Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1995 > kwiecień

Ślady, numer 1 / 1995 (kwiecień)

La Thuile. Tracce, paĹşdzernik 1994, Parola tra noi

Wydarzenie chrześcijańskie i jego trwanie w historii

Międzynarodowe Spotkanie Odpowiedzialnych, La Thuile, 30 sierpnia 1994. Pytania i odpowiedzi


Dlaczego należy podkreślić, że chrześcijaństwo jest wydarzeniem i dlaczego odrzucamy kategorię wydarzeniową?

Prades: Jest rzeczą bardzo ważną zachowanie słowa wydarzenie (avvenimento), albo innych słów, którymi posługiwaliśmy się przy innych okazjach, jak: zdarzenie (evento) lub fakt (factwo), ponieważ jedynie one pozwalają uchwycić, zorientować się w tym, czym jest chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo jest tym, co nam się wydarza, tym, co nam się w wydarzyło poprzez ludzkie spotkanie: to w zderzeniu się z czymś teraźniejszym, a nie do przewidzenia, czymś, co nie jest w żadnym wypadku wynikiem jakiegoś naszego projektu, naszej idei, naszej kalkulacji, domniemania, rodzi się owa nowość, która czyni nas prawdziwymi, czyni nas sobą. Pragnienie naszego serca, to, czego chcemy znajduje swą odpowiedź – tak, że życie nie idzie na marne – w sposób nieprzewidywalny, do tego stopnia, że posłużyliśmy się słowem przypadek (caso), żeby jakby zmusić całą naszą osobę do uznania faktu, iż prawda życia jest podarowana, przychodzi, w sposób którego nikt z nas nie mógł przewidzieć. Takiemu rozumieniu chrześcijaństwa stawia opór nie tylko powszechna mentalność, ale również nasze serce, my sami. Jest to paradoks, ale wygodniej nam, gdy chrześcijaństwo traktujemy jako zbiór reguł, doktryn, ponieważ tego typu rzeczą można zarządzać, kontrolować według własnego uznania: owszem, płaci się cenę smutku, nicości. Ale pokusa, która się wkrada, wskutek której stawiamy opór, to jakby możliwość zawłaszczenia sobie prawdy. Roszczenie obecne od samego początku: «nie przyjmuję tego, co mi jest dane, robię po swojemu».

 

We wczorajszej konferencji wydarzenie zostało zdefiniowane jako coś przypadkowego (akcydentalnego), coś, poprzez co objawia się Tajemnica. Wielokrotnie powiedziano również, że cała rzeczywistość jest wydarzeniem. Jednak pojmowanie całej rzeczywistości jako wydarzenia stwarza większe trudności, niż te, które napotykamy przy rozumieniu towarzystwa jako wydarzenia. Jak stawić czoła tym trudnościom?

Prades: Zostaliśmy uczynieni, chciano nas i uczyniono, abyśmy rozpoznali całą rzeczywistość jako pochodzącą od Tajemnicy. Nasz rozum sięga swego punktu kulminacyjnego, a więc jest naprawdę bardziej rozumny, gdy rozpoznaje rzeczy takimi jakimi są, a rzeczy są o ile pochodzą od Kogoś Innego. Odwołaliśmy się przedwczoraj do analogii stworzenia, przytaczając również kilka przykładów. Pomyślcie jakaż intensywność życia została nam obiecana, intensywność, w której człowiek chwyta chwila po chwili, relację (więź) wszystkiego z Początkiem. Po co istniejemy, a nie dla jakiegoś mniejszego celu. Nasze dobro – to, iż nasze życie nie idzie na marne – znaczy, że każda chwila ma istotny związek z prawdą, że nic nie idzie na marne: po to właśnie istniejmy, to jest nasze szczęście. Od czasu do czasu zdarzają się te rzeczy i przywiązujemy się do nich, co są prawdziwe, ponieważ człowiek rozumie, ze to jest to, czego chce, to, co mu odpowiada. Nosimy jednak pewną ranę na sercu, grzech – słowo, którego być może wczoraj nie użyłem, bez którego jednak wszystko zrozumiałe jest tylko połowicznie, ponieważ nie rozumie się wszystkich czynników. Zawsze jest coś, co ulega wypaczeniu, co nie trwa przy prawdzie, przy początku, lecz nastawia pragnienia a więc i szczęście na rzeczy drobne. Jest słusznym twierdzenie, - na tyle na ile potrafię to zrozumieć – że człowiek łatwiej poznaje charakter wydarzeniowy wszystkiego w towarzystwie, ponieważ – otóż to – tu właśnie, w tym grzesznym świecie zaczyna się nowy świat. Istniejemy po to, aby wszyscy ludzie mogli dojść do takiego widzenia rzeczywistości, rzeczy, rodziny, dziecka, pracy itd., jak zaczęliśmy widzieć i rozumieć ja my, dzięki spotkaniu, które nam się przytrafiło.

 

Chciałbym skupić uwagę na pierwszej kwestii. Dlaczego tak ważna jest kategoria wydarzenia, również w odniesieniu do rzeczywistości Kościoła dzisiaj? O ile z jednej strony twierdzenie, że chrześcijaństwo jest wydarzeniem napełnia entuzjazmem, to z drugiej budzi trochę obaw.

