Ślady
>
Archiwum
>
1995
>
kwiecień
|
||
Ślady, numer 1 / 1995 (kwiecień) Inauguracja Inauguracja roku pracy Ruchu Komunia i Wyzwolenie Warszawa 22 październik 1994 r. Powitanie- ks. Józef Adamowicz Słowa, które codziennie powtarzamy w Anioł Pański, mówią o tajemnicy Wcielenia: „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”. Prawda, Dobro, Piękno – to wszystko przyszło na świat w Człowieku narodzonym z Maryi o imieniu Jezus. Słowo zamieszkało wśród ludzi w przedziwnej tajemnicy Kościoła. Nam dane zostało spotkać Chrystusa żyjącego dzisiaj w Kościele, to nieustannie trwające wydarzenie poprzez charyzmat ruchu Komunia i Wyzwolenie. Jesteśmy wdzięczni Panu Bogu za to, że stanął na naszej drodze i w tej formie, jaką Chrystus przybiera dzisiaj, w formie, którą jest Kościół, a dla nas konkretnie – nasze towarzystwo, wezwał nas do uczestnictwa w tym wydarzeniu. Jesteśmy dzisiaj tutaj po to, aby we wszystkim, co będziemy czynić, odnowić pamięć tego pierwszego spotkania, pójść – jeśli Pan Bóg pozwoli – pewniej i dojrzalej w naszej świadomości i wolności, by przylgnąć do Tego, który nas spotkał i który jest między nami. Obecność tego, który prowadzi, ks. Giussaniego, jest w sposób fizyczny wśród nas reprezentowana w osobie ks. Luigiego Negri i Michele Faldi, których bardzo serdecznie tutaj, wśród nas, witam. Chciejmy w tej mszy św., która jest szczególnym momentem wyrażającym jedność tajemnicy Kościoła, składać nasze szczere dziękczynienie oraz prosić pokornie, aby łaska, która została nam dana każdego dnia mogła się odnawiać, była przez nas przyjęta i – tak, jak to sobie Pan Bóg zaplanuje – wydawać różnoraki owoc.
Homilia – ks. Józef Adamowicz Pierwsze zdanie z dzisiejszej liturgii Słowa Bożego niezwykle jednoznacznie opowiada o naszej sytuacji. Każdemu z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. To trzeba sobie uświadomić, wszyscy jak tutaj jesteśmy, bez względu na to, jaka jest nasza osobista historia, bez względu na to, jakie trudności czy grzeszność ogarniają nasze serce i sumienie. Każdy z nas jest obdarowany. Łaska bardzo często nam się objawia jako swego rodzaju „rzecz”, którą Pan Bóg dorzuca ze swej woli do pewnej już ukształtowanej i jakby wykończonej sytuacji życiowej. Tymczasem łaska to jest coś, co uprzedza jakąkolwiek możliwość naszego życia, łaska przynosi życie, łaska chroni w nas to życie. Łaską jest przede wszystkim sam Chrystus. Łaską jest to, że w Piśmie Świętym On do nas mówi, łaską jest Jego trwanie w naszej ludzkiej historii, łaska jest to, przede wszystkim, że na drogach naszego życia ta tajemnica, owa wyjątkowa obecność Chrystusa, nas spotkała i pochwyciła. Człowiek musi nauczyć się myśleć o swoim życiu, musi nauczyć się patrzeć na wszystko, co się na nie składa, musi nauczyć się kształtować cały swój los, wychodząc z tego podstawowego osądu, a mianowicie: mnie się wydarzyło spotkanie z Chrystusem. Na mojej drodze życia stanął On, obecny realnie w tajemnicy Kościoła, w tajemnicy naszego towarzystwa, wewnątrz tego charyzmatu, który nazywa się Komunia i Wyzwolenie. To jest pierwszy moment, który musimy sobie jednoznacznie uświadomić. Jesteśmy obdarowani. Ten moment może nosić w sobie pewnego rodzaju niebezpieczeństwo: człowiek jakby chce przywłaszczyć sobie to, co go spotkało. Coś z tej fałszywej postawy pokazuje nam dzisiejsza Ewangelia, kiedy przychodzą do Pana Jezusa ludzie i mówią o różnych nieszczęśliwych wydarzeniach, które miały miejsce: Piłat zamordował Galilejczyków, zawaliła się wieża w Siloe i zabiła osiemnastu. I w tych ludziach jest jakby przekonanie, ze to nieszczęście, które dotknęło innych jest jakąś karą. Natomiast oni maja poczucie swego rodzaju pewności, swego rodzaju sprawiedliwości. A Pan Jezus mówi bardzo wyraźnie: ani jedni ani drudzy nie byli większymi grzesznikami niż inni. I bardzo wyraźnie wzywa wszystkich do nawrócenia: „bo jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”. Co to znaczy? Jeśli zostaliśmy wybrani, obdarowani łaska spotkania, jeśli nam na nowo rzeczywistość ta została podarowana, to jest to nieustanne zobowiązanie i przynaglenie do odpowiedzialności. Ten dar, jaki został nam dany – mówi św. Paweł – jest po to, abyśmy budowali Ciało Chrystusowe, aby możliwe było dojść „do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, domiary wielkości według pełni Chrystusa” (Ef 4, 13), czyli do zrealizowania tych boskich zamysłów i planów, które w Chrystusie zostały objawione. Człowiek spotykający wydarzenie chrześcijańskie musi mieć świadomość pełnej darmowości, niezasłużoności tego, co mu się wydarzyło i musi mieć świadomość coraz bardziej dojrzewającą odpowiedzialności, która polega na nieustannym wysiłku nawrócenia. Ten wysiłek nawrócenia dokonuje się i przynosi swoje owoce przez wzrastającą przynależność. Człowiek lgnąć całą swoja dusza, angażując całą swoja wolność, przyłączając się do tego, co go spotyka doznaje w sobie przedziwnej przemiany. I stając nieustannie twarzą w twarz wobec tego, co go spotkało, idąc za tym, pozwalając, aby poprzez posłuszeństwo temu, co go spotkało, kształtowały się wszystkie jego drogi, wszystkie jego projekty, decyzje, wszystkie jego upodobania, żeby rodził się rzeczywiście, wychodząc z tego punktu widzenia, osąd całej rzeczywistości. Wtedy człowiek czyni rzeczywiście to, co Ewangelia nazywa nawróceniem. Wciąż potrzebujemy Bożego miłosierdzia, wciąż jesteśmy na tych drogach, na których pochwyciła nas obecność Chrystusa Pana: niewierni, słabi, grzeszni. Wciąż dokonują się różnorakie zdrady. I stąd z wielkim wzruszeniem i z wielka wdzięcznością czytamy dzisiaj ten fragment Ewangelii, który opowiada o drzewie figowym nie przynoszącym owoców. Mówi gospodarz: trzeba wyciąć to drzewo. Ale ogrodnik powiada: Panie, pozostaw jej jeszcze na ten rok, ja okopię je i obłożę nawozem, może wyda owoc. To jest sytuacja dokładnie opowiadająca o nas wszystkich i o każdym z nas. Kiedy oceniamy wszystko, co się w nas dzieje, za pomocą miary zwykłej sprawiedliwości, to jesteśmy przegrani. Ale ta miara, która nas tu trzyma, to jest miara, której na imię miłosierdzie. I jeśli jesteśmy dzisiaj jeszcze tutaj razem to właśnie dlatego, ze ten Boży Ogrodnik - Chrystus Pan, ten który jest samym miłosierdziem liczy na nas, nieustannie się o nas upomina, stara się o nas. I my, zjednoczeni z Nim dzięki spotkaniu z Nim w naszym towarzystwie jesteśmy zobowiązani być bardzo wyraźnym znakiem tego właśnie miłosierdzia. Nasze towarzystwo wciąż, każdego dnia, jeśli je na nowo spotkamy, z całą świadomością i dojrzałą wolnością, ono nam uświadamia obecność łaski, w której uczestniczymy, ono nam uświadamia cierpliwość i miłosierdzie Pana Boga, które nas trzyma, ono nam umożliwia wejście na drogę prawdziwego nawrócenia. I to wszystko składa się na piękno i bogactwo życia, którego rzeczywiście możemy stawać się coraz bardziej uczestnikami. I chcemy, żeby w tej dzisiejszej Eucharystii i w całym dzisiejszym dniu, nasza wdzięczność za łaskę została wypowiedziana i chcemy żeby zostały zmobilizowane wszystkie siły naszego ducha, by przynależność do tego towarzystwa utwierdziła nas na tych drogach nawrócenia i przemiany, które zaowocują – mam nadzieje – dla każdego z nas i dla tych wszystkich środowisk w których jesteśmy przez łaskę Pana postawieni.
