Ĺźyciu osĂłb sÄ dotkniÄte obecnoĹciÄ i stanowiÄ cud, znak, ktĂłry przypomina, Ĺźe On jest. JeĹli otworzyĹ oczy tamtemu, to moĹźe i m nie otworzy; jeĹli uszczÄĹliwiĹ Zacheusza, to moĹźe i mnie uszczÄĹliwi, jeĹli ocaliĹ MagdalenÄ, to moĹźe i mnie ocali. Patrz, patrz, patrz! NajwaĹźniejszÄ rzeczÄ w towarzystwie jest patrzenie na osoby. Nie myĹlenie o tym, jak powinno byÄ (takie pokusy, to my ciÄ gle mamy: powinno byÄ tak i tak; trzeba zrobiÄ to i owo). Trzeba po prostu patrzeÄ, nic wiÄcej, bo to, co istotne zostaje podarowane. Ĺťeby tego nikt nie przeoczyĹ. Jak bÄdziemy wymyĹlaÄ róşne koncepcje, to siÄ zmÄczymy tym wymyĹlaniem i prawdopodobnie skoĹczymy w domu wariatĂłw, z poczuciem przegranej. Natomiast jak bÄdziemy patrzeÄ to zobaczymy tÄ pojawiajÄ cÄ siÄ przed nami i dla nas osobiĹcie obecnoĹÄ Boga w ludzkim ciele, ktĂłry wezwie, dotkanie, rzemieni, przygarnie, poprowadzi i zaprowadzi. To jest taka wĹaĹnie operatywna, praktyczna konsekwencja tej prawdy podstawowej, ktĂłra stoi u poczÄ tku zdumienia, ktĂłre do dziĹ przeĹźywa ks. Giussani i w ktĂłrym my uczestniczymy: BĂłg staĹ siÄ ciaĹem. A wiÄc historia staĹa siÄ miejscem obecnoĹci Boga. A wiÄc Boga nie moĹźna spotkaÄ a nie myĹleÄ o nim. Z Bogiem nie uzgadnia siÄ wszystkich niezbÄdnych planĂłw dotyczÄ cego mojego Ĺźycia, tylko za Bogiem siÄ idzie, stajÄ c siÄ ĹźyjÄ cym, dziÄki temu co siÄ widzi. Dlatego towarzystwo jest wielkim ĹşrĂłdĹem przyjaĹşni. PrzyjaźŠzdefiniowana jest przez swĂłj cel: POMOC W DRODZE KU PRZEZNACZENIU. Oto pytanie, ktĂłre musi nam zawsze towarzyszyÄ: czym jest to towarzystwo? Jak to siÄ staĹo, Ĺźe ja tu jestem? Drugim momentem, na ktĂłry jeszcze wczoraj zwrĂłciliĹmy uwagÄ w tej Ewangelii (tÄ EwangeliÄ Ĺatwo zapamiÄtacie bo ona siÄ czÄsto pojawia w liturgii, przy róşnych okazjach. WiÄc jak bÄdziecie jÄ sĹyszeÄ wracajcie niech to bÄdzie taki instrument, takie narzÄdzie pomagajÄ ce pamiÄtaÄ o tym co tutaj siÄ dzieje) â jest ten, gdy Pan Jezus wystawiĹ Filipa na prĂłbÄ. I widzieliĹmy jak ten Filip zagubiĹ siÄ zapominajÄ c o tym, Ĺźe ĹşrĂłdĹem, miejscem z ktĂłrego trzeba patrzeÄ i podejmowaÄ wszystkie problemy, przed ktĂłrymi czĹowiek staje, jest ObecnoĹÄ Chrystusa. To towarzystwo, to tutaj siedzÄ ce, to towarzystwo ruchu jest absolutnie ostatecznym kryterium wedle ktĂłrego trzeba patrzeÄ na wszystko, co stanowi moje Ĺźycie. Kryterium z ktĂłrego wyrasta osÄ d wartoĹciujÄ cy wszystko i pozwalajÄ ce w sposĂłb jasny i zdecydowany wybieraÄ drogÄ kolejnych krokĂłw. To jest prosta konsekwencja tego, co powiedzieliĹmy wczeĹniej. JeĹli tej konsekwencji zabraknie to tamto jest bajkÄ i gĹupstwem. ChcÄ powiedzieÄ bardzo jednoznacznie, Ĺźe