Ksiądz Giussani: Wydaje mi się, Ĺźe jest rzeczą waĹźną definiowanie chrześcijaństwa jako wydarzenia, poniewaĹź jest wydarzeniem: jest czymś, czego wcześniej nie było, a teraz jest, w pewnym momencie pojawiło się. Jeśli chcemy uczynić wszystko prostszym, musimy zawsze wczuwać się w sytuacje Andrzeja i Jana, o ktĂłrej opowiada pierwszy rozdział Ewangelii św. Jana. Gdyby kazano mi mĂłwić tysiąc razy, tysiąc razy odwołałbym się do tego przykładu: jest to przykład ĹşrĂłdłowy! Dla Andrzeja i Jana chrześcijaństwem, albo lepiej, wypełnieniem prawa, spełnianiem się staroĹźytnej obietnicy, ktĂłrej wypełnienia oczekiwali dobrzy Ĺťydzi – jak  Anna prorokini, stary Symeon, pasterze, wszyscy ci ludzie opisani w pierwszym rozdziale św. Jana, to byli ludzie dobrzy, ktĂłrzy Ĺźyli nieskazitelną tradycją – dla Jana i Andrzeja zatem, tym, czego spodziewał się lud. Tym, ktĂłry powinien był przyjść, był Człowiek stojący tu, przed ich oczyma: znalazł się przed ich oczyma. A kiedy wrĂłcili do domu mĂłwili: ÂŤZnaleĹşliśmy MesjaszaÂť, tzn. powtarzali słowa, ktĂłre słyszeli z Jego ust. Przemawiając, powiedział, zakładam to, bo wprost nie ma o tym mowy: ÂŤJa jestem Mesjasz, ja jestem tym, ktĂłry ma przyjść». ZnaleĹşli się naprzeciwko Niego, stanął tu, przed ich oczyma. A oni, zdumieni, z otwartą buzią przysłuchiwali się Jego mowie: to była rzecz, ktĂłra się „zadziała”. Nie ma Ĺźadnego innego słowa w leksykonie, w słowniku, ktĂłre by lepiej od słowa wydarzenie identyfikowało sposĂłb, w jaki ÂŤproblemÂť (questione) stał się realny, cielesny, czasowy. Chrześcijaństwo jest wydarzeniem poniewaĹź jest wydarzeniem. Jeśli ktoś ma lepsze słowo, niech powie! Nie znaczy to, Ĺźe Andrzej i Jan powiedzieli: ÂŤTo, co nam się przytrafiło, to jest wydarzenieÂť. Nie trzeba było, rzecz jasna, Ĺźeby wyraĹźali od razu definicją to, co im się wydarzyło: co im się wydarzyło! Chrześcijaństwo jest tym, co ci się wydarza, powiedziano wcześniej. Nie ma innego słowa, Ĺźeby je opisać, tylko słowo wydarzenie: niewłaściwe są słowa: prawo, ideologia, koncepcja. Podpowiedzcie mi inne słowo, ktĂłre lepiej od słowa wydarzenie, pasowałoby do tego, co wydarzyło się tym dwom. A to, co wydarzyło się tym dwom, wydarzyło się potem rĂłwnieĹź innym, a poprzez tych, jeszcze innym, a potem jeszcze innym, aĹź do mnie: poprzez moją matkę i mojego ojca, a właściwie tylko przez matkę (bo mĂłj ojciec zrozumiał to po mnie), przez moją matkę dotarło to do mnie. Przypominam sobie, kiedy byłem mały, Ĺźe w zimowe popołudnia siedziałem u boku mamy, słuchając jak opowiadała ewangelijne przypowieści, ktĂłre przeplatała z opowieściami De Amicisa, jak ÂŤOd ApeninĂłw do AndĂłwÂť. A ja, jako dziecko, rozumiałem, Ĺźe mĂłwiła o rzeczach, ktĂłre się wydarzyły, ktĂłre miały miejsce. Ale zostawmy w spokoju owo ÂŤrozumienieÂť. Chcę powiedzieć, Ĺźe chrześcijaństwo jest wydarzeniem, poniewaĹź niema innego słowa, ktĂłre opisywałoby bardziej obiektywnie, bardziej wierni, to co się zdarzyło i Ĺźe się zdarzyło. Potem ma miejsce przepiękna praca wgłębiania się w treść tego słowa, w coś, co na początku jest ciemnym tunelem a później się rozszerza, rozprzestrzenia, w nowe zjawisko wszystkiego; wszystko zostaje odbudowane i na nowo odwrĂłcone, wszystko świeci nowym blaskiem, wszystko rozgrzewa się nową czułością; ale jest to praca, ktĂłra ma miejsce potem., natomiast dla tych dwĂłch, to się zdarzyło, zdarzyło się prawie od razu; a nawet po prostu od razu. Tak mĂłwiliśmy przy innych okazjach, wyobraĹşmy sobie Andrzeja, ktĂłry wraca od swego domu, do swojej Ĺźony i swoich dzieci, owego wieczoru: jak wszystko zostało wzburzone, ale wzburzeniem, w ktĂłrym rzeczy bardziej wracają na swoje miejsce, wszystko stawało się bardziej spokojne, a jednocześnie bardziej płonące Ĺźarem, tak, Ĺźe kiedy wszedł do domu, jego Ĺźona powiedziała mu” ÂŤale co ci się stało?Âť - ÂŤstałoÂť jest słowem bliskim słowu wydarzenie - , ÂŤAle co ci się stało? Masz zmienioną twarz!Âť. A on jąkając się, prĂłbuje przypomnieć sobie i powtĂłrzyć to, co mu się wydarzyło, a potem, pełen emocji, obejmuje swoja Ĺźonę – wyobraĹşcie sobie, Ĺźe w takim przypływie czułości obejmuje swoją Ĺźonę. A ona nigdy nie czuła się obejmowana tak jak w tym momencie. Jej mąż stał się kimś innym; nie wskutek projekcji jej umysłu i wyobraĹşni ale realnie kimś innym, poniewaĹź nigdy tak jej nie obejmował. A potem, rĂłwnieĹź następnego dnia, widziała jak traktował swoich przyjaciół, jak mĂłwił do dzieci: stało się coś, co zaczyna zmieniać konkretny, cielesny, czasowy kształt (oblicze) ich Ĺźycia. Pomyślcie co się dzieje w następnych dniach, kiedy Andrzej zaczął chodzić za tym Człowiekiem: juĹź połowę dnia spędził na łowieniu ryb, a potem, jak zazwyczaj, powinien był w domu zając się naprawianiem sieci. Tymczasem, tego dnia, po powrocie z połowu, nie pozostał w domu, Ĺźeby naprawiać sieci, i powiedział do Ĺźony: ÂŤzrĂłb to dzisiaj samaÂť i poszedł za tym Człowiekiem. Rzeczywiście następuje zamieszanie (wzburzenie), ale nie zamieszanie w tym znaczeniu, w jakim zazwyczaj uĹźywamy tego słowa, czyli w znaczeniu nieporządku, przynajmniej w odniesieniu do normalnego rytmu Ĺźycia; nie, rĂłwnieĹź w odniesieniu do zwyczajnego Ĺźycia była to zmiana korzystna, ktĂłra pozwalała na głębszy oddech, na pełniejsze Ĺźycie. MĂłwię o rzeczach, ktĂłrych większość znasz juĹź doświadczyła i aktualnie doświadcza. Być moĹźe powinniśmy bardziej patrzeć im w oczy i mĂłwić: ÂŤDzięki JezuÂť.