Spotkanie Ksiądz Luigi Negri Nasza przyjaźń składa się ze słów i faktów. Słowa, które rzucają światło na fakty i fakty, które wyrażają słowa. Fakty, które udowadniają, że słowa to nie tylko słowa. W ten sposób zaczynamy ten nowy rok odzyskując razem najważniejsze słowa naszego Towarzystwa a zarazem patrząc i ucząc się od świadectw, w których te słowa są przeżywane. W ten sposób słowo nie staje się poglądem czy teorią, ale światłem nad faktami, a fakty uderzają nas ponieważ są oświecone słowem. Pierwszym słowem, które chce przypomnieć sobie samemu i Wam już zabrzmiało w sposób bardzo celowy i sposób bardzo wzruszający we wprowadzeniu i homilii ks. Olka. Wystarczyłoby może przypomnieć sposób, w którym ks. Olek o tym mówił. Pierwszym słowem jest słowo wydarzenie. Jesteśmy tutaj ponieważ wśród nas jest obecność większa niż my. Wydarzyło się nam i wydarza się nam wciąż coś wielkiego. Wydarzyło się i wydarza się nam to wciąż. Wydarzyło się nam 10 lat temu lub 20 lat temu i wydarza się nam dziś, ponieważ Jezus Chrystus stał się wydarzeniem życia i historii, czymś nagłym. Przeniknął i przenika w życie każdego z nas tak samo nagle jak nagle przeniknął w życie Andrzeja i Jana, ale wcześniej i głębiej przeniknął w życie świętej Maryi z Nazaretu. Wydarzenie jest ponieważ jest obecne. Jest czymś nowym i odmiennym, innym niż ja i, które ja mam rozpoznać. A kiedy we mnie zaczyna się rozpoznanie, we mnie zaczyna powstawać wzruszenie z powodu obietnicy, którą wydarzenie zawiera w sobie. Obietnica wielkiej zmiany, obietnica prawdy o życiu, obietnica, że życie stanie się prawdziwe, i że może się tak stać, że rozum pozna tę prawdę, i może się tak stać, że serce tę prawdę pokocha, i że praca staje się czymś ludzkim po to, żeby radość kiedy jest była naprawdę ludzka, i żeby tez cierpnie było ludzkie i było godne, ponieważ cierpienie jest, i aby życie codzienne było pełne pogody ducha, i żeby chwila śmierci była pełna godności i powagi. Ta obietnica zabłysnęła w spojrzeniu Chrystusa na Jana i Andrzeja, ta obietnica błyska wśród nas w naszych wzajemnych spojrzeniach dzisiaj rano. Spotykać na nowo dziś wydarzenie. Jeżeli się nie wydarza każdego dnia chociaż ja każdego dnia rozpoznaje Go obecnego. Jeśli nie wydarza się każdego dnia, pozostaje zamknięte w przeszłości, która już nie powraca, a nasze życie traci znaczenie, a nasza przyjaźń staje się czymś negatywnym, czymś co zamiast pomóc nam w życiu komplikuje nam życie. Oto jest jedyne, pierwsze, chciałbym powiedzieć jedyne słowo. Pierwsze i jedyne ponieważ cała reszta jest tak jakby drogą, która się od tego słowa zaczyna. Natomiast żeby wydarzenie pozostało, aby wydarzenie Chrystusa było dzisiaj wewnątrz tego Towarzystwa ponieważ wydarzenie Chrystusa pozostało na świecie i dotarło do nas poprzez Towarzystwo tak jak zostało to już nam wspomniane poprzez wielkie Towarzystwo Kościoła, a w nim towarzystwo Ruchu zrodzonego przez sposób widzenia wiary, pojmowania wiary, przez charyzmat. Charyzmat, który to Towarzystwo ma, który je wspiera i ożywia i któremu to towarzystwu konieczne jest abyśmy zawierzyli, tak jak powiedział w zdaniu, które bardzo długo medytowaliśmy, kardynał Ratzinger: konieczne jest posłuszeństwo serca. Tej formie nauczania, której zostaliśmy poddani. To jest wszystko. Kiedy w Ewangelii jest powiedziane: „Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dane”. Królestwem Bożym i jego sprawiedliwością jest Jezus Chrystus, a On jest obecny w tym Towarzystwie. Rozpoznajmy Go! Zawierzajmy temu Towarzystwu, w którym On jest obecny. To Towarzystwo prowadzone w sposób tak ewidentny. Jeżeli to jest najważniejszą rzeczą, z której cała reszta wynika i cała reszta wydarza się tym, którzy w tym Towarzystwie są, spotkanie domaga się wiary, wydarzenie trwa w pójściu za, w moim rozpoznaniu każdego dnia jako rzeczy wielkiej i definitywnej w moim życiu. To nasze Towarzystwo, w którym Chrystus jest obecny jest większy niż moje dobro i moje zło, a więc poprawia moja pychę, i przebacza mojemu grzechowi, i czyni wszystko możliwym do przeżycia. To drugie bardzo istotne słowo zajmuje naszą uwagę i nasze serca: przyjąć wydarzenie, pozwolić mu odnawiać się w naszym życiu każdego dnia. To rodzi w świecie nowość. Pierwszą nowością w świecie jest życie jako miłość; człowiek, który już nie żyje dla samego siebie, ale ponieważ żyje dla Chrystusa żyje dla wszystkich ludzi. Inni ludzie nie widzą wydarzenia, widzą ludzi, którzy ich kochają, widzą ludzi, którzy są zdolni wspomóc ich w ich potrzebach i w ich trudach. Oni widza matkę Teresę albo ojca Karola de Foucald, widza ludzi, którzy już nie działają według kryteriów posiadania i przemocy, ale ludzi tak jak mówi jeden z piękniejszych dokumentów z całej historii chrześcijaństwa list do Diogeneta; widza naukę społeczną zadziwiającą i budzącą podziw, widzą ludzi, którzy dzielą każde życie drugiego. Wydarzenie rozpoznane pozwala nam przeżyć miłość. I miłość jest pierwszą rzeczą, jaką świadczy się światu, pierwszą wielka propozycją, pierwszym wielkim wyzwaniem wobec małoduszności człowieka. Ponadto nie składa się to z wielkich słów. Może składać się z dyskretnego, delikatnego towarzystwa danej rodziny wobec dziecka niepełnosprawnego albo może składać się z wierności, w imieniu której wiele młodych ludzi chodzi do szpitala żeby spotkać się z chorymi albo do domów starców żeby spotkać starszych. Także wśród Was istnieją świadectwa takiej miłości. Usłyszymy jedną. Jest to fakt, który rzuca światło na to słowo i jest faktem, który czyni to słowo jeszcze bardziej prawdziwym i konkretnym, w którym skupia się nowość, którą wydarzenie to nosi ze sobą.
Janek Adamowicz Chciałem opowiadać o bardzo prostych sprawach, bo słuchając teraz tych słów księdza Luigi Negri serce moje mówi: „Tak, to jest prawda”. W tym roku byłem na zupełnie zwyczajnych wakacjach. Przyjechało nas kilkanaście osób dorosłych z różnych miejsc Polski, zaprosiliśmy trochę dzieci, parę osób z młodzieży i najzwyczajniej w świecie podjęliśmy kolejne dni wakacyjne. wstawaliśmy rano, modliliśmy się, jedliśmy śniadanie, szliśmy na spacer, próbowaliśmy się bawić, po obiedzie trochę odpoczywać, trochę śpiewać, wieczorem szliśmy na mszę świętą – ot takie zwykłe ni. A jednak pierwsze doświadczenie to to, że w pierwszym dniu spotkaliśmy się w tym wakacyjnym miejscu razem z naszymi dzieci i wśród nas samych. Odczuliśmy bardzo wyraźnie, że jesteśmy wszyscy przez kogoś innego zaproszeni do tego miejsca. Stąd rodziła się jakaś taka wielka uwaga na te dni, które miały być zwyczajne, a jednak przeczuwaliśmy, że stanie się coś niezwykłego. I rzeczywiście fakty, które się wydarzyły, o kilku tylko może zdążę opowiedzieć mówiły nam, że to nasze zwyczajne miejsce jest jednak miejscem niezwyczajnym, jest miejscem jakimś niezwykłym. Miejscem, które kocha nas, bo nas przyciąga, gdyż przyjęliśmy zaproszenie i czuliśmy się wszyscy dobrze. Co więcej jest w tej swojej prostocie i zwyczajności czymś bardzo uderzającym dla innych. Pan Bóg pozwolił nam widzieć pewne rzeczy. Obok nas w tym małym miasteczku była tez grupa dzieci na koloniach, na zwykłych wakacjach. Robili to samo co my. Mieli też wychowawców, którzy się o nich troszczyli, mieli co jeść, a jednak w momencie kiedy spotkaliśmy tamta grupę dzieci zobaczyliśmy, że oni się strasznie nudzą, że czegoś im brakuje, mimo że robią te same rzeczy, maja te same atrakcje, niczego im nie brakuje, są pod dobra opieką… a jednak. Pierwszą reakcją z naszej strony, czy pierwszym pragnieniem było spotkać się z tymi dziećmi i powiedzieć im, że na tym świecie jest jednak miejsce, w którym człowiek nie musi się nudzić, miejsce gdzie może się czuć bardzo dobrze robiąc zwyczajne rzeczy. I poszliśmy do nich. Wzięliśmy gitarę, jakiś akordeon, usiedliśmy przed tym ich domem i zaczęliśmy po prostu bawić się i śpiewać. Te dzieci i ich wychowawcy zaczęli zaglądać. Był między nami jakiś dystans, który trudno im było przekroczyć. Nikt nie umiał z wychowawców im pomóc, tak jakby wszyscy mieli otwarte oczy na to coś co zwykłe a jednak niezwykłe, co się pojawiło pod ich domem, a jednak nie umieli zrobić kroku. Zaczęliśmy się po prostu bawić, grać w piłkę. Powoli dołączało do nas jedno dziecko, potem drugie, wychowawca podchodził bliżej, ktoś próbował rozpocząć rozmowę, ktoś się pytał: „Kim jesteście?”. Oprócz tych pytań to było widać, że to miejsce, które stanowiliśmy my, zwykli ludzie ze zwykłą grupka dzieci jest czymś tak pociągającym, czymś czego oni pragną, ze to było ewidentne, potem wieczorem przez wszystkie dni właściwie żeśmy o tym mówili. Po paru godzinach takiej wspólnej zabawy, kiedy cześć z nich dołączyła mówimy – „No to dalsze dni przezywamy razem w tym Przemkowie”. Nie próbowaliśmy im głosić katechizmu czy mówić cokolwiek o Panu Bogu, tylko mówimy chcecie nas spotkać to c śdlaczegwieczorem będziemy na mszy świętej, a chcecie być potem z nami po mszy świętej to idziemy na plac rozpalać ognisko, będziemy się bawić, przyjdźcie. Dziwna sprawa, bo w taki prosty asposób nie oczekując żadnych efektów, patrzymy na mszy świętej nie jesteśmy sami. W tylnych ławkach siedzi właśnie kilkoro dzieci, są ich panie wychowawczynie, zaczynają z nami śpiewać, zaczynają się do nas uśmiechać. Po mszy świętej nie idą w swoja stronę, czekają jakby na dalsze zaproszenie żeby jednak być z nami. Ida z nami na to ognisko, siadają, śpiewają, ć innychbawią się. Coraz bardziej ta obca grupa jakby staje się wciągnięta w to miejsce niby zwykłe miejsce jakim jest nasze towarzystwo bardzo takie powiedzmy sobie niedobrane. Zjechaliśmy się wtedy z różnych stron Polski, różne dzieci były i żadnych kwalifikacji pedagogicznych nikt z nas nie miał. Jednak to miejsce stawało się czymś czego tamci pragnęli. W końcu jednak jedna z tych pań wychowawczyń zaczyna z nami rozmawiać, pyta się: „A po wakacjach to gdzie można się z wami spotkać”. Na to mówimy, że w Legnicy się spotykamy. To jest zwykłe doświadczenie, które było jednak tak uderzające, że wszyscy powiedzieliśmy: „to miejsce, do którego my jesteśmy zaproszeni jest miejscem, które potrafi pokochać każdego człowieka. I to pokochać w sposób prawdziwy nie serwując mu kolejnych jakiś atrakcji, ale pozwalając mu rozpoznać to co jest w środku. Z kolei wśród naszych zaproszonych dzieci było tez kilkoro młodzieży i jedna dziewczyna pisze do mnie potem list i pisze tak: „Pierwsze dni były dla mnie jakimś takim buntem, chciałam uciekać, myślałam, że nie jest to miejsce dla mnie, ale potem coraz bardziej przekonałam się, że są na świecie ludzie godni podziwu”. Tak czytać ten list pomyślałem o sobie, no tak jesteśmy czasem godni politowania bardziej niż podziwu, bo i słabości widać i nie potrafimy wiele rzeczy robić. Natomiast ona pisze dalej: „Czułam się z Wami jak w jednej wielkiej rodzinie. Nie trzeba było szukać sposobów na to by człowieka rozweselić, by sprawić mu radość, by pokazać mu sens tego co się robi obojętnie co to jest”. Myślę sobie, a więc ta dziewczyna rozpoznała w tej zwyczajności miejsce, które ja po prostu pokochało. I jeszcze jeden taki moment z tych wakacji, który na co dzień, albo ucieka, albo nie potrafiliśmy go zauważyć. Tam wszyscy, którzy byli na tych wakacjach chcieli koniecznie wieczorem wziąć do ręki tekst ks. Giussaniego, czytać ten test i rozumieć dlaczego potrafimy wiedzieć tę miłość w świecie, dlaczego potrafimy rozpoznać to coś tak wielkiego zawarte w tej zwyczajności, że to uderza i potrafi poruszyć wszystkich a, przede wszystkim nas, myśmy byli po prostu wzruszeni i wtedy koniecznością było wieczorem siadać i czytać tekst, koniecznością było słuchać tego, który nam potrafi wyjaśnić skąd ta ilość w ten sposób prosty jest obecna w świecie, skąd w nas rodzi się zdolność do tego by kochać innych i jakby bezgranicznie otwierać swoje serce i możliwość na przyjęcie innych. Takim doświadczeniem jest też to co w Świdnicy, w moim życiu jest obecne od 10 lat, to właśnie ten gest charytatywny otwarty dla wszystkich. Nas jest bardzo mało, parę osób, jesteśmy naprawdę ciągle gotowi do ę gdzietego by do drzwi, które są otwarte weszło 100, 200, 300 osób, to jest jakby nieważne. Chce człowiek, by każdy mógł po prostu i dziecko, i dorosły, i bogaty, i biedny uczestniczyć w tym miejscu, które tak potrafi kochać.
Ksiądz Luigi Negri ełoŚwiadectwo zawarło w ostatnich zdaniach przejście do trzeciego słowa. Nasi przyjaciele zadawali sobie pytanie skąd rodzi się ta zdolność kochania. We mnie jest zdziwienie jak widzę, że jestem zdolny otwierać się ku innym. Jest to czymś nowym dla mnie zanim jest to czymś nowym dla innych. Skąd ta miłość się rodzi. To nie jest kwestia wspaniałomyślności ani sprawa dobrej woli. Jest to dar, jest to łaską. Ta łaska wydarza się o ile jesteśmy świadomi wydarzenia, im bardziej pragnie się poznać wydarzenie dlatego oni wieczorem czytali tekst. Pragnieniem nie było stanie się lepszym, zdolniejszym niż inni. Oni byli lepsi bardziej kochali to co się im wydarzyło, ponieważ bardziej pragnęli poznać to co się im wydarzyło. Miłość rodzi się z ę nie jprawdy. Chcemy pomóc sobie poznać wydarzenie Chrystusa jako prawdę dlatego podstawową sprawą w naszym Towarzystwie jest Szkoła Wspólnoty gdyż jest to moment osądu i poznania. Najpierw będzie świadectwo, a później refleksja na temat Szkoły Wspólnoty. Uważajmy na oba momenty, bo jeśli nie zrozumiemy, że wszystko rodzi się ze Szkoły Wspólnoty, to co dziś czynimy z zapałem jutro nas znudzi. Natomiast jeśli będziemy dobrze robić Szkołę Wspólnoty, możemy stać się zdolni robić rzeczy, o których nawet nam się nie śni.
Fragment listu Bożeny pisany do wspólnoty białostockiej W ostatnia niedzielę gdzieś około godziny 10, w ateńskim parku na ławce odbyło się nasze spotkanie. Przyszłyśmy 3 Dorota, Halina i ja. Była to historyczna chwila, bo bardzo rzadko widzimy się w tym składzie z różnych przyczyn. Spotkanie rozpoczęłyśmy modlitwą z brewiarza, potem przeczytałyśmy tekst i podzieliłyśmy się doświadczeniem. Zakończyłyśmy modlitwą „Maryjo, Ty jesteś Matką”. Bardzo byłam zadowolona, że doszło do tego wspólnego czytania tekstu. Modliłam się tego dnia w Kościele o to i spotkanie odbyło się i przebiegało bardzo spokojnie. Potem niestety rozeszłyśmy się każda w swoja stronę. To było pierwsze nasze wspólne czytanie tekstu. Czy dojdzie do drugiego? Nie wiem. Chyba wszyscy musimy tego bardzo chcieć. Robert przysłał biuletyny ostatnie. No, to jest dopiero radość. Przypomniałam sobie tamte chwile. Pamiętam jeszcze barwę głosu ks. Olka, kiedy mówił: „Pytań o ile wiem namnożyło nam się sporo i to poważnych. Chciałabym na początku dzisiaj powiedzieć, że odpowiedź jest. Wy nią jesteście”. Życie w tamtym czasie znowu zaczęło mi się komplikować. Zostałam bez pracy, nie wiedziałam co dalej. Mimo tego nie czułam strachu, czułam się bezpiecznie. Podjęłam ważne decyzje i dziś jestem w Grecji. A tu znowu zapominam dla kogo warto żyć. To Twój list przywołał mnie do porządku. Sięgnęłam sobie po biuletyn z zeszłorocznych wakacji. Przypomniałam tamte chwile, uświadomiłam sobie, że dla mnie Bóg był łaskawy i skierował mnie właśnie tu, do Was, abym mogła się poczuć szczęśliwa i ważna. I znowu słowa ks. Olka: „Jakbym był jeden jedyny na świecie, jakbym był wszystkim na całą wieczność dla miłości, która porusza słońce i gwiazdy”. Miejsce, w którym się teraz znajduję nie jest ważne, to minie. A miłość, wielka przyjaźń jaką Bóg pozwolił mi znaleźć pozostanie i za to powinnam dziękować. Może przez całe życie błądziłam i Bóg dawał mi to do zrozumienia wybierając dla mnie trudna drogę. Wysłuchał jednak mojego błagania, kiedy po trudnych wydarzeniach w życiu po śmierci męża, wydawało mi się, że świat się skończył. Prosiłam o ulgę w cierpieniu. Potem była śmierć matki tak bardzo bolesna, że zapomniałam już, że można się cieszyć. I czekałam tylko co jeszcze może dalej nastąpić. Były chwile, kiedy zachodziłam do \kościoła i prosiłam o małą ulgę w cierpieniach. I wtedy pojawiła się Dorota, która zaproponowała mi Ruch. Od tamtej pory powoli, bardzo powoli moje życie nabierało sensu. Odnajdowałam swoje upragnione szczęście. Dokładnie jak ci ludzie zapomnianej górskiej wsi do której przyjeżdżają nowi mieszkańcy. W miarę jak się ich poznaje staja się najbardziej kochani. To Chrystus, to wszystko czego potrzebuje ludzkie serce, usłyszałam kiedyś na mszy świętej. Ja tego potrzebuję. Trudno żyć bez Chrystusa. teraz to wiem i będę się modlić o to, żeby mnie nie opuszczał i pozwolił wytrwać na tej drodze bo to jest dla mnie ważne.
Michele Faldi Oczywistością jest to, że to wydarzenie, które nas spotkało nie jesteśmy w stanie sami zbudować. Nie jesteśmy w stanie go odtworzyć tak jak wydarzyło się w naszym życiu. A więc jak to jest możliwe, że to wydarzenie może trwać w czasie, może trwać dla nas na zawsze. To nie jest uczucie, bo ono może zniknąć z dnia na dzień. Natomiast każdy z nas potrzebuje czegoś co by trwało, czegoś co mogłoby się powtarzać w czasie czyli trwać. Jedyna możliwość to ciągła prośba o to, aby to wydarzenie znów się wydarzyło, aby ta rzecz ciągle trwała. Prośba jest przeciwieństwem uczucia, jest osądem. Prosi i pyta ten, kto wie czego chce, osądza, że to o co prosi jest najważniejszą rzeczą w jego życiu. Właśnie Jan i Andrzej spytali nieznanego óóczłowieka: „Mistrzu, gdzie mieszkasz?”. My jesteśmy wspomniani. Nasze Towarzystwo pomaga nam każdego dnia ożywiać to pytanie. Jeśli to zależałoby tylko do naszej dobrej woli, czy wspaniałomyślności byśmy w końcu zapominali o prośbie. Natomiast zawsze jesteśmy wspomagani. Wielka pomocą jest tu Szkoła Wspólnoty. Z jakiego powodu w Ruchu w takiej chwili wynaleziono te formułę, ten sposób. Po to, aby mieć możliwość nie zapominania o tym, co się nam wydarzyło, i aby móc o to ciągle prosić. Na czym polega konkretnie Szkoła Wspólnoty? Czego od nas wymaga to narzędzie, które nazywa się Szkołą Wspólnoty? Mówi o tym sama nazwa, która wyjaśnia jej rację i cel. Jest miejsce gdzie się uczymy jak w każdej szkole na tym świecie, jest to miejsce gdzie można się uczyć. Uczyć się tego co się nam wydarzyło, uczyć się wspólnoty, uczyć się miejsca gdzie się żyje. Jak możemy zrozumieć to, że książka jest miejscem, które uczy mnie tego co się mi przydarzyło? Wracamy do tego co wcześniej podkreśliłem. Nie może to być sentymentem to jest osąd. Czytanie osobiste linijka po linijce, fragment po fragmencie, słowo po słowie, strona po stronie. To jest decyzja, wybór dokonywany przez pewną racje, aby nauczyć się zawsze tej samej rzeczy czyli wydarzenia, które nas pochwyciło. Po czytaniu jeszcze musi mieć miejsce medytacja, refleksja wspólna, wspólne miejsce gdzie ta praca osobista jest uzupełnieniem. Zaczynając te pracę widać kto spośród nas ją rozpoczął, jest to od razu dotykalne ponieważ ta praca zmienia nasze życie. Zaczynając tę pracę stajemy się bardziej świadomi tego co się nam wydarzyło, bardziej zdolni, aby stawiać czoła problemom naszego życia, problemom związanym z naszą pracą, rodziną, nauką w świetle tego, co się nam wydarzyło. Uznajmy, że sami nie jesteśmy w stanie temu wszystkiemu podołać, pomóżmy sobie nawzajem, aby to w czasie potrwało.
Ksiądz Luigi Negri Chciałem tylko teraz nawiązać do ostatnich dwóch słów. Jest istotne bowiem, abyśmy te słowa usłyszeli i przyjęli z pełna otwartością. Co dzieje się kiedy na poważnie podejmuje się pracę nad Szkołą Wspólnoty. Te dwa świadectwa, które usłyszeliśmy dają nam tę odpowiedź. Jest ona bardzo prosta i bardzo konkretna. Rodzi się i odnawia się Wspólnota. Prawdziwa Wspólnota, a nie jako zbiór interesów partykularnych, nie jako zbiór uczuć i reakcji. Wspólnota jest miejscem, które z rozpoznanej obecności Chrystusa wypływa w miłość wśród braci. Skoro mamy wspólnie Jego możemy zatem mieć między sobą wszystko wspólne. A to wibruje, drga bardzo intensywnie na tej ławce w Atenach. I to jest spojrzeniem, z którym się spotkaliśmy, w moim przypadku dzisiaj rano po wielu miesiącach. Tak więc p0wtarzamy to nowe słowo, którego się nauczyliśmy na rozpoczęciu roku w Mediolanie, którego my będziemy musieli się nauczyć w tych latach. Wspólnota jest domem. Twoja rodzina jest domem, w którym Chrystus jest obecny i zmienia relacje między tobą i twoim mężem. Wspólnota uczniów w szkole jest domem. Wspólnota obecna w parafiach albo w danej wsi jest domem. Dom jest miejscem gdzie jest się braćmi ponieważ ma się jednego ojca. Jest to zdolność przejęcia od drugiego miłości, która jest niemożliwa dla człowieka. A w tym domu wydarza się jedynie wielki cud, który jest znakiem obecności Boga w świcie, czyli przebaczenie. Nasza Wspólnota na wszystkich poziomach od tych Wspólnot najbardziej prowizorycznych, które rodzą się w środowiskach po te bardziej stabilne, którymi są rodziną lub dom Grupy Adulto są domem Boga z nami, a ponieważ są domem Boga z nami czynią nas braćmi dlatego poziom najbardziej dojrzały, najbardziej prawdziwy naszego ruchu nazywa się Bractwem. Nauczymy się przeżyć ruch jako dom, jako dom gdzie wszystko staje się nowe, gdzie życie codzienne jest przezywane w imieniu Boga, a ponieważ jest przezywane w imieniu Pana staje się radosne. Moje serce jest radosne ponieważ Bóg żyje, a Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości ten trwa w Bogu, a Bóg w nim. Ja Wam tego życzę, proponuję, abyście ciągle wzrastali w tym doświadczeniu, że Ruch jest domem, ale jeżeli nie ma Szkoły Wspólnoty nie ma domu ponieważ fundamentem i strukturą tego domu jest jasna świadomość tego co się wydarzyło. Bez ojca i matki, którzy wiedzą nie ma domu, bez ojca i matki, którzy łącza się z tradycją, którą oni znają, nie ma domu. Dlatego tak na Wschodzie jaki na Zachodzie człowiek jest słaby i kruchy ponieważ już nie ma domu. Nawet jak człowiek żyje z człowiekiem starszym od siebie, którego nazywa ojcem i z kobieta starszą, którą nazywa matką to nie jest to dom, ponieważ oni nie znają, nie wiedzą. Odkryjemy Ruch jako dom w miarę jak będziemy przeżywać Szkołę Wspólnoty, tak jak to dzisiaj zostało opisane. A oto ostatnie słowo i wielka perspektywa. Z jakiego powodu istnieje dom Boga w świecie, którym jest Kościół? Dla jakiego powodu przezywamy codziennie to braterstwo, które jest w Ruchu, w tym wielkim domu, którym jest Kościół, którym jest Chrystus? Po to, aby nosić Chrystusa ludziom, aby ludzie mogli Go poznać i kochać, aby objawiła się w świecie chwała Boga zmartwychwstałego tak jak mówił ostatnio ksiądz Giussani, chwała Chrystusa zaczyna się rodzic w historii. My przenosimy chwałę Chrystusa w świecie jeżeli rozszerzamy ten nasz dom, jeżeli wchodzimy w środowiska wnosząc w nie naszą jedność, a ta jedność rozszerza się ku innym nowym ludziom każdego dnia. Żyjemy w domu, żeby wejść w świat, żeby wnieść nasz dom w świat, aby nasz dom pokrywał się z sercem każdego człowieka. „Bądźcie moimi świadkami aż po krańce ziemi”, ostatnie słowo wypowiedziane przez Pana do tej grupki, która stanowiła Jego dom na świecie, Jego Kościół. Jesteśmy razem, żeby wnosić chwałę Chrystusa w świat, świat, który spotykamy każdego dnia, nazywa się on również środowiskiem. Dlatego staramy się przeżyć misję chrześcijańską w środowiskach. A znakiem, że nasz dom jest prawdziwy jest to, że sprawia, że my pragniemy i kochamy misje każdego dnia tak jak to się dzieje również wśród Was.
Krystyna Borowczyk Chciałabym to, co ks. Luigi przed chwileczką powiedział udokumentować prostymi faktami, śktóre przeżyła nasza lubelska Wspólnota właściwie już na koniec poprzedniego roku i na początku tego roku szkolnego. Pierwszym takim momentem naszej maleńkiej obecności, w środowisku Katolickiego Uniwersytetu stal się barek, który z grupą kilku przyjaciół zorganizowaliśmy podczas egzaminów wstępnych na studia, ale o tym, Arek mówił na wakacjach więc ten moment tylko przypominam. Natomiast na rozpoczęcie roku wsparci przez naszych przyjaciół, naszych prowadzących postanowiliśmy wymyśleć choćby jakieś dwa maleńkie gesty, którymi chcielibyśmy wyjść naprzeciw pierwszakom, tym, którzy rozpoczynają studia. Wymyśliliśmy takie dwa gesty. Pierwsze to było oprowadzanie. Wycieczka z przewodnikami po labiryntach KUL`owskich. Drugim momentem było spotkanie przy herbatce „Mroki i uroki studenckiego życia| żeby przygotować te dwa momenty, trzeba było, abyśmy właśnie razem do tego się zabrali w sposób bardzo prosty. W domu jednej z naszych przyjaciółek przy obiedzie, czy przy kolacji właśnie w takiej zwyczajności rodziło się to nasze maleńkie dzieło obecności. Przygotowaliśmy pięćset ulotek, które w dniu rozpoczęcia roku akademickiego, po mszy świętej jaka zwykle jest w tym dniu i po spotkaniu pierwszaków w ramach wydziałów ze swoimi dziekanami nasi przyjaciele zaatakowali to znaczy wręczali te ulotki do ręki, przedtem jeszcze dwoma słowami zachęcili, powiedzieli, że będzie taki gest wręczania ulotek i potem właśnie zostały te ulotki rozdane. Rozdaliśmy jak powiedziałam pięćset sztuk. Nadszedł dzień czwartek, 6 października, my zgormadzeni w holu, w pełni napięcia czekamy. Przychodzi moment kiedy się nawet zaczęliśmy denerwować, rozdaliśmy pięćset ulotek i nie ma nikogo. Ale właśnie to jest łaska, w momencie kiedy myśmy byli już zdenerwowani, w tym momencie zaczynają przychodzić ci pierwszacy. Poczekaliśmy chwilkę, oprowadziliśmy ich po Uniwersytecie, zeszliśmy do barku na wspólna herbatkę i ciastko, które im ufundowaliśmy i tego wieczora rozeszliśmy się. Co było piękne, że na twarzach tych młodych ludzi z całej Polski była radość, było coś niesamowitego, ze ktoś wyszedł im naprzeciw, że ktoś jakoś o nich pomyślał. Gdy ks. Negri mówił o domu to dla mnie jest to jak, wyczekiwanie na dziecko, które się rodzi i kiedy to dziecko jest wyczekiwane to w jakimś momencie jest ten uśmiech szczęścia potem u dziecka, które nam tym też odpłaca, ale to nie chodzi o zapłatę. Drugi moment to właśnie to spotkanie przy herbacie na temat: „Mroki i uroki studenckiego życia”. Bardzo proste spotkanie, niczego nie wymyślaliśmy. To, co właśnie bardzo mnie uderzyło w tych naszych gestach to to, że myśmy nie musieli niczego wymyślać. Po prostu chcieliśmy zwyczajnie z tymi naszymi młodymi przyjaciółmi się podzielić tym czym dla nas jest studiowanie. Dlatego zwróciliśmy uwagę, że ważna jest nauka, ze ważne jest chodzenie do biblioteki, ale że ważny tez jest moment, kiedy się spotykamy, żeby się wspólnie pouczyć, żeby się wspólnie pomodlić, żeby pójść wspólnie na herbatę czy do kina, żeby się wspólnie pobawić. W ciągu tej półtorej godziny właściwie chyba to jakoś tym naszym młodym przyjaciołom pokazaliśmy. I znowu radość, znowu szczęście nasz i szczęście, które widzieliśmy na twarzach tamtych ludzi i ciągle sobie to powtarzamy, że nie liczymy na efekty, bo gdybyśmy liczyli na efekty to właściwie moglibyśmy powiedzieć 500 ulotek, a przyszły 23 osoby, a w sumie było około 50 osób na tych dwóch spotkaniach. A już Pan Bóg daje nam pierwsze owoce, którymi się cieszymy. Mianowicie jeden z tych chłopców chciał zamieszkać z naszymi przyjaciółmi we wspólnym mieszkaniu, już parę osób zaczyna przychodzić na Szkołę Wspólnoty, i to jest nasza radość.
Ksiądz Luigi Negri Aby słowa, które usłyszeliśmy, a fakty którym daliśmy świadectwo odtworzyły w naszym życiu drogę prawdziwszą i głębszą. Czytając razem te zdania, które don Giussani nam dał na 40-lecie naszego Ruchu, uczyńmy to z prośbą i pewnością, że te rzeczy wydarzyły się nam. Te fakty, które się wydarzyły 2000 lat temu są dla nas. Te rzeczy, które odnowiły się w tym doświadczeniu, które trwa od 40 lat są dla nas. Wydarzenie, miłość, prawda, dom, misja, aby óbyły prawdziwe dla każdego z nas tak jak są prawdziwe dla serca Kościoła, tak jak są prawdziwe w sercu tego człowieka, który zrodził nasze Towarzystwo i którego słowa znów czytamy razem. „w miarę jak dojrzewamy jesteśmy widowiskiem dla nas samych i jeśli Bóg zechce również dla innych. Widowiskiem ograniczenia i zdrady, a więc upokorzenia, a jednocześnie niewyczerpanej pewności pokładanej w łasce, która daruje się nam i odnawia każdego ranka, stąd bierze się ta charakteryzująca nas prostoduszna zuchwałość dzięki której każdy dzień naszego życia rozumiemy jako ofiarę dla Boga, aby Kościół istniał wewnątrz naszych ciał i naszych dusz poprzez materialność naszej egzystencji”. Dobrego roku i dobrej pracy!
Po przerwie: Ksiądz Józef Adamowicz Mamy teraz jeszcze trochę czasu, który możemy przeznaczyć na pytania, problemy i radości w obliczu tego wszystkiego co nam się dzisiaj od rana tutaj wydarza.
Ksiądz Jurek Nie jest to pytanie, ale chciałbym się podzielić doświadczeniem, które ostatnio u nas się wydarzyło w związku z gestem charytatywnym. Znów po wakacjach postanowiliśmy wybrać się do domu dziecka do Gliwic, przygotowaliśmy się do tego wspólnie i kiedy przyszliśmy po dłuższej przerwie po wakacjach, musze przyznać, że przeżyłem szok, który trudno opisać. Podam kilka faktów. Jedna z wychowawczyń Krystyna, z którą jesteśmy już zaprzyjaźnieni bo historia trwa od około dwóch lat mówi: „Dzieci od 3 godzin siedzą na schodach i czekają na Was. Kiedy przyszliście zbiegły na dół, była wielka radość,. Pamiętam pierwsze spotkanie jak było trudno w ogóle, żeby dzieci przyszły, żeby w ogóle chciały być z nami, żeby podjęły jakąś zabawę. Wszystko było na „nie”. To spotkanie było dla mnie wstrząsające. Ochota z jaką podejmowały zabawę, w ogóle uczestniczyły, a jednocześnie nasza jedność, która w tym wszystkim się objawiła była czymś zachwycającym. To miejsce widzę jako wielki dar dla nas, ze można zobaczyć jak w czymś pięknym uczestniczymy i jak to przemienia nas, naszą przyjaźń, a jednocześnie jak czyni innym to miejsce, do którego również chodzimy, i które odwiedzamy.
Ksiądz Negri Chciałem podkreślić jedną sprawę dotyczącą tego świadectwa, cos co wydaje mi się bardzo istotne. Kiedy współdzielimy sytuację trudną, a właśnie gest charytatywny jest zawsze podejmowany w miejscach trudnych, wśród chorych, dzieci, starszych, ludzi ubogich. Kiedy wchodzimy w takie sytuacje rozumiemy dwie bardzo istotne sprawy. Pierwsza jest to, że człowiek jest ubogi nawet kiedy myśli, że jest bogaty. Te sytuacje stanowią o obliczu człowieka i świata. Oblicze człowieka cechuje opór w kontaktach. Człowiek jest samotny i nie ufa. To jest owoc ideologii, które zdominowały ludzkość w ostatnich wiekach. Człowiek jest samotny, sam ze sobą i instynktownie nie otwiera się na drugiego. W ten sposób uczymy się rzeczywistości. Kiedy jesteśmy raz i rozgrywamy to wszystko z tymi ludźmi sprawa ta jest bardziej wstrząsająca dla nas niż dla nich. Musimy sobie codziennie powtarzać dlaczego my natychmiast ufamy drugiemu? Dlaczego pragniemy spotykać się z ludźmi? Dlatego, że wydarzyło się nam i wydarza się jedyna rzecz, dla której człowiek może przejąć życie, przejąć fakt, że żyje, jedyna rzecz, dla której człowiek może zgodzić się przejść swoje życie wychodząc od tego czym on jest. Jest to fakt, że Jezus Chrystus pokochał nas i kocha nas. Zycie wychodzi od Ojca i wraca do Ojca, który nas kocha. Możemy otworzyć się ku innym ponieważ Jezus Chrystus otworzył się ku nam. Na tym polega miłość mówi św. Jan. Nie ludzie kochali Boga, ale Bóg kochał ludzi. Pierwszą rzeczą jaka nauczymy się w naszych gestach charytatywnych jest sytuacja, w której człowiek żyje, a tylko dla Chrystusa wchodzimy w taka sytuację. Druga sprawa jest bardzo istotna konsekwencją. Jeżeli otwieramy się na potrzeby starszych, chorych i dzieci. Nie możemy nie pragnąć żyć w ten sposób ze wszystkimi ludźmi. Gest charytatywny nie jest wyspą w zwyczajnym życiu. Gest charytatywny uczy nas miłości jako zwyczajnego wymiaru istnienia. Potrzebna jest ta sama miłość z własnymi kolegami ze szkoły, musi istnieć ta sama miłość wobec tych, z którymi pracujemy każdego rana, rodzina musi żyć ta sama miłością z innymi rodzinami, które mieszkają z nią w tym samym bloku i spotykają się na schodach lub w windach, a nie kłaniają się nawet ponieważ nie widzą siebie nawzajem. Gest charytatywny musi nas nauczyć przeżywać w sposób prawdziwy codzienne życie. Ale tylko świadomość, że Chrystus jest wszystkim pozwala na to, aby to się wydarzyło. Jedną z największych a zarazem najbardziej dwuznacznych spraw naszych czasów jest to co nazywa się wolontariatem. W geście charytatywnym nie jesteśmy ochotnikami, bo kiedy człowiek myśli, że zrobił coś jako ochotnik, to później czuje się w porządku wobec siebie i żyje normalnym życiem według kryteriów tego świata. Gest charytatywny jest konkretnym punktem, który otwiera do nowego przeżywania życia codziennego. To przejście nie jest wspomagane przez gest charytatywny. To znaczy jest wspomagane przez gest charytatywny, jeśli jest on przezywany wychodząc od Szkoły wspólnoty ponieważ Szkoła wspólnoty kształci mentalność, a więc wychowuje również serce. Natomiast jeżeli gest charytatywny jest wyłącznie dziełem serca pozostaje tylko szczególnym momentem. Nie wiem, czy wyjaśniłem dobrze, to co chciałem powiedzieć. Dla mnie tym było podejmowanie gestu charytatywnego, kiedy byłem uczniem liceum, a pamiętam z wielką wdzięcznością ten czas poświęcony dzieciom ze stref podmiejskich Mediolanu. Strefa ta nazywała się Bassa. Mówiło się o inicjatywach na nizinie Bassa. Było to czymś wielkim, bo wychowywało nas do przezywania miłości ze wszystkimi i wobec wszystkich, a na przykład także nauczyło nas przeżyć życie jako powołanie. Nie można przeżyć gestu charytatywnego, a potem ustawić własne życie jako pewien projekt i mieć pojęcie o pracy, jakie wszyscy wokół mają.
Student z Lublina Usłyszałem dzisiaj podczas konferencji piękne słowa, że Wspólnota jest domem, w którym każdy z nas jest kochany iw którym uczymy się kochać drugiego człowieka. W naszej Wspólnocie od pewnego czasu podjęliśmy gest wspólnego mieszkania. Są takie dwa miejsca gdzie mieszkamy razem. Są to dwa domy: męski i żeński i ponieważ wciąż jest to dla mnie nowe doświadczenie chciałbym prosić o wyjaśnienie co to znaczy, ze dom jest miejscem pamięci. W jaki sposób przeżywać ten gest, aby służył temu do czego jest powołany.
Ksiądz Negri Myślę, że mogę powtórzyć to co zawsze mówię swoim przyjaciołom studentom, którzy mieszkają razem w różnych mieszkaniach ponieważ wydaje mi się, że to odnosi się do doświadczenia mieszkań, gdzie żyją razem studenci. To, że dom jest miejscem pamięci oznacza, że modlitwa i Szkoła wspólnoty nie stanowią czegoś obcego w waszym życiu, w mieszkaniu razem. Modlitwa i Szkoła wspólnoty muszą określać pozytywnie Wasze wspólne życie, żeby nie było to tylko wspólne mieszkanie podyktowane tylko instynktem. Aby pamięć była w centrum wszystkiego jest to związane z pewnymi gestami. Niekoniecznie trzeba robić Szkołę wspólnoty w mieszkaniu, raczej Szkołę wspólnoty należy robić we własnej wspólnocie studenckiej, ale wasze rozmowy nie mogą być rozmowami o wszystkim, nie mogą być takie same jak innych. Szkoła wspólnoty musi jakby dać ton tym rozmowom, i czasami musi nadać treść tym Waszym rozmowom. Na przykład, kiedy podczas wspólnego posiłku rozmawiałoby się o Szkole wspólnoty byłoby to pięknym znakiem. Jeżeli pamięć zajmuje centralne miejsce, wtedy objawia się sprawa najbardziej wychowawcza ze wspólnego zamieszkania. Punkt najbardziej wychowawczy wspólnego mieszkania nazywa się odpowiedzialnością. Chłopak, który żyje do trzydziestego roku życia w rodzinie, gdzie wszystko mu się należy, gdzie mu się służy na każdym kroku dojrzewa dużo wolniej do odpowiedzialności. Odpowiedzialność za porządek w mieszkaniu, za czystość, za przygotowanie posiłku, kiedy przypada jego kolej. Czuć się uczestnikiem zaspokajania potrzeb innych, którzy razem mieszkają, to wszystko tworzy odpowiedzialność, która potem jest przydatna na całe życie, która służy na całe życie. Jeśli to wspólne mieszkanie jest tak przezywane stanowi wielka okazję do wzrostu. Znam ludzi, którzy dojrzeli właśnie poprzez to doświadczenie. Jeżeli natomiast pamięć nie jest w centrum wszystkiego, wszystko staje się dwuznaczne, a więc wtedy jest gorzej niż gdyby się mieszkało osobno, ponieważ wady się sumują, błędy się sumują, a przede wszystkim jeżeli nie ma pamięci przeważa instynktowność. Instynkt może rodzić wielkie przyjaźnie, które spalą się później natychmiast, następnie instynkt może być źródłem wielkich nienawiści, które trwają całe życie. Towarzystwo jest trudem. Św. Ludwik Gonzaga mówił, że życie wspólna jest największą pokutą. Dlatego zróbcie to dobrze, zróbcie to w sposób przydatny. Jedyna rzeczą, która czyni towarzystwo przydatne jest to, że w centrum towarzystwa jest pamięć o nim, a nie własne uczucia. Może Faldi, który jest przewodnikiem największej Wspólnoty studenckiej na świecie i nosi na sobie brzemię wszystkich kłopotów, które rodzą się w mieszkaniach studenckich może coś dodać.
Michele Faldi Chce dodać jedną tylko rzecz. Ja tez żyłem w takim mieszkaniu w czasie kiedy studiowałem. Wiem dość dobrze jakiego rodzaju problemy wyłaniają się w takim życiu. Pewnego roku było nas w mieszkaniu czternastu studentów. Mogę tylko podkreślić to co powiedział ks. Luigi dotychczas. Żeby dać taki syntetyczny obraz powiedziałbym, że mieszkanie jest narzędziem, a narzędzie może służyć jeżeli służy jakiemuś celowi. Jeżeli nie służy celowi, może być przepięknym narzędziem, ale niczemu nie służy. To tak, jakby mieć przepiękny fortepian w salonie swojego domu. Jeżeli człowiek wie jak się go używa i czemu słuzy to może na nim grać. Jeżeli natomiast człowiek nie wie co to jest i do czego służy to jest tylko przeszkodą w domu. W związku z tym nie jest istotne samo mieszkanie, ale istotne jest jak się przezywa to wspólne mieszkanie, kto jest w tym mieszkaniu. Jeżeli bierze się pod uwagę te uwagi poczynione przez ks. Luigiego wcześniej, wydaje się pewnym to, że nawet to miejsce stanie się znaczące w rzeczywistości, w której jesteście. Będzie punktem odniesienia dla ludzi, z którymi żyjecie, będziecie odwiedzani przez ludzi, których spotykacie ponieważ będą zaciekawieni doświadczeniem, które nosicie i może stać się to okazja spotkania dla wielu, którzy nie znają Waszego doświadczenia. Zależy to od tego, kto jest w tym mieszkaniu, ale przede wszystkim zależy od tego, czego pragną dla siebie ci, którzy są w tym mieszkaniu. W Mediolanie, gdzie jestem, jest co najmniej 70 mieszkań tak zamieszkanych. Niektóre są ewidentnie takie, w innych jest trudniej, jeszcze inne w ogóle nie są takie. To nie zależy od tego, ze jest mieszkanie, ale od świadomości, którą każdy kto jest w tych mieszkaniach ma. Chciałem przestrzec, że wspólne mieszkanie na pewno nie jest gwarancją. To nie jest tak, że przez sam fakt, że mieszkamy razem mamy gwarancje, że mamy życie wspólnotowe, ponieważ nic pod tym względem nie daje gwarancji. Może tak się stać jedynie poprzez prawdziwe dążenie osobiste. Ostatnia rzecz, nie zrażajcie się jeżeli przychodzi Wam to trudno, bo trzeba być realistą i brać pod uwagę to, że tak może być. Pomóżcie sobie nawzajem w tym i szukajcie pomocy także poza mieszkaniem, przede wszystkim poza, ponieważ tak zrozumiałem to, co powiedział ks. Luigi dziś rano, że prawdziwym domem jest Ruch, Wspólnota. Cała reszta to są przykłady tego. Prawdziwy dom, do którego trzeba dążyć, który trzeba budować jest Wspólnotą. Mogę także doradzić jak gotować szybko dla wielu osób w jednym mieszkaniu.
Ksiądz Luigi Negri To co Michele teraz powiedział ma w sobie taką cenna myśl, która jest prawdziwa nie tylko dla wspólnego mieszkania, ale dal wszystkiego w ogóle. To jest podstawowe pojęcie katolicyzmu, które nasz Ruch uczyniło metodą. Jakie jest to pojęcie? To, że nic nie przychodzi mechanicznie, także nie ma nic, co nam da gwarancję. Jedyna rzeczą, która nam daje gwarancję jest nasza wolność, która ryzykuje każdego dnia. Nie wystarczy założyć rodzinę, żeby rodzina posiadała swoje prawdziwe wymiary. Te dwie osoby musza każdego dnia rozpoznać wydarzenie obecne we wspólnocie. Nie wystarczy, żeby istniała już utworzona wspólnota na mojej uczelni. Wspólnota musi się odradzać codziennie we mnie i dla mnie. Wspólnota rodzi się w jakiś sposób we mnie z powodu mojej postawy, mojego stanowiska. Nawet sakrament nie stanowi mechanicznej gwarancji, ponieważ jeżeli Eucharystia nie spotyka świadomości i wolności to do niczego się nie przydaje. W naszej metodzie wszystko się koncentruje na osobie. Właśnie dlatego, że wszystko koncentruje się na wydarzeniu, na inicjatywie Boga, czyli na Chrystusie obecnym. Chrystus obecny jako partner, ma partnera – moją wolność. Partnerem Chrystusa nie jest Wspólnota, nie jest ludzkość, nie struktura. Partnerem Chrystusa jest moja wolność, którą pewnego dnia musze powiedzieć, że przyjmuję. I to rodzi wspólnotę w świecie. Kto zrodził Kościół w świecie? Maryja urodziła Chrystusa we własnym ciele. Mówię, że nasz Ruch jest miejsce gdzie codziennie zwalcza się mechaniczne działanie. Natomiast jednym z najgorszych błędów świata niechrześcijańskiego, a również chrześcijańskiego jest to, żeby zrzucać dramat wolności na działanie mechaniczne. Wspólnota nie zastępuje twojej wolności. Podtrzymuje i wychowuje twoją wolność. I będzie to dla was jasne kiedy będziecie robić Szkołę wspólnoty nad trzecim i czwartym tomem drogi, czyli jak będzie mowa o Kościele. Jakie jest zadanie Kościoła w świecie? Nie zastąpienie człowieka w jego wolności, marksizm tak robił, faszyzm tak robił, konsumpcjonizm dzisiaj tak czyni, kiedy nie traktuje was jak ludzi, ale jak konsumentów wyrobów. Kościół żyje po to, aby wychować twoją wolność tak, aby odpowiadała Chrystusowi. To co Faldi przywołał odnośnie życia w mieszkaniu to jest prawda dla życia w Ruchu w ogóle. Bez dramatu wolności nie ma Ruchu, bez dramatu wolności, która daje siebie, powierza siebie, konfrontuje się w żywy sposób z danym środowiskiem. Jaka jest rola odpowiedzialnego w tej Wspólnocie, która jest domem? Rola odpowiedzialnego jest taka, aby być świadkiem tego, że on idzie za ruchem. Właśnie dlatego, ze idzie za Ruchem ma w sercu życie swoich braci. Wszystkim wskazuje punkt, za którym trzeba iść i dowartościowuje wszystko to, co Pan rodzi. Nie jest ani szefem, ani właścicielem, ani organizatorem, jest starszym bratem. Starszy brat jest znakiem ojca. Przywołuje do ojca, dba o swoich braci i cieszy się kiedy jego bracia sa lepsi niż on sam. Genialnością odpowiedzialnego jest dowartościowanie tak powiedział ostatnio ks. Giussani na psotkaniu, w którym uczestbniczył tez Michele faldi. My nie rządzimy nikim, świadczymy tylko o tym, że idziemy za Kimś większym niż my sami jesteśmy, lezy nam na sercu jednośc naszych braci, dziwimy się z tych wielkich rzeczy, które Bóg pozwala, żeby się wydarzyły chociaż my tych rzeczy nie wymyśliliśmy. Dziwimy się właśnie dlatego, że my ich nie wymyśliliśmy, a Pan Bóg pozwala i tak, aby się wydarzyły. My nie prowadzimy ludu, prowadzimy lud o ile my idziemy za nim. Wydaje mi się, że mamy wielki przykład na to, jest nim Papież, którego Polska nam podarowała.
Ksiądz Józef Adamowicz Ksiądz Giussani w czasie spotkania z odpowiedzialnymi z całego świata w La Thuile w sierpniu tego roku, w którymś momencie takiego spotkania pytań i odpowiedzi powiedział mniej więcej tak: „To wydarzenie, które tutaj w taki sposób stoi przed Tobą, pyta cię «kochasz Mnie»?. Myślę, że ta scenka, te parę słów oddaje doskonale to co przeżyliśmy przez te kilka godzin w dniu dzisiejszym. To wydarzenie Chrystusa w tej formie, jaka my tutaj stanowimy, w twarzy ks. Luigi Negri, Michele Faldi, Zdzicha Bradela, ks. Józefa Jonczyka, mojej i wielu wielu innych, to wydarzenie stanęło przed nami na nowo tutaj w tej chwili dzisiaj i pyta każdego z nas z osobna, bo odpowiedź może być udzielona tylko przez osobę: czy kochasz Mnie? Myślę, że sposób w jaki stanęliśmy wobec tego wydarzenia był sposobem, który można określić słowem prośba, o tym była mowa dzisiejszego ranka w wypowiedziach ks. Luigiego, w sposobie w jaki przyjęliśmy sobie nawzajem w uwadze, w milczeniu, w cierpliwości, w tej właśnie postawie prośby podobnie jak Szymon nad Jeziorem tyberiadzkim po zmartwychwstaniu. Mówiliśmy temu wydarzeniu „tak”: „Tak, Ty wiesz, że Cię kocham, że chcę Cię kochać”. To wydarzenie będzie nieustannie obecne, ono przychodząc do tego świata lat temu dwa tysiące pozostaje na zawsze. Chciejmy idąc dalej tymi drogami, które Pan Bóg przed nami otworzy pomagać sobie nawzajem wciąż słyszeć to pytanie i wciąż odpowiadać „tak”: „Ty wiesz, że Cię kocham”. Podkreślamy jeszcze raz na sam koniec chociaż wiele razy była już o tym mowa, że nie ukształtujemy naszej świadomości, by rozpoznawać nieustannie to wydarzenie, nie ukształtujemy naszego serca, żeby je nieustannie kochać. Nie zaniesiemy je nigdzie, zamkniemy je, spróbujemy je zamknąć, ale tak się nie da, nie niszcząc wtedy samych siebie, jeśli się nie będziemy tego wydarzenia uczyć. Stąd Szkołę wspólnoty polecamy wciąż jako podstawowe fundamentalne, niezastąpione niczym narzędzie. Róbmy ja jak najlepiej. Ona będzie nam pozwalała odpowiadać z coraz większą mocą: „Tak Ty wiesz, że Cię kocham, cieszę się, raduję się Twoja obecnością i z tej obecności i z mojego przylgnięcia do niej chcę uczynić kryterium absolutnie i ostateczne każdego sposobu z jakim będę konfrontował się z cała rzeczywistością, która mnie otacza” wtedy będzie rzeczywiście miejsce na budowanie prawdziwej Wspólnoty, prawdziwego braterstwa. Prawdziwa miłość będzie rzeczywiście ofiarowana każdemu z nas, będziemy ja umieli nieść dalej i mamy nadzieję, że także na naszej polskiej ziemi ten Kościół istniejący ontologicznie jakby w tym wymiarze historyczno-egzystencjalnym stanie się możliwy do przezywania jako dom Boga z ludźmi rodzący prawdziwe braterstwo. Myślę, że dziękując naszym włoskim przyjaciołom ks. Luigiemu, Michele za ich obecność jeszcze raz przywołamy księdza Giussaniego: „W miarę jak dojrzewamy stajemy się widowiskiem dla nas samych i jeśli Bóg zechce również dla innych”., właśnie pomagajmy sobie nieustannie utrzymywać to zdumienie wobec tego czegoś większego w co zostaliśmy włączeni, „widowiskiem ograniczenia i zdrady, a więc upokorzenia, a jednocześnie niewyczerpanej pewności pokładanej w łasce, która daruje się nam i odnawia każdego ranka”; nie będzie takiej chwili i nie będzie takiej sytuacji, która byłaby opróżniona z tego wydarzenia. Mogą być niestety takie chwile i takie sytuacje, kiedy to my przejdziemy obojętnie nie odpowiadając naszym „tak, ja Cię kocham” i jesteśmy po to, żeby jeden drugiego przed tym chronił. Stąd bierze się ta charakteryzując nas prostoduszna zuchwałość dzięki której każdy dzień naszego życia rozumiemy jako ofiarę dla Boga”, aby Kościół istniał wewnątrz naszych ciał i naszych dusz, poprzez materialność naszej egzystencji”. Jest nas wystarczająco dużo, żeby każdy człowiek na naszej polskiej ziemi, dowiedział się, że jest w tym świecie obietnica, której na imię Jezus Chrystus, a forma Jego obecności to Kościół, który jest domem Boga z ludźmi przygarniającym, otwartym dla każdego, zakończymy modlitwą Anioł Pański. |