wszystko to znaczy wszystko, absolutnie wszystko â (moĹźe jako przykĹad, poniewaĹź jest duĹźo ludzi mĹodych tutaj, ktĂłrzy zakochujÄ siÄ w sobie nawzajem, zamierzajÄ zawieraÄ zwiÄ zki maĹĹźeĹskie), to znaczy takĹźe uczucie, takĹźe decyzjÄ odnoĹnie do zawarcia zwiÄ zku maĹĹźeĹskiego z tÄ czy inna osobÄ , takĹźe sposĂłb, w jaki przezywaÄ swoje narzeczeĹstwo i swojÄ miĹoĹÄ, takĹźe sposĂłb, w jaki jestem ksiÄdzem. To towarzystwo â przynaleĹźnoĹÄ do niego, wiÄĹş miÄdzy nami, poĹwiÄcenie serio wszystkiego czym siÄ jest, by manifestowaĹa siÄ jednoĹÄ miÄdzy nami â jest kryterium decydujÄ cym dla tego, co to znaczy dla mnie byÄ ksiÄdzem, co to znaczy dla kogoĹ z was byÄ matkÄ , ojcem, ĹźonÄ , narzeczonym, narzeczonÄ itd. Bo jeĹli nie jest takim kryterium, to jest bzdurÄ , a przecieĹź nie jest bzdurÄ , Ĺźe BĂłg ma ciaĹo. Jest to skandal, jest to zgorszenie. Ĺťydzi siÄ zgorszyli, Grecy siÄ wyĹmiali, ale to jest fakt. Ĺwiat dzisiaj nienawidzi tego wĹaĹnie faktu, ale jednoczeĹnie â jak powiedziaĹem wczoraj â tego wĹaĹnie najbardziej pragnie i potrzebuje. Tutaj wchodzimy w ten bardzo czÄsto trudny i bolesny dla nas obszar, ktĂłry okreĹlony jest poprzez sĹowo posĹuszeĹstwo. PosĹuszeĹstwo i postÄpowanie za (sequela), pĂłjĹcie za..., pozwolenie, by moje Ĺźycie byĹo prowadzone, poddanie siÄ temu prowadzeniu, o przyjÄcie tego prowadzenia z gotowoĹciÄ podjÄcia dalszej ofiary, ktĂłra bÄdzie wymagana w nadziei wĹaĹnie, Ĺźe BĂłg objawiajÄ cy siÄ i dotykajÄ cy mnie osobiĹcie poprzez to towarzystwu, najlepiej wie, co jest dla mnie dobre. Drogi, po ktĂłrych BĂłg prowadzi mogÄ byÄ bardzo róşe, mogÄ byÄ momenty niezrozumiaĹe, mogÄ , muszÄ byÄ momenty, ktĂłre po prostu nazywajÄ siÄ krzyĹźem. JeĹli ja jestem posĹuszny temu znakowi obecnoĹci Boga jakim jest przynaleĹźnoĹÄ do tego towarzystwa, to to moje posĹuszeĹstwo siÄga samej Tajemnicy. To nie ma nic wspĂłlnego z poddaniem siÄ jakiemukolwiek ludzkiemu osÄ dowi. To posĹuszeĹstwo motywowane jest przylgniÄciem do objawienia siÄ ObecnoĹci Boga dla mnie, dla mojego Ĺźycia. W tym zwyczajnym towarzystwie, w tej naszej wiÄzi, w tej naszej przyjaĹşni Chrystus staĹ siÄ realnym, dotykalnym, widzialnym dla mojego Ĺźycia, dla mnie. WiÄc nie mam innego wyjĹcia, jeĹli kocham siebie, jeĹli chcÄ byÄ wiernym temu, co mnie jako mnie, konstytuuje. To sÄ moĹźe momenty trudne, ale bÄdziemy mieli okazjÄ jeszcze o tym rozmawiaÄ. W kaĹźdym bÄ dĹş razie, jeĹli chcesz ĹźyÄ sposĂłb piÄkny, jeĹli chcesz, Ĺźeby wszystko miaĹo najgĹÄbsze znaczenie, jeĹli chcesz znaczyÄ wĹrĂłd tych waĹnie milionĂłw, milinĂłw ludzkich istnieĹ, to nie masz innego wyjĹcia, jak tylko przeĹźywaÄ wszystko w Ĺwietle przynaleĹźnoĹci do tego znaku ObecnoĹci Chrystusa, ktĂłrym jesteĹmy my, nasza jednoĹÄ. Jeszcze jeden moment, ĹźebyĹmy nie ciÄ gnÄli w nieskoĹczonoĹÄ. Na koĹcu tej Ewangelii jest tak â âkiedy ci ludzie spostrzegli jaki cud uczyniĹ Jezus mĂłwili: âTen prawdziwie jest prorokiem, ktĂłry miaĹ przyjĹÄ na Ĺwiatâ. Gdy wiÄc Jezus poznaĹ, Ĺźe mieli przyjĹÄ i porwaÄ Go, aby Go obwoĹaÄ krĂłlem, sam usunÄ Ĺ siÄ znĂłw na gĂłrÄâ. Ja myĹlÄ takĹźe biorÄ c pod uwagÄ historiÄ kaĹźdego z nas jeĹli ona jest troszkÄ juĹź dĹuĹźsza wewnÄ trz tego towarzystwa, to sÄ takie momenty kiedy czĹowiek przeĹźywa obecnoĹÄ tego towarzystwa z wielkÄ wdziÄcznoĹciÄ , w jego sercu goĹci pokĂłj, wydobywa siÄ z niego jakaĹ energia i zdolnoĹÄ twĂłrczej obecnoĹci i twĂłrczego dziaĹania. Ale przeĹźywa teĹź momenty zmÄczenia, gdy ma doĹÄ tego towarzystwa, kiedy wszystko mu przeszkadza, chciaĹby gdzieĹ uciec, czuje siÄ zniewolony przygwoĹźdĹźony, przeĹladowany itd. To sÄ wĹaĹnie te trudne momenty kiedy czĹowiek zapomina, Ĺźe to towarzystwo jest wiÄksze, Ĺźe ta jednoĹÄ jest przed wszystkim, Ĺźe ona wszystko poprzedza, prowadzi, Ĺźe jest manifestacjÄ wĹaĹnie kogoĹ, kto jest Tym innym. A czĹowiek chciaĹby w jakiĹ sposĂłb zinstrumentalizowaÄ tajemnicÄ Boga, chciaĹby jÄ sobie przywĹaszczyÄ, chciaĹby nad niÄ panowaÄ. Ludzie z Ewangelii chcieli, Ĺźeby Jezus byĹ krĂłlem, nie dlatego, Ĺźe go Uznali za KogoĹ wiÄkszego niĹź oni, ale tylko dlatego, Ĺźe uznali Ĺźe On moĹźe byÄ przydatny, Ĺźe po prostu moĹźe siÄ przydaÄ. Oni majÄ plan dotyczÄ cy swojego Ĺźycia, ktĂłry chcÄ realizowaÄ, potrzebujÄ tego, tamtego, owego; sami nie sÄ w stanie. Ale pojawiĹ siÄ KtoĹ, kto to moĹźe, a wiÄc: bÄdziesz na nasze usĹugi. To niebezpieczeĹstwo jest wciÄ Ĺź obecne dla kaĹźdego z nas i bÄdzie obecne do koĹca naszego Ĺźycia. Chce siÄ np. czegoĹ nauczyÄ od Ruchu, chce potem po swojemu to wykorzystaÄ; chce liczyÄ na róşnego rodzaju pomoc: osĂłb i na Ĺrodki, jakie mogÄ zdobyÄ, poniewaĹź jest nas wielu, wiÄc mogÄ. PostÄpujÄ c w ten sposĂłb czĹowiek niszczy (to znaczy, niszczy â czĹowiek nie jest w stanie zniszczyÄ), ale sprawia â Ewangelia pokazuje to bardzo dobitnie â Ĺźe, âJezus odsuwa siÄ wtedy od ludziâ, ucieka od nich. W momencie, w ktĂłrym dzieje siÄ tego rodzaju zamach, to po prostu pustoszeje nasze serce. ObecnoĹÄ jest jakby tedy poza nami, âJezus usuwa siÄ znĂłw na gĂłrÄâ, zostajemy samotni. Przed tym niebezpieczeĹstwem nikt nigdy nie jest wolny. Jeden drugiemu musi pomagaÄ, Ĺźeby to niebezpieczeĹstw byĹo w porÄ zauwaĹźone i w porÄ usuniÄte. I znowu pomocÄ jest gotowoĹÄ oddania wszystkiego, czym jestem pod osÄ d tego towarzystwa, powierzenia wszystkiego, czym jestem tej przyjaĹşni. GotowoĹÄ pĂłjĹcia wszÄdzie tam, gdzie ta wĹaĹnie przyjaźŠmnie poprowadzi. GotowoĹÄ poĹwiÄcenia swoich opinii i swoich planĂłw na rzecz planĂłw i opinii, ktĂłre wynikajÄ z tej przyjaĹşni, nawet jeĹli â juĹź wczoraj trochÄ o tym mĂłwiĹem â wedĹug tzw. obiektywnych miar, te moje plany sÄ korzystniejsze, lepsze niĹź te, ktĂłre rysuje przede ma przynaleĹźnoĹÄ do tej przyjaĹşni. Co jest stawkÄ jest zachowanie swego Ĺźycia wewnÄ trz tej ObecnoĹci, ktĂłra przemienia â albo pozostawanie samotnym? To jest stawka. A ja mogÄ np. zrobiÄ lub nie zrobiÄ pewne rzeczy â od tego zaleĹźy jakoĹÄ mojego Ĺźycia. Natomiast jakoĹÄ mojego Ĺźycia zaleĹźy od tego dlaczego ja pewne rzeczy zrobiÄ albo nie zrobiÄ. A dlaczego? â wyĹÄ cznie ze wzglÄdu na Tego, ktĂłry jest. WpĹyw tego towarzystwa danego ci polega na tym, aby przywoĹaÄ siÄ do racji. On jest racjÄ , Jego obecnoĹÄ. I ostatni moment, ktĂłrego pominÄ Ä nie moĹźna, a mianowicie, kaĹźdego z nas Chrystus âzamieszaĹâ w tÄ wĹaĹnie przedziwnÄ historiÄ, w tÄ historiÄ swojej ObecnoĹci poĹrĂłd tego Ĺwiata, po to Ĺźeby kaĹźdego z nas posĹaÄ, jako swojego Ĺwiadka. Dlaczego nam siÄ to spotkanie wydarzyĹo? â ks. Giussani czÄsto stawia to pytanie, i odpowiada od razu: dlaczego Ĺźeby przez nas wydarzyĹo siÄ wobec kogoĹ innego, dla kogoĹ innego! To, Ĺźe BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem, Ĺźe spotkaĹ mnie w konkrecie mojej osobistej historii, to Ĺźe Ĺźyje w sposĂłb widzialny w tej ĹźyjÄ cej jednoĹci wierzÄ cych, w naszym towarzystwie â to jest po to, Ĺźeby to towarzystwo rosĹo. To musi zostaÄ wszystkim i wszÄdzie ogĹoszone. Ze wszystkich siĹ trzeba dÄ ĹźyÄ do tego, Ĺźeby kaĹźdy czĹowiek mĂłgĹ spotkaÄ na drodze swojego Ĺźycia i osobistej historii tÄ czÄ stkÄ przemienionego Ĺwiata jakim jesteĹmy my. Ĺťeby mĂłgĹ odnaleĹşÄ w tym znaku, jakim my jesteĹmy, ObecnoĹÄ dziaĹajÄ cej tajemnicy Boga w Chrystusie. Ĺťeby mĂłgĹ uwierzyÄ, Ĺźeby mĂłgĹ zostaÄ zbawiony, Ĺźeby mĂłgĹ doznaÄ tego przemienienia Ĺźycia, w ktĂłrym my juĹź uczestniczymy. JeĹli ten wymiar jest zapomniany, to w zasadzie ryzykujemy znowu takie zaprzepaszczenie wszystkiego. SpotkaĹem po to, Ĺźeby przeze mnie spotkaĹ ktoĹ inny. I teraz, jeĹli robimy cokolwiek razem, tak jak dzisiaj na przykĹad, teraz razem sĹuchamy, wczeĹniej razem jedliĹmy, za chwilÄ razem bÄdziemy milczeÄ (tu sÄ jeszcze inni ludzie, a nasze razem bÄdzie widaÄ przez to, Ĺźe nasze buzie bÄdÄ zamkniÄte, Ĺźe nie padnie Ĺźadne niepotrzebne sĹowo) â to wĹaĹnie po to i w nadziei, Ĺźe uobecnienie tej jednoĹci, ktĂłra jest znakiem ObecnoĹci Chrystusa, stanie siÄ zaproszeniem dla innych. W ten sposĂłb speĹnimy nasze Ĺźyciowe Zadanie.
|