 

Tego typu wydarzenie postrzega się poprzez towarzystwo, dzięki bliskości innych. Co to ma wspólnego z rzeczywistością? Jeśli wydarzenie jest jakimś wtargnięciem tajemnicy w szczegół, w zamierzeniu ogarnia (angażuje) całą rzeczywistość; ale rzeczywistość często nie mówi nam o wydarzeniu. A zatem towarzystwo a rzeczywistość.

Ksiądz Giussani: Mówi się o «towarzystwie» ponieważ ono właśnie jest ludzkim fenomenem, którym posługuje się owo wydarzenie, by móc przeżyć, żeby móc powtarzać się w taki sposób, by mogło przedstawić się (zaprezentować się) także mnie. Jan i Andrzej poszli do domu, mówili ze swoimi żonami, z krewnymi. Spotykając brata Szymona, Andrzej mówi mu: «Znaleźliśmy Mesjasza», i zaprowadza go do Jezusa. Otóż, podczas, gdy Szymon oddala się od plaży –na której Andrzej, przybiegłszy do niego, wczesnym rankiem, jako pierwszą rzecz, która nie miała nic wspólnego z rybami («ile złowiliście ryb») powiedział mu: «Znaleźliśmy Mesjasza» - A więc – zapytajmy, podczas, gdy Szymon oddalał się od plaży, żeby powodowany ciekawością, zobaczyć tego Człowieka, który wzbudził taki entuzjazm u brata, poprzez jaką rzecz dotknęło owo wydarzenie? Poprzez towarzystwo brata. Kiedy wszyscy go lubili, bo czynił wiele cudów, Jego miłość (miłosierdzie, litość) do ludzi – ta miłość, która kiedyś kazała mu zawrócić: «I zobaczył tłum, który szedł za Nim i zlitował się nad nimi, bo byli jak owce nie mające pasterza» - otóż to, owa miłość (litość) obudziła w Nim taką myśl: «Dobrze, dotrę do wszystkich miejscowości i osad, gdzie ludzie Mnie oczekują, dotrę przez was». Posłał ich po dwóch, i wracając wszyscy rozentuzjazmowani mówią: «Mistrzu, to co Ty potrafisz czynić, również my byliśmy w stanie uczynić». To znaczy, ze w tej osadzie, do której udali się dwaj uczniowie, postacią nowego wydarzenia – właśnie postacią (figurą, obrazem) tego nowego wydarzenia – byli ci dwaj uczniowie, których On wysłał. Duchy były im poddane a oni czynili cuda i głosili jedną rzecz, którą On powiedział: «Królestwo Boże jest blisko, Królestwo Boże jest wśród was». A więc towarzystwo jest sposobem, narzędziem, moralnością, odmianą życia społeczności ludzkiej, którą On, Jezus, którą owo wydarzenie posłużyło się od początków, aż do teraz, którą posłużyło się, posługuje się i będzie się posługiwało, żeby dotrzeć do mnie, do nas, do każdego, aż do skończenia świata:«Będę z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata». Rzeczywiście Andrzej i Szymon powiedzieli o tym, później, swoim towarzyszom rybakom, i tam na plaży nie mówiło się o niczym innym, tylko o tym; i wracając do domu, mówili o tym swoim żonom, potem wujkom i dziadkom i sprawa się rozprzestrzeniała. I dotarła potem do tych, którzy żyli później, jak strumień: to wydarzenie docierało zawsze jak strumień, który jako zewnętrzną fizjonomię, jako zewnętrzną maskę, jako znak, który czynił go w całości obecnym, posiadał pewne towarzystwo ludzi. I ten strumień, podkreślam, poprzez wiele wieków, dotarł do mojej matki, i od mojej matki dotarł do mnie – moja matka i ja – a ode mnie do ciebie, drogi przyjacielu, do którego jako pierwszego zdarzyło mi się odezwać w szkole: «Ależ Bóg stał się człowiekiem». Słyszałeś o tym sto tysięcy razy, ale wtedy to była prawda, uznałeś to. (…)

 

Co znaczy, ze trwanie Chrystusa w świecie zbiega się (pokrywa się) z wiernością temu miejscu, towarzystwu, w które nas wciągnął?

Ksiądz Giussani: Wierność wydarzeniu jest podyktowana przez sposĂłb, w jaki wydarzenie cię dosięga. Dosięga cię w tym ÂŤmiejscuÂť, mĂłwimy posługując się pojęciem ogĂłlnym, w tym towarzystwie; i stąd właśnie wierność temu towarzystwu pozwala ci być wiernym względem wydarzenia. Jest bardzo prosta, bardzo konkretna i prosta, jak mi się wydaje, metoda z jaką Pan przyszedł na świat i ofiarował się temu, kto wskutek bĂłlu spowodowanego grzesznością albo wskutek sugestywności własnej aspiracji do szczęścia, był człowiekiem, poszukującym, jednym słowem temu, kto jeśli posłuĹźyć się przykładem, ktĂłry miał zaszczyt być cytowany przez kardynała Jerome Hamera we wstępie do pewnej książeczki – krzyczy w środku lasu, krzyczy poniewaĹź zgubił drogę: chce Ĺźyć, ale nie zna drogi, by Ĺźyć.  Wydarzenie dosięga mnie poprzez Ăłw strumień, o ktĂłrym mĂłwiłem wcześniej, strumień towarzystwa, ktĂłrego wyrazem stała się dla mnie moja mama, ktĂłry niespodziewanie rozwinął się dzięki wpływowi, jaki wywarł na mnie jeden z moich profesorĂłw w liceum, w seminarium. Nazywał się Geatano Corti. Od tamtego czasu wybuchnęło: to znaczy zaczęło się naprawdę, poniewaĹź Ĺźycie zaczyna się naprawdę, kiedy stwarza, kiedy rodzi, kiedy się komunikuje. Dlatego wierność względem wydarzenia identyfikuje się z wiernością wobec sposobu, w jaki wydarzenie cię dosięga, dotyka cię i mĂłwi ci: ÂŤObudĹş się, jestem tuÂť. Ten sposĂłb ukonstytuowany jest przez towarzystwo, w ktĂłrym i z ktĂłrym odkryłeś wydarzenie. Dla mnie takim towarzystwem było towarzystwo profesora Corti i niektĂłrych moich kolegĂłw. Razem, w trĂłjkę lub czwĂłrkę, załoĹźyliśmy wtedy, w pierwszej klasie liceum Studium Christi, poruszeni ideą, Ĺźe Słowo stało się Ciałem; poruszeni, iĹź trochę bardziej odkryliśmy, co to moĹźe mieć za znaczenie, poruszeni, iĹź po raz pierwszy w tak Ĺźywy sposĂłb odkryliśmy, Ĺźe Słowo stało się Ciałem, zebraliśmy się razem, i wydaliśmy mały miesięcznik, zatytułowany „Christus”. Wtedy druga część, grupa intelektualistĂłw naszej klasy, załoĹźyła Studium diaboli, Ĺźeby przeciwstawić się naszemu Studium Christi. A więc rektor, przyszły kardynał Giovanni Colombo, po szczęściu miesiącach wezwał mnie i powiedział mi: ÂŤSłuchaj, robicie przepiękną rzecz, ale dzielicie klasę, a więc będziecie musieli porzucić wasz zamiar, rozwiążcie się», a ja powiedziałem, jak Garibaldi: ÂŤposłuchamÂť. Ale wydawało mi się to niesprawiedliwe; zapewniłem o posłuszeństwie, ale to było niesprawiedliwe; rzeczywiście wszyscy ci, ktĂłrzy naleĹźeli do Studium diaboli na końcu roku odeszli z seminarium.

Do mnie wydarzenie dotarło pod postacią tego towarzystwa, które ukonkretniło się, w seminarium, z monsignor Enrico Manfredinim, który był jednym z naszej grupy, z monsignor Giacomo Biffi, a potem z jednym, który już nie żyje: było nas w sumie czterech czy pięciu. Ale potem, kiedy zostałem księdzem – kiedy zacząłem nauczać religii w liceum Bercheta – to towarzystwo czterech lub pięciu składało się po roku z dwudziestu chłopców z Liceum Bercheta, którzy poszli za mną; po roku była ich najwyżej dwudziestka, potem zrobiła się z tego setka. Przypominam sobie, że siedem lat później urządziliśmy jakieś ogólne spotkanie, na którym był obecny kardynał Pignoli. Było nas 107, a kardynał Pignoli powiedział: «Jednak udało ci się coś stworzyć». 107! Co by powiedział dzisiaj!? I tak oto to indywiduum, które teraz stoi tam, które z tobą nie miało nic wspólnego, nawet nie wiedziałeś, że istnieje, właśnie to towarzystwo z tamtym i z innymi, których ma dookoła siebie, właśnie to towarzystwo jest sposobem, w który dotyka cię wydarzenie i mówi ci: «Zaufaj, idź, odpuszczone zostały ci twoje grzechy, również ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej». «Ile razy powinniśmy przebaczyć? Siedem razy?». «Zawsze!» – ponieważ taki jest sens udzielonej odpowiedzi. Ale «zawsze» jest słowem nieskończonym. I rzeczywiście, to nieskończoność jest tym, co posiadamy wewnątrz doświadczenia! Jak pisała nasza przyjaciółka Lorna, która przebywa w Brooklyn: «Obietnica, dla której człowiek się urodził – obietnica sprecyzowana przez Boga wobec Abrahama, złożona Adamowi a sprecyzowana wobec Abrahama, ta, na którą nastawiona była cała historia ludu izraelskiego – obietnica albo jest w świecie, albo jej nie ma», życie jest niczym, ponieważ nie ma alternatywy. Obietnica albo jest w świecie, albo jej nie ma. Ale co oznacza Bóg Wcielony, co oznacza Jezus? To wydarzenie, w którym obietnica wkracza w świat i «jest», przychodzi, stale przychodzi, aż dociera do mnie, tak, że ja spotykam ją (obietnicę) w swoim doświadczeniu: «To, co widziały nasze oczy, to co słyszeliśmy naszymi uszami, to czego dotykały nasze ręce ze Słowa życia». Gdybyśmy każdego ranka pomyśleli, kiedy budzimy się ze snu, że obudziliśmy się, żeby zobaczyć, usłyszeć, dotknąć Słowa życia wewnątrz doświadczenia dnia! To właśnie czyni wielkim naszego przyjaciela z Rwandy – Christophera, jak mieliśmy się okazję przekonać słuchając wczoraj wieczorem jego świadectwa. Co czyni go wielkim, jeśli nie to? (…)

 

Co ma z tym wspólnego słowo charyzmat? Czym jest słowo charyzmat, kim jest?

Ksiądz Giussani: SposĂłb, w jaki dosięga mnie wydarzenie determinuje oblicze mojego doń przylgnięcia, oblicze mojego ja, ktĂłre wkracza w wydarzenie. Ten sposĂłb, w jaki wydarzenie mnie ogarnia, kształtując moją osobowość według pewnej określonej łatwości albo trudności rozumienia i kochania; ten sposĂłb, w jaki dosięga mnie wydarzenie, kształtując według pewnej określonej fizjonomii moją osobowość, to nazywa się charyzmat. Słyszeliśmy papieĹźa –przypominacie sobie, do księży, w 1985 –odwołującego się do porĂłwnywania z temperamentem, mĂłwiącego, Ĺźe Łaska działa w nas poprzez temperament, poprzez mentalność, poprzez wiele okoliczności Ĺźycia. A więc po prostu, charyzmat jest sposobem, w jaki dosięga mnie wydarzenie, określa mnie, Ĺźe tak powiem, kształtuje mnie w pewną osobowość, dzięki czemu wiara staje się, pod pewnymi warunkami, bardziej zrozumiała, logiczna, bardziej entuzjazmująca, bardziej bogata, a serce staje się bardziej wolne, przylgnięcie bardziej chciane, bĂłl staje się prostszy i ostrzejszy, podjęcie czegoś na nowo staje się bardziej natychmiastowe. W sumie, istnieje pewien sposĂłb ułatwiający przylgnięcie: to się nazywa charyzmat. I, jak juĹź powiedzieliśmy, aspektem dotykalnym charyzmatu, bo wydarzenie ma swĂłj aspekt dotykalny, jest towarzystwo poprzez ktĂłre ono – wydarzenie – mnie dosięga: forma owego towarzystwa jest formą charyzmatu. A jeśli dosięgnęło cię przez to towarzystwo tonie trzeba, Ĺźebyś szedł szukać innych, wprowadzasz obce, skomplikowane zatroskanie, ktĂłre zakłóca prostotę. „IdĹş za”: jeśli jesteś ogarnięty tym charyzmatem, „idĹş za”! Im bardziej jesteś wierny w „kroczeniu” za, tym bardziej łatwa, przekonywująca, owocna, uczuciowo sugestywna, będzie więź z Tajemnicą, ktĂłra cię wzywa. Dużą część tego dyskursu moĹźna by streścić w ten sposĂłb:  charyzmaty jest dany przez towarzystwo, w ktĂłrym spotkało się Chrystusa w sposĂłb sugestywny i bardziej jasny. Powiada kardynał Ratzinger: ÂŤWiara jest posłuszeństwem serca względem formy nauczania, ktĂłrej zostaliśmy poddaniÂť. Towarzystwo jest formą nauczania, ktĂłrej zostaliśmy poddani. Zostaliśmy poddani w tej mierze, w jakiej właśnie z tego towarzystwa, z tej formy, zrodziło się w nas przekonanie, w jakiej rozbłysła w nas większa jasność, w jakiej stało się dla nas bardziej oczywiste zaproszenie, w jakiej jakby się rozprzestrzeniło w nas miłosne przywiązanie. Dlatego, jeśli weĹşmiecie pod uwagę wszystkie odpowiedzi jakich udzieliliśmy, zauwaĹźcie, Ĺźe wszystko zostaje tutaj uproszczone. Wszystko zostaje uproszczone, poniewaĹź BĂłg przyszedł na świat nie po to, by skomplikować rzeczy, jak uczyniliby to teologowie, ale po to, by je uprosić – komplikować potrafimy wystarczająco sami. A towarzystwo jest jak mama i tata dla dziecka, masz ja tu, odnajdujesz się wewnątrz: idĹş naprzĂłd! IdĹş naprzĂłd starając się dobrze zrozumieć. IdĹş naprzĂłd starając się dobrze zrozumieć, całym otwartym sercem. Wystarczy, nie musisz się zamartwiać czymś innym. Dość ma dzień swoich trosk. Ale to co słyszycie, słyszycie po to, byście mieli radość. ÂŤWszystko to, co wam powiedziałem, powiedziałem wam, aby moja radość była w was i Ĺźeby wasza radość była pełnaÂť. Istotnie być moĹźe istotnym potwierdzeniem prawdy, do ktĂłrej przylgnęliśmy, jest nieusuwalna radość (pogoda) serca. Bo (pogoda) radość wydaje się być czymś ludzkim, tymczasem nie sposĂłb jej spotkać. Radości nie sposĂłb spotkać, chodzi o te głębiny duszy, z ktĂłrych czasem wytryska przedsmak (antycypacja) wieczności, to znaczy szczęście (gioia). Jeszcze bardziej jasnym staje się więc fakt, Ĺźe radość jest wydarzeniem dla ludzi niemoĹźliwym: znajdĹşcie mi choćby jedną osobę, ktĂłra przepełniona byłaby radością, ogarnięta radością, to niemoĹźliwe, to cud cudĂłw, to cud, ktĂłry zrodzić się moĹźe z Ĺźycia przezywanego we wspĂłlnocie. Ale radość jest nieomal, Ĺźe tak powiem, ostroĹźną (przezorną),powszechną obecnością szczęścia (gioia). Nawet nasze zł nie jest w stanie oderwać nas od tej radości, ktĂłra dana jest przez fakt, przez świadomość, bycia w ramionach Chrystusa. (…)

 

Chciałbym lepiej zrozumieć charakter wydarzeniowy szkoły wspólnoty. Na czym polega metoda szkoły wspólnoty, która pozwala zachować tego rodzaju charakter, charakter wydarzeniowy?

Prades: Jest to egzemplifikacja tego, co powiedzieliśmy również –jeśli tak mogę powiedzieć- w innych dzisiejszych odpowiedziach. Nie istnieje żaden wymiar chrześcijaństwa, który posiadałby inną logikę. Szkoła Wspólnoty jest wyrazem (ekspresją) – tak jak to się dzieje w tej chwili – tego, co się wydarza, jest to żywy fakt, który zdarza się tu i teraz, ponieważ Szkoła Wspólnoty jest jakby utożsamianiem się identyfikowaniem się, pogłębianiem zbieżności (łączności) z tym, co właśnie teraz nam się wydarza. Tak jak wówczas, kiedy siedzieli tam Jan i Andrzej, a potem Szymon, gdy przyszedł, kiedy patrzyli i słuchali Jezusa, który mówił w taki sposób, że jasnym stawała się treść całego życia.: ta rzecz była tam obecna, zdarzała się w tej samej chwili. Szkoła wspólnoty posiada tę naturę. W naturze Szkoły Wspólnoty leży komunikowanie się, ujawnianie się, przedstawianie się całej prawdy, która nam została dana, która wydarza się przede wszystkim w tym momencie.

Ksiądz Giussani: Kluczem jest słowo utożsamienie się (immedesimarsi). Wydarzenie, które jest zawsze obecne. Poprzez Szkołę Wspólnoty znajduje nas bardziej utożsamionymi z sobą. Szkoła Wspólnoty pomaga nam lepiej zrozumieć wydarzenie, a pozwalając lepiej je rozumieć, zapala bardziej serce do przylgnięcia, czyni bardziej czułą naszą odpowiedź na Wielką Obecność. Stąd uwaga obudzona przez postawione pytanie miała na celu uniknięcie, zachęcała nas do uniknięcia, jakiejkolwiek redukcji Szkoły Wspólnoty do dzieła czysto intelektualnego albo czysto dialektycznego. Ponieważ jest ona przeciwnie poznaniem czegoś obecnego, czegoś przeznaczonego do tego, by być przedmiotem własnym miłości naszego serca, tak żeby w każdej rzeczy i ponad każdą rzeczą owa Obecność była bardziej możliwa do kochania. To są tematy, które powinny rządzić waszymi rekolekcjami i dniami skupienia wciągu roku. To właśnie poprzez Szkołę Wspólnoty uczymy się, że jesteśmy prowadzeni za rękę, manu ducti, wewnątrz tajemnicy Chrystusa, który podtrzymuje każdą rzecz i w którym wszystko ma istnienie. To poprzez Szkołę Wspólnoty człowiek uczy się patrzeć na twarz dziewczyny, którą kocha, patrzeć i myśleć o tej twarzy w sposób głębszy, ciągle głębszy, aż do samego źródła, ponieważ u źródła tej twarzy jest… to jest właśnie to co często mówię komuś, kto zwierza mi się ze swej pierwszej miłości, z pierwszego kwilenia (odruchu)miłości. «Słuchaj – mówię mu – kto uczynił tę dziewczynę? Z czego jest zrobiona? Z papieru? Z aluminium? Z czego jest zrobiona? Jest zrobiona z Chrystusa, w nim wszystko ma istnienie. Kto pozwolił ci ją spotkać? Pan czasu, Chrystus. Kto nie pozwoli żebyś ją stracił, kto ci ją daje na zawsze – na zawsze? Wiekuisty, Chrystus. A więc im bardziej szczerze kochasz swą dziewczynę, bardziej wzruszającym staje się Chrystus». Czasem ktoś rozumie – bo właśnie jest tak – zwłaszcza kiedy dorośnie: i inny jest sposób, w jaki patrzy na swoją kobietę, matkę swoich dzieci; inny jest sposób, w jaki myśli o swoim domu- do którego wraca zmęczony całodzienną pracą – i przewiduje zmartwienia i trudy, jakie przyjdzie mu znosić, i przygotowuje się do miłowania rzeczywistości taką, jaką jest. Szkoła wspólnoty powinna ubogacać (czynić bogatą) autonomię z jaką my przyspieszamy dojrzewanie samych siebie, powodujemy dojrzewanie nas samych, kiedy bardziej staramy się zrozumieć relację jaka zachodzi między nami a wielką obecnością Chrystusa. pomyślmy, bo jest to jeden z fragmentów, które najbardziej uderzają, i który często cytowaliśmy, o Chrystusie i Zacheuszu. Ostatnią rzeczą, której ten człowiek mógł się spodziewać, było, że Chrystus się zatrzyma i powie: «Zacheuszu!». Zawołał go po imieniu, «Zacheuszu!», on był szefem mafii z Jerycha, wszyscy go przeklinali, kradł bez litości. «Zacheuszu!», i takim głosem…. Pomyślcie jak ześliznął się z drzewa i poleciał do swojego domu (trzeba by tu powtórzyć to, co powiedzieliśmy o żonie Andrzeja). Szkoła Wspólnoty opisuje ci fakt, i opisuje zaszłą przemianę, a to uzmysławia w jaki sposób powinna zajść przemiana w nas, sprawia, że pragniemy, by w nas zaszła przemiana: każe nam się modlić. Dlatego nie sposób przeprowadzać Szkoły Wspólnoty bez modlitwy – nie da się rozumieć bez modlitwy, rozumiemy modląc się, modlimy się bo rozumiemy. A potem nie sposób, żeby czytać i rozumieć Szkołę Wspólnoty nie przewidując nie planując przemiany siebie: plan, który bardzo pokornym znakiem, ze względu na wszystkie poczynione już doświadczenia własnej słabości, «nadziei wbrew nadziei», żeby posłużyć się słowami świętego Pawła. Mamy nadzieję! Dlatego człowiek, który serio przeżywa Szkołę Wspólnoty jest jak ktoś, kto wędruje prosto przed siebie ze wzrokiem utkwionym w przeznaczenie, upada i powstaje, i nic nie może go zatrzymać. Szkoła Wspólnoty jest aktem życia, w przeciwnym razie nie jest Szkołą Wspólnoty, aktem, który w słowniku chrześcijańskim mógłby się zwać «medytacja». Medytacja jednak jest poznaniem głębszym, nie jest jakimś nieokreślonym stanem opuszczenia duszy. Pod koniec Szkoły Wspólnoty człowiek potrafi zdać sobie bardziej sprawę z tego, co czyni, potrafi bardziej uzasadnić to, co czyni, przed innymi. I patrzy na tych, z którymi uczestniczy w Szkole Wspólnoty, urzeczywistniając to, co mówi św. Paweł: «Uważajcie innych za lepszych od siebie, miejcie wobec nich więcej szacunku niż wobec siebie». Patrzy na nich i mówi: «Kochają się i to przez nich zdarza się to, co się wydarzyło, a więc zdarza się moje stawanie się mną samym, to że mogę kroczyć naprzód: to jest droga, kocham swoją drogę/ idę do szkoły i kocham moją drogę, idę do pracy i kocham moją drogę, wracam do domu, gdzie mama i tata ciągle się kłócą i kocham moją drogę, jestem chory u kocham moją drogę». Istnieje pewne słowo, które uzmysławia wszystko, które streszcza cały owoc i wartość Szkoły Wspólnoty rzeczywiście przeprowadzonej: tym słowem jest ofiara. Co znaczy ofiarować? Co znaczy: «Panie, ofiaruję Ci»? Mam pragnienie, piję: nie jest wtedy rzeczą bezpodstawną, śmieszną, myśl: «Panie, ofiaruję Ci». Oznacza to dwie rzeczy. Po pierwsze: uznaję, że konsystencją aktu, czynu, który urzeczywistniam, konsystencją więzi jaką przeżywam – ponieważ jest relacją (więzią) – jesteś Ty, jest Ktoś Inny; konsystencją relacji pomiędzy mną a twarzą kogoś, kogo kocham jest Ktoś Inny. I dlatego – po drugie – proszę tego Kogoś Innego, żeby ukazał się w moim geście, żeby zamanifestował się w mojej więzi, to znaczy żeby przemienił tę więź, żeby uczynił ja bardziej prawdziwą, dobrą, świetlistą, jasną, bardziej definitywną, bardziej pozostającą w służbie przeznaczenia, bardziej świętą: świętość na tym polega. Na temat świętości napisaliśmy rozdział podczas jednej z naszych Szkół Wspólnoty. Jest to rozdział, który zrodził się na jednej ze Szkół Wspólnoty i znajdziecie go w książce, której tytułu nie pamiętam, ale również w książce, którą chciałbym żebyście wszyscy przeczytali, ponieważ jest przepiękna: „Święci” Martindalego; otóż to, wprowadzenie do «czym jest świętość» jest opracowaniem jednej ze Szkół Wspólnoty. Człowiek, który spotyka się przez godzinę z przyjaciółmi i odkrywa te same rzeczy, któremu zostają powiedziane zapala się (egzaltuje się), w etymologicznym znaczeniu tego słowa! Ponieważ bycie egzaltowanym oznacza, że człowiek wnosi się na całą długość swej relacji do nieba, rozprzestrzenia się na całą szerokość swojego miłosnego uścisku z rzeczywistością. Istnieje korzyść zmówienia tych rzeczy, bo to nie jest poezja; albo lepiej: to jest poezja, co więcej, życie staje się poezją, ale nie są to próżne wyobrażenia, istnieje pewna korzyść powiedziałem: bo alternatywą tej poezji jest nicość, a jeśli istnieje jakieś oszustwo, to jest nim twierdzenie że nicość jest czymś, co istnieje; jest rzeczą oczywistą, że rzeczy istnieją, dlatego twierdzenie, że wszystko zmierza do nicości jest oszustwem, najwyższego rzędu oszustwem, szatanem, szatanem myśli i serca. Ale jeśli rzeczy nie zmierzają do nicości, to trzeba postępować jak należy, dobrze iść drogą, ażeby dobrze iść, trzeba muzyki – ne impedias musicam mówi Pismo w innym kontekście i w innym sensie, ale tak czy owak ma rację. Natomiast pojęcie poezja jest trafne, w sensie dosłownym, ponieważ «poesia »pochodzi od greckiego poieo, co oznacza stwarzać, czynić, kształtować, czynić kształtując: stwarza się własne życie i nic nie jest zbyteczne, nic nie ucieka, nic nie jest nieważne, i nawet nasze zło staje się dobrem. Medytacja tego na Szkole Wspólnoty prowadzi do większego uczucia –przynajmniej według mnie, cała nasza Szkoła Wspólnoty budzi w nas większe uczucie na ten temat -, i nie posiadamy żadnej innej literatury, w której moglibyśmy czytać o tych sprawach: miłosierdzie, Byt jako miłosierdzie, jak tłumaczył Papież w swojej encyklice. Co znaczy miłosierdzie? Że w pewnej rzeczywistości wynosi się na wierzch, potwierdza się aspekt bytu, dobra, podczas gdy znika, upada aspekt zły. Syn marnotrawny roztrwonił wszystko, na wszystkie możliwe sposoby, ale jest synem: podnosi się, wynosi się na wierzch, walor synostwa a reszta jakby przepada, znika, nie istnieje więcej: to jest syn, koniec kropka (basta). A miłosierdzie ma w historii swe imię: Jezus Chrystus, do tego stopnia wydarzenie jest konkretne, precyzyjne. Ma swoje imię! Szkoła Wspólnoty jest rzeczywiście stałym odkrywaniem. Kto czyni ja choć trochę serio może przysiąc, że tak jest, to znaczy może potwierdzić, to co mówię.

Tłum. ks. Joachim Waloszek